"Największy ból, jaki zadałeś mi w życiu to ból spowodowany tęsknotą. Tęsknotą za wspólnymi chwilami, za Twoim uśmiechem, Twoim spojrzeniem... "
( Miesiąc później )
Nie radziłem sobie. Zupełnie. Miałem wrażenie jakbym śnił.
Jakby to wszystko był jeden wielki koszmar. W końcu czy można się pogodzić z
odejściem ukochanej osoby? Zniwelować ból? Zapomnieć? Nie chciałem nikogo
widzieć jednak, gdy przychodzili rodzice starałem się żyć normalnie. Dla nich.
Nie chciałem martwić mamy moim stanem. Nie miałem siły wysłuchiwać jej
pogadanek. Próbowałem sobie wmawiać, że jest w porządku, że dam radę jednak…
nie udawało mi się. Nie umiałem kłamać. To było dla mnie abstrakcją,
jednocześnie miałem świadomość, że Itachi nie chciałby mnie widzieć w takim
stanie. Z niechęcią ubrałem na siebie szarą bluzkę oraz czarne spodnie. Nie
podchodząc nawet do lustra skierowałem swoje kroki do kuchni. Moja lodówka
świeciła pustkami, a w całym mieszkaniu panował półmrok. Nie miałem
najmniejszej ochoty, by patrzeć na świat zewnętrzny jednak dzisiaj… dzisiaj był
miesiąc odkąd go nie było przy mnie.
Musiałem iść odwiedzić jego grób, chciałem zachować o nim pamięć. Miłość
potrafi, być piękna i jakże bolesna. Założyłem trampki, wyszedłem zamykając za
sobą drzwi na klucz. Wsunąłem dłonie do kieszeni, a głowę zwiesiłem. Wolnym
krokiem ruszyłem w stronę cmentarza. Wspominałem. Nie działało to na mnie
najlepiej. Bałem się, że dostanę ataku paniki na środku chodnika. Tak bardzo
potrzebowałem jego wsparcia. Tego spojrzenia oliwkowych tęczówek i zapewnienia,
że będzie dobrze. Zapachu jego perfum. Po policzku spłynęła samotna łza. Było
gorzej niż po rozstaniu z Sasuke. Może właśnie dlatego, ze jego starszy brat
nauczył mnie żyć? Nauczył odpowiedzialności której nie miałem? Pokazał jak
można cieszyć się życiem? Westchnąłem. To było zbyt skomplikowane. W dodatku
nie umiałem pozbyć się naszych wspólnych zdjęć, czy kilku koszulek które
pozwoliłem sobie zostawić. To byłoby tak jakby wyrzucił go ze swojego życia. A
tego nie chciałem, a może jeszcze nie potrafiłem? Wzruszyłem ramionami. Zresztą
i tak to było wszystko jedno. Liczyły się fakty. A fakty były takie, że byłem
chłopczykiem nie radzącym sobie z emocjami. Uniosłem głowę do góry. Stałem
przed wejściem na cmentarz. Nawet nie wiedziałem kiedy to się stało, ani jak
długo tutaj stałem. Zacisnąłem dłonie w pięści. Brakowało mi odwagi, aby tutaj
wejść. Zmierzyć się z rzeczywistością. Przypomniałem sobie jego kojący uśmiech
i spojrzenie mówiące, że mogę wszystko. Otarłem dłonią łzy które zaczęły płynąć
po moich policzkach.
- No dalej Uzumaki. Możesz to zrobić. – mruknąłem do siebie.
Wyciągnąłem dłonie z kieszeni, wyprostowałem się. Spojrzałem przed siebie. Na
te wszystkie nagrobki. Uświadomiłem sobie właśnie w tym momencie, że wielu
ludzi kogoś pochowało, straciło. I musieli żyć dalej, nie mogli się poddawać.
Niepewnym krokiem wszedłem na teren cmentarza. Wiedziałem, gdzie znajduje się
grób Itachiego dlatego bez zawahania ruszyłem w tamtym kierunku. Nie
rozglądałem się. Nie chciałem widzieć nieznanych mi twarzy, ich emocji.
Wychodziłem z założenia, że każdy powinien mieć spokój, odbyć samotnie rozmowę
ze zmarłym. Przyjście w to miejsce wymagało w pewien sposób odwagi. Zmierzenie
się ze swoimi upiorami, wspomnieniami, uczuciami. Nie wprawiało raczej
człowieka w radość. Skręciłem w lewo, a moim oczom ukazały się dobrze znane mi
plecy. Pochylona sylwetka, czarne włosy i cichy szloch.
- Sasuke… - wyszeptałem do siebie. Chłopak pogrążony w
myślach nawet nie zauważył mojego przybycia. Było mi szkoda młodszego Uchihy. W
tym wszystkim nie pomyślałem co on może czuć. Podszedłem do niego, położyłem
dłoń na jego barku. Wzdrygnął się, natychmiast obrócił głowę w moim kierunku.
- N-naruto? Co ty tutaj robisz? – onyksowe tęczówki
przewiercały mnie na wskroś. Odsunął się ode mnie, aby stanąć naprzeciw mnie.
Dostrzegłem zaczerwienienie.
- Zapewne w tym samym celu co ty Sasuke… - wzruszyłem
ramionami udając obojętność.
- Czyli postanowiłeś się zjawić po miesiącu nieobecności? –
zmarszczyłem brwi. Skąd on to wiedział? A następnie poczułem ogarniający mnie
gniew.
- Nie twój interes Uchiha. – mruknąłem hamując się przed
wyzywaniem go.
- Czyżby? To mój brat, odebrałeś mi go młotku… - w kącikach
jego ust pojawił się szyderczy uśmieszek. Postawiłem prawą stopę przed siebie.
- Nikogo ci nie odebrałem Sasuke… nie masz prawa mnie
obwiniać. Sam wyjechałeś dattebayo! – podniosłem głos. Czarnowłosy przybliżył
się do mnie.
- Czyżby? Mam inny punkt widzenia… - wyszeptał wprost do
mojego ucha. Poczułem jak po moim kręgosłupie przechodzą ciarki.
- Najwidoczniej źle interpretujesz Sasuke. – wymruczałem
przez zaciśnięte wargi.
- Najlepiej będzie jak stąd pójdziesz Naruto. – odwrócił się
do mnie plecami dając mi tym samym do zrozumienia, że to koniec naszej rozmowy.
- Nie będziesz mi mówił draniu co mam robić dattebayo! –
wyminąłem go, aby stanąć na wprost grobowca. Moim oczom ukazały się wyryte dwa
słowa „Uchiha Itachi” poczułem ból w klatce piersiowej. Była to prawda, żaden
wymysł mojej wyobraźni. Więc nie był to żaden pieprzony koszmar.
- Nie słyszałeś co do ciebie powiedziałem? Wynoś się stąd!
Daj spokój mojej rodzinie! – obrócił mnie ku sobie. Jego oblicze wykrzywiał
grymas wściekłości. W oczach dostrzegłem niewyobrażalny ból.
- Nigdzie się stąd nie ruszę. – odpowiedziałem ze spokojem
pomimo, że w środku aż mnie skręcało ze złości.
- Nie masz prawa tutaj być. Nie po tym, gdy nasza rodzina
się przez ciebie rozpadła. Nie po tym, gdy tyle wycierpiałem… - ostatnie słowa
niemal wyszeptał.
- To ty odszedłeś Sasuke, nie ja. – mruknąłem wpatrując się
w nagrobek. Nie chciałem się przy nim kłócić. Nie. On nie zasługiwał, by dwójka
ważnych dla niego ludzi się kłóciła. Zwłaszcza w takim miejscu.
- Nie miałem wyboru, rozumiesz? Postawiłeś mi ultimatum.
Nigdy nie chciałem, być tym drugim. – jego ton głosu na nowo stał się zimny i
beznamiętny. Popatrzyłem w te dobrze mi znane oczy.
- Nie rozumiałeś mojej pasji Sasu. To… to było moje życie.
Może właśnie w tamtym czasie potrzebowałem kogoś kto mną pokieruje… może tak
miało być… - przymknąłem powieki ponieważ zaczęły mnie piec oczy. Nie
potrafiłem spojrzeć mu w twarz. Tak bardzo mnie to dręczyło. Dopiero teraz
sobie uświadomiłem jak ciężko mi z tym było, że go zraniłem. Czując chłodną
dłoń na policzku otwarłem powieki. Twarz Sasuke była tak blisko mnie, a czarne
jak węgiel tęczówki uważnie mi się przyglądały. Nie trzeba było być ekspertem,
aby ujrzeć w nich całą gammę uczuć.
- Nigdy nie przestałem cie kochać Naru. Nie było dnia, abym
przestał o tobie myśleć. Zawsze w centrum mojego życia byłeś ty. Próbowałem
obwiniać o wszystko Itachiego jednak… masz rację. On nie zawinił. Pop prostu
tak było mi lżej. – przymknął na moment powieki, a po bladym policzku spłynęła
łza. Nie chciałem, aby płakał. Starłem słoną ciecz kciukiem. Następnie
przygarnąłem go do siebie i przytuliłem. Wtulił się we mnie niczym małe
dziecko. Następnym co można było usłyszeć był szloch. Tak donośny i bolesny, że
również pozwoliłem sobie na płacz. Z każdą kroplą czułem jak na moim sercu robi
się lżej. Oparłem podbródek o jego głowę. Spojrzenie skierowałem na nagrobek.
Może to właśnie Itachi sprawił, że się pogodziliśmy? Nie wiedziałem. Jednak
jedno było pewne. Po tej rozmowie mogliśmy na siebie liczyć i się wspierać. A
atmosfera między nami nie będzie już tak napięta jak wcześniej.
- Powinniśmy już iść. Chodź na kawę. – mruknąłem w jego
pachnące włosy. Oderwał się od mojego torsu. Czarne jak noc oczy popatrzyły na
mnie z nutą zawahania.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Czy ty mi Uchiha stawiasz warunki dattebayo? – na mojej
twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu, a usta Sasuke wykrzywiły się w
ironicznym uśmiechu.
- A co myślałeś młotku? Za kogo mnie uważasz?
- Za drania… - mruknąłem pod nosem jednak na tyle cicho,
żeby chłopak mnie nie usłyszał.
- No dobra. Stawiaj ten swój warunek. Nie mamy całego dnia
na to dattebayo. – prychnąłem obdarzając po raz kolejny spojrzeniem płytę
nagrobną.
- Pijemy ją u ciebie młotku. – podrapałem się po potylicy.
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł zważywszy na bajzel. –
zagryzłem dolną wargę.
- Czyli nadal bałaganiarzem jesteś. No nic, posprzątamy
razem. – nie czekając na mnie ruszył przed siebie.
- Przepraszam Itachi za to wszystko. Za to co się wydarzyło
przed chwilą. Nie zasługuję na ciebie, tak samo było jak żyłeś. Ja.. ja już sam
nie wiem co czuje, co jest słuszne. Nie mam pojęcia, czy zasługuję na cokolwiek
więcej niż na pogardę… - po policzku spłynęła mi łza.
- Przepraszam raz jeszcze. Jutro przyjdę i porozmawiamy. –
wyszeptałem ostatni raz. Następnie podążyłem śladem młodszego Uchihy.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cieszę się że pogodzili się ta sytuacja, śmierć Itachiego dla obydwu była trudna, ale teraz powinno być znacznielepiej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia