Zastanawiałem się, gdzie podziewa się Naruko. Jednak nie
zdziwiłbym się, gdyby szlajała się gdzieś z młodszym Uchiha. Westchnąłem.
Przeniosłem się na fotel przy biurku i otworzyłem laptopa. Wpisałem
charakterystykę mojego nowego przyjaciela. Wyskoczył mi napis. Odczytałem.
- Saarlooswolfhond – wszedłem
w link. Zacząłem czytać na głos.
- Jest to jedna z ras psów
pasterskich oraz zaganiających. Jest psem silnie zbudowanym. Wyglądem
przypomina wilka. Budowa – zrównoważona. Posiada długie kończyny. Uszy –
stojące, osadzone. Ogon – osadzony nisko. W ruchu przypomina kształtem sierp.
Ruch – jest niemęczącym się kłusakiem. Z
łatwością może przebyć duże odległości we własnym tempie. Jest psem o dużym stopniu aktywności i
nieuległym. W stosunku do pana – oddany. Do osób obcych – odnosi się z rezerwą
i podejrzliwie. Przymuszenie do niepożądanego kontaktu z obcym, może
doprowadzić do pragnienia ucieczki. Rasa ta jest wyjątkowo silna i
odporna. Mamy stary dużo do roboty –
mruknąłem i z czułością wpatrzyłem się w zwierzaka. Szeroko się uśmiechnąłem.
Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz byłem tak szczęśliwy. Nagle drzwi pokoju
otworzyły się. Pojawiła się blond czupryna, a następnie cała sylwetka mojej
siostry. Pies od razu zastrzygł uszami, unosząc łeb. Spojrzał jednak na Naruko.
Nie widząc w niej nic ciekawego, wrócił do poprzedniej czynności. A mianowicie
do spania. Miałem ochotę się zaśmiać.
- Cześć, braciszku. Co tam
porabiasz? – spytała wesoło, nie dostrzegając nawet nowego członka rodziny. No
cóż.
- Cześć, siostrzyczko. Jak widzisz, grzebię coś na necie –
mruknąłem, nawet się nie odwracając w jej kierunku. Wyłączyłem zakładkę, na
której byłem. Odwróciłem się w stronę łóżka, na którym spał mój kudłaty
przyjaciel. Delikatnie się uśmiechnąłem. Dziewczyna dopiero teraz dostrzegła
psa. Z jej ust wydobył się cichy okrzyk. Szybkim krokiem podeszła, usiadła na
łóżku. Uniosła dłoń i pogłaskała go po szarej, puchatej sierści. Podparłem
brodę dłonią. Spojrzała na mnie tymi swoimi błękitnymi oczyma.
- Jak się wabi? – na to pytanie wzruszyłem ramionami. Nie
miałem głowy do imion. W ogóle nienawidziłem czegoś nazywać. To nie było dla
mnie. Tak to jest, jak człowiek jest leniwy i nie lubi się wysilać. Ja nawet
oryginalny nie byłem. Widząc piorunujący wzrok siostry, podrapałem się z
zakłopotaniem.
- Ale on musi mieć jakieś imię! – wykrzyknęła. Zaczęła
drapać ala wilka za uszami, na to ten zaczął wydawać jakieś dziwne pomruki.
Widząc to, uniosłem zdegustowany brew. Jednak szybko spojrzałem na Naruko z
zainteresowaniem.
- Skąd wiesz, że to samiec?
- Widać to gołym okiem – burknęła, nie zwracając na mnie
uwagi. No super. Teraz nawet pies będzie ważniejszy ode mnie. Najpierw ten
przeklęty Sasuke, a teraz mój pies. Ja to mam szczęście w życiu. No nie ma co.
- Może Kurama?
- Kurama? Brzmi fajnie. – Posłała w moim kierunku uśmiech.
Psie ślepia się otwarły i spojrzały na mnie jakby z radością? No sam nie wiem.
Nie byłem psim specjalistą. Jednak uśmiechnąłem się. Również usiadłem na łóżku.
Przytuliłem się do jego tułowia. Wymamrotałem.
- Dostałem pałę z chemii. Jiraya mnie zbił na kwaśne jabłko
– wymruczałem. Blondynka spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jak i ze
zmartwieniem. Od razu mnie przytuliła. Cicho syknąłem z bólu. Odsunęła się ode
mnie na kilka milimetrów, by tylko na mnie zerknąć.
- Pokaż mi Naruto. Tak nie może być, że ten alkoholik cię
bije. – Jej piękną twarz wykrzywił grymas wściekłości. Niechętnie wstałem.
Podwinąłem koszulkę, pokazując dopiero co ukazujące się na moim ciele siniaki.
Trzeba było przyznać, że bił dobrze - tak, by nie było ich widać. Zastanawiałem
się, jak rodzice mogli nas oddać pod opiekę tego despoty. Czując zimne palce
siostry na fioletowych plamach, zacisnąłem wargi w wąską kreskę. Popatrzyliśmy
na siebie w milczeniu. Ni stąd, ni zowąd zerwała się i pobiegła w stronę drzwi.
- Opatrzę cię. Nie ruszaj się nigdzie.
- Ciekawe gdzie mam iść – mruknąłem z przekąsem. Widziałem,
jak jej długi kucyk znika za drzwiami. Westchnąłem, po czym opadłem na łóżko.
Spojrzałem na czworonożnego przyjaciela. Popatrzył na mnie swoimi szarymi
oczyma. Położył łeb na moich kolanach, a ja podrapałem go za uszami. Po chwili
pojawiła się Uzumaki z apteczką. Wyjęła z niej jakiś żel i bandaże, na co
uniosłem brew.
- Po co mi bandaż? Wystarczy żel na siniaki – mruknąłem.
Dziewczyna zdzieliła mnie delikatnie w potylice. Ze zirytowaniem odpowiedziała.
- Zadajesz głupie pytania Uzumaki. Przecież, jak cię
posmaruję, to trzeba obandażować, by maść się nie starła. Nie mam sił na twoją
głupotę czasami. – Przymrużyła powieki. Zdjąłem koszulkę, ułatwiając jej tym
samym udzielenie mi pomocy. Patrzyłem, jak jej chude, zwinne palce smarują moje
siniaki. Kurama w milczeniu obserwował zabieg. Był jakiś dziwnie spokojny, ale
też niebezpieczny. Podparłem się rękoma.
- I za to mnie kochasz, siostrzyczko – odpowiedziałem w
milczeniu. Uniosła głowę i odwzajemniła uśmiech.
- Masz rację. Za to cie kocham, Naruto. Cieszę się, że mam
brata. Mógłby być co prawda lepszy, ale takim też nie pogardzę – mruknęła,
nadal się uśmiechając.
- Ty to potrafisz zepsuć chwilę – mruknąłem z przekąsem.
- Och, nie marudź. Pouczymy się na tę poprawę i będzie
dobrze. Damy radę, nie? Jak nie my, to kto? – lekko dźgnęła mnie palcem w
brzuch. Zaśmiałem się i zmierzwiłem dłonią jej włosy.
- Masz rację. Jednak też się cieszę, że mam siostrę. Takiego
małego klona – mruknąłem okiem. W zamian usłyszałem jej uroczy śmiech.
Skończywszy mnie ratować, zaczęła chować bandaże i żel. Wstałem z łóżka i
wciągnąłem na siebie z powrotem koszulkę.
- Dziękuję. – Uśmiechnąłem się. Podszedłem do niej.
Nachyliłem się i ucałowałem ją w czoło, jak za starych dawnych czasów, gdy żyli
rodzice. Zawsze całowałem ją tak na dobranoc, kiedy nie mogła usunąć.
Delikatnie mnie przytuliła. Objąłem ją rękoma w pasie i oparłem podbródek o jej
głowę.
- Będzie dobrze. Zobaczysz, Naruto. – Odsunęliśmy się od
siebie. Wyszła z pokoju po to, by po chwili wrócić ze stosem książek. Jęknąłem.
- Z pewnością. To co jako pierwsze?
- Chemia. Im szybciej poprawisz, tym szybciej stary się
odwali – mruknęła, patrząc z nienawiścią na drzwi. Pokiwałem głową. No cóż.
Miała w zupełności rację. Zresztą nie chciałem, by ta ocena zbyt długo na mnie
wisiała. A jeżeli chciałem jeździć na mecze i brać udział w treningach,
musiałem mieć dobre stopnie.
(…)
Ziewnąłem. Miałem już w zupełności dosyć uczenia się.
Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 1:30 w nocy. Przetarłem ręką oczy. Spojrzałem
na równie zmęczoną niebieskooką. Z hukiem zamknęła ostatnią książkę.
- To już mamy za sobą. Idę spać. Dobranoc, bracie – posłała
mi delikatny uśmiech. Zabrała swoje rzeczy i wyszła. Zostałem sam z Kuramą.
Przeciągnąłem się w fotelu. W ekspresowym tempie spakowałem książki do szkoły,
przebrałem się w pomarańczową piżamę i wyszorowałem zęby. Następnie padłem na
łóżku niczym trup. Pies momentalnie zwinął się przy moich nogach i w tym
momencie właśnie mógłbym usnąć. Czułem się błogo. Mógłbym spać i spać, a
najlepiej obudzić się za sto lat. Ale nie - ten stary zboczeniec miał inne
plany. Postanowił sobie w nocy wrócić do domu i jak zwykle nawalony. Nie
zdziwiłbym się, gdybym rano zastał wszystko porozwalane. A sądząc po odgłosach
z dołu, właśnie tego mogłem się spodziewać. Jęknąłem. Położyłem sobie poduszkę
na głowę i zacisnąłem powieki. Po godzinie czuwania zasnąłem, nastawiając sobie
uprzednio budzik na 7:00
( … )
Słysząc budzik, przewróciłem się na drugi bok. Miałem
nadzieję, że zaraz przestanie w ten przeraźliwy sposób dzwonić i zamilknie, ale
najwidoczniej opatrzność miała inne plany. Usłyszałem odgłos wyłączanego
budzika, a po chwili razem z kołdrą wylądowałem na ziemi. Spojrzałem z wyrzutem
na włochatego przyjaciela.
- Auć. A to za co, do cholery? – burknąłem. Posłusznie
jednak wstałem. Zawlokłem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby
i wysuszyłem włosy. Ubrałem czyste ubrania, które składały się na białą
bokserkę, która podkreślała delikatnie mięśnie, moro legginsy, białe stópki.
Zmierzwiłem włosy. Wyszedłem z pomieszczenia i wrzuciłem do torby butelkę z
wodą. Uśmiechnąłem się do siebie i cicho pogwizdując, zszedłem na dół. Nie
wiedząc czemu, miałem wspaniały humor. Nawet siniaki mi zeszły, a to było
zaskakujące. Może to przez tę nową maść? Nie wiedziałem. Zrobiłem kanapki dla
siebie i Naruko do szkoły, a później wziąłem się za robienie śniadania
złożonego z wsypania płatek czekoladowych do misek i zalania tego mlekiem.
Zrobiłem trzy kawy. Wziąłem swój kubek i miseczkę. Zasiadłem do stołu. Zacząłem
jeść, gdy do kuchni weszła dziewczyna. Posłała mi promienny uśmiech. Ubrała się
w zieloną sukienkę, która odsłaniała delikatnie dekolt. Kreacja sięgała kawałek
przed kolana. Zagwizdałem z podziwem, bo wyglądała przepięknie, niemal
przypominała naszą mamę. Kushinę. Jej włosy były spięte w kok, z którego kilka
kosmków wymknęło się.
- Wow. Ślicznie wyglądasz, siostro.
- Dzięki, bracie. Ty również. – Posłała mi uśmiech. Wzięła
kawę oraz miseczkę z płatkami i zajęła miejsce obok mnie, zerkając podejrzliwie
w moim kierunku.
- Umówiłeś się na randkę z Fumiko? – słysząc jej pytanie,
miałem wrażenie, że zaraz spadnę z krzesła. Energicznie zacząłem machać rękoma,
a moje policzki delikatnie się zarumieniły.
- Nie, nie, nie, nie, nie. Baka! Skąd ci do głowy przyszedł
taki pomysł, dattebayo? – Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek. Zaśmiała
się.
- Tak pytam. Słyszałam, że razem wyszliście ze szkoły. – na
jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Omal płatki, które miałem z buzi, nie
znalazły się na stole kuchennym. Co też ta moja kochana siostra miała w głowie?
- I to jest powód do plotkowania?
- Przecież nie plotkuję – odpowiedziała niewinnie.
Prychnąłem.
- Ale powód do insynuacji już tak? – odgryzłem się, przez co
spaliła buraka. Dokończyłem jeść śniadanie, po czym szybko wypiłem kawę i
wstałem od stołu, a następnie umyłem naczynia. Przechodząc obok, Naruko złapała
mnie za dłoń. Spojrzałem na nią.
- Twoje żyły… - spojrzałem na przedramię. Rzeczywiście. Cały
czas były jakby napuchnięte. Skrzywiłem się. Dopiero zwróciwszy na nie uwagę,
odczułem coś w rodzaju pieczenia. Pokręciłem przecząco głową.
- Zejdzie. Nie martw się. Do zobaczenia w szkole. –
Uśmiechnąłem się i cmoknąłem ją w policzek. Wziąłem torbę z przedpokoju,
ubrałem czarne trampki i już mnie nie było. Nie wiem, jak Kurama wyszedł z
mieszkania, ale czekał na mnie przed domem. Zmarszczyłem brwi.
- Do domu. Już. – Ten nawet się nie ruszył. Czujnie się we
mnie wpatrywał. Westchnąłem. Najwyżej zostawię go w specjalnym miejscu
przeznaczonym dla pupili. O dziwo, kilka lat wcześniej szkoła wygospodarowała
miejsce dla czworonożnych przyjaciół uczniów. Trzeba było przyznać, że to miły
gest. Ruszyliśmy.
Hejka, jak się podoba rozdział? Ciekawi dalszego ciągu? :)
Beta: Monika P.
Bardzo mi się podoba ten rozdział choć mało się dzieje. To na pewno jest mparing sasunaru bo w ogóle tego nie czuć. Pozdrawiam nowa czytelniczka.
OdpowiedzUsuńEwcia nee-chan
Witaj Ewciu nee-chan.
UsuńCieszę się, że zaczęłaś czytać mojego bloga oraz, że notka się podoba :)
Niestety Latający Anioł jest z założenia paringiem ItaNaru :(
Pozdrawiam :3
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale zastanawia mnie jedno, Naruto nie interesuje się, że trzeba psa wyprowadzić na dwór, nakarmić? no i sam pies jest dziwny, sam wyłączył budzik? bo zerwamie kołdry z łóżka, to rozumiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się nad jedną kwestią... Naruto nie interesuje się, że Kurame należy wyprowadzić na spacer, nakarmić? no i sam pies jest dziwny zachowuje się, jak nie pies... sam wyłączył budzik? no bo ja zerwanie kołdry z łóżka, to jeszcze rozumiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńnie wiem jak to się stało, że mojego komentarza nie umieściło, ale teraz to nadrabiam... zastanawia mnie taka jedna przyziemna sprawa Naruto nie interesuje się, że Kurame należy wyprowadzić na spacer, nakarmić? no i sam pies jest dziwny... sam wyłączył budzik? zerwanie kołdry z łóżka, to rozumiem (mi się to przytrafiło)...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza