Cześć kochani jak tam u was? Wybaczcie za rzadkie dodawanie notek, ale szkoła, nauka.. Sami wiecie jak to jest. Zwracam się do was z ogromną prośbą, jeśli przeczytacie każdą kolejną notkę, zostawcie po sobie jakiś ślad, jakikolwiek.. Nawet komentarz w postaci uśmiechniętej buźki. Wiedząc, że ktoś to czyta, komentuje lepiej, a nawet przyjemniej mi się piszę z myślą, że mam dla kogo. Motywuje mnie to do dalszego pisania. Ostatnio wasza aktywność spadła. I nie wiem czy już tak nieciekawie piszę, czy już tego nikt nie czyta.. W każdym razie jak macie jakieś pytania do mnie, dotyczące fabuły śmiało zadawajcie pytania pod tym postem. Z przyjemnością na nie odpowiem :) Także zapraszam do lektury. Mam nadzieję, że rozdział was zaciekawi.
- Dzień dobry panie Uzumaki. Nie będę owijał w bawełnę. Mamy nagranie jak jedzie pan z dużą prędkością, a za panem jedzie pan Uchiha. Będzie pan miał za tydzień rozprawę w sądzie.
- W sądzie?! Nie przesadzają panowie?
- Absolutnie nie. Sprawa jest dalej w toku. Zbieramy poszlaki dowody. Przyszliśmy pana o tym poinformować i spytać, czy na pewno nie brał pan udziału w nielegalnych wyścigach.
- Ogłuchli panowie wczoraj czy co?! Poza tym nie będę rozmawiał z panami bez mojego adwokata. Do widzenia!
- Uważaj Ty mały smarkaczu! - widząc podnoszącego się w moją stronę policjanta, drgnąłem. Spojrzałem na jego zaciśnięte dłonie. Bałem się, że zaraz oberwę. Gdy jego ręka uniosła się, byłem pewny, że dostanę, lecz niespodziewanie drzwi się otwarły. „Czyżby uratowany?” Przemknęło przez moją głowę. Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził odgłos skrzypienia. Widząc fioletowe włosy, na moją twarz wstąpił uśmiech. Młoda kobieta szybkimi krokami zbliżyła się do mojego łóżka.
- Dzień dobry panom. Mam na imię Konan. Jestem adwokatem pana Uzumakiego. A to, co to? Bezprawne przesłuchanie? W dodatku zastraszanie? Wiedzą panowie, że złamali poważnie prawo? - zimny głos Konan sprawił, że pewność siebie uleciała z obojga funkcjonariuszy.
- Pani mnie straszy prawem? To ja je egzekwuje.
- Doprawdy? Będę musiała jeszcze dzisiaj złożyć na was skargę do Kisame. Tak się składa, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Myślę, że mu się to nie spodoba. Nie był dzisiaj w dobrym humorze. - spojrzałem z podziwem na fioletowłosą kobietę. Byłem dumny ze swojej prawniczki. Od dawna ją podziwiałem. Odważna, spokojna, nietracąca zimnej krwi. Zawsze potrafiła sprawić, że się uśmiechałem. Pamiętam, że jak byłem małym dzieckiem, to godzinami potrafiłem czekać na ojca w ich kancelarii, a ona mnie zabawiała i jednocześnie pracowała. Była niesamowitym prawnikiem.
- Zgadzasz się Naruto? - jej pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Podrapałem się ręką po głowie i spojrzałem na całą trójkę pytająco. Gdy się zorientowałem, że ich spojrzenia są utkwione we mnie, na moich policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
- Za tydzień przesłuchanie. Ja, Ty i Minato. Zgadzasz się?
- Eee... A no dobra. Jak uważasz. - wzruszyłem niedbale ramionami, lecz od razu poczułem ból w ręce. Minimalnie się skrzywiłem i zacząłem obserwować jak Konan wyprasza niechcianych gości. Widząc, jak dwójka policjantów się przed nią kaja, miałem ochotę się śmiać. Jeszcze niedawno mi grozili, a teraz wyglądali jak mali chłopcy, którzy dostają kazanie od mamy, bo nie odłożyli zabawek na swoje miejsce. Na mojej twarzy pojawił się wyraz rozbawienia. Gdy w końcu się ich pozbyła, cicho się zaśmiałem. Nie minęły trzy sekundy od wyjścia mężczyzn, jak jej ciepłe ramiona mnie przytulały. Ponownie na moją twarz wkradły się rumieńce, lecz mimo tego zdrową ręką objąłem prawniczkę.
- Dzięki Konan. Na Ciebie zawsze mogę liczyć.
- Nie ma sprawy. Jak się czujesz?
- Nie narzekam. Bardzo możliwe, że czeka mnie wózek po wyjściu ze szpitala.
- Na stałe? - widząc przerażenie malujące się w ciemnych tęczówkach, ponownie zaśmiałem się tego dnia. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie, nie. Tylko na miesiąc, póki będę miał gips. Ręka i noga to jednak za dużo na kule.
- Rozumiem. Co Ty zrobiłeś temu Madarze, że Cię tak urządził? - uśmiechnąłem się, słysząc jej cichy śmiech. Przynajmniej ona jedna mnie nie ganiła za moje zachowanie. Rozumiała moją pasję, moje życie i za to tak bardzo ją uwielbiałem.
- Myślę, że pan Madara nie chciał stracić honoru przez takiego „szczeniaka” jak ja. Wiesz spokrewnienie z Uchiha i te sprawy. - przewróciłem oczyma, lecz nadal na mojej twarzy było widać rozbawienie.
- Zwalniałeś przy kamerach?
- Tak. Specjalnie przestudiowałem trasę, jaką mieliśmy jechać. Wiesz, nie chciałem mieć kłopotów ze strony policji, a tym bardziej matki.
- Widzę, że i tak nie udało Ci się tego ominąć.
- Niestety. - mruknąłem zawiedziony, przypominając sobie rozmowę z czerwonowłosą kobietą.
- Nie martw się młody. Wyciągnę Cię z tego. Przybij żółwia. - młoda kobieta uśmiechnęła się i wyciągnęła ku mnie rękę, która była zaciśnięta w pięść. Odwzajemniłem uśmiech i przybiłem z nią żółwika. Nie wiedziałem, jak mnie z tego wyciągnie, lecz jednego byłem pewien. Zrobi to. Była najlepsza. Pewnie zrobiłby to ojciec, ale w naszym durnym prawie rodzice prawnicy nie mieli prawa tak robić. Spojrzałem na ciemnooką.
- Rozumiem, że mama z Tobą rozmawiała...
- Tak, powiedziała, że pewnie razem knujemy za jej plecami. - słysząc jej słowa, cicho się zaśmiałem i zdrową ręką potargałem swoje ciemne włosy.
- Cóż... ma rację.
- Cii Naruto. Ściany mają uszy. - mimo poważnego tonu ponownie z ust mojej prawniczki wydobył się śmiech.
- Dobra, a jak tam z Yahiko? Układa się wam? - zapytałem z ciekawością. Ucieszyłem się, gdy jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Wiedziałem, że Konan nie miała w życiu łatwo, toteż należało się jej szczęście.
- Wspaniale. Cieszę się, że nam się udało. Było ciężko... Oboje mamy trudną przeszłość wiesz Naruto... Na początku ciężko było nam się dogadać, zrozumieć, ale... z czasem zaczęło się między nami układać. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi... Nie wiem, kiedy zakochałam się w tym moim rudzielcu. On... On jest cudowny... - rumieńce na jej pięknej twarzy mówiły wszystko. Przykryłem prawą dłonią jej dłoń i spojrzałem na nią z uśmiechem. Rozumiałem, o czym mówiła. Miałem dokładnie to samo z Sasuke. Dalej nie wierzyłem, że tak dobrze się dogadywaliśmy, że jesteśmy tacy do siebie podobni. Chociaż ona raczej by nie zrobiła czegoś takiego swoim włosom. Cicho się zaśmiałem.
- Z czego się śmiejesz wypierdku?
- Z niczego. Pomyślałem, że jesteśmy podobni, ale... Po dłuższym namyśle, a raczej krótszym stwierdziłem, iż nie... Ty byś czegoś takiego nie zrobiła swoim włosom. - mrugnąłem oczkiem, na co z jej ust ponownie wydobył się cichy śmiech.
- Oh uroczy z Ciebie dzieciak Naruto. A teraz spowiadaj mi się, co to za dzieciak tam czeka na Ciebie na korytarzu?
- Jakiś dzieciak na mnie czeka? Pewnie zapomniałem dać mu lizaka. - zrobiłem zawiedzioną minę i z udawanym niezadowoleniem pokręciłem głową. Uwielbiałem się z tą kobietą droczyć.
- Nie udawaj już tak Uzumaki. Mówię o tym czarnuszku co tam tak siedzi i wpatruje się w te drzwi jak ciele. - słysząc to porównanie, ponownie się zaśmiałem i spojrzałem na nią z rozbawieniem.
- Mówisz o Sasuke? - spytałem ni to poważnie, ni to żartem. Widząc jej podstępny uśmiech, pokręciłem głową z rozbawieniem.
- Bardzo możliwe, ale musiałbyś bardziej rozwinąć myśl.
- Pewnie chodzi Ci o tego chłopca w czarnych włosach, o węglowych oczach, nieco wyższego ode mnie w czarnych spodniach, jak i koszulce. O bladej cerze jak u wampira, który jest moim chłopakiem. - wymawiając dwa ostatnie słowa na głos, poczułem, jak na moich policzkach robią się czerwone wypieki. Pierwszy raz powiedziałem to na głos. Wyrzuciłem to z siebie. Spojrzałem na moją przyjaciółkę.
- I nic mi nie powiedziałeś? - lekkie szturchnięcie zdziwiło mnie. Nie była zła, nie obwiniała mnie o to, że mam chłopaka. Wypuściłem cicho powietrze z ust. Wszystkie moje obawy o potępienie uleciały. Kąciki moich ust drgnęły ku górze.
- Wybacz. Sam jeszcze tego nie przetrawiłem, ale wiesz Konan... On chce, bym skończył z moją pasją... - niewidocznie się skrzywiłem. Zacisnąłem palce na kołdrze. W tym momencie ciężko mi się o tym mówiło. Bolało mnie to, że mój ukochany nie akceptuje mojej pasji i związanej z nią konsekwencji. Cicho westchnąłem i spojrzałem pytająco na postać siedzącą obok mnie.
- Wiesz Naruto... Czasem trzeba iść na kompromis w miłości...
- Ale ja nie chcę rezygnować z mojej pasji! - krzyknąłem wściekły. Nie mogłem uwierzyć, że nawet ona mnie nie rozumie. Bo przecież Sasuke chodziło, żebym zakończył z tym wszystkie kontakty. Opadłem na poduszki i spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek.
- Wiem kochanie, nie miałam na myśli, byś rezygnował ze swojej pasji... Może porozmawiaj z nim?
- Próbowałem... Zanim goście się do mnie wprosili. - mruknąłem i zwiesiłem głowę w dół. Czując, jak obejmują mnie ciepłe ramiona, przymknąłem powieki i mocno się wtuliłem w nie. Dokładnie tego teraz potrzebowałem. Bezpieczeństwa i ukojenia. Uchiha w tym momencie nie dałby mi tego, ale do jednego fioletowłosa miała racje. Musiałem z nim porozmawiać. Nagłą cisze przerwał dźwięk telefonu. Nagle poczułem zimno. Spojrzałem się na rozmawiającą prawniczkę. Znowu miała wyraz profesjonalistki. Cicho westchnąłem. Oznaczało to, że zaraz mnie opuści. A potrzebowałem ją w tej chwili. Gdy zakończyła rozmowę, widziałem w jej oczach, że moje obawy się potwierdzają.
- Muszę już iść Naru. Porozmawiamy jutro. I pamiętaj, porozmawiaj z nim na spokojnie. - ciepłe, a zarazem miękkie wargi musnęły moje czoło. Spojrzałem na nią ze smutkiem i już kilka sekund później byłem sam w niewielkim pomieszczeniu. Przymknąłem powieki. Cisza nie trwała długo, ponieważ po wyjściu kobiety drzwi ponownie się otwarły. Uchyliłem powiekę i spojrzałem na gościa. Widząc Uchihe kąciki moich ust drgnęły ku górze. Kolejny raz dzisiejszego dnia byłem przytulany. Wtuliłem ufnie nos w jego wystający obojczyk i objąłem go ręką w pasie. Słysząc ciche „Naruś” uśmiechnąłem się i oderwałem od niego. Musieliśmy porozmawiać. Teraz. Wiedziałem, że od tej rozmowy zależą dalsze losy naszej przyszłości. Nerwowo zagryzłem dolną wargę i spojrzałem na niego zdenerwowany.
- O co chodzi Naru?
- Musimy porozmawiać Sasuke ...
- O czym? - cichy szept z ust czarnowłosego sprawił, że moje serce zadrżało. Bałem się, że go stracę. Nie miałem dobrych przeczuć co do toku tej rozmowy.
- Sasu... Ja wracam do jazdy, jak wyzdrowieję... Nie wyobrażam sobie bez wyścigów życia... Oczywiście bez Ciebie też, ale jakbym nie jeździł, umierałbym powoli z dnia na dzień...
- Czyli ja jestem mniej ważny niż te pieprzone wyścigi? - cichy głos szatyna uniósł się w cichy krzyk. Spojrzałem twardo na niego w jego oczy. Widziałem, jak jego sylwetka chce wstawać. Wyjść. Chorą dłoń ułożyłem na bladej ręce.
- To nie tak Sasuke... Wyścigi są dla mnie jak narkotyki... Jak nie zażyje, zwariuje... Byłem na odwyku, zanim przyszedłem do tej szkoły... To mnie zabijało... Miesiąc udało mi się wytrzymać... Ja... Ja nie potrafię spełnić Twojej prośby... Widzisz, jesteś pierwszym chłopakiem, którego pokochałem. Nie spodziewałem się, że mogę pokochać Cię... Mojego wroga, ale... nie wiedzieć kiedy wkradłeś się do mojego serca... - mówiłem to cicho, cały czas patrząc w onyksowe tęczówki. Podparłem się na łokciach, chcąc dotknąć opuszkami palców jego twarz. Uniosłem dłoń do góry, lecz ona została odtrącona. Spojrzałem z zaskoczeniem na mojego chłopaka. Lekko zagryzłem dolną wargę.
- Czyli to jest Twoja odpowiedź Uzumaki? - słysząc jego zimny, oschły głos zacisnąłem usta w wąską kreskę. Mój głos, jak i wzrok stwardniał.
- Tak. - moja twarz była w tym momencie bez wyrazu, mimo że wewnątrz mnie wrzało. Emocje we mnie aż buzowały. Ponownie mój wzrok spoczął na Uchiha. Na jego zaciśnięte w pięści dłonie.
- Z nami koniec.
- Koniec? Tak łatwo przekreślasz to, co jest między nami Ty cholerny draniu?! - wrzasnąłem wściekły. Niby się spodziewałem, ale nie mogłem uwierzyć, że robi to naprawdę. Że jest takim egoistycznym dupkiem. Zacisnąłem dłonie na pościeli. Miałem ochotę zejść z tego cholernego łóżka i pomóc się ocknąć mu, ale nie mogłem przez ten głupi gips.
- Ja nas skreślam?! Ja?! Chyba Ty przez te pieprzone wyścigi! Nie chce być z kimś, kto w każdej chwili może rozpieprzyć się na drodze! - jego głos ponownie się uniósł. Widziałem, że nie panuje już nad sobą tak jak przed chwilą. Spojrzałem na niego, a mój wzrok był zimny.
- Wynoś się stąd Uchiha. Nie chcę Cię tutaj więcej widzieć. - mój głos był stanowczy, bez żadnych emocji. Zanim czarnowłosy się odwrócił, zauważyłem w jego oczach ból. Nie interesowało mnie to. Zranił mnie. Myślałem, że mogę na niego liczyć. Gdy drzwi zamknęły się za chłopakiem, z moich oczów popłynęły łzy. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz płakałem.
****
Minął tydzień odkąd zerwałem z Sasuke. Dalej to do mnie nie docierało. W tym czasie odwiedzali mnie rodzice, przyjaciele i Konan. Ona jako jedyna znała prawdę. Wymusiłem na niej obietnice, że nic nie powie moim rodzicom. Mimo że wielokrotnie mnie przepraszała, ja dalej twierdziłem, że to nie jej wina. Bo niby czym zawiniła? Miała racje. Zresztą zrobiłem, co uważałem za słuszne. Od tamtego momentu mało jadłem, stałem się wręcz apatyczny, lecz dzisiaj musiałem wykrzesać z siebie więcej życia. Chociaż by dlatego, że musiałem stawić się w sądzie na przesłuchaniu. Cicho westchnąłem i dopiąłem ostatni guzik koszuli. Zaraz powinni być rodzice i Konan. Rozejrzałem się ostatni raz po białej sali. Ostatnie chwile w ciszy i spokoju gdzie nie będę kontrolowany. Z niechęcią usiadłem na wózku, który powoli wprawiałem w ruch. Gdy już prawie znajdowałem się pod drzwiami, one niespodziewanie się otwarły. Widząc czerwone włosy, na twarzy wymusiłem uśmiech.
- Cześć mamo. Tak wcześnie jesteś z tatą?
- Cześć Naruto. Tak, udało się Minato wcześniej wyrwać z pracy. Kochanie mówiłam Ci, że masz poczekać i się nie przemęczać.
- Tak, wiem. - mruknąłem cicho pod nosem i dałem posłusznie prowadzić kobiecie wózek. Charakter odziedziczyłem właśnie po niej, więc zdawałem sobie sprawę, że nie mam co się z własną rodzicielką wdawać w dyskusję. Rozglądałem się z zaciekawieniem po korytarzach. Widząc blondynkę, uśmiechnąłem się i pomachałem jej dłonią.
- Cześć Ino. - zawołałem, gdy mnie zauważyła, ponownie się uśmiechnąłem. Chwilę później była przy mnie.
- Cześć Naruto. Już Cię wypisują?
- Oh no tak. - podrapałem się z zakłopotaniem po głowie. Zapomniałem jej i Habanero o tym powiedzieć. Dodałem.
- Mam przesłuchanie dzisiaj w sądzie.
- Z powodu wypadku?
- No właśnie tak. Mamo, kupiłabyś mi w bufecie sok pomarańczowy?
- Dobrze, ale nie ruszaj się stąd. Zaraz będę. - gdy zaczęła się oddalać, burknąłem pod nosem „ciekawe jak mam się stąd ruszyć.”, na co niebieskooka się zaśmiała.
- Rozchmurz się Naru. Masz spoko mamę.
- Ejj to Ty ją znasz? - moje tęczówki się rozszerzyły. Widząc, rozbawienie malujące się u dziewczyny burknąłem.
- Ta solidarność kobiet.
- Nie gniewaj się Naruto. - zaśmiałem się, gdy moje włosy zostały poczochrane.
- Dziękuję za wszystko Ino. Pozdrów ode mnie Habanero. Szkoda, że jej nie spotkam.
- Jasne, nie ma sprawy. O Twoja mama idzie.
- Eh no to do zobaczenia. - uśmiechnąłem się i pomachałem jej dłonią na pożegnanie. Gdy mi odmachała, uśmiechnąłem się i odwróciłem się tyłem do mamy, która pchała mój wózek. Słysząc niewinne pytanie, zmarszczyłem brwi.
- Kto to? Twoja dziewczyna?
- Maaamo. - jęknąłem i spojrzałem na nią kątem oka. Malujące się rozbawienie na jej twarzy mówiło w tym momencie wszystko.
- Nie podpuszczaj mnie. Nic Ci nie powiem. - burknąłem i skrzyżowałem ramiona. Gdy znaleźliśmy się na dworze, spojrzałem na słońce.
- Cześć synu. - skierowałem wzrok w miejsce, z którego dochodził głos. Widząc starszą kopie mnie, moje wargi drgnęły w delikatnym uśmiechu.
- Cześć tato. Cześć Konan. Wiecie może, jak się sprawy mają?
- Już Cię informuję, tylko pomogę Ci wsiąść do samochodu. - mówiąc to, położył moją zdrową rękę na swoim karku i pomógł mi wejść do środka. Zapiąłem pasy i obserwowałem ze znużeniem, jak składają, a następnie wkładają wózek do bagażnika. Gdy wszyscy znaleźli się w aucie, spojrzałem na nich wyczekująco.
- A więc?
- Nie zaczynaj zdania Naruto od „a więc”.
- Wiem mamo, no tato? Konan?
- Zgłosiłam zachowanie tamtych policjantów komendantowi policji. Myślę, że Kisame odpowiednio się nimi zajął, ale musisz później złożyć jeszcze zeznania.
- Rozumiem.
- Z tego, co zdążyłam się zorientować, nic na Ciebie nie mają. Faktycznie na kamerach nie przekraczasz prędkości, nawet Madara Cię mija. Natomiast możesz mieć problemy z powodu auta. Zwłaszcza że po oględzinach widać, że ma kilka „zabawek". - kąciki pani adwokat drgnęły ku górze. Widząc to, puściłem jej oko.
- Czyli nie trafię do więzienia?
- Oczywiście, że nie. Nic na Ciebie nie mają, ale prace społeczne mogą być jak najbardziej prawdopodobne. - machnąłem lekceważąco ręką. Mogłem nawet zamiatać ulice byle nie trafić do więzienia. Musiałem w ramach podziękowań odwdzięczyć się jej.
- W ramach podziękowań zapraszam Cię dzisiaj wieczorem na kolacje.
- N-naruto nie przesadzaj to nic takiego...
- Konan nie ma o czym mówić. Ja z Minato również Cię zapraszamy.
- Widzisz? Jesteś przegłosowana. - uśmiechnąłem się zwycięsko. Chociaż przez chwilę nie myślałem o Sasuke. W końcu mogłem się uśmiechać, jakoś funkcjonować. Nie zdawałem sobie sprawy, aż do dzisiaj jak brakuje mi mojej zwariowanej rodzinki. Wygodniej rozparłem się na fotelu i przymknąłem powieki.
****
- Niewinny. - donośny dźwięk rozległ się po sali przesłuchań. Na ten wyrok moje wargi drgnęły w uśmiechu. Z pomocą Konan ponownie usiadłem na wózku. Po kolei mój wzrok błądził po rodzinie. Na końcu spoczął na prawniczce. Lekko uścisnąłem jej dłoń. Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Gdy znaleźliśmy się w końcu na dworze, popatrzyłem w niebo, a następnie z entuzjazmem krzyknąłem.
- Idziemy na ramen!
- Naruto, ale pora obiadowa już była.
- Mamy co świętować mamo.
- No, ale...
- Mamo nie daj się prosić. Ja Cię tak bardzo ładnie proszę. - spojrzałem na kobietę miną zbitego psa. Widząc, jak kąciki jej ust unoszą się do góry, wiedziałem, że wygrałem.
- Uzumaki Naruto. Nie zapominaj, że i tak masz szlaban.
- Tak, wiem mamo. - wymamrotałem. Mimo tej uwagi nic nie było w stanie zważyć mojego humoru. Spojrzałem się na fioletowłosą.
- Konan?
- Wybacz Naru. Umówiłam się z Yahiko. Będę na kolacji. Gratuluję wygranej.
- Bez Ciebie to by się nie udało.
- Nie przesadzaj. Nic takiego nie zrobiłam.
- Skromna jak zawsze. - ojciec miał racje. Nie dziwiłem mu się, że tak ją szanował. Pożegnaliśmy się z kobietą, która zaczęła chwilę później szybkim krokiem zmierzać ku centrum. Spojrzałem na rodziców, którzy mieli utkwiony wzrok na mojej osobie. Zdezorientowany podrapałem się po głowie.
- Eee co jest? Mam coś na czole?
- Nie, ale chyba mamy do pogadania.
- Ale o czym mamo? - spojrzałem na jej pulsującą żyłkę. Najwidoczniej myślała, że się z nią droczę. A tego nie cierpiała.
- Nie udawaj, słyszałam Twoją i Sasuke kłótnie.
- Yyy...ale...
- Dzień dobry. - obróciłem się w bok. Widząc starszego brata Sasuke zadrżałem. Byli tacy podobni. Mieli nawet podobny kształt i kolor oczów. Mimo że wmawiałem sobie, iż Uchiha mnie nie obchodzi, było inaczej. Itachi boleśnie mi o tym przypomniał.
- Witaj Itachi. Jak tam u Ciebie?
- Dzień dobry Kushino. Wracam właśnie z prób zespołów. A wy pewnie z sądu?
- Tak, właśnie Naruto był na przesłuchaniu.
- I jak poszło? - patrzyłem przed siebie, lecz po dłuższej ciszy dotarło do mnie, że pytanie było skierowane do mnie. Spojrzałem się na starszą kopię mojej miłości i mruknąłem.
- Dobrze. Jak widzisz, nie siedzę za kratami. - wzruszyłem ramionami i ponownie wbiłem wzrok w tylko mi znany punkt.
- Naruto, dalej chcesz dołączyć do mojego zespołu?
- I tak nie mogę. Nie mam jak grać. Jedynie osłabię wasz zespół. Znajdźcie kogoś innego.
- Minato, Kushino... Mogę na chwilę porozmawiać z Naruto sam na sam?
- Oczywiście. Tylko potem pomóż Naruto wsiąść do samochodu.
- Dobrze. - obserwowałem, jak moi rodzice wchodzą do samochodu. „Zdrajcy.” Przemknęło mi przez głowę. Uparcie nie chciałem spojrzeć w twarz starszego z Uchiha, lecz ten obrócił mój wózek i spojrzał na mnie.
- Chodzi o Sasuke tak?
- Co Cię to obchodzi? Może i chodzi, a może nie.
- Martwię się. Sasuke siedzi całymi dniami zamknięty w pokoju i do nikogo się nie odzywa. Powiesz mi, co się stało?
- A co mnie to obchodzi? Daj mi już święty spokój. Chcę do domu.
Beta: Oliwia M.
Fajnie się to czyta :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi ich. Tak cholernie mi ich szkoda. Wszystko przez te glupie wyscigi. Niech do siebie wroca :c
OdpowiedzUsuńŚwietne!!! najlepszy był ostatni fragment, jak nie mógł spojrzeć na Itachiego... Rozmowa z Konan też bardzo fajna... Ogólnie ŚWIETNE!!!
OdpowiedzUsuńMotyw zerwania mi sie podoba.. I TO BARDZO ! XD Błagam cie nie spikaj ich od razu, niech sie pomęczą xD Wiem jestem okrutna ;w; No ale w każdym opowiadaniu w którym był motyw zerwania kończyło się to po tygodniu co najwyżej ;-; Dlatego prosze przedłuż to troszeczke i będe cie kochać ! xD <3 A sam rozdział cudowny i życze powodzonka w następnych ! ^^
OdpowiedzUsuńPowiem tak. Przerwa na pewno nie będzie krótka. Na pewno będzie taka dłuższa w której będzie wiele różnych, a zarazem ciekawych wątków więc mam nadzieję, że reszta zamysłu będzie wam się podobała tak samo jak i ta notka :*
UsuńKocham cie *3*
UsuńUwaga uwaga po raz pierwszy skomentuje ! xD Także tak. Rozdział świetny jak zawsze. Liczę na dzikie seksy jak sie zejdą ;u; Chce aby Naru był z Itachim przez ten czas jak nie będzie z Saskiem ;o; Albo lepiej! Jakbyś z tego trójkąt zrobiła *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną notke ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba <3 Ale mam nadzieję, że wątek SasuNaru będzie :) Już nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, ale jakoś nie wyobrażam sobie Saska mówiącego "Naruś". Próbowałam, lecz w moich myślach komicznie to wyglądało xD.
OdpowiedzUsuńWygląda to trochę tak jakby Naruto już nie chciał wracać do Sasuke. W ogóle to mało co on się przejął ich rozstaniem... Mimo wszystko czekam na ponowne spiknięcie ich ze sobą. Może nie od razu (niech się trochę pomęczą xd), ale jak jednak.
Życzę weny i wyczekuje na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam :)
Oh chciałam coś życiowego napisać x-D Jak to jest gdy ma się pasje, a każą Ci z niej zrezygnować, ale chyba nie wyszło :( Ale Cóż "Narusiu przynieś herbaty" x-D Hahaha Uchiha z takimi tekstami? Hmm nieprawdopodobne :D Oj Zapewnie Cie, że za szybko do siebie nie wrócą :* Dziękuję i również pozdrawiam :*
UsuńHejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, buu, czemu tak to się wszystko potoczyło, ojć Konan tak dobra prawniczka z niej... Sasuke bardzo cierpi, i nasz Naruto został uniewinniony...
Wesołych Świąt życzę...
weny, multum weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia