czwartek, 1 marca 2018

Szkoła XXV










"Cierpienia nie da się opowiedzieć – nie ma smaku, barwy ani kształtu. Jest tylko ciężarem, który nosi się w każdej komórce ciała."







Wiecie jakie to uczucie stracić kogoś? Jak to jest czuć jak łamie się serce? Poczuć tą pustkę? Mieć świadomość, że nigdy więcej nie przeżyjecie z nią ani minuty dłużej? Gdy masz świadomość, że jego uśmiech będzie się z czasem zacierać? Gdy wracasz do pustego mieszkania i jedyne co czujesz to jego woń? Wiedzieć, że nie możesz się przytulić? Wszystko przypomina o nim. Nawet cholerny sweter który niegdyś nosiłem. Przymknąłem powieki. Nie mogłem uwierzyć, że zmarł. Tak po prostu mnie opuścił. To było gorsze niż zerwanie. Gdy ktoś odchodzi od ciebie dobrowolnie to masz nadzieję, że może kiedyś wrócicie do siebie. Jednak, gdy śmierć odbiera ci ukochaną osobę wiesz, że jedynie zobaczycie się w tamtym świecie. Usiadłem na łóżku, przymknąłem powieki napawając się ulotnym zapachem i obecnością Itachiego. Odtwarzałem w głowie te wszystkie chwile. Chwile, gdy byliśmy szczęśliwi. Ten uśmiech który dodawał mi siły. Czułem się jakby ktoś wyrwał mi płuca z żyłami. Paliło mnie od środka. Miałem ochotę rozpłakać się niczym małe dziecko. I pomyśleć, że on był moją definicją szczęścia. Wszystkim co miałem. Ostoją. Punktem zwrotnym. Przy nim czułem się bezpieczny. Dawał mi coś co nie dawał nikt inny. Pragnąłem się z nim zestarzeć, mieć plany na przyszłość. Był pierwszą i ostatnią myślą dnia. Cholera, brakowało mi go. Jego mądrości, jego oczów. Po prostu jego całego. Cicho załkałem. Nie mogłem znieść straty miłości. Zupełnie sobie nie radziłem. Gdyby nie zespół i przyjaciele… wolałem nie wiedzieć co by się ze mną stało. Pewnie dzisiaj mieszkałbym pod jakimś mostem. Otwarłem powieki i rozejrzałem się po zacienionym pokoju. Musiałem uporządkować jego rzeczy. Zanieść na strych. Nie mogłem mieszkać pośród nich. Nie potrafię w nich funkcjonować. Westchnąłem. Może państwo Uchiha będą je chcieli zabrać do siebie. Słysząc dzwonek do drzwi wstałem z zajmowanego miejsca, wąskim korytarzem ruszyłem naprzeciw intruzom. Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym musiałem go pochować. Serce mi się krajało jednak tak było trzeba zrobić. Nie mogłem go zawieść. W końcu obiecałem. Nawet nie patrząc przez judasza otwarłem z rozmachem drzwi. To był mój błąd, a może nawet i klęska. W chwili w której to zrobiłem już żałowałem swojej nieroztropności. Nie miałem ochoty na towarzystwo młodszego Uchihy. Tym bardziej w ten dzień. On tak boleśnie przypominał mi Itachiego. Byli tak podobni, a jednocześnie różni. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Bez słowa przesunąłem się na bok, aby zrobić mu miejsce. Gdy wszedł zamknąłem za nim drzwi, a następnie pomaszerowałem do pokoju. Byłem w białej koszuli oraz czarnych spodniach. Został mi do zawiązania krawat. Wziąłem go z oparcia krzesła, podszedłem do lustra. Po chwili zastanowienia jak to się wiąże zacząłem swoje dość marne próby jednak nie szło mi to najlepiej ponieważ usłyszałem za sobą westchnięcie.
- Daj mi to młocie. – chłopak bez cienia delikatności wyrwał mi krawat z dłoni, stanął przede mną. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Następnie bez zbędnych ceregieli w kilka sekund rozwiązał mój kłopot.
- Dzięki. – burknąłem zmieszany. Byłem zły na siebie, że nie potrafiłem sam wykonać tak prostej czynności. W odpowiedzi dostałem kpiący uśmiech. No cóż ostatnimi czasy Sasek nie słynął z grzeczności, czy dawnych odruchów. Stał się chłodnym i zgryźliwym mężczyzną.  Komu mógł za to podziękować? Tak, mnie. Największemu idiocie na świecie. Tak, możecie mnie wyzywać od najgorszych. Jednak taka była prawda. Nie zachowałem się wobec niego kiedyś najlepiej. Zraniłem… rozejrzałem się po mieszkaniu. Niczego mi nie brakowało, lecz to był odruch. Miałem głupią nadzieję, że on zaraz się pojawi, a to wszystko to tylko głupi sen. Jednak nie znalazłszy nic ruszyłem w stronę wyjścia razem z kruczowłosym. Gdy znalazłem się na zewnątrz przymrużyłem powieki z powodu promieni słonecznych. Zdecydowanie wolałem mój pokój w którym panował półmrok.
- Zawiozę nas. Wiem, że twoi rodzice dopiero zjawią się na miejscu… nie ma sensu byś czekał na taxi, gdy jestem autem. – cichy pomruk mojego byłego wyrwał mnie z rozmyślań. Zmieszałem się. Nie chciałem znowu przeżywać tej niezręcznej ciszy. Zupełnie nie wiedziałem jak się mam zachowywać w jego obecności. Działał na mnie tak, że… a zresztą, nie ważne. Za dwa dni wyjeżdża. Skinąłem głową.
- Skoro nalegasz dattebayo. – przez chwilę zawiesiłem spojrzenie na jego prawym profilu. Ruszyłem za młodszym z Uchihów. Wsiadłem do czarnego kabrioletu, zapiąłem pasy. Oparłem łokieć o podłokietnik, a podbródek o pięść. Zapatrzyłem się w boczne okno.
- Jaki on był? Przed śmiercią…. – niespodziewane pytanie z jego ust wyrwało mnie z pantałyku. Przecież niedawno zionął do niego nienawiścią, a teraz? Teraz po śmierci próbował go poznać. Poczułem coś w rodzaju nienawiści. Czy on mnie próbował karać? Chciał mi zadać ból? Chciał pokazać jak się czuł wtedy? Dlaczego? Powoli odwróciłem głowę w stronę Sasuke. Zamrugałem kilkakrotnie powiekami nie chcąc uronić ani jednej łzy. Wycedziłem.
- Nagle zaczął cie interesować Itachi? – moje słowa wręcz ociekały wściekłością. W ten sposób starałem się zatuszować ból który oddziaływał na każdą cząstkę mojego istnienia. Onyksowe tęczówki zerknęły na mnie czujnie, a wargi wykrzywiły się w grymasie obrzydzenia.
- Jak możesz tak mówić Naruto. Obydwoje wiemy, że winie go za rozpad naszego związku jednak to nie znaczy, że przez ten czas się nie interesowałem nim, wami… zawsze był mi bliski. W końcu to mój starszy brat. Po prostu chce wiedzieć, czy był szczęśliwy… czy miał przy sobie osoby które kochał. – przez ułamek sekundy dostrzegłem w jego oczach ból. Może żałował, że go przy Itachim nie było? Sam nie wiem. Zagryzłem dolną wargę. I co miałem teraz powiedzieć? Spojrzałem na drogę. Za chwilę powinniśmy pojawić się na cmentarzu. Cisza się przedłużyła, lecz ja się wcale nie śpieszyłem z odpowiedzią.
- Jesteś draniem dattebayo wiesz? Katujesz mnie wspomnieniami o nim… jednak tak, był szczęśliwy pomimo choroby. Utrzymywał ją tak długo w sekrecie jak mógł. On nas kochał, starał się chronić. Nie chciał nas zasmucać. W swój popieprzony sposób starał się być bohaterski. Może nawet mu się to kurwa udało. Jednak co z tego skoro nie mogliśmy wspierać go od początku?! – przekleństwa jakoś bezwiednie wydostały się z mych ust. Nawet nie zwróciłem uwagi na to ponieważ moje oczy były wpatrzone w Sasuke. Jakby to on coś mógł z tym zrobić? Jakby to on był temu winien. A może miałem nadzieję, że po tym ciężar z moich barków zniknie. Odetchnąłem i ponownie wróciłem spojrzeniem do okna. Bicie serca przyśpieszyło, gdy dostrzegłem zarysy cmentarza i tłoczących się tam ludzi.
- Byliśmy z nim, aż do końca. I ty dołączyłeś więc myślę, że był szczęśliwy. – burknąłem. Gdy Uchiha zaparkował szybko odpiąłem pasy i opuściłem pośpiesznie wnętrze kabrioleta. Dostrzegając Nagato ruszyłem szykim krokiem. Czerwonowłosy dostrzegłszy mnie pomachał mi dłonią. Czułem jak z emocji drżą mi ręce, a siły pomału opuszczają. To było dla mnie za wiele. Gdy tylko znalazłem się w zasięgu kolegi z zespołu objął mnie i przytulił do siebie. Zdecydowanie za dobrze wiedział jak tego potrzebuje. Ufnie wtuliłem się w jego tors. Rozpłakałem się. A on? Dzielnie trzymał się na nogach i ze stoickim spokojem pozwalał mi moczyć swoją koszulkę, gdy poczułem się trochę lepiej oderwałem się od Nagato. Spojrzałem na niego z lekko napuchniętymi oczyma.
- Dziękuję.  Mruknąłem zażenowany na co w odpowiedzi dostałem łagodny uśmiech.
- Nie przepraszaj za to, że wyrażasz swoje uczucia. To ja powinienem dziękować, że się nie zamknąłem i mogę ci pomóc. – zmierzwił dłonią moje i tak już poplątane blond włosy. Pociągnąłem nosem. Rozejrzałem się po zbierających żałobnikach.
- Rodzice gdzie?
- Zaraz powinni być. Naru, masz nas. Pamiętaj więc proszę cie nie zamykaj się w sobie. Na nas. – dostrzegłem w jego tęczówkach smutek. Uniosłem kąciki ust do góry.
- Znasz mnie. Mama, by mi na to nie pozwoliła. Raz drugi, dostałbym patelnią w łeb i odechciałoby mi się prób zamykania w sobie. – na te słowa oboje się uśmiechnęliśmy. Akurat jak na zawołanie usłyszałem wołanie mamy.
- Naruto! – odwróciłem się w stronę skąd dobiegło wołanie. Dostrzegłszy kobietę pomachałem jej. Podbiegła i mocno mnie przytuliła.
- Jak się cieszę, że dałeś radę przyjechać synku. Tak bardzo jest mi przykro dattebanne. – mruknęła do mojego ucha. Spojrzałem ponad jej ramieniem na ojca który stał lekko z tyłu. Przewróciłem oczyma. Matka czasami potrafiła przesadnie histeryzować jednak dzisiaj mi to nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że są przy mnie.
- Dziękuję, że przyjechaliście. – mruknąłem zgodnie z prawdą. Kobieta oderwała się ode mnie. Odsunęła mnie na wyciągnięcie ręki, uważnie się przyjrzała.
- Myślałeś, że od tak zostawimy własnego syna w żałobie dattebanne?! – wykrzyknęła, a jej włosy zaczęły niebezpiecznie unosić się do góry. Ups! Chyba niepotrzebnie rozwinął mi się język. Minato położył dłoń na barku żony przez co ta momentalnie się uspokoiła.
- Jestem pewien, że Naruto nie to miał na myśli. Wiesz kochanie, że nie za bardzo się koncentruje na składaniu zdań. – byłem mu wdzięczny za uratowanie mi tyłka. Posłałem mu lekki uśmiech, jednak gdy przyszedł ksiądz zebraliśmy się przed jego trumną. Nie mogłem się pogodzić, że jego ciało niebawem spocznie pod ziemią. Byłem wściekły, że nasza historia miłosna właśnie definitywnie dobiegła końca, że to koniec Itachiego i Naruto. Teraz był tylko Naruto. Chłopak zagubiony we własnych uczuciach, niepewien tego co czuje i co powinien czuć. Gardzący sobą za uczucia jakie jeszcze żywiłem do Sasuke. Zacisnąłem dłonie w pięści. Drgnąłem poczuwszy czyjąś dłoń na ramieniu. Uniosłem wzrok. Widząc Sasuke który pojawił się niewiadomo skąd westchnąłem. No tak, w końcu był najbliższą rodziną. Miał prawo zająć miejsca z przodu. Ja byłem tutaj tylko gościem. Ponownie skupiłem wzrok na trumnie i na tym co mówił ksiądz…

3 komentarze:

  1. To już koniec, czy będą jeszcze części dalej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostało mi jeszcze pare rozdziałów do napisania :D

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, buuu umarł Itachi, Naruto w rozpaczy ale ciekawi mnie Sasuke czy poza tym chłodem jednak Naruto jest ważny dla niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń