piątek, 4 grudnia 2015

Sasunaru XX






Witajcie kochani. Przedstawiam wam już ostatni rozdział opowiadania "SasuNaru" mam nadzieję, że nie zawiodłam was i spodoba wam się równie bardzo jak mi. Przepraszam wiernych czytelników tego opowiadania. Lecz mam nadzieję, że stratę tego zrekompensuje wam nowe opowiadanie "Demony przeszłości" gdzie wkrótce pojawi się pierwszy rozdział. Zapraszam do lektury :)




Zamknąłem powieki, a gdy ponownie je otwarłem, znajdowałem się w szpitalu, w Konocha. Zdziwiłem się, bo przecież nie miałem specjalnego kunaia ojca mojego chłopaka. Rozejrzałem się. Nie widząc nigdzie reszty paczki, pobiegłem w stronę recepcji. Gdy napotkałem zdezorientowaną Sakurę, lekko się uśmiechnąłem.
- Sakura wiesz, co się dzieje?
- No właśnie nie, rozmawiałam z Saiem, gdy nagle się tutaj przeniosłam...
- Pomóż mi znaleźć Naruto. Musi gdzieś być tutaj w szpitalu. Podejrzewam, że jego tata nas teleportował, lecz zanim to zrobił, użył jeszcze jakiejś techniki.
- Jasne. To chodź. - kiwnąłem głową i ruszyłem za różowo włosom dziewczyną. Zaczynałem się martwić. Bałem się, że już go więcej nie zobaczę, że pan Uzumaki go gdzieś ukrył. Zacisnąłem ręce w pięści. Nie przejmowałem się niczym innym jak odnalezieniem Naruto. Nawet w tym momencie nie przejmowałem się Itachim. Nerwowo rozglądałem się po korytarzach. Pustych i przygnębiających. Biegłem za koleżanką z drużyny. Była medykiem, więc musiała znać każdy zakamarek tego miejsca. Przynajmniej miałem taką cichą nadzieję. Tęskniłem za nim. Nie podejrzewałem siebie, że wystarczy chwila bez niego, a moje serce będzie rwało za nim. Nie wiem, co mi zrobił, ale wiedziałem, że rozkochał każdy zakamarek mojej duszy. Zdobył coś, czego nie udawało się innym. Zmienił mnie na lepszego człowieka. Nigdy nie podejrzewałem się o tak ludzkie uczucia, póki nie napotkałem jego. Po wybiciu mojego klanu totalnie zamknąłem się w sobie, lecz on... On wytrwale dążył do mnie. Mimo że odpychałem go wszelkimi sposobami, on cały czas przy mnie był. A przecież to ja miałem go chronić, być przy nim. W końcu jako dziecko obiecałem sobie coś. Żałowałem, że tego nie spełniłem. Że wcześniej nie mógł być mój. Dlatego też, wszelkimi znanymi mi sposobami musiałem odzyskać go. Zanim po raz kolejny raz go stracę.


****

- Cholera gdzie on jest! - wrzasnąłem, sfrustrowany uderzyłem pięścią w ścianę. Czułem, jak oczy mnie pieką. Jak łzy chcą się wydostać. Jak bardzo w tym momencie chciało mi się płakać z tej bezsilności. Uniosłem głowę i spojrzałem na zmartwioną twarz Sakury.
- Znajdziemy go Sasuke.
- Znajdźmy jakiegoś członka klany Hyuuga. - mruknąłem i poczułem, jak w moje serce wlewa się nowa nadzieja. Oni mogli szybciej go odnaleźć swoimi oczyma. W tym momencie nawet mój sharingan był bezużyteczny. Musiałem znaleźć Nejiego. Albo Hinate. Wiedziałem, że ona go znajdzie, będzie szukała do samego końca. Tak samo, jak ja. Cicho westchnąłem i wznowiłem mój bieg. Byłem już zmęczony po sześciu godzinach poszukiwania i byłem wściekły na Minato. Jak mógł ukryć własnego syna przede mną. Przed innymi. Zresztą cała rodzina Uzumakich znikła jakimś magicznym cudem.
- A może powinniśmy poszukać Tsunade? - mruknąłem i spojrzałem kątem oka na zielonooką dziewczynę. Gdy ta kiwnęła głową, zatrzymałem się, chwilę później ona zrobiła to samo. Chwilę wpatrywałem się w skupieniu na jej twarz. Chrząknąłem.
- Poszukaj swojego mistrza. Ja znajdę Hinate. Jak któreś z nas znajdzie niech wystrzeli flarę.
- Dobrze. - kiwnąłem głową, po czym zacząłem biec w zupełnie przeciwnym kierunku niż różowo włosa. Od pewnego czasu zaczęło mnie zastanawiać, czemu nie możemy znaleźć w tak długim odstępie czasu nikogo więcej z naszej drużyny. Potrząsnąłem głową, chcąc odgonić pochmurne myśli. Przecież to nie było możliwe. Warknąłem cicho pod nosem i pognałem w stronę klanu Hyuuga. Po kilki minutach znalazłem się przed wejściem. Lekko zagryzłem dolną wargę, po czym szybkim krokiem wszedłem do środka. Widząc białookich starałem się nie myśleć co oni sobie mogą pomyśleć o mnie. Nasze klany były od zawsze skłócone. Konflikty, które dojutsu wzrokowe jest lepsze. Ciągła rywalizacja. Musiałem z Itachim w końcu to zakończyć. Mogliśmy przecież połączyć siły naszych przodków. Uśmiechnąłem się kpiąco. Nie wiedziałem, że stać mnie na takie myśli, a to wszystko przez mojego młotka. Chciałem zmieniać świat. Jak on. Pokręciłem z rozbawieniem głową, lecz po chwili przyjąłem poważny wyraz twarzy. Gdy dostrzegłem brązowowłosego, przyśpieszyłem. Chwilę później byłem obok niego. Widząc jego uniesioną wargę, wepchnąłem dumę głęboko w kieszeń i zacząłem mówić.
- Neji potrzebna mi Twoja pomoc. Naruto gdzieś zaginął. Nie możemy z Sakurą odnaleźć reszty członków drużyny, czyli również Hinaty. Twoje oczy są mi potrzebne. - powiedziałem to wszystko na jednym wydechu i spojrzałem w kpiący wyraz Hyuugy. Spodziewałem się, że nie będzie łatwo.
- A co? Sharingan nie daje rady?
- Dobrze wiesz, że on nie nadaje się do poszukiwań tylko do walki. Proszę, pomóż mi. - mruknąłem ostatnie trzy słowa cicho, lecz na tyle głośno by on to usłyszał. Gdy dostrzegłem na jego twarzy zdziwienie byłem zaskoczony ile potrafi zmienić słowo „poproszę".
- Zgoda, ale robię to tylko dla panienki Hinaty. - kiwnąłem ze zrozumieniem głową. Spojrzałem w niebo, które w tym momencie rozjaśniło się na czerwony kolor. Przeniosłem wzrok na długowłosego, chwyciłem dłonią jego koszulkę i lekko go pociągnąłem w stronę wyjścia.
- Pośpiesz się. Sakura z hokage na nas czekają. - nie odwracając się, ruszyłem biegiem w stronę, z której dostrzegłem flarę. Po chwili tępo ze mną zrównał biało oki.
- Hokage? Na co nam hokage?
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu. - mruknąłem i jeszcze bardziej przyśpieszyłem. Chciałem już być przy swoim chłopaku. I więcej go nie puszczać.


****

- Sakura!
- Nareszcie jesteście! - warknęła zirytowana różowo włosa. Przeniosłem swój wzrok na hokage która miała dosyć poważną minę. Zatrzymałem się przed nią i pytająco spojrzałem na Sakurę. To samo uczynił brązowowłosy chłopak.
- Naprawdę nie możecie znaleźć reszty? Uchiha opowiedz mi po kolei, co się wydarzyło, gdy byłeś sam z Naruto w pokoju. - przełknąłem ślinę. Nie byłem gotów opowiadać tego babci blondyna, ale skoro musiałem i to mogło mnie doprowadzić do niego, to zrobię to. I uczyniłem to, o co mnie prosiła kobieta. Opowiedziałem o zdarzeniu z Orochimaru i tajemniczym świetle, jakie zapamiętałem. Widząc zbulwersowany spojrzenie białookiego wzruszyłem ramionami i ponownie skupiłem wzrok na blondynce.
- Podejrzewam, że Minato przeniósł ich na wzgórze. Tam znajduje się Shizune. Zapewne sprawdza, czy wszystko w porządku ze wszystkimi.
- Ale tak dugo?! Cholera! - przekląłem i natychmiast się opanowałem. Nie mogłem pozwolić, by w tym momencie panowały nade mną uczucia. Musiałem rozsądnie myśleć. Dla nas. Dla niego.
- Gdzie to jest? - spytałem rzeczowym głosem. Słysząc dokładne namiary, kiwnąłem głową w wyrazie podziękowania i ruszyłem przed siebie. Kilka sekund później po obu moich stornach dostrzegłem Sakurę i Nejego ze swoim byakuganem. „A więc zamierza nam pomóc?” przemknęło mi przez głowę, lecz pytanie zielonookiej wytrąciło mnie z rozmyślań, a raczej jej stwierdzenie.
- Ty naprawdę go kochasz... Teraz rozumiem, dlaczego nigdy nie udało mi się sprawić, byś mnie kochał... Nie tak jak kochasz Uzumakiego, ale chociaż trochę... Dlaczego tak mnie nienawidziłeś... Dlaczego nienawidzisz Hinaty...
- Hinaty? Masz coś do panienki Hinaty? - brwi brązowowłosego zmarszczyły się, westchnąłem w duchu. Żałowałem, że ta rozmowa nie mogła odbyć się trochę później, ale byłem im winny wyjaśnienia. Obojgu.
- Ja... Ja go chyba od zawsze kochałem. Od kiedy pierwszy raz go spotkałem jako dziecko. Podświadomie, ale nie docierało to do mnie... Byłem zaślepiony całą tą zemstą, by być lepszym od niego... Zawsze wszystko inne było ważniejsze od niego... Do momentu, gdy Akatsuki zaczęło na niego polować... Wtedy zrozumiałem, że nie jest nikim, jak dotąd uważałem, że powinienem mu pomóc, chronić go... Na początku wmawiałem sobie, że to dla dobra naszego teamu, wioski, jego rodziny, ale... Później... Sami zresztą rozumiecie... Zakochałem się, ale on wolał Ciebie. Irytowało mnie to... Wkurzałem się, bo przez Ciebie nie zauważał mnie. Że nie miałem u niego szans, bo przecież nie jest gejem, ale... Potem mi przeszło, gdy okazało się, że on mnie też kocha... Ty... Ty postanowiłaś irytująco dalej do mnie zarywać. Wybacz Sakura. - spojrzałem na nią, a następnie przeniosłem wzrok na kuzyna kruczoczarnej.
- Do Hinaty nic nie mam. Naprawdę. Jedynie podświadomie denerwuje mnie to, że ona też go kocha... Że wie więcej o nim niż ja... W końcu całe życie go obserwowała... Jako jedyna ze wszystkich dziewczyn nie szalała za mną, a za Naruto. - szepnąłem cicho. Czułem się w tym momencie lżej, gdy wszystko z siebie wyrzuciłem. Przymknąłem na chwile powieki, a gdy je otwarłem miałem aktywowanego sharingana. Nagle wyczułem czyjąś chakre, znajomą. Spojrzałem kątem oka, a gdy dostrzegłem blondynkę, moje kąciki ust drgnęły ku górze. Zatrzymałem się i pozwoliłem kobiecie zrównać się z nami. Gdy tak się stało, ponownie ruszyliśmy w drogę.
- Co ten mój głupi syn wyrabia. - mruknęła z niezadowoleniem Tsunade. Uśmiechnąłem się niezauważalnie. Oznaczało to, że ona jest za naszym związkiem. Byłem jej za to dozgonnie wdzięczny.
- Nareszcie jesteśmy. - słysząc jak członek znakomitego klanu to powiedział rozejrzałem się. Było tu naprawdę ładnie, lecz cała ta posiadłość była bardzo dobrze strzeżona. Podeszliśmy do shinobi którzy pilnowali tutejszej kryjówki czy jak to nazwać. Sam nie wiedziałem.
- Witaj Kotesu. Możecie nas wpuścić.
- Oczywiście hokage-sama. - gdy wykonali szybko pieczęć, zdołałem ją zarejestrować swoimi niezwykłymi oczyma. Kiwnąłem głową i szybkim krokiem ruszyłem do środka. Gdy się tam znalazłem spojrzałem na kuzyna Hinaty.
- Sprawdzisz, gdzie się znajdują?
- 3 piętro. 2 drzwi po lewej. - kiwnęliśmy wszyscy głowami i zaczęliśmy biec po schodach, a raczej przeskakiwać co drugi schodek. Gdy w końcu tam dotarliśmy, zdyszany oparłem ręce o kolana, lecz szybko się wyprostowałem i zacząłem zmierzać ku drzwiom, o których wspominał długowłosy. Szybkim ruchem je otwarłem. Rozejrzałem się po pokoju, a gdy dostrzegłem blond czuprynę, zacząłem biec w tamtym kierunku.
- Stój. - na te słowa zatrzymałem się jak wryty i skierowałem swój wzrok w miejsce, z którego dochodził głos. Widząc starszą kopię mojego chłopaka w rogu, zacisnąłem ręce w pięści.
- T-tak? - wycedziłem cicho, starając się być spokojnym i nie dać ponieść się emocjom. Nagle czyjaś dłoń spoczęła na moim ramieniu. Spojrzałem na jej właścicielkę i minimalnie uniosłem kącik ust w geście podziękowania. Gdy to zrobiłem ponownie wbiłem wzrok w Minato.
- Co się stało podczas tej misji?
- Znowu mam tłumaczyć? - mruknąłem z niezadowoleniem, lecz nie robiąc ani sekundy zwłoki zacząłem ponownie opowiadać, co się stało. O całej lekkomyślności Uzumakiego, o jego ideałach. Gdy skończyłem nastała cisza, która z każdą sekundą zaczynała się przedłużać.
- I obiecaliście Orochimaru azyl? Dobrze zrozumiałem?
- Dokładnie tak panie Minato! Gdyby nie jego pomoc, Naruto prawdopodobnie by nie żył... Proszę nas zrozumieć panie Uzumaki! - krzyknęła Sakura. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Byłem zaskoczony. Na początku traktowałem ją jak wroga, a teraz zaczynałem bardzo powoli się do niej przekonywać. Nie, nie znaczyło to, że ją lubiłem. Jedynie co to zaczynałem się do niej przekonywać. Do tego, że nie jest tylko irytująca. Ponownie spojrzałem na syna hokage.
- Dlaczego? Dlaczego przeniósł go pan w inne miejsce? Zdała ode mnie? Od wioski? - spytałem ponownie. Czułem, jak emocje we mnie buzują. Od radości po wściekłość. Jak cała ta gama uczuć szuka ujścia. Wybuchu. A przecież, nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie teraz. Nie przy wszystkich.
- Dlatego, że o mały włos Kurama nie został uwolniony, wydobyty. A wiesz, co to znaczy prawda? Orochimaru majstrował przy pieczęci. Mogłeś o tym nie wiedzieć. W końcu to doświadczony shinobi. - mruknął blond włosy mężczyzna i zeskoczył z komody. Zaczął iść ku nam. Ku mnie. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na niego twardo i nieustępliwie. W tym momencie obawiałem się go.
- Usunąłem jego wspomnienia odnośnie do waszej wizyty. Chcesz, bym zrobił to samo waszym przyjaciołom? By nie pamiętali o tym, jak całujesz Naruto? - jego pytanie zaczęło mi dźwięczeć w uszach. Zacząłem się zastanawiać nad tym. Nie musielibyśmy z Uzumakim być napiętnowani. Nie patrzeliby na nas jak na kosmitów. Mielibyśmy szanse na normalne życie. Wtedy Naru miałby większe szanse, by zostać hokage. W końcu nie wiadomo czy zaakceptowaliby głowę wioski, który jest homoseksualistom. Zagryzłem dolą wargę i spojrzałem na niego. Na jego spokojną, śpiącą twarz. Na jego pełne wargi. Na tę burzę rozwichrzonych włosów. Na rysy jego twarzy. Nie mogłem. Widziałem, że męczy go ukrywanie się ze swoimi uczuciami. Z naszym związkiem. Ze szczęściem, jakie mieliśmy. Omiotłem spojrzeniem twarz Sakury, Nejiego, a na końcu Tsunade. Tą, która tak bardzo mi pomagała. Tak bardzo mnie rozumiała, mimo iż byłem Uchiha. Wiedziała, ile nasze klany kiedyś wycierpiały. Mimo tego ona nie traktowała mnie nawet wrogo. Mógłbym nawet określić to jako relacje wnuk-babcia. Musiałem zaufać przyjaciołom mojego młotka. Od teraz też moim przyjaciołom. Pokręciłem przecząco głową. Nie, nie zrobię tego. Pamiętałem, jak dobrze się czułem, gdy w tamtym momencie mogłem go pocałować przy wszystkich. Bez ukrywania się.
- Nie, nie chcę, by tak się stało.
- Dobrze. Możesz zostać z Naruto na pięć minut. Mamo, zbadasz potem jeszcze Naruto?
- Dobrze Minato. A my mamy do pogadania. Sakura, Neji zejdzie na dół do przyjaciół. - jej wargi rozchyliły się w delikatnym uśmiechu, lecz zniknął szybko, gdy jej spojrzenie ponownie utkwiło w jej synu. Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. Gdy wszyscy wyszli, usiadłem na stołku i chwyciłem jego opaloną dłoń w swoje blade dłonie. Między nami był taki kontrast. On niczym słońce, a ja niczym pochmurna, ciemna noc. Spojrzałem na niego z troską. Nachyliłem się i na jego czole złożyłem delikatny pocałunek.
- Sasuke? - ciche wymruczenie mojego imienia sprawiło mi radość. Znaczyło to, że o mnie myślał. Że dalej byłem dla niego ważny. Pogłaskałem dłonią jego ramie.
- Tak Naruto.
- Gdzie ja jestem?
- W jakiejś posiadłości oddalonej 20 km od Konochy. Nie martw się. Ojciec Cię przeniósł, by Shizune mogła się Tobą zająć. - spojrzałem w jego lazurowe tęczówki. Na moich wargach pojawił się lekki uśmiech, który i on odwzajemnił. Uwielbiałem jego uśmiech. Rozświetlał mój dzień i nie tylko. Również całe moje życie.
- Martwiłeś się o mnie?
- Oczywiście, że tak głupku. Przecież chciałeś się zabić. - mruknąłem z niezadowoleniem i spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, miałem ochotę tego idiotę przytulić i więcej nie puszczać, lecz najpierw musiałem dać mu kazanie o jego lekkomyślności. By sobie nie myślał, że może tak więcej robić. Słysząc ciche, rozbawione prychnięcie uniosłem brew do góry.
- Od kiedy to Uchiha się martwią? Myślałem, że to zimni ludzie.
- Nie przeginaj Uzumaki. To, że leżysz w łóżku, nie oznacza, iż będziesz miał jakiekolwiek taryfy ulgowe. - mruknąłem i pokręciłem z niezadowoleniem głową. Nie wiedziałem, kiedy nauczył się tak zręcznie omijać temat.
- Wcale tak nie myślę Sasuke. Ja to wiem. - cichy śmiech spowodował u mnie drżenie kącików. Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Diagnoza: lekkomyślność i idiotyzm wrodzony Uzumaki. - klepnąłem go lekko dłonią w czoło, a następnie szybko się nachyliłem i ucałowałem jego nos. Wstałem z krzesełka i ruszyłem w stronę drzwi. Gdy miałem już wyjść odwróciłem się i spojrzałem na niego.
- Do zobaczenia na inauguracji na hokage za tydzień Uzumaki. Miałem Ci nie mówić, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie uprzedzić Twojego taty. - uśmiechnąłem się wrednie i wyszedłem z sali, zamykając za sobą drzwi. Ruszyłem w kierunku, gdzie znajdowała się reszta drużyny.


****

- Hinata? - stanąłem przy wejściu i spojrzałem na długowłosą dziewczynę. Gdy drgnęła, posłałem jej przyjazny uśmiech. Chciałem zmienić nasze relacje, chciałem, by był ze mnie dumny. Chciałem też tego dla siebie. Zmian na lepsze.
- T-tak Sasuke-kun? - spojrzenie jej białych tęczówek nie wyrażało nic. Zacisnąłem rękę w pięść i po chwili ciszy powiedziałem.
- Porozmawiamy?
- Dobrze. - gdy się zgodziła, wyszedłem na korytarz. Gdy znalazła się również w holu, przez chwilę wpatrywałem się w nią. Odchrząknąłem i zacząłem mówić.
- Dziękuję Ci Hinata. Gdyby nie Ty to nie wiem co by się stało z Naruto. Uratowałaś mu życie, gdy my wszyscy byliśmy sparaliżowani sytuacją. Jestem Ci za to wdzięczny. I... I przepraszam, że ranimy Cię swoim związkiem. Wiem, że kochasz go od dziecka, a ja Ci go odbieram... Facet odbiera Ci ukochaną osobę... Żałosne prawda? - mruknąłem zażenowany i zerknąłem na jej poważną twarz, która nie wyrażała żadnych uczuć.
- Skoro Naruto-kun jest szczęśliwy to i ja jestem, ale jeśli go zranisz... Będziesz musiał zmierzyć się ze mną Sasuke-kun. Muszę już wracać. - lekko się uśmiechnęła i wróciła do miejsca, z którego ją wyciągnąłem. Wpatrywałem się jeszcze chwilę w drzwi, po czym ruszyłem biegiem do domu. W końcu musiałem porozmawiać z Itachim.


****

- Itachi! Ty nieodpowiedzialny dupku! - wrzasnąłem i spojrzałem w oliwkowe oczy mojego starszego brata. Dalej nie mogłem uwierzyć, że sam lekkomyślnie wyruszył na poszukiwanie Nagato. Nie mieściło mi się to w głowie. Zwłaszcza że znał Naruto i mógł się domyślić, że tamten nie spocznie na poszukiwaniach jego. Wraz ze mną. Zacisnąłem mimowolnie pięści. Nie miałem zamiaru go bić, lecz ten gest uspokajał mnie. Wypuściłem powietrze z ust i przymrużyłem nieco powieki.
- Spokojnie Sasuke. Po prostu nie spodziewałem się Tobiego. Nie chciałem, by coś się stało Naruto...
- Ale stało! - mój głos był sfrustrowany i poirytowany. Odetchnąłem kilkukrotnie i przymknąłem oczy. Nie chciałem się na nim wyżywać. Wypuściłem powietrze z płuc i wyprostowałem ręce. Spojrzałem na niego z niemym wyrazem przeprosin.
- Przepraszam Itachi. Poniosło mnie, ale... Jeśli chodzi o Naruto to wszystko mnie martwi... Ta cała sytuacja tym bardziej... - westchnąłem i spojrzałem w dobroduszną twarz starszego brata. Widząc lekki uśmiech na jego twarzy, również się uśmiechnąłem.
- Nic nie szkodzi. Jak się on czuje?
- Dużo lepiej. Zresztą sam wiesz, że szybko zdrowieje dzięki Kuramie. Farciarz. - mruknąłem, lecz uśmiechnąłem się pod nosem. Usiadłem na stołku i zacząłem mieszać enigmatycznie zupę, którą zrobił długowłosy mężczyzna. Spojrzałem kątem oka na niego.
- A jak się czuje Nagato? Lepiej?
- Tak. Chciałby się spotkać z Naruto. Zresztą rodzinka Uzumakich coraz bardziej się powiększa nie Sasu? Może i dla mnie się ktoś znajdzie. - cichy śmiech z jego ust spowodował u mnie szeroki uśmiech. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz słyszałem jego śmiech. Przyjemny dla ucha dźwięk. Zaraźliwy. Nie minęło dużo czasu, gdy i ja dołączyłem do śmiania się.
- Widzę komuś tutaj wesoło. - odwróciłem się na dobrze znany mi głos. Widząc Naruto uśmiechnąłem się, zeskoczyłem z krzesła i szybkim susem znalazłem się tuż za nim. Objąłem rękoma jego brzuch, a podbródek oparłem o bark blondyna.
- A Ty nie powinieneś być w szpitalu młotku?
- A wiesz, że nie? Chociaż nawiałem mamie. Miała się mną opiekować wraz z Karin... Ale stwierdziłem, że was odwiedzę. - słysząc nutę wesołości w jego głosie, zaśmiałem się, dzisiaj nastrój mi się zmieniał jak w kalejdoskopie. Dziwiło mnie to. A zarazem cieszyło. Podobało mi się bycie takim radosnym. Gburowatość zaczynała mnie nudzić, zresztą obawiałem się, że przez nią mogę stracić Naruto.
- Jak się czujesz Itachi? Lepiej? - twarz Uzumakiego rozjaśnił szeroki uśmiech. Uwielbiałem to w nim. Przymknąłem powieki, dalej go przytulając. Czułem jego kręgosłup napierający na mnie. Koniuszkami palców jeździłem po jego odkrytej miednicy. Czułem jego miękką, delikatną, a zarazem napiętą skórę, która okrywała mięśnie znajdujące się głębiej. Kąciki moich ust drgnęły w lekkim uśmiechu.
- Dobrze. Przepraszam Cię Naruto za całą tę sytuację. Sasuke ma rację. Trochę lekkomyślnie postąpiłem.
- Nie przesadzaj Itachi. Chciałeś dobrze i ja Cię rozumiem. Cieszę się, że wróciłeś do wioski. Zastanawiałeś się, czy chciałbyś powrócić do ANBU?
- Chciałbym. Chciałbym chronić wioskę w mroku.
- Wspaniale. Cieszę się, że obaj będziecie w ANBU. Będę kierował, waszym odziałem. Apropo ANBU Sasuke. Babunia kazała przekazać, że macie dzisiaj wieczorem zbiórkę czy jakoś tak. W każdym razie za 20 minut masz być w miejscu spotkań.
- Co?! 20 minut, a Ty dopiero głąbie teraz o tym mi mówisz? - wrzasnąłem i szybko oderwałem się od niebieskookiego. Wbiegłem na górę i szybko przebrałem się w standardowy strój strażników naszej wioski. Zbiegłem na dół, a w ręce trzymałem maskę. Gdy Uzumaki do mnie podszedł, oparłem dłonie o jego miednicę, a następnie przyciągnąłem go do siebie. Lekko musnąłem chłopaka w usta.
- Do zobaczenia jutro na inauguracji.
- Uchiha Ty wredny draniu! - wrzasnął Naruto, na co się zaśmiałem i zniknąłem w obłokach białego dymu. Gdy zorientowałem się, że mój klon zniknął, uśmiechnąłem się z kpiną. „Może w końcu nauczy się, że klonów się nie podstawia”. Pokręciłem z rozbawieniem głową i po chwili obok mnie biegł mój partner z ANBU. Wiele mu zawdzięczałem. W końcu to on pomógł mi przyprowadzić nic niepamiętającego Naruto do Konochy. Ponownie na twarz przybrałem maskę bez wyrazu. Moim oczom ukazała się siedziba hokage. Założyłem maskę i przyśpieszyłem tempo. Po kilku sekundach znajdowałem się w dobrze znanym mi pokoju. W pokoju Tsunade.
- Witajcie. Pewnie zastanawiacie się, po co was tutaj wezwałam, skoro wioska od dłuższego czasu jest bezpieczna. Otóż jak dobrze wiecie jutro mój wnuk będzie mianowany na szóstego hokage. Z racji tego zaszczytu chciałabym, byście go chronili oraz mieszkańców tej wioski. Mam nadzieję, że mogę liczyć na waszą pomoc.
- Oczywiście hokage-sama. - odpowiedzieliśmy chórem, na co kobieta skinęła głową.
- Shizune. Podaj mi plany ochrony.
- Tak jest Tsunade-sama. - obserwowałem w milczeniu, jak brązowowłosa kobieta odkłada świnkę na ziemię, a następnie podaje plany swojej mistrzyni, która po kolei podaje nam zwoje. Gdy dostałem swój, niecierpliwie go otwarłem. Widząc, że będę ochraniał Naruto moje usta wygięły się w uśmiechu. Chciałem tego, a jednocześnie bałem się, że nie podołam temu zadaniu. Że coś schrzanię, a mój ukochany może zginąć przeze mnie. Gdy Senju rozdała wszystkim plan, zaczęła go omawiać. Słuchałem z uwagą i analizowałem każde słowo. Domyślałem się, że musiała opracowywać to wszystko z członkiem klanu Nara. Jeśli miałbym obstawiać to z ojcem Shikamaru. Plan był dobry, a zarazem prosty.
- Zrozumieliście?
- Tak.
- Chciałabym was widzieć o 8. Dwie godziny przed uroczystością.
- Hai. - odpowiedzieliśmy. Nie minęła nawet minuta, gdy znalazłem się sam w pokoju z dwiema kobietami. Kurczowo trzymałem w dłoniach pomarańczowy zwój.
- Tak Sasuke? O co chodzi? - orzechowe tęczówki skupiły na mnie wzrok. Po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Wypuściłem powietrze z ust i uniosłem głowę do góry. Dzielnie skrzyżowałem nasze spojrzenia.
- Bo widzi pani, boję się, iż nie dość dobrze będę chronił jutro Naruto...
- A więc to o to chodzi Uchiha. - cichy śmiech rozbrzmiał w pokoju. Uniosłem brew ku górze. Jak mogła się w takiej sytuacji śmiać, nie rozumiałem jej. Zwłaszcza że chodziło o jej ukochanego wnuka, a mojego chłopaka.
- O to się nie martwię Sasuke. Wiem, że go ochronisz.
- Ale jak? - spytałem zdezorientowany. Ta kobieta z dnia na dzień mnie zadziwiała. Pamiętałem jeszcze czasy, gdy mój klan i jej nienawidziły się. Nawet dzisiaj Senju trzymali urazę do Uchiha, ale nie ona. Babcia Naruto była inna. Imponowała mi.
- Kochasz go. Widziałam, ile byłeś w stanie dla niego poświęcić. Ile zrobiłeś. Wiem, że mój wnuk jest w dobrych rękach. Tak myślę... Czy nie poprosić o ochronę jeszcze Itachiego... Jak myślisz, zgodzi się? - jej wargi drgnęły w lekkim uśmiechu. Odwzajemniłem gest. Wiedziałem, ile dla mojego brata znaczy wioska. A ta prośba sprawiłaby mu radość. Radość, że mu ufają. Że dalej jest Itachim z wioski liścia. Kiwnąłem energicznie głową.
- Oczywiście, że tak! Na pewno się ucieszy.
- Tak myślałam. Poprosiłbyś go do mnie?
- Oczywiście proszę pani.
- Sasuke, mówiłam Ci już. Nie mów do mnie „proszę pani". Wystarczy Tsunade.
- Dobrze Tsunade.
- Wiesz może, gdzie mój wnuk się podziewa? - przymrużyłem powieki i spojrzałem na roześmiane oblicze blondynki.
- To ten gamoń znowu zwiał ze szpitala?
- Przecież nie byłby sobą, gdyby nie stwierdził, że jest zdrowy. A teraz uciekaj Sasuke. Jest już późno, a trzeba jutro wcześnie spać. Do zobaczenia.
- Do widzenia pani Tsunade. - lekko się uśmiechnąłem i założyłem na powrót maskę. Chwilę później zmierzałem do baru, w którym przesiadywał mój facet. Momentami miałem wrażenie, że moim rywalem jest ramen. Pokręciłem rozbawiony głową i zsunąłem maskę. Przyczepiłem ją do boku i zeskoczyłem z drzewa. Podszedłem do baru. Widząc blond włosom czuprynę, uśmiechnąłem się i usiadłem obok niego.
- A więc to tutaj Cię wcięło.
- O Sasuke! Słyszałem, że chcesz za mnie zapłacić! - spojrzałem na stos misek. Zacząłem w myślach liczyć. Jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma... Dwudziesta? Czy on całkowicie oszalał? Zmarszczyłem brwi i zdegustowany spojrzałem na jego radosną twarz.
- A co? Ty panienka, że mam za Ciebie płacić Uzumaki?
- A nie możesz? Zostawiłem portfel w domu. - jęknął chłopak. Pokręciłem głową i wyciągnąłem z bocznej kieszeni czarny, skórzany portfel. Zapłaciłem za Naruto, po czym zacząłem ciągnąć go do domu. Gdy oddaliliśmy się nieco od baru, chwyciłem jego dłoń i lekko ścisnąłem. Spojrzałem na niego kątem oka.
- Nie powinieneś już spać? Jutro masz ceremonie.
- Powinienem, ale byłem głodny więc wymknąłem się z domu do Ichiraku-ramen. - kiwnąłem głową, domyślając się, że jego rodzice nic nie wiedzą. Lekko przyciągnąłem go do siebie, a następnie wpiłem się w jego usta. Miękkie, pełne i czerwone usta. Usta, które tak uwielbiałem. Po chwili zaskoczenia również i on zaczął zachłannie mnie całować. Objąłem go w pasie i z większą gwałtownością, jak i zachłannością całowałem Naruto. Starałem się przejąć kontrolę, lecz on skutecznie mi to uniemożliwiał. Uśmiechnąłem się w czasie pocałunku. Zacząłem jedną dłonią sunąć wzdłuż kręgosłupa aż do karku. Gdy tam dotarłem, wsunąłem palce w miękkie, blond włosy. Zamruczałem w jego usta. W końcu się poddał. Zacząłem dominować. Prowadzić taniec naszych języków. Naszego przyszłego życia. Z niechęcią oderwałem się od jego ust i spojrzałem na jego błękitne tęczówki.
- Kocham Cię Naruto. Pamiętaj o tym.
- Wiem draniu. Ja Ciebie też kocham. Szkoda, że nie możesz być jutro na mojej inauguracji na hokage. - słysząc smutek w jego głosie, zaśmiałem się i nachyliłem się do jego ucha. Cicho szepnąłem.
- Będę bliżej, niż myślisz kochanie. A teraz czas byś wrócił do domu. - lekko ugryzłem koniuszek jego ucha i odsunąłem się. Widząc zdziwienie malujące się na jego twarzy, uśmiechnąłem się z kpiną, włożyłem ręce do kieszeni i oparłem się o pień drzewa.
- Uchiha Ty świnio!
- O czym pomyślałeś Uzumaki? - uniosłem kpiąco brew ku górze. Policzki blondyna przybierały coraz bardziej barwę czerwieni. Miałem ochotę się zaśmiać, lecz tego nie zrobiłem. Zaczynało mi się podobać wprawianie go w zakłopotanie i mówienie dwuznacznych podtekstów. Odepchnąłem się od drzewa. Przelotnie musnąłem jego usta i ruszyłem do domu. Musiałem na jutro być zwarty i gotowy. Rozmowa z Tsunade bardzo mi pomogła, a wszystkie obawy, jakie dotąd miałem zniknęły.


****

Cała uroczystość była przepiękna. A to dlatego, że uśmiech na twarzy mojego ukochanego rekompensował wszystko. Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego, jak dzisiaj. Dalej nie mogłem uwierzyć, że to jego niepozorne marzenie spełniło się, już, teraz. Pamiętam, jak kiedyś kpiłem z niego. Z jego marzenia, a on? On udowadniał mi na każdym kroku, że mu się uda. Przymknąłem na chwilę powieki. Wróciłem do tych wspomnień sprzed lat.


****

- Zostanę hokage! Cała wioska o mnie usłyszy!
- Ty hokage? Nie żartuj sobie ze mnie. Taki nieudacznik jak Ty nie osiągnie niczego. - śmiech pełen kpiny zirytował mnie. Spojrzałem na twarz blondyna. Spodziewałem się poddania, rezygnacji, lecz on? On był pełen determinacji, jakby zupełnie nie usłyszał jej słów. Był podobny do mnie w pewnym sensie. Nie poddawał się. Nie słuchał innych. Szedł przed siebie.
- Nigdy się nie poddam. Póki nie umrę będę dalej dążył do bycia hokage! - podniósł się z klęczek. Obserwowałem go, lecz dale byłem skupiony na rozszyfrowaniu techniki przeciwniczki. Chciałem się ruszyć i pomóc mu. Że też musieliśmy iść na misje bez mistrza Kakashiego. Przeklinałem w myślach i spojrzałem na rozgrywającą się scenę przede mną.
- Czas umierać. - szyderczy uśmiech na twarzy czarnowłosej uświadomił mi, że wcale nie żartuje. Że użyje wszystkich swoich technik, by go wykończyć. Nagle coś mignęło mi przed oczyma i w następnej chwili mogłem dostrzec wbitego kunaia w okolice serca. Z ust blondyna popłynęła krew.
- Naruto! - wrzask różowo włosej dziewczyny spowodował, że mój wzrok utkwił w niej. Nie spodziewałem się z jej strony żadnej reakcji. Zawsze narzekała, że Naruto jest dla niej balastem. A teraz? Teraz się o niego martwiła. Zagryzłem mocno dolną wargę i ponownie utkwiłem wzrok w tamtej dwójce. W ręce Uzumakiego wirowała jakaś niebieska kula, która po chwili znalazła się w brzuchu kobiety. Nie minęła sekunda, gdy poczułem się wolny. Szybko znalazłem się przy Naruto. Objąłem go ramionami.
- Co Ty sobie myślałeś idioto pozwalając się nadziać na kunaia? - powiedziałem sfrustrowany i spojrzałem się w błękitne tęczówki. Sam przed sobą bałem się przyznać, że martwię się o niego.
- Czyżbyś się martwił Uchiha? - z jego ust wydobył się kaszel. Po chwili mogłem dostrzec a jego ręce krew. „Pluje krwią?” spojrzałem na Sakurę, która stała w miejscu i sparaliżowana patrzyła na naszą dwójkę.
- Sakura ratuj go do jasnej cholery. Piąta nas zabije jak coś mu się stanie! - warknąłem i ponownie skupiłem wzrok na tym młotku. Na jego pobladłą twarz. Zastanawiałem się przez chwilę co odpowiedzieć na jego pytanie. Przecież, nie powiem mu, że się o niego martwię. Wzruszyłem ramionami i lekceważąco odpowiedziałem.
- I kto będzie moim rywalem? Może Lee? Nie żartuj. Nie możesz umrzeć, będąc słabszym ode mnie. - ciche prychnięcie z jego ust spowodowało, że moja prawa brew uniosła się do góry.
- Nie żartuj Uchiha. Właśnie Cię przewyższyłem.
- Chciałbyś Uzumaki. Nie mów za dużo. Sakura zaraz Cię uzdrowi. - spojrzałem na zieloną chakre, która oświetlała jej dłonie. Wyjąłem kunaia z piersi niebieskookiego i wyrzuciłem go gdzieś w bok. Obserwowałem, jak jego rana zaczyna się zasklepiać. Starłem z kącika jego ust zaschłą już krew. Podejrzewałem, że jest już nieprzytomny. Pytająco spojrzałem na różowo włosom dziewczynę.
- Stracił dużo krwi, ale wyjdzie z tego.
- Co za idiota. Chciał umrzeć, za jakieś tam marzenie.
- Sasuke-kun... On w to wierzy... Nie widzisz, że robi postępy dla tego marzenia? I... I dla Ciebie? Chce Cię przewyższyć... Myślę, że jesteś jego rywalem, a zarazem bratem...
- Bratem? - powtórzyłem jak echo za koleżanką z drużyny. Jej słowa dały mi wiele do myślenia. W oczekiwaniu na wsparcie uświadomiłem sobie po raz kolejny, że muszę o niego dbać. Że kiedyś już to sobie postanowiłem, lecz nie udało mi się zrealizować postanowienia. „Tym razem będzie inaczej”. Szepnąłem w myślach i spojrzałem na nieprzytomną twarz blondasa.
- Naruto... - cicho szepnąłem i odruchowo pogłaskałem jego twarz. Szybko cofnąłem ręką. Byłem zaskoczony swoim odruchem. Przecież nie byłem gejem. W żadnym wypadku. Wzruszyłem ramionami i obserwowałem jego unoszącą i opadającą klatkę piersiową.
- Następnym razem Cię ochronie Uzumaki Naruto. - wyszeptałem cicho i oparłem się plecami o pień drzewa.


****

Wieczór. Po ciężkim dniu misji w końcu wróciłem do domu. Spojrzałem na spokojną twarz Itachiego. Od wczoraj Naruto mianował nas zespołem Rio. Niestety wiązało to się z najcięższymi misjami. Podobnych zespołów do naszego było jeszcze trzy. Cicho westchnąłem, co przykuło uwagę starszego brata. Pokręciłem głową i przyśpieszyłem tępo. Chciałem go już zobaczyć. Ostatnio miał sporo do roboty. Trzeba było przyznać, że babunia niemały bałagan po sobie zostawiła. Uśmiechnąłem się w myślach, jak ostatnio zastałem go śpiącego nad papierami. Chciał tego stanowiska no to miał. Po godzinie wędrówki stanęliśmy przed drzwiami do biura Naruto. Zapukałem, a gdy usłyszałem donośne „proszę” wszedłem. Widząc niemalejący stos papierów, przewróciłem oczyma. „Znowu to samo”. Mruknąłem do siebie i pozwoliłem Itachiemu zdać raport z wyprawy. W tym czasie obserwowałem z uwagą całe jego ciało. Miałem niedosyt jego. Miałem ochotę tu i teraz go wziąć. Oblizałem spierzchnięte usta i wodziłem wzrokiem po jego zmęczonej twarzy. Gdy czarnowłosy mężczyzna skończył zdawać raport Naruto kiwnął głową na znak, że rozumie i skończył wpisywać do komputera. Ruchem głowy odesłał nas, lecz ja się nie ruszyłem i już po sekundzie znalazłem się za Naruto. Zacząłem kciukiem gładzić jego kark. Lekko ugryzłem go w ucho, przez co w odpowiedzi dostałem jego cichy jęk. Usatysfakcjonowało mnie to. Wsunąłem dłonie pod jego koszulę i zacząłem koniuszkami palców wodzić po jego nagich plecach. Nie tracąc czasu, językiem zacząłem zwiedzać jego gładką, a zarazem delikatną skórę. Cicho zamruczałem i pozwoliłem Uzumakiemu odwrócić się w moją stronę. Szybkim ruchem zsunąłem z niego niebieską koszulę, sam zrzuciłem z siebie górę stroju ANBU i przeniosłem się wargami na jego wargi. Zachłannie całowałem się z nim. Po wolnej penetracji górnej części ciała nadszedł czas na dolną. Uśmiechnąłem się lubieżnie i rozpiąłem jego rozporek. Przysunąłem go do siebie, po czym oparłem go o blat stołu. Czując jego dłonie na moich bladych plecach, cicho zamruczałem, lecz szybko chwyciłem jego nadgarstki, nie pozwalając na żaden dotyk. Dzisiaj był tylko mój. Tylko ja mogłem robić z nim, co chciałem. Dostarczać jakiejkolwiek rozkoszy. I właśnie to miałem zamiar robić. Obserwowałem z namaszczeniem jego napinających się mięśni po każdym moim dotyku. Delikatnie ugryzłem sutka, a do moich uszów dotarł przyjemny dźwięk jego jęku. Zacząłem zataczać delikatne kółeczka wokół sutka chłopaka. Zwolniłem jedną dłoń i dobrałem się do jego spodni, które szybko zsunąłem i chwilę później swoje też. Gdy staliśmy nadzy, obserwowałem w skupieniu jego opalone, a zarazem umięśnione ciało. Powróciłem do przerwanej czynności, lecz na drugiej piersi. Wolną dłonią zacząłem przesuwać po przyrodzeniu blondyna raz do przodu raz do tyłu. Słysząc ciche pojękiwania i stęknięcia, uśmiechnąłem się i położyłem go na plecach na biurku, uprzednio zwalając z niego wszystkie rzeczy. Zsunąłem język i zacząłem kierować się ku dołowi, lecz nadal nie przerywałem czynności ręką. Gdy dotarłem do wzgórka, na chwilę puściłem dłonią jego nabrzmiałego już penisa, lecz szybko zajął się nim mój język. Zacząłem lizać nasadę. Po chwili moją uwagę przykuły jego jądra, które po kolei ssałem i lizałem. Pojękiwania z ust Naruto przyprawiały mnie o dreszcze. Uwielbiałem ten głos. Ten dźwięk. Zwłaszcza gdy dochodził. Włożyłem sobie do ust całe przyrodzenie niebieskookiego. Lekko ugryzłem go w nie, po czym szybko zassałem, lecz mój język w dalszym ciągu nie przestawał pracować i już po kilku sekundach jęki zostały przerwane donośnym krzykiem rozkoszy, a w moich ustach poczułem spermę. Wypuściłem z ust jego męskości, połknąłem całą zawartość i oblizałem lubieżnie usta. W dalszym ciągu było mi mało.
- Przewróć się na drugą stronę Naruto. - powiedziałem zachrypniętym głosem, a gdy spełnił moje polecenie, moim oczom ukazał się seksowny tyłek mojego ukochanego. Lekko klepnąłem go w niego. Wsunąłem jeden palec do jego odbytu i zacząłem nim poruszać. Najpierw powoli, a następnie coraz szybciej i szybciej. Nie minęło dużo czasu, gdy dołożyłem następny. Całowałem w międzyczasie plecy i barki chłopaka. Gdy stwierdziłem, że dosyć bardzo jest rozciągnięta dziurka, polałem ją olejkiem, który znalazłem w szufladzie. Minutę później powoli zacząłem wkładać mojego penisa, słysząc syk bólu wycofałem się.
- Nie przestawaj Sasuke. Zaraz przejdzie. - wychrypiał mój ukochany. Kiwnąłem głową i ponownie w niego wszedłem, lecz nieco głębiej. Powtarzałem tę czynność niejednokrotnie, a gdy znalazłem się cały w środku, na chwilę przestałem, by Naruto mógł przyzwyczaić się do mnie. Po chwili zacząłem się powoli poruszać. Ruszałem biodrami w rytm jego, lecz mnie to nie satysfakcjonowało. Zwiększyłem tępo, a palce zacisnąłem na jego miednicy. Cicho sapnąłem, a z moich ust można było słyszeć jęk, który zlał się z jękiem Uzumakiego. Mój oddech, jak i mojego partnera stawał się coraz bardziej nieregularny. Gdy natknąłem się na jego czuły punk, uśmiechnąłem się pod nosem, ponieważ przeciągły jęk, jaki wydał Naruto potwierdził, tylko iż jest mu dobrze. A chciałem tego, więc zacząłem się starać by cały czas tam trafiać. Po dłuższym czasie poczułem, jak i ja dochodzę. Przeciągle jęknąłem i opadłem na ciało mojego chłopaka. Zacząłem głośno oddychać, a mój policzek spoczywał na jego placach. Przymknąłem powieki.
- Byłeś cudowny Sasuke, ale to ja następnym razem jestem na górze.
- Chyba śnisz Uzumaki. - otwarłem powieki i spojrzałem na niego z rozbawieniem. Ucałowałem jego bok i wyszedłem z niego. Gdy mnie przytulił, uśmiechnąłem się i wtuliłem nos w jego włosy.
- Nie myśl sobie, że to na mnie działa.
- Czy Ty zawsze musisz być wredny? Chodź raz nie możesz być romantyczny Sasuke? - wysunął dolną wargę do przodu i spojrzał na mnie miną zbitego psa. Cicho się zaśmiałem i odsunąłem go od siebie. Znalazłem swoje spodnie i wyjąłem z nich zaproszenie.
- Proszę. To zaproszenie na jutrzejszą kolację Naruto.
- Żartujesz Sasuke?
- Jestem całkiem poważny.
- Ale ja... Ja nie wiem, czy uda mi się wyjść przed północą nawet...
- Żadnego” ale” kochanie. Jak będzie trzeba, to Ci pomogę. - uśmiechnąłem się i pocałowałem go w usta. Kochałem go jak nikogo na świecie i byłem w stanie zrobić dla niego wszystko. Chociaż żeby on lepiej o tym nie wiedział, gdyż mógłby użyć to przeciwko mnie. Uśmiechnąłem się i oddałem się jego wargą.


Beta: Oliwia M.

3 komentarze:

  1. Boże... pokochałam te opowiadanie i zawsze będę je kochać. Twój blog był pierwszym jaki zaczęłam czytać. Poleciła mi go moja dobra koleżanka (i bardzo jej za to dziękuję). Naprawdę dużo się działo przez te 20 rozdziałów. Każdą sytuację przeżywałam razem z Sasuke, choć momentami go nie rozumiałam (ale to już moja głupota i nie twoja wina xD). Końcówka była przeurocza i naprawdę się cieszę, że to opowiadanie ma tak wspaniałe zakończenie. Bywało, że bałam się o życie głównych bohaterów, bo wiadomo... Ale na szczęście mamy happy end. Tu jest happy, to i ja jestem happy.
    "Momentami miałem wrażenie, że moim rywalem jest ramen." - ten tekst wygrał xDD.
    Co mogę dodać? Pisz więcej i więcej i więcej. Mam nadzieję, że "Demony przeszłości" też polubię tak samo jak polubiłam te opowiadanie.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Walić, że nikt tego nie przeczyta, walić że będę hejcić na darmo, walić to po prostu jebać to.
    Całe opowiadanie krwawiły mi oczy. Ale zacznijmy to inaczej, żebym żadnych chaotycznych bredni nie napisała. Być może cie poobrażam, przepraszam za to już teraz, po prostu jestem baaaardzo szczerą osobą i w żadnym wypadku nie chce cie urazić *tylko kopnąć w dupe, wbić nóż w serce, rozkwasić mózg na ścianie, przynieść biurkiem i inne takie* tylko chce byś poprawiła swój sposób pisania. Bo jest iście beznadziejny.
    Nie mogę powiedzieć, że przeczytałam wszystko - skończyłam na trzynastym rozdziale, minęłam wszystko i jestem tu. Więc być może coś mnie o minęło ale już dość się nacierpiałam.
    Po pierwsze - twój sposób pisania. Opisy są nudne, zdania niespójne, jedno nie trzyma się drugiego. Akcja idzie zbyt chaotycznie, nielogiczne, bezsensownie. Cały czas się gubiłam, nie jestem nawet w stanie powiedzieć ile mają lat gdy to się dzieje, bo na początku myślę - no dzieci chyba nie? Jeszcze się nie zemścił i drużyna 7 istnieje. A tu nagle jeb i amaterasu. Sasek dostał amaterasu od Itachiego gdy ten umarł. Dziękuję do widzenia. Być może jest to Twój własny świat który tworzysz jak chcesz i tak dalej, co nie zmienia faktu, że jak coś piszesz i wstawiasz na bloga to to nie jest tylko dla ciebie, co tylko ty rozumiesz. W sumie być może tego nie rozumiem bo jestem zbyt głupia ale jak mówiłam na początku - walić to. Wracając, bo ja jak zwykle gubie wątek, opisy są. ... ja ich po prostu nie czytałam więc według mnie są po prostu nudne. Chaotycznie nielogicznie moje serce moje oczy.
    Jednym słowem AUĆ
    Ale pisz, pisz bo tylko tak można się poprawić.
    Drugie - charakter postaci. To nie jest Sasuke Uchiha i Naruto Uzumaki. Cóż każdy ma swoją ich wizje a gdyby każdy pisał o takim Sasku i Naru jacy są w mandze to... to by było nudne. Ale. Sasuke nie zamieniłby się w jakąś rozmemłaną kluchę ani nie zacząłby wszystkich przepraszać. Nie uśmiechałby się tak często. Gdy czytałam jego dialogi to nie słyszałam jego głosu ( po 400 odcinkach tak już mam) a w dobrych blogach słyszę i widzę Saska. Tu go nie ma. O NAruto nie wspomnę. Odpuszczę go sobie.
    I trzy - fabuła. Tu coś tu coś ale jednak nie i jednak coś ale tak nie do końca więc jednak to pierwsze ale jednak mam pomysł na to ostatnie lecz tamto drugie było lepsze. CO TU SIE DZIAŁO. nie jestem w stanie o fabule napisać cokolwiek dobrego. BOLAŁO. Raz walczą, raz myśli, potem nagle znów walczą, Naru znika, dwa lata mówią papa, znajdują go, wraca, idiota idzie na misję (po chuj), jakaś dziewczyna, nagle Naru na misji (Tu już w ogóle nie sczaiłam o co chodzi) ale jednak nie bo poszedł do hokage. Mój mózg. Zaplanuj to sobie czy co? I zwolnij Proszę tempo, wpychasz wszystko co się da jakbyś one-shotów nie mogła zrobić.
    Nie będę morałów prawiła. Ćwicz. Pisz. I tyle.
    Do widzenia.
    G.M.A.D.E.L.
    To są skróty a nie nick jprdl.
    Sorey za błędy, pisze na komórce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    urocze zakończenie opowiadania, Naruto, Sasuke zrobi dla ciebie wszystko, więc korzystaj... no i masz życzenie z tej obietnicy, żyć nie umierać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń