piątek, 22 lipca 2016

ShiIta: Niewykorzystana szansa.










Pochodzę z klanu Uchiha. Moja rodzina była, a raczej jest zamożna po dzień dzisiejszy. Urodziłem się 19 października 1992 r. Moja mama na imię Karuo, natomiast ojciec Kagami. Moi rodzice to zdolni prawnicy, a ja wywodzę się z bogatej rodziny. Pewnie myślicie, że jestem rozpieszczonym jedynakiem. Ale to nie prawda. Nigdy nie interesował mnie świat show biznesu. Wolałem ciszę i spokój. I oczywiście towarzystwo Itachiego. Zastanawiacie się, kto to. No cóż jest to mój przybrany młodszy braciszek. Jego rodzice wraz z moimi mają własną kancelarię prawną. Nic dziwnego, że spędzamy dużo czasu razem. Chcąc, nie chcąc na początku musiałem z nim przebywać. I do dzisiaj nie żałuję tego. Można powiedzieć, że jestem wdzięczny. Itachi ma młodszego brata który wielbi go ponad wszystko. Właśnie zmierzałem w stronę rodzeństwa Uchiha. Włożyłem ręce do kieszeni rozmyślając nad ostatnim wydarzeniem. Długo zastanawiałem się, czy przyjść. Nawet ja obawiałem się czegoś. Najbardziej zawodu i wstrętu u osoby, którą kochałem.


( …)


Westchnąłem patrząc w lustro. Czarne kosmyki włosów opadały mi na czoło. Przeczesałem włosy do tyłu, a następnie nałożyłem żel i szybkimi ruchami zrobiłem fryzurę. Od razu lepiej. Słabo uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Dzisiaj był wielki dzień. Klan Uchiha świętował dzisiaj swój jubileusz. Nienawidziłem tego typu uroczystości. Tym bardziej, że moi rodzice mieli mi wybrać żonę. Jakbym w ogóle chciał. Nawet mnie to nie obchodziło. Mój ojciec Kagami nie liczył się z moim zdaniem. Dla niego najważniejsze były interesy. I to, żeby poszerzyć swoje wpływy. Przymknąłem powieki i oparłem czoło o zimne lustro. Nawet nie usłyszałem, kiedy w moim pokoju zjawił się Itachi.
- Cześć Shisui. Co ty taki przybity od rana?
- Cześć Itachi. Niewyspany jestem - oderwałem czoło od mojego ukojenia. Posłałem lekki uśmiech w stronę szatyna. Niewzruszony w samych bokserkach powędrowałem do szafy. Rozsunąłem drzwi i z namysłem zacząłem wybierać, co ubrać. Tymczasem mój gość wygodnie rozgościł się w moim łóżku i krytycznie na mnie spoglądał.
- Co ty robisz, że masz taki brzuch, co? Sam trenuję, ale do sześciopaka dojść nie mogę - usta oliwkowookiego wygięły się w podkówkę. Pokręciłem z rozbawieniem głową. W końcu wyjąłem z szafy czarne spodnie oraz tego samego koloru koszulę. Nieśpiesznie zacząłem się przebierać. Nawet nie krępowała mnie obecność przybranego brata. Wręcz przeciwnie. Badałem z uwagą jego reakcje. Nawet najmniejszą, lecz to na nic. W końcu się ubrałem, podrapałem po głowie.
- No cóż dieta i ćwiczenia braciszku. A teraz chodź bo się spóźnimy i rodzice będą marudzić – burknąłem.
- Od kiedy taki obowiązkowy się stałeś? - czarna brew uniosła się, a sam właściciel wstał z łóżka i szybkim krokiem znalazł się koło mnie. Przewróciłem oczyma i potargałem jego włosy tym samym rozwalając kucyk. Nastolatek widząc to wydął dolną wargę. Cicho się zaśmiałem i zamknąłem za nami drzwi. Ruszyliśmy wolnym krokiem przez posesję mojej rodziny. Zerknąłem z rozbawieniem na kuzyna. Gdy nasze spojrzenia napotkały się, uśmiechnąłem się.
- No już się nie gniewaj Itachi.
- Wcale, że się nie gniewam.
- Akurat - prychnąłem pod nosem i dałem młodszemu kuksaniec w bok. Cichy jęk z jego warg spowodował u mnie śmiech. Ruszyłem biegiem w stronę wyjścia. Dobiegł mnie cichy tupot stóp. Z rozbawieniem obejrzałem się za siebie. Widząc, że długowłosy podjął zabawę, uśmiechnąłem się sam do siebie. Uwielbiałem te nieliczne zatargi. Przypominały mi dzieciństwo. Dzisiaj obaj byliśmy synami na wydanie. A co ważniejsze, pełnoletni. Westchnąłem z udręką nie zwalniając kroku. I to mnie zgubiło, ponieważ Uchiha mnie dogonił, a następnie powalił. Leżąc przed nim głośno oddychałem. Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek. Blask promyków słońca tylko dodawał mu urody. Zagryzłem dolną wargę powstrzymując się od pocałowania chłopaka. Nie zamierzając być biernym po chwili to ja znajdowałem się na górze. Ciche pstryknięcie uświadomiło mi, że gumka puściła. Moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Rozsypane włosy Itachiego po trawie tylko potęgowały ochotę pocałowania go. Wziąłem kosmyk ciemnych włosów, a następnie zaplotłem sobie je wokół palca. Cicho szepnąłem.
- Dlaczego częściej nie masz ich rozpuszczonych? Więcej kobiet, by się za tobą rozglądało.
- Przeszkadzają mi tylko. Myślałem czy nie ściąć. - ciche mruknięcie z ust Itachiego tylko pobudziło moją wyobraźnię. Pokręciłem głową, zszedłem z kuzyna, oparłem się o drzewo i dłuższą chwilę przyglądałem się jego mlecznej twarzy.
- Nie rób tego. Długie włosy to coś, co charakteryzuje ciebie. Do twarzy ci w nich. Nie mogę sobie wyobrazić ciebie bez kucyka. Przynajmniej ty z nas dwóch wyróżniaj się na tle naszego klanu - posłałem mu słaby uśmiech i wypuściłem spomiędzy palców cienki kosmyk. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, po prostu się denerwuję, kogo rodzice wybiorą mi za żonę. - mruknąłem zmieszany. Wcale nie chciałem tego mówić, ale przy nim nie umiałem kłamać. Przynajmniej w takich kwestiach. Bo przecież okłamywałem go od 5 lat. Zresztą zdawałem sobie sprawę, że ten związek nie ma przyszłości, ani sensu. Oboje jesteśmy dziedzicami zamożnych rodzin, jesteśmy spokrewnieni, a co najważniejsze on nie jest gejem. Wzruszyłem ramionami. Wstałem, otrzepałem niewidzialne mgiełki kurzu i ruszyłem przed siebie. Włożyłem dłonie do kieszeni. Po chwili obok mnie zjawił się Itachi z rozpuszczonymi włosami, które powiewały na wietrze momentami łaskocząc mój policzek. Minimalnie uniosłem kąciki ust do góry.
- Od kiedy mój braciszek się denerwuje?
- Od kiedy mój młodszy braciszek się mnie słucha? - uniosłem brew, drocząc się się z nim. Cichy śmiech spowodował u mnie uśmiech. W końcu wyszliśmy z mojej posesji i skierowaliśmy się do klanowej dzielnicy, gdzie miał odbywać się festyn. Nasza społeczność liczyła dosyć sporą liczbę osób, toteż nie znałem wszystkich. Kiwałem tylko głową mijając ludzi. Zatopiony we własnych myślach nawet nie zauważyłem czujnego spojrzenia oliwkowych tęczówek.
- Coś cie trapi, Shisui. Widzę to - wyrwany z rozmyślań spojrzałem na niego z roztargnieniem. Wzruszyłem ramionami. Doszliśmy do wielkiej willi. Spojrzałem na strapioną twarz brata. Westchnąłem i szturchnąłem go w ramię. Weszliśmy do środka, gdzie stał już kelner. Wziąłem lampkę z szampanem, to samo uczynił chłopak obok mnie. Upiłem łyk i oblizałem wargi.
- Nawet dobre, chociaż nie bardzo lubię szampana.
- Tylko wino byś pił.
- A ty nie? - uniosłem brew uśmiechając się z rozbawieniem. Itachi odwzajemnił uśmiech i weszliśmy do sali balowej. Jeśli tak mogłem nazwać to pomieszczenie. Ledwo się tam znalazłem, a Kagami zaczął machać w naszą stronę. Syknąłem ze zirytowaniem i przybrałem na twarz obojętny wyraz twarzy. Podeszłem i przywitałem się z rodzicami.
- Witaj ojcze, matko.
- Nareszcie jesteś Shisui. Chcieliśmy Ci przedstawić tę młodą damę. Jest z rodu Aori.
- Witaj. Mam na imię Rin Aori. - ująłem dłoń dziewczyny, nachyliłem się i ucałowałem wierzch dłoni czerwonowłosej. Następnie się wyprostowałem i z rezerwą przyglądałem się poczynaniom kuzyna. Następnie spojrzałem na rodziców, którzy byli ubrani w odświętne ubrania.
- Bardzo miło mi cię poznać - skierowałem wzrok na młodą dziewczynę. Lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem czego oczekuje po mnie rodzina, dlatego zaproponowałem jej taniec. Gdy się zgodziła zaproponowałem jej ramię, z czego skorzystała. Zaprowadziłem nas na parkiet, następnie delikatnie złapałem ją w pasie, a drugą dłoń wplotłem w jej, oparła dłoń o mój bark. Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki.
- Miło mi cie poznać. Twoi rodzice wiele o tobie opowiadali. Na razie wszystko, co mówili wydaje się prawdą.
- Czyli nie rozczarowałem cię?
- Wręcz przeciwnie - na opalonej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odwzajemniłem gest. Z wprawą prowadziłem ją. Gdy utwór się skończył, skłoniłem się i podziękowałem. Poprowadziłem ją do stolika, gdzie stała nasza rodzina.
- Shisui dobrze się sprawował, panno Rin?
- Oczywiście. O, idą moi rodzice - spojrzałem w kierunku skąd szła dwójka czerwonowłosych ludzi. Domyśliłem się, że są  to jej rodzice. Z zaciekawieniem spytałem.
- Macie pokrewieństwo z Uzumakimi?
- Oczywiście. Moja mama jest z tej rodziny. - na jej wargi wpełznął lekki uśmiech. Gdy dotarli rodzice mojej przyszłej żony, przywitałem się. Miałem już dosyć tej szopki, lecz nie dałem nic po sobie poznać.
- Miło mi państwa poznać. Macie bardzo urodziwą córkę.
- Dziękujemy. Pozwolicie, że omówimy sprawy z Kagami?
- Oczywiście. Chodź, Itachi. Mamy sprawę do obgadania. - posłałem mu porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnął głową i ruszyliśmy w jakieś zaciszne miejsce. Wyszliśmy na dwór i ruszyliśmy w stronę ogrodu. Zimne powietrze nieco mnie orzeźwiło. Nie lubiłem dusznego powietrza. W końcu przystanęliśmy w ustronnym miejscu. Usiadłem na ławce i to samo zrobił mój towarzysz.
- Ładna ta twoja żona.
- To nie moja żona - cicho warknąłem i z irytacją spojrzałem na nastolatka. Brwi nastolatka wygięły się w łuk. Przewróciłem oczyma.
- Ale będzie.
- Sęk w tym, że podoba mi się ktoś inny. Chyba kocham tą osobę.
- I dlaczego ja nic o tym nie wiem? Przecież nie mamy przed sobą tajemnic - czarne brwi  zmarszczyły się, a oczy przymrużyły. Westchnąłem. Wstałem i zacząłem krążyć w tą i z powrotem.
- Po prostu... To głupie, kocham osobę, którą nie powinienem.
- Powiedz kto to, może razem coś wymyślimy - z kolei to on wstał i stanął naprzeciw mnie. Był niewiele niższy ode mnie, lecz górowałem nad nim wzrostem. Podszedłem nieco bliżej. Zamiast powiedzieć nachyliłem się i musnąłem jego wargi. Szybko się cofnąłem i cicho powiedziałem.
- To Ty.
- To niemożliwe. Obaj jesteśmy chłopakami. To nie może być prawdą - cichy szept niedowierzanie utwierdził mnie tylko w tym, że cała sytuacja była beznadziejna. Wzruszyłem ramionami.
- Miłości się nie wybiera. Ja już pójdę - po tych słowach szybko oddaliłem się od stojącego w osłupieniu Uchiha.


(…)


Nie wiedząc kiedy znalazłem się pod domem ukochanego. Niepewnie stanąłem z nogi na nogę i zapukałem. Przez chwilę panowała cisza, ale już po chwili usłyszałem kroki. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzył Sasuke. Lekko się uśmiechnąłem.
- Cześć, Sasuke.
- Cześć Shisui. Itachi jest w swoim pokoju.
- Dzięki mały - wszedłem do pomieszczenia, a następnie po schodach. Zagłębiłem się w korytarz na którym panował półmrok. Znalazłszy się pod dobrze znanymi mi drzwiami, zawahałem się. Po krótkiej chwili niepewnie otworzyłem drzwi. Przez chwilę nic nie widziałem, lecz mój wzrok szybko przyzwyczaił się do ciemności jaka panowała w pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi.
- Co chcesz?
- Chciałem wyjaśnić sytuację... - mruknąłem. Usiadłem na łóżku, które zajmował Itachi. Szybkim ruchem odsunął się ode mnie. Byliśmy na dwóch krańcach łóżka. Westchnąłem.
- Przepraszam cię za to ostatnio. Głupio wyszło, a ja zachowałem się jak kompletny idiota. Nie powinienem tego robić.
- Nie powinieneś. Nie kocham cię i nie jestem tobą zainteresowany - cichy warkot zdziwił mnie. A jeszcze bardziej zabolały mnie jego słowa. Cieszyłem się, że w tym momencie jest ciemno.
- Przepraszam. Nie chciałem. Ale nic nie poradzę. Możemy zachowywać się tak jakby nic się nie stało?
- Jakby nic się nie stało?! Czy ty siebie słyszysz, Shisui?! Wszystko się stało, począwszy od tego, że mnie pocałowałeś - Uchiha zerwał się z łóżka i z dziką furią wpatrywał się we mnie. Również wstałem i wpatrywałem się w niego ze spokojem. Sam nie wiedziałem skąd we mnie tyle spokoju. Złapałem jego ramie, lecz wyrwał się.
- Nic na to nie poradzę, że jestem pierdolonym gejem. I że kocham takiego idiotę jak ciebie - warknąłem. Również podniosłem głos.
- Wypieprzaj z mojego mieszkania. Nie chcę cie znać! Nie przychodź, nie dzwoń. Miałem cię za brata, rozumiesz?! Za starszego brata, na którym mogę polegać! A ty wyskakujesz z jakąś pieprzoną miłością - czułem jak moje serce rozpada się w drobny mak. Każdego dnia przeklinałem miłość do niego. A dzisiaj właśnie Bóg postanowił mnie ukarać. Nie wiem, może w poprzednich wcieleniach byłem złą osobą i właśnie nadszedł dzień, w którym należała mi się kara. Cicho mruknąłem kierując się do drzwi.
- Zawsze będę cie kochał Itachi. I nic sie nie zmieni - po tych słowach wyszedłem z pokoju. Zbiegłem ze schodów i nawet nie żegnając się z Sasuke, którego minąłem po drodze, opuściłem rezydencje Uchichów. Było ciemno, lecz nic sobie z tego nie robiłem. Miałem wszystkiego kompletnie dosyć. Postanowiłem przejść się ulicami miasta. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Po długim czasie skierowałem swoje kroki w moje ulubione miejsce. Tylko tam mogłem kompletnie się wyciszyć. A co najważniejsze napić. Kilka minut później znajdowałem się w barze. Poprosiłem o całe 2 litry czystej wódki i w niej zacząłem topić smutki. Nie minęła nawet godzina, gdy butelki były opróżnione. Zapłaciłem i na chwiejących nogach ruszyłem do domu. Było mi wszystko jedno, czy ktoś mnie napadnie. Teraz nie potrafiłem spojrzeć rodzicom w twarz, a co dopiero mojemu przybranemu braciszkowi. Byłem głupi. Powinienem zachować tą informacje dla siebie i wszystko byłoby jak dawniej. Przecież miałem przeprosić, wyplątać się. A ja? Jak zwykle musiałem coś spieprzyć. Zamiast powiedzieć, że gadałem głupoty na tym przyjęciu, to jeszcze bardziej się pogrążyłem. Nie miałem pojęcia, że ktoś za mną szedł, że śledził od pamiętnej imprezy. Skręciłem w opuszczony zaułek. Na skrót, który mało kto odwiedzał. Chciałem być w domu. Iść spać i się nie obudzić przez najbliższą dekadę. Nagle poczułem ból w plecach. Ktoś brutalnie popchnął mnie na ścianę. O mało nie straciłem równowagi. Spojrzałem zamglonym wzrokiem na nieznajomego. A raczej jego oczy, ponieważ twarz była zamaskowana. Ciche syknięcie.
- Pozdrowienia od Fugaku Uchiha. Powinieneś trzymać się od jego syna z daleka gejusie - po tych słowach usłyszałem ciche kliknięcie odbezpieczanej broni, a następnie huk. Chwyciłem się za okolice serca i upadłem. Czułem jak po mojej dłoni spływa krew. Nie byłem w stanie nic zrobić. Obróciłem twarz w stronę alejki z której uciekał napastnik. Przymknąłem powieki. Czułem jak moja żywotność ze mnie ulatuje. Nagle moje ciało zostało uniesione. Czułem czyjeś kolana. Coś mi kapło na twarz. Otworzyłem minimalnie powieki. Widząc dobrze znane mi oliwkowe tęczówki z wysiłkiem wygiąłem kąciki ust do góry.
- Nie płacz Itachi... - cicho wymamrotałem. Nie miałem sił na cokolwiek. Cichy szloch wdarł się do mojego mózgu i nie chciał ustać.
- Przepraszam, Shisui. Za wszystko. Nie powinienem tego mówić... Nie chciałem sobie uświadomić, że jestem gejem. Nie mogę być gejem, a jednak jestem, cholera! Po tym jak wyszedłeś postanowiłem cię poszukać. Chciałem ci powiedzieć, że też cię kocham... Szlag! Spóźniłem się! Nie mogłem cię znaleźć, idioto. Potem znajomy barman powiedział mi, że ruszyłeś w stronę domu... Zacząłem biec i cię szukać, ale usłyszałem tylko huk wystrzału... Cholera tak cię przepraszam Shi, nie powinienem tak ci mówić, to przeze mnie.. Przeze mnie tu leżysz i umierasz... - kolejna kaskada słonej wody uderzała mi o policzki. Z wysiłkiem starałem się unieść dłoń do góry, lecz ona bezwolnie opadła na moją pierś. Bez mojego udziału. Poczułem jak ciepłe palce splatają się z moimi.
- To n-nie twoja win-na Ita.. Tak musiało być.. - cicho wymamrotałem, czując jak powoli otacza mnie ciemność. Tak wiele chciałem jeszcze zrobić, tak wiele powiedzieć.
- Nie umieraj, proszę cię, Shisui! - cichy wrzask ledwie dotarł do mojej świadomości. Uśmiechnąłem się słysząc wyznanie z jego ust.


( Rok później z perspektywy Itachiego )


Białe tulipany. Uwielbiał białe tulipany. Zamknąłem za sobą drzwi, lecz mój jak zwykle ciekawski braciszek ruszył za mną. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Widziałem troskę w jego oczach, lecz to na nic. Przez ten cholerny rok dalej miałem poczucie winy. Bo gdyby nie tamta sprzeczka, on nadal by żył. Miałem żonę, lecz jej nie kochałem. Była mi obojętna. Zresztą ja jej też. Tto małżeństwo było po prostu czystą transakcją. Staraliśmy się zachowywać kontakty na stopie koleżeńskiej. W końcu Bóg wie, ile musieliśmy ze sobą wytrzymać. Lekko puknąłem odsłonięte czoło młodszego brata.
- Sasuke, przepraszam, ale innym razem...
- Zawsze tak mówisz odkąd wujek Shisui nie żyje - młody nadął policzki. Uśmiechnąłem się ze smutkiem. Lekko potargałem czarne włosy.
- Wybacz, Sasuke, chcę być sam.
- Idziesz na jego grób prawda?
- Tak.
- Brakuje mi go.
- Mi też Sasuke - posłałem mu ostatni uśmiech po czym ruszyłem przed siebie. Każdej nocy miałem przed oczyma jak mnie całuje w ogrodzie. Nie wiem. jak mogłem być takim idiotą i go odrzucić. W końcu znalazłem się na cmentarzu. Mijam nagrobki. Te bogate i te biedne. Kieruję się w konkretną stronę. Na jeden konkretny grób. W końcu dotarłem. Rozpuściłem włosy. Pamiętam. jak mówił, że mi w nich do twarzy. Westchnąłem widząc czysty nagrobek, świeże kwiaty w wazonie. Położyłem bukiet kwiatów na pomnik i przymknąłem oczy. Zacząłem się cicho modlić, gdy znikąd pojawił się nieznajomy mi chłopak.
- Cześć. to ty jesteś Itachi Uchiha? - otwarłem powieki i spojrzałem się z zaciekawieniem na przybysza. Kiwnąłem twierdząco głową. Na moje potwierdzenie szarowłosy wyjął jakiś list z kieszeni i podał mi. Wziąłem od niego. Widząc znajomy charakter pisma moje serce drgnęło.
- Shisui kazał mi przekazać gdyby cokolwiek mu się stało. Rok po jego śmierci. On chyba wiedział co się stanie. A teraz wybacz... - po czym zniknął wśród krzewów. Chwilę jeszcze wpatrywałem się w miejsce. które chwile wcześniej zajmował nieznajomy. Następnie spojrzałem na list. Starannie odkleiłem kopertę i wyjąłem karteczkę. Odchyliłem ją i zacząłem czytać.

"Drogi Itachi,
Jeśli to czytasz to najprawdopodobniej nie żyję. Poprosiłem mojego przyjaciela jeszcze z czasów liceum, by ci to przekazał. Krótko po naszej rozmowie. Pewnie się obwiniasz o moją śmierć. Niepotrzebnie. Dobrze wiedziałem, że jesteśmy skazani na porażkę. Dwoje ludzi ze znakomitych rodzin nie może być razem. Zresztą, jak sam stwierdziłeś, nie jesteś mną zainteresowany. Może nawet i lepiej. Nie potrzebnie przysporzyłbym ci problemów. Zarzuciłeś mi podczas rozmowy pamiętnego wieczoru, że nie mamy przed sobą tajemnic. Okłamywałem Cię. Od dobrych pięciu lat się w tobie kochałem. Żyłem zakazaną miłością która nigdy nie powinna się zdarzyć. Dobrze wiesz, jacy nasi ojcowie są konsekwentni. Ale muszę to z siebie wyrzucić. Pamiętasz tamtą wycieczkę do lasu? Na polowanie z naszymi ojcami? To właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że czuję do ciebie coś więcej niż do brata, czy kuzyna. To jak wtedy zlitowałeś się nad lisem rozczuliło mnie. Darowałeś mu życie. Zbuntowałeś się ojcu. Urzekło mnie to. Mam nadzieję, że ten krótki list coś ci wyjaśni. Nie chcę byś żył w poczuciu winy. Marzę o tym, byś założył rodzinę i był szczęśliwy. Byś dbał o swojego brata tak, jak ja nie umiałem zadbać o ciebie. W końcu byłeś moim młodszym braciszkiem. A ja miałem obowiązek cię chronić. Zawiodłem na całej linii. Przepraszam. Ale wiedz, że tam na górze będę cię obserwował. Przynajmniej w jednej dziesiątej będę mógł jakoś naprawić winy. Jeśli przeczytasz ten list, proszę spal go. Nie chcę byś miał kłopoty lub by ktokolwiek to przeczytał.
Shisui."

Po moich policzkach popłynęły łzy. Zagryzłem dolną wargę. Zwinąłem papier w kulkę z zamiarem spalenia go. Nie mogłem tego zrobić. To była jedyna rzecz, która przypominała mi o jego miłości. Ten list wcale  nie wniósł odpowiedzi na moje pytania. Jedynie tylko powiększył ich ilość. Pomimo tego nie mogłem się nadziwić jak mój kuzyn mógł tak długo i dobrze skrywać swoje uczucia. Ruszyłem w stronę wyjścia. Cicho szepnąłem.
- Bardzo dobrze wywiązałeś się ze swojego zadania. Zawsze mnie chroniłeś. Nawet po swojej śmierci. Zawsze będę cie kochał, S.


Beta: Yuri S.

1 komentarz:

  1. cudne *^* czytam bloga od dawna ale dopiero teraz mam odwagę dodać komentarz, myślałaś może żeby napisać kiedyś Kakashi x Itachi ?

    OdpowiedzUsuń