sobota, 31 marca 2018

Szkoła XXVI









"Naj­większy ból, ja­ki za­dałeś mi w życiu to ból spo­wodo­wany tęsknotą. Tęsknotą za wspólny­mi chwi­lami, za Twoim uśmie­chem, Twoim spojrzeniem... "









( Miesiąc później )





Nie radziłem sobie. Zupełnie. Miałem wrażenie jakbym śnił. Jakby to wszystko był jeden wielki koszmar. W końcu czy można się pogodzić z odejściem ukochanej osoby? Zniwelować ból? Zapomnieć? Nie chciałem nikogo widzieć jednak, gdy przychodzili rodzice starałem się żyć normalnie. Dla nich. Nie chciałem martwić mamy moim stanem. Nie miałem siły wysłuchiwać jej pogadanek. Próbowałem sobie wmawiać, że jest w porządku, że dam radę jednak… nie udawało mi się. Nie umiałem kłamać. To było dla mnie abstrakcją, jednocześnie miałem świadomość, że Itachi nie chciałby mnie widzieć w takim stanie. Z niechęcią ubrałem na siebie szarą bluzkę oraz czarne spodnie. Nie podchodząc nawet do lustra skierowałem swoje kroki do kuchni. Moja lodówka świeciła pustkami, a w całym mieszkaniu panował półmrok. Nie miałem najmniejszej ochoty, by patrzeć na świat zewnętrzny jednak dzisiaj… dzisiaj był miesiąc odkąd go nie  było przy mnie. Musiałem iść odwiedzić jego grób, chciałem zachować o nim pamięć. Miłość potrafi, być piękna i jakże bolesna. Założyłem trampki, wyszedłem zamykając za sobą drzwi na klucz. Wsunąłem dłonie do kieszeni, a głowę zwiesiłem. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę cmentarza. Wspominałem. Nie działało to na mnie najlepiej. Bałem się, że dostanę ataku paniki na środku chodnika. Tak bardzo potrzebowałem jego wsparcia. Tego spojrzenia oliwkowych tęczówek i zapewnienia, że będzie dobrze. Zapachu jego perfum. Po policzku spłynęła samotna łza. Było gorzej niż po rozstaniu z Sasuke. Może właśnie dlatego, ze jego starszy brat nauczył mnie żyć? Nauczył odpowiedzialności której nie miałem? Pokazał jak można cieszyć się życiem? Westchnąłem. To było zbyt skomplikowane. W dodatku nie umiałem pozbyć się naszych wspólnych zdjęć, czy kilku koszulek które pozwoliłem sobie zostawić. To byłoby tak jakby wyrzucił go ze swojego życia. A tego nie chciałem, a może jeszcze nie potrafiłem? Wzruszyłem ramionami. Zresztą i tak to było wszystko jedno. Liczyły się fakty. A fakty były takie, że byłem chłopczykiem nie radzącym sobie z emocjami. Uniosłem głowę do góry. Stałem przed wejściem na cmentarz. Nawet nie wiedziałem kiedy to się stało, ani jak długo tutaj stałem. Zacisnąłem dłonie w pięści. Brakowało mi odwagi, aby tutaj wejść. Zmierzyć się z rzeczywistością. Przypomniałem sobie jego kojący uśmiech i spojrzenie mówiące, że mogę wszystko. Otarłem dłonią łzy które zaczęły płynąć po moich policzkach.
- No dalej Uzumaki. Możesz to zrobić. – mruknąłem do siebie. Wyciągnąłem dłonie z kieszeni, wyprostowałem się. Spojrzałem przed siebie. Na te wszystkie nagrobki. Uświadomiłem sobie właśnie w tym momencie, że wielu ludzi kogoś pochowało, straciło. I musieli żyć dalej, nie mogli się poddawać. Niepewnym krokiem wszedłem na teren cmentarza. Wiedziałem, gdzie znajduje się grób Itachiego dlatego bez zawahania ruszyłem w tamtym kierunku. Nie rozglądałem się. Nie chciałem widzieć nieznanych mi twarzy, ich emocji. Wychodziłem z założenia, że każdy powinien mieć spokój, odbyć samotnie rozmowę ze zmarłym. Przyjście w to miejsce wymagało w pewien sposób odwagi. Zmierzenie się ze swoimi upiorami, wspomnieniami, uczuciami. Nie wprawiało raczej człowieka w radość. Skręciłem w lewo, a moim oczom ukazały się dobrze znane mi plecy. Pochylona sylwetka, czarne włosy i cichy szloch.
- Sasuke… - wyszeptałem do siebie. Chłopak pogrążony w myślach nawet nie zauważył mojego przybycia. Było mi szkoda młodszego Uchihy. W tym wszystkim nie pomyślałem co on może czuć. Podszedłem do niego, położyłem dłoń na jego barku. Wzdrygnął się, natychmiast obrócił głowę w moim kierunku.
- N-naruto? Co ty tutaj robisz? – onyksowe tęczówki przewiercały mnie na wskroś. Odsunął się ode mnie, aby stanąć naprzeciw mnie. Dostrzegłem zaczerwienienie.
- Zapewne w tym samym celu co ty Sasuke… - wzruszyłem ramionami udając obojętność.
- Czyli postanowiłeś się zjawić po miesiącu nieobecności? – zmarszczyłem brwi. Skąd on to wiedział? A następnie poczułem ogarniający mnie gniew.
- Nie twój interes Uchiha. – mruknąłem hamując się przed wyzywaniem go.
- Czyżby? To mój brat, odebrałeś mi go młotku… - w kącikach jego ust pojawił się szyderczy uśmieszek. Postawiłem prawą stopę przed siebie.
- Nikogo ci nie odebrałem Sasuke… nie masz prawa mnie obwiniać. Sam wyjechałeś dattebayo! – podniosłem głos. Czarnowłosy przybliżył się do mnie.
- Czyżby? Mam inny punkt widzenia… - wyszeptał wprost do mojego ucha. Poczułem jak po moim kręgosłupie przechodzą ciarki.
- Najwidoczniej źle interpretujesz Sasuke. – wymruczałem przez zaciśnięte wargi.
- Najlepiej będzie jak stąd pójdziesz Naruto. – odwrócił się do mnie plecami dając mi tym samym do zrozumienia, że to koniec naszej rozmowy.
- Nie będziesz mi mówił draniu co mam robić dattebayo! – wyminąłem go, aby stanąć na wprost grobowca. Moim oczom ukazały się wyryte dwa słowa „Uchiha Itachi” poczułem ból w klatce piersiowej. Była to prawda, żaden wymysł mojej wyobraźni. Więc nie był to żaden pieprzony koszmar.
- Nie słyszałeś co do ciebie powiedziałem? Wynoś się stąd! Daj spokój mojej rodzinie! – obrócił mnie ku sobie. Jego oblicze wykrzywiał grymas wściekłości. W oczach dostrzegłem niewyobrażalny ból.
- Nigdzie się stąd nie ruszę. – odpowiedziałem ze spokojem pomimo, że w środku aż mnie skręcało ze złości.
- Nie masz prawa tutaj być. Nie po tym, gdy nasza rodzina się przez ciebie rozpadła. Nie po tym, gdy tyle wycierpiałem… - ostatnie słowa niemal wyszeptał.
- To ty odszedłeś Sasuke, nie ja. – mruknąłem wpatrując się w nagrobek. Nie chciałem się przy nim kłócić. Nie. On nie zasługiwał, by dwójka ważnych dla niego ludzi się kłóciła. Zwłaszcza w takim miejscu.
- Nie miałem wyboru, rozumiesz? Postawiłeś mi ultimatum. Nigdy nie chciałem, być tym drugim. – jego ton głosu na nowo stał się zimny i beznamiętny. Popatrzyłem w te dobrze mi znane oczy.
- Nie rozumiałeś mojej pasji Sasu. To… to było moje życie. Może właśnie w tamtym czasie potrzebowałem kogoś kto mną pokieruje… może tak miało być… - przymknąłem powieki ponieważ zaczęły mnie piec oczy. Nie potrafiłem spojrzeć mu w twarz. Tak bardzo mnie to dręczyło. Dopiero teraz sobie uświadomiłem jak ciężko mi z tym było, że go zraniłem. Czując chłodną dłoń na policzku otwarłem powieki. Twarz Sasuke była tak blisko mnie, a czarne jak węgiel tęczówki uważnie mi się przyglądały. Nie trzeba było być ekspertem, aby ujrzeć w nich całą gammę uczuć.
- Nigdy nie przestałem cie kochać Naru. Nie było dnia, abym przestał o tobie myśleć. Zawsze w centrum mojego życia byłeś ty. Próbowałem obwiniać o wszystko Itachiego jednak… masz rację. On nie zawinił. Pop prostu tak było mi lżej. – przymknął na moment powieki, a po bladym policzku spłynęła łza. Nie chciałem, aby płakał. Starłem słoną ciecz kciukiem. Następnie przygarnąłem go do siebie i przytuliłem. Wtulił się we mnie niczym małe dziecko. Następnym co można było usłyszeć był szloch. Tak donośny i bolesny, że również pozwoliłem sobie na płacz. Z każdą kroplą czułem jak na moim sercu robi się lżej. Oparłem podbródek o jego głowę. Spojrzenie skierowałem na nagrobek. Może to właśnie Itachi sprawił, że się pogodziliśmy? Nie wiedziałem. Jednak jedno było pewne. Po tej rozmowie mogliśmy na siebie liczyć i się wspierać. A atmosfera między nami nie będzie już tak napięta jak wcześniej.
- Powinniśmy już iść. Chodź na kawę. – mruknąłem w jego pachnące włosy. Oderwał się od mojego torsu. Czarne jak noc oczy popatrzyły na mnie z nutą zawahania.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Czy ty mi Uchiha stawiasz warunki dattebayo? – na mojej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu, a usta Sasuke wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.
- A co myślałeś młotku? Za kogo mnie uważasz?
- Za drania… - mruknąłem pod nosem jednak na tyle cicho, żeby chłopak mnie nie usłyszał.
- No dobra. Stawiaj ten swój warunek. Nie mamy całego dnia na to dattebayo. – prychnąłem obdarzając po raz kolejny spojrzeniem płytę nagrobną.  
- Pijemy ją u ciebie młotku. – podrapałem się po potylicy.
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł zważywszy na bajzel. – zagryzłem dolną wargę.
- Czyli nadal bałaganiarzem jesteś. No nic, posprzątamy razem. – nie czekając na mnie ruszył przed siebie.
- Przepraszam Itachi za to wszystko. Za to co się wydarzyło przed chwilą. Nie zasługuję na ciebie, tak samo było jak żyłeś. Ja.. ja już sam nie wiem co czuje, co jest słuszne. Nie mam pojęcia, czy zasługuję na cokolwiek więcej niż na pogardę… - po policzku spłynęła mi łza.
- Przepraszam raz jeszcze. Jutro przyjdę i porozmawiamy. – wyszeptałem ostatni raz. Następnie podążyłem śladem młodszego Uchihy.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, cieszę się że pogodzili się ta sytuacja, śmierć Itachiego dla obydwu była trudna, ale teraz powinno być  znacznielepiej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń