"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby
zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość."
Przede mną stała moja była dziewczyna. Nie widziałem jej
wieki temu. Byłem zaskoczony jej obecnością tutaj. W końcu nikogo tutaj nie
miała. I zjawia się tak po prostu? Bez słowa? Poczułem lekki ból w klatce
piersiowej przypominając sobie nasze nieprzyjemne zerwanie. To jak ją kochałem.
Dałbym sobie za nią uciąć rękę. I właśnie dzisiaj byłbym bez kończyny.
Zagryzłem dolną wargę. Gestem wpuściłem ją do środka. Nic się nie zmieniła.
Dalej była śliczna, a jej uśmiech rozświetlał pomieszczenie. Shion. Jej blade,
lawendowe oczy, jasnoblond włosy, które kończą się około tali, zakręcone w
warkocz na końcu. Wąskie usta wygięte w delikatnym uśmiechu, blada twarz
przyozdobiona kilkoma piegami które nadawały uroku. Ta dziewczyna miała
zaledwie 161 wzrostu, a potrafiła pokazać pazurki. Czułem się nieswojo. Nie
wiedziałem co ze sobą zrobić. Bądź co bądź nadal jakieś uczucia do niej
żywiłem.
- Hej Shion. Co się sprowadza? – mruknąłem. Nadal staliśmy w
korytarzu. Nasze ciała dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Mogłem poczuć
ciepło jej oddechu na swojej szyi. Oblizała językiem zeschnięte wargi. Uniosła
wzrok na mnie. Dostrzegłem niepokój. Przystąpiła z nogi na nogę.
- Cześć Naruto. Mi ciebie również miło widzieć – lekko
przekrzywiła głowę na bok. Jakby z wyrzutem. Zacząłem się zastanawiać czego ode
mnie oczekuje. Radości? To ona zerwała. To ona odeszła do innego raniąc tym
samym moje serce. Cierpliwie czekałem co ma mi do powiedzenia.
- Masz syna… - wyszeptała natychmiastowo zwracając wzrok na
swoje buty. A ja? Omal nie udławiłem się śliną. Ja? Ojcem? W tym wieku? Ale
jak? Uważaliśmy… zabezpieczaliśmy się. Nie mogłem tego przetrawić.
Wykrztusiłem.
- Jesteś pewna? Przecież się zabezpieczaliśmy dattebayo! –
moje spojrzenie spoczęło na jej zarumienionych policzkach. Niepewnie zerknęła
na mnie. Widząc emocje na mojej twarzy zagryzła dolną wargę.
- Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej Naru… byłam
pewna, że sobie poradzę. Dodatkowo nie chciałam cie obciążać. Wystarczająco
narozrabiałam… - ostatnie słowo zaakcentowała. Miała rację. Nie wiedziałem jak
zareagować. A co dopiero jakbym miał to powiedzieć Jirayi. Przecież on mnie
zabije.
- Powinnaś. Co cie skłoniło żeby łaskawie mnie poinformować?
– warknąłem zirytowany. W co ona pogrywała? Do jasnej cholery. Co ona sobie
wyobraża? Że od tak może wparować do mojego życia? Ledwo je poskładałem po jej
odejściu, a ona jak gdyby nic wpada z bombą i wszystko niszczy. Mimowolnie
zacisnąłem dłonie w pięści. Nikt na takie traktowanie nie zasługiwał. Nawet
największy wróg. Dziewczyna dostrzegając moją postawę spięła się. Sama już nie
wiedziała, gdzie podziać wzrok. W końcu spojrzała na mnie swoim lawendowym
spojrzeniem.
- Teraz już wiem. Po prostu nie radzę sobie Naru. A dziecko
zasługuje na to, aby mieć ojca. Niczym nie zawiniło…
- Teraz sobie przypomniałaś, że ma ojca dattebayo?! –
wydarłem się. Nie byłem w stanie dalej powstrzymywać gniewu. Myślała, że takimi
słówkami załatwi wszystko? Może z dawnym mną. W tym zakochanym idiocie który
był ślepo w nią zapatrzony. Jednak odkąd moi rodzice zginęli, a ja poznałem
nowych przyjaciół zmieniłem się. Nie byłem tym samym chłopakiem co kiedyś.
Zapewne słyszał mnie cały dom jednak miałem to gdzieś. Trudno. Później będę się
tłumaczył siostrze.
- Nie. Na początku uniosłam się dumą. Wiem, idiotyczne. Później
doszłam do wniosku, że to bez sensu. Prędzej, czy później wydałoby się…
chciałam, żebyś sam się dowiedział ode mnie niż od kogoś lub przypadkiem
zobaczył… - wymamrotała. Dostrzegłem, że do jej oczów napływają łzy.
Westchnąłem przymykając powieki. Byliśmy młodzi. Oboje. A ja sam nie
pracowałem. Chciałem się skupić na nauce. Wyjechać. A to wszystko pokrzyżowało
moje plany. Cholera. Co miałem robić? Wiedziałem, że jeżeli jest naprawdę moje
to się go nie wyrzeknę. W końcu bądź co bądź był to mój syn. Moja krew.
Pamiętając o śnie i tym co mówiła Fumi oznaczało to, że płynęła w nim anielska
krew. A kiedyś będzie potrzebować wyjaśnień. Ochrony. Nauki.
- Ok, ok. w takim razie chciałbym go zobaczyć… - lekko
dotknąłem dłonią jej ramienia. Wzdrygnęła się. Jednak widząc lekko wygięte
kąciki mych ust uspokoiła się. Sama zdołała się uśmiechnąć.
- Dobrze. Mogę w weekend z małym podjechać. Będziesz wolny?
– uniosła pytająco brwi. Skinąłem głową.
- Jasne. Masz mój numer telefonu. Zadzwoń, napisz. Dogadamy
szczegóły – mruknąłem. Skinęła głową. Po tych słowach pożegnaliśmy się i
wyszła. Tępo wpatrywałem się w drzwi. W tym momencie musiałem się napić.
Pomyśleć. Szybko ubrałem buty. Narzuciłem bluzę która wisiała na wieszaku, a
następnie wyszedłem. A Kurama oczywiście za mną. Wyjąłem telefon i wybrałem
znany sobie numer.
- Masz czas? Teraz? – dziewczyna najwidoczniej słysząc nutki
w moim głosie bez wahania zgodziła się. Po kilkunastu minutach znalazłem się
pod jej domem. Stała już tam. Czekała na mnie. Czarne legginsy, brązowy
podkoszulek który sięgał do połowy ud oraz czarny plecaczek. Pomachała w moim
kierunku lekko się przy tym uśmiechając. Podszedłem, przytuliłem przyjaciółkę.
Ta cmoknęła mnie w policzek. Następnie pociągnęła za rękaw w stronę tyłu
domostwa, gdzie znajdowała się ławeczka i altana. Wdzięczny siadłem. Fumiko
usiadła obok i lekko się o mnie oparła. Z plecaka wyciągnęła po butelce piwa i
jedną podała mnie. Uśmiechnąłem się. Brązowowłosa wiedziała jak mi poprawić
humor. Otwarłem i upiłem dość pokaźny łyk piwa. Przymknąłem powieki. Tak,
zdecydowanie tego było mi trzeba. Poczułem jak na moich stopach układa się
pies.
- A więc o co chodzi Uzumaki? – mruknęła dziewczyna.
Podniosłem powieki, zerknąłem na nią z ukosa. Bądź co bądź bawiło mnie jak mówi
do mnie po nazwisku.
- Hmmm, jakby to delikatnie powiedzieć… jestem ojcem
dattebayo… - mruknąłem. Spojrzała na mnie z wytrzeszczonymi oczyma. Zagryzła
wolną wargę, jednak nie minęła nawet minuta, gdy na jej obliczu pojawił się
uśmiech.
- No to gratuluje głąbie. Syn, czy córka? – uniosła prawą
brew ku górze. Prychnąłem, nawet teraz musiała ze mnie drwić. W sumie taka
była. Wiecznie kpiąca i złośliwa.
- Podobno syn. Dzisiaj o tym mi powiedziała Shion. –
mruknąłem pod nosem. Ponownie upiłem łyk piwa. Westchnąłem. Dziewczyna
dostrzegając moje zmęczenie poklepała mnie po udzie.
- Pociesz się, że w tej sytuacji będziesz młodym ojcem. A ja
z drużyną pomogę ci wychować i łożyć na małego. Nie martw się. Nie zostaniesz z
tym sam. – uśmiechnęła się. Cmoknęła mnie w policzek, upiła łyk piwa. Gdy
wypowiedziała te słowa poczułem się lepiej. Cholernie bałem się zostać z tym
sam jednak nie miałem zamiaru zostawić matki mojego dziecka z tym samym.
Nawarzyłem piwa to chciałem je wypić. Nienawidziłem zachowywać się jak gówniarz
w poważnych sprawach. To nie przystoi.
- Dziękuję. Naprawdę nie masz pojęcia ile to dla mnie
znaczy. – na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Fumiko tylko się
zaśmiała.
- Od tego ma się przyjaciół no nie Uzumaki? Tylko nie
zapomnij o popołudniowym treningu z Itachim. – mrugnęła okiem. Rety, prawie bym
zapomniał. W sumie jak mogłem zapomnieć, że mam z nim trening?! Cieszyłem się,
że towarzyszka przypomniała mi o tym. Gdybym nie przyszedł on zabiłby mnie.
- Fumiko? – obróciła ku mnie głowę. Zerknęła pytająco.
- Opowiesz mi coś więcej o was? – w moim głosie można było
usłyszeć zaciekawienie. Przyjaciółka wygodniej się o mnie oparła, popatrzyła w
niebo. Gwiazdy zastanawiając się co mi powiedzieć.
- Hmm skoro Uchiha się koło was w pewien sposób kręcą to powinieneś
wiedzieć… Itachi i Sasuke są braćmi. W którymś wcieleniu służyli samemu
Lucyferowi. Nie wiedzieć czemu, ale kiedyś każde z potomków było obdarzone
anielską krwią. Teraz tylko pierworodny.
- Chcesz powiedzieć, że Itachi służył temu tam? – podekscytowanie
było wręcz namacalne.
- Zgadza się. Jednak Kushina, czyli twoja mama przeciągnęła
go na swoją stronę. Podejrzewam, że się w niej zakochał. – lekko się
uśmiechnęła.
- W mojej mamie? – uniosłem brwi. Tak tylko szturchnęła mnie
łokciem w ramie.
- W tym wcieleniu to była twoja mama. Jednak ona jest
Gabrielą. Najpotężniejszą z archaniołów. Przeznaczona samemu Michałowi. Oni
tworzą świętość. Rozumiesz? Zostałeś poczęty z samej góry… a to oznacza, że
czeka cię ciężkie życie, pełne niebezpieczeństw. Musisz się jeszcze dużo
nauczyć. A ja w tym ci pomogę. Od tego jestem. Jednak jeszcze nie teraz. –
ponownie tego wieczoru posłała w moim kierunku uśmiech. A ja miałem ochotę ją
pocałować. Potrafiła sprawić, że zapominałem o problemach. No i przyjemnie mi
się słuchało jej opowieści. Kurama bacznie nam się przypatrywał. Właśnie,
przypomniało mi się coś.
- A ty? A ty masz swojego opiekuna? – wyraz twarzy szatynki
zmienił się. Zasępiła się. Chwilę trwało nim na mnie spojrzała. W jej
spojrzeniu dostrzegłem smutek.
- Mój przyjaciel nie żyje. Dzielnie mnie bronił przed
demonem. Przypłacił za to swoim życiem. Jeżeli masz już swojego opiekuna to
będzie cie bronił za cenę własnego życia. Dlatego Naruto doceniaj każdą chwilę
z nim związaną. Może się okazać, że będzie niewiele czasu lub więcej. – po jej
policzku spłynęła samotna łza. Przytuliłem ją do siebie, oparłem podbródek o
jej głowę. Rozumiałem jej smutek po stracie najbliższej osoby. Sam straciłem,
aż dwójkę. Strata? Strata to najgorsza rzecz jaka może się przytrafić. Nie ból,
nie smutek, ale właśnie strata czegoś dla nas ważnego. Ta pustka w sercu i
życiu. Dezorientacja.
- Przykro mi. Mam nadzieję, że jak stanę się silniejszy to
ja będę cie mógł ochronić dattebayo. – uśmiechnąłem się. Naprawdę tak myślałem,
chciałem tego. Odsunęła się, aby zerknąć na mnie. Dostrzegłem psotne ogniki.
Wiedziałem, że udało mi się odwrócić jej myśli.
- Jak rycerz na białym koniu? O tym myślisz Uzumaki? I
liczysz na moją dozgonną wdzięczność oraz na pocałunek? – uniosła brew, a
kąciki wykrzywiła w ironicznym wyrazie. Skinąłem poważnie głową.
- Dokładnie księżniczko. Jednak jeżeli nie mam co liczyć na
dozgonną wdzięczność to zadowolę się pocałunkiem. – uśmiechnąłem się chytrze.
Dziewczyna przewróciła oczyma, a następnie się zaśmiała.
- Mogłam się spodziewać podstępu. Żmija. – burknęła
zakładając rękę na rękę. Ha! 1:1 bestyjko. Zemsta jest słodka. Popamiętasz mnie
jeszcze.
- Nie taka jak ty, a teraz proszę. Czekam. – mruknąłem z
rozbawieniem. Ta tylko głośno westchnęła. Przysunęła swoją twarz do mojej.
Dzieliły nas zaledwie milimetry. Uważnie wpatrywała się w moje błękitne
tęczówki, następnie policzki które miały lisie blizny. Na końcu jej wzrok
spoczął na wargach. Minęło kilka długich, nieznośnych sekund nim je musnęła.
Najpierw delikatnie jakby spoczął na nich płatek śniegu, później bardziej
odczuwalnie. Odwzajemniłem pocałunek. Delikatnie objąłem ją w pasie przymykając
przy tym powieki. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał. Nagle oderwała się
ode mnie. Z zaskoczeniem otwarłem powieki. Spojrzałem na nią zdezorientowany.
- Chyba nie myślałeś, że ten pocałunek będzie trwał wieki. –
mruknęła z kpiną w głosie. Prychnąłem nie spuszczając dłoni z bioder.
- Nie było mowy jak długo. – gdy wypowiedziałem te słowa
wiedziałem już, że sam sobie nagrobek wykopałem.
- Dokładnie. Ciesz się, że nie trwało to sekundy tylko się
nad tobą zlitowałam. – wyszczerzyła zęby, upiła pokaźny łyk piwa. Poszedłem za
jej przykładem.
- Weź tu zrozum kobiety. – wymamrotałem. Wiedziałem, że czas
się zbierać jednak nie chciało mi się. Nie miałem ochoty. Musiałem wrócić przed
wujkiem… no i pewnie Naruko się niepokoiła. W końcu poszedłem bez słowa.
Skrzywiłem się delikatnie. Dziewczyna jakby czytając mi w myślach wstała.
- Czas się zbierać chłopczyku. – pokazała mi język. Pacnąłem
ją delikatnie w potylice na co naburmuszyła się zakładając rękę na rękę.
- Młotek. – burknęła. Wrzuciliśmy puste już puszki do
śmietnika. Założyła plecach na plecy i ruszyliśmy. Po drodze jeszcze trochę
gadaliśmy, aż w końcu dotarliśmy pod mój dom. Szybko stanęła na palcach,
cmoknęła mnie w policzek i tyle ją widziałem. Musiałem przyznać, że szybka
jest. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Szybko jednak mój dobry humor umarł w
obliczu wkurzonej siostrzyczki która stała przede mną z groźną miną. Zacząłem się
bać. Zwłaszcza, że wyglądała jak mama.
- U-Z-U-M-A-K-I MOŻESZ MI WYJAŚNIĆ, GDZIE SIĘ PODZIEWAŁEŚ?!
– powiedziała to niby dość spokojnie jednak ja nie dałem się zwieść.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu pomocy jednak jak na złość było pusto i cicho. A
okna zasłonięte. Byłem zdany na pastwę wilka. Kurama ostrzegawczo warknął w
kierunku blondynki lecz ta nic sobie z tego nie robiła.
- Ehm… musiałem coś załatwić. Wybacz. – mruknąłem mając
nadzieję, ze na dzisiaj koniec wrażeń. Myliłem się. Nagle dostałem dość mocny
cios z pięści w głowę.
- Czy ty głupią ze mnie robisz?! Słyszałam głos Shion… czy
to z jej powodu pachniesz piwem? – z oczów ciskały pioruny. Przełknąłem głośno
ślinę. Chyba nie może być tak źle?
No cześć kochani. Witam po miesiącu przerwy. Mam nadzieję, że rozdział zaskoczył, a zarazem zaciekawił ;>>
Także ten pozostaje czekać na kolejny przypływ weny i czasu :*
Udanego weekendu <3 b="">3>
No cześć kochani. Witam po miesiącu przerwy. Mam nadzieję, że rozdział zaskoczył, a zarazem zaciekawił ;>>
Także ten pozostaje czekać na kolejny przypływ weny i czasu :*
Udanego weekendu <3 b="">3>
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się czy naprawę Naruto jest ojcem tego dziecka, a z Fumiko to wspaniała przyjaciółka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawia mnie kwestia czy Naruto jest naprawdę ojcem tego dziecka, lubię bardzo Fumiko wspaniała z niej przyjaciółka jest...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Naruto jest naprawdę ojcem tego dziecka czy Shion chce go wrobić w dziecko, z Fumiko jest wspaniała z przyjaciółka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza