niedziela, 27 września 2015

Sasunaru XVIII







- Ale co? Jak przezywam Cię od debili? To chyba nie jest zaleta. Nie chcę, byś do końca życia się dołował. - cicho się zaśmiałem, musnąłem wargami jego ciepłe czoło.
- Nie czarnuchu! To, że jesteś inny. Że kpimy z siebie, ale się nie obrażamy. Że mogę się wygłupiać, śmiać. To, że jako pierwszy chciałeś mnie poznać, mimo iż reszta obawiała się mnie... Moich wysoko postawionych rodziców i babci... Nie bałeś się mnie... Oswoiłeś mnie... Nie wiem, co zrobiłeś, ale ... Pokochałem Cię za ten Twój wredny charakter... Wiecznie nieodgadniony wyraz twarzy... Nawet za to, że jesteś moim rywalem... Sasu... Obiecaj mi, że nie znikniesz z dnia na dzień...
- Obiecuję Ci to Naru. A teraz już chodźmy. Musimy sprawdzić co u Karin.
- Masz racje. Pewnie nie daruje mi, że ściągnąłem na nią takie niebezpieczeństwo.
- To, co Ty jej powiedziałeś? - uniosłem swoją prawą brew do góry, a na mojej twarzy zamajaczył kpiący uśmiech. Zacząłem się już domyślać, jaką bajeczkę mógł wcisnąć jej kuzyn.
- Yhm... No powiedziałem, iż musi ciężko rannego chłopczyka uleczyć, bo zaraz mogą go na stole operacyjnym stracić. A wiesz jak to Karin, wzruszyła się i ruszyła z pomocą. - słysząc ostatnie słowo, z moich ust wydobył się niepohamowany śmiech. Zmierzwiłem palcami blond czuprynę, a następnie moje usta dotknęły opalonego nosa Naruto.
- Ty to wiesz jak grać ludziom na uczuciach. Czasami żałuję, że nie mam takich zdolności jak Ty.
- Nie musisz. Ty to już jesteś wredny od urodzenia. Ja przynajmniej uczę się od mistrza.
- Oh sugerujesz coś Uzumaki? - mruknąłem cicho w brązowe wargi, a następnie kilkakrotnie je musnąłem. Słysząc ciche westchnienie mojego chłopaka, uśmiechnąłem się, a chwilę później stałem kilka kroków przed nim. Widząc jego błyszczące oczy ze zdenerwowania, zrobiłem niewinną minę i ponownie schowałem ręce do kieszeni moich spodenek.
- To idziemy? - spytałem obojętnie, po czym wyszedłem z zaułka, nie czekając na blondyna. Kilka sekund później do moich uszów dotarł epitet „pieprzony dupek". Lekko drgnęły moje wargi ku górze i nic sobie z tego nie robiąc, skierowałem się do szpitala.
- Sasuke?
- Tak? - spojrzałem na niego z obojętną miną, mimo że w moich oczach można było dostrzec łobuzerskie ogniki.
- Wiesz, że straszny z Ciebie dupek?
- Wiem.
- I Ciebie to nie rusza?
- Rusza mnie na dole, gdy śpię.
- Nie kłam Uchiha. Hej, ale że co?! - widząc jego duże niebieskie oczy, ponownie zachciało mi się śmiać, lecz się opanowałem. Chwilę później na jego twarzy można było dostrzec delikatne rumieńce. Spytałem niewinnie.
- O czym pomyślałeś Uzumaki? - wygiąłem usta w kpiącym uśmiechu, po czym niedbale obrzuciłem wzrokiem okolice, w której się znajdowaliśmy.
- O Twoich majtkach w smerfy, które znajdują się w Twojej szafie schowane w szkatułce. Tak, chyba w szkatułce. - słysząc kompromitującą mnie rzecz, moje wargi się minimalnie się otwarły. Gdy spostrzegłem zwycięską minę Naruto zamknąłem ją i spojrzałem w niebo.
- A skąd Ty o tym wiesz Naruto?
- Hmm wiesz, jak Ty robiłeś jakiś czas temu śniadanie, a raczej obiad dla nas to hmmm... Szukałem jakichś ciuchów dla siebie no i natknąłem się na taki zabytek. - zakłopotanie Uzumakiego szybko zamieniło się w chytry uśmieszek. Zagryzłem dolną wargę w oczekiwaniu na cios, który za chwile miał nadejść.
- Takie rzeczy się chowa Uchiha. Jednak zmieniłem zdanie. Jesteś jełopem do potęgi. Koniec kropka. - przymrużyłem powieki i spojrzałem na niego z lekkim poirytowaniem.
- Kogo nazywasz jełopem głąbie?
- Ciebie. A teraz się zamknij, bo do szpitala wchodzimy.
- Policzymy się później. - mruknąłem cicho pod nosem i razem za moim przyjacielem z drużyny wszedłem do wielkiego, białego gmachu. Rozejrzałem się po wnętrzu i zmarszczyłem nos, gdy poczułem specyficzną woń tego miejsca. Szedłem za nim cały czas, bacznie lustrując wzrokiem otoczenie. Mimo że nie przepadałem za Karin to była urocza na swój sposób. Zwłaszcza jak mój młotek dostawał od niej lanie. Lekko kąciki ust drgnęły mi ku górze.
- A Ty Co się tak cieszysz draniu?
- Nic. Po prostu mi wesoło na samą myśl, że dostaniesz lanie od kuzyneczki.
- Nic mi nie wspominaj o tym. - gdy jęknął, klepnąłem go pocieszająco w ramie, a następnie otwarłem drzwi do pokoju nr 18 i bezceremonialnie go tam wepchnąłem.
- No to zostawiam was samych. Przyjdź później.
- Jasne. - ciche mamrotanie ze strony niebieskookiego ponownie spowodowało dzisiejszego dnia u mnie powód do śmiechu. Zamknąłem za nim drzwi i ruszyłem wzdłuż korytarza z rękami w kieszeniach.

****

Minęły dwie godziny, a ja już bez niego wariowałem. Nie mogłem uwierzyć, że dałem się tak ponieść uczuciom. Odkąd Uzumaki ponownie odzyskał pamięć, moje uczucia tylko się wzmocniły. Wiedziałem, że nie mogę go ponownie stracić. Nie, teraz gdy tak bardzo go potrzebowałem. Donośny dzwonek wytrącił mnie z rozmyślań. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi, a następnie je otwarłem. Widząc uśmiechniętą twarz blondyna, moje kąciki ust momentalnie uniosły się ku górze. Złapałem go za biodra, a następnie wciągnąłem do pokoju. Przymknąłem drzwi nogą, a chłopaka przyparłem do drzwi. Momentalnie zacząłem brutalnie, a zarazem namiętnie całować jego wargi. Chwilowe oszołomienie z jego strony zniknęło i pojawiły się te same uczucia co u mnie. Przygwoździłem go ciałem do drzwi, a sam położyłem dłonie pomiędzy głową Naruto. Musnąłem ostrożnie jego wargi, a mój wzrok spoczął na lazurowych oczach.
- I jak było?
- Wiesz, nawet nie było tak źle. Rozmawialiśmy z Karin... Pomożemy moim rodzicom odbudowywać naszą wioskę. Karin chce wrócić i pomagać jako medyk. Wiesz... Myślałem nad misją w odnalezieniu jinchurikich. Moglibyśmy im pomagać, a jeśli by chcieli i babunia wyraziła zgodę, mogliby dołączyć do naszej wioski. Zdaję sobie sprawę, jak ludzie traktują nas, jinchuriki, ale... W naszej wiosce już wiedzą, iż nie jesteśmy tacy źli jak myślą... Pomożesz mi i Karin?
- Co to za głupie pytanie? Oczywiście, że tak Naruto. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech. „On myśli, że będzie musiał pytać o zgodę, nie zdając sobie sprawy, że lada moment to on będzie wydawał rozkazy”. Cicho się zaśmiałem i lekko przekrzywiłem głowę w bok.
- Jak sprawa z Itachim?
- Jutro może wracać, ale mówił, że wróci za tydzień, bo ma jakąś sprawę do załatwienia z Akatsuki.
- Z Akatsuki? Oni go zabiją. - na mojej twarzy pojawiło się przerażenie. Nie chciałem go stracić, gdy właśnie ponownie odzyskałem. Zacisnąłem palce w pięści. Poczuwszy delikatne dłonie blondyna na swoich barkach, zerknąłem na niego.
- Nic się nie martw. Kapitan Yamato może go śledzić, toteż możemy wyruszyć niezwłocznie za nim i w razie czego mu pomóc. Zgadzasz się?
- T-tak, ale oni polują na Ciebie... Na was... To niebezpieczne Naruto. Nie możesz się tak narażać!
- I tak prędzej czy później przyszliby po mnie do wioski... Nie chcę narażać naszego domu... On... On jest dla mnie zbyt cenny, by go zniszczyć... Chcę mieć to z głowy. - gdy jego głos stwardniał, nie miałem wątpliwości, że nic go nie powstrzyma. Że pójdzie, nie ważne co mu się powie. Kiwnąłem zrezygnowany głową i wtuliłem się w jego ciepłe ramiona. Tak bardzo w tym momencie nie chciałem niczego więcej, tylko tego ciepła i bezpieczeństwa. Sprawiał, że wszystkie zmartwienia ulatniały się w mgnieniu oka. Przy Naruto wszystko wydawało się takie proste. Przymknąłem na chwilę powieki, lecz gdy je otwarłem, w moich oczach było widać wyraz determinacji.
- Możemy ruszać.
- Tak myślałem. Za 10 minut pod główną bramą wioski. - gdy ostatnie słowa zostały wypowiedziane, przed moimi oczyma pojawił się biały dym. „A więc wiedział, że się zdecyduję i wysłał klona. Spryciarz”. Uśmiechnąłem się do siebie. Po kilku minutach byłem spakowany i ruszyłem biegiem w umówione miejsce. Gdy dotarłem byli tam wszyscy, a konkretnie Naruto, mistrz Kakashi i Yamato, Sakura, Kiba i Hinata. Tropiciele, medyk i bezmyślny dupek. Mimo tego byłem mu wdzięczny za to, co dla mnie robi.
- To co? Idziemy po Uchihe?
- Jednego Uchihe już masz. Mało Ci Naruto? - z cienia wyłoniła się sylwetka Saia. Słysząc śmiech niebieskookiego, spojrzałem na niego z lekko uniesioną brwią ku górze.
- Nigdy za mało. Wiesz Sai, zawsze dwóch Uchiha w ANBU albo jako shinobi wzmocni naszą wioskę. Poza tym Itachi jest bohaterem. Ruszajmy, bo możemy nie zdążyć. - po chwili na jego twarzy pojawiła się powaga, jakiej dotąd nie znałem. Wyglądał jak nie on. „Mu naprawdę na tym zależy”. Powiedział cichy głosik w mojej głowie. Ruszyłem za całą resztą. Nie chciałem koło Naruto. W tym momencie by mnie rozpraszał, a chciałem maksymalnie skupić się na odnalezieniu brata. Wiedziałem, że jak się zorientuje, to go nie odnajdziemy. Był dobry. Chociaż to było mało powiedziane.

****

Minęły dwa dni. Mimo wspaniałej grupie tropicieli jeszcze nie dotarliśmy do Itachiego. Kiba podejrzewał, że mój braciszek zorientował się i tworzył klony. A to było prawdopodobne. W końcu zatrzymaliśmy się przy rzece, by zregenerować siły oraz omówić dalszy plan działania. Usiadłem po turecku koło Uzumakiego i lekko ocierałem się kolanem o jego nogę. Zacząłem słuchać z uwagą szarowłosego.
- Drużyno. Jeśli tak dalej będzie to może być za późno na cokolwiek. Musimy się rozdzielić. Hinata, Naruto i Sakura oraz Yamato będą razem. Natomiast ja, Sasuke oraz Kiba z Saiem będziemy drugą grupą. Zrozumiano? Później jak zajdzie taka potrzeba podzielimy się na jeszcze mniejsze grupy. Za godzinę wyruszamy. Zbierzcie siły.
- Jasne. - powiedzieliśmy chórem. Nie odpowiadało mi to, że będę rozdzielony z Naruto, ale również wiedziałem, że taki podział jest wyrównany siłą. Że było po równo. Wstałem i ruszyłem do lasu. Po 5 minutach dołączył do mnie mój chłopak. Oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy.
- Damy radę Sasuke. Znajdziemy go, a potem rozwalimy to durne Akatsuki.
- Oby tak było. - mruknąłem, będąc niezbyt optymistycznie nastawionym do tego. W końcu Itachi również w przeszłości był tropicielem. Umiał się bardzo dobrze kamuflować. Najbardziej prawdopodobne było to, że go nie znajdziemy wcale.
- Głowa do góry Sasu. Myśl bardziej optymistycznie. - czując jego ciepłe wargi na swoim policzku, delikatnie się uśmiechnąłem. Dalej nie wiedziałem, jak w jednej sekundzie potrafi sprawić, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Przejechałem opuszkami palców po jego policzku, cicho wyszeptałem.
- Kocham Cię Naruto Uzumaki.
- Ja Ciebie również Sasuke Uchiha. Nie mów takim głosem, jakbyśmy mieli się żegnać.
- Nie mówię. - burknąłem, lecz mimo tego na mojej twarzy było można dostrzec wyraz rozbawienia.
- Masz szczęście draniu. A teraz do roboty!
- Jakiej roboty? Robótki ręcznej? - nie mogłem się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. Widząc zawstydzenie na twarzy blondynka, z moich ust wydobył się cichy śmiech. Otarłem się kroczem o jego, po czym nachyliłem się i musnąłem jego usta. Gdy mój pocałunek został odwzajemniony, uśmiechnąłem się i oparłem o drzewo.
- Dupek. - ciche mruknięcie z ust mojego przyjaciela ponownie spowodowało u mnie napad wesołości. Po chwili opanowałem się i spojrzałem na niego.
- Mówiłeś coś?
- Dupek. - widząc, jak odchodzi w stronę naszej paczki, moje usta drgnęły ku górze.
- I on ma być na górze? Jeszcze czego. - mruknąłem z rozbawieniem, po czym sam powoli zacząłem się kierować ku miejscu, gdzie rozbiliśmy obóz. Gdy dotarłem, usłyszałem głos Sakury.
- Gdzie się tak długo podziewałeś Sasuke-kun?
- Byłem się przejść. Spacer pomaga mi myśleć.
- To Ty myślisz Uchiha? - spojrzałem w stronę, z której dobiegał głos. Gdy upewniłem się, że powiedział to Naruto prychnąłem.
- W przeciwieństwie do Ciebie Uzumaki to tak.
- Dureń.
- Młotek.
- Idiota.
- Tchórzliwa fretka.
- Skończyliście? Musimy ruszać. - głos Kakashiego wytrącił nas z kłótni. Obaj spojrzeliśmy w jego kierunku, a raczej na jego książkę, którą czytał. Zmarszczyłem nos i mruknąłem.
- Jestem gotowy Kakashi. Przestałbyś w końcu czytać tą swoją głupią książkę.
- Ej nie obrażaj książki mojego chrzestnego. - skrzywiłem się na tę uwagę. Całkowicie wypadło mi z głowy, że chrzestny Naruto pisze takie książki. A Jiraya był dla niego świętością. Ugryzłem się w język.
- Przepraszam Naruto.
- Dupek. Ruszamy kapitanie Yamato?
- T-tak Naruto. Tylko Sakura uzupełni apteczki i możemy ruszać.
- Ok. To idę się dopakować. - spojrzałem z żalem za Naruto. Spodziewałem się, że będzie na mnie zły przez dłuższy czas. Klepnąłem się dłonią w czoło, po czym spakowałem zestaw moich kunai do torby. Usiadłem przy drzewie w oczekiwaniu na moją drużynę.

****

Nareszcie wyruszyliśmy. Myślałem, że nigdy to się nie stanie. Przecież w tym momencie liczyła się każda sekunda. Sekunda życia Itachiego. Być może. Westchnąłem ciężko. O co mu chodziło? Zwłaszcza gdy mógł wrócić do wioski. Gdy nie był już zbiegłym shinobim. Nigdy nie mogłem go zrozumieć. Zawsze opanowany, bez emocji. Czasami mogłem dostrzec na jego twarzy uśmiech. Te nieliczne momenty, gdy z nim przebywałem. Nawet dla matki był zimny i bez wyrazu. Cicho westchnąłem i nieco przyśpieszyłem. Chciałem zadać mu tyle pytań. Spojrzałem kątem oka na swoją drużynę.
- Czekajcie. Chyba coś mam. - przystanąłem na słowa psiarza. Po chwili staliśmy w kole. Obserwowałem z uwagą, jak wdycha powietrze. Chwilę później Akamaru zaszczekał.
- Na 2. Jakieś 50 km od nas wyczuwam potężną chakre. Musimy się śpieszyć.
- Hai. - kiwnąłem głową i wznowiłem nasze poszukiwania. Nie mogłem uwierzyć, że to już tak blisko. Że prawdopodobnie ujrzę Itachiego.
- Jak powiadomimy resztę?
- Wyślij klona. Masz większy zapas chakry ode mnie Sasuke.
- Dobrze. - minimalnie moje wargi ułożyły się w uśmiechu. Sformowałem pieczęcie, a gdy pojawił się klon, zostawiłem go w tyle. Wiedział co robić. Zwłaszcza że mojego Naruto zawsze umiałem znaleźć. Według Kiby byliśmy coraz bliżej. W końcu i ja zacząłem wyczuwać potężną chakre. Zdecydowanie należała do mojego brata. „Co on wyprawia? Walczy?” moje brwi się zmarszczyły, po czym przyśpieszyłem tempo, chcąc jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Nie minęła minuta, gdy przedarłem się przez gęste zarośla. Rozejrzałem się, a moim oczom ukazała się niewielka polana, na której stały dwie postacie. Widząc długie, brązowe włosy odetchnąłem z ulgą. Żył. To było w tym momencie najważniejsze.
- Itachi! - zawołałem. Wysoka sylwetka mężczyzny odwróciła się w moją stronę. Widząc, jak z jego ust spływa krew, zacząłem biec w tamtym kierunku. Do moich powiek zaczęły napływać łzy, które starałem się hamować. Nie chciałem się rozpłakać. Miałem nadzieję, że to tylko głupi brat. Że jest zdrowy. Gdy dobiegłem do Itachiego osunął się w moje ramiona. Spojrzałem w jego czekoladowe oczy, po czym mocno go do siebie przytuliłem.
- Itachi, nic Ci nie jest?
- Nie, to nic. Martwię się o Naruto...
- Naruto? Co z nim?
- Tobi chce go zabić z resztą członków. Nagato się zbuntował, to go uwięzili. Chciałem go uratować, ale jak widzisz napotkałem Tobiego. Podejrzewam, że jest on z naszego klanu Sasuke. Uciekajcie.
- Nie uciekniemy. Mistrzu Kakashi!
- Tak wiem. Sai weź brata Sasuke na ptaka, po czym poszukaj Sakury z resztą. Zresztą wiesz co robić.
- Dziękuję Kakashi. Opiekuj się Sasuke.
- Będziesz miał okazję się nim później opiekować Itachi. Ruszaj Sai. - widząc, jak rysunek czarnowłosego chłopaka ożywa, odetchnąłem w duchu. Następnie mój spoczął na czarnej pelerynie w czerwone chmurki. Zmarszczyłem nos i wyjąłem z plecaka kunai. Zacisnąłem na nim palce i syknąłem.
- Zabiję Cię, kimkolwiek jesteś. Za Itachiego i Naruto.
- Zabawny jesteś. Nawet nie będziesz w stanie mnie tknąć. - na jego słowa moje kąciki ust drgnęły ku górze. Wyczuwałem coraz bardziej Naruto. Miałem nadzieję, że mój plan opracowany na szybko się na coś zda. Spojrzałem na szarowłosego, podniosłem się i szybko wyszeptałem do jego ucha kilka słów. Gdy to zrobiłem zaatakowałem przeciwnika kunaiami. Widząc, jak przez niego przenikają, uśmiechnąłem się zwycięsko. Chwilę później rasenganem od tyłu zaatakował go blondas. Gdy przenikał przez nieznajomego Kakashi użył swojego kamui i przeniósł rasengana w inny wymiar. Spojrzałem z wyższością na tamtego, gdy obok mnie pojawił się nastolatek z resztą drużyny. Moim oczom ukazało się oderwane ramie i cieknąca z niego krew.
- Mówiłeś coś? - spytałem z ironią, po czym zacząłem podchodzić jeszcze bliżej, ale na bezpieczną odległość. Wolałem nie ryzykować. Zwłaszcza że miałem tego śmiecia na wyciągnięcie ręki. Spojrzałem za siebie. Gdy nie spostrzegłem różowowłosej dziewczyny z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. Moje czarne włosy opadły mi na oczy, które idealnie się ze sobą zlewały kolorem. Zacisnąłem mocniej palce na broni, gdy poczułem na ramieniu mocny uchwyt czyjejś dłoni. Spojrzałem w tamtym kierunku.
- Sasuke, opanuj się do cholery!
- Zabije śmiecia! Za to, że skrzywdził mi brata! - wrzasnąłem sfrustrowany, po czym ponownie wbiłem wzrok w Tobiego. W jednego z członków mojego klanu. Wiedziałem, że gdyby spojrzenie miało magiczną zdolność zabijania, on leżałby już trupem.


Beta: Oliwia M.

3 komentarze:

  1. Nie chcę być niemiła czy coś, ale beta nie poprawiła wielu błędów. Nic nie sugeruje, tylko informuje o tym:)
    "Sai weź brata Sasuke na ptaka..." - miałam skojarzenia, hehehe xD.
    Nieźle się zapowiada. Wiedz, że ja będę czekać na kolejną część. W sumie to ja zawsze czekam.
    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się najlepszym. Robiła na szybko gdyż chciałam na dzisiaj rozdział dać. Wiele mojej becie zawdzięczam :3 No i o to chodzi, ten tekst miał być taki z podtekstami ;> Dziękuję, mam nadzieję że pozostałe teksty również będą się podobały. Dziękuję i również pozdrawiam Kana :*

      Usuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, o Itachi zaatakował Akatsuki, mam nadzieję że przeżyje i pokona wszystkich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń