Pierwszy dzień w podstawówce. Nie rozumiałem, dlaczego rodzice każą mi tam
iść. To było bez sensu. Rozumiałem i umiałem więcej niż moi rówieśnicy. Mogłem
nawet określić siebie njako ponadprzeciętnego. Prychnąłem pod nosem i
spojrzałem na swoją rodzicielkę. Jej długie czarne włosy powiewały na wietrze.
Kosmyki jej włosów lekko łaskotały mnie w policzek. Lubiłem te momenty,
gdy znajdowała dla mnie czas. Nawet ten znosiłem jakoś. Mimo, iż wcale,
a wcale mi się to nie podobało. Popatrzyłem na jej wystające kości policzkowe
które tylko dodawały jej pociągłej, trójkątnej twarzy uroku. Była ładna, nawet
piękna. Nie rozumiałem ojca, który nie doceniał urody matki. Ani rodzicielki,
która nadał była z tym alkoholikiem. Nie zasługiwał na nią. Nawet ja o tym
wiedziałem, pomimo takiego wieku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na jej
bladej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Odwzajemniłem go. Przystanęła, po
czym kucnęła przede mną. Położyła dłoń na moim ramieniu. Od razu poczułem się
lepiej oraz pewniejszy siebie. Gdzieś uleciały moje wątpliwości.
- Denerwujesz się, Orochimaru?
- Aż tak to po mnie widać? – spytałem, a mój
głos minimalnie zadrżał. Tyle wystarczyło, by moja czujna mama to wychwyciła.
Pogładziła kciukiem mój policzek.
- Jesteś moim synem, a zadaniem matki jest
wiedza o swoim dziecku – kąciki ust kobiety uniosły się ku górze. Najwidoczniej
próbowała ukryć rozbawienie faktem, że pierworodny może czegoś się obawiać.
Położyła dłoń na czarnych włosach syna.
- A zadaniem syna?
- Kochanie matki i ojca jakikolwiek by był. –
moje źrenice momentalnie się rozszerzyły. Jak miałem kochać kogoś takiego jak
ojciec? Nie rozumiałem tego i nawet nie próbowałem. Dla mnie już zawsze będzie
nikim. A mamę kochałem jak nikogo innego na świecie.
- Dobrze, mamo – pochyliłem głowę do przodu i
wbiłem spojrzenie w chodnik. Młoda kobieta, widząc postawę syna, cicho
westchnęła pod nosem. Uniosła trzema palcami brodę swojego jedynaka, popatrzyła
mu w oczy.
- Przepraszam cię za sytuacje w domu. Postaram
się, żeby było lepiej. Dobrze? – uśmiechnęła się, przez co odwzajemniłem gest.
Chwilę później poczułem jej ciepłe i miękkie wargi na swoim czole.
- Mamo chodź, bo spóźnimy się na moje
rozpoczęcie! – zawołałem ponieważ nie chciałem pokazać jak silne ta namiastka
czułości spowodowała u mnie emocje. Kobieta zaśmiała się, podniosła i ponownie
chwyciła moją dłoń. Kilka minut później znalazłem się przed zielonym budynkiem,
który był dość duży. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał tak źle. Jeśli można tak
określić taką instytucje jak szkoła. Zacisnąłem dłoń w piąstkę, a następnie
powoli zacząłem prostować palce. Moją uwagę przykuł pewien chłopak. Na oko
niewiele starszy, a może nawet wiekiem podobnym do mnie. Miał krótkie włosy
związane w kucyk. Jego duże oliwkowe oczy przewiercały mnie na wskroś.
Przynajmniej takie miałem wrażenie. Uśmiechnąłem się do siebie. Miałem
nadzieję, że ten nieznajomy będzie chodził ze mną do klasy. Poczułem
szarpnięcie. Musiałem chyba się zatrzymać, ponieważ ujrzałem jak dwie czarne
tęczówki wpatrują się we mnie intensywnie. Posłałem mu niewinny uśmiech.
- A jeszcze chwilę temu marudziłeś, że się
spóźnimy.
- Po prostu zastanawiam z kim będę w klasie –
burknąłem i nadąłem usta. Znowu ten śmiech. Spojrzałem na nią spod byka, lecz
zamiast mnie skarcić, zmierzwiła moje włosy.
- Oj, kochanie, kochanie. Chodź już. Może
poznamy jeszcze przed rozpoczęcie twoich przyszłych kolegów i koleżanki –
uśmiechnęła się tajemniczo. Wzdrygnąłem się na samą myśl, że będę musiał
przebywać z dużą ilością dzieciaków. W dodatku z takimi, które nic nie umieją.
Posłusznie ruszyłem za matką, nie puszczając jej delikatnej dłoni. Dziwiłem
się, że jest tak miękka w dotyku, chociaż nie raz pracowała do późna, by
zapewnić nam byt. Postanowiłem, że jak będę dostatecznie dorosły, to ja
utrzymam naszą dwójkę i nie pozwolę jej pracować. Podeszliśmy do wspomnianego
wcześniej chłopaka. Z bliska wyglądał bardziej sympatycznie. Jego oczy czujnie
lustrowały moją sylwetkę. I vice versa. Nieśmiało się uśmiechnąłem.
- Cześć, jestem Orochimaru.
- Cześć, a ja Uchiha Itachi. Nie seplenisz – po
tonie jego głosu można było usłyszeć zaskoczenie. Sam również odczuwałem
podobny stan. Nie myślałem, że spotkam w pierwszej klasie podstawówki kogoś
tak.. hmmm... inteligentnego? Jak ja.
- Ty również – wydukałem. Po chwili cicho się
zaśmiałem. Sytuacja wydała mi się absurdalna. Również nowo poznany zaśmiał się.
- Czyli nie będzie tak nudno, jak myślałem –
posłał mi uśmiech, który od razu przypadł mi do gustu. Postanowiłem, że za
wszelką cenę zajmę miejsce u boku Uchihy.
- Dokładnie.
- Widzę, że nasi chłopcy się dogadują. To
dobrze. A co najważniejsze obaj umieją więcej niż przeciętny dzieciak w
pierwszej klasie.
- O tak. Cieszę się, że mój syn będzie miał
kolegę.
- Nazywam się Fugaku Uchiha, a to moja żona
Mikoto.
- Bardzo mi miło. Ja nazywam się Ari Umros. A to
mój syn Orochimaru. Niedawno się przeprowadziliśmy, dlatego jeszcze nikogo nie
znamy.
- W takim razie zapraszamy panią i syna na
kolację. Co pani na to?
- Z przyjemnością – na twarzy kobiety pojawił
się uśmiech. Kiwnęła twierdząco głową, po czym zerknęła na syna, który zajął
się rozmową z rówieśnikiem. Cieszyła się, że pierworodnemu udało się nawiązać
kontakt. W końcu cała piątka ruszyła na salę, gdzie miał odbyć się apel.
Z Itachim rozmawiało mi się bardzo dobrze. Nawet
nie zauważyłem kiedy minęła cała ta śmieszna ceremonia i znaleźliśmy się w
sali. Od razu zająłem miejsce obok nowego przyjaciela. Po zakończonych
zajęciach, o ile można było tak nazwać to, co się działo, odetchnąłem.
Zerknąłem na czarnowłosego. Wiedziałem, że mama czeka, a chciałem się pożegnać.
- To do zobaczenia wieczorem.
- Do wieczora. Shisui będzie. Nie mógł dzisiaj
przyjść na rozpoczęcie roku, ale jutro już będzie.
- Będzie z nami do klasy chodził?
- Nie głuptasie – cicho się zaśmiał. Poczułem, jak
ból w okolicy klatki piersiowej odchodzi ustępując uldze. Posłałem koledze
uśmiech.
- Jest od nas starszy o rok, ale kochany z niego
przyjaciel.
- Już zawsze będziemy siedzieć razem w ławce?
- Przyjaciele na zawsze?
- Może nasze „zawsze” będzie naszym „zgoda”? –
spojrzałem na niego z zainteresowaniem. Ten tylko kiwnął głową, a na twarzy
pojawił mu się uśmiech. Szeroko się uśmiechnąłem, ukazując światu swoje
uzębienie.
- Zgoda?
- Zgoda – usatysfakcjonowany tym uścisnąłem dłoń
przyjaciela i pobiegłem do matki. Od tego momentu staliśmy się najlepszymi
przyjaciółmi, aż do teraz. A raczej dzisiaj jesteśmy najlepszymi partnerami.
Beta: Yuri S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz