Strony

sobota, 12 maja 2018

Latający Anioł XIII






"To niesamowite, że można się czuć chronionym przez kogoś i jednocześnie być gotowym na wszystko, nawet oddać życie, by chronić jego."







Naruto



Godzina sądu ostatecznego zbliżała się coraz szybciej. Poczułem jak jelita mi się skręcają. Nie rozumiałem siebie. W końcu nie miałem się co bać. Prawda? To tylko przyjaciel. To tylko trening. Powtarzałem to niczym mantrę, gdy w końcu zadzwonił dzwonek oznajmiający nam, że koniec lekcji na dzisiaj. Nieśpiesznie zacząłem pakować książki do torby. Westchnąłem. Przecież nie mogłem uciekać. Prędzej czy później będę musiał się z nim spotkać. Wstałem z zajmowanego miejsca, zarzuciłem ramiączko na bark po czym wyszedłem z sali. Zacząłem się kierować ku Sali gimnastycznej niczym skazaniec na wyrok śmierci. W końcu dotarłszy zatrzymałem się przed drzwiami do szatni. Moja dłoń spoczęła na zimnej klamce. Może to było głupie, ale dostrzegłem coś w jego spojrzeniu, że to nie będzie dla mnie miły trening. Miałem wrażenie jakby chciał mnie zniszczyć. Żałowałem, że nigdzie w pobliżu nie było ani Naruko ani Fumiko. Potrzebowałem wsparcia. Przełknąłem ślinę, a następnie stanowczo nacisnąłem klamkę. Mechanizm ustąpił sprawiając, iż drzwi stanęły otworem. Zapaliłem światło tylko po to, aby mrok przerodził się w jasność. Pewnym krokiem ruszyłem w stronę szatni. Otworzyłem szafkę, zacząłem się przebierać. Miałem nadzieję, że on jednak się nie pojawi jednak były to płonne nadzieje ponieważ chwilę po moim marzeniu usłyszałem szmer. Odwróciłem się w podkoszulku który był ubrany do połowy. Ciemne włosy były nieco rozwiane, a tęczówki lekko błyszczały gdy mnie lustrowały. Zimny wyraz nie dawał odpowiedzi dla wielu pytań. Zawstydzony nieco przez spojrzenie Uchihy ubrałem do końca koszulkę. Minimalnie zagryzłem wargę.
- Cześć. – mruknąłem posyłając starszemu chłopakowi delikatny uśmiech. Ten skinął mi głową ruszając do swojej szafki.
- Myślałem, że stchórzysz jednak. – odmruknął, a kącik jego prawego kącika uniósł się do góry. Poczułem narastającą irytację.
- Uważasz mnie za tchórza dattebayo?! – odparłem buńczucznie. Chłopak odwrócił się ku mnie. Z zadowoleniem oparł się o szafkę pokazując mi tym samym swoją klatkę piersiową. Między nami jego brzuch był bardzo umięśniony.
- Czy ja coś takiego powiedziałem Naruto? – przez niego czułem jakbym miał poczucie winy. Minimalnie zmarszczyłem nos. Prychnąłem.
- Nie musiałeś mówić. Wystarczy intonacja głosu. – przez chwilę w ciszy mierzyliśmy się spojrzeniem. Nie miałem zamiaru ustąpić. Nie mogłem. W końcu nie należałem do tchórzów. Nigdy się nie wycofywałem. Nawet jeżeli byłem na przegranej pozycji.
- Jaki wojowniczy… - wymruczał robiąc dwa kroki do mnie. Przystanął przez co było widać naszą różnicę wzrostu. Musiałem lekko unieść głowę ku górze, aby lepiej go widzieć.
- Ciekawe, czy tak waleczny będziesz na boisku. – wyraz jego twarzy był ironiczny. Wzruszyłem ramionami.
- Udowodnię ci, że nie jestem tak beznadziejny za jakiego mnie uważasz dattebayo! – odrzekłem. Obróciłem się na pięcie, aby wziąć coś z szafki.
- Mam nadzieję. – usłyszałem cichy szept przy uchu, a po chwili Uchihy już nie było w pomieszczeniu. Czy on mnie sprowokował? Dlaczego ja najpierw robię, a potem myślę? Dlaczego? Zabijcie mnie! Dałem się podejść niczym malutkie dziecko. Musiałem przyznać, że Itachi ma tą głowę nie od parady. Przybrałem na twarz jedna ze swoich masek. Było ich dość wiele od śmierci rodziców jednak nikt tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy jak się czułem naprawdę. Nawet Narutko. Zawsze starałem się ja chronić jak najlepiej umiałem. Być jej wsparciem i oparciem. Nie chciałem, aby moja malutka siostrzyczka cierpiała. W porównaniu do jej cierpienia moje było nieważne. Była dla mnie najważniejsza nawet, gdy rodzice jeszcze żyli. W końcu miałem ją chronić. Tak sobie przyrzekłem. Taki anioł stróż. A teraz gdy naprawdę byłem aniołem moje słowa stały się prawdziwe. Nie wiedziałem tylko czy podołam zadaniu. Ten nowy świat był taki… destrukcyjny? Niebezpieczny? A może po prostu się w nim zagubiłem. Czułem się niczym małe dziecko. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk piłki o ścianę. Przełknąłem gulę która utworzyła się w moim gardle. Zamknąłem szafkę, a następnie szatnie. Szybkim krokiem przemieściłem się na sale gimnastyczną.
- Wreszcie jesteś. Nie wiedziałem, że przebieranie się tyle ci zabiera Naruto. – burknął ironicznie. Wzruszyłem ramionami.
- Zamiast tyle gadać wziąłbyś się na poważnie za trening. W końcu nie mamy czasu do stracenia, prawda? – moja prawa brew powędrowała ku górze, a kąciki ust uniosły się go góry.  Ten nie czekając wiele zaserwował jedną z wielu piłek.



Fumiko



Obserwowałam z ukrycia trening Naruto. Dostrzegłam w jego oczach zdeterminowanie. Nie był osobą która poddaje się szybko. Raczej należał do tej nielicznej grupy wytrwałych osób. U mych stóp spoczywał Kurama który najwidoczniej mnie polubił. Nie miałam nic przeciwko wilczurowi. Wręcz przeciwnie. Przypominał moją Matabi która z wyglądu raczej jak i charakteru przypominała kota. Na samo wspomnienie posmutniałam. Nadal tęskniłam za moją ulubienicą. Gdybym mogła wtedy to sama oddałabym za nią życie. Była moją najlepszą przyjaciółką. Mimo, że nie mogłyśmy prowadzić konwersacji to miałam wrażenie, że mnie rozumie. Lepiej niż ktokolwiek z ludzi. Zagryzłam dolną wargę powstrzymując się w ten sposób od uronienia łez. Machinalnie pogłaskałam psa po łbie. Ten uniósł głowę, popatrzył na mnie swoimi mądrymi ślepiami.
- Po prostu tak mi jej brakuje. – mruknęłam sama do siebie. Słysząc, ze ktoś nadchodzi otrząsnęłam się od przykrych wydarzeń z przeszłości. Skupiłam się na treningu blondyna.
- Witaj Fumiko.
- Cześć Shika. – odpowiedziałam jednak nie obdarzyłam nowo przybyłego spojrzeniem udając zainteresowanie grą. Pomiędzy nami zapanowała cisza którą w końcu postanowił przerwać Nara.
- Dosyć to upierdliwe nie sądzisz? – słysząc jego pytanie odwróciłam głowę w stronę towarzysza. Uniosłam brew.
- Co masz na myśli? – byłam zaciekawiona do czego doszedł przyjmujący.
- To całe niańczenie Naruto. Nie sądzisz, że byłby bezpieczniejszy gdzieś indziej? Z dala od wrogów którzy na niego czyhają? – jego ciemne tęczówki spoczęły na mnie. Skinęłam głową.
- Jak to mówisz zapewne byłoby to mniej upierdliwe. Jednak doskonale wiesz, że już dawno zostaliśmy do tego wyznaczeni.
- Niby tak, jednak nadal jestem zdania, że jest tutaj mało bezpieczny. Zdajesz sobie, że zabójcy jego rodziców nadal chcą ich dopaść?
- Zdaje dlatego musimy mu pomóc. On będzie potężniejszy od nas. Ma złote serce jednak jeszcze tak wiele przed nim… - zasmuciłam się. Wiedziałam ile wyrzeczeń będzie czekać blondynka.
- Wiele przeszłaś prawda? – w głosie nastolatka wyczuwałam zaciekawienie co dość rzadko się u niego zdarzało. Raczej wykazywał brak zainteresowania na cokolwiek. Lekko uniosłam lewy kącik ust. Nasze oczy czujnie obserwowały trening.
- Zgadza się. Dość sporo. Już nawet nie pamiętam dzieciństwa. – była to prawda. Byłam już od tak dawna strażniczką pół aniołów. Ktoś musiał się nimi opiekować i uczyć panować nad transformacją. A nielicznych panować nad swoimi mocami.
- Dlaczego zostałaś opiekunkom? Nie musiałaś nią zostać prawda? – jego spojrzenie powędrowało na moją twarz. Smutno się uśmiechnęłam. Wróciłam do tamtego momentu. Do smutnych błękitnych oczów mojej młodszej siostry. Tego, że chciałam ją chronić przed tym brzemieniem. Nie zasługiwała na to.
- Prawda. Jednak moja siostra… była młodsza a ja ją tak bardzo kochałam… - mój głos nieznacznie zadrżał. Nie wiem dlaczego o tym opowiadałam Shikamaru. Zdecydowanie dzisiaj za dużo złych wspomnień przewija się przez moja głowę.  
- Ktoś musiał przejąć tradycje rodzinną. Nasza rodzina od wieków się tym zajmuje. Strzeże was i się wami opiekuje. To nasza misja od wieków… jednak nikt z nas nie był przygotowany na strzeżenie księcia nieba. Nie wiem, czy uda mi się ochronić Naruto. – nieznacznie się przygarbiłam. Właśnie tego się obawiałam odkąd się pojawił. Zżerało mnie to od środka. Niczym poczucie winy. Westchnęłam. Zawiał delikatnie wiatr rozwiewając moje włosy.
- Dasz radę. Wiem, że to bywa upierdliwe jednak jesteś dobrą opiekunką. Pamiętaj, że my również ci pomożemy. W końcu nie jesteś sama. Jeny jakie to upierdliwe. – westchnął mój towarzysz powracając spojrzeniem na okno gdzie można było gdzieniegdzie dostrzec jak Itachi znęca się nad swoim podopiecznym.
- Dzięki Shika. Do zobaczenia jutro. – posłałam mu słaby uśmiech, pożegnałam się z Kuramą i ruszyłam w stronę wyjścia. Potrzebowałam zebrać myśli. Czułam mętlik. Nie wiedziałam jaki kierunek obrać i od czego zacząć. Moja rodzina zostawiła mi ciężki orzech do zgryzienia.
- Cholera, że też musiał się problem w moim pokoleniu natrafić. – burknęłam będąc złą na rodzinę. Nigdy tak naprawdę nie powiedzieli mi z czym się zmierzę, nie nauczyli być strażniczką. Pamiętałam ich ulgę gdy ten ciężar spoczął na jedną z ich córek. Jak szybko się odcięli od tego bagna. Wędrowałam tak od kilku stuleci i starałam się pomagać zbłąkanym anielskim duszyczką. W końcu na stałe zagościłam w Konocha i wzięłam pod swoje skrzydła tą rozwydrzoną bandę. Opuszkami palców przejechałam po łańcuszku. To on symbolizował moją hierarchię oraz to co robię. Jednak póki nie spłodzę dzieci oraz nie urosną do odpowiedniego wieku to brzemię będzie spoczywać na moich barkach. Jednak już dawno temu podjęłam decyzje, że nie urodzę dzieci. Nie chciałam ich tym obciążać. Wolałam się tułać po świecie, patrzeć na cierpienie tej planety aniżeli unieszczęśliwiać własne dziecko. Była też opcja, że zginę z ręki samego czarnego pana. Uśmiechnęłam się histerycznie. O czym ja znowu myślę? Musiałam się przygotować. W końcu to ja sprawowałam pieczę nad Naruto. Musiałam zachować pełen profesjonalizm. Będę musiała porządnie wziąć go w obroty jeżeli chciałam, aby był zdolny się uchronić przed swoimi prześladowcami. Jeżeli chciał również uchronić Naruko. Potarłam palcami skroń. Zdecydowanie muszę się napić. W końcu plan treningowy już ułożony, teraz wystarczy wdrożyć go w życie. Żałowałam tylko, że nie mogę się skontaktować z moim aniołem. Zapytać o radę. Pragnęłam, aby Naruko również miała ochronę. Przecież nie mogłam non stop prosić chłopaków, aby dyskretnie jej pilnowali. Każdy ma własne życie i plany, a sama też nie mogłam tego wykonywać. To było wręcz niemożliwe. Miałam też własne obowiązki. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę. Wybrałam jeden z numerów.
- Fumiko? – słysząc w słuchawce lodowaty głos Uchihy uniosłam kącik ust do góry. Czego mogłam się więcej spodziewać?
- Ty i twój brat przyjdzie do mnie wieczorem. Mamy parę spraw do przegadania. – mruknęłam ignorując to zimne powitanie.
- Mamy? – wyczuwając ironie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Oczywiście, doszły mnie pewne słuchy jeżeli chodzi o twoje zachowanie… myślę, że to jest dosyć… niepokojące? Chyba tak to mogę uznać.
- Uroczo. – burknął po czym bez pożegnania się rozłączył. Jednak jednego byłam pewna. Przyjdą. Musiałam zrobić porządek z braćmi Uchiha. Nawet Itachi zaczął się dziwnie zachowywać odkąd Uzumaki wkroczyli do murów tej szkoły. Przewróciłam oczyma. Czekały mnie bardzo intensywne dni. Dajcie mi tylko siłę, aby kogoś przez przypadek nie uszkodzić.

3 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, ciekawi mnie to zachowanie Itachiego względem Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, bardzi ciekawi mnie to zachowanie Itachiego wobec Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    bardzo ciekawi mnie to zachowanie Itachiego względem Naruto... czym to jest spowodowane...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń