piątek, 23 października 2015

Sasunaru XIX






Moje czarne włosy opadły mi na oczy, które idealnie się ze sobą zlewały kolorem. Zacisnąłem mocniej palce na broni, gdy poczułem na ramieniu mocny uchwyt czyjejś dłoni. Spojrzałem w tamtym kierunku.
- Sasuke, opanuj się do cholery!
- Zabije śmiecia! Za to, że skrzywdził mi brata! - wrzasnąłem sfrustrowany, po czym ponownie wbiłem wzrok w Tobiego. W jednego z członków mojego klanu. Wiedziałem, że gdyby spojrzenie miało magiczną zdolność zabijania, on leżałby już trupem. Chciałem się ruszyć, podejść, lecz ta dłoń skutecznie przytrzymywała mnie w miejscu. Spojrzałem ze wściekłością na Uzumakiego.
- Czego?! Nie chciałbyś go zabić, gdybyś miał taką możliwość?! Gdyby skrzywdził Twoją rodzinę?!
- On skrzywdził członka mojego klanu Sasuke... Ibiki się nim zajmie... Chyba że przeniesie się do innego wymiaru, a z niewiadomych przyczyn tego nie robi.
- Uzumaki Naruto. Jinchuriki dziewięcioogoniastego. Sam do mnie przyszedł. Nareszcie. - spojrzałem na Naruto. Na jego spokojną twarz. Więc spodziewał się walki i był zdeterminowany tu i teraz walczyć z zamaskowanym mężczyzną. Przecież nie mogłem mu na to pozwolić. Nie teraz, gdy jest tak blisko spełnienia swoich marzeń. Zacisnąłem dłonie w pięść. Jego ciepła dłoń na moim barku wzmocniła uścisk. „Od kiedy on taki rozważny i spokojny?”
- Przyszedłem. I chcę z Tobą walczyć. Proszę, odsuńcie się przyjaciele. Niech nikt się nie wtrąca do walki. - jego beznamiętny, a zarazem spokojny głos mnie przeraził. „Co on chce do cholery zrobić?!” Coś krzyknęło w mojej głowie. Chwilę później obok mnie buchnął biały obłok. „A więc znowu klon”. Zaczynały mnie wkurzać jego klony. Spojrzałem ze złością na Naruto który zaczął zbliżać się do mężczyzny z Akatsuki.
- Naruto stój do cholery! Nie rób głupot! - szybkim gestem obrócił się do mnie. Bałem się, widząc determinację na jego twarzy. Bałem się, że go nie zatrzymam. Zdawałem sobie sprawę, że ciężko będzie go przekonać do zmiany decyzji.
- Sasuke zrozum... Chce ratować wioskę, moją rodzinę, resztę shinobi. Nie chcę, by wioska cierpiała tak jak wioska mojej mamy... Ciężka jest dola shinobiego bez własnego kraju... Widzicie... Gdy pokonam jego, Akatsuki skończy się raz na zawsze, ludzie przestaną cierpieć, przestaną znikać jinchurki... Może ludzie w końcu zaczną się rozumieć... - gdy wypowiedział ostatnie słowa, jego ręce zaczęły formować nieznaną mi dotąd pieczęć. Spojrzałem na mistrza Kakashiego, który patrzył zaskoczony na blondyna.
- Mistrzu Kakashi. Co się dzieje? Co Naruto robi? - pierwsza odezwała się Sakura. Byłem jej wdzięczny za to pytanie. Sam nie byłem w stanie go zadać. Byłem w zbyt głębokim szoku. Nie mogłem uwierzyć, że ten dureń tak się podkłada. W tym momencie zrozumiałem, że wioska zawsze będzie ważniejsza niż ja. Miał podobne ideały do Jirayi oraz swojego ojca. Cała trójka byłaby w stanie oddać za wioskę życie, nie bacząc na to, że mogą zginąć, że opuszczą osoby, które kochają. Spojrzałem bezsilnie na plecy mojego chłopaka.
- Skąd on zna tę technikę... Przecież to niemożliwe...
- Ale co? - spytałem zimnym tonem. Miałem złe przeczucia co do tej techniki. Zrobiłem kilka kroków w stronę Uzumakiego, lecz nagle natknąłem się na niewidzialną barierę. Zostałem odrzucony do tyłu. Skrzywiłem się z bólu i podparłem się na łokciach. Różowowłosa zaczęła biec ku mnie.
- Sasuke-kun, nic Ci nie jest?
- Nie, to nic takiego. Co to do cholery jest?
- To jest bardzo stara technika klanu Uzumaki. Bariera, pułapka? Ciężko to określić Sasuke. Tylko jedna żywa osoba może z niej wyjść. Albo Naruto, albo Tobi. Widzisz, jest jeden plus tej techniki. Członek Akatsuki nie będzie mógł się teleportować w inny wymiar. Zostanie w tym. Natomiast Naruto będzie mógł korzystać z pomocy Kuramy. Tak przynajmniej mi się wydaje.
- Co za idiota. - mruknąłem i z uwagą obserwowałem dwie sylwetki, które przygotowywały się do walki. Gdy obok mnie pojawił się Itachi odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej o jednego mniej miałem na głowie, co nie znaczyło, że nie porozmawiam sobie z nim, jak wrócimy do wioski. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mój młotek może przegrać, umrzeć. Przysłuchiwałem się wymianie ich zdań, ale nie rozumiałem, co do siebie mówią. Szanse wygranej zdawały się po stronie Naruto. Miał nieograniczony zapas chakry, ale to właśnie on dostawał większe obrażenia. Wiedziałem z własnego doświadczenia, że z sharinganem ciężko wygrać. Zwłaszcza że nie można właścicielowi owych oczów spojrzeć w nie. Zacisnąłem bezradnie palce i spojrzałem na pozostałą drużynę. Jedni byli w skupieniu, drudzy rozemocjonowani. Spojrzałem na Hinate, na jej zarumienione policzki i trzymane kciuki. Poczułem w tym momencie zazdrość. Miałem konkurencje w postaci Hyugi. Ona go kochała od dziecka, obserwowała. Znała bardziej aniżeli ja. I to dawało mi powód do zazdrości. Miałem ochotę podejść do niej i powiedzieć jej kilka słów. Chociaż nie była niczemu winna, nie była winna mojej głupiej zazdrości. Westchnąłem i spojrzałem ponuro na mocno poturbowanego Uzumakiego, który niemal ociekał krwią, lecz jego twarzy nadal nie opuszczał wyraz determinacji. „Czyżby miał jakiś plan?” Ponownie spojrzałem na kruczoczarną dziewczynę. Na jej twarzy nie można było dostrzec niepokoju ani zdenerwowania. Jedynie nadzieje i troskę. "Czyżby ona wiedziała coś, czego ja nie wiem." Podszedłem do niej i obojętnie spytałem.
- Nie martwisz się o Naruto? Przecież ten kretyn zaraz się wykrwawi na śmierć.
- Nie mam o co. Naruto-kun wyjaśnił mi swój plan. Jedynie martwię się, czy uda mu się znaleźć odpowiednią chwilę na wykonanie tego.
- TEGO? - powtórzyłem nieco głośniej, przez co reszta drużyny spojrzała na nas z zaciekawieniem. Czułem satysfakcje, że spłoszyłem ją. Że zawstydziłem moją rywalkę. Bo tak ją w tej chwili traktowałem.
- Przykro mi. Nie mogę nic powiedzieć. Obiecałam Naruto-kun, że nie zdradzę jego planów. - jej głos stwardniał. Zdziwiło mnie to. Normalnie Hinata tak się nie zachowywała. Zmarszczyłem brwi. Chciałem zapytać, lecz uprzedził mnie Kiba.
- Nawet przyjaciołom?
- Tak. Przykro mi Kiba-kun. - przez sekundę nasze spojrzenia się krzyżowały. Jej białe oczy przenikliwie na mnie patrzyły, jakby szacowały szanse. Nie zdążyłem wymyślić nic sensownego, gdy dziewczyna skierowała wzrok na Uzumakiego. Ponownie dzisiejszego dnia zacisnąłem dłonie w pięści. Czując czyjąś dłoń na moim ramieniu, uniosłem głowę ku górze i spojrzałem na starszego brata. Wydawało mi się, że wie, o co chodzi. Co mnie trapi. Cicho westchnąłem i utkwiłem wzrok tam gdzie reszta. Na naszego kompana i wroga.

****

- Naruto! - krzyknęła donośnie szatynka, po czym zaczęła biec ku niebieskookiemu. Patrzyłem, jak cała reszta drużyny biegnie do niego. Nie chciałem w tym uczestniczyć. Byłem wściekły. Nie rozumiałem go. Aktywowałem sharingana i obejrzałem uważnie przepływ chakry u młotka. Nierównomierny przepływ mógł oznaczać małą ilość albo zablokowanie tenketsu. Nie wiedziałem. Podszedłem do Hinaty i cichym głosem zapytałem.
- Hinata możesz spojrzeć na Naruto swoim byakuganem?
- Hai. - nie trwało to długo, ponieważ już po sekundzie z uwagą obserwowała chłopaka. Również się mu przyglądałem, lecz kątem oka obserwowałem każdą zmianę na twarzy Hyugi.
- Niedobrze. Ma uszkodzony układ tenketsu. Tobi musiał to zrobić ostatnią swoją techniką. Jego chakra... Ona się ulatnia. Gdy ulotni się czakra Kyuubiego... Naruto umrze... - przy ostatnim słowie jej głos zadrżał. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przepchnąłem się do Naruto i kucnąłem przy nim. Nawet nie zwracałem na poczynania Sakury, która go leczyła.
- Naruto? Słyszysz mnie?
- Mhmm...?
- Jak mogłeś być tak lekkomyślny? Pomyślałeś o teamie 7? O swoich rodzicach? Babci? Przyjaciołach?
- Właśnie o tym myślałem... - ciche mamrotanie z jego ust spowodowało, że musiałem jeszcze bardziej pochylić się w jego stronę. Spojrzałem na jego posiniaczoną oraz podrapaną twarz. Miałem cholerną ochotę go teraz przytulić. Dotknąć palcem jego twarz. „Walić konsekwencje, to mój chłopak przecież!” Syknął cichy głosik w mojej głowie. Objąłem ramionami jego wyczerpane ciało, po czym złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
- Wyjdziesz z tego. Choćbym miał poruszyć niebo i ziemie. Sai! - obróciłem się w stronę szatyna. Widząc jego zszokowaną minę, miałem ochotę się śmiać, ale teraz nie było na to czasu.
- Jak szybko dasz radę dolecieć z Naruto do Konochy?
- Dzień, dwa...
- Cholera, za długo. - przekląłem. Nie wiedziałem co robić. Co prawda mieliśmy specjalny kunai Minato, ale nie wiedziałem, jak się z nim skontaktować by tutaj się teleportował. Spojrzałem ponownie na Hinatę.
- Hinata... Czy wiesz może, czy w tym głupim planie Naruto uwzględnił wysłanie swojego klona do wioski?
- Chyba tak... Nawet gdyby go wysłał, nie jestem pewna czy później byłby w stanie go utrzymać... - pokręciłem głową w niezadowoleniu. Potrzebna nam była Tsunade. Tu i teraz, a jak na złość nie mieliśmy jak się z nimi skontaktować.
- Możemy udać się do Orochimaru... Ma niedaleko swoją kryjówkę... - cichy głos mojego brata wytrącił mnie z rozmyślań. Skrzywiłem się słysząc o wężowym sanninie.
- Nie możemy ufać Orochimaru. - po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się szaro włosy mężczyzna. Spojrzałem na niego.
- Ale to nasza jedyna nadzieja mistrzu. - spojrzałem na Sakurę. Nigdy mi się nie wydawało, by specjalnie przepadała za niebieskookim. Zwłaszcza teraz. „A może ma w tym inny cel?” cicho westchnąłem.
- Na razie to nasza jedyna nadzieja. Nie mamy kontaktu z żółtym błyskiem. Wyślę klona. Może uda mi się jakoś dotrzeć do wioski. Musimy próbować wszystkiego. - powiedziałem beznamiętnie, po czym przewiesiłem sobie ramie Uzumakiego przez bark. Gdy już stałem na nogach spojrzałem na Itachiego.
- Jak mniemam, wiesz, gdzie jest jego kryjówka. Prowadź.
- Pośpieszmy się. Sai pomóż Sasuke. Będzie szybciej.
- Dobrze.

****

Szedłem razem z Saiem i Naruto tuż za moim bratem. Miałem wrażenie, że bardzo dobrze zna każdy zakamarek kryjówki szalonego naukowca. Minimalnie się skrzywiłem i przyśpieszyłem nieco tempa. Nie podobało mi się tutaj. Po kilku minutach wędrówki przed nami pojawiło się pięć sylwetek. Przystanąłem, na co reszta drużyny zrobiła to samo.
- Witaj Itachi. Co Cię do mnie sprowadza?
- Witaj Orochimaru. Musisz pomóc Naruto Uzumakiemu.
- A to lis nie daje rady? - słysząc kpinę w głosie czarnowłosego, miałem nadzieję znaleźć się tuż za nim i odciąć mu głowę, ale nie mogłem. Spojrzałem z troską na blondasa, który robił się coraz bledszy.
- Dobrze wiem o Twoich eksperymentach. Wiem, że eksperymentowałeś na przepływach chakry. I umiesz je scalać.
- A skąd Ty o tym wiesz Itachi?
- Mam swoje źródła.
- I ja mam wam pomóc? Jeszcze niedawno chcieliście mnie zabić.
- Dostaniesz spokój na miesiąc jak uratujesz Naruto. - powiedziałem donośnie i wyszedłem naprzód. Byłem pod wrażeniem, gdyż kolega z mojego teamu zareagował od razu. Nie był w tyle, a dumnie stał obok mnie pomagając mi utrzymać Uzumakiego w pionie.
- Proszę, proszę. Kogo my tutaj mamy. Elitę Uchiha, przyszłego hokage, który jak mniemam, umiera. Kopiującego Kakashiego i resztę geninów. Śmietanka towarzyska czyż nie Kabuto?
- Oczywiście Orochimaru-sama. - słysząc słowa tych dwojga, krew we mnie zawrzała. Aktywowałem sharinagana, lecz chwilę później na moim barku spoczęła czyjaś dłoń. Spojrzałem na Hinatę. Była jakaś inna, zdeterminowana i spokojna? Chyba tak właśnie mogłem to określić.
- Orochimaru... Musisz uratować Naruto. Inaczej zabije Cię. - moje źrenice się rozszerzyły. Byłem w szoku. Jak ta niewinna, a zarazem nieśmiała dziewczyna mogła to powiedzieć. Nie miałem pojęcia. Rozejrzałem się. Wszyscy byli w równym stopniu zaskoczeni jak ja.
- Ty? Najsłabsza z klanu Hyuga?
- Nie chciej się przekonać Orochimaru. Pewnie będziesz miał okazje zbadać Naruto. Nie ukrywajmy tego. Zwłaszcza że się z nami bawisz. Wiem, że nie możesz się doczekać momentu, kiedy Naruto będzie na stole zdany na łaskę i nie łaskę. - zacisnąłem wargi w wąską kreskę i spojrzałem na wężowego sannina z mordem w oczach. „Tylko spokojnie”. Ponownie odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Odetchnąłem trzykrotnie w celu uspokojenia.
- Rozszyfrowałaś mnie Hyuga. Dajcie go, ale uprzedzam... To będzie bardzo bolesne. Nie mam pojęcia czy Naruto to wytrzyma.
- Wytrzyma. - warknąłem, po czym ruszyłem w stronę mężczyzny. Sekundę później Sai dorównał mi kroku i w trójkę staliśmy przed czarnowłosym.
- Pośpiesz się. Liczy się czas, a Naruto nie ma go zbyt dużo. - powiedziałem zirytowany. Gdy tamten kiwnął głową, ruszyłem za nim. Czułem jak reszta w milczeniu idzie za nami. Bałem się, ale nie mogłem tego okazać. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo Hinata go kochała. Była w stanie za niego umrzeć, mimo że nie odwzajemniał jej uczuć. Nie doceniałem jej. Odkąd pamiętam, uważałem ją za głupią, nic nieumiejącą idiotkę. Na czele z uzdolnionym kuzynkiem, którzy myślą, iż są lepsi od innych. Dopiero teraz po latach dowiedziałem się, jak bardzo się myliłem. Muszę ją przeprosić, jak wrócimy. Gdy w końcu zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami, kiwnąłem głową na podobnego do mnie nastolatka i sam z blondynem wszedłem do pokoju. Przeraziłem się, widząc stos różnych przyrządów. Po plecach spłynął mi nieprzyjemny dreszcz. Położyłem chłopaka na stole chirurgicznym. Tak przynajmniej mniemałem. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Nareszcie mogłem z siebie wyrzucić uczucia. - Czemu wszystko to, co złe przydarza się właśnie Tobie Uzumaki? Czemu to Ty musisz cierpieć? Czemu ostatnio nieszczęście nie omija Cię szerokim łukiem? - wymamrotałem pod nosem, a z policzków zaczęły kapać mi łzy wprost na twarz niebieskookiego. Przymknąłem na chwilę powieki, lecz nie trwało to długo, gdyż poczułem zimną dłoń na policzku. Momentalnie otwarłem oczy i spojrzałem na młotka.
- Nie płacz Uchiha. To do Ciebie nie podobne. Nie umrę. Nie, teraz gdy jestem tak blisko zostania hokage. - widząc delikatny, błąkający się uśmiech na jego ustach otarłem rękawem oczy. Nachyliłem się i ponownie dzisiejszego dnia musnąłem jego usta.
- Wydawało Ci się młotku. Bądź dzielny. Będę tuż za Twoją głową. Popilnuję Cię.
- Obiecujesz? - gdy jego głos nieznacznie zadrżał, odrobinę się uśmiechnąłem. Próbowałem kpić w tym momencie, lecz nie bardzo mi się to udawało.
- Boisz się?
- Ja? Orochimaru? Przenigdy.
- To nie panikuj patałachu. - lekko się uśmiechnąłem i odgarnąłem mu włosy z czoła. Złożyłem tam pocałunek, po czym odsunąłem się pod ścianę, gdyż czułem, jak zbliża się najbardziej szalony naukowiec, jakiego znałem.

****

Nigdy w życiu nie słyszałem tak nieludzkich krzyków, jak w tym momencie. Krzyki jakby z kogoś zdzierano skórę. Te krzyki pochodziły z ust mojego chłopaka. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, a palce wbiłem w kłąb kciuka. Miałem ochotę coś zrobić, pomóc, ale nie mogłem. Widziałem swoimi czerwonymi oczyma, że to, co robi Orochimaru pomaga, ale za jaką cenę. Za ból okupionymi krzykami. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny, jak w tym momencie. Miałem ochotę podejść, odsunąć tego cholernego Orochimaru, wziąć w ramiona Naruto i mocno go przytulić. Warknąłem coś niezrozumiale pod nosem i ponownie w ciągu godziny zacząłem zataczać koło. Mimo że to robiłem, nie spuszczałem z oka na moment ani Kabuto, ani jego mistrza. Gdy zakończyłem swój "obchód" oparłem się plecami o ścianę i przymknąłem na moment powieki. Przed oczyma stanęła mi scena z dzieciństwa.

****

- Odsuń się ode mnie! - krzyk dziecka był skierowany ku Naruto. Mały, blond włosy chłopiec wzruszył ramionami, lecz w jego oczach można było dostrzec smutek. Wszyscy wiedzieli, że nosi w sobie bestie. Mimo że nikt nie mówił tego wprost, ludzie go nienawidzili. Pewnie dawno wygnaliby go z wioski, gdyby nie miał babci hokage i bohatera wioski za ojca. Moje oczy spoczywały na tym przedziwnym chłopcu. Wiedziałem, kim jest, zdawałem sobie sprawę, że może nie panować nad sobą w napadzie szału, ale nie przejmowałem się tym. Czułem pewien rodzaj więzi. Nie wiedziałem dlaczego, dlaczego akurat on. Będąc ukryty za konarem drzewa, w spokoju go obserwowałem. Gdy siedział na ławce, a jego drobne ciałko drżało z płaczu. Zacisnąłem małą piąstkę. Nie mogłem zrozumieć, czemu tak poniewierano nic nie winnym dzieckiem. Dlaczego musiało znosić tyle bólu? Nie wiedziałem, czemu tak go ranią. To nie była przecież jego wina, że nosi w sobie dziewięcioogoniastego. Wyszedłem z ukrycia i ruszyłem w stronę mojego rówieśnika. Przysiadłem się na ławce i udając, że na niego nie patrzę, spojrzałem w niebo.
- Czemu płaczesz?
- Nie płacze. Zdaje Ci się Uchiha.
- Skąd znasz moje nazwisko? - uniosłem brwi ku górze, a na mojej twarzy można było dostrzec delikatny uśmiech. Na twarzy niebieskookiego nie było już śladu płaczu, wręcz przeciwnie. Jego twarz rozświetlał delikatny uśmiech.
- Herb. - wzruszył ramionami, lecz nadal miał uniesione wargi ku górze. Odwzajemniłem gest.
- A no tak. - zaśmiałem się i zmierzwiłem włosy. Przechyliłem nieznacznie głowę w bok.
- A Ty? Jak masz na imię? - spojrzałem swoimi ciemnymi oczyma z zaciekawieniem na nieznane mi dziecko. Na oko był w moim wieku. Może odrobinę młodszy. Po chwili mój wzrok przeniósł się na delikatne wąsy, które zdobiły jego policzki.
- Naruto. Uzumaki Naruto. Mam zamiar zostać hokage, którego kiedyś będą wszyscy szanować. - cicho się zaśmiałem. A więc to była prawda. Przy każdej okazji opowiada o byciu szefem tej wioski.
- Marz dalej Uzumaki. Może to ja zostanę hokage przed Tobą. - powiedziałem z przekorą. Szeroko się uśmiechnąłem. Przyjemnie mi się z nim rozmawiało. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale lubiłem go. Chciałem, by został moim rywalem.
- Zakład Uchiha?
- Zakład? - uniosłem pytająco brew ku górze, a moje kąciki ust uniosły się w drwiącym uśmiechu.
- Tak. Jeśli to ja pierwszy zostanę hokage będziesz musiał spełnić jedno moje życzenie. Jeżeli to Ty nim zostaniesz, to ja spełniam Twoje. Umowa stoi?
- Czemu nie. - wzruszyłem ramionami i uścisnąłem jego ciepłą, brązową dłoń. Zeskoczyłem z ławki i ruszyłem ku mojemu domowi. Będąc już przy skraju drzew, odwróciłem się i wesoło zawołałem.
- Przyszły hokage nie powinien się mazać. Postaraj się bardziej Naruto.
- Phi. Nie wymądrzaj się już tak Sasuke. - słysząc, jak wymawia moje imię, poczułem falę ciepła w okolicach serca. Odwróciłem głowę z powrotem i ruszyłem w stronę lasu. Postanowiłem, że nie pozwolę już nikomu więcej krzywdzić Naruto. Że mimo rywalizacji będę go chronił.

****

Kolejny krzyk mojego ukochanego wytrącił mnie z rozmyślań. Ponownie aktywowałem sharingana. Uśmiechnąłem się, widząc, że chakra znowu przepływa tak jak powinna. Podszedłem do stołu i szybkim ruchem odsunąłem wężowego mężczyznę od Naruto. Przywarłem do niego, a moje wargi lekko musnęły jego szyję. Nie przejmowałem się tym, co pomyśli Orochimaru z Kabuto. Miałem dość ukrywania się. Chciałem być z nim i czerpać z tego całymi garściami. Bez ukrywania się.
- Naruto... Słyszysz mnie? - cicho wyszeptałem, a mój ciepły oddech na jego szyi spowodował gęsią skórkę. Uśmiechnąłem się nieznacznie i z uwagą obserwowałem jego ciało.
- Słyszę Uchiha, nie musisz się tak na mnie patrzyć swoimi czerwonymi oczyma. - cichy śmiech spowodował u mnie ulgę. A więc żył i czuł się dobrze. Dezaktywowałem moje dojutsu, po czym mocniej się do niego przytuliłem.
- Auć. - ciche syknięcie z ust mojego chłopaka spowodowało, że rozluźniłem uścisk. Spojrzałem się na niego z uśmiechem.
- Co się tak szczerzysz Uchiha? - widząc jego uśmiech, cicho się zaśmiałem.
- Nawet przez chwile cięta riposta nie schodzi Ci z języka. Co Ty sobie myślałeś walcząc z Tobim?
- Że wygram? - pokręciłem z niedowierzaniem głową. Jak zwykle był beztroski, nawet nie pomyślał o konsekwencjach. Westchnąłem cicho i lekko otwartą dłonią klepnąłem blondyna w czoło.
- Nigdy więcej tak nie rób.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Z Itachim wszystko w porządku?
- Tak, mój jakże durnowaty braciszek ma się w porządku. Będę musiał wami obydwoma się porządnie zająć. Ja nie wiem, co wy macie w tych głowach. - mruknąłem z niezadowoleniem. Poczuwszy ciepłe wargi Naruto zadrżałem. Odwzajemniłem pocałunek. Tym gestem do końca stopił moje serce. Niechętnie oderwałem się od jego warg i spojrzałem na Orochimaru który dziwnie cicho się zachowywał.
- Proszę, proszę. Dziedzic słynnego i potężnego klanu jest gejem. Tak samo przyszły hokage. Wioska nie mogła lepiej wybrać.
- Zamknij się. - warknąłem. Chciałem na niego ruszyć, lecz dłoń Uzumakiego złapała mnie w nadgarstku.
- Tato... Tata tu jest i się nim zajmie. - ciche mruknięcie spowodowało, że dopiero po chwili zrozumiałem sens jego słów. Chwilę później do laboratorium wszedł pan Minato. Jego mina była zdeterminowana i opanowana. Widząc swojego syna, przez chwilę na jego twarzy można było dostrzec paletę różnych emocji, lecz szybko się opanował i skupił wzrok na jednym z byłych jonninów.
- Orochimaru-sama dziękuję za uratowanie mojego syna.
- Ależ proszę Minato. Tylko wiedz, że dzieciaki zagwarantowały mi miesiąc spokoju. Jestem w tym momencie nietykalny. - słysząc to, mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał na nas z dezaprobatą, lecz kiwnął głową na znak, że się zgadza.
- T-tato...
- Tak Naruto? - szybkim krokiem ruszył do nas, gdy się tam znalazł, nachylił się nad swoją młodszą kopią, a tamten coś mu wymamrotał. Nawet ja tego nie usłyszałem pomimo dobrego słuchu. Chwilę później zostały uformowane pieczęcie. Błysło białe światło. Zamknąłem powieki, a gdy ponownie je otwarłem, znajdowałem się w szpitalu, w Konocha. Zdziwiłem się, bo przecież nie miałem specjalnego kunaia ojca mojego chłopaka. Rozejrzałem się. Nie widząc nigdzie reszty paczki, pobiegłem w stronę recepcji. Gdy napotkałem zdezorientowaną Sakurę, lekko się uśmiechnąłem.
- Sakura wiesz, co się dzieje?
- No właśnie nie, rozmawiałam z Saiem, gdy nagle się tutaj przeniosłam...
- Pomóż mi znaleźć Naruto. Musi gdzieś być tutaj w szpitalu. Podejrzewam, że jego tata nas teleportował, lecz zanim to zrobił, użył jeszcze jakiejś techniki.
- Jasne. To chodź. - kiwnąłem głową i ruszyłem za różowowłosą dziewczyną. Zaczynałem się martwić. Bałem się, że już go więcej nie zobaczę, że pan Uzumaki go gdzieś ukrył. Zacisnąłem ręce w pięści. Nie przejmowałem się niczym innym jak odnalezieniem Naruto. Nawet w tym momencie nie przejmowałem się Itachim.


Beta: Oliwia M.

7 komentarzy:

  1. Nie wieżę, że to prawie ostatni rozdział... Zawsze cieszyłam się czekając na nowy rozdział, ale jak się czuję wiedząc że następny będzie tym ostatnim? Żal, ból i smutek :'(
    Czekam na Twoje inne pomysły i opowiadania ^^ Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Postaram się jeszcze o jakiś dłuższy epilog. Cieszę się, że są jeszcze wierni fani mojego pierwszego opowiadania którzy wiernie czytają od początku do końca przygode miłosną Sasuke :3 Na pewno niebawem uruchomie "Demony przeszłości" więc mam nadzieję, że również przypadnie Ci do gustu. Naprawdę dziękuję za miłe słowa :*

      Usuń
  2. Jak zawsze swietnie :). Czekam na wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie rozdzielisz ich .. jesteś za dobra xD Sasek go pewnie znajdzie w jakiejś sali , Naruto wyzdrowieje i będzie happy end ! A jak nie to.. będe w szoku xD Chociaż jakkolwiek zakończysz będzie świetnie napisane opowiadanie ^^ Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. *.* oto jest *.*
    Nie no, już myślałam, że zabijesz Naruto..... T-T sasu miałby depreche, wszyscy etc etc T-T Tak szczerze, to chciałabym coś tak mega smutnego przeczytać .-. Tak mega mega smutnego, albo coś w stylu doktorka Hałsza *.*
    No niiic... czekam na twoje kolejne rozdziały!
    Pozdrowionka Carminciu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam to wczoraj na fb, czyta mi się to tak przyjemnie ze chcę więcej!!! Mam nadzieję że znajdziesz natchnienie i napiszesz jeszcze dużo rozdziałów :D <3 CUDO

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    cudnie, to wspomnienie spotkania,  tak Sasuke okazał jakimi uczuciami darzy Naruto przy innych, a może Naruto jest u Hokage...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń