piątek, 15 stycznia 2016

Szkoła XII






Witam. Zapraszam na 12 część już szkoły. Akcja zacznie na nowo powoli się rozwijać toteż mam nadzieję, że was nie zanudzałam przez ostatnie kilka rozdziałów. Lubicie Naruto w moim wydaniu? Co byście chcieli by wydarzyło się w moim opowiadaniu? Może dodam jakiś wątek jeżeli mnie zainteresuje. I dziękuję za to, że jesteście i czytacie moje wypociny : D
 Zapraszam do lektury miśki ;*




Potrafił być miły i kochany, ale raczej zachowywał powagę. Często w jego głosie brzmiała powaga nawet, jak się przekomarzaliśmy. Zagryzłem wargę i posłałem kierowcy uśmiech.
- Skromny to Ty Itachi nie jesteś.
- Skromność to moje drugie imię.
- Właśnie widzę. - mruknąłem z rozbawieniem i przeczesałem ponownie włosy. Były już trochę za długie. „Muszę je podciąć” przeszło mi przez myśl, lecz podobał mi się ten gest. Ponownie zerknąłem na chłopaka obok. Lubiłem go. Dzięki niemu tak boleśnie nie odczuwałem rozstania. I mogłem zapomnieć o wyścigach. O tym, że przez tak długi czas nawet nie dotknąłem kierownicy. Byłem mu wdzięczny. Spojrzałem przez okno.
- Itachi?
- Tak? - ciche mruknięcie spowodowało, że jeszcze bardziej byłem zażenowany swoją prośbą, lecz nie chciałem mamie sprawiać problemu. Pomimo że była jaka była to bardzo ją kochałem. Dlatego nie chciałem obarczać jej swoją osobą.
- Yhm... Czy mógłbym u Ciebie zanocować dzisiaj, gdyby była taka opcja? - twarz długowłosego odwróciła się w moją stronę, a jego brwi były zmarszczone. Dziękowałem w duchu, że stoimy na światłach, bo nie wiem, czy bym chciał sprawdzić jak Uchiha kieruje nie patrząc na jezdnie. Po chwili na jego twarzy ujrzałem uśmiech.
- Oczywiście Naruto. Jeszcze się pytasz?
- No, yhm, em... No tak. Wolałem się upewnić czy nie masz dzisiaj czegoś w planach. Randki czy coś. - mruknąłem, czując, jak moje policzki z każdą sekundą robią się coraz bardziej gorące. Wyjrzałem przez okno, chcąc nieco ochłonąć.
- Nie spotykam się z nikim jak na razie. Miło, że pytasz Naruto. - spojrzałem na niego z zainteresowaniem. Byłem ciekawy dlaczego. W końcu był przystojnym mężczyzną. Nawet taki idiota jak ja to widział. Zresztą zauważyłem, jak przyciąga spojrzenia w miejscach publicznych. Z zaciekawieniem spytałem.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? - słysząc jego roztargniony głos, miałem ochotę się roześmiać.
- Dlaczego nikogo nie masz? - oparłem policzek o dłoń i zacząłem się wpatrywać w przednią szybę. Nie miałem ochoty, a może nawet i odwagi spojrzeć na niego. Za dużo na razie o nim nie wiedziałem. Nie byłem w stanie przewidzieć, jak zareaguje na moje wścibstwo. Bo tak chyba mogłem to nazwać. No, ale nic nie mogłem na to poradzić. To chyba była wina mojej mamy.
- Nie spotkałem w swoim życiu jeszcze osoby, z którą mógłbym być. - ciche mruknięcie spowodowało u mnie ukłucie żalu. Przynajmniej tak sądziłem. Dotąd miałem jeszcze mętne poczucie, że jednak mam u niego szanse, lecz teraz? Teraz straciłem nadzieje. Kiwnąłem nieznacznie głową i do końca podróży się nie odzywałem, co musiało wywołać zaciekawienie u mojego nowego nauczyciela. I nie myliłem się, bo gdy się zatrzymaliśmy, oparł się o kierownicę i spojrzał na mnie.
- Chciałeś mnie z kimś umówić, że tak Cię moja odpowiedź uciszyła? - widziałem na jego wargach rozbawienie, lecz w pewien sposób rozzłościło mnie jego pytanie. Miałem ochotę warknąć, wyjść z tego samochodu, lecz nie zrobiłem tego. Zdałem sobie sprawę, że zachowałbym się jak gówniarz. W dodatku niedojrzały. Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową.
- Nie, po prostu nie wiem, o co mógłbym Cię zapytać. Możemy zaraz już zaczynać lekcje? - spojrzałem w oliwkowe tęczówki. Po chwili moje życzenie zostało zrealizowane, bo nie minęły nawet dwie minuty, jak siedziałem na wózku. Przedmiocie, który boleśnie mi przypominał, jaką ochotę miałem zemścić się na Madarze. Westchnąłem i zacząłem wpatrywać się w chodniczek, który wiódł do drzwi właściciela. Gdy znaleźliśmy się w środku, poczułem od razu zalewające mnie ciepło. Posłałem chłopakowi szeroki uśmiech i pozwoliłem mu na pomoc przy siadaniu na krześle. Gdy się już na nim wygodnie usadowiłem, położyłem ręce na blacie i z zamyśleniem spojrzałem na lodówkę.
- Na co masz ochotę Uzumaki?
- Poproszę ramen i sok pomarańczowy!
- Ramen? O tej porze? - jęknął starszy mężczyzna, a ja tylko kiwnąłem z zadowoleniem głową. Musiałem mojego korepetytora przyzwyczajać do mojego odżywiania. Stwierdziłem, że im szybciej, tym lepiej oraz mniej boleśnie. Posłałem mu pocieszający uśmiech przynajmniej w moim mniemaniu. Po chwili zdezorientowania czarnowłosy westchnął i zaczął się krzątać po kuchni.

****

Gdy przede mną postawiona została duża miska ramenu szeroko się uśmiechnąłem i zatarłem dłonie pomimo gipsu na jednej ręce. Zwilżyłem koniuszkiem języka wargi i wyjąłem ze szklanki pałeczki. Zacząłem powoli jeść, ponieważ trudno było robić to jedną ręką. Widząc to Itachi zaśmiał się i przysiadł koło mnie.
- Pomóc Ci?
- A co? Ja mała dzidzia? - burknąłem i spojrzałem na niego spod byka, lecz na jego twarzy dostrzegłem tylko wyraz rozbawienia.
- Nie to nie. Chciałem być miły.
- Bez żadnego haczyka? - uniosłem brwi do góry i wpakowałem do buzi dużą porcje makaronu.
- Bez przesady. Wtedy byś się pilniej przykładał do nauki. Mam zamiar zrobić z Ciebie matematyka jak ta lala. Żeby profesorowi Ebisu oczy zbielały.
- Skąd go znasz? - mruknąłem niewyraźnie i odłożyłem pałeczki do naczynia, w którym znajdowało się jeszcze niewiele potrawy.
- Cóż niestety ten człowiek mnie nauczał. Co prawda miałem same 6, ale to nie znaczy, że umiał uczyć.
- Eeee! Nie przechwalaj się tak Uchiha! - krzyknąłem i spojrzałem na niego z poirytowaniem. Chwilę później do mych uszów dotarł głośny śmiech. Spojrzałem na czarnowłosego.
- Co Cię tak bawi?
- W ten sposób chciałem Ci przekazać, że będziesz miał minimum czwórki i utrzesz nosa swojemu nauczycielowi.
- Chyba że tak. - mruknąłem. Przechyliłem białe naczynie i wypiłem resztę cieczy. Odstawiłem ją na blat i oblizałem językiem usta.
- Pyszne! Dziękuję Itachi. - odwróciłem twarz w jego stronę. Posłałem mężczyźnie obok szeroki uśmiech.
- Cieszę się, że Ci smakowało. A teraz bierzemy się do nauki. - przewróciłem oczyma, gdy znaleźliśmy się w salonie. Przy pomocy Itachiego przesiadłem się na fotel i czekałem cierpliwie, aż przyniesie moją torbę z gitarą. Gdy ją dostałem, wyjąłem z kieszonki książki oraz zeszyt i dwa długopisy. Spojrzałem wyczekująco na sylwetkę która obserwowała mnie w cieniu.
- A więc panie psorze? - mruknąłem nie do końca przekonany o wspólnej nauce. „Jak mus to mus” burknąłem w myślach. Nie miałem w końcu zamiaru się sprzeciwiać swojej rodzicielce. Zresztą to było o wiele lepsze niż spędzanie całych dni w swoim pokoju.
- Nie śpij Uzumaki tylko mnie słuchaj. - zerknąłem z roztargnieniem na korepetytora. Musiałem przyznać, iż wyglądał przystojnie z tymi wymykającymi się włosami z kitki. Posłałem niewinny uśmiech który miał na celu zmiękczenie surowej miny. Widząc, że to nic nie dało, zgarbiłem się i otworzyłem zeszyt na pierwszej stronie. Po chwili to samo zrobiłem z książką. Postukałem końcem długopisu o blat i ze znużeniem spojrzałem na nieco ironiczną twarz Itachiego. Tak bardzo przypominał mi w tym momencie Sasuke. Cicho westchnąłem pod nosem. Postać nastolatka usiadła naprzeciw mnie i chwilę wpatrywała się w moją twarz.
- Słuchaj Naruto. Nie chcesz się uczyć to nie. Mogę Cię zaraz odwieźć z powrotem do domu. Robię to tylko dlatego, że poprosiła mnie Twoja mama. Ja Cię do niczego nie będę zmuszał. - słuchałem z niemałym osłupieniem, co mówił prawie dwudziestolatek. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, pomachałem dłoniami.
- Przepraszam, jak miałeś takie wrażenie. Po prostu brakuje mi motywacji. Nienawidzę matmy, a kolejny rok z Ebisu nie daje perspektyw.
- Hm... Słuchaj Naruto. Mam pomysł. Jeśli będzie Ci dobrze szło na lekcji i próbach to zabiorę Cię później do jakiejkolwiek knajpki, na cokolwiek chcesz. Umowa stoi? - słysząc ten pomysł, uśmiechnąłem się szeroko. Poczułem, jak w moim ciele zbierają się niesamowite pokłady samozaparcia. Pokiwałem energicznie głową, że się zgadzam.
- Zgoda!
- To zaczynajmy. - uśmiechnęliśmy się oboje do siebie, lecz po chwili nasze miny spoważniały. Wziąłem długopis pewniej do ręki i zacząłem notować wszelkie rady Itachiego. Po niecałych trzydziestu minutach zacząłem rozwiązywać zadania pod bacznym spojrzeniem. W głębi ducha musiałem przyznać, że rozwiązywanie tych zadań sprawiało mi frajdę. Nigdy bym nie pomyślał, że tak dobrze może mi iść. Uśmiechnąłem się pod nosem i mruknąłem cicho.
- Może zostanę matematykiem?
- Mówiłeś coś Naru?
- Tylko że skończyłem 10 zadanie.
- To rób dalej. Pójdę po sok i jakieś ciastka.
- Jasne. - mruknąłem, a z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Spojrzałem na oddalającą się sylwetkę mojego nauczyciela. Musiałem przyznać, że świetnie tłumaczył. Nawet lepiej niż jego młodszy brat. Dziwiłem się, że chce tracić na mnie czas. Ale to dzięki niemu odkryłem drugą stronę matematyki. I zdecydowanie bardziej preferowałem ją. Nie podejrzewałem, że rozwiązywanie matematyki może być tak przyjemne. Przeciągnąłem się i spojrzałem na kolejne zadanie. Z pozoru wydawało się trudne, lecz po tłumaczeniu ze strony długowłosego rozwiązałem je zaledwie w 3 minuty.

****

- Skończyłem wszystkie zadania z tego rozdziału! - powiedziałem donośnie przeciągając się. Rzuciłem długopis na otworzony zeszyt. Byłem z siebie dumny jak nigdy. Tylko kilka razy w przeciągu trzech godzin poprosiłem Itachiego o pomoc. Resztę zadań rozwiązałem sam. Spojrzałem na kolejny rozdział, jaki czeka mnie za dwa dni. Przeczesałem zdrową ręką włosy i spojrzałem na sylwetkę mojego przyjaciela, który z uwagą rozszyfrowywał moje odpowiedzi. Gdy na jego bladej twarzy pojawił się uśmiech, wiedziałem, iż jest ze mnie dumny.
- Wspaniale Naruto. Niebawem czeka nas rozdział drugi. A więc matematyka rzeczywiście jest taka zła? - na twarzy oliwkookiego majaczył drwiący, a zarazem rozbawiony uśmiech. Uniosłem brew ku górze i wysunąłem dolną wargę do przodu.
- Ja nic takiego nie mówiłem.
- Ah tak? Mam Ci przyp... - nagle naszą rozmowę przerwała hałaśliwa gromadka. Przewróciłem oczyma widząc tego kretyna Hidana. Nie rozumiałem jak on mógł się znajdować w naszym zespole skoro cały czas nadawał o Jashinie. Nie rozumiałem gościa i nawet nie starałem się tego robić. A mówiąc dosadniej, starałem się go omijać szerokim łukiem. Aż wstyd przyznać, ale zawsze przechodziły mnie ciarki, gdy na mnie patrzył. Miałem wrażenie, jakby tamten tylko coś knuł przeciwko mojej osobie. Pokręciłem głową, odganiając coraz dziwniejsze myśli i zacząłem się witać z nowo przybyłymi. Nagle czerwonowłosy chwycił mój zeszyt od matematyki.
- O widzę, że ktoś się uczy we wakacje matmy. Jak u Itachiego to zapewniam Cię, że jeszcze wyjdziesz u ludzi. Połowa z nas brała u Itachiego korepetycje i jak widzisz, wyszliśmy na ludzi. - spojrzałem z pobłażaniem na grupkę stojącą przede mną. Nie nazwałbym ich porządnymi ludźmi przynajmniej z samego wyglądu, lecz po bliższym poznaniu byli dobrymi przyjaciółmi. Teraz nie mógłbym sobie wyobrazić bez nich życia. Zresztą musiałem dzisiaj wykonać kilka telefonów do mojej starej paczki. Musiałem z przykrością przyznać, że przez ten czas bardzo ich zaniedbałem. Nawet nie dałem znaku życia. Zagryzłem dolną wargę. Pogrążyłem się w rozmyślaniach, gdy ktoś pstryknął palcami tuż przed moją twarzą.
- Ej nie śpij głąbie. Próbę zaraz mamy. - spiorunowałem wzrokiem Hidana, który najwidoczniej nie miał zamiaru mi odpuścić. Pokręciłem przecząco głową i przetransportowałem się z trudem na wózek. Spojrzałem pytająco na właściciela mieszkania.
- To gdzie będziemy mieć próbę?
- Przekonasz się. Ojciec Itachiego nieźle zainwestował byśmy mieli gdzie ćwiczyć. - szeroki uśmiech na twarzy Deidary był zaraźliwy toteż i ja się po chwili uśmiechałem jak głupi. Dałem poprowadzić wózek Itachiemu po drodze biorąc na kolana torbę z gitarą. Przy odrobinie pomocy zająłem miejsce obok kierowcy. Zapiąłem pasy i spojrzałem przez boczne lusterko na kompanów siedzących z tyłu. Na: Deidare, Sasoriego oraz Kisame. Oparłem policzek o szybę. Gdy Itachi wsiadł do samochodu, nawet na niego nie spojrzałem. Najzwyczajniej w świecie byłem zmęczony, a na dodatek czekała mnie jeszcze jedna długa próba.
- Zmęczony? - spojrzałem z ukosa w stronę, z której dobiegał głos. Widząc uśmiechniętą twarz Kisame uniosłem brew ku górze.
- Co masz na myśli?
- Itachi musiał Cię nieźle wymęczyć Naruto.
- Dajcie już spokój. - tym razem odezwał się czarnowłosy. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, lecz on dalej z wprawą kierował w dobrze znane mu miejscu. Założyłem rękę na rękę i się naburmuszyłem.
- A co was to obchodzi? To sprawa pomiędzy mną, a Itachim.
- Ooo to między wami coś jest jednak. - tym razem powiedział to blond włosy chłopak. Zmarszczyłem brwi i przechyliłem się tak, że mogłem uważnie przyjrzeć się całej trójce.
- O co wam chodzi do cholery? To już Itachi nie może dawać mi korepetycji? A może jesteście zazdrośni, że spędzam z nim tyle czasu? - na te słowa opadłem na fotel i przez całą drogę się nie odzywałem. Byłem sfrustrowany, lecz przez boczne lusterko miałem okazje nie raz przyłapać ich na porozumiewawczym spojrzeniu. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, odpiąłem pasy i spojrzałem na dosyć pokaźnych rozmiarów budynek. Moje oczy zrobiły się ogromne, bo nigdy nie widziałem czegoś tak pięknego. O ile budynek może być ładny. Obserwowałem, jak chłopacy wyciągają mój wózek, by po chwili pomóc mi na niego usiąść. Kiwnąłem głową na znak podziękowania i zapatrzyłem się przed siebie ani słowem się nie odzywając. Pierwszy odezwał się zielonooki.
- Wybacz Naruto. Kisame nie chciał nic insynuować.
- Ja? Dlaczego ja?! To Deidara zaczął!
- Wcale nie!
- Oh zamknijcie się chłopacy. - mruknął Sasori. Ku mojemu zdziwieniu obaj mężczyźni go posłuchali i wpatrzyli się we mnie. Poczułem, jak moje policzki robią się ciepłe.
- W każdym razie przepraszam, jak Cię uraziliśmy. Po prostu lubimy sobie pożartować z życia miłosnego Itachiego. - odchyliłem się i spojrzałem na nieruchomą twarz Uchihy, lecz widziałem w wyrazie jego oczów, że bawi go ta sytuacja. Poza tym i mnie powoli zaczynało to bawić, toteż po chwili wybuchnąłem śmiechem.
- Idioci z was i tyle. - skwitowałem to i otworzyłem drzwi. Wjechałem pierwszy i zacząłem podziwiać panele oraz ładnie zdobione ściany. Spojrzałem na chłopaka w kitce.
- Serio to będzie nasza „sala prób"? Tu wystarczyłoby miejsca, by pomieścić średnią publiczność Uchiha.
- To samo mu mówiłem, ale nie słuchał. Marnuje tylko kasę ojca. - spojrzałem z roztargnieniem na Hidana. Miał do ramion brązowe włosy, wyraźnie rysujące się kości policzkowe, ciemne oczy, prosty, aczkolwiek mały nosek. Całe jego ciało było umięśnione, czym wprawiał mnie w zakłopotanie, ponieważ sam byłem niezbyt dobrej postury. Jakby to ująć raczej miałem drobną budowę. Nie obserwowałem zbyt uważnie otoczenia, gdyż byłem zajęty własnymi myślami, toteż bardzo mnie zdziwiło, gdy znalazłem się w ogromnej sali, która wyglądała jak „podium". ( chodzi mi o to coś gdzie grają koncerty scena czy jak to tam nazwać, słowa mi brakuje xd )
- Fajnie nie? - szturchnął mnie niebieskooki, lekko się tylko do niego uśmiechnąłem i dalej wpatrywałem się w to miejsce, nie zwracając uwagi na kolegów z zespołu.
- Książę jest we własnym świecie. Dobra zbierajmy się do roboty. Zaraz będzie Yahiko z Konan.
- Dobra. - powiedzieli wszyscy oprócz mnie. Ja dalej wpatrywałem się jak urzeczony w podest. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. A tym bardziej co może mnie czekać, jak nauczę się perfekcyjnie grać na gitarze.
- Zaraz Naruto z Nagato pomożemy Ci wejść na scenę. Hidan przynieść krzesło dla Naruto! - powiedział głośno Itachi, na co ja skinąłem głową. Po kilku minutach zauważyłem czerwoną czuprynę koloru dojrzałego pomidora. Taką jak miała moja mama. Pomachałem ręką do mojego kuzyna.
- Cześć Nagato! Dawno się nie widzieliśmy. Co u Ciebie? - spytałem zaciekawiony, nie odrywając wzroku od jego wysokiej, a zarazem chudej sylwetki. Gdy odwzajemnił mój uśmiech, poczułem, jak radość przemieszana z ekscytacją zalewa moje ciało.
- Cześć Naru. Kopę lat, ale najważniejsze, że widzimy się teraz. Moja mama zaprasza was na weekend do nas. Mam nadzieję, iż przyjedziecie. A gdzie ten dupek Sasuke? Zerwałeś z nim?
- Tak, zerwaliśmy. - bąknąłem i spojrzałem się na swoje nogi. Już nie odczuwałem takiego bólu jak kilka dni wcześniej, ponieważ otaczali mnie przyjaciele, którzy pomagali mi się z tym uporać. Dalej kochałem młodszego z braci Uchiha, lecz czułem, jak w moim sercu kiełkuje zupełnie nowe uczucie.
- To dobrze Naruto. Bez urazy Itachi, ale nigdy nie lubiłem tego Twojego zadufanego w sobie braciszka. - Nagato spojrzał się na Itachiego z wyrazem przeprosin, lecz również kpiny. Rozumiałem go. Pamiętałem, jak młodszy brat długowłosemu dokuczał mojemu kuzynowi tylko za to, że miał strasznie bladą cerę i mocno czerwone włosy. Nie, żeby na forum, ale zawsze jak się mijali. Nie podobało mi się to nigdy. Spojrzałem się na dwójkę postaci.
- Dobra pomożecie wdrapać mi się na scenę? - wyszczerzyłem się do nich, przez co w odpowiedzi usłyszałem śmiech Nagato.
- No pewnie kuzynku. Dawaj na trzy. - zaśmiałem się i objąłem ich karki. Mimo że wystarczyłaby mi pomoc jednego człowieka, dobrze było czuć się potrzebnym. Wszedłem powoli z gipsem na nodze na scenę i usiadłem na przygotowanym przez Hidana krześle. Usiadłem na nim z wdzięcznością, ponieważ nawet taki mały spacer z gipsem był dla mnie męczący. Po chwili ujrzałem Konan oraz Yahiko. Pomachałem im ze swojego miejsca, na co oni mi odmachali i już kilka sekund później znajdowali się obok mnie.
- Witaj Naru. Jak się masz? Lepiej?
- Cześć Konan. O wiele lepiej. A jak u Ciebie? Cześć Yahiko. Dobrze traktujesz Konan? - przymrużyłem powieki. Szeroko się uśmiechnąłem, słysząc śmiech tej dwójki.
- U mnie w porządku. Jutro z samego rana muszę lecieć na konferencje tam gdzie Twój tata Naruto. Nie będzie mnie kilka dni.
- Oczywiście, że dobrze ją traktuję!
- Jak przyjedziesz, będziemy mogli porozmawiać w cztery oczy?
- Oczywiście Naruto. A teraz do dzieła. Pokaż im na co Cię stać! - gdy mnie pstryknęła w nos, zaśmiałem się i zakryłem go dłonią. Pamiętałem, jak w dzieciństwie robiła mi tak, gdy kończyliśmy rozmowę. Mrugnąłem do niej okiem i przyjąłem gitarę, którą właśnie podawał mi Itachi.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj. Teraz będziesz miał okazję się wykazać i ta próba zdecyduje czy wybierzemy się na jakieś dobre jedzenie.
- Przekonasz się na własnej skórze. A raczej Twój portfel Uchiha!
- Nie przechwalaj się tak Uzumaki tylko bierz się do roboty. - zaśmiał się i ruszył w stronę Sasoriego oraz Deidary. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, gdy usłyszałem szept Nagato.
- Całkiem niezły nie? Lepszy niż ten jego braciszek.
- Przestań Nagato. - mruknąłem zażenowany, czując, jak pieką mnie policzki. Mój kuzyn zawsze umiał mnie rozszyfrować. Westchnąłem zirytowany i spojrzałem na niego.
- A Ty nie masz nic lepszego do roboty tylko wkurzać ludzi? Bierz gitarę i zaczynamy próbę.
- Jak zawsze niecierpliwy i nieprzewidywalny. Cały Ty. Miałem ochotę poplotkować. - zaśmiał się i ruszył w stronę swojej gitary. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zacząłem wygrywać pierwsze nuty, jakie znałem.


Beta: Oliwia M.

3 komentarze:

  1. Wreszcie doczekałam się rozdziału. Mega, czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chce więcej akcji ! Nie bądź taka okrutna :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    korepetycje i próba, ciekawe czy Itachi jest zainteresowany blondynem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń