piątek, 1 kwietnia 2016

ItaNaru: Żyjąc w cieniu.











Witam was kochani. Dziękuję za ponad 54k wyświetleń i ponad 200 komentarzy. Naprawdę jesteście wielcy ;* Z okazji, a może bez okazji wstawiłam oneshota ItaNaru, mam nadzieję, że motyw przypadnie wam do gustu. Cieszę się, że pozytywnie przyjęliście "Latający anioł". Dziękuję za motywacje i wsparcie w postaci komentarzy, wyświetleń i polubień. Nie przedłużając dalej zapraszam do lektury ; >




Ha. Jakie to zabawne. Ja Uzumaki Naruto Jinhuriki wywodzący się z Konohy ukrywam się. A raczej cicho chronię osade, która mnie nienawidzi. Pewnie się zastanawiacie za co? Za to, że jestem pojemnikiem na demona. A raczej Kuramę. Tak, zaprzyjaźniliśmy się. Ten wredny, rudy lis to mój przyjaciel. Odszedłem z wioski 2 lata temu. Chociaż odejście to dużo powiedziane. Sfingowałem własną śmierć. Widziałem, jak ludzie oddychają z ulgą, lecz w ich oczach tkwiło coś jeszcze. Trwoga. Jinchuriki umarł, a lis się odrodzi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Czekałem. Krople deszczu cicho skapywały z liści, tworząc na ziemi małą kałużę wody. Przyjrzałem się w jej lustrzanym odbiciu. Przydługie blond włosy, które opadały mi na oczy. Błękitne. Po ojcu. Byłem dumny z tego, kim byłem, z mojego ojca. Jedyne czego żałowałem to tego, że go nie poznałem, ani mojej matki. Wiem, że byli świetnymi shinobimi. Westchnąłem i uniosłem głowę ku górze. Pewnie się zastanawiacie, na kogo czekam. Na Itachiego Uchihe. O ironie losu kolejny ninja z Konohy którego ludzie się boją i nienawidzą. A przecież nie zrobił nic złego. Teraz już to wiem. Chociaż nawet za czasów życia w liściu podziwiałem go. Skrycie, bo przecież nie mogłem się przyznać przed tym Sasuke. Był moim przyjacielem. Właśnie, był. Zmarszczyłem brwi na wspomnienie mojej młodości, gdzie miałem tak zwany dom. Wracając do tematu. Pewnie chcielibyście się o mnie czegoś dowiedzieć. Mam 18 lat. Moim ojcem był 4 hokage, który oddał życie osiemnaście lat temu. Moja mama wywodziła się z klanu Uzumaki, który specjalizował się w pieczęciach. Niestety prawdopodobnie specjalizacja naszego klanu wymrze. Była ona poprzednim jinchurkikim. W tę tragiczną noc zginęli moi rodzice, bym ja mógł żyć. Żałuję, że tak to się potoczyło, że oddali życie za wioskę, która z wdzięczności mnie nienawidziła. Uwielbiam ramen, mógłbym go jeść i jeść, lecz ostatnim czasem nie miałem, kiedy się pożywić tym życiodajnym posiłkiem. Teraz z ukrycia ochraniam liścia. Staram się być ostrożnym. Wiem, że ANBU i korzeń mnie tropią. Chcą poznać, lecz nie dam im tej przyjemności. Ukrywam się pod peleryną i maską. Swoje miejsce zamieszkania co jakiś czas zmieniam. Co prawda mógłbym przebywać w jednym miejscu, lecz za dużo z tym zachodu. Zabawne nie? Wróg wioski stara się ją ochronić? Czasami przybywam do osady, ukrywam się w cieniu koron drzew i obserwuje w milczeniu jak Iruka płacze nad moim domniemanym grobem. Żal mi go, chciałbym jakoś go pocieszyć, lecz wiem, że nie mogę. Może to i lepiej dla niego. Pewnie się zastanawiacie co w tym wszystkim robi Itachi. Jest ode mnie starszy o jakieś 6 lat. Wybił prawie cały swój klan na rozkaz wioski. A wioska? Wypięła się na niego. Zresztą on sam, wziął na siebie winę. Wiem, jak musi mu być ciężko się z tym mierzyć, a on uparcie dalej chroni dom. Bo tak nazywa nasze wspólne miejsce urodzenia. Nawet nie ma im tego za złe? Rozumiecie? Ja nie. Sam nie mogę się wyzbyć poczucia żalu, czy złości. Westchnąłem. Obaj byliśmy cichymi opiekunami, szpiegowaliśmy, by później anonimowo donosić informacje hokage. Na szczęście był nim mój były sensei. Wiedziałem, że chce coś zmienić w polityce wioski. Musiałem przyznać, że słabo mu szło. Uśmiechnąłem się z kpiną wyczuwając znajomą chakre. Nim się spostrzegłem, siedział obok mnie. Jak zawsze cichy i spokojny. Widziałem cierpienie malujące się w jego oczach. Oczach wypełnionych po brzegach smutkiem, oparłem się o jego ramie, a drugą dłoń wsunąłem pod jego płaszcz. Nie chciałem, by ponownie moje myśli krążyły w tym smutnym kierunku. Czując, jak mnie obejmuje, uśmiechnąłem się, przymknąłem powieki. Poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie w tym momencie. Nie potrzebowałem już niczego więcej oprócz ramion Itachiego. Spotkaliśmy się rok temu, przemierzając kraje w dwóch różnych kierunkach. Nie wiem jak, ale rozpoznał mnie. Podejrzewałem, że to zasługa jego magicznych oczów. Wzruszyłem ramionami, przez co jego wzrok spoczął na mnie. Uniosłem głowę, uchylając powieki i uśmiechnąłem się szeroko.
- Wzięło mnie na wspominki Itachi.
- Od kiedy taki wylewny się zrobiłeś? Co Naruto?
- Zawsze byłem. - naburmuszyłem się. Nie trwało to długo, bo już chwilę później z moich ust wydobył się cichy śmiech. Oparłem głowę o klatkę piersiową. Czując jak kosmyki jego włosów przyjemnie łaskoczą mą twarz uśmiechnąłem się. Tylko Itachi potrafił sprawić, że choć na chwile zapominałem o naszej przeszłości. O tym, jacy są ludzie. Jak potrafią ranić, osądzać nie znając prawdy. Jacy są okrutni. Westchnąłem i szepnąłem.
- Jesteśmy głupcami, próbując im pomóc. Nic nie jesteśmy im winni, a jednak pomagamy. - powiedziałem z uporem pięciolatka. Pomimo wielu tłumaczeń z jego strony ja dalej nie chciałem tego pojąc, a może nie potrafiłem. Nie wiedziałem. Widząc, jak usta mężczyzny wyginają się w łuk, westchnąłem.
- Pomagamy, bo Konoha to nasz dom. Oboje byśmy sobie nie wybaczyli, gdyby zniknęła na zawsze z mapy. - wsunął swoje długie, wąskie palce w moje włosy, po czym je poczochrał. Zaśmiałem się, złapałem w dwa palce podbródek Uchihy i przysunąłem jego twarz do swojej, lekko musnąłem pełne usta czarnowłosego.
- Przynajmniej jeden z nas myśli rozsądnie.
- Oh Naruto. Też myślisz rozsądnie, tylko masz żal. Żal do wioski, że traktowała Cię jak potwora, którym nie byłeś. Nie winie Cię za to. - wygiąłem wargi w imitacji uśmiechu. Trafił znowu w sedno. Potrafił czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Przymknąłem powieki, wracając do poprzedniej pozycji. W mojej głowie zaczęły przewijać się obrazy z dzieciństwa. Zwłaszcza jeden.

****


- Potwór!
- Potwór!
- Nie jestem potworem! - spojrzałem na twarze ludzi, którzy mnie przezywali. Na każdej widniał grymas złości. Nie miałem pojęcia dlaczego. W końcu byłem tylko ośmioletnim dzieckiem, które chciało się bawić. Nie widziałem nic złego w swoim zachowaniu. Bo pytanie o zabawę chyba nie było potwornością prawda? Nie rozumiałem, czemu patrzyli się na mnie z jawną niechęcią. Czułem, że jeszcze chwila i się popłaczę. Odwróciłem się na pięcie i zacząłem biec w stronę lasu.
- Nie wiem, po co trzeci jeszcze go tutaj trzyma.
- Powinni go zabić dawno temu.
- Nic niewarty dzieciuch.
- Aż wstyd pomyśleć czyje to dziecko. - słysząc wszystkie te słowa, w moich oczach zaczęło się gromadzić jeszcze więcej łez, które w końcu się uwolniły i zaczęły, płynąc po moich bladych policzkach. Było mi przykro, że tak ludzie się o mnie wyrażali. A przecież mnie nie znali. Gdy w końcu znalazłem się w lesie, przysiadłem przy pierwszym lepszym drzewie, a plecy oparłem o drzewo. Mimo że miałem gdzieś co o mnie myślą sobie inni zabolało mnie to. Byłem dzieckiem w końcu. Oni nie rozumieli, że to boli? Ich słowa? Ich postawa i mimika twarzy? Otarłem mokrą twarz i wystawiłem twarz ku promykom słońca, które przedostawały się przez liście. Cicho mruknąłem.
- Gdybym był hokage nie pozwoliłbym na takie traktowanie nikogo.
- Ty hokage? Nie rozśmieszaj mnie smarkaczu! - raptownie wstałem z miejsca i rozejrzałem się po grupce chłopaków. Nie znałem ich ani oni mnie. Zagryzłem odruchowo wargi i spojrzałem na nich buńczucznie.
- Nic wam do tego! Odczepcie się!
- Jaki waleczny, no proszę. Może nauczymy go chłopacy szacunku dla starszych? Widać od razu, że nie miał go kto tego nauczyć. - na te słowa czwórka nieznajomych roześmiała się i zacieśniła krąg. Zacząłem się bać, bo domyśliłem się, co zaraz nastąpi. Gdy już miał nastąpić pierwszy cios, zasłoniłem ręką oczy i przygotowałem się na pierwszy cios, lecz on o dziwo nie nastąpił. Niepewnie wyjrzałem za rękaw. Byłem zaskoczony, ponieważ moim oczom ukazał się brązowowłosy mężczyzna w kitce mający na nosie szrame, która sięgała poziomo jego policzków. Uniosłem pytająco brwi.
- Uzumaki Naruto, kto pozwolił Ci się oddalać z terenów wioski? - nie byłem w stanie wymówić, ani słowa. Byłem zszokowany. Pierwszy raz ktoś znał moje nazwisko. A nawet imię. Mężczyzna najwidoczniej widząc moje osłupienie, nerwowo się uśmiechnął.
- Przepraszam Naruto. Po prostu się o Ciebie martwiłem. Widziałem tę sytuację sprzed kilku minut... Po prostu może przejdziemy się na ramen? - niepewnie pokiwałem głową, bojąc się, że to może być żart, lecz nieznajomy tylko chwycił mą dłoń i zaczął prowadzić mnie do wioski. Uśmiechnąłem się.
- Dziękuję.


****

Mimowolnie się uśmiechnąłem i zacisnąłem opuszki palców na nagim biodrze Uchihy, uchyliłem powieki i zacząłem wodzić po spokojnej twarzy Itachiego. Przygryzłem wargę i w zamyśleniu spytałem.
- Wiadomo już co z tymi mężczyznami Kiri? Zagrażają naszej wiosce?
- Już się tym zająłem. Wysłałem sokoła z informacją do wioski. Słyszałem niepokojące pogłoski, że sam Jiraya zainteresował się naszą dwójką. Sam dobrze wiesz, że to najlepszy szpieg ze wszystkich nacji. I są szanse, że może się dowiedzieć o wszystkim... - gdy umilkł, nerwowo się poruszyłem. Oderwałem się od jego ramion i zerknąłem na niego z powagą, mimo iż w mojej głowie szalało mnóstwo pytań. Przechyliłem głowę.
- Mamy się rozstać na ten czas?
- Tak byłoby najlepiej Naruto... - słysząc to zdanie, poczułem, jak moje serce lodowacieje. Nie tego spodziewałem się usłyszeć od mężczyzny mojego życia. Sarknąłem pod nosem. Może byłem pieprzonym romantykiem, ale wątpię, by ktokolwiek chciał usłyszeć takie słowa. Zirytowany ściągnąłem brwi.
- Ty chyba sobie ze mnie Itachi żartujesz... Po tym wszystkim chcesz, byśmy się rozstali? A co z nami? Jiraya jest nam niestraszny...- ostatnie nuty zabrzmiały zdradliwie w moim głosie, przez co chłopak z kitką spojrzał na mnie z poirytowaniem.
- Naruto... Obiecaliśmy, że będziemy strzec wioski. Rozstaniemy się na tyle jak bardzo to konieczne... - zmiąłem przekleństwo w ustach. Gwałtownie wstałem, przez co zakręciło mi się w głowie, lecz szybko stanąłem w pionie. Spojrzałem z wściekłością na czarnookiego, który uważnie lustrował moją sylwetkę.
- Tylko wioska, wioska i wioska. Ta cholerna osada nie potrzebuje takich odrzutków jak my! Sami nas skreślili! A ja chcę tylko do jasnej cholery spędzić z Tobą życie i być szczęśliwym chroniąc przy okazji następne pokolenia! NIE CHCĘ SIĘ Z TOBĄ ROZSTAWAĆ CHOĆBY NA MINUTĘ! ROZUMIESZ ITACHI?! - wrzasnąłem wyprowadzony z równowagi. Nie spodziewałem się po sobie takiej gwałtowności. Wspomniany mężczyzna chyba też nie ponieważ wstał z gałęzi i stanął przede mną, nieznośnie kilka centymetrów górując nade mną. Lekko objął mnie w pasie, a wargami musnął moje czoło, by chwilę później oprzeć się czołem o moje. Spojrzałem na niego nieco łagodniej.
- Kocham Cię Naruto i tylko Ty się liczysz. Czasami sam obawiam się tej miłości. To jest zakazane, co robimy. Nasza miłość jest zakazana. Cssssii... Nie przerywaj mi Naruto. Ale... Ale, chcę być z Tobą. Masz rację. Liczymy się tylko my. Innej okazji nie będzie niż ta. - mówiąc to dwudziestosześciolatek uśmiechnął się i z czułością pocałował moje wargi. Uśmiechnąłem się i odwzajemniłem pocałunek, kładąc dłonie na jego policzkach.
- Może na jakiś czas odpoczniemy? Wioska przez miesiąc sobie bez nas poradzi, a my w końcu spędzimy trochę czasu razem. - uśmiechnąłem się, widząc, jak kiwa głową. Spojrzałem w jego oliwkowe tęczówki, które migotały jakimś wewnętrznym światłem. Pierwszy raz nie widziałem w nich ani odrobiny smutku, czy złości. Po prostu bezgraniczną radość. W jego tęczówkach widziałem, że tak samo jest w moich. Zaśmiałem się.
- Nie mogę uwierzyć, jak to łatwo poszło. Jak bardzo można być szczęśliwym, zdejmując z siebie choć trochę odpowiedzialności.
- To uwierz Uzumaki Naruto. - na te słowa tylko kiwnąłem głową i wpiłem się w usta Itachiego. Nie chciałem tracić choćby odrobiny czasu, jaki mieliśmy. Bo kto wie, czy za dzień, dwa któryś z nas nie umrze? W końcu czas to nikłe pojęcie. Natura rządzi się swoimi prawami, a my nie możemy zrobić nic. Dlatego zamierzałem spędzić najlepiej, jak potrafiłem ten czas z ukochanym. Bo mogłem w końcu lepszej okazji do tego nie mieć.


Beta: Oliwia M.

5 komentarzy:

  1. Piękne😍 zazdroszczę ci talentu😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! A co do talentu to niestety go nie posiadam, ale cieszę się, że notka się spodobała :*
      Pozdrawiam serdecznie :3

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nie, ale niedługo pojawi się kolejna notka z tym paringiem :)

      Usuń