wtorek, 2 maja 2017

Grafik: Nowy początek.












"Och, miłości moja, tęsknię za tobą, tę tęsknotę jak ból czuję w skórze, w gardle, z każdym oddechem mam uczucie, jakbym wdychał pustkę w piersi, w których już cię nie ma."





- Zgadza się. Proszę poczekać. Pan Wilson zaraz pana przyjmie – usiadłem na wskazane przez nią miejsce i czekałem. O dziwo nie czekałem długo. Byłem nawet zdziwiony. Potocznie było wiadomo, że prawnicy trzymają swoich klientów dość długo udając, że są wielce zajęci. Posłałem słaby uśmiech w kierunku starszego mężczyzny. Wszedłem za nim do gabinetu. Ten wskazał mi miejsce, więc je zająłem. Po chwili ciszy zacząłem opowiadać z jaką sprawą przyszedłem. Prawnik co jakiś czas kiwał głową i zapisywał coś w zeszycie. Nie przejmowałem się. W końcu zamilkłem i z uwagą przypatrywałem się już siwiejącemu adwokatowi.
- Rozumiem panie, Dolores. Sprawa jest prosta. Jeszcze dzisiaj postaram się złożyć papiery do sądu. No, i oczywiście wyślę list do pana Amaru.
- Dziękuję – mruknąłem cicho jednak nie spuściłem wzroku na dół. Ten kontynuował.
- Myślę, że w ciągu miesiąca, jeśli nie napotkamy na drodze problemów, powinniśmy rozwiązać sprawę.
- Tak szybko? – zdziwiłem się. U nas to chyba z rok, by się sprawa ciągnęła. Właściciel pomieszczenia szeroko się uśmiechnął i pokiwał z rozbawieniem głową.
- U nas w mieście tego typu sprawy szybko się rozwiązuje. Rozumiem, że nie jest pan stąd?
- Owszem – wstałem z krzesła. Uśmiechnąłem się i podziękowałem. Zapłaciłem za wizytę i wyszedłem. Pożegnałem się z sekretarką i wyszedłem. Postanowiłem się wybrać na zakupy i poznać okolicę.
( 2 miesiące później )

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Pozwoliłem sobie siedzieć na parapecie. Z zamyśleniem wpatrywałem się w panoramę jaka znajdowała się za oknem. Wietrzyk delikatnie rozwiewał moje ciemne włosy we wszystkie strony świata. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Delikatnie łaskotało. Oparłem rozgrzany policzek o zimne szkło. Przymknąłem powieki. Powiedziałem cicho w przestrzeń.
- A więc to już koniec małżeństwa Dolores. – niemrawo zacisnąłem szczękę. Nie spodziewałem się, że tak szybko sprawa rozwodowa się potoczy, że tak szybko moje uczucia znikną. Tego, że będę niczym bryła lodu. Mimo całej tej przykrej sytuacji tęskniłem za Yahim. Chciałem go w końcu dotknąć, przytulić, pocałować. Dzwonił do mnie. Kilka razy. No może parenaście. A może Nawet kilkadziesiąt. Sms’y również pisał. Zapchał mi skrzynke odbiorczą. Nie odebrałem, ani nie odpisałem na żadną wiadomość. Nie chciałem go ranić, a sobie dawać złudnych nadziei. Tak musiało po prostu być. Musiałem ten rozwód przetrwać w samotności. Nie chciałem się w tym czasie uwikływać w żadne romanse, ani miłości. Amari naprawdę złamał mi serce. Zrujnował wszystkie moje plany. Nie wiedziałem co ze sobą począć. Zdawałem sobie sprawę, że w końcu będę musiał wrócić do pracy. Jedynie kto wiedział o moich problemach to był szef. W końcu musiałem mu wyjaśnić przedłużającą się nieobecność. Przyznam, że nie było to takie łatwe. Facet jest dość dociekliwy. Na końcu wycisnął mnie jak cytrynę. Rozumiałem go. W pewien, pokrętny sposób martwił się o mnie. Westchnąłem zostawiając przy tym pare na szkle. Otwarłem powieki. Spojrzałem w bezchmurne niebo. Uniosłem lekko kąciki warg do góry. Z ciszy i zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Rozejrzałem się nieprzytomnie po niewielkim salonie. Mimo, że nie był zbyt wielki podobało mi się tutaj. Było schludnie i miło. Lubiłem takie pomieszczenia. Z niechęcią zeskoczyłem z zajmowanego miejsca i wolnym krokiem ruszyłem w stronę z którego dobiegał dźwięk. Znalazłszy w końcu aparat komórkowy kliknąłem na zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Niko? Musisz pilnie wracać do pracy. Mamy mega ważny projekt, a bez twojej pomocy nie uda nam się. Wiesz to jest mega duża szycha… jeśli skopiemy projekt to jesteśmy skończeni w tym biznesie… - słuchałem ze znudzeniem tego co mówił mój szef. Wcale nie miałem ochoty wracać. Chciałem tutaj zostać. Zaszyć się. W ciszy. Z własnym bólem. Najwidoczniej nie było mi to dane. Poza tym musiałem zarabiać, by za coś żyć. A oszczędności w zastraszającym tempie się kurczyły. Pomasowałem dwoma opuszkami palców skroń.
- No rozumiem, ale chciałem tutaj jeszcze zostać kilka dni…
- Ja wszystko Niko rozumiem. Wiem, że przeżywasz to co się stało, ale jesteś nam potrzebny.
- A Yahi? – niepewnie zapytałem. Odkąd wyjechałem, ani razu o niego nie zapytałem. Chciałem. Nawet kilka razy, ale bałem się zapytać. W tej sytuacji musiałem jeżeli chciałem się łudzić, że będę mógł zostać.
- Yahi? Jest dobry. Nieźle się podszkolił w ciągu tych kilku miesięcy. Niestety on raczej nie podoła temu zleceniu. Potrzebuje doświadczonych i utalentowanych pracowników. Mogę na ciebie liczyć?
- No dobrze. Postaram się jutro po południu przylecieć.
- Dobrze. Przyjedź od razu do firmy. Oczywiście firma pokryje koszt taksówki. Bylebyś był jak najszybciej w biurze.
- Zrozumiałem. Oczywiście, że będę. – mruknąłem. Wymruczałem jeszcze jakieś pożegnanie, a następnie pożegnałem się. Odłożyłem telefon na miejsce. Przez chwilę wpatrywałem się w niego z zamyśleniem. W końcu otrząsnąłem się. Szybko się spakowałem. Nie było tego wiele. Kilka koszul, koszulek, spodni i spodenek. I oczywiście bielizna. Będąc spakowanym nie wiedziałem co ze sobą uczynić. Z braku laku lepszego zajęcia postanowiłem zrobić sobie herbate. Pomaszerowałem do kuchni, wyjąłem kubek, wstawiłem wodę, wsypałem dwie łyżeczki cukru, a następnie wsadziłem torebke herbaty. Oparłem się dłonią o blat. Przed oczyma zaczęły mi przelatywać wszystkie chwile z moim ex. Uśmiechnąłem się pod nosem. Gdy czajnik obwieścił, że woda się zagotowała zalałem gorącą wodą naczynie, a następnie pomieszałem łyżeczką. Złapałem za uszko i skierowałem się do salonu. Odłożyłem kubek na stół, a sam odpaliłem laptopa. Pokasowałem wszystkie zdjęcia. Gdy to zrobiłem wyłączyłem urządzenie, a sam położyłem się na kanapie. Zamknąłem powieki. Nie wiedziałem co ze sobą robić. Czułem się zagubiony. Westchnąłem przeciągle. Kolejny raz w przeciągu tak krótkiego czasu. Nie uśmiechało mi się tam wracać. Ale musiałem.


( … )


Dzień powrotu. Do domu. Jakby nie powiedzieć tam był mój dom. Ze współlokatorem. Postanowiłem, że na razie pomieszkam w jakimś hotelu. Obawiałem się spotkania z Karlulim. Nie wiedziałem co mu powiedzieć, jak spojrzeć w twarz. Po tym wszystkim. Po tym jak go zraniłem. Co jakiś czas zadawałem sobie pytanie co mnie wtedy napadło. Wziąłem szybki prysznic. Ubrałem czystą bieliznę. Ubrałem czarne spodnie które były na gumkę przy kostkach. Do tego niebieską koszulę która podkreślała błękit moich oczów. Moje włosy spiąłem w tradycyjny kucyk. Nie miałem zamiaru ich ścianać. Przywiązałem się do nich. Kochałem długie włosy. Były coś w rodzaju mojego talizmanu. Uśmiechnąłem się sztucznie do swojego odbicia. Zapiąłem walizkę i już byłem gotów. O 9 zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć. Widząc właściciela uśmiechnąłem się. Wpuściłem go do mieszkania. Wręczyłem mu klucz do mieszkania.
- Dziękuję za te 2 miesiące. Niestety muszę już wracać do domu.
- Rozumiem. Miło było mi gościć pana. Miłej podróży.
- Dziękuję. Powodzenia. – posłałem mu uśmiech. Przedłużyłem rączkę walizki i wymaszerowałem z pomieszczenia. Z mieszkania które było moim domem na czas tych przykrych chwil. Znalazłszy się na dworze odetchnąłem świeżym powietrzem. Będzie mi brakować tego miejsca. Byłem sentymalistą niestety. Widząc taksówkę zamówioną nieco wcześniej przeze mnie poczułem coś w rodzaju ulgi. Nie chciałem się spóźnić. Nie uśmiechało mi się później czekać kilku godzin na lotnisku za następnym środkiem transportu. Zapakowałem się z moimi bibelotami do auta, a sam zająłem miejsce z tyłu.
- Na lotnisko proszę. – powiedziałem kierowcy. Ten kiwnął głową i ruszył w drogę. Podziwiałem z nostalgią widoki za oknem. Zacząłem się zastanawiać jak zareaguje brązowowłosy chłopak widząc mnie w firmie. Podejrzewałem, że nasze spotkanie będzie nieuniknione. Zagryzłem wargę. Chciałem i nie chciałem go spotkać. „Cholerne dylematy” przemknęło mi przez głowę. W krótkim czasie znaleźliśmy się w miejscu docelowym. Zapłaciłem za przejazd, zabrałem walizkę i torbę podręczną. Podziękowałem za podróż i dziarskim krokiem skierowałem się na hale odlotów. Po załatwieniu formalności w końcu znalazłem się w samolocie. W pierwszej klasie. Na miejscu koło okna. Pozostało mi tylko oczekiwanie. Na najgorsze lub najlepsze. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Tak długo mnie nie było. Po tym odcięciu się od ludzi bałem się, że mnie znienawidzą. „Za dużo tych myśli” warknąłem w głowie. Potarłem poirytowany czoło. Popatrzyłem przez okno. Czując czyjąś obecność natychmiast odwróciłem głowę. Widząc śliczną, czerwonowłosą dziewczyne lekko się uśmiechnąłem. Akurat zajęła miejsce obok mnie. Odwzajemniła gest.
- Witaj. Will jestem. A ty? – byłem zaskoczony jej bezpośredniością. Z drugiej strony byłem zadowolony. Tak dawno nie obcowałem z normalnymi ludźmi. Wyciągnąłem ku niej dłoń.
- Witaj, jestem Niko. Miło mi cie poznać. Jesteś dosyć bezpośrednia. – mruknąłem nieco zawstydzony. Peszyli mnie tacy ludzie. Na moje słowa z jej ust mogłem usłyszeć perlisty śmiech.
- Zgadza się. Taka już jestem, no ale nic na to nie poradzę. Za to ty widzę, jesteś typem osoby nieśmiałym. – puściła mi oczko. Poczułem jak moje policzki zaczynają robić się gorące. Odwróciłem głowę w bok chcąc ukryć zmieszanie. Czując, że już jest ok. znowu odwróciłem ku nowo poznanej towarzyszce głowe. Burknąłem buńczucznie.
- Nie prawda. Po prostu jestem zaskoczony. To tyle.
- Dobra dobra. Już mnie nie bajeruj. – oboje się uśmiechnęliśmy. Cała podróż minęła nam na miłej rozmowie. Okazało się, że mamy wiele ze sobą wspólnego. Cieszyłem się. Nawet okazało się, że mieszkamy w tym samym mieście. I niedaleko siebie. No przynajmniej wcześniej. Teraz nie wiedziałem jak to będzie z moim lokum. Wysiedliśmy z samolotu, odebraliśmy bagaże i skierowaliśmy się ku wyjściu. Spojrzałem się na moją towarzyszkę z zamyśleniem. Uniosła brew, cicho mruknęła.
- Mam coś na twarzy, że tak mi się przypatrujesz?
- Nie, nie – odparłem gwałtownie. Uśmiechnąłem się i dodałem.
- Zamyśliłem się.
- Jasne. Oj Niko Niko. Z ciebie można czytać jak z otwartej księgi.
- Nie prawda! – zaperzyłem się. Pokazała mi język na co się zaśmiałem. Zdecydowanie mój nastrój się poprawił. Z wisielczego na dobry. Chyba to dobry znak, prawda? Pożegnaliśmy się na postoju taksówek uprzednio wymieniając się numerami telefonów. Od razu pojechałem do firmy. Stojąc przed budynkiem poczułem coś na kształt wzruszenia. Lubiłem tutaj pracować. Co może wydawać się dziwne, ale tak było. Bez zbytniego ociągania się wszedłem i pojechałem windą na odpowiednie piętro. Znalazłszy się na nim odetchnąłem głęboko i ruszyłem korytarzem. Czułem na sobie spojrzenia ludzi, słyszałem ich szepty. Starałem się tym nie przejmować. Szedłem przed siebie lekko się uśmiechając i kiwając głową. Na znak pozdrowienia. W końcu dotarłem przed właściwy gabinet. Zapukałem.
- Wejść! – na te słowa wykonałem polecenie i już po chwili znalazłem się w zagraconym pokoiku. Zostawiłem bagaż przy drzwiach, a sam powędrowałem w stronę krzesła. Zająłem miejsce i spojrzałem na czterdziestolatka.
- Witaj Niko. Miło cie widzieć.
- Mi również szefie. – odpowiedziałem nie do końca szczerze. Mężczyzna nawet nie zwrócił na to uwagi zbyt pochłonięty papierami. Po chwili podał mi te które czytał. Pobieżnie przejrzałem je. Dotyczyły nowego zlecenie. Gwizdnąłem cicho.
- No właśnie. Trudne zadanie, ale myślę, że sobie z nim poradzisz.
- Na kiedy? – spytałem cały czas czytając to co było na nich zawarte.
- Do niedzieli masz czas.
- 4 dni. Nie mogłeś mi wcześniej tego dać?
- Wybacz. Wczoraj dopiero klient dał zlecenie. Za szybkie wykonanie płaci bardzo dużo. Sam rozumiesz..
- Rozumiem. – mruknąłem bez przekonania. Czekała mnie masa roboty. Westchnąłem i podrapałem się po potylicy.
- Dziękuję. To wszystko. Możesz już iść. Pewnie jesteś zmęczony po podróży. Odpocznij i zabierz się do roboty.
- Tak jest szefie. – wstałem z zajmowanego przez siebie miejsca. Ruszyłem w stronę wyjścia, gdy zatrzymał mnie jego głos.
- A. zapomniałbym. Yahi o ciebie pytał.
- I co mu szef powiedział?
- Że sam z nim porozmawiasz jak przyjedziesz. – westchnąłem ze zrezygnowaniem. Szef to potrafił porobić człowieka. Nawet ciut nie potrafił pomóc. Wziąłem walizkę i wyszedłem. Szybko skierowałem się do wyjścia. Nie chciałem nikogo spotkać. Przynajmniej na razie. Nie wiedząc, gdzie się mam podziać wybrałem pewien numer.
- Halo?
- Will?
- Tak, już się stęskniłeś Niko?
- Wiesz, mam do ciebie nietypową sprawę…
- Dajesz.
- Przenocowałabyś mnie? Dzień? Dwa?
- Nocuj ile chcesz. Adres znasz prawda?
- Tak. To za kilka minut będę.
- Do zobaczenia. – uśmiechnąłem się pod nosem. Rozłączyłem się. Postanowiłem się przejść. Po półgodzinie byłem pod zapisanym adresem. Zadzwoniłem do drzwi. Chwilę później otwarła mi je czerwonowłosa. Lekko mnie uściskała. Naprawdę, ta kobieta mnie zadziwiała.
( …. )
Zmęczony przetarłem wierzchem dłoni oczy. Nareszcie skończyłem ten przeklęty projekt. Dopiłem już zimną kawę. Spojrzałem zmęczony na efekt mojej pracy. Musiałem przyznać, nieskromnie, że wyszedł całkiem nieźle. Ziewnąłem. Byłem padnięty. Prawie wcale nie spałem. Czułem się niczym upior, ale opłaciło się. W międzyczasie dyskutowałem na wiele spraw z moją nową koleżanką. Otworzyła mi oczy na dużo rzeczy. Postanowiłem, że rano pojadę do Yahiego i porozmawiamy. Już czas. Wystarczająco długo to odkładałem. Tylko nie wiem, czy on będzie chciał rozmawiać ze mną. Zapisałem plik, a następnie przesłałem go przełożonemu. Zadowolony położyłem się spać. Rano obudził mnie zapach jajecznicy. Niechętnie zwlekłem się z kanapy. Powędrowałem za zapachem. Wszedłem do kuchni. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
- Hej Will. Co tam dobrego pichcisz?
- Śniadanie śpiochu.
- Tylko nie śpiochu. Wypraszam sobie! – naburmuszyłem się. Słysząc jej śmiech pokazałem kobiecie język. Po chwili przede mną stał talerz parującej jajecznicy oraz kawa. Uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, że tak o mnie dbasz.
- Nie ma sprawy. Miło mieć współlokatora.
- Nie bałaś się mnie przyjąć pod swój dach?
- Nie. – odpowiedziała z prostotą. Usiadła naprzeciw mnie. Zaczęliśmy w ciszy jeść śniadanie. Mieliśmy niepisaną umowę, że posiłki spożywamy w ciszy delektując się nimi oraz mając czas dla siebie. Szanowałem to. Nawet mi to odpowiadało. Po skończonym posiłku umyłem naczynia. Wziąłem szybki prysznic. Ubrałem czarny podkoszulek oraz tego samego koloru szorty. Było dzisiaj ciepło. Przechodząc przez salon dostrzegłem Will.
- Wychodzę. Trzymaj za mnie kciuki.
- Cały czas trzymam głąbie.
- Ciołek. – mruknąłem uśmiechając się niewinnie. Widząc jej mordercze spojrzenie zachichotałem. Oh jednak spodobało mi się droczenie z nią. A najbardziej wkurzanie. Chyba zapiszę to sobie w moim hobby. Wyszedłem. Nieśpiesznie kierowałem się do mojego poprzedniego lokum. Gdy znalazłem się pod drzwiami poczułem się dość niepewnie. Obawy jakie miałem powróciły. Tym razem ze zdwojoną siłą. Zadzwoniłem do drzwi. Przez chwilę panowała cisza, lecz już po chwili byłem w stanie usłyszeć w mieszkaniu hałas. W końcu drzwi się otwarły, a moim oczom ukazała się brązowa czupryna oraz zielone oko. Moje serce zamarło.



I tak oto kończy się historia Niko oraz Yahiko. Zakończenie będzie dowolne. Wymyślone przez was. Lubię tą formę opowiadania, gdy czytelnik wymyśla sobie alternatywne zakończenie. Mam nadzieję, że wam się spodobało opowiadanie. Że zżyliście się w pewnym stopniu z bohaterami. To moje pierwsze ooc dlatego proszę was o wyrozumiałość. Liczę na wasze opinie :* Wiem, że trwało nim dodałam zakończenie jednak mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz