Witajcie kochani. Jak tam u was? Ja dzisiaj jadę odpocząć tak jak wam wcześniej pisałam na moim fb. Trochę mi szkoda, że wasza aktywność w komentowaniu i udzielaniu tutaj zmalała :c Udanych wakacji, bo jeszcze miesiąc przed nami! :* Miłej lektury ;>
- Zgadza się, Uzumaki. Czemu spóźniacie się
pierwszy dzień szkoły? – jej powieki przymrużyły się, a wzrok był czujny.
Podrapałem się po karku, wymusiłem na
twarzy niewinny uśmiech.
- Czekaliśmy na kolegów. Tych nowych oczywiście.
Nie chcieliśmy, by sami włóczyli się po szkole pani psor.
- Dokładnie tak.
- Cicho, Inzuka. Ciebie o zdanie nie pytałam.
Tak było, chłopcy? – spojrzała na nowych w szkole. Ci niepewnie popatrzyli na
siebie i pokiwali głowami. Następnie przeniosła wzrok na naszą starą paczkę.
- Jesteście
za nich odpowiedzialni. Macie ich oprowadzić po szkole, zrozumiano? – uśmiechnęliśmy
się, ponieważ chyba nie zdawała sobie sprawy, że właśnie dała nam zielone światło.
Pokiwaliśmy głowami.
- Tak jest, pani dyrektor – odpowiedzieliśmy
zgodnie.
- A tak między nami. Jak matematyka, Naruto? Mam
nadzieję, że nie będziesz miał już kłopotów z profesorem Ebisu.
- Myślę, że może pani spać spokojnie. A wiadomo
coś na temat Sasuke? – spytałem niepewnie. Zagryzłem dolną wargę i zacząłem
wpatrywać się intensywnie w kobietę.
- Na razie na semestr zapisał się do innej szkoły.
Tam, gdzie wyjechał. Jeszcze coś chcecie wiedzieć?
- Nie.
- To do sal. Mam nadzieję, że nie zamierzacie
wagarować?
- Skądże znowu – mruknęliśmy i jak najszybciej
się dało ewakuowaliśmy się z pomieszczenia. Gdy znaleźliśmy się na holu wybuchnęliśmy
śmiechem. Spojrzałem porozumiewawczo na chłopaków.
- I już pierwsze koty za płoty.
- Nie takie przywitania w szkole mieliśmy, ale
trzeba przyznać, że Senju to twarda babka.
- Lepiej się pilnujcie. Raz nawet grzecznego młodszego
Uchihę za ucho z sali wyprowadziła – dopowiedział Shikamaru, na co ponownie się
zaśmialiśmy. Widząc pytające spojrzenie Sasoriego oraz Deidary westchnąłem, a
na moją twarz wpełznął delikatny uśmiech.
- No cóż. Nawet ktoś taki jak Sasuke ma coś za
uszami. Jak się nie mylę próbował ominąć jakiś punkt regulaminu. Swoją drogą,
na ten jest bardzo wrażliwa i trzeba go znać na pamięć. Dowiedziała się, i
Uchiha miał przypał – mruknąłem z rozbawieniem przypominając sobie scenę.
- Jak już robić przypał to raz na jakiś czas,
ale porządny – dopowiedział Kiba, za co byłem mu wdzięczny. Wolałem nie być
prowokatorem pomysłów, zwłaszcza, że byłem niejakim przedstawicielem naszej
grupy. Spytałem z przekąsem.
- A masz już jakiś plan, Inzuka?
- Nie po nazwisku, bo po pysku, Uzumaki – widząc
kpiący wyraz na jego twarzy prychnąłem pod nosem. Założyłem rękę na rękę i
rozejrzałem się po przyjaciołach.
- Czyżby małżeńska sprzeczka? – na twarzy
blondyna pojawił się kpiący uśmiech. Moja twarz przybrała czerwony odcień.
Przymrużyłem powieki.
- Z tym debilem nie wytrzymałbym, ani minuty dłużej
więc zamknij się Deidara i zajmij się swoim przyszłym z Sasorim – warknąłem.
Zacisnąłem dłonie w pięść i obserwowałem jak u niebieskookiego również pojawiają
się czerwone rumieńce. Poczułem satysfakcję, lecz nie trwała ona długo ponieważ
rzucił się na mnie z pięściami. Zdołałem uskoczyć, schowałem się za Choujego.
Wychyliłem się i pokazałem język, co jeszcze bardziej spowodowało wściekłość
blondyna.
- Policzymy się, Uzumaki. na próbie.
- Sam się policzysz. Ja jak wiesz pobierałem
korepetycje z matmy i umiem liczyć – żachnąłem się i ponownie schowałem się za
plecami przyjaciela. Reszta obserwowała z rozbawieniem nasze przedstawienie, a
raczej kłótnię. Niestety nie trwała ona długo, ponieważ korytarzem szedł mój
znienawidzony nauczyciel i nas wyhaczył.
- A wy co tutaj robicie? Nie macie lekcji? Marsz
do sal.
- Ale nie ma prawdziwych lekcji – jęknęliśmy
chórem. Mężczyzna obrzucił nas podejrzliwym spojrzeniem. Podrapał się po głowie,
a następnie przymrużył powieki.
- Czy my dzisiaj nie mamy lekcji? – wyjął z
kieszeni mały notesik, a następnie zaczął go przeglądać. Szczerze? Nawet
dzisiaj nie sprawdziłem jakie mamy lekcje, dlatego słysząc, że mamy z nim
lekcje moja rozpacz wzięła górę. Wykrzywiłem w grymasie usta.
- Ale panie profesorze. Taka ładna pogoda… -
próbował Kiba, lecz Ebisu tylko srogo na niego spojrzał i zaczął nas pchać w
stronę klas.
- Bez dyskusji. Jak zobaczę, że jakiegoś nie ma
u mnie na lekcji, to będzie miał karny sprawdzian z materiału, który
przerabialiśmy w zeszłym roku – na twarzy nauczyciela pojawił się szyderczy uśmiech.
Przełknąłem z trudem ślinę i spojrzałem na chłopaków. Widząc u nich tą samą minę,
co i ja miałem zapewne, zwiesiłem głowę ze zrezygnowaniem.
- Dobrze, już idziemy – odpowiedział za nas
Neji. Sprawdziliśmy na planie lekcji, co mamy teraz oraz gdzie dany przedmiot
się odbywa i powlekliśmy się do sali. Ciche mruknięcie z ust Sasoriego wytrąciło
mnie z rozmyślań.
- Ale brzytwa. Mam nadzieję, że ten koleś nie będzie
nas uczył. Właściwie od czego on jest?
- Matma – mruknął Akimini wkładając sobie do ust
chipsy. Ja nie wiem skąd on brał zapas jedzenia. Mimo, że non stop jadł był
bardzo silny i sprawny ruchowo. A co najważniejsze, a może najdziwniejsze miał
mięśnie i podobał się dziewczynom. Słysząc zawód z ich ust nie mogłem się nie
roześmiać. Poklepałem czerwonowłosego po plecach.
- Nie
martw się, dacie radę – mrugnąłem oczkiem. W odpowiedzi dostałem tylko prychnięcie.
Wzruszyłem ramionami. Na korytarzu pożegnaliśmy się. Oni poszli do swojej
klasy. Natomiast my do swojej na historię, która miała się ku końcowi.
( … )
Z zadowoleniem przeciągnąłem się. Schowałem książki
do plecaka. Odwróciłem się do psiarza.
- Kiedy jakaś impreza?
- Nie mów mi, że Itachi pozwolił Ci na nocne
jazdy.
- Nie musi wiedzieć – wzruszyłem ramionami.
Dobrze zdawałem sobie sprawę, że jeżeli to się wyda, będę miał przechlapane.
Oczy Kiby zabłysnęły, a uśmiech zrobił się złowrogi.
- Oh, czyżby ktoś zamierzał łamać zakazy?
- Przymknij się! – syknąłem nachylając się ku
niemu. Po chwili dodałem.
- To co?
-
Jest. Nawet chyba Madara będzie. Nie chcę cie martwić, ale został liderem. Spadłeś
w tabeli – prychnąłem pod nosem. Mogłem się tego spodziewać. Wstałem z krzesła,
zarzuciłem sobie plecak na ramię. Szedłem obok przyjaciela. Z zainteresowaniem
spytałem.
- Podrasował sobie ten złom?
- Złom? Teraz ma najnowszą furę. I nawet ty,
Uzumaki, nie możesz się z nim równać.
- Dlatego czas na zakupy – uśmiechnąłem się
przebiegle. Na jednym z moich licznych kont uzbierała mi się dosyć spora sumka,
dlatego zamierzałem zainwestować w coś sensownego. Kilka minut później dołączyła
do nas ekipa, dlatego zmieniliśmy temat.
- Jak było?
- Strasznie. Ta cała Anko to jakaś wariatka! –
wykrzyknął z przerażeniem Deidara, na co się roześmiałem. Zresztą nie byłem
jedyną osobą. Sasori skwitował słowa swojego przyjaciela tylko skinieniem głowy,
zbyt zajęty książką którą czytał.
- Szkoła jest strasznie upierdliwa. Pomyśleć, że
to pierwszy dzień, a już zadania domowe dają. Marnotrawstwo czasu.
- I tak tylko siedzisz na dworze i gapisz się w
chmury – mruknął z przekąsem Neji. Uśmiechnąłem się tylko, ponieważ nie miałem
zamiaru wdawać się w ich dyskusję. Reszta doszła do podobnego wniosku i zaczęła
się przysłuchiwać rozmowie.
- Lepsze to niż czytanie dzień w dzień jakiś
papierków z drobnym maczkiem.
- Nie moja wina, że ojciec ma dobrze prosperującą
firmę, a ja jestem jej dziedzicem. Przynajmniej coś robię. Nie tak jak ty,
Nara! – warknął z rozdrażnieniem Hyuuga. Wolałem go wtedy nie drażnić. Mimo, że
był spokojną osobą, lepiej z nim nie zaczynać, kiedy ktoś wyprowadzi go z
równowagi. Założyłem ręce za głowę i w milczeniu obserwowałem niebo.
- Wolę
grać w szachy. Równie ciekawe zajęcie jak twoje. Zresztą, ta wymiana zdań jest
równie upierdliwa jak szkoła – mruknął geniusz. Uniósł głowę do góry, tym samym
sygnalizując, że dla niego cała ta rozmowa jest zakończona. Kiba zaciekawiony
najwidoczniej dalszym ciągiem szturchnął Shikamaru w bok.
- Tak szybko kapitulujesz? – na jego twarz wkradł
się ironiczny uśmiech. Ramiona wspomnianego chłopaka uniosły się do góry, by po
chwili opaść.
- Tylko głupcy dyskutują na temat, który nie ma
sensu – mimo, że jego głos był poważny na twarz wkradł się uśmiech. Hyuuga urażony
tym stwierdzeniem ostentacyjnie odwrócił głowę w bok i udawał, że studiuje
kostkę brukową.
- Może poróbmy jakieś mini bomby? Spojrzałem z
rozbawieniem na Deidarę. Zastanawiałem się, czy w głowie mu tylko pirotechnika.
Hyuuga oraz Shikamaru spojrzeli na niego z zainteresowaniem. W końcu tylko oni
w naszej grupie mieli pasek. No i mieli poukładane w głowie. Musiałem jednak
przyznać, że zainteresowało mnie to. Moglibyśmy na przykład zrobić jakieś bomby
dymne, albo coś. Od razu na mojej twarzy pojawił się banan. Zatarłem ręce.
- To gdzie i kiedy? – zawołałem uradowany na co
reszta mi zawtórowała. Blondyn, zadowolony, że znalazł się w centrum uwagi,
szeroko się uśmiechnął. Szybko jednak spełzł mu z twarzy pod wpływem wzroku
Akasuny.
- No co? – burknął, mierząc się spojrzeniem z
zielonookim.
- Żadnych bomb pod moim dachem Deidara –
odpowiedział spokojnie. Zdążyłem się przyzwyczaić, że spokój u niego oznaczał
ciszę przed burzą. Niebieskooki nic sobie z tego nie robiąc wzruszył ramionami
i odmruknął.
- To też mój dom. Zresztą… pirotechnika nie jest
niebezpieczna.
- Nie jest? Mam ci przypomnieć, że o mało chaty
w powietrze nie wywaliłeś? – czerwone brwi zmarszczyły się, a spokojna twarz
powoli stawała się coraz bardziej poirytowana. Umilkłem, nie chcąc ładować się
w kolejną aferę. Chłopacy chyba również wyczuli temat, ponieważ milczeli, co
nie przeszkadzało im z zainteresowaniem się przysłuchiwać jak kochankowie się kłócą.
Znawca od pirotechniki najwidoczniej to zaważył, ponieważ burknął.
- Zdrajcy – pokazał język, a następnie zwrócił
się do swojego rozmówcy.
- To była tylko mała, niegroźna bomba. Zresztą
to była osłona dymna. Nie musisz tak panikować, Sasori – dolna warga chłopaka
wysunęła się. Wspomniany chłopak tylko ostentacyjnie uniósł brwi. Nie odezwał
się, co oznaczało, że daje nam zielone światło, lecz jak coś pójdzie z dymem to
mamy przesrane. Albo jeszcze gorzej. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym,
ponieważ mój przyjaciel był zawodnikiem. Zawodowym. Tylko nie pamiętałem jakiej
dyscypliny. Przeczesałem palcami włosy.
- Lepiej było ci w czarnych, Naruto – mruknął
Akimini pomiędzy kęsami kanapki. Uniosłem brew i poparzyłem na niego z
niezrozumieniem.
- Włosach – dopowiedział.
- Aaaaaa – pokiwałem głową na znak, iż rozumiem.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Spojrzałem na nich z poirytowaniem.
- Baka! – warknąłem i wbiłem mordercze
spojrzenie w Tobiego, który pokazywał głupie miny. Następnie wzrok przeniosłem
na Hidana.
- Czemu się nie odzywasz?
- Myślę, gdzie iść do pracy, by zarobić.
- A ty tylko o kasie. Weź się umów z jakąś
dziewczyną.
- Dziewczyny to tylko wydatki, szkoda pieniędzy
– mruknął z zamyśleniem i popatrzył gdzieś ponad nas. On to się chyba nigdy nie
zmieni. Jeśli chodziło o takie zielone bankoty, to lepiej było się z nim nie
wdawać w jakąkolwiek dyskusje. Człowiek i tak z nim nie wygra. Może właśnie
dlatego to on rozporządzał naszym budżetem. Za kilka dni mamy prawdziwy
koncert, a Hidan wszystko organizował. Trzeba przyznać, że zgrabnie mu to
wychodziło.
- Dobra, to gdzie idziemy? – wrzask Inzuki od
razu spowodował, iż wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Najwidoczniej był
zadowolony z takiej rekcji. Odchrząknął.
- Pizza?
- Jedna tylko dla mnie?
- Tak, Choji – odpowiedział Shikamaru, nim
którykolwiek z nas zdążył odpowiedzieć. Akimini najwidoczniej zadowolony z
odpowiedzi pomasował się po brzuchu i zaczął coś do siebie mówić. Natomiast my
już niekoniecznie byliśmy tak zadowoleni. Shikamaru pod wpływem naszych spojrzeń
wzruszył ramionami.
- No co?
- Nic – mruknęliśmy, ponieważ doszliśmy do
restauracji. Weszliśmy, pomimo protestów Hidana. Wiedziałem, że nie uśmiecha mu
się wydawanie pieniędzy. Zwłaszcza, że miał na ich punkcie fioła. W końcu
trzeba świętować. Utratę wolności oczywiście. Czując wibracje telefonu przystanąłem.
Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni ciemnych jeansów. Widząc znane mi imię uśmiechnąłem
się do siebie, lecz również poczułem poczucie winy. Obiecałem mu przecież, że zadzwonię.
Odebrałem telefon i przyłożyłem go do ucha.
- Cześć, kochanie.
- Cześć, skarbie. Macie jeszcze lekcje?
- Nie, przepraszam, ale zapomniałem zadzwonić –
odpowiedziałem z poczuciem winy.
- Nic nie szkodzi. Gdzie jesteś to podjadę?
- W tej pizzerii na rogu. Niedaleko szkoły.
- Dobrze. Zaraz będę. Kocham cię, Naruto.
- Ja ciebie również Itachi – uśmiechnąłem się do
siebie. Usłyszałem tylko piknięcie oznajmujące koniec rozmowy. Schowałem aparat
do kieszeni, po czym dołączyłem do chłopaków. Zająłem wolne miejsce.
- Itachi zaraz będzie.
- O łasica. Potrzebujesz, Naruś, niańki?
- Zazdrościsz, Tobie? – odpowiedziałem z przekorą.
Widząc, że i on również się ze mną przekomarza uśmiechnąłem się. Uwielbiałem
to.
- Mając taką seksowną panienkę jak ty… Owszem.
- Dlaczego panienkę? – uniosłem brew znając
rozmowę.
- Bo masz taki wygląd – uśmiechnął się. I nie
tylko on.
- Zdrajcy.. – burknąłem. Poczuwszy czyjąś dłoń
na ramieniu, odwróciłem głowę w bok. Widząc ukochaną twarz, uśmiechnąłem się.
Czarnowłosy pocałował mnie w czoło, co przyprawiło moje serce o dodatkowe
motylki w brzuchu. Wstałem, a on zajął moje miejsce. Usiadłem mu na kolanach, a
on objął mnie w pasie.
- Cześć, łasica! – równocześnie przywitała się
nasza ekipa muzyczna, na co tylko ten się uśmiechnął. Odwrócił się w stronę
moich starych znajomych.
- Cześć, Itachi jestem. Naruto był grzeczny na
wszystkich lekcjach? – słysząc jego pytanie momentalnie się zaczerwieniłem.
Przymrużyłem powieki i spojrzałem na swojego partnera z mordem w oczach.
- Był był. Nawet przed lekcjami przywitał się z
psorem Ebisu – zarechotał Kiba. Zgromiłem i jego wzrokiem, następnie z powrotem
przeniosłem spojrzenie na chłopaka. Mruknąłem.
- Za nianię mi robisz?
- Muszę dbać o twoją edukację, Naruto. Nie chcę
by twoja mama sprała mnie na kwaśne jabłko.
- Od kiedy tak się boisz mojej matki? – odparłem
z przekąsem. Widząc na jego twarzy uśmiech wiedziałem, że nie wróży to nic
dobrego.
- Wiesz surfowałem po forach… Wiesz, że twoja
mama była nazywana Krwawa Habanero?
- Krwawa Habanero?! – wykrzyknęliśmy. Słyszeliśmy
pogłoski krążące po naszej szkole, ale, że to miała być moja mama? Po moim
ciele od razu przeszły dreszcze. Przełknąłem gule znajdującą się w moim gardle.
Itachi widząc naszą reakcje uśmiechnął się chytrze.
- Tak, to twoja mama, kochanie. Gdybyś się
zainteresował, to byś wiedział. Więc powinniście wiedzieć, że pobiła prawie całą
płeć męską w tamtych latach – spojrzeliśmy na siebie z przestrachem. Zacząłem
się zastanawiać jak ktoś tak spokojny jak mój ojciec mógł się ożenić z taką
wariatką jak ona.
- O kurde, Naruto. mamy przejebane – mruknął pod
nosem Inzuka. Trzeba było powiedzieć, że był on jedyną osobą która nie była
dzisiaj taka cicha. Odmruknąłem.
- Żeby tylko – zwiesiłem głowę w dół, za co w
nagrodę dostałem buziaka w usta. Z zainteresowaniem spytałem.
- Jaką pizzę zamówiliście?
- Pizzę? Zamówili z 6 pizz – odpowiedział bez
zainteresowania Neji zajęty obserwowaniem jakichś dziewczyn przy barze. Nara
również dostrzegając to szturchnął go w ramie.
- Nie napalaj się tak na nie. Na białookich
dziewczyny nie lecą – widząc jego spojrzenie wzruszył ramionami. Po chwili
zastanowienia dodał.
- Udowodnione przez tych doktorków.
- Niby jak? Tylko nasza rodzina ma takie oczy –
odwarknął Hyuuga. Zacząłem się zastanawiać, kiedy ta dwójka się ze sobą
zejdzie.
Beta: Yuri S.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Krwawa Hebanero to aż dziw bierze że Naruto nie wie że to jego matka, Shikmaru i Neji razem ooo ciekawe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia