Strony

niedziela, 11 marca 2018

Latający Anioł XII









"Po­sypa­nie zna­jomości od­ro­biną in­tymności zbyt wcześnie po­wodu­je pow­sta­nie za­kal­ca, a nie słod­kiego de­seru z bitą śmietaną i wisienką..."








Donośny głos budzika wybudził mnie ze snu. Ostatnio nie miewałem tych dziwnych snów. Wręcz przeciwnie. Nie pamiętałem co mi się śniło. Z niechęcią zwlokłem się z łóżka i wyłączyłem nieznośne urządzenie. Potarłem dłonią oczy. Jeszcze trochę zaspany wziąłem czyste ubrania z krzesła stojącego w rogu, a następnie udałem się do łazienki. Wziąłem orzeźwiający prysznic, ubrałem czyste ubrania. Popatrzyłem spod przymrużonych powiek na swoje odbicie. Lekko blada cera, niebieskie tęczówki i gdzieś w kącikach ust majaczył się uśmiech. Ziewnąłem. Nienawidziłem wstawać wcześnie rano, jednak na szczęście dzisiaj piątek. Niestety czekał mnie jeszcze trening z Itachim po godzinach. Na samą myśl wzdrygnąłem się. Koleś na początku wydawał się w porządku jednak odkąd znaleźliśmy się w jednej drużynie stał się jakiś zimny? To chyba było właściwe określenie. Pokręciłem głową chcąc odegnać nieprzyjemne myśli. Wymaszerowałem z pomieszczenia. Wrzuciłem do plecaka potrzebne mi na dzisiaj książki. Mój wzrok spoczął na Kuramie który ze swojego legowiska przyglądał mi się w skupieniu.
- Nawet pies na mnie dziwnie patrzy. – burknąłem. Ten tylko uniósł łeb i zignorował mnie. Pięknie. Gdzie moi sojusznicy? Czyżby cały świat miał być przeciwko mnie? Super. W nienajlepszym nastroju zarzuciłem sobie plecak na plecy. Wyszedłem z pokoju, a wraz za mną mój psi towarzysz. Znalazłszy się w kuchni szybko uszykowałem sobie kanapki do szkoły jak i na śniadanie. Raczej nie należałem do kucharzy. Wręcz przeciwnie. Miałem dwie lewe ręce. Schowałem jedzenie do plecaka, a pozostałe kanapki zacząłem jeść w ciszy. Nawet nie chciało mi się robić kawy. Zazdrościłem siostrze, że ma później zajęcia ode mnie i może dłużej pospać. Z niechęcią ubrałem bluzę, buty i wyszedłem z mieszkania zamykając je na klucz. Jakie było moje zaskoczenie, gdy przed moim ogródkiem ujrzałem Fumiko. Uniosłem dłoń w powitalnym geście. Na twarzy dziewczyny zamajaczyło rozbawienie. W kilku krokach znalazłem się obok niej, a wraz ze mną pies. Dziewczyna schyliła się i zaczęła go głaskać. Spojrzałem na nią spod byka. No bo jak to? Ten zdrajca ma pierwszeństwo? Chyba ja powinienem, być jako pierwszy powitany no nie? W końcu skupiła się na mnie. Stanęła na palcach, musnęła wargami mój policzek. Moje wzburzenie uleciało zastępując je radością. Odwzajemniłem gest.
- Jaka ty mała. – to był mój błąd. Szatynka zmarszczyła brwi, a chwilę później zasadziła mi sójkę w bok. Skrzywiłem się z bólu. Już zdążyłem zapomnieć ile ta mała istota ma siły.
- Sam jesteś mały Uzumaki. – mruknęła intensywnie się we mnie wpatrując. Skapitulowałem. Uniosłem dłonie przed siebie w poddańczym geście.
- Wybacz mi Fumi. Nie miałem tego na myśli. – wygiąłem prawy kącik ust do góry. Chwilę milczała nim się zaśmiała. Ruszyliśmy przed siebie.
- Wybaczam. Myślę, że to już odpowiedni czas, abyśmy pogadali o treningach – dostrzegając moje spojrzenie szybko pokręciła przecząco głową.
- Nie tych. Musisz umieć zmienić swoją postać, bronić się. A jednocześnie musisz nauczyć się porozumiewać z Kuramą. Pamiętaj, że to twój obrońca. Od razu zwęszy niebezpieczeństwo. A z racji, że Kushina i Minato to twoi rodzice… sam rozumiesz. – mruknęła. Na jej twarzyczce dostrzegłem powagę. Skinąłem głową.
- Zgoda, ale proszę. Od przyszłego tygodnia. Itachi zarezerwował nam cały weekend, a jeszcze muszę coś załatwić i się pouczyć na sprawdziany. – po jej obliczu przemknął grymas, jednak zniknął tak szybko jak się pojawił. Skinęła głową lekko się uśmiechając.
- Zgoda. Nasze treningi odbywają się z rana, gdy jeszcze mieszkańcy śpią. Więc będziesz miał okazję poznać naszą społeczność w tym miasteczku. – uniosłem brwi. To nie tylko tutaj były takie osoby.
- To jest nas więcej dattebayo? – przyjaciółka zaśmiała się.
- Oczywiście, że tak. Nasi anielscy przyjaciele często robią wypady do świata ludzi i rozrabiają czego owocem są pół anioły. Nie mają one przeszłości. Również ty jesteś nową duszą. Wierzysz w reinkarnacje? – jej brwi uniosły się, a twarz wyrażała zaciekawienie. Zagryzłem dolną wargę. Nie spodziewałem się takiego pytania. Nawet nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Szczerze mówiąc nic nie wiem na ten temat. Jakoś nie należał on do tego, aby o nim myśleć. – mruknąłem lekko zażenowany. Dziewczyna poklepała mnie po ramieniu.
- Nie przejmuj się. Wszystko przyjdzie z czasem. A co najważniejsze powoli. Nie śpiesz się. Jeżeli o czymś nie wiesz nie daj się wpędzić w poczucie winy, czy coś podobnego. Jesteś „nowy” i masz prawo. – lekko się uśmiechnęła. Odwzajemniłem gest. Ani się obejrzałem, a staliśmy pod murami szkoły. Odprowadziliśmy Kuramę na wybieg. Udaliśmy się do Sali na lekcje wf’u.
- Dzięki za pomoc dattebayo. – przewróciła oczyma.
- Nie dziękuj. Pamiętaj, że jestem waszym opiekunem. To mój obowiązek. Zresztą nie chcę żebyś zginął przed wcześnie. – wzruszyła ramionami udając obojętność jednak w spojrzeniu dostrzegłem troskę. Cieszyłem się, że mamy tak dobry kontakt.
- O moje gołąbeczki! – wykrzyknął męski głos. Razem z Fumiko obejrzeliśmy się za siebie. Naszym oczom ukazał się Deidara. Jego wyraz twarzy był kpiący, a powieki przymrużone. Stał oparty o mur.
- Czyżbyś czegoś zazdrościł? – na twarzy kobiety pojawiła się wąska kreska ułożona z warg, a z oczów błyskały pioruny. Cieszyłem się, że nie jestem na miejscu blondyna. Ten sobie nic z tego nie robiąc odepchnął się od ściany i podszedł bliżej. Nachylił się nad szatynką.
- Oh no nie wiem, czy mam powody… bo wiesz nie chciałbym się umawiać z transwestytą. – poczułem jak policzki mnie pieką. Nie, nie ze wstydu. Z wściekłości. Chwilę później usłyszałem donośne plaśnięcie.
- Ani waż mi się mówić tak o Naruto! – wycedziła z zaciśniętych warg. Chłopach stał jak wmurowany. Prawą dłonią trzymał policzek. Nie spodziewał się takiej reakcji. Ja tak samo. Kilku uczniów przystanęło i zaczęło się nam przypatrywać, a nawet wytykać palcami.
- D-droczyłem się… - wyjąkał dalej nie mogąc zrozumieć tego co się wydarzyło. Dziewczyna nieugięcie piorunowała go spojrzeniem.
- Chyba wiesz co myślę o takich odzywkach Dei. – syknęła. Obdarzyła mnie przelotnym spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do szkoły. Zerknąłem spod przymrużonych powiek na przyjmującego.
- Jeszcze raz tak o mnie powiedz, a na pewno nie potraktuje cie tak ulgowo jak Fumiko dattebayo. To, że przebrałem się za siostrę, aby pomóc jej przy czymś nie oznacza, że jestem transwestytą. – wymruczałem wściekły. Następnie poszedłem za przykładem przyjaciółki i pozostawiłem towarzysza z drużyny samemu sobie. Czułem jak krew mi buzuje jednak nie mogłem sobie pozwolić na bójki. Tym bardziej na terenie szkoły. Przecież, gdyby Ji się dowiedział zabiłby mnie. Na miejscu. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz grozy. Szybko wdrapałem się do szkoły. Otwarłem drzwi, znalazłszy się w środku budynku szybkim krokiem podążyłem na sale gimnastyczną. Kilkanaście minut później znajdowałem się w szatni. Znajdowała się tam już większa część drużyny.
- Cześć. – wymusiłem na twarz uśmiech. Jeszcze emocje nie opadły, a nie chciałem niczym smutas włazić i psuć innym humor.
- Siema Naru! – pierwszy odezwał się Kiba. Podszedł do mnie i klepnął mnie w ramie. Miałem ochotę się wzdrygnąć jednak powstrzymałem odruch. Skinąłem tylko głową. Reszta powitała mnie w podobny sposób. Bez zbędnych ceregieli zacząłem się przebierać. Akurat zakładałem koszulkę, gdy do szatni wszedł blond włosy chłopak. Na jego policzku nadal można było dostrzec czerwony ślad. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na przybysza.
- Co się stało Dei? – pierwszy zareagował czerwonowłosy chłopak. Od razu znalazł się przy poszkodowanym.
- N-nie nic. – odmruknął nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem. Od razu podszedł do swojej szafki.
- Czyżbyś dostał kosza od laski? – na twarzy Kiby pojawiło się rozbawienie. Żółte brwi zmarszczyły się, a usta wygięły w grymasie.
- Prawie jakbyś zgadł. – odburknął. Nie wdając się więcej w dyskusje zaczął się szybko przebierać. W końcu za minutę musieliśmy stawić się na zbiórce. Szybko powędrowaliśmy na sale, gdzie już czekał na nas Maito Gai. Nie komentując naszego lekkiego spóźnienia kazał nam zrobić dwadzieścia kółek. Odkąd wydarzyła się tamta sytuacja dziewczyna nawet nie obdarzyła mnie spojrzeniem. Jakbym był powietrzem. Kurwa. Co jest nie tak z tymi dziewczynami? Raz są miłe, spędzają z tobą czas, a w następnej sekundzie traktują cie jak powietrze. Zacisnąłem dłonie w pięść. Gdy wykonaliśmy ćwiczenie czułem delikatną zadyszkę. Cóż… było lepiej niż na początku. Wykonaliśmy jeszcze parenaście ćwiczeń. Po solidnej rozgrzewce nauczyciel podzielił nasz zespół inaczej niż zwykle.
- Od kiedy gramy inaczej? – spytał Nagato. Na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech.
- Niech siła młodości was zweryfikuje. Czas, abyście spróbowali czegoś innego. Kiedyś może się okazać, że stanie się coś i będziecie musieli mieć inny skład. A teraz bez dyskusji. – po tych słowach rzucił do Itachiego piłkę który bez słowa skinął  głową. Był on kapitanem przeciwnej drużyny. Moim kapitanem o ironie losu był Deidara. Rozstawiliśmy się po boisku. Zaczęła się gra. Musiałem przyznać, że dzisiaj było inaczej. Ostrzej. Jakby każdy każdego chciał za coś ukarać. Dostawałem mocne piłki raz od Fumiko, a raz od Itachiego jednak dzielnie starałem się je przyjmować co mi nawet nieskromnie przyznam wychodziło jednak czułem jak moje nadgarstki pulsują i mają dorodny kolor czerwieni. Zapowiadał się interesujący trening.


( … )


Czułem się wykończony. Przyjąłem tyle piłek o takiej sile, że miałem wrażenie jakbym nie posiadał kończyn górnych. Byłem szczęśliwy, że lekcja się skończyła. Szybko się zreflektowałem ponieważ po lekcjach czekały mnie inwidualne treningi. Psia jego mać. Na dziś miałem dosyć siatkówki. Polubiłem ten sport jednak bez przesady. Nigdy specjalnie nie przepadałem za wf więc no… westchnąłem cierpiętniczo. Podszedł do mnie Uchiha.
- Pamiętasz o popołudniowych treningach prawda? – jego ciemne tęczówki przewiercały mnie na wskroś.
- Jakże mógłbym zapomnieć dattebayo. – mruknąłem dzielnie nie spuszczając wzroku. Przyjmujący skinął usatysfakcjonowany głową.
- Mam taką nadzieję. Nienawidzę zapominalskich i spóźnialskich. – no cudownie. Jakoś nie należałem do punktualnych. Jednak chyba nikt mu nie chciał podpaść prawda? W dodatku jakby Fumi się dowiedziała to nie wiem, czy wolałbym śmierć z rąk tej dwójki czy może wujka. Obie opcje były okropne. Wzdrygnąłem się.
- Uroczo. – burknąłem pod nosem jednak on to usłyszał. Pozwolił sobie na brak komentarza za co w duszy byłem mu wdzięczny. Chociaż z drugiej strony nie rozumiałem czemu robie sobie z niego wroga. Przecież na początku go polubiłem prawda? Przecież nie był takim aroganckim dupkiem jak jego młodszy braciszek. Pokręciłem z niezadowoleniem głową. Za dużo rozmyślam o głupotach. Zdecydowanie. Wymaszerowałem z szatni żegnając się uprzednio z kolegami z drużyny. Nie dostrzegłszy na korytarzu Fumiko ruszyłem pod sale od matematyki. Nie potrzebowałem, aby nauczyciel miał powody do ewentualnego pytania mnie na lekcji. Nagle z tłumu ludzi wypadła Naruko która zaczęła machać mi dłonią. Uśmiechnąłem się widząc młodszą siostrzyczkę. Gdy znalazła się blisko mnie, przygarnąłem ją do siebie, a następnie mocno ją przytuliłem. Cicho syknęła.
- Auć, to bolało. Źle się czujesz Uzumaki? – mruknęła jednak bez cienia złości. Lekko się uśmiechnąłem pod nosem. Odsunąłem ją od siebie na odległość ramienia i zmierzwiłem blond włoski.
- Nie, nie. Po prostu cieszę się, że cie widzę siostrzyczko. Będę dzisiaj później w domu. – rzekłem.
- A to dlaczego? – wzięła mnie pod ramie i ruszyliśmy w stronę pracowni matematycznej.
- Hmmm jakby to ładnie ująć… zostałem wmanewrowany w inwidualne treningi z Uchihą. – burknąłem cierpiętniczo. Bliźniaczka zaśmiała się.
- Mój ty biedny starszy braciszku. Jest mi ciebie naprawdę szkoda, bo z tego co się dowiedziałam Itacz to straszna kosa jeżeli chodzi o siatkówkę. Jedynie mam nadzieję, że nie połamie cie… w końcu kto mi będzie robił kanapki? – zrobiła na koniec niewinną minkę. Przymrużyłem powieki. Wredna, mała żmija. Żachnąłem się.
- Wtedy moja droga to ty mi zrobisz i będziesz karmiła dattebayo. – zaśmiałem się.
- O co to nie. – tupnęła nóżką.
- Też cie kocham. Do zobaczenia. – po tych słowach wszedłem do sali w momencie, gdy zabrzmiał dzwonek.

3 komentarze:

  1. Hej,
    czemu Itachi jest taki wredny w stosunku do Naruto? Fumiko pięknie Deidarze przyłożyła, choć czemu raz jest miła, aby zaraz być wredna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, dlaczego Itachi jest taki wredny dla Naruto? o tak Fumiko pięknie Deidarze przyłożyła, choć czemu raz jest miła a za chwilę wredna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się dlaczego Itachi jest taki wredny dla Naruto...uwielbiamiam Fumiko pięknie to Deidarze przyłożyła :) choć czemu raz jest miła a za chwilę taka wredna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń