"Ktoś spytał, jakiego koloru jest wiatr?
- Widzisz, wiatr ma barwę naszych uczuć. Raz jest ciepły jak nasza troska, opieka i miłość, a za drugim razem jest chłodny jak zazdrość i zdrada. . . "
- Widzisz, wiatr ma barwę naszych uczuć. Raz jest ciepły jak nasza troska, opieka i miłość, a za drugim razem jest chłodny jak zazdrość i zdrada. . . "
Leniwie szedłem do szkoły w asyście mojego najlepszego
przyjaciela. Miał na imię Kiba. Słuchałem z uwagą, co ma mi do powiedzenia. A
mianowicie kolejna relacja z imprezy, na której nie byłem. Nie chciałem, bo odkąd
byłem z Itachim zmieniły się moje priorytety. Ja się zmieniłem. Stałem się innym
chłopakiem. Zaprzestałem brania udziału w nielegalnych wyścigach, co z
pewnością uradowało moją rodzicielkę jak i ojca. Nawet sprzedałem moją perełkę,
by mnie nie kusiło. Na imprezy nie chodziłem, bo wolałem spędzać czas z moim
ukochanym, albo z ludźmi z kapeli. Byli kochani. Nawet Hidan, którego średnio polubiłem.
Bądź, co bądź zawsze mogłem na nich liczyć. Nigdy mnie nie zawiedli, a wręcz
przeciwnie. Wspierali. Byli moją drugą rodziną. Pierwszą byli ludzie ze szkoły.
To oni znali mnie od małego i akceptowali. Uśmiechnąłem się do siebie w
myślach. Czując szturchnięcie spojrzałem na szatyna rozkojarzonym wzrokiem.
Fakt, znowu udało mi się odpłynąć do innej planety.
- Halo, tu ziemia do Naruto! Znowu mnie nie słuchasz. –
burknął obrażony. Wsunął dłonie do kieszeni szarych, dresowych spodni.
Przewróciłem oczyma. Czasami słuchanie innych ludzi było kłopotliwe.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Właśnie w tym momencie przypominałem Narę.
Klepnąłem Inzukę w ramię.
- Wybacz stary. Zamyśliłem się. O czym była mowa? –
przybrałem na twarz jeden z najbardziej słodkich, a zarazem niewinnych
uśmiechów. Chłopak widząc to, westchnął.
- Boże, co ja z tobą mam Uzumaki? Masz szczęście, że znamy
się od małego, bo inaczej stłukłbym cię na kwaśne jabłko. – oboje się
roześmialiśmy. Odpowiedziałem z nutką złośliwości.
- Ciesz się, że nie dzieci Inzuka, bo byłyby baaaardzo
głupie…. – widząc spojrzenie czarnych tęczówek wybuchnąłem śmiechem. Przymrużył
powieki tylko po to, by klepnąć mnie w potylicę.
- Auć, a to za co? – burknąłem rozmasowując bolące miejsce.
- Za to, że jesteś idiotą Uzumaki. – na twarz mojego
przyjaciela wkradł się łobuzerki uśmiech. I tak oto wiedziałem, że mam kłopoty.
A mogłem siedzieć cicho, jednak moja narwana krew dała o sobie znać. Uniosłem
brew.
- Czego chcesz?
- Od razu czego chcę. Nic nie chcę geniuszu. – przewróciłem
oczyma. Czasami tak łatwo mi ich wszystkich rozgryźć. A to dzięki Uchiha, który
jest o wiele dojrzalszy od swoich rówieśników i diabelnie inteligentny.
- Akurat, a więc wracając do tematu… o czym mówiłeś? –
uśmiechnąłem się, ponieważ po tych słowach chłopak niemal od razu się
rozpogodził.
- Mówiłem o tym panie zakochany, iż poznałem na imprezie
fantastyczną dziewczynę. Boże jakie ciało, jaka uroda… no mówić ci. Ideał! –
wykrzyknął rozmarzony przez co kilka osób obejrzało się za nami. Zaśmiałem się.
Poklepałem go po plecach.
- Mam nadzieję, że niedługo ją poznam panie Inuzuka. Może
będziemy chodzić na podwójną randkę…? – spytałem złośliwie, przez co ponownie zostałem
niemile potraktowany tzw sójką w żebra. Burknąłem pod nosem.
- Prosisz się o lanie, złośliwcu. Czekaj, czekaj, masz jakiś
zadziwiająco dobry humor, czyżby… czyżby z rana do czegoś doszło? – na jego
twarzy pojawił się triumfujący uśmiech. Na moich policzkach niekontrolowanie
pojawił się rumieniec. Przyśpieszyłem zostawiając za sobą chłopaka.
- Nie twój interes Inuzuka! – prychnąłem. Szybko mnie
dogonił.
- Ha! Miałem rację! – wykrzyknął uradowany. Na szczęście z
opresji uratował mnie Deidara i Shikamaru, którzy wyłonili się za zakrętu.
Zawzięcie nad czymś dyskutowali. Mniemałem, że zapewnie o sztuce. Podbiegłem
machając ręką.
- Cześć wam! – na twarz wkradł się szeroki uśmiech.
- Cześć Naruto.
- Siema Naru. Szedłeś z tym psem na baby? – na twarzy blondyna
pojawił się złośliwy uśmiech. Spojrzałem kątem oka na Kibę ,który przymrużył
powieki.
- Tylko nie pies na baby. Weź się lepiej z tą sztuką wypakuj
gdzie indziej. – burknął. Przywitał się tylko z Narą który ze znudzeniem, jak i
ulgą szedł obok mnie. Podejrzewałem, że był zadowolony, iż uciążliwy kolega
znalazł sobie inny obiekt do kłótni. Ściszonym głosem zapytałem.
- Jak tam z Nejlim? – uśmiechnąłem się półgębkiem. Szatyn
zerknął na mnie leniwie.
- Jakie to kłopotliwe. Związek jak związek. Jednak nasze mamy
są wkurzające. Jeny, nawet nie masz pojęcia jak potrafią marudzić. Mimo tego,
jest dobrze. Dzięki za pomoc. Dobry z ciebie przyjaciel. – mruknął. Skinąłem
głową szeroko się uśmiechając. Czując wibracje wyciągnąłem komórkę z kieszeni
spodni, odblokowałem telefon. Widząc sms z nieznanego numeru zmarszczyłem brwi.
Kliknąłem na ikonkę z wiadomością. Odczytawszy ją zatrzymałem się w miejscu, a
moje wargi mimowolnie się rozchyliły. Byłem w szoku. Miałem wrażenie, że
właśnie moje życie zatrzymało się w miejscu, że świat się rozpada. Zresztą tak
właśnie było, Itachi był moim światem. A skoro coś złego tyczy się jego to
tyczy się to wszechświata. Stałem otępiały w tym samym miejscu. Dopiero po
kilku chwilach przyjaciele zorientowali się, że coś jest nie tak ponieważ
zatrzymali się i popatrzyli na mnie z pewnej odległości.
- Ejj Naru! Pośpiesz się, bo spóźnimy się do szkoły! – głos
Kiby odbijał się w mojej głowie jednak nie rejestrowałem tego co mówi. To było
tak jakbym wpuszczał jego słowa prawym uchem, a lewym wypuszczał. Geniusz
zmarszczył brwi, podszedł do mnie, a następnie położył dłoń na moim ramieniu.
- Naruto, wszystko w porządku?
- N-nie… Itachi… - wydukałem. Nadal byłem w ogromnym szoku.
Wiedziałem, że powinienem ruszyć się, biegnąć i jak najszybciej znaleźć się
obok jednak nie umiałem się do tego zmobilizować. Szok był zbyt duży. W końcu
mój chłopak był ostatnią osobą której mogło cokolwiek się stać lub choćby
dolegać.
- Ale co Itachi? – niebieskie tęczówki intensywnie mnie
taksowały. Dopiero teraz dostrzegłem, że jestem otoczony przez pozostałych.
Zacisnąłem dłonie na czarnym telefonie, przełknąłem ślinę. Uniosłem wzrok.
- O-on jest w szpitalu… - mój ton głos był niemal grobowy.
Zacisnąłem powieki, aby się nie rozpłakać. Niemal od razu zostałem przytulony.
Nie wiedziałem przez kogo. Zresztą kogo to interesuje? Słyszałem tylko urywki
rozmowy.
- … trzeba wezwać taksówkę…
- .. ale on nie kontaktuje…
- … przecież musimy mu pomóc…
- Nie rozumiesz, on go kocha…
- … kiedy przyjedzie ta pieprzona taksówka?...
- … wszystko w porządku Naru?... – nawet nie drgnął mi
mięsień. Byłem zamknięty na świat rzeczywisty. Byłem tylko w swoim, dobrze
znanym. Nie mogłem zrozumieć co się dzieje. W końcu było tak dobrze. Mogłem
rzec iż idealnie, a teraz? Teraz to było nie do pomyślenia. Nie teraz, gdy
miałem plany, dalekosiężne marzenia. Nie teraz, gdy zaznałem co to jest miłość.
Miłość do niego. Poczułem jak ktoś mną potrząsa. Uniosłem głowę jednak miałem
wrażenie jakbym patrzył za mgłą. Uniosłem brew.
- Który szpital? – głos Shikamaru jak zwykle, był spokojny.
- Ten niedaleko naszej ulubionej kawiarni. – mruknąłem.
Czułem jak ktoś mnie ciągnie, a następnie wpycha do samochodu. Miałem wrażenie
jakbym był jakąś szmacianą laleczką. Może tak było. Nie wiem. Jednak w tamtym
momencie byłem, a jednak mnie nie było. To było dość dziwne doświadczenie. Chciałem
go jak najszybciej zobaczyć. Widzieliśmy się rano, a nie widziałem żeby było
coś nie tak. Właśnie. To musiał, być jakiś pieprzony żart. To nie miało racji
bytu. Czyjaś dłoń dotknęła mojej, drgnąłem. Inzuka intensywnie mi się
przypatrywał.
- Co z nim? Co się stało? – trzy pary spojrzeń utkwiły we
mnie spojrzenie.
- Nie wiem dokładnie. Ale chyba od tak nie trafia się do
szpitala? – zapytałem retorycznie, obróciłem głowę w bok. W milczeniu
przyglądałem się mijanym samochodom, mieszkaniom. Widziałem to jednak do końca
nie akceptowałem tego krajobrazu. Byłem im wdzięczny. Pewnie gdyby nie oni nie
miałbym czego tutaj szukać. Za pewne stałbym jak taki kołek i nie umiał się
ruszyć.
- D-dziękuję… - wymamrotałem. W końcu zatrzymaliśmy się
przed białym gmachem szpitalnym. Zagryzłem dolną wargę. To miejsce nie wróży
nic dobrego. Z tego co kiedyś słyszałem trafiały tutaj osoby które mają poważne
problemy zdrowotne. Nie były to przelewki. Wypchnięty z taksówki wykonałem
samodzielnie kilka kroków. Zabrany pod ramie przez Deidare. Wlokłem się jednak
miałem to w dupie. Musiałem go zobaczyć. Sprawdzić, że nic mu nie jest.
Mentalnie się spoliczkowałem. Hej jakie znowu nic mu nie jest? Zresztą, czy on chciałby
mnie zobaczyć w takim stanie? Chciałby zobaczyć swojego chłopaka który nie
kontaktuje i zachowuje się jak kukiełka? Nie. Jakaś wewnętrzna siła wlała się
do mojego ciała. Wyprostowałem się, a kroki zacząłem stawiać pewnie.
Przyjaciele spojrzeli na mnie z zaskoczeniem jednak nie skomentowali tego
faktu. Na twarzy blondyna dostrzegłem coś w rodzaju podziwu. A może mi się
zdawało? Nie ważne. Wszedłem do placówki i od razu skierowałem się do recepcji.
Widząc miłą szatynkę w krótkich włosach uśmiechnąłem się. Mimo, że nie było mi
do śmiechu.
- Dzień dobry. Niedawno tutaj trafił Itachi Uchiha… gdzie
mógłbym go znaleźć? – kobieta spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczyma.
Posłała mi lekki uśmiech. Wpisała coś do komputera. Przez chwilę nic nie
mówiła. Bałem się, że zapyta, czy jestem kimś z rodziny jednak na szczęście tak
się nie stało.
- Pan Uchiha znajduje się w pokoju 30. Proszę za długo nie
siedzieć. Pacjent potrzebuje dużo spokoju i wypoczynku. – raz jeszcze się do
mnie uśmiechnęła i wróciła do przerwanej pracy. Nie zbaczając na nikogo
ruszyłem przed siebie. Nie miałem pojęcia, gdzie idę jednak nie przeszkadzało
mi to w poszukiwaniach. Wręcz
przeciwnie. Miałem chwilę dla siebie. Mogłem zebrać myśli. Pomyśleć i ustawić
siebie do porządku dziennego. Postarałem się uśmiechnąć jednak nie bardzo mi to
wyszło. Spróbowałem kilkakrotnie, aż za dziesiątym razem mi się to udało.
Zapewne nie wyglądało to pokrzepiająco, ani przekonująco jednak nie chciałem,
aby zobaczył mnie z grobowym wyrazem twarzy. Znałem go i wiedziałem, że nie
będzie zadowolony widząc w jakim stanie jestem. Zresztą, czy można być w innym
wiedząc, że ukochana osoba jest w poważnym stanie zdrowia? Nie. Więc nie mógł
oczekiwać ode mnie, że będę się uśmiechać jak pieprzona lalka. Jak gdyby nic się
nie stało. Sasuke… dopiero teraz oprzytomniałem. Jeżeli to było coś poważnego
musiałem go o tym powiadomić. Wiedziałem, że jak tylko go zobaczę ból serca
powróci. On był jak drzazga która nie mogła wyjść. Nigdy tak naprawdę o nim nie
potrafiłem zapomnieć. Czasem ta drzazga dokuczała bardziej, innym razem mniej.
Nie umiałem jej wyjąć, nie umiałem się z niego wyleczyć. Nadal miałem przed
oczyma wyraz jego twarzy, gdy ostatni raz się widzieliśmy. Nie jestem pewien,
czy będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie po tym jak go zraniłem. Dopiero nie
dawno sobie to uświadomiłem. Uświadomiłem jakim byłem gówniarzem i pieprzonym
alvaro. Za sprawą jego starszego brata zmieniłem się, wydoroślałem. Na wiele
rzeczy patrzyłem już inaczej za co byłem mu niezmiernie wdzięczny. Dzięki niemu
nie doszedłbym tak daleko. Nie byłoby mnie tam, gdzie jestem. Prawdopodobnie
nie żyłbym. Miałem pasję, pasję którą nadal kochałem. Może była chora jednak
kochałem ją całym życiem. Teraz umiałem bez niej żyć, pogodzić się z ryzykiem
jakie stwarzała. Jedną pasję zastąpiłem drugą. Nie wiem, czy to normalne jednak
zaakceptowałem to. Byłem szczęśliwszy? Chyba tak. W końcu Itachi przy mnie był
nawet kiedy chciałem się ścigać, nie odszedł. Cholera, o czym ja rozmyślam? To
była przeszłość. Przeszłość którą dawno zamknąłem za sobą. Nie powinienem w tym
momencie głębiej o niej rozmyślać. Ona sprawiała tylko ból. W końcu dotarłem do
wcześniej wskazanej mi sali. Nacisnąłem klamkę, a drzwi się otwarły. Moim oczom
ukazał się śpiący chłopak. Moje serce momentalnie zabiło mocniej.
- Itachi… - szepnąłem w przestrzeń.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Naruto wydoroślał dzięki Itachiemu, ale co z nim dlaczego trafił do szpitala...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia