Strony

wtorek, 3 stycznia 2017

Latający Anioł VI











Zastanawiałem się, gdzie podziewa się Naruko. Jednak nie zdziwiłbym się, gdyby szlajała się gdzieś z młodszym Uchiha. Westchnąłem. Przeniosłem się na fotel przy biurku i otworzyłem laptopa. Wpisałem charakterystykę mojego nowego przyjaciela. Wyskoczył mi napis. Odczytałem.
- Saarlooswolfhond – wszedłem w link. Zacząłem czytać na głos.
- Jest to jedna z ras psów pasterskich oraz zaganiających. Jest psem silnie zbudowanym. Wyglądem przypomina wilka. Budowa – zrównoważona. Posiada długie kończyny. Uszy – stojące, osadzone. Ogon – osadzony nisko. W ruchu przypomina kształtem sierp. Ruch – jest niemęczącym się kłusakiem. Z  łatwością może przebyć duże odległości we własnym tempie.  Jest psem o dużym stopniu aktywności i nieuległym. W stosunku do pana – oddany. Do osób obcych – odnosi się z rezerwą i podejrzliwie. Przymuszenie do niepożądanego kontaktu z obcym, może doprowadzić do pragnienia ucieczki. Rasa ta jest wyjątkowo silna i odporna.  Mamy stary dużo do roboty – mruknąłem i z czułością wpatrzyłem się w zwierzaka. Szeroko się uśmiechnąłem. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz byłem tak szczęśliwy. Nagle drzwi pokoju otworzyły się. Pojawiła się blond czupryna, a następnie cała sylwetka mojej siostry. Pies od razu zastrzygł uszami, unosząc łeb. Spojrzał jednak na Naruko. Nie widząc w niej nic ciekawego, wrócił do poprzedniej czynności. A mianowicie do spania. Miałem ochotę się zaśmiać.
- Cześć, braciszku. Co tam porabiasz? – spytała wesoło, nie dostrzegając nawet nowego członka rodziny. No cóż.
- Cześć, siostrzyczko. Jak widzisz, grzebię coś na necie – mruknąłem, nawet się nie odwracając w jej kierunku. Wyłączyłem zakładkę, na której byłem. Odwróciłem się w stronę łóżka, na którym spał mój kudłaty przyjaciel. Delikatnie się uśmiechnąłem. Dziewczyna dopiero teraz dostrzegła psa. Z jej ust wydobył się cichy okrzyk. Szybkim krokiem podeszła, usiadła na łóżku. Uniosła dłoń i pogłaskała go po szarej, puchatej sierści. Podparłem brodę dłonią. Spojrzała na mnie tymi swoimi błękitnymi oczyma.
- Jak się wabi? – na to pytanie wzruszyłem ramionami. Nie miałem głowy do imion. W ogóle nienawidziłem czegoś nazywać. To nie było dla mnie. Tak to jest, jak człowiek jest leniwy i nie lubi się wysilać. Ja nawet oryginalny nie byłem. Widząc piorunujący wzrok siostry, podrapałem się z zakłopotaniem.
- Ale on musi mieć jakieś imię! – wykrzyknęła. Zaczęła drapać ala wilka za uszami, na to ten zaczął wydawać jakieś dziwne pomruki. Widząc to, uniosłem zdegustowany brew. Jednak szybko spojrzałem na Naruko z zainteresowaniem.
- Skąd wiesz, że to samiec?
- Widać to gołym okiem – burknęła, nie zwracając na mnie uwagi. No super. Teraz nawet pies będzie ważniejszy ode mnie. Najpierw ten przeklęty Sasuke, a teraz mój pies. Ja to mam szczęście w życiu. No nie ma co.
- Może Kurama?
- Kurama? Brzmi fajnie. – Posłała w moim kierunku uśmiech. Psie ślepia się otwarły i spojrzały na mnie jakby z radością? No sam nie wiem. Nie byłem psim specjalistą. Jednak uśmiechnąłem się. Również usiadłem na łóżku. Przytuliłem się do jego tułowia. Wymamrotałem.
- Dostałem pałę z chemii. Jiraya mnie zbił na kwaśne jabłko – wymruczałem. Blondynka spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jak i ze zmartwieniem. Od razu mnie przytuliła. Cicho syknąłem z bólu. Odsunęła się ode mnie na kilka milimetrów, by tylko na mnie zerknąć.
- Pokaż mi Naruto. Tak nie może być, że ten alkoholik cię bije. – Jej piękną twarz wykrzywił grymas wściekłości. Niechętnie wstałem. Podwinąłem koszulkę, pokazując dopiero co ukazujące się na moim ciele siniaki. Trzeba było przyznać, że bił dobrze - tak, by nie było ich widać. Zastanawiałem się, jak rodzice mogli nas oddać pod opiekę tego despoty. Czując zimne palce siostry na fioletowych plamach, zacisnąłem wargi w wąską kreskę. Popatrzyliśmy na siebie w milczeniu. Ni stąd, ni zowąd zerwała się i pobiegła w stronę drzwi.
- Opatrzę cię. Nie ruszaj się nigdzie.
- Ciekawe gdzie mam iść – mruknąłem z przekąsem. Widziałem, jak jej długi kucyk znika za drzwiami. Westchnąłem, po czym opadłem na łóżko. Spojrzałem na czworonożnego przyjaciela. Popatrzył na mnie swoimi szarymi oczyma. Położył łeb na moich kolanach, a ja podrapałem go za uszami. Po chwili pojawiła się Uzumaki z apteczką. Wyjęła z niej jakiś żel i bandaże, na co uniosłem brew.
- Po co mi bandaż? Wystarczy żel na siniaki – mruknąłem. Dziewczyna zdzieliła mnie delikatnie w potylice. Ze zirytowaniem odpowiedziała.
- Zadajesz głupie pytania Uzumaki. Przecież, jak cię posmaruję, to trzeba obandażować, by maść się nie starła. Nie mam sił na twoją głupotę czasami. – Przymrużyła powieki. Zdjąłem koszulkę, ułatwiając jej tym samym udzielenie mi pomocy. Patrzyłem, jak jej chude, zwinne palce smarują moje siniaki. Kurama w milczeniu obserwował zabieg. Był jakiś dziwnie spokojny, ale też niebezpieczny. Podparłem się rękoma.
- I za to mnie kochasz, siostrzyczko – odpowiedziałem w milczeniu. Uniosła głowę i odwzajemniła uśmiech.
- Masz rację. Za to cie kocham, Naruto. Cieszę się, że mam brata. Mógłby być co prawda lepszy, ale takim też nie pogardzę – mruknęła, nadal się uśmiechając.
- Ty to potrafisz zepsuć chwilę – mruknąłem z przekąsem.
- Och, nie marudź. Pouczymy się na tę poprawę i będzie dobrze. Damy radę, nie? Jak nie my, to kto? – lekko dźgnęła mnie palcem w brzuch. Zaśmiałem się i zmierzwiłem dłonią jej włosy.
- Masz rację. Jednak też się cieszę, że mam siostrę. Takiego małego klona – mruknąłem okiem. W zamian usłyszałem jej uroczy śmiech. Skończywszy mnie ratować, zaczęła chować bandaże i żel. Wstałem z łóżka i wciągnąłem na siebie z powrotem koszulkę.
- Dziękuję. – Uśmiechnąłem się. Podszedłem do niej. Nachyliłem się i ucałowałem ją w czoło, jak za starych dawnych czasów, gdy żyli rodzice. Zawsze całowałem ją tak na dobranoc, kiedy nie mogła usunąć. Delikatnie mnie przytuliła. Objąłem ją rękoma w pasie i oparłem podbródek o jej głowę.
- Będzie dobrze. Zobaczysz, Naruto. – Odsunęliśmy się od siebie. Wyszła z pokoju po to, by po chwili wrócić ze stosem książek. Jęknąłem.
- Z pewnością. To co jako pierwsze?
- Chemia. Im szybciej poprawisz, tym szybciej stary się odwali – mruknęła, patrząc z nienawiścią na drzwi. Pokiwałem głową. No cóż. Miała w zupełności rację. Zresztą nie chciałem, by ta ocena zbyt długo na mnie wisiała. A jeżeli chciałem jeździć na mecze i brać udział w treningach, musiałem mieć dobre stopnie.


(…)


Ziewnąłem. Miałem już w zupełności dosyć uczenia się. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 1:30 w nocy. Przetarłem ręką oczy. Spojrzałem na równie zmęczoną niebieskooką. Z hukiem zamknęła ostatnią książkę.
- To już mamy za sobą. Idę spać. Dobranoc, bracie – posłała mi delikatny uśmiech. Zabrała swoje rzeczy i wyszła. Zostałem sam z Kuramą. Przeciągnąłem się w fotelu. W ekspresowym tempie spakowałem książki do szkoły, przebrałem się w pomarańczową piżamę i wyszorowałem zęby. Następnie padłem na łóżku niczym trup. Pies momentalnie zwinął się przy moich nogach i w tym momencie właśnie mógłbym usnąć. Czułem się błogo. Mógłbym spać i spać, a najlepiej obudzić się za sto lat. Ale nie - ten stary zboczeniec miał inne plany. Postanowił sobie w nocy wrócić do domu i jak zwykle nawalony. Nie zdziwiłbym się, gdybym rano zastał wszystko porozwalane. A sądząc po odgłosach z dołu, właśnie tego mogłem się spodziewać. Jęknąłem. Położyłem sobie poduszkę na głowę i zacisnąłem powieki. Po godzinie czuwania zasnąłem, nastawiając sobie uprzednio budzik na 7:00



( … )



Słysząc budzik, przewróciłem się na drugi bok. Miałem nadzieję, że zaraz przestanie w ten przeraźliwy sposób dzwonić i zamilknie, ale najwidoczniej opatrzność miała inne plany. Usłyszałem odgłos wyłączanego budzika, a po chwili razem z kołdrą wylądowałem na ziemi. Spojrzałem z wyrzutem na włochatego przyjaciela.
- Auć. A to za co, do cholery? – burknąłem. Posłusznie jednak wstałem. Zawlokłem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby i wysuszyłem włosy. Ubrałem czyste ubrania, które składały się na białą bokserkę, która podkreślała delikatnie mięśnie, moro legginsy, białe stópki. Zmierzwiłem włosy. Wyszedłem z pomieszczenia i wrzuciłem do torby butelkę z wodą. Uśmiechnąłem się do siebie i cicho pogwizdując, zszedłem na dół. Nie wiedząc czemu, miałem wspaniały humor. Nawet siniaki mi zeszły, a to było zaskakujące. Może to przez tę nową maść? Nie wiedziałem. Zrobiłem kanapki dla siebie i Naruko do szkoły, a później wziąłem się za robienie śniadania złożonego z wsypania płatek czekoladowych do misek i zalania tego mlekiem. Zrobiłem trzy kawy. Wziąłem swój kubek i miseczkę. Zasiadłem do stołu. Zacząłem jeść, gdy do kuchni weszła dziewczyna. Posłała mi promienny uśmiech. Ubrała się w zieloną sukienkę, która odsłaniała delikatnie dekolt. Kreacja sięgała kawałek przed kolana. Zagwizdałem z podziwem, bo wyglądała przepięknie, niemal przypominała naszą mamę. Kushinę. Jej włosy były spięte w kok, z którego kilka kosmków wymknęło się.
- Wow. Ślicznie wyglądasz, siostro.
- Dzięki, bracie. Ty również. – Posłała mi uśmiech. Wzięła kawę oraz miseczkę z płatkami i zajęła miejsce obok mnie, zerkając podejrzliwie w moim kierunku.
- Umówiłeś się na randkę z Fumiko? – słysząc jej pytanie, miałem wrażenie, że zaraz spadnę z krzesła. Energicznie zacząłem machać rękoma, a moje policzki delikatnie się zarumieniły.
- Nie, nie, nie, nie, nie. Baka! Skąd ci do głowy przyszedł taki pomysł, dattebayo? – Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek. Zaśmiała się.
- Tak pytam. Słyszałam, że razem wyszliście ze szkoły. – na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Omal płatki, które miałem z buzi, nie znalazły się na stole kuchennym. Co też ta moja kochana siostra miała w głowie?
- I to jest powód do plotkowania?
- Przecież nie plotkuję – odpowiedziała niewinnie. Prychnąłem.
- Ale powód do insynuacji już tak? – odgryzłem się, przez co spaliła buraka. Dokończyłem jeść śniadanie, po czym szybko wypiłem kawę i wstałem od stołu, a następnie umyłem naczynia. Przechodząc obok, Naruko złapała mnie za dłoń. Spojrzałem na nią.
- Twoje żyły… - spojrzałem na przedramię. Rzeczywiście. Cały czas były jakby napuchnięte. Skrzywiłem się. Dopiero zwróciwszy na nie uwagę, odczułem coś w rodzaju pieczenia. Pokręciłem przecząco głową.
- Zejdzie. Nie martw się. Do zobaczenia w szkole. – Uśmiechnąłem się i cmoknąłem ją w policzek. Wziąłem torbę z przedpokoju, ubrałem czarne trampki i już mnie nie było. Nie wiem, jak Kurama wyszedł z mieszkania, ale czekał na mnie przed domem. Zmarszczyłem brwi.
- Do domu. Już. – Ten nawet się nie ruszył. Czujnie się we mnie wpatrywał. Westchnąłem. Najwyżej zostawię go w specjalnym miejscu przeznaczonym dla pupili. O dziwo, kilka lat wcześniej szkoła wygospodarowała miejsce dla czworonożnych przyjaciół uczniów. Trzeba było przyznać, że to miły gest. Ruszyliśmy. 


Hejka, jak się podoba rozdział? Ciekawi dalszego ciągu? :)

Beta: Monika P.

5 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba ten rozdział choć mało się dzieje. To na pewno jest mparing sasunaru bo w ogóle tego nie czuć. Pozdrawiam nowa czytelniczka.
    Ewcia nee-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ewciu nee-chan.
      Cieszę się, że zaczęłaś czytać mojego bloga oraz, że notka się podoba :)
      Niestety Latający Anioł jest z założenia paringiem ItaNaru :(
      Pozdrawiam :3

      Usuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, ale zastanawia mnie jedno, Naruto nie interesuje się, że trzeba psa wyprowadzić na dwór, nakarmić? no i sam pies jest dziwny, sam wyłączył budzik? bo zerwamie kołdry z łóżka, to rozumiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, zastanawiam się nad jedną kwestią... Naruto nie interesuje się, że Kurame należy wyprowadzić na spacer, nakarmić? no i sam pies jest dziwny zachowuje się, jak nie pies... sam wyłączył budzik? no bo ja zerwanie kołdry z łóżka, to jeszcze rozumiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    nie wiem jak to się stało, że mojego komentarza nie umieściło, ale teraz to nadrabiam... zastanawia mnie taka jedna przyziemna sprawa Naruto nie interesuje się, że Kurame należy wyprowadzić na spacer, nakarmić? no i sam pies jest dziwny... sam wyłączył budzik? zerwanie kołdry z łóżka, to rozumiem (mi się to przytrafiło)...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń