"Zgodnie z moją obserwacją , człowiek
ma w sobie tyle tęsknoty , że w każdej
chwili może się zakochać . I to jest
domniemanie miłości ".
ma w sobie tyle tęsknoty , że w każdej
chwili może się zakochać . I to jest
domniemanie miłości ".
- A nie, dzisiaj nie. Wolę popatrzeć na wasze zmagania z
piłką. – wlepiła we mnie spojrzenie swoich błękitnych tęczówek. Wydąłem wargę
do przodu.
- O co to, to nie dattebayo!
– przymrużyłem powieki i zerknąłem na jej kucyki. Przystanęłam, a ona tupnęła
nogą.
- Wiedziałam! Gdybyś mnie kochał, to byś mi pozwolił
datebanne! – wysunęła dolną wargę i spojrzała na mnie miną zbitego psiaczka.
Zawsze tak robiła, gdy rodzice jej czegoś zabraniali. Zazwyczaj się łamali pod
jej urokiem dlatego była nieco rozpieszczona. Zagryzłem wargę.
- Nie ma mowy! Z resztą Fumiko i mistrzunio Gay się nie
zgodzą. – mruknąłem. Odwróciłem się do niej plecami, na moich ustach pojawił
się uśmiech, jednak szybko przybrałem obojętny wyraz twarzy. Ruszyłem powoli, a
Naruko zrównała się ze mną krokiem.
- Fumiko? A co ona ma do tego? – uniosła swoją idealnie
zrobioną brew. Wzruszyłem ramionami.
- Nieoficjalna przywódczyni. A z resztą sama się
przekonałaś, że inni się jej słuchają – widząc niezadowolenie malujące się na
twarzy dziewczyny zaśmiałem się, po czym zmierzwiłem jej włosy.
- Głowa do góry! Możesz na mnie poczekać, bawiąc się z Kuramą.
– uniosła głowę. Smutek ustąpił radości.
- Zgoda. A więc do zobaczenia datebanne! – zaśmiała się i
cmoknęła mnie w policzek. Szybko zbiegła po schodach. Pokręciłem z rozbawieniem
głową.
- Wariatka. – mruknąłem, jednak na mojej twarzy widniał
szeroki uśmiech. Wznowiłem swój marsz, aż w końcu dotarłem do szatni. Położyłem
dłoń na metalowej klamce, słysząc przekomarzania moich kolegów z drużyny,
zrobiło mi się jakoś cieplej. Po tak długim czasie miałem do kogo wracać,
miałem grupę, do której przynależałem. A co najważniejsze- ta grupa mnie
zaakceptowała. Chciała mnie bez względu na wady i zalety. Uśmiechnąłem się,
nacisnąłem na klamkę która pod moim ciężarem dłoni otwarła zapadkę, a drzwi
otwarły się na oścież. Na moment znajomi z drużyny zamilkli wpatrując się we
mnie.
- Cześć dattebayo! – wykrzyknąłem chcąc chodź na moment
rozluźnić atmosferę, która nagle zrobiła się ciężka i jakaś taka nieswoja. Nie
wiedziałem, jak mam to określić. Pierwszy otrząsnął się Uchiha, który podszedł
i podał mi dłoń, którą skwapliwie uścisnąłem. Dłoń była mocna, a zarazem
delikatna. Ciepło, które wydzielał spłynęło na mnie, przez co moje ciało
przeszedł przyjemny dreszcz. Z zakłopotaniem lewą ręką podrapałem się po
potylicy.
- Cześć Naruto. Przebieraj się i idziemy na trening. Mistrz
Gay ma do nas jakąś sprawę. – w kącikach jego warg zagościł uśmiech. Puścił
moją dłoń i oddalił się w stronę Mitsukiego. Nie chcąc tracić więcej czasu,
podszedłem do mojej szafki, przekręciłem szyfr i otworzyłem ją. Wyjąłem z niej
swój strój treningowy. Szybkimi ruchami pozbyłem się koszulki oraz spodni, przez
co byłem w samych bokserkach. Nigdy jakoś specjalnie mnie nie krępowała
„nagość” przez co nie zwróciłem uwagi na wzrok kolegów z drużyny. Założyłem
spodenki oraz koszulkę. Przeczesałem palcami włosy, a lewą wyjąłem bidon z
wodą. Na pewno mi się przyda. Wpakowałem czarną torbę Nike do szafki, po czym odwróciłem
się przodem do przyjaciół. Widząc ich nieswoje spojrzenia, uniosłem brew.
- Co jest? – mruknąłem niewyraźnie. Dopiero teraz zaczynałem
się czuć coraz bardziej speszonym, gdyż cała ta sytuacja była dość dziwna.
Chociaż słowo „dziwna” nie odbierało do końca całej tej sytuacji, jednak było
dość dobre, aby je wykorzystać. Wydąłem dolną wargę niczym mały dzieciak.
Pierwszy odezwał się Kiba.
- Ejj stary, nie jesteś przypadkiem na coś chory? – uniosłem
brew. Chory? Ja? Przecież ja nigdy nie choruję! Miałem cudowną odporność na
choroby, czym lubiłem się szczycić i przechwalać w momentach słabości.
Prychnąłem.
- Ja? Chory? Nie chorowałem odkąd się urodziłem. Jestem
chyba dzieckiem szczęścia. – wyszczerzyłem się niczym głupi do serca.
Dostrzegłem jak patrzą się na siebie porozumiewawczo. I wcale, a wcale mi się
to nie podobało. Jednak sytuacje uratowała mała, wredna dziewczynka, która
wdarła się do naszej szatni. Oczywiście bez krzyku, by się nie obyło, jednakże
doskonale w ten sposób potrafiła zmotywować drużynę, jak i ustawić ją do pionu.
- Długo mamy na was czekać z nauczycielem, gamonie?! Jest 10
minut po dzwonku. Panienki z was, czy jak? – jej czarne brwi się zmarszczyły.
Popatrzyła na każdego z kolei. Gdy zatrzymała wzrok na mnie miałem wrażenie, że
czas się zatrzymał i jest to cała wieczność. W końcu zwróciła wzrok ku
środkowemu, którym był sam Uchiha.
- Wybacz Fumiś, to się więcej nie powtórzy.
-Mam nadzieję. Sama tego doskonale przypilnuję! – pokazała
nam język. Tak szybko jak się pojawiła, tak i zniknęła. Spojrzeliśmy na siebie
z nutką przerażenia, ale dzielnie zaczęliśmy wychodzić z niewielkiego
pomieszczenia, jakim była szatnia. Dotarłszy do sali ustawiliśmy się przed
nauczycielem wf-u wzdłuż linii poziomej, równo w rzędzie. Dziewczyna posyłała
nam co rusz mordercze spojrzenia. Mając to szczęście, znajdowałem się najbliżej
niej, przez co moje ciało pokryło się gęsią skórką.
- Nareszcie! W piątek mamy niespodziewany mecz. Będziemy
grali z liceum z chmury. Co prawda nie są jacyś wybitnie zdolni, czy dobrzy,
lecz nie należy ignorować przeciwnika. Bez powodu nie złożyliby nam takiej
propozycji, musieli zdobyć naprawdę dobrego przeciwnika i zapewne chcą nam
pokazać, gdzie nasze miejsce. Dlatego proszę ciebie Itachi zajmij się Naruto.
Macie każdy wolny czas poświęcać treningowi. Zrozumiano? – twarz Might Gaya
była poważna, co nie zdarzało mu się zbyt często. Zawsze tryskał humorem i
wymyślał swoje głupie zadania, przez co nie pamiętałem, kiedy moje mięśnie
mogły odpocząć. Czarnowłosy lekko odwrócił głowę w moją stronę, a jego czarne
tęczówki przewiercały mnie na wskroś. Miałem wrażenie jakby czytał mi w głowie,
analizował. Mimo, że trwało to tylko zaledwie ułamek sekundy czas się dla mnie
wydłużył. Odwrócił wzrok i skinął głową.
- Oczywiście. Tydzień to nie za wiele czasu, aby pomóc mu w
treningach. Myślę jednak, że ostatnie trzy dni powinniśmy ćwiczyć w drużynie.
Musi się nauczyć współpracy zespołowej. – jego głos jak zwykle był obojętny i
zimny. Typowi Uchiha. Na twarzy nauczyciela pojawił się entuzjastyczny uśmiech.
- W takim razie od kiedy możemy zacząć? – jego spojrzenie
spoczęło na mojej osobie. Zagryzłem dolną wargę. Miałem wrażenie jakby mnie
tutaj nie było, a mówili przecież o mnie. Cholera, oczywiście, że tak było.
Chciałem się wtrącić, jednak Itachi zdążył mnie uprzedzić.
- Nawet od dzisiaj po treningu. – czarne tęczówki nawet na
mnie nie spojrzały. Cały czas przewiercały spojrzeniem Gaya. Fumiko
dostrzegłszy moją irytację, szturchnęła mnie w bok, przez co uniosłem głowę i
spojrzałem na nią zdezorientowanym wzrokiem.
- Może Naruto też ma coś do powiedzenia? – po tym pytaniu
wszystkie pary oczu spoczęły na mnie. Poczułem złość na przyjaciółkę, jak i
zażenowanie, że peszy mnie taka sytuacja. Byłem w końcu mężczyzną. Co to dla
mnie? Dam radę.
- Dzisiaj nie mogę. Siostra na mnie czeka, poza tym mam
ważny sprawdzian i nie mogę dostać z niego jedynki, bo wujek się pogniewa. –
mruknąłem niezbyt głośno. Itachi łaskawie zerknął na mnie spod uniesionej brwi.
- Czasami drużyna wymaga poświęceń. Jesteś na to gotowy? –
jego głos zmroził moje serce, jednak nie pozwoliłem sobie, aby to okazać. Nie
okażę się słabeuszem. O nie. Co to, to nie! Nie ma nawet takiej opcji! Nie ugnę
się pod ciężarem jego czarnych niczym otchłań tęczówek. Pomyśleć, że pierwszy
raz, gdy go spotkałem wydawał się taki miły. A teraz? Zachowywał się jak cham i
prostak. Obserwowałem jego twarz z równą uwagą jak on mnie. Dostrzegłem, że
mięsień mimiczny mu drgnął, jakby chciał się uśmiechnąć. Szybko jednak
zbeształem się za te myśli. Przecież nie umiał czytać mi w myślach. Szybko
odwróciłem wzrok wbijając go tym samym w parkiet.
- Oczywiście, jednak siostra i nauka są dla mnie równie
ważne jak treningi. – mówiąc to uniosłem głowę i hardo patrzyłem mu prosto w
oczy. Nie będę jakąś głupią cipą, która nie ma zdania, albo boi się je wyrazić.
Uchiha zrozumiawszy, że się nie ugnę skinął głową.
- Skoro nalegasz. Jutro o 16 może być?
- Zgoda. – mruknąłem nie spuszczając z niego spojrzenie.
Naszą walkę przerwało klaskanie senseia. Obaj jak na komendę odwróciliśmy ku
niemu wzrok.
- Cieszę się, że się chłopcy dogadaliście. Skoro mamy tą
kwestie za sobą, szybciutko 20 okrążeń wokół boiska szkolnego. Raz, dwa, raz,
dwa!– wykrzyknął, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. Przewróciłem tęczówkami
jednak nie dałem po sobie poznać, że mi się ten pomysł nie podoba. Forma to
forma. Zacząłem biec tuż za Sasorim, który z obojętnym wyrazem twarzy zaczął
biec na samym przodzie, a za mną pobiegł Yahiko, który nic sobie nie robił z
tylu kółek. Zresztą co ja gadam? On kocha biegać- jest maratończykiem.
( … )
Czułem się jakby pot lał się ze mnie hektolitrami. Nie pamiętałem, abym kiedykolwiek miał tak intensywne życie fizyczne. Ledwo włócząc nogami dotarłem do szatni. Starałem się nie dać po sobie poznać, że coś ze mną nie tak. Jak to mówią- robiłem dobrą minę do złej gry. Zagryzłem dolną wargę, podszedłszy do szafki odszyfrowałem ją, wyjąłem z torby ręcznik i żel pod prysznic. Uzbrojony w ten zestaw, skierowałem swoje kroki do łaźni.
Czułem się jakby pot lał się ze mnie hektolitrami. Nie pamiętałem, abym kiedykolwiek miał tak intensywne życie fizyczne. Ledwo włócząc nogami dotarłem do szatni. Starałem się nie dać po sobie poznać, że coś ze mną nie tak. Jak to mówią- robiłem dobrą minę do złej gry. Zagryzłem dolną wargę, podszedłszy do szafki odszyfrowałem ją, wyjąłem z torby ręcznik i żel pod prysznic. Uzbrojony w ten zestaw, skierowałem swoje kroki do łaźni.
- Zdolny z ciebie chłopak! – czując klepnięcie w bark poczułem,
przeszywający ból. Moje mięśnie były napięte do granic możliwości, a
jakiekolwiek dotknięcie, czy klepnięcie powodowało u mnie potworny ból.
Zmusiłem się do wyszczerzenia w stronę blondyna, który nie wiadomo skąd się
wziął i szedł tuż obok mnie.
- Dzięki Deidara. Starałem się. – zdjąłem ubrania, które
odłożyłem na ławeczkę, następnie wszedłem pod natrysk. Ciepła woda, która
leciała ze słuchawki prysznicowej idealnie relaksowała moje obolałe ciało.
Przymknąłem powieki delektując się tą chwilą przyjemności. Było mi tak dobrze i
błogo, aż nie chciało mi się wychodzić z pomieszczenia. Gdyby była taka opcja
zostałbym tam i byłbym rybą. Uśmiechnąłem się na to porównanie. Za ściany
dochodziły mnie śmiechy kolegów, jednak mnie to nie obchodziło. Dopiero po
kilku minutach, może kilkunastu uświadomiłem sobie, że jest cicho. Stanowczo za
cicho. Czyżby wszyscy już sobie poszli? Wyszedłem spod natrysku, wytarłem swoje
lekko umięśnione ciało w ręcznik, ubrałem bokserki, a ciuchy wziąłem do ręki.
Będąc w szatni uświadomiłem sobie, że wszyscy już sobie poszli. Zastanawiałem
się ile w takim razie tutaj siedziałem? Przecież niemożliwe, aby to było tak
długo. Szybko się przebrałem ponieważ dotarło do mnie, że prawdopodobnie
siostra dalej na mnie czeka. Będąc gotowym, wrzuciłem wilgotny ręcznik i
ubrania do torby, zamknąłem na zamek i wybiegłem z pomieszczenia. W pośpiechu
nawet nie zauważyłem jak wpadłem na drobną dziewczynę. Uniosłem głowę jednak w
porę zdołałem ją złapać zanim zaliczyła upadek. Jej czekoladowe tęczówki
spojrzały na mnie z gniewem, a usta wykrzywił lekki grymas. Dopiero teraz
dostrzegłem na jej ciele liczne siniaki.
- Uważaj jak leziesz Uzumaki. – prychnęła. Chciała mnie
wyminąć jednak nie pozwoliłem jej na to. Mocniej zacisnąłem palce na jej
chudych rękach.
- Fumiko, co się dzieje? Skąd te siniaki? – wpatrywałem się
intensywnie w jej twarz. Przecież na treningu jej ciało było idealne. Bez
jakiejkolwiek skazy. Jej wzrok spoczął na własnych butach jednak, gdy uniosła
głowę dostrzegłem w jej oczach zdecydowanie.
- Naruto… to co ci powiem… odmieni twoje życie. Już nie
będzie takie samo. Nasza, nasza relacja prawdopodobnie ulegnie zmianie. Jesteś
moim przyjacielem, powinieneś to wiedzieć. – zagryzła lekko dolną wargę.
Impulsywnie nachyliłem się nad nią i musnąłem jej wargi. Były miękkie i ciepłe.
Na moment zamarła, lecz oddała pocałunek. Lekko się uśmiechnąłem. Nie odrzuciła
mnie. Ta dziewczyna miała coś w sobie, a to co zrobiłem, było impulsem, intuicją?
Sam nie wiem. Odsunęła się ode mnie, złapała za dłoń i zaczęła mnie ciągnąć w
nieznanym mi kierunku.
- Co się dzieje Fumi? – spytałem zdezorientowany, jednak
dziwnie szczęśliwy. Dziewczyna spojrzała na mnie z lekką naganą.
- Niedługo się dowiesz Naru... – pomimo powagi, kąciki jej
warg uniosły się ku górze.
Beta: Natalia O.
Hejka miśki! Wracam po bardzo długiej przerwie z nowym rozdziałem. Wiem, że się opierdalam, ale do końca maja będzie tak, że rozdziały będą rzadko wstawiane. Brak czasu, teraz mam co poniedziałki z czegoś sprawdzian i dupa :c Chciałabym częściej coś pisać, dodawać, ale nie mam kiedy. Doba jest zdecydowanie za krótka. Dlatego mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział i się odgniewacie na mnie :P
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego razu :*
Pozdrawiam was cieplutko i do następnego razu :*
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawe gdzie Fumiko ciągnie Naruto, to gapienie się na Naruto było bardzo dziwne...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję i również pozdrawiam Basiu c;
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, zastanawiam się gdzie to Fumiko tak ciągnie naszego Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ale gdzie tak Fumiko ciągnie naszego Naruciaka?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza