"To niesamowite, że można się czuć chronionym
przez kogoś i jednocześnie być gotowym na wszystko, nawet oddać życie,
by chronić jego."
Naruto
Godzina sądu ostatecznego zbliżała się coraz szybciej.
Poczułem jak jelita mi się skręcają. Nie rozumiałem siebie. W końcu nie miałem
się co bać. Prawda? To tylko przyjaciel. To tylko trening. Powtarzałem to
niczym mantrę, gdy w końcu zadzwonił dzwonek oznajmiający nam, że koniec lekcji
na dzisiaj. Nieśpiesznie zacząłem pakować książki do torby. Westchnąłem.
Przecież nie mogłem uciekać. Prędzej czy później będę musiał się z nim spotkać.
Wstałem z zajmowanego miejsca, zarzuciłem ramiączko na bark po czym wyszedłem z
sali. Zacząłem się kierować ku Sali gimnastycznej niczym skazaniec na wyrok
śmierci. W końcu dotarłszy zatrzymałem się przed drzwiami do szatni. Moja dłoń
spoczęła na zimnej klamce. Może to było głupie, ale dostrzegłem coś w jego
spojrzeniu, że to nie będzie dla mnie miły trening. Miałem wrażenie jakby
chciał mnie zniszczyć. Żałowałem, że nigdzie w pobliżu nie było ani Naruko ani
Fumiko. Potrzebowałem wsparcia. Przełknąłem ślinę, a następnie stanowczo
nacisnąłem klamkę. Mechanizm ustąpił sprawiając, iż drzwi stanęły otworem.
Zapaliłem światło tylko po to, aby mrok przerodził się w jasność. Pewnym
krokiem ruszyłem w stronę szatni. Otworzyłem szafkę, zacząłem się przebierać.
Miałem nadzieję, że on jednak się nie pojawi jednak były to płonne nadzieje ponieważ
chwilę po moim marzeniu usłyszałem szmer. Odwróciłem się w podkoszulku który
był ubrany do połowy. Ciemne włosy były nieco rozwiane, a tęczówki lekko
błyszczały gdy mnie lustrowały. Zimny wyraz nie dawał odpowiedzi dla wielu
pytań. Zawstydzony nieco przez spojrzenie Uchihy ubrałem do końca koszulkę.
Minimalnie zagryzłem wargę.
- Cześć. – mruknąłem posyłając starszemu chłopakowi
delikatny uśmiech. Ten skinął mi głową ruszając do swojej szafki.
- Myślałem, że stchórzysz jednak. – odmruknął, a kącik jego
prawego kącika uniósł się do góry. Poczułem narastającą irytację.
- Uważasz mnie za tchórza dattebayo?! – odparłem
buńczucznie. Chłopak odwrócił się ku mnie. Z zadowoleniem oparł się o szafkę
pokazując mi tym samym swoją klatkę piersiową. Między nami jego brzuch był
bardzo umięśniony.
- Czy ja coś takiego powiedziałem Naruto? – przez niego
czułem jakbym miał poczucie winy. Minimalnie zmarszczyłem nos. Prychnąłem.
- Nie musiałeś mówić. Wystarczy intonacja głosu. – przez
chwilę w ciszy mierzyliśmy się spojrzeniem. Nie miałem zamiaru ustąpić. Nie
mogłem. W końcu nie należałem do tchórzów. Nigdy się nie wycofywałem. Nawet
jeżeli byłem na przegranej pozycji.
- Jaki wojowniczy… - wymruczał robiąc dwa kroki do mnie.
Przystanął przez co było widać naszą różnicę wzrostu. Musiałem lekko unieść
głowę ku górze, aby lepiej go widzieć.
- Ciekawe, czy tak waleczny będziesz na boisku. – wyraz jego
twarzy był ironiczny. Wzruszyłem ramionami.
- Udowodnię ci, że nie jestem tak beznadziejny za jakiego
mnie uważasz dattebayo! – odrzekłem. Obróciłem się na pięcie, aby wziąć coś z
szafki.
- Mam nadzieję. – usłyszałem cichy szept przy uchu, a po
chwili Uchihy już nie było w pomieszczeniu. Czy on mnie sprowokował? Dlaczego
ja najpierw robię, a potem myślę? Dlaczego? Zabijcie mnie! Dałem się podejść
niczym malutkie dziecko. Musiałem przyznać, że Itachi ma tą głowę nie od
parady. Przybrałem na twarz jedna ze swoich masek. Było ich dość wiele od
śmierci rodziców jednak nikt tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy jak się
czułem naprawdę. Nawet Narutko. Zawsze starałem się ja chronić jak najlepiej
umiałem. Być jej wsparciem i oparciem. Nie chciałem, aby moja malutka
siostrzyczka cierpiała. W porównaniu do jej cierpienia moje było nieważne. Była
dla mnie najważniejsza nawet, gdy rodzice jeszcze żyli. W końcu miałem ją
chronić. Tak sobie przyrzekłem. Taki anioł stróż. A teraz gdy naprawdę byłem
aniołem moje słowa stały się prawdziwe. Nie wiedziałem tylko czy podołam
zadaniu. Ten nowy świat był taki… destrukcyjny? Niebezpieczny? A może po prostu
się w nim zagubiłem. Czułem się niczym małe dziecko. Z moich rozmyślań wyrwał
mnie dźwięk piłki o ścianę. Przełknąłem gulę która utworzyła się w moim gardle.
Zamknąłem szafkę, a następnie szatnie. Szybkim krokiem przemieściłem się na
sale gimnastyczną.
- Wreszcie jesteś. Nie wiedziałem, że przebieranie się tyle
ci zabiera Naruto. – burknął ironicznie. Wzruszyłem ramionami.
- Zamiast tyle gadać wziąłbyś się na poważnie za trening. W końcu
nie mamy czasu do stracenia, prawda? – moja prawa brew powędrowała ku górze, a
kąciki ust uniosły się go góry. Ten nie
czekając wiele zaserwował jedną z wielu piłek.
Fumiko
Obserwowałam z ukrycia trening Naruto. Dostrzegłam w jego
oczach zdeterminowanie. Nie był osobą która poddaje się szybko. Raczej należał
do tej nielicznej grupy wytrwałych osób. U mych stóp spoczywał Kurama który
najwidoczniej mnie polubił. Nie miałam nic przeciwko wilczurowi. Wręcz przeciwnie.
Przypominał moją Matabi która z wyglądu raczej jak i charakteru przypominała
kota. Na samo wspomnienie posmutniałam. Nadal tęskniłam za moją ulubienicą. Gdybym
mogła wtedy to sama oddałabym za nią życie. Była moją najlepszą przyjaciółką. Mimo,
że nie mogłyśmy prowadzić konwersacji to miałam wrażenie, że mnie rozumie. Lepiej
niż ktokolwiek z ludzi. Zagryzłam dolną wargę powstrzymując się w ten sposób od
uronienia łez. Machinalnie pogłaskałam psa po łbie. Ten uniósł głowę, popatrzył
na mnie swoimi mądrymi ślepiami.
- Po prostu tak mi jej brakuje. – mruknęłam sama do siebie. Słysząc,
ze ktoś nadchodzi otrząsnęłam się od przykrych wydarzeń z przeszłości. Skupiłam
się na treningu blondyna.
- Witaj Fumiko.
- Cześć Shika. – odpowiedziałam jednak nie obdarzyłam nowo
przybyłego spojrzeniem udając zainteresowanie grą. Pomiędzy nami zapanowała
cisza którą w końcu postanowił przerwać Nara.
- Dosyć to upierdliwe nie sądzisz? – słysząc jego pytanie odwróciłam
głowę w stronę towarzysza. Uniosłam brew.
- Co masz na myśli? – byłam zaciekawiona do czego doszedł przyjmujący.
- To całe niańczenie Naruto. Nie sądzisz, że byłby
bezpieczniejszy gdzieś indziej? Z dala od wrogów którzy na niego czyhają? –
jego ciemne tęczówki spoczęły na mnie. Skinęłam głową.
- Jak to mówisz zapewne byłoby to mniej upierdliwe. Jednak doskonale
wiesz, że już dawno zostaliśmy do tego wyznaczeni.
- Niby tak, jednak nadal jestem zdania, że jest tutaj mało
bezpieczny. Zdajesz sobie, że zabójcy jego rodziców nadal chcą ich dopaść?
- Zdaje dlatego musimy mu pomóc. On będzie potężniejszy od
nas. Ma złote serce jednak jeszcze tak wiele przed nim… - zasmuciłam się. Wiedziałam
ile wyrzeczeń będzie czekać blondynka.
- Wiele przeszłaś prawda? – w głosie nastolatka wyczuwałam
zaciekawienie co dość rzadko się u niego zdarzało. Raczej wykazywał brak zainteresowania
na cokolwiek. Lekko uniosłam lewy kącik ust. Nasze oczy czujnie obserwowały
trening.
- Zgadza się. Dość sporo. Już nawet nie pamiętam dzieciństwa.
– była to prawda. Byłam już od tak dawna strażniczką pół aniołów. Ktoś musiał się
nimi opiekować i uczyć panować nad transformacją. A nielicznych panować nad
swoimi mocami.
- Dlaczego zostałaś opiekunkom? Nie musiałaś nią zostać prawda?
– jego spojrzenie powędrowało na moją twarz. Smutno się uśmiechnęłam. Wróciłam do
tamtego momentu. Do smutnych błękitnych oczów mojej młodszej siostry. Tego, że
chciałam ją chronić przed tym brzemieniem. Nie zasługiwała na to.
- Prawda. Jednak moja siostra… była młodsza a ja ją tak
bardzo kochałam… - mój głos nieznacznie zadrżał. Nie wiem dlaczego o tym
opowiadałam Shikamaru. Zdecydowanie dzisiaj za dużo złych wspomnień przewija
się przez moja głowę.
- Ktoś musiał przejąć tradycje rodzinną. Nasza rodzina od
wieków się tym zajmuje. Strzeże was i się wami opiekuje. To nasza misja od wieków…
jednak nikt z nas nie był przygotowany na strzeżenie księcia nieba. Nie wiem,
czy uda mi się ochronić Naruto. – nieznacznie się przygarbiłam. Właśnie tego
się obawiałam odkąd się pojawił. Zżerało mnie to od środka. Niczym poczucie
winy. Westchnęłam. Zawiał delikatnie wiatr rozwiewając moje włosy.
- Dasz radę. Wiem, że to bywa upierdliwe jednak jesteś dobrą
opiekunką. Pamiętaj, że my również ci pomożemy. W końcu nie jesteś sama. Jeny jakie
to upierdliwe. – westchnął mój towarzysz powracając spojrzeniem na okno gdzie
można było gdzieniegdzie dostrzec jak Itachi znęca się nad swoim podopiecznym.
- Dzięki Shika. Do zobaczenia jutro. – posłałam mu słaby
uśmiech, pożegnałam się z Kuramą i ruszyłam w stronę wyjścia. Potrzebowałam zebrać
myśli. Czułam mętlik. Nie wiedziałam jaki kierunek obrać i od czego zacząć. Moja
rodzina zostawiła mi ciężki orzech do zgryzienia.
- Cholera, że też musiał się problem w moim pokoleniu
natrafić. – burknęłam będąc złą na rodzinę. Nigdy tak naprawdę nie powiedzieli
mi z czym się zmierzę, nie nauczyli być strażniczką. Pamiętałam ich ulgę gdy
ten ciężar spoczął na jedną z ich córek. Jak szybko się odcięli od tego bagna. Wędrowałam
tak od kilku stuleci i starałam się pomagać zbłąkanym anielskim duszyczką. W końcu
na stałe zagościłam w Konocha i wzięłam pod swoje skrzydła tą rozwydrzoną
bandę. Opuszkami palców przejechałam po łańcuszku. To on symbolizował moją
hierarchię oraz to co robię. Jednak póki nie spłodzę dzieci oraz nie urosną do
odpowiedniego wieku to brzemię będzie spoczywać na moich barkach. Jednak już
dawno temu podjęłam decyzje, że nie urodzę dzieci. Nie chciałam ich tym
obciążać. Wolałam się tułać po świecie, patrzeć na cierpienie tej planety
aniżeli unieszczęśliwiać własne dziecko. Była też opcja, że zginę z ręki samego
czarnego pana. Uśmiechnęłam się histerycznie. O czym ja znowu myślę? Musiałam się
przygotować. W końcu to ja sprawowałam pieczę nad Naruto. Musiałam zachować
pełen profesjonalizm. Będę musiała porządnie wziąć go w obroty jeżeli chciałam,
aby był zdolny się uchronić przed swoimi prześladowcami. Jeżeli chciał również
uchronić Naruko. Potarłam palcami skroń. Zdecydowanie muszę się napić. W końcu
plan treningowy już ułożony, teraz wystarczy wdrożyć go w życie. Żałowałam tylko,
że nie mogę się skontaktować z moim aniołem. Zapytać o radę. Pragnęłam, aby
Naruko również miała ochronę. Przecież nie mogłam non stop prosić chłopaków,
aby dyskretnie jej pilnowali. Każdy ma własne życie i plany, a sama też nie
mogłam tego wykonywać. To było wręcz niemożliwe. Miałam też własne obowiązki. Wyciągnęłam
z kieszeni komórkę. Wybrałam jeden z numerów.
- Fumiko? – słysząc w słuchawce lodowaty głos Uchihy uniosłam
kącik ust do góry. Czego mogłam się więcej spodziewać?
- Ty i twój brat przyjdzie do mnie wieczorem. Mamy parę
spraw do przegadania. – mruknęłam ignorując to zimne powitanie.
- Mamy? – wyczuwając ironie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Oczywiście, doszły mnie pewne słuchy jeżeli chodzi o twoje
zachowanie… myślę, że to jest dosyć… niepokojące? Chyba tak to mogę uznać.
- Uroczo. – burknął po czym bez pożegnania się rozłączył. Jednak
jednego byłam pewna. Przyjdą. Musiałam zrobić porządek z braćmi Uchiha. Nawet Itachi
zaczął się dziwnie zachowywać odkąd Uzumaki wkroczyli do murów tej szkoły. Przewróciłam
oczyma. Czekały mnie bardzo intensywne dni. Dajcie mi tylko siłę, aby kogoś
przez przypadek nie uszkodzić.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawi mnie to zachowanie Itachiego względem Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzi ciekawi mnie to zachowanie Itachiego wobec Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawi mnie to zachowanie Itachiego względem Naruto... czym to jest spowodowane...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza