- Dalej, panienko. Bierz tort do rąk i wnoś. Musisz przecież
przed wszystkimi, nie? Fuknąłem pod nosem. Nie lubiłem celebrować przed
wszystkimi, ale rozumiałem, że dzisiaj to konieczne. Posłałem mu słaby uśmiech.
Zrobiłem, jak kazał. Postawiłem podstawek z tortem na stoliku w salonie. W tym
czasie Amaru zapalił świeczkę z liczbą 26. Przymknąłem powieki. Pomyślałem życzenie
i dmuchnąłem powietrze wprost na palący się ogień. Po dokonaniu tego płomień
zniknął, pozostawiając po sobie swąd. Otwarłem oczy. Uśmiechnąłem się do
wszystkich.
- Wszystkiego najlepszego, Niko. Sto lat, sto lat. Niech
niech żyje nam. Sto lat, sto lat. Niech niech żyje nam. Jeszcze raz, jeszcze
raz niech żyje, żyje nam. Niech żyje nam. Niech mu gwiazdka pomyślności, nigdy
nie zgaśnie. Nigdy nie zagaśnie. Jak się z nami nie napije, niech się pod stół
skryje. Jak się z nami nie napije, niech się pod stół skryje. Najlepszego! –
czułem jak rumienię się niczym piwonia. Zagryzłem dolną wargę. Kiedy skończyli,
uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, kochani. Jesteście najlepsi – po tych słowach
zacząłem kroić tort i rozdawać każdemu na talerzu. Na końcu nałożyłem sobie.
Skierowałem się do miejsca, gdzie siedział mój mąż. Usiadłem mu na kolankach,
położyłem talerzyk na stół.
- Nakarmisz mnie, misiu?
- Co tylko rozkażesz. Twoje święto. – na twarzy szarowłosego
pojawił się szeroki uśmiech. Nałożył na łyżeczką solidny kawałek ciasta, po
czym włożył mi do buzi. Uśmiechnąłem się, ponieważ smak przeszedł moje najśmielsze
oczekiwania.
- Przepyszne. – wymruczałem. Musiałem się dowiedzieć kto to
robił i zmusić do ciężkich robót. Kij z robotą i formą. Kątem oka obserwowałem
jak na stół wlewa się wódka oraz różnego rodzaju alkohol. Wyczuwałem ciężką
noc, a rano kaca. Pozwoliłem mężczyźnie by zaczął opuszkami palców badać moje
rozgrzane ciało.
( … )
Przyśpieszyłem tempa. Za 10 minut mój ukochany miał odlecieć w siną dal. A konkretnie na czas nieokreślony. Westchnąłem smętnie. Zerknąłem kątem oka na jego rozwichrzoną fryzurę. Musiałem przyznać, że wyglądał dosyć ponętnie. Oblizałem mimowolnie usta. Mocniej uścisnąłem dłoń męża. Dobrze, że załatwił sobie bilet wcześniej. Z drugiej strony niedobrze, bo gdybyśmy nie zdążyli, miałbym go chodź trochę dłużej. W końcu dotarliśmy do odprawy celnej. Zatrzymałem się. To samo uczynił mój ukochany. Popatrzyłem w jego szmaragdowe tęczówki. Złapał moje obie dłonie i splótł razem. Musiałem stanąć na palcach, by zrównać się z nim wzrostem. Przyglądałem się w milczeniu ich migotaniu. Po nieznośnie kilku długich sekundach przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Przytuliłem się i zagryzłem dolną wargę. Oderwałem się od niego. Spojrzałem na jego twarz. Przywołałem na twarz uśmiech. Nie chciałem, by wspominał mnie jako beksę i smutasa.
- Będę tęsknił.
- Ja za tobą też, Niko. Do zobaczenia niedługo.
Kiwnąłem głową. Poddałem się pocałunkowi. W końcu oderwaliśmy się od siebie,
szybko uścisnąłem jego dłoń, po czym pozwoliłem mu odejść, a raczej odlecieć.
Przypatrywałem się w milczeniu jak jego sylwetka znika pośród innych. W końcu
odwróciłem się i powlokłem do wyjścia. Znalazłszy się na dworze oparłem się o
mur, przymknąłem oczy. Zacząłem intensywnie się zastanawiać nad jego propozycją.
Może miał rację? Może powinienem tam polecieć. Warknąłem z bezsilności. Po
kilku minutach wziąłem się w garść.
- A niech to, jadę – wymruczałem pod nosem.
Skierowałem się do postoju taksówek. Wsiadłem do wolnej, po czym podałem adres.
Po 20 minutach znalazłem się pod mieszkaniem. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem.
Wszedłem do mieszkania, w którym jednym słowem znajdował się jeden wielki bałagan.
W kilku susach znalazłem się w pokoju współlokatora. Przymrużyłem powieki, a na
mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek. Widząc wodę w szklance, wziąłem
naczynie, a następnie polałem śpiącego chłopaka. W chwili zetknięcia się wody z
twarzą chłopaka mogłem usłyszeć głośny wrzask. Cicho się zaśmiałem.
- Aaaaa!
- Wstawaj, śpiochu. Czas wstawać, śpiąca
królewno.
- Tylko nie królewno. – ciche warknięcie
spowodowało tylko nową falę wesołości. Wydąłem usta do przodu. Z
zainteresowaniem przypatrywałem się rozespanej twarzy Karuliego.
- Och, no, już się nie złość. Niestety z księżniczki
zmienisz się w sprzątaczkę, moja ty księżniczko – wygiąłem wargi w lekkim uśmiechu.
Uniknąłem poduszki która o mały włos, a znalazła, by się na mojej twarzy. Cmoknąłem
z niezadowoleniem. Długo nie mogłem się nacieszyć chwilą, ponieważ ten osioł
zaczął mnie gonić. Zacząłem uciekać. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że zły i
niewyspany Yahi to zło. W dodatku wcielone. Nie udało mi się uciec zbyt daleko,
gdyż długa ręka mojego przyjaciela złapała mnie za koszulę, a następnie przygwoździła
do ściany. Westchnąłem z udawanym smutkiem. Zmierzyłem go wzrokiem. Widząc brązowe
włosy w nieładzie miałem ochotę ich dotknąć, wsunąć palce i sprawdzić ich miękkość.
Odgarnąć grzywkę z oka. Sprawdzić, jaką magię mają obie tęczówki. Zagryzłem dolną
wargę. Czułem, jak atmosfera wokół nas gęstnieje. Jak również mężczyzna zastyga
w bezruchu. Przekrzywiłem minimalnie głowę na bok. Nie wiedziałem co robić. W
końcu gnany jakimś nieznanym mi impulsem musnąłem te czerwone wargi. Przez
chwile były nieruchome. W końcu po dwóch sekundach naparły na mnie z taką
brutalnością o jaką ich nie podejrzewałem. Wsunąłem palce lewej ręki we włosy,
a drugą dłoń położyłem na policzku współlokatora. Popatrzyłem w niebieskie tęczówki,
oderwałem się od chłopaka ciężko dysząc.
- Przepraszam… - wyjąkałem. Czułem jak moje
policzki nabierają koloru pomidora. Na twarzy postaci przede mną pojawił się
zadziorny uśmiech. Nie mogłem na niej dostrzec ani grama skruchy.
- Czyli jednak ci się podobam. – ponownie wpił
się w me wargi. Na szczęście lub nie szczęście jasność umysłu wróciła. Odepchnąłem
go od siebie i wbiegłem do siebie do pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi. Oparłem
się o nie plecami. Zamknąłem oczy. Zacząłem uspokajać oddech. To
niewiarygodnie. Zdradziłem swojego męża. Nie wiedziałem jak spojrzę sobie w
oczy. Jemu, a co najważniejsze Amaru. Przekląłem siarczyście pod nosem. Nie
rozumiałem jak ja, Niko Dolores, mogłem się poddać chwili. Zaciśniętą dłonią w
pięść uderzyłem w drzwi. Zdenerwowany ściągnąłem z siebie ubrania, skierowałem
się do łazienki. Wszedłem pod prysznic, włączyłem ciepłą wodę. Oparłem czoło o
kafelki, a wodzie pozwoliłem spływać po swoim umięśnionym ciele. Musiałem zebrać
myśli. Musiałem wyjechać. Od pewnego czasu Yahi na mnie dziwnie działał. Mruknąłem
z rozdrażnieniem. Ta reakcja u niego była dziwna lecz w jakiś sposób mnie
satysfakcjonowała. W końcu zakręciłem zawór, wytarłem swoje ciało. Zawiązałem ręcznik
na biodrach, poszedłem do sypialni, gdzie opadłem na swoje łóżko. Zamknąłem
powieki i zasnąłem. Z nowym planem na jutro. To nie mogło się więcej wydarzyć.
Musiałem zniknąć. Przynajmniej na jakiś czas. W końcu miałem męża. Którego
kochałem!
( Tydzień później )
Przeciągnąłem się na swoim fotelu. Nareszcie koniec z tym cholernym projektem. Poprawiłem kucyk, który stracił na swojej świetlności. Przymknąłem powieki, delektując się sukcesem. Udało nam się akurat na styk zrobić projekt, miałem wolne. No i premię w kieszeni. Moja cisza nie trwała długo, ponieważ czyjeś chrząknięcie wyrwało mnie z zamyśleń. A konkretnie jedna osoba. Osoba którą starałem się unikać. Było to cholernie trudne zadanie, a raczej jest. Nie dość, że mieszkamy pod jednym dachem, to jeszcze pracujemy w tej samej firmie. Otwarłem jedno oko. Spojrzałem się pytająco z uniesioną brwią.
- Słucham?
- Możemy pogadać?
- Ale o czym? – na mojej twarzy pojawił się
sztuczny uśmiech. Nie chciałem z nim rozmawiać. Nie chciałem znowu poddać się
chwili. Widząc zniecierpliwienie na jego twarzy poczułem jakieś dziwne uczucie.
Zerknąłem na jego dłoń która była niebezpiecznie blisko mojej. Asekuracyjnie
odsunąłem swoją. Przesunąłem wzrok na nadgarstek, gdzie mogłem dostrzec stos
bransoletek.
- O czym? Ty się jeszcze mnie pytasz, Niko?
Unikasz mnie od tygodnia, nie chcesz ze mną rozmawiać. Co jesteśmy razem w
domu, zamykasz się u siebie. W pracy odpowiadasz mi zdawkowo. Co się zmieniło
od tamtego pocałunku? Co?
- Właśnie wszystko. Zapomnij – mruknąłem pod nosem. Wzrokiem błądziłem wszędzie byle nie patrzeć na ten mały piegowaty nosek, na policzki, gdzie pod okiem jednego z nich znajdował się pieprzyk. Nie na drobne usta, które były kuszące. Nie na tę tęczówkę która przyciągała mnie wzrokiem.
- Jak mam zapomnieć?! – jego głos niebezpiecznie
się uniósł. Kilka osób obejrzało się za nami. Zapewne byli zainteresowani, o
czym możemy rozmawiać. Zwłaszcza, iż zdążyli zauważyć, że ze sobą nie
rozmawiamy. Przymknąłem oko, splotłem palce razem.
- Normalnie. Tak jak ja. Nawet nie pamiętam, co
się wydarzyło – skłamałem. Wzruszyłem ramionami. Wstałem z fotela i skierowałem
się do gabinetu prezesa. Młody podążył za mną. Widziałem jak gniew w nim kipi.
Zatrzymał się przede mną tym samym zagradzając mi dalszą drogę. Akurat jak
znaleźliśmy się sami w korytarzu.
- Mam ci przypomnieć? – nawet nie czekając na
jakąkolwiek moją odpowiedź wpił się w moje wargi. Stałem chwilę osłupiały,
ponieważ nie wiedziałem co zrobić. Moje zawahanie nie trwało zbyt długo. Zacząłem
oddawać pocałunki, a po chwili przejąłem kontrolę nad biegiem wydarzeń. Położyłem
dłonie na pośladkach Yahiego, po czym lekko je uścisnąłem. Cichy trzask drzwi uświadomił
mi gdzie się znajduję i co robię. Szybko odsunąłem się od dwudziestolatka.
Spojrzałem na niego lekko zamglonym spojrzeniem.
- Nie bądź cyniczny, Yahi.
- A ty nie zgrywaj niewinnego. Oboje widzimy, że
nie jestem ci taki obojętny jak próbujesz mi wmówić.
- Tak jest. Nie próbuj zgrywać wielce idealnego.
Kilka pocałunków nic nie znaczy. Może chciałem sprawdzić, czy pociągają cie
faceci? – odpowiedziałem złośliwie. Szybko tego pożałowałem, gdy ujrzałem
zranienie w jego tęczówce. Nim zdążyłem chociaż go dotknąć, zniknął,
pozostawiając mnie samego. Zakląłem siarczyście. Nie wiedziałem czemu to
powiedziałem. Odetchnąłem kilkakrotnie. Uspokoiłem się i wszedłem do gabinetu
szefa. Panując nad emocjami spytałem.
- Można?
- Niko? Oh, ale oczywiście, że można. Zawsze
jesteś u mnie mile widziany.
- Z pewnością – mruknąłem pod nosem.
- Mówiłeś coś?
- Tylko tyle, że miło prezesa widzieć. Mam sprawę,
można? Nie zajmie dużo czasu.
- Naturalnie. Siadaj. Kawy? Herbaty?
- Nie, dziękuję. Chciałbym dostać dwumiesięczny
urlop. Chciałbym wyjechać do męża. Ostatnio żyjemy na odległość, a to raczej
nie robi dobrze naszemu związkowi. Nie chciałbym stracić partnera… Sam pan
rozumie…
- Oczywiście, a kiedy byś chciał wziąć urlop?
- Najszybciej, jak to możliwe – posłałem słaby uśmiech
w kierunku staruszka. Ten tylko odwzajemnił mój uśmiech. Wziął papier i zaczął
coś w nim intensywnie notować. Po niespełna dwóch minutach oddał mi kartkę. Przejrzałem
ją, a na mej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Wziąłem od niego długopis po czym
się podpisałem.
- Dziękuję bardzo.
- Ależ nie ma za co, Niko. Tyle dla mnie i firmy
zrobiłeś, że należy ci się ten urlop. Zwłaszcza, że nie brałeś żadnego odkąd
zacząłeś tu pracować.
- Dziękuję. To ja już pójdę się pakować. Chciałbym
zdążyć jeszcze na dzisiejszy samolot.
- Dobrze. W takim razie miłej podróży i wakacji.
Mężczyzna w średnim wieku wstał co ja również uczyniłem. Podaliśmy sobie dłonie
i uścisnęliśmy je sobie. Szybko się pożegnałem. Wyszedłem z pomieszczenia.
Zebrałem z biurka ważne dokumenty i swoje rzeczy. Pożegnałem się z kolegami i
koleżankami z pracy, a następnie po kilku minutach znalazłem się pod budynkiem.
Nostalgicznie się uśmiechnąłem. Będzie mi brakować tego miejsca. Zagryzłem dolną
wargę. Postanowiłem nie dzwonić do ukochanego. Postanowiłem zrobić mu
niespodziankę. Złapałem taxi która zawiozła mnie do domu. Wyjąłem spod łóżka
walizkę. Zacząłem się pakować. Gdy to uczyniłem wziąłem pustą, białą kartkę i długopis
do ręki. Nie wiedziałem co napisać. W końcu ponaglony czasem zacząłem skrobać.
„Witaj,
Yahi. Jeżeli czytasz tą kartkę, to mnie już tutaj nie ma. Wyjeżdżam na dwa
miesiące do męża. Proszę, opiekuj się domem. Przypilnuj kwiaty, by nie zwiędły
do mojego powrotu. A i nie zrób z domu meliny. Do zobaczenia.
Niko.
Uśmiechnąłem się do siebie. Położyłem kartkę na
stole w kuchni. Wziąłem walizkę z płaszczem, wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem
drzwi na klucz. Wrzuciłem klucze do kieszeni spodni, a następnie przywołałem środek
transportu, wsiadłem do auta pozwalając kierowcy na spakowanie mojego dobytku.
Ostatni jeszcze raz popatrzyłem na miejsce, w którym mieszkałem. Przymknąłem
powieki. W końcu ruszyliśmy. Niedługo potem znalazłem się na lotnisku. Zapłaciłem,
wziąłem swoje rzeczy. Zakupiłem bilet, przeszedłem odprawę, oddałem walizki i
niedługo potem siedziałem już w samolocie. W pierwszej klasie. Dziękowałem
sobie za zapobiegliwość. Za to, że wcześniej wziąłem od partnera adres do
mieszkania. Co prawda, jeszcze nigdy go nie odwiedziłem, ale zdawałem się na
taksówkarzy z tamtego miejsca. Zresztą byłem ciekaw jak zareaguje. Uśmiechnąłem
się pod nosem. Muszę zapomnieć o Yahim, a on o mnie. To nie było możliwe. Nie
chciałem zdradzać męża, nie chciałem go zostawiać. Zresztą już go zdradziłem jeśli
miałem być sam przed sobą szczery. Jak wrócę do swojego miasta, będę musiał się
wyprowadzić. Nie mogę mieszkać z dzieciakiem pod jednym dachem. A co do pracy,
to sam nie wiem. Westchnąłem. To wszystko jest takie trudne i zawiłe. „Kto powiedział, że miłość jest łatwa?”
cienki głosik w mojej głowie się odezwał. Warknąłem zirytowany. Jak ja
nienawidziłem, kiedy się odzywał w takich chwilach.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oj Niko jak mogłeś i jeszcze teraz tak Yahim potraktiwałeś, ciekawe jak zareaguje bo mam jednak jakieś takie przeczucie że i mąż nie jest szczery...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia