piątek, 11 marca 2016

Szkoła XIV








Witajcie kochani! Przepraszam, że ostatnio mieszam, ale to nie zależy wyłącznie ode mnie. Niestety brak czasu i weny jak i motywacji możliwe,  że na jakiś czas zawieszę bloga ;/ Pomijając to dziękuję za ponad 50k wyświetleń, jesteście wielcy! Dziękuję wam za to serdecznie, wiele to dla mnie znaczy :* Ponadto prawdopodobnie za 2 tygodnie wstawię prolog nowego opowiadania jak nie będę miała czasu napisać demonów. Nie przedłużając dalej zapraszam do czytania :)



- Nie ważne Naruto. Zapomnij o tym. Zapomnij o tym, co Ci powiedziałem. Nie wiem, po co tutaj przychodziłem. Może miałem tę głupią nadzieję, że może jednak rzucisz się w moje ramiona i powiesz, że też mnie kochasz? Jestem skończonym kretynem. - burknął. Zanim zdążyłem się obejrzeć, jego już nie było. Schyliłem głowę. W tym momencie nie czułem tego lodowatego wiatru. Nie zwracałem uwagi na gęsią skórkę, która pojawiła się jakiś czas temu na moim ciele. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że Hyuuga się we mnie kochał tyle lat. Czułem, jak powieki zaczynają mnie szczypać. Niespodziewanie za mną pojawił się Itachi. Spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem. Nawet nie zarejestrowałem jego dziwnie bladej twarzy oraz nerwowych ruchów. Byłem jak automat. Nie zwracałem na nic uwagi. Gdy w końcu wszyscy się rozeszli i spostrzegłem pytające spojrzenie Itachiego mruknąłem.
- Innym razem. Przyjedź do mnie jutro na 11. Pouczymy się matmy. Przepraszam Itachi, ale przypomniała mi się pewna rzecz, którą miałem zrobić.
- Jasne. Do zobaczenia Naruto i Kushino. - uśmiechnąłem się nikle, a w mojej głowie ponownie zaczęły odbijać się słowa mojego przyjaciela. Potrząsnąłem nerwowo czupryną i zacząłem pomagać mamie w sprzątaniu po obiedzie, lecz gdy ta mnie tylko skrzyczała, powiedziałem jej, by przetransportowała mnie do pokoju. Ku mojemu zdziwieniu ona z łatwością mnie zaniosła tak, jakbym nic nie ważył. Gdy nareszcie znalazłem się w ciemnym pokoju, zakryłem poduszką twarz, a przed moimi oczyma zaczęły stawać wspomnienia. Wspomnienia, które były dla mnie wyjątkowe.

****

- Dalej Naru. Ruszaj tą swoją grubą dupę i biegnij.
- Oh zamknij się Hyuuga. - wrzasnąłem, lecz chwilę później zaśmiałem się i dogoniłem brązowowłosego. Widząc jego lustrujący wzrok, pokazałem mu język i przyśpieszyłem. Zdawałem sobie sprawę, że jesteśmy nieźle spóźnieni. Przeze mnie. Zaczynałem się obawiać, czy aby na pewno Nejli nie będzie miał przeze mnie kłopotów. Zerknąłem na niego. Jego mina wskazywała beztroskę, jakby w ogóle nie przejął się faktem, że może mieć kłopoty. W końcu zdyszani dobiegliśmy do rodziny mojego przyjaciela. Przystanąłem i oparłem dłonie o kolana, by złapać oddech.
- Przepraszam wujku za spóźnienie.
- Oh Nejli Nejli. Budź Naruto wcześniej. - spojrzałem z zaskoczeniem na starszego mężczyznę, który się uśmiechał. Pierwszy raz widziałem, jak jego twarz wyraża coś innego niż powagę. Wyprężyłem się, a następnie zasalutowałem.
- To już więcej się nie powtórzy panie Hiashi. - posłałem wszystkim szeroki uśmiech, na co twarz mojego przyjaciela przybrała wyraz rozbawienia. Zgromiłem go mimowolnie wzrokiem. Obaj zdawaliśmy sobie sprawę, że wcześniej czy później znowu nawalę z punktualnością. Przestąpiłem z nogi na nogę i rozejrzałem się po dworcu.
- O której Hinata przyjeżdża?
- Zaraz powinna być. Mamy się nią zająć przez 2 tygodnie, bo jej rodzice wyjeżdżają, a ona sama wraca z obozu.
- Oooo no nie pogadasz. - uśmiechnąłem się i podrapałem się po głowie. Nagle moje spojrzenie utkwiło w przepięknym aucie. Miało kolor dojrzałej truskawki. Pojazd był smukły i idealnie nadawał się na wyścigi. Drzwi uniosły się do góry, a ze środka wyszedł młody mężczyzna. Poczułem, jak w moim ciele wzbiera się zachwyt, uwielbienie. Nagle czyjaś dłoń dotknęła mego barku. Ze smutkiem spuściłem wzrok z mojego obiektu westchnień i spojrzałem na białookiego.
- Hm?
- Piękny nie? Tata ma mi kupić podobne na 18. Chociaż zanim skończę, to pewnie będą o niebo lepsze.
- On jest cudowny. Ciekawe ile wyciąga na trasie. Dwie setki? Trzy? - mruknąłem z rozmarzeniem i ponownie skupiłem wzrok na lśniącym mustangu. Ni stąd, ni zowąd zostałem pociągnięty za ramie. Widząc przyjaciela, zmarszczyłem brwi, chciałem coś powiedzieć, gdy nagle stanęliśmy przy samochodzie. Musnąłem opuszkiem palca lakier zdobiący samochód.
- Cudowny. - jęknąłem z zachwytem i z uwagą zacząłem obserwować każdy szczegół, zupełnie nie zwracając uwagi na cokolwiek innego. Z każdą sekundą na mojej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Gdy uderzyłem o coś, a raczej o kogoś przewróciłem się i pomasowałem dłonią czoło. Spojrzałem w górę. Widząc właściciela mustanga, szybko wstałem i popatrzyłem na niego.
- Przepraszam pana bardzo. Nie chciałem.
- Co robisz przy moim aucie? - widząc jego surową minę, przełknąłem gulę, która znajdowała się jeszcze w moim gardle. Ten facet wzbudzał we mnie irracjonalny strach. Nagle przy moim boku znalazł się Hyuuga.
- Przepraszamy pana. Po prostu mój przyjaciel Naruto zakochał się w pana aucie i chciał obejrzeć je z bliska. Kocha samochody. Jeśli pana to uraziło, to przepraszamy. Nie mieliśmy złych zamiarów wobec pana auta.
- Złych zamiarów? - mruknął mężczyzna, a na jego twarzy można było dojrzeć rozbawienie. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem a długowłosego, a po chwili wzrok przeniosłem na właściciela owego cuda.
- Jeżeli chcecie, mogę was przewieźć.
- Bardzo byśmy chcieli, lecz dzisiaj przyszliśmy po moją kuzynkę i musimy pożegnać się z jej rodzicami. - powiedział mój przyjaciela. A ja? Ja raz spoglądałem to na jednego to na drugiego z podejrzliwością. Miałem wrażenie, jakby to było wyreżyserowane. Wzruszyłem ramionami.
- Nie ważne. Chodź Nejli, bo Twoi wujkowie zaczynają się niecierpliwić. Dziękuję panu, że mogłem obejrzeć samochód. Chociaż bez pana zgody. - posłałem mu szeroki uśmiech i ruszyłem w stronę rodziny brązowowłosego. Gdy mnie złapał za ramie, westchnąłem z rezygnacją i obróciłem się ku niemu na pięcie.
- Co? - mruknąłem.
- Pan...
- Mishi.
- Pan Mishi zgodził się nas jutro podwieźć.
- Naprawdę? - spojrzałem na niego swoimi dużymi oczyma. Czułem, jak w jednej chwili przez moje ciało przechodzi fala ekscytacji. Zacisnąłem obie dłonie w pięści, rozchyliłem mimowolnie wargi i popatrzyłem na mustanga jak zaczarowany.
- Tak. O tej samej porze co dzisiaj w tym miejscu? - nie zwracając na nich uwagi, dalej wpatrywałem się jak zaczarowany, póki nie zostałem odciągnięty przez Nejego. Zerknąłem na niego. Z zachwytem w oczach.
- Jesteś niesamowity.
- To nic takiego.
- Nic takiego?! Zdajesz sobie sprawę, że zakochałem się w tym aucie? - wykrzyknąłem rozentuzjazmowany, dalej co jakiś czas zerkając za siebie, póki auto nie zniknęło z parkingu.
- Zdaję sobie z tego sprawę Uzumaki. Dlatego załatwiłem Ci tę przysługę.
- Jesteś niesamowity Nejli. Nigdy Ci tego nie zapomnę.
- No ja myślę. - na jego bladych wargach pojawił się lekki uśmiech. Posłałem mu szeroki uśmiech, który nie znikł z mojej twarzy nawet przy rodzinie mojego anioła. Bo tak go mogłem w tym momencie nazwać.


****

Bezsilnie uderzyłem zdrową dłonią o poduszkę. Poczułem, jak powieki zaczynają mnie piec. Obróciłem się na drugi bok, lecz za nim nie mogłem zasnąć. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Wyznanie z ust mojego najlepszego przyjaciela wyrwało mnie z codziennego rytmu. Nie spodziewałem się, że Nejli jest gejem. Westchnąłem z irytacją i wstałem z łóżka. Sunąc nogą po podłodze, dotarłem do okna, które otworzyłem. Przycupnąłem na parapecie i spojrzałem na gwiazdy. Moje wargi lekko drgnęły. Sięgnąłem ręką do biurka, chwyciłem telefon i spokojnie oparłem się o zimną ścianę. Przymknąłem na moment powieki. Wybrałem kilka cyfr na ekraniku, nacisnąłem zieloną słuchawkę, a urządzenie przyłożyłem do ucha. Po kilku minutach usłyszałem kobiecy głos.
- Hej, obudziłem Cię?
- Cześć Naruto. Nie, właśnie miałam wstawać. Co się stało?
- Musiało się coś stać Konan?
- Przecież słyszę, nie udawaj. - słysząc szelest pościeli, uśmiechnąłem się szerzej. Wiedziałem, że spała i ją obudziłem, ale potrzebowałem jej. Potrzebowałem z kimś porozmawiać. Westchnąłem i odchyliłem głowę do tyłu.
- Konan... J-ja nie wiem co mam robić...Nejli się we mnie zakochał, a ja? A ja chyba zakochałem się w Itachim... W sumie tak myślę, lecz serce nie jest też obojętne w stosunku do mojego przyjaciela... - westchnąłem, czując jak powieki podejrzanie mnie pieczą. Zagryzłem mocno wargę, by się nie rozpłakać, jednocześnie wsłuchując się w ciszę po drugiej stronie.
- To skomplikowane Naru... Wiesz, że nie powinnam się w to mieszać, ale... Zastanów się, kogo tak naprawdę kochasz... Czy Itachi nie przypomina Ci Sasuke, za którym tak tęsknisz, którego tak dalej kochasz...
- Nie prawda! Itachi jest zupełnie inny od tego drania. Obaj różnią się od siebie niesamowicie. Nie podejrzewałem, że ktoś z tej pieprzonej rodziny potrafi być miły. - warknąłem bezsilnie, czując ciepłe łzy spływające po mojej bladej twarzy. Pociągnąłem nosem i się zreflektowałem.
- Przepraszam Konan... Nie powinienem na Ciebie warczeć, to nie Twoja wina.
- Nie przepraszaj Naruto. Rozumiem Twoje rozdrażnienie. Może przyjadę do Ciebie i zjemy nasze ukochane muffinki?
- Ale za 4 godziny masz lot i całkiem się przeze mnie nie wyśpisz. - powiedziałem zaskoczony, słysząc śmiech po drugiej stronie, mimowolnie otwarłem usta i spojrzałem na telefon podejrzanie.
- Jak zwykle się czymś przejmujesz kochany. Nie martw się. Wyśpię się w samolocie, tymczasem nie mogę Cię opuścić w potrzebie. Nawet gdyby to miało być zwykłe siedzenie i przytulanie Cię. Rozumiesz? Nie interesuje mnie, co mogłabym robić w tym czasie. Jestem Ci potrzebna prawda? Nie chcę opuszczać przyjaciela w potrzebie. Będę za 20 minut u Ciebie. Spokojnie mam klucze od waszego mieszkania więc nie musisz schodzić.
- Dziękuję. - cicho wyszeptałem, lecz na tyle by fioletowłosa mogła to usłyszeć. Słysząc dźwięk rozłączonej rozmowy, opuściłem bezwiednie dłoń i ponownie swoje spojrzenie skupiłem na rozgwieżdżonym niebie. Pomimo łez, które dalej płynęły po moich policzkach, gdzieś tam w kącikach ust czaił się uśmiech.
Po 10 nerwowych minutach oczekiwania w końcu ujrzałem wyczekiwaną sylwetkę. Otarłem jeszcze pobieżnie twarz by Konan nie zorientowała się, iż płakałem. Przypuszczałem jednak, że nie umknie to jej uwadze. Nie minęła nawet minuta, gdy drzwi się otwarły, a ja ujrzałem podwładną mojego ojca. Uśmiechnąłem się szeroko i pomachałem jej dłonią. Szczupła dwudziestoparolatka szybkim krokiem zbliżyła się ku mnie. Po chwili czułem, jak mocno mnie przytula. Objąłem ją rękoma w pasie i przymknąłem na moment powieki, zaciągając się zapachem jej perfum. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, ja dalej siedziałem na parapecie, a ona zajęła miejsce na moim obrotowym fotelu. Z zainteresowaniem obserwowałem, jak wyciąga z papierowego opakowania kawę oraz muffinkę. Gdy mi podała, uśmiechnąłem się i odgryzłem kawałek ciasta. Zamruczałem z zadowolenia.
- Mmm pyszne jak zawsze.
- To się cieszę. A teraz opowiadaj mi ze szczegółami, o co chodzi Naruto. - upiłem łyk kawy i w zamyśleniu wpatrywałem się w twarz, która przypominała kształtem serce. W świetle księżyca błysnął jej kolczyk, który znajdował się pod ustami kobiety. Położyłem plastikowy kubeczek z kawą oraz muffinke na parapet i w zamyśleniu zacząłem jej wszystko opowiadać od początku. Nim się spostrzegłem, minęła godzina, odkąd prawniczka się tutaj znalazła, lecz ona zdawała się tym faktem nie przejmować. Jej twarz przypominała zagadkę nie do rozwiązania. Przynajmniej dla mnie. Gdy długo się nie odzywała, zacząłem nerwowo skubać kawałek rękawa bluzki. Upiłem łyk już zimnej kawy, na co się skrzywiłem. Nie cierpiałem zimnych napojów... Byłem raczej ciepłolubem? Chyba tak to mogłem nazwać. Skupiłem wzrok na czarnej pokrywce od kubeczka, gdy cichy głos wytrącił mnie z rozmyślań jak podgrzać zawartość kofeiny.
- Hmm... Rozumiem Naruto... Wydaje mi się, że kochasz obu Uchiha... Sasuke szaloną, namiętną i pierwszą, aaa... a Itachiego dojrzałą, prawdziwą, powolną... Jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko prawda Naruto? - po chwili ciszy, bąknąłem.
- T-tak... Skąd wiesz? - uniosłem nieco głowę do góry i spojrzałem na nią bykiem.
- Widzę to po Twojej twarzy, czytam z niej jak z otwartej księgi. Wściekasz się na Sasuke, ale kochasz go. Natomiast do Itachiego zaczynasz coś czuć... A co do Nejego... On jest Twoją słabością, zgadza się? Gdyby nie on, nie zacząłbyś się ścigać. Zaczęło się od niego. - dwudziestokilkulatka oparła niedbale nogi o moje biurko, dalej z uwagą mi się przypatrując. A ja? Ja się zarumieniłem jak baba. Mruknąłem coś niezrozumiałego pod nosem i odwróciłem głowę w stronę dworu. Nie wiedziałem, że można mnie przejrzeć na wylot. Byłem zły, że zdradziłem więcej, niż zamierzałem, lecz po chwili zastanowienia poczułem ulgę. Ulgę, że komuś się wygadałem, że zrzuciłem z siebie ciężar. Cicho przekląłem pod nosem i znowu spojrzałem na moją prawniczkę.
- Masz rację Konan. Ja, ja sam się gubię we własnych uczuciach... - bąknąłem, nie bardzo wiedząc co zrobić z drżącymi rękoma, lecz nie minęło dużo czasu, gdy jej drobne, blade ręce przykryły moje. Przytuliłem się niczym małe dziecko i pozwoliłem sobie na płacz. Płacz? Chyba raczej szloch. A każdą łzą czułem się lżejszy, wolniejszy i trzeźwiej myślący. Nie przypuszczałem, że kiedyś może mnie spotkać taka skomplikowana miłość. Co najwyżej planowałem skończyć z bandą kotów w jakiejś miłej okolicy, ale nie z sercem rozerwanym pomiędzy trzema chłopakami. Gdy w końcu nieco ochłonąłem, otarłem wierzchem dłoni policzki i popatrzyłem w jej bardzo jasne, brązowe oczy.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałaś Konan.
- Nie dziękuj Naruto. - na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, odwzajemniłem go i dopiłem zimną kawę, a następnie zjadłem ciasto. Oblizałem usta i spojrzałem na zegarek widzący na ścianie.
- Niedługo musisz się zbierać. - mruknąłem z niezadowoleniem. Czując, jak mierzwi moje włosy, cicho się zaśmiałem i spojrzałem na nią z udawaną naganą.
- Ejjj nie niszcz mojej fryzury. Siedziałem nad nią całą noc by była tak piękna i pełna seksapilu jak przed chwilą. - powiedziałem z rozbawieniem, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobrze już dobrze przystojniaczku. Nie schlebiaj sobie. I mam nadzieję, że nie wracasz do wyścigów.
- Przecież wiesz, że czeka mnie jeszcze zemsta na tym idiocie. Madarze. Nie odpuszczę mu.
- Naruto... A co jeśli podczas waszej potyczki on umrze? Zdajesz sobie sprawę, że wtedy będzie zarzut za zabójstwo? Wtedy już Ciebie nie będę mogła wyciągnąć. Zapomnij o zemście. Nie warto. Jedynie możesz mu pokazać, jaki jesteś dobry, ćwicząc.
- Ale Konan... - zaprotestowałem, lecz moje usta zostały zatkane przez jej dłoń. Zmarszczyłem brwi.
- Nie, Naruto. Nie będziesz odwdzięczał się tym samym. Miałeś dużo szczęścia, że skończyło się na siniakach i złamaniu. - jej surowy ton głosu zdziwił mnie. Nigdy tak się do mnie nie zwracała. Po chwili zastanowienia wzruszyłem ramionami i kiwnąłem głową. Może miała rację, ale najpierw musiałem to przemyśleć.
- Masz rację. Chciałbym jakoś Cię odprowadzić, ale przez ten cholerny gips nie mogę. - warknąłem zirytowany, na co moja przyjaciółka znowu się zaśmiała i spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- Poradzę sobie. I pamiętaj, że w piątek Karin z rodziną do was przyjeżdżają.
- Ale, że ten? - jęknąłem przerażony na myśl, że przyjedzie moja kuzynka, która zachowuje się, jakby wiecznie miała okres. Nerwowo pociągnąłem kosmyk moich czarnych włosów i ze zrezygnowaniem opadłem na parapet.
- Nie będzie tak źle. Podobno z dziewczyną.
- Ona ma dziewczynę?! - wykrzyknąłem, lecz w porę zdążyłem ugryźć się w język, co bolało. Nie chciałem budzić mamy. Widząc jak fioletowłosa kiwa głową pokręciłem z niedowierzaniem głową i mruknąłem.
- Chyba cała moja rodzina jest jakaś homo nie wiadomo.
- Nie przejmuj się. Jest jeszcze Nagato zadeklarowany hetero. - słysząc to, nie mogłem się nie roześmiać i już po chwili z moich ust wydobywał się śmiech.
- Lepiej, żeby tego nie słyszał Konan. Wiesz, jaki jest nerwowy na tym tle, że jego kuzynostwo jest homo.
- Wiem, wiem. Będę się już zbierała. Widzimy się za kilka dni. I pamiętaj, na spokojnie przemyśl swoje uczucia. - mówiąc to, pocałowała mnie w czoło. Spakowała śmieci do papierowej torby i wyszła. Wpatrywałem się jeszcze przez chwile w drzwi, przez które wyszła. Ocknąłem się i wyjrzałem przez okno, gdzie szła ze swoją podręczną torbą. Raz jeszcze jej pomachałem. Wstałem z zajmowanego przeze mnie miejsca, zamknąłem okno i dokuśtykałem na łóżko. Opadłem na nie bez siły. Musiałem sam przed sobą przyznać, iż ta rozmowa była wyczerpująca. Przymknąłem powieki i nie wiedzieć kiedy zasnąłem.

****

Obudziło mnie walenie do drzwi. Jęknąłem i przewróciłem się na drugi bok, dodatkowo zakrywając ucho poduszką. Jednak intruz nie dawał za wygraną i już po chwili wtargnął do mojego pokoju. Zacisnąłem powieki, nie chcąc pozwolić mojemu snu odejść, lecz było to niemożliwe. Nad uchem usłyszałem głos mojej mamy.
- Uzumaki Naruto! Pobudka, za 10 minut ma przyjechać Itachi, a Ty dalej śpisz.
- Jeszcze minutka. - wymamrotałem i wtuliłem policzek w puchową poduszkę. Czerwonowłosa kobieta dalej nie zwlekając, wzięła mi kołdrę i spojrzała się na mnie oskarżycielsko.
- W ciuchach spałeś? Ile razy Ci mówiłam Naruto, że w ciuchach się nie śpi? Od tego masz piżamę.
- Przepraszam mamo. - mruknąłem i z niechęcią zwlekłem się z łóżka. Spojrzałem w szare oczy, które zmieniały co jakiś czas kolor. To było dziwne, lecz podobało mi się. Przetarłem ręką powieki i ziewnąłem.
- Zrobisz mi mamusiu kawę?
- Zatroszczyłam się o to, by Twoje szare komórki zaczęły myśleć. Śniadanie już na Ciebie czeka. Chodź, pomogę Ci zejść. - westchnąłem zrezygnowany i pozwoliłem mamie na zniesienie mnie, chociaż zastanawiałem się jak to możliwe. Niewiele myśląc, gdy znalazłem się w kuchni, zacząłem łapczywie pochłaniać jajecznice z chlebem, co jakiś czas popijając to kawą. Oblizałem usta i odsunąłem od siebie pusty talerz. Czułem się syty i pełen. Pomasowałem dłonią mój napuchnięty brzuch, a z twarzy nie znikał uśmiech.
- Dziękuję mamo. Śniadanie było przepyszne.
- Nie podlizuj się tak Naruto. Dzisiaj jadę do Mikoto. Dopiero jutro przyjadę więc muszę porozmawiać z Itachim czy by Cię na jeden dzień nie zabrał do siebie.
- Ale mamo. Jestem prawie dorosły.
- Właśnie, prawie. Poza tym synku Ciebie samego zostawić nie można, bo już pakujesz się w kłopoty. Gdyby Konan nie wyjechała, to bym ją poprosiła, żeby miała na Ciebie oko, ale tak niestety został mi tylko Itachi. Więc proszę, zachowuj się dobrze.
- Oj mamo no. - jęknąłem zażenowany i podrapałem się po potylicy. Jeszcze nie wiedziałem, co ta kobieta knuła, lecz zamierzałem się tego dowiedzieć. Widziałem to jej przebiegłe spojrzenie. Wydąłem policzki, które teraz wyglądały jak dwa małe baloniki. Widząc to, moja rodzicielka uśmiechnęła się i ucałowała moje czoło. W milczeniu obserwowałem, jak szykuje się do wyjścia. Nie miałem zamiaru się odzywać. W głębi duszy miałem nadzieję, że nagle dostanę jakiegokolwiek olśnienia. Westchnąłem i wyjąłem telefon z kieszeni. Wszedłem w sms'y, wybrałem kontakt i zacząłem stukać w szybkę.

Naruto:

„Hej Nejli. Dotarłeś do domu? Martwię się”.


Chwilę wpatrywałem się w jej treść, nie bardzo wiedząc, czy to właściwe, lecz szybko kliknąłem „wyślij” nim moja odwaga do końca zniknie. Jeszcze moment bawiłem się telefonem, lecz ostatecznie odłożyłem go na blat kuchenny, ponieważ usłyszałem odgłos silnika z dworu.
- Itachi chyba przyjechał mamo.


Beta: Oliwia M.

2 komentarze:

  1. Notka bardzo dobra. Musze przyznac ze sytuacja Naruto coraz bardziej sie komplikuje ale mimo wszystko czekam na to co sie wydarzy i jak sie rozwiaze ten milosny kwadracik

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka, hejka,
    wspaniały rozdział, z Konan jest wspaniała przyjaciółka, ciekawe jak to się rozwiąże...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń