"Oczy bez wyrazu, ujawniające nieobecność ducha,
Ręce bezwładnie zwieszone wzdłuż ciała,
Bezruch,
Rozczarowanie, bezradność.
Pustka, samotność.
Zagubienie.
gdy po latach, kiedy nie ma mowy o powrocie, o poprawkach, uświadamiamy sobie, że drabina, po której wspinaliśmy się resztkami sił, okazuje się być oparta o złą ścianę. "
Ręce bezwładnie zwieszone wzdłuż ciała,
Bezruch,
Rozczarowanie, bezradność.
Pustka, samotność.
Zagubienie.
gdy po latach, kiedy nie ma mowy o powrocie, o poprawkach, uświadamiamy sobie, że drabina, po której wspinaliśmy się resztkami sił, okazuje się być oparta o złą ścianę. "
Poruszyłem się niespokojnie przez sen. Znowu nie spałem za
dobrze. Już od kilkunastu dni za dobrze nie spałem. Po prostu nie mogłem. Zbyt
wiele zmartwień, a teraz dodatkowy stres. Podniosłem się z łóżka, otwarłem okno
na oścież a sam usiadłem na parapecie. Oparłem się plecami o chłodną ścianę.
Przymknąłem powieki, a zimnemu powietrzu pozwoliłem wkraść się do pokoju. Moje
włosy lekko załaskotały mnie po policzkach, a pełnia oświetlała ciemny pokój.
Już za kilka dni zobaczę Sasuke. Z jednej strony nie mogłem się tego doczekać. Tęskniłem za nim.
Nadal był dla mnie ważny. W końcu był moim pierwszym. Tęskniłem za jego głosem,
dotykiem. Z drugiej strony bałem się. Bałem się go zobaczyć. Te czarne jak
węgiel tęczówki, ten przeszywający wzrok. Miałem świadomość, że zapewne zmienił
się przez te kilka miesięcy. Bałem się ujrzeć jego nową wersję. Bałem się jak
zareaguje moje ciało na niego. Nie miałem za bardzo pojęcia jak się zachować w
jego towarzystwie. Być obojętnym i trzymać dystans, czy może pozwolić sobie na
swobodę w jego towarzystwie? Westchnąłem. Wszystko ostatnim czasem było takie
skomplikowane. Nie miałem siły jednak musiałem być silny. Dla niego. Przecież
on dzielnie walczy… a ja się nie mogę poddać, nie teraz. Musiałem być jego
oparciem w tych ciężkich chwilach. Miał tylko mnie. Byłem jego rodziną ostatnim
czasem. Nie wyobrażałem sobie od tak go zostawić. Uniosłem głowę opierając
potylicę o ścianę. Otwarłem powieki. Nim się spostrzegłem nastał świt. Z
niechęcią wstałem z zajmowanego miejsca. Musiałem zacząć się ogarniać, bo lada
moment mógł zadzwonić Sasuke, że już jest. Wziąłem czyste ubrania, ręcznik i
pomaszerowałem do łazienki. Tam też spędziłem około pół godziny. Ubrałem czystą
bieliznę. Stanąłem przed lustrem. Widząc swoje podkrążone oczy warknąłem. Raczej
nie wyglądało to zbyt optymistycznie, a nie chciałem dodatkowo zamartwiać
Itachiego. Przeczesałem palcami swoje jasne włosy. Miałem nutkę nadziei, że
może tym razem jakoś się ułożą jednak nic z tego. Nadal chciały żyć własnym
życiem. Zrezygnowany opuściłem łazienkę. Ubrałem czarne jeansy oraz białą
koszulę, ciemne skarpetki oraz narzuciłem bordową bluzę. Następnie zbiegłem na
dół do kuchni. Zrobiłem szybką kawę. W trakcie jej picia zadzwonił mój telefon.
Serce na moment mi stanęło jednak spojrzawszy na telefon na nowo funkcje
życiowe zostały przywrócone.
- Cześć tato. – mruknąłem niewyraźnie. Z oddali usłyszałem
głos mamy.
- Cześć synek. I jak tam u ciebie? Jak Itachi? Trzyma się? –
i tak oto posypała się fala pytań. Nie było tak źle. Gdyby mama dorwała się do
telefonu mogłoby to się skończyć o wiele gorzej. Przewróciłem oczyma. Nie
miałem ochoty na pogaduszki.
-Wszystko dobrze, nie musicie się o mnie martwić. Z Itachim
nie najlepiej. Strasznie blady i zmęczony. Potrzebuje dużo ciszy i spokoju…. –
zawahałem się na moment. Nie wiedziałem, czy to dobrze jak powiem rodzicom o
przyjedzie jego brata. Zagryzłem lekko dolną wargę.
- Sasuke przyjeżdża… - mruknąłem. Od razu po drugiej stronie
zrobił się szum. Chwilę trwało nim nastała cisza, jednak nie to było najgorsze.
Po drugiej stronie usłyszałem głos mojej mamy.
- Naruto? Jesteś tam? – lepiej by było gdybym się nie
odezwał, ale wtedy mogło być jeszcze gorzej.
- Tak mamo. – mruknąłem pod nosem. Rozumiałem, że się
martwiła i w ogóle jednak czasami była, aż nadto nadopiekuńcza.
- Naruto dziecko moje. Nie martw się. Przyjadę z ojcem żeby
cie wspierać dattebane! – wykrzyknęła podekscytowana, a zarazem zmartwiona. Na
te słowa przeraziłem się. Nie chciałem jej zamartwiać, ani żeby widziała Sasuke
i Itachiego razem. Byłego i obecnego chłopaka. Tylko jej mi brakowało.
Policzyłem w myślach do dziesięciu. To nie działo się naprawdę. To tylko zły
sen.
- Nie musisz mamo. To tylko kłopot dla was, a ja sobie
poradzę dattebayo! – mruknąłem optymistycznie. Zacząłem chodzić w te i we wte.
- Nie kłopoczesz nas synu. Wiesz, że możesz na mnie liczyć
jak i na Minato. Pakujemy rzeczy i jak najszybciej postaramy się być. To do
zobaczenia Naruto! – wykrzyknęła. Słysząc pip rozłączonej rozmowy westchnąłem.
Przeczesałem palcami jasne włosy. Cała mama. Jak zwykle nadopiekuńcza. Jednak
nie dziwiłem się jej. Byłem jedynym dzieckiem jakie mieli więc normalnym było,
że dmuchała na mnie i chuchała. Ale żeby akurat teraz? Miałem przerąbane. Nie
minęło nawet pięć minut odkąd zakończyłem jedną rozmowę, gdy telefon ponownie
zadzwonił. Uniosłem dłoń, a widząc znane imię na wyświetlaczu wypuściłem
powietrze. Ponownie tego dnia musiałem stawić czoło przeciwnością losu.
- Tak? – miałem ochotę warknąć jednak powstrzymałem się.
- Cześć młotku. Za pół godziny wyląduję na lotnisku. –
rzeknął jakbym był jakimś pieprzonym szoferem. A co on sobie w ogóle wyobraża?
Zakomunikuje mi i jak pies na posyłki pobiegnę za nim? Chyba sobie śni.
- I myślisz księżniczko, że może wskoczę w samochód i pojadę
po ciebie niczym pieprzony Książe na białym koniu? – mruknąłem lodowato. Sam za
bardzo nie wiedziałem czemu mnie tak zdenerwował. Może dlatego, że tamten
Sasuke był miłym, uległym chłopcem który nie ma tego obojętnego tonu który mówi
coś, a ty masz to wykonać jak laleczka? Pociągnąłem się za kosmyk włosów. W
słuchawce usłyszałem lekko ironiczny śmiech.
- Widzę słownictwo ci się wyostrzyło Uzumaki. – na te słowa,
aż we mnie zawrzało. Jak on śmiał się tak do mnie zwracać? Zmarszczyłem brwi.
- Nie twój interes Uchiha. Gdyby nie Itachi mógłbyś mnie
pocałować w dupę wiesz? Spotkamy się na lotnisku. – po tych słowach się
rozłączyłem. Nie było czasu, by marnować. Wziąłem kluczyki od samochodu,
portfel oraz klucze od mieszkania. Założyłem buty i wyszedłem zamykając za sobą
drzwi. Wsiadłem do czarnego audi nawet za bardzo się nie rozglądając. Miałem w
nosie spojrzenia sąsiadów. Nie czekając wiele ruszyłem z piskiem opon.
Pomodliłem się tylko w duchu, żeby mama mnie nie zauważyła jak będę korzystał z
tego samochodu. Nadal miała alergie na sportowe samochody po tym co się kiedyś
stało. Po tych wydarzeniach stała się jeszcze bardziej opiekuńcza. A nawet, aż
nadto. Nie lubiłem tego jak się wtrącała do mojego życia. Ale mama to mama.
Matki się nie wybiera. Poza tą jedną cechą uwielbiałem ją. Wiedziałem, że
zawsze mogę na nią liczyć, że mnie wysłucha i zrozumie nawet, gdy czasem się
nie zgadzamy. Rzadko kiedy można było mieć taką mamę. Po piętnastu minutach
znajdowałem się na lotnisku. Zaparkowałem, zgasiłem silnik, wyjąłem kluczyk,
wysiadłem z samochodu. Zablokowałem drzwi i ruszyłem w stronę wielkiej hali
przylotów. Nie czułem się tutaj zbyt pewnie. Wiele ludzi, a oczy trzeba mieć
dookoła głowy. Jednak dzielnie nadal brnąłem do przodu. W końcu dotarłem w
odpowiednie miejsce. Tablica wskazywała, że Sasuke powinien przylecieć za dwie
minuty. Wspaniale. Miałem czas na uspokojenie się i przygotowanie mentalnie na
spotkanie. Jednak nie ukrywajmy. W myślach zawsze jesteśmy odważniejsi.
Pokazują się obrazy na których nam zależy. Mózg ignoruje porażki lub nasze
słabostki. W myślach jesteśmy najlepsi, dominujemy… jednak rzeczywistość nas
później weryfikuje. Odetchnąłem. Uniosłem spojrzenie. Pomiędzy ludźmi
dostrzegłem tak dobrze znaną mi twarz tylko bardziej przystojną niż kiedyś,
jakby bledszą a na twarzy błąkał się arogancki uśmieszek. Nie podobało mi się
to ani trochę. O nie. Ten mnie dostrzegł. Niedbałym krokiem zmierzał w moim
kierunku. Starałem się przybrać niedbały wyraz twarzy który chyba mi się udał.
- Chodź. – mruknąłem. Nawet się za siebie nie obejrzałem.
Wiedziałem, że za mną pójdzie. Nie pomyliłem się, gdy tylko znaleźliśmy się
przy moim samochodzie stanął przede mną.
- Nic się nie zmieniłeś Naruto. Nadal taki sam. Dziwne, że
mój braciszek z tobą wytrzymuje. – wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu.
Zacisnąłem pięści. Może to był jednak zły pomysł go tutaj ściągać?
- Nie twój interes Uchiha. To jest sprawa między mną, a
Itachim czy ze sobą wytrzymujemy. – mrugnąłem nawet na niego nie patrząc.
Wziąłem jego torbę bez pytania i wrzuciłem na tylne siedzenia. Przekluczyłem
kluczyk w stacyjce. Chłopak ledwo wsiadł i zamknął za sobą drzwi, a ja już
ruszyłem. Chciałem jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od niego. Przy
dłuższej takiej konwersacji mógłbym mu coś zrobić. Potarłem dłonią czoło. Czarne
tęczówki bacznie mnie obserwowały.
- Ostatnim razem jak się widzieliśmy twierdziłeś, że nie
zrezygnujesz z wyścigów… a teraz? Wleczesz się niczym ślimak. – głos był
chłodny i wyrafinowany. Wbijał małe szpileczki w moje ciało z idealną precyzją.
Nadal mi to ciążyło jednak dla dobra nowego związku zrezygnowałem. Zacisnąłem
dłonie na kierownicy. Spojrzałem na niego lodowato.
- Twój brat jak widać przynajmniej umiał mnie od tego
odwieść. – tak naprawdę nie chciałem tego mówić jednak nie chciałem pozostać bierny
w tych przytykach. Chciałem, by czuł się źle. By wyrzuty sumienia zaczęły
zżerać go od środka. Usta Sasuke zwęziły się w wąską kreskę, a spojrzenie stało
się stalowe.
- Najwidoczniej mój braciszek jest zdrajcą. – po tych
słowach obrócił głowę w bok. Obserwował widoki przez szybę.
- „Zdrajca” o którego nadal się martwisz i kochasz
dattebayo. – mruknąłem chcąc mu dokopać jeszcze bardziej. Wywoływał u mnie
takie emocje jakich dawno nie czułem. Czułem jakby wracał ten stary, wredny i
zły Naruto. Naruto o którym chciałem zapomnieć.
- Nic o mnie kurwa nie wiesz Uzumaki! – wykrzyknął. Spojrzał
na mnie z gniewem, dłonie miał zaciśnięte w pięści. W spojrzeniu pałała chęć
mordu. Ze spokojem zaparkowałem pod szpitalem. Wyłączyłem sinik. Powoli
obróciłem głowę ku wzburzonemu Sasuke.
- Ty też nic nie wiesz Sas. Nie wiesz co się działo przez
ten czas. Nie masz prawa kogokolwiek osądzać, czy obwiniać. Tak naprawdę gówno
wiesz tak samo jak ja o tobie i twoim życiu. Jednak kurwa zachowuj się przy
swoim bracie dattebayo! – uderzyłem dłonią o deskę rozdzielczą. W oczach
migotał gniew. Kruczowłosy lekko podskoczył. Zaskoczyła go moje stanowczość. Po
chwili ciszy dodałem szeptem.
- On umrze więc proszę cie… jeżeli nie chcesz mu wybaczyć,
to go nie wiń za coś co jest nieprawdą. Nie zasługuje na to. To ty wyjechałeś i
zrezygnowałeś… on nie zrobił nic podczas, gdy byliśmy ze sobą, ani po twoim
wyjeździe. Sam dobrze wiesz, że trochę minęło nim się spiknąłem z twoim bratem
– po tych słowach odpiąłem pas, otwarłem drzwi i wyszedłem na powietrze,
zamknąłem drzwi. Gdy mój towarzysz uczynił to samo nacisnąłem guzik przez co
drzwi się zablokowały. Schowałem kluczyki do kieszeni spodni.
- Chodź – mruknąłem bez zainteresowania pomimo, że w duszy
mi się gotowało. Chciałem stąd uciec, ochłonąć. Ruszyłem przed siebie. Boże,
jak on na mnie działał. Jak dawno nie byłem wściekły. Niemal zapomniałem jakie
to intensywne odczucie. Czułem jak odżywa we mnie dawno zapomniana cząstka. To
nie działo się naprawdę. Akurat teraz? Nie mogłem kochać ich obu w tym samym
czasie! Szlag! – wściekły wmaszerowałem do środka. Omiotłem wzrokiem personel,
skinąłem pielęgniarką głową. Szedłem w stronę dobrze znanej sali. Słyszałem
tylko pośpieszne kroki młodszego Uchihy. W końcu dotarliśmy. Nie wiedziałem,
czy wejść z nim, czy zostawić ich obu samych.
- Wejdź. To jego pokój. – burknąłem nawet nie patrząc się na
niego. Po chwili usłyszałem odgłos zamykanych drzwi.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, to spotkanie było pełne przykrości, te słowa aby jak najwięcej bólu sprawić sobie nawzajem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia