Witam. Zapraszam na 2 rozdział nowego opowiadania pt "Grafik". Jest to moje pierwsze własne oc dlatego proszę o wyrozumiałość, a za każdy komentarz byłabym bardzo wdzięczna. Zapraszam :*
- Nie denerwuj się tak, Niko. Pierwszy i ostatni raz proszę
cie o coś.
- Pierwszy? - prychnąłem. Obaj zdawaliśmy sobie sprawę z
tego, iż było to kłamstwo. Potarłem czoło i popatrzyłem w dal.
- Przepraszam, Niko. Nie chciałem, by tak wyszło. Zupełnie
mi wyleciało z głowy, by załatwić jakieś mieszkanie dla młodego.
- Dobrze wiesz, że jak się o tym dowie Amaru, to nie będzie
zadowolony.
- Nie denerwuj się tak, dobrze? Jutro w firmie porozmawiamy.
- Dobra. - westchnąłem i rozłączyłem się. Nie miałem ochoty
na kłótnie. Jedyne o czym marzyłem to ciepła kąpiel i łóżko. Wróciłem do
zdezorientowanego chłopaka.
- Śpisz dzisiaj u mnie. Jutro szef coś wymyśli - posłałem mu
słaby uśmiech.
- Dobra, ale jedna noc. Więcej nie wytrzymam w twoim
towarzystwie.
- I vice versa - mruknąłem. W końcu zatrzymałem pojazd i
zapakowaliśmy się do mnie. Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się na mojej
ulicy. Zapłaciłem taksówkarzowi za przejazd. Wyszliśmy z auta, a następnie wzięliśmy
swoje bagaże. Zaprowadziłem młodego do domu, odkluczyłem drzwi po czym wpuściłem
stażystę do mieszkania. Odstawiłem torbę i walizkę na korytarzu. Nie przejmowałem
się dzieciakiem ani tym, co wyprawia za moimi plecami. Najwyżej szef pokryje mi
wszelkie koszty. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Zerknąłem przez ramię na brązowowłosego.
- Chcesz kakao?
- A co ja, małe dziecko?
- Nie bądź cyniczny, Yahi. – mruknąłem pod nosem. Wszedłem
do pomieszczenia i automatycznie jak na pilocie podszedłem do lodówki, otwarłem
drzwiczki i wyjąłem stamtąd mleko. Zamknąłem lodówkę, wlałem wodę do czajnika,
a następnie go wstawiłem. Wyjąłem z szafki dwa białe kubki. Wsypałem po dwie łyżeczki
kakao, a dla siebie łyżkę cukru.
- Słodzisz?
- Poproszę jedną. – skinąłem głową, po czym wykonałem czynność.
Gdy woda się zagotowała, wlałem połowę naczynia, a następną zalałem mlekiem.
Zamieszałem łyżeczką, postawiłem przed studentem.
- Proszę. Pościelę ci w salonie na kanapie. Jak jesteś głodny
to w szafce w rogu są jakieś ciastka. Jak chcesz, możesz zjeść – posłałem mu słaby
uśmiech. O dziwo odwzajemnił. To znaczyło, że nawet ktoś tak zarozumiały jak on
potrafił być miły. Odpiąłem guziki rękawów. Zacząłem robić posłanie gościowi, a
gdy to zrobiłem powędrowałem do kuchni. Wziąłem w dłonie kubek, który ogrzewał
moje zimne dłonie. Uśmiechnąłem się, oparłem się miednicą o blat i uważnie
lustrowałem intruza.
- A więc opowiedz mi coś o sobie skoro noc mamy spędzić pod
jednym dachem, a w biuerze pracować razem.
- No dobra. Mam na imię Yahi Karuli. Mam 20 lat, uczę się i
dorabiam żeby móc zapłacić za czesne. W wolnej chwili chodzę na wycieczki do
lasu i gram na gitarze. Ulubiony kolor - granatowy i czarny. Jestem sierotą.
Moi rodzice zginęli, gdy miałem 10 lat. Opiekę przejął nade mną wujek, lecz gdy
skończyłem magiczną liczbę wyprowadziłem się z domu. Uwielbiam słuchać muzykę,
czuję wtedy, że żyję. Chciałbym kiedyś pojechać do Francji i tam pracować.
Dobra, dosyć o mnie. Teraz twoja kolej, wielmożny gburze.
- Ejj, wypraszam sobie. A więc mam na imię Niko Dolores. Mam
25 lat. Mam męża, który ma na imię Amaru. Jesteśmy od trzech lat w oficjalnym
związku, lecz aktualnie jest na kontrakcie zagranicznym. Zajmuję się w firmie
marketingiem, od czasu do czasu szatą graficzną i tego typu pierdołami.
Interesuję się książkami, grami, motocyklami. Moimi ulubionymi kolorami są
niebieski oraz fioletowy. Posiadam kochających rodziców, lecz niestety mieszkają
w Polsce i rzadko się widujemy. Również kocham muzykę, lecz nie mam konkretnego
ulubionego stylu. To chyba tyle jak na początek naszej znajomości. A teraz
mykaj spać, bo się nie wyśpisz na jutro. A szef lubi być wymagającym – wygiąłem
wargi w kpiącym uśmiechu. Nie mogłem przegapić okazji i go nie nastraszyć. Chłopak
na moje słowa szybko dopił zawartość kubka i udał się we wcześniej wskazanym
kierunku. Uśmiechnąłem się pod nosem i upiłem kilka łyków kakao. Uwielbiałem
ten smak. Przypominał mi dzieciństwo i kraj w którym niegdyś mieszkałem.
Przymknąłem powieki, wypuściłem z ust powietrze. Zerknąłem przez okno. Widząc świecący
księżyc i gwiazdy na niebie nie mogłem się oprzeć. Wyjąłem ze skrytki paczkę
papierosów, wyszedłem na dwór. Wyjąłem jednego i odpaliłem. Zaciągnąłem się
dymem, usiadłem na schodkach po czym wygodnie oparłem się o kolumnę. Delektowałem
się ciszą i spokojem. Nie zwracałem uwagi na wiatr, który tarmosił moje włosy.
Kosmyki włosów które niesfornie wystawały z kitki łaskotały mnie w policzki.
Drgnęły kąciki mych ust. Wypuściłem powietrze, otwarłem powieki. Przyglądałem
się w skupieniu gwiazdozbiorowi. Upiłem łyk cieczy i ponownie się zaciągnąłem.
- Zapowiada się ciekawie. – mruknąłem pod nosem mając na myśli
nową sytuację jaka pojawiła się w moim życiu.
( 3 miesiące później )
- Yahi, do jasnej cholery, wstawaj! – warknąłem. Byłem od
rana zły i poirytowany. Nie dość, że ten gamoń wyłączył mi budzik, to w pokoju,
który mu wynająłem zrobił syf i melinę. Potrząsnąłem ramieniem chłopaka. Słysząc,
co mamrocze minimalnie się zarumieniłem. Westchnąłem. Z każdym dniem ten drań
robił mi się coraz bliższy. Na dzień dzisiejszy mogłem nazwać go przyjacielem.
Bałem się, co może okazać się potem. Potrząsnąłem głową chcąc odgonić natrętne
myśli. Gdy mi się to udało, złapałem kostkę chłopaka, a następnie za nią pociągnąłem,
przez co brązowowłosy spadł na tyłek.
- Auć, musisz być tak brutalny, Niko? – jęknął rozbudzony
dwudziestolatek, po czym zaczął masować się po tyłku. Zmrużyłem przekornie
oczy.
- Próbowałem być, głąbie, miły. Spałeś jak zabity. Jak nie chcesz zjeby od szefa to szykuj manatki i jazda. Przy okazji wisisz mi kawę – warknąłem ostatnie zdanie, ponieważ nie było czasu nawet na taki drobiazg. Dzisiaj mieliśmy arcyważny projekt i biada temu kto się spóźni. Yahiego to nie interesowało. W końcu on nie brał w nim udziału. A to, co nie interesowało chłopaka lub to, w czym nie brał udziału, miał w tyłku. Tak jak i pozostałą resztę. Zdążyłem się przyzwyczaić, ale za jakie grzechy musiał mi wywinąć taki numer. Dopiąłem ostatnie guziki koszuli. Związałem włosy w ciasny kucyk. Dzisiaj żaden włos nie miał prawa wyjść z gumki. Westchnąłem i obserwowałem jak mój współlokator w ekspresowym tempie ubiera się i robi ranną toalete. Zaśmiałem się do siebie. Wszedłem do kuchni po kilka ważnych dokumentów, spakowałem je do teczki. Założyłem buty.
- Ruszaj się, bo już wychodzę. Wtedy zostaje ci samodzielna
jazda do firmy.
- Już. Spokojnie, Niko. Gdzie piekło się pali, tam diabeł
nie sięga.
- Debil – mruknąłem, mimo iż na mojej twarzy pojawił się
wyraz rozbawienia. Chwilę później nastolatek pojawił się obok mnie. Spojrzałem
krytycznym wzrokiem na jego fryzurę. Wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się
na postój taksówek.
- Uczesałbyś się.
- Gdybym jeszcze miał czas. – mruknął i zerknął się na mnie
swoim niebieskim okiem. Niestety musiałem stwierdzić, że ten ktoś jest niereformowalny.
Każdy go namawiał, by ściął tą debilną grzywkę, a ten uparcie przy swoim. Na
dodatek pod moją nieobecność zorganizował już kilka imprez. Zmrużyłem oczy. Kpiąco
spytałem.
- A czyja to wina? Na pewno nie moja. – zatrzymałem taxi.
Wsiedliśmy i już po 15 minutach znajdowaliśmy się pod biurowcem. Pozwoliłem
Yahiemu uiścić zapłatę, a sam wbiegłem do budynku. Szybko pokonałem dzielące
mnie stopnie. Dziękowałem w duchu, że konferencyjna jest na trzecim piętrze.
Zdyszany wdarłem się na salę. Widząc wzrok zgromadzonych na sobie nieco się
zarumieniłem.
- Przepraszam, szefie, za spóźnienie. Korki były.
- Korki, powiadasz. – odpowiedział mężczyzna z przekąsem,
lecz w kącikach jego ust czaił się uśmiech. Wzruszyłem ramionami, odłożyłem
teczkę na stół, a sam zająłem swoje miejsce. Po chwili prezes zaczął swoją
przemowę. Którą ja układałem. Oh, jak ja momentami nienawidziłem swojego życia.
Prychnąłem w myślach i zacząłem przysługiwać się jakże znanej mi przemowie.
- Witam wszystkich zgromadzonych. Na początku chciałem
wszystkim podziękować za przybycie. Jak wiecie nasi kontrahenci chcą od nas
czegoś nowego. Czegoś innowacyjnego oraz chcemy pozyskać nowych. Dlatego
potrzebujemy pomysłów, jak i zorganizowanej grupy, która się tym zajmie.
Dlatego poprosiłem Niko, żeby dołączył na nasze zebranie – wskazał kiwnięciem głowy
na moją postać. Uśmiechnąłem się, chcąc dodać otuchy reszcie, aczkolwiek raczej
miałem nadzieję, że dodam ją sobie. Po chwili milczenia mężczyzna zaczął
kontynuować.
- Niko jest bardzo dobrym grafikiem komputerowym oraz szefem
działu marketingu. Myślę, że zna już potencjał naszych pracowników i ich możliwości.
Będzie wiedział, kto idealnie nadaje się do tego zadania.
- Przepraszam, szefie. A stażystów też włączyć w ten
projekt?
- Naturalnie. Musimy pokazać, że nasza firma potrafi włączyć
w tak innowacyjnie działania praktykantów, więc prosiłbym o maksymalnie dwóch.
Będziesz w stanie zrobić ten projekt? Mamy na niego 2 tygodnie. Bardzo
intensywnej pracy.
- Myślę, że tak –
odpowiedziałem z wahaniem. Naprawdę nie miałem pojęcia, czy podołam temu
zadaniu. Potarłem dłonią zmęczone powieki. Mój organizm zdecydowanie domagał się
kofeiny oraz nikotyny. Westchnąłem po czym się wyłączyłem z bełkotu jaki
prowadzili mężczyźni na sali. Naprawdę mało mnie to interesowało w tym
momencie. Niko na głodzie kofeinowym to zły Niko. Widząc jak krzesła gości się
odsuwają, a oni sami znikają za szklanymi drzwiami podniosłem się z fotela chcąc
się ulotnić. Na moje nieszczęście głos szefa zatrzymał mnie w miejscu. Spojrzałem
na niego z zainteresowaniem.
- Wybacz na minutę. Jak się twoim zdaniem sprawuje Yahi?
- Moim skromnym zdaniem dobrze. Coraz lepiej obsługuje
wszystkie te programy graficzne. No i nie ukrywam, zespół go zaakceptował. A to
chyba najważniejsze, prawda?
- Zgadza się. Zastanawiam się, czy przedłużyć mu umowę.
Dlatego pytam o opinię jego kolegów z pracy.
- Rozumiem – mruknąłem po czym nieśmiało się uśmiechnąłem.
Położyłem dłoń na karku.
- Mogę już iść? Obowiązki wzywają.
- Tak, jasne. Idź. – czterdziestolatek uśmiechnął się i
odprawił mnie dłonią. Wzruszyłem ramionami, zabrałem teczkę. Po chwili coś mi
się przypomniało, wyjąłem z niej papiery o które prosił wcześniej.
- To są te papiery, o które prosiłeś wcześniej.
- Dziękuję. – kiwnąłem głową po czym wyszedłem z Sali
konferencyjnej. Wsiadłem do windy. Gdy znalazłem się na 20 piętrze odetchnąłem
z ulgą. Skierowałem się do pomieszczenia w którym znajdował się mój
prowizoryczny gabinet. A raczej miejsce, które zajmowałem jeszcze z pięcioma
innymi osobami. Widząc zgromadzenie niedaleko mojego biurka westchnąłem. Zacząłem
się zastanawiać co tym razem ten gałgan wymyślił. Niedbale położyłem teczkę na
fotelu. Podszedłem do zgromadzenia i z zaciekawieniem zacząłem się przysłuchiwać.
- Kochani jest akcja. Dzisiaj na chacie ogarniam domówkę. Może
ktoś chce się wybrać?
- O nie, ja pasuję. Niko ostatnio był wściekły jak cholera.
Tak w ogóle pytałeś go o zdanie? – widząc Liz uśmiechnąłem się pod nosem. Jak
ona dobrze mnie znała. Spojrzenie zwróciłem ku brązowowłosemu właścicielu włosów.
- Tak, tym razem się zgodził. Wiecie ukoronowanie trzech
miesięcy życia pod jednym dachem, a co najważniejsze obaj żyjemy.
- Interesujące Yahi. – mruknąłem z przekąsem. Wyszedłem z tłumu
i stanąłem oko w oko z niebieskookim, a raczej samotną tęczówką. Na mojej
twarzy wykwitł niewinny uśmieszek.
- Nie mówiłem ci? Na pewno musiałem wspomnieć o tej domówce.
Spałeś wtedy, to dlatego nie pamiętasz jak się godziłeś.
- Nic z tych rzeczy, krasnalu. Poza tym przyjeżdża dzisiaj
do mnie Amaru. A druga sprawa - szef nam
zlecił projekt. Włączając w nim ciebie. Więc nici z twoich ambitnych planów. –
pokazałem mu język niczym małe dziecko. Odwdzięczył mi się tym samym, przez co
z moich ust wydobył się cichy śmiech. Skupiłem wzrok na drobnym nosku
przyjaciela, który gdzieniegdzie był przyozdobiony pieprzykami. Dla mnie było
to urocze, natomiast dla młodego już nie. Dlatego uwielbiałem się z nim
przekomarzać.
- Po pierwsze, Niko, nie krasnalu. Sam ledwo od ziemi
odstajesz, a po drugie jaki znowu projekt? Rety chciałem mieć wolny weekend,
odpocząć, a ty mi z projektem wylatujesz.
- Wszelkie zażalenia do prezesa. Po drugie uważaj, żeby ci
coś innego nie musiało stać. – mruknąłem i sugestywnie oblizałem wargi. Widząc
jak czerwieni się ze złości uśmiechnąłem się pod nosem i odszedłem do swojego
biurka. Ku mojemu zaskoczeniu po kilku minutach zjawił się mój współlokator
trzymając w dłoni jakiś pakunek. Odchyliłem się na oparciu fotela. Uniosłem
brew ku górze.
- A to, co to?
- Prezent debilu. Urodziny masz. No chyba, że kłamałeś. – na
twarzy niebieskookiego pojawił się zaczepny uśmiech. Podał mi zawiniątko. Z
zaciekawieniem otworzyłem papier. Widząc książke uśmiechnąłem się do siebie. Od
dawna czekałem na nową część, a nie miałem czasu nawet kupić. Niespodziewanie
nawet dla samego siebie wstałem i mocno przytuliłem zaskoczonego równie bardzo
jak ja stażyste.
- Naprawdę dziękuję. To mój wymarzony prezent. Nawet nie miałem
czasu jej kupić. – odchyliłem głowę do tyłu nieco zmieszany. Dopiero po dłuższej
chwili uświadomiłem sobie jak to mogło wyglądać dla osoby postronnej. Czerwony
na twarzy odsunąłem się na bezpieczną odległość. Nie wiedziałem, co jeszcze mogę
zrobić w stanie euforii, a wolałem takiego czegoś uniknąć.
- Nie ma sprawy, stary. A co z tą imprezą?
- Nie – mruknąłem nieco rozkojarzony przypominając sobie
jakie ciepło wydzielał chłopak i na dodatek zapach jego perfumów. Potrząsnąłem
głową. Rozejrzałem się po otaczających
mnie ludziach. Nieśmiało chrząknąłem. Nienawidziłem zwracać na siebie uwagi.
Dwudziestolatek domyślając się o co mi chodzi, głośno krzyknął. No tak, ja to
nie on. Dureń.
- Halo! Ludziska! – wszystkie głowy zwróciły się w naszym
kierunku. Przełknąłem kilkakrotnie ślinę. Zacząłem opuszkami palców mętlik
koszulę. W końcu zebrałem się w sobie i zacząłem mówić.
- A więc jak wiecie, jest do zrobienia projekt. Mam do wyznaczenia pięć osób. Na początku Yahi z racji, że jesteś stażystą, więc włączysz się w projekt. Liz, Henry, Alen i Wiktoria. Od dzisiaj razem robimy projekt. Wieczorem każdemu na email wyślę jego zakres obowiązków. Za cztery dni spotkamy się u mnie i zaczniemy pomału sklejać to co mamy. Jakieś pytania?
- Nieeee – wywołane osoby odpowiedziały chórem. W końcu
wszyscy wrócili do przerwanych zajęć. Spojrzałem na współlokatora.
- Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma sprawy, ziom – posłał mi uśmiech. Widząc, że wraca
do roboty wzruszyłem ramionami i sam się wziąłem do zadań jakie mi powierzono.
( … )
- Amaru! – krzyknąłem uradowany stojąc na dobrze znanym mi
lotnisku. Pomachałem dłonią do znanego mi mężczyzny. Widząc na jego twarzy uśmiech
sam się uśmiechnąłem. W końcu wpadłem w ramiona męża. Przylgnąłem do jego
silnych ramion jak dzieciak. Wtuliłem nos w tors. Zaciągnąłem się cytrusowym
zapachem. Cicho zamruczałem.
- Tęskniłem, Niko.
- Ja za tobą również, Amaru. – mocniej wczepiłem palce w
sweter mężczyzny. W końcu odchyliłem głowę, by zatopić spojrzenie w
szmaragdowych tęczówkach. Amaru nachylił się i lekko wpił się w moje wargi. A
ja wcale nie zamierzałem być bierny. Odwzajemniłem pocałunek, jednocześnie
coraz gwałtowniej miażdżyłem te delikatne wargi. Miałem to w dupie. Tak bardzo
za nimi tęskniłem. Cztery miesiące rozłąki sprawiły, że byłem spragniony
uczucia. Cicho westchnąłem wprost do ust męża. Oderwałem się od niego tylko dlatego,
że w płucach skończył mi się tlen. Przymknąłem powieki.
- Idziemy skarbie?
- Tak. A gdzie twoje walizki?
- No i widzisz tutaj mamy problem. Przyjechałem tylko na 2
dni. Muszę wracać potem do pracy.
- Tylko praca praca i praca. Mam dosyć. A kiedy znajdziesz
czas dla mnie?! – warknąłem poirytowany ponieważ zaczynało mnie to wkurzać.
Odsunąłem się od niego. Spojrzałem wyzywająco w jego oczy. Czułem jak przez
moje ciało przechodzi fala tsunami. Tylko czeka, by wybuchnąć.
- Przepraszam. Ale może ty przeprowadzisz się do mnie? Jesteś
znakomity w tym co robisz. Na pewno
zagranicą znajdziesz szybko prace.
- Pomyślałeś chociaż raz jak ja się czuję? – warknąłem. Co
on znowu do cholery pieprzył? Jaki wyjazd? Co on sobie wyobraża? Że od tak
zostawię pracę i znajomych? To, że on tak zrobił nie znaczyło, że i ja postąpię
identycznie. Sfrustrowany wyrwałem dłoń z uścisku mężczyzny. Widząc to przygarnął
mnie ręką do boku, a drugą zmierzwił moje włosy które dzisiaj wyjątkowo były
rozpuszczone. Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek.
- Nie gniewaj się na mnie, Niko. Naprawdę przepraszam. Nie kłóćmy
się dzisiaj. W końcu masz urodziny. – czując jego zimne wargi na swoim czole
rozpogodziłem się. Uwielbiałem jak tak mnie całował. Wtedy czułem się ważny jak
nikt inny na świecie. Kiwnąłem głową jednocześnie wtulając się do tak dobrze
znanego mi miejsca.
( … )
- Niespodzianka! –
otwarłem drzwi akurat w momencie gdy zapaliły się światła. Zamrugałem. Przecież
nie organizowałem żadnej imprezy. Po chwili już wiedziałem kogo uduszę. Chwilę
później przytulałem każdego, kto uwiesił mi się na ramieniu. Musiałem przyznać,
że jednak spodobała mi się ta niespodzianka. W końcu stanąłem twarzą w twarz z
winnym popełnienia przestępstwa. Uniosłem kąciki ust do góry.
- Dzięki, młody. Chyba dzisiaj ci się nie wypłacę.
- Wystarczy, że posprzątasz mieszkanie po balandze. – widząc
jak błąka mu się po twarzy zawadiacki uśmiech zaśmiałem się i zmierzwiłem tą
jego czuprynę.
- Możesz pomarzyć.
- Dobrze, że za marzenia nie karają. A teraz solenizant chodź.
Musisz zdmuchnąć świeczki. – po tych słowach poczułem szarpnięcie. Uśmiechnąłem
się przepraszająco do męża, który z rozbawieniem obserwował całą sytuację.
Wiedziałem już, że i jego muszę udusić. Westchnąłem i dałem się poprowadzić do
kuchni, jednocześnie w czasie drogi uśmiechając się do gości. Gdy znaleźliśmy
się sami w pomieszczeniu przystanąłem.
- Czemu to robisz? – przekrzywiłem nieco głowę na bok, przez co włosy zaczęły mi opadać na ramię, a niektóre na twarz. Nie przejmowałem się tym.
- Beze mnie byś zginął, draniu. Poza tym jesteś moim
przyjacielem, a kumpli się wspiera. – szturchnął mnie w bok, po czym się zaśmiał.
Odsunął się, a moim oczom ukazał się duży tort czekoladowy ozdobiony orzeszkami
mm oraz różnymi słodkościami. Na sam widok oblizałem językiem usta.
- Wspaniały – jęknąłem. Czułem, jak ślinka napływa mi do
ust. Czyjaś dłoń machała mi przed oczyma. Zerknąłem na intruza, który
przeszkadzał mi w delektacji widokiem.
- Dalej panienko. Bierz tort do rąk i wnoś. Musisz przecież
przed wszystkimi, nie? – fuknąłem przed nosem. Nie lubiłem celebrować przed
wszystkimi, ale rozumiałem, że dzisiaj to konieczne. Posłałem mu słaby uśmiech.
Zrobiłem jak kazał. Postawiłem podstawek z tortem na stoliku w salonie. W tym
czasie Amaru zapalił świeczkę z liczbą 26. Przymknąłem powieki. Pomyślałem życzenie
i dmuchnąłem powietrze wprost na palący się ogień. Po tym płomyk zniknął,
pozostawiając po sobie swąd. Otwarłem oczy. Uśmiechnąłem się do wszystkich.
- Wszystkiego najlepszego, Niko. Sto lat, sto lat. Niech niech żyje nam. Sto lat, sto lat. Niech niech żyje nam. Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje, żyje nam. Niech żyje nam. Niech mu gwiazdka pomyślności, nigdy nie zgaśnie. Nigdy nie zagaśnie. Jak się z nami nie napije niech się pod stół skryje. Jak się z nami nie napije niech się pod stół skryje. Najlepszego! – czułem jak rumienię się niczym piwonia. Zagryzłem dolną wargę. Jak skończyli, uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, kochani. Jesteście najlepsi – po tych słowach
zacząłem kroić tort i rozdawać każdemu na talerzu. Na końcu nałożyłem sobie.
Skierowałem się do miejsca, gdzie siedział mój mąż. Usiadłem mu na kolankach,
położyłem talerzyk na stół.
- Nakarmisz mnie, misiu?
- Co tylko rozkażesz. Twoje święto – na twarzy szarowłosego
pojawił się szeroki uśmiech. Nałożył na łyżeczką solidny kawałek ciasta po czym
włożył mi do buzi. Uśmiechnąłem się, ponieważ smak przeszedł moje najśmielsze
oczekiwania.
- Przepyszne – wymruczałem. Musiałem się dowiedzieć kto to
robił i zmusić do ciężkich robót. Kij z robotą i formą. Kątem oka obserwowałem
jak na stół wlewa się wódka oraz różnego rodzaju alkohol. Wyczuwałem ciężką
noc, a rano kaca. Pozwoliłem mężczyźnie, by zaczął opuszkami palców badać moje
rozgrzane ciało.
Beta: Yuri S.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to co Yahim mieszka u Niko a miał mieć jakieś mieszkanko swoje... mam nadzieje że nie dojdzie tutaj do zdrady...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia