Uśmiechnąłem się do siebie. Położyłem kartkę na
stole w kuchni. Wziąłem walizkę z płaszczem, wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem
drzwi na klucz. Wrzuciłem klucze do kieszeni spodni, następnie przywołałem środek transportu i
wsiadłem do auta, pozwalając kierowcy na spakowanie mojego dobytku. Ostatni
jeszcze raz popatrzyłem na miejsce, w którym mieszkałem. Przymknąłem powieki. W
końcu ruszyliśmy. Niedługo potem znalazłem się na lotnisku. Zapłaciłem, wziąłem
swoje rzeczy. Zakupiłem bilet, przeszedłem odprawę, oddałem walizki i niedługo
potem siedziałem już w samolocie. W pierwszej klasie. Dziękowałem sobie za
zapobiegliwość. Za to, że wcześniej wziąłem od partnera adres do mieszkania. Co
prawda, jeszcze nigdy go nie odwiedziłem, ale zdawałem się na taksówkarzy z
tamtego miejsca. Zresztą byłem ciekaw jak zareaguje. Uśmiechnąłem się pod
nosem. Muszę zapomnieć o Yahim, a on o mnie. To nie było możliwe. Nie chciałem
zdradzać męża, nie chciałem go zostawiać. Zresztą już go zdradziłem, jeśli
miałem być sam przed sobą szczery. Jak wrócę do swojego miasta, będę musiał się
wyprowadzić. Nie mogę mieszkać z dzieciakiem pod jednym dachem. A co do pracy,
to sam nie wiem. Westchnąłem. To wszystko jest takie trudne i zawiłe. „Kto powiedział, że miłość jest łatwa?”
cienki głosik w mojej głowie się odezwał. Warknąłem zirytowany. Jak ja
nienawidziłem, kiedy się odzywał w takich chwilach.
( … )
W końcu na miejscu. Uśmiechnąłem się sam do
siebie. Kilka godzin lotu było dość męczące. Wstałem z zajmowanego przez siebie
miejsca. Rozprostowałem kości. Wyszedłem jako ostatni z samolotu. Wolnym
krokiem skierowałem się na odprawę celną. Gdy tak się stało, odebrałem swoją
walizkę, którą zacząłem za sobą ciągnąć. Z zaciekawieniem rozglądałem się po
nowym miejscu. Musiałem przyznać, że hala przylotów i odlotów byłaby całkiem
ładna, gdyby nie te tandetne ozdoby. Zagryzłem nerwowo dolną wargę. Nie
wiedziałem co będzie, gdy się okaże, że Amaru aktualnie nie ma w mieście.
Pokręciłem głową z zamiarem odgonienia nieprzyjemnych myśli. W końcu mi się to
udało. Przywołałem znudzony wyraz twarzy. Wyszedłem przed budynek. Odetchnąłem,
zimnym, rześkim powietrzem. Przymknąłem na moment powieki rozkoszując się
chwilą. Czułem się szczęśliwy. Byłem zadowolony z decyzji jaką powziąłem.
Otwarłem oczy i rozejrzałem się za jakimś środkiem komunikacji. Widząc tak
dobrze znany mi pojazd mruknąłem z zadowoleniem pod nosem. Zagadałem do
kierowcy, a gdy ten zgodził się mnie zawieźć pod wskazany adres, uśmiechnąłem
się ponownie w ciągu tak krótkiego czasu. Spakowałem bagaż do bagażnika, a sam
wsiadłem na tylne siedzenie. Zapiąłem pasy. Z zaciekawieniem w czasie drogi
podziwiałem panoramę miasta. Było tutaj ślicznie. Krajobraz bardzo mi się
podobał. Miałem nadzieję pozostać tutaj na dłużej i pozwiedzać miasto. Po niecałych
40 minutach dotarłem do celu. Byłem zaskoczony, że mój mąż mieszka tak daleko
od centrum miasta. Podrapałem się po głowie. Odgarnąłem kucyk, który zwisał na
moim lewym ramieniu na plecy. Zapłaciłem mężczyźnie, wysiadłem oraz zabrałem
swoje rzeczy. Przez chwilę jeszcze wpatrywałem się w żółty pojazd, który coraz
bardziej się oddalał. W końcu zniknął mi z oczu. Z zamyśleniem zacząłem się
wpatrywać w ulicę, na której się znalazłem. Przede mną, jak i po obu stronach
znajdowały się rzędy bogatych mieszkań. Zdziwiło mnie to. Amaru nie wspominał,
że mieszka w dzielnicy bogaczy. Odetchnąłem kilkukrotnie, chcąc nabrać dystansu
do sprawy. W końcu dziarskim krokiem ruszyłem w poszukiwaniu konkretnego
mieszkania. W końcu je znalazłem. Znajdowało się pośrodku innych mieszkań.
Zmarszczyłem lekko nos. Chwilę stałem przed furtką wahając się, czy wejść.
Kilka sekund namysłu pozwoliło mi na zdecydowany krok. Wszedłem na posesję,
która była bardzo zadbana. Zastanawiałem się, czy mój mąż zatrudnił ogrodnika.
Z doświadczenia wiedziałem ile czasu trzeba poświęcić na pielęgnowanie
trawnika, tych wszystkich krzewów oraz kwiatów. Uśmiechnąłem się pod nosem,
widząc swoje ulubione kwiaty. Szedłem nieśpiesznym krokiem żwirową alejką.
Stwierdziłem, że mógłbym nawet tutaj zamieszkać. Było przytulnie i ładnie.
Dotarłszy do drzwi poprawiłem swój kocyk. Już chciałem zadzwonić do drzwi lecz
moja dłoń mimowolnie skierowała się do klamki. Lekko na nią nacisnąłem, przez
co drzwi się otwarły ukazując bogate wnętrze mieszkania. Postanowiłem, że cicho
zakradnę się do mieszkania i zrobię mu niespodziankę. W końcu, skoro drzwi nie
są zamknięte, to chyba jest w domu, nie? Zamknąłem za sobą mosiężne drzwi.
Postawiłem czarną walizkę w kąt, a następnie sam udałem się na zwiedzanie domu.
Moje oczy z każdą chwilą wyglądały jak spodki. Mieszkanie było ogromne i
stylowo urządzone. Teraz nie dziwiłem się Amaru, że nie chce wracać. Obszedłszy
parter i nie znalazłszy osoby, której szukałem, wspiąłem się po schodach na
pierwsze piętro. W dalszym ciągu podziwiałem wystrój jaki panował w mieszkaniu.
Przez chwilę było mi głupio, ponieważ mój domek w porównaniu do tego był klitą.
Westchnąłem pod nosem. Byłem też nieco zły, ponieważ mój mężczyzna nawet słowem
się nie zająknął o tym w jakich luksusach żyję. Moje nogi poniosły mnie na
koniec korytarza. Tam, jak mniemałem znajdowała się sypialnia. Moje
przypuszczenia okazały się trafne, ponieważ usłyszałem stamtąd jakieś głosy.
Zmarszczyłem nos. Nie spodziewałem się, że może kogoś przyjmować. Tym bardziej
w sypialni. Niepewnie przestanąłem z nogi na nogę. Bałem się tego, co tam
zastanę. Nacisnąłem dłonią klamkę, która pod naporem mojej siły ustąpiła.
Otwarłem drzwi na oścież. A to co ujrzałem zamurowało mnie. Mój chłopak, a
raczej mąż pieprzył się z jakimś innym fagasem. Poczułem jak w moim ciele
wzbiera się wściekłość. Obaj mężczyźni przerwali. Widząc mnie, natychmiast się
od siebie oderwali. Spojrzałem z rozgoryczeniem na osobę, którą kochałem.
Nigdy, ale to nigdy nie spodziewałem się, że mnie zdradzi. Przecież sam opowiadał
mi kiedyś jak się czuł jak zdradził go kiedyś inny facet. A on właśnie robi to
samo. W dodatku mi. Swojemu mężowi. Opuściłem ręce wzdłuż ciała. Zacisnąłem
dłonie w pięści powstrzymując płacz. Jego głos wyrwał mnie z odrętwienia.
- Niko…? Co ty tutaj robisz?
- Co ja tutaj robię?! – wrzasnąłem, zupełnie nad
sobą nie panując. Obserwowałem jak jego kochanek pośpiesznie się ubiera.
Najwidoczniej nie chciał brać udziału w naszej awanturze. Gdy tylko zniknął z
pokoju, wznowiłem swój wywód.
- Zapraszałeś mnie! Przyjechałem do ciebie! A co
zastaję?! Jak mój mąż pieprzy się z jakimś innym! Kocham cię, ty cholerny
idioto! – krzyczałem. Czułem, jak po
moich policzkach spływają łzy. Czułem, jak moje serce coraz bardziej
mnie boli. Jak kruszy się z każdą sekundą. Czy byłem aż taki zły w poprzednim
wcieleniu, że musiałem być świadkiem jak osoba, którą kocham, mnie zdradza? Czy
to musi tak boleć? Widząc, jak się zbliża w moim kierunku, zacząłem się cofać.
Nie chciałem, by mnie dotykał, zbliżał się. Miałem go w tej chwili serdecznie
dosyć. Chciałem uciec, lecz on złapał mnie za rękę. Patrzyłem na jego twarz.
Wyrażała skruchę i żałość. W tej chwili miałem to gdzieś. Nie chciałem już
tutaj być. Ani sekundy więcej. Wyrwałem dłoń z jego uścisku.
- Przepraszam, Niko… nie chciałem tego… po
prostu stało się…
- Stało się?! – podniosłem głos i spojrzałem na
niego z lodowatym wyrazem w oczach. Starałem się opanować. Na ogół byłem raczej
spokojnym mężczyzną. Dzisiaj czara goryczy się przelała. Odetchnąłem
kilkukrotnie. Tym razem spytałem ze spokojem wpatrując się uważnie w jego oczy.
- Długo to trwa?
- Kilka miesięcy… - schylił głowę. Kiwnąłem
głową na znak, że rozumiem. Po chwili zadałem kolejne pytanie.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? – uniósł
głowę i wbił we mnie spojrzenie. Widząc jak skubie nerwowo dolną wargę miałem
ochotę wziąć go w ramiona i zacząć całować. Jednak nie zrobiłem tego.
- Nie wiem, czy w ogóle, by to się wydarzyło. To
nic nie znaczyło, kocham tylko ciebie, Niko.
- Kochasz tylko mnie, tak? To co do cholery
robił ten mężczyzna w twoim łóżku?! – powiedziałem głośniej niż zamierzałem.
Odliczyłem w myślach do dziesięciu. I tak oto właśnie kończył się w moim życiu
pewien etap. Ciche jąkanie z ust mojego męża tylko mnie zirytowało. Spojrzałem
na niego ze wstrętem w oczach.
- J-ja nie chc-ciaałem.. stało się, Niko.
Brakowało mi czu-ułości i blis-skości drugiego człowieka…
- Czyli to moja wina? – warknąłem już naprawdę
wściekły. Czułem, że jak dłużej tutaj zostanę, to wybuchnę.
- Nie – odpowiedział. Spróbował ponownie chwycić
moją dłoń, lecz nie pozwoliłem mu na to. Odsunąłem się. Cicho zacząłem mówić.
- Nie chcę cię znać po tym, co zrobiłeś. Mój
prawnik skontaktuje się z tobą. Spodziewaj się za kilka dni papierów
rozwodowych – popatrzyłem na niego, następnie odwróciłem się do niego tyłem.
Czułem jak powieki mnie szczypią. Dopiero teraz spostrzegłem, że moje dłonie
były zaciśnięte w pięści. Rozluźniłem je, powoli rozprostowując po kolei palce.
Zbiegłem po schodach na dół, a następnie z korytarza wziąłem swój bagaż.
Wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami. Nie oglądałem się za siebie. Nie
chciałem ulec. Nie chciałem tam wracać. Nadal kochałem tego pacana. Wiedziałem,
że jakbym się obejrzał, zobaczył go, wróciłbym. Musiałem być twardy. Obiecałem
sobie, że nie będę żył z osobą, która mnie zdradziła. Mimo ciepłych uczuć do
Amaru, czułem wstręt. Pozwalałem łzą lecieć. Czułem się nieco lepiej.
Znalazłszy się na ulicy rozejrzałem się bezradnie. Nie wiedziałem, co ze sobą
począć. Zagryzłem dolną wargę, by całkowicie nie wybuchnąć płaczem. Z tego
wszystkiego nawet nie zapisałem numeru do taksówki. Zresztą nie wiedziałem, że
sytuacja przybierze taki obrót. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Wszedłem w
kontakty. Zjechałem w dół, a moim oczom ukazał się kontakt Yahi Karuli. Miałem ochotę do niego zadzwonić, wypłakać się. W
końcu wyszedłem z kontaktów. Nie mogłem. Zrezygnowany zacząłem iść w stronę z
której przyjechałem. Czułem w kościach, że wędrówka będzie długa i męcząca. Nie
myliłem się. Po godzinie nawet nie byłem bliżej centrum. Westchnąłem.
Rozejrzałem się po otoczeniu. Widząc jakąś parę trzymającą się za ręce poczułem
ból w sercu. Przełknąłem ślinę i niepewnie podszedłem do nich. Niepewnie
spytałem.
- Przepraszam. Mógłbym poprosić numer telefonu
na taxi? Albo chociażby, gdzie mógłbym znaleźć postój? – chłopak z dziewczyną
dostrzegając mój stan, pomogli mi. Zadzwonili i zaopiekowali się mną dopóki nie
przyjechało auto. Szczerze im podziękowałem. Pożegnałem się. Wpakowałem się do
samochodu. Byłem wdzięczny przechodniom. Nie spodziewałem się, że ludzie
potrafią być tak mili.
- Wie pan może, gdzie są jakieś niedrogie
mieszkania na wynajem? Szukam domu na jakiś czas.
- Oczywiście. Zawieźć pana?
- Poproszę – patrzyłem, jak obserwuje mnie z
lusterka. Uśmiechnąłem się niemrawo. Zacząłem się bawić swoimi czarnymi jak
smoła włosami. Nie wiedziałem, co ze sobą począć. Dzisiaj moje serce zostało
złamane. Rozsypane na tysiąc kawałków. Odchyliłem głowę. Przymknąłem powieki.
Starałem się powstrzymać nową falę łez. Przez głowę zaczęły mi przebiegać wszystkie
obrazy, gdy byliśmy szczęśliwi. Nie powinienem się zgadzać na jego wyjazd. Obaj
zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka, jakie wiąże się z takim wyjazdem.
Zignorowaliśmy je. A teraz doigrałem się. Uderzyłem zaciśniętą dłonią w udo.
Jęknąłem. Zabolało. I miało boleć. Przynajmniej przez moment nie miałem przed
oczyma jego obrazu. Jego i tamtego chłopaka. Z rozmyślań wyrwał mnie głos
kierowcy.
- Jesteśmy na miejscu. Należy się 15$ –
zapłaciłem i bez słowa wyszedłem z środka transportu. Rozejrzałem się. Było tutaj
dość przytulnie. Spróbowałem się uśmiechnąć, lecz nie wyszło. Westchnąłem i ze
zrezygnowaniem zacząłem się kierować w miejsce, gdzie widziałem wywieszkę z
napisem „wynajmę”. Zadzwoniłem pod podany numer. Umówiłem się z właścicielem.
Bez jakiegokolwiek sensu usiadłem na walizce. Nie wiedziałem co ze sobą począć.
Nie mogłem teraz wracać do swojego miasta. Nie teraz. Musiałem wszystko na
spokojnie przemyśleć. A co najważniejsze wyrównać sprawy. Tutaj. I to jak
najszybciej. Czułem, że ta sytuacja za dobrze na mnie nie wpłynie. Nie chciałem
mieć depresji. Chciałem mieć kogoś przy sobie, kto by był. Po prostu.
Przytulił, zrozumiał i pocieszył. Niestety w tym mieście byłem całkiem sam.
Zdany sam na siebie. Ponownie tego dnia wyciągnąłem telefon i wybrałem numer
kontaktu Yahiego. Chciałem zadzwonić. Usłyszeć jego głos. Chociaż po tym jak go
potraktowałem nie miałem co liczyć. Zrezygnowany schowałem z powrotem komórkę
do kieszeni. Po niecałych trzydziestu minutach oczekiwania ujrzałem mężczyznę.
Po rysopisie domyśliłem się, że to właściciel mieszkania. Niepewnie wstałem i
zacząłem ciągnąć za sobą walizkę. Potkawszy się z nim twarzą w twarz
uśmiechnąłem się sztucznie. Cicho powiedziałem.
- Dzień dobry. Nazywam się Niko Dolores.
- Witam. Cozi Martes. Miło mi. To pan chciał
wynająć moje mieszkanie? – na twarzy starszego mężczyzny pojawił się szeroki
uśmiech. Niepewnie pokiwałem głową. Ten tylko cicho się zaśmiał i zaczął
prowadzić w stronę budynku. Chwilę później znaleźliśmy się w środku.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Może nie było zbyt duże, ale przytulnie
urządzone. Posłałem właścicielowi nieśmiały uśmiech.
- Ładnie tutaj – mój głos nadal był cichy.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym spytał.
- Na ile Niko chcesz wynająć mieszkanie?
- Przynajmniej na miesiąc – odpowiedziałem na co
pokiwał ze zrozumieniem głową. Ku mojemu zaskoczeniu wyciągnął klucze z
kieszeni i rzucił w moim kierunku. Złapałem.
- Zgoda. W razie czego przedłużymy umowę –
uśmiechnął się. Szybko uwinęliśmy się z formalnościami. Później zostałem sam.
Walnąłem się na łóżko. Wyciągnąłem z walizki słuchawki. Podłączyłem je do
telefonu i puściłem muzykę. Zacząłem płakać. Przynajmniej teraz mogłem w
spokoju bez żadnych spojrzeń płakać. Byłem sam. Zdradzony. Nie miałem zamiaru
się nad sobą za długą użalać. Zwyczajnie nie leżało to w mojej naturze. Po
prostu był to dla mnie cios. Pociągnąłem nosem. Spojrzałem na ekran telefonu.
Widząc nieodebrane połączenia od byłego ukochanego prychnąłem pod nosem.
Przypomniało mi się, że będę musiał pomyśleć nad adwokatem. Na to nie miałem
już dzisiaj sił, dlatego zasnąłem. Głębokim snem.
( … )
Obudziłem się rankiem. Z okropnym bólem głowy.
Westchnąłem. Niemrawo uniosłem się do siadu. Po chwili dopiero zorientowałem
się, gdzie się znajduję. Co się wydarzyło dnia poprzedniego. Wiedziałem, że
jeżeli teraz się rozkleję, to będzie koniec. Przeciągnąłem się. Bez
przekonania. Dalej było mi źle. Ta noc mi nic nie dała. Westchnąłem. Wziąłem
szybko prysznic, przebrałem się w czyste ubrania, a następnie zjadłem
śniadanie. Po posiłku postanowiłem się przejść. Wędrowałem ulicami miasta. Było
piękne i wręcz zachwycało swą urodą. Moje kąciki ust minimalnie się uniosły.
Uprzednio znalazłszy adres adwokata w książce telefonicznej kierowałem się w
tym kierunku. Biuro znajdowało się niedaleko mojego miejsca zamieszkania. W
końcu dodarłem. Wszedłem do kancelarii. Podszedłem do młodej sekretarki.
Wymusiłem na twarz uśmiech.
- Witam. Jest pan Johnson?
- Był pan umówiony? – odpowiedziała pytaniem na
pytanie. Kiwnąłem głową. Podałem swoje dane, a ona zaczęła przeglądać coś w
swoim kalendarzu. Była ładna. Miała długie blond włosy. Drobny nosek i pełne,
czerwone usta. Jej cera była ładnie opalona. Szczupła sylwetka z idealnymi
krągłościami dodawała jej uroku. W końcu oderwała wzrok na notatek i obdarzyła
mnie spojrzeniem. Lekko się uśmiechnęła.
- Zgadza się. Proszę poczekać. Pan Wilson zaraz
pana przyjmie – usiadłem na wskazane przez nią miejsce i czekałem. O dziwo nie
czekałem długo. Byłem nawet zdziwiony. Potocznie było wiadomo, że prawnicy
trzymają swoich klientów dość długo udając, że są wielce zajęci. Posłałem słaby
uśmiech w kierunku starszego mężczyzny. Wszedłem za nim do gabinetu. Ten
wskazał mi miejsce, więc je zająłem. Po chwili ciszy zacząłem opowiadać z jaką
sprawą przyszedłem. Prawnik co jakiś czas kiwał głową i zapisywał coś w
zeszycie. Nie przejmowałem się. W końcu zamilkłem i z uwagą przypatrywałem się
już siwiejącemu adwokatowi.
- Rozumiem panie, Dolores. Sprawa jest prosta.
Jeszcze dzisiaj postaram się złożyć papiery do sądu. No, i oczywiście wyślę
list do pana Amaru.
- Dziękuję – mruknąłem cicho jednak nie
spuściłem wzroku na dół. Ten kontynuował.
- Myślę, że w ciągu miesiąca, jeśli nie
napotkamy na drodze problemów, powinniśmy rozwiązać sprawę.
- Tak szybko? – zdziwiłem się. U nas to chyba z
rok, by się sprawa ciągnęła. Właściciel pomieszczenia szeroko się uśmiechnął i
pokiwał z rozbawieniem głową.
- U nas w mieście tego typu sprawy szybko się
rozwiązuje. Rozumiem, że nie jest pan stąd?
- Owszem – wstałem z krzesła. Uśmiechnąłem się i
podziękowałem. Zapłaciłem za wizytę i wyszedłem. Pożegnałem się z sekretarką i
wyszedłem. Postanowiłem się wybrać na zakupy i poznać okolicę.
Beta: Yuri S.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i co i co... Amaru zdradza jeszcze kilka dni temu świętował urodziny Niko a teraz... mi serce rozrywa choć czemu nie zadzwonił Yahima...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia