niedziela, 3 czerwca 2018

Latający Anioł XIV







"W każdym człowieku powinno być coś, o czym wie tylko on sam. Człowiek bez choćby jednej tajemnicy jest jak orzech, z którego po rozłupaniu zostaje sama skorupa. Ludzie za często dbają tylko o skorupę." 











Naruto



Itachi. On był szalony. Widziałem w jego ciemnych tęczówkach szaleństwo. To nie był chłopak którego poznałem pierwszego dnia. On chciał mnie wykończyć. Zerżnąć niczym świnie. Zacisnąłem dłonie w pięść po kolejnej agresywnej piłce która mknęła w moim kierunku tylko po to, aby skrócić mnie o głowę. W końcu zatrzymałem ją w powietrzu, a spojrzenie przeniosłem na swojego jakże znakomitego trenera. Brwi miałem zmarszczone. Itachi popatrzył na mnie nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Podszedłem do niego.
- Co jest? Chcesz mnie zabić, czy co? – sarknąłem wlepiając w niego spojrzenie swoich błękitnych tęczówek. W odpowiedzi usłyszałem tylko cichy śmiech.
- Naprawdę tak uważasz? Zdecydowanie Fumiko cie rozpieszcza. – dopiero pierwszy raz dostrzegłem w jego spojrzeniu arogancje. Zacisnąłem dłonie w pięść.
- Mów o mnie co chcesz jednak o Fumiko nie masz prawa powiedzieć złego słowa dattebayo! – wykrzyknąłem. Przybliżyłem się przez co stykaliśmy się torsem. Jego sylwetka zmieniła się. Z niedbałej na wojowniczej. Wiedziałem, że chce mnie przestraszyć. Czułem zdenerwowanie jednak przeważał raczej gniew.
- Oh czyżby prawda bolała? Ona się nad tobą lituje. Nic więcej. Nie masz co się łudzić, że pokocha kogoś takiego jak ty. – jego uśmiech się poszerzył. Wręcz bawiło go patrzenie na moją wściekłość która z sekundy na sekundę pogłębiała się.
- Nic o tym nie wiesz! Ktoś taki jak ty nie może wiedzieć co to miłość! – wybuchnąłem jednak szybko pożałowałem swoich słów. Wiem, bywam impulsywny jednak nigdy nie mówiłem takich słów. Sam za dobrze wiedziałem jak może się ktoś czuć po takich słowach. I szybko się przekonałem, że miałem rację. Po twarzy kruczowłosego przemknął grymas bólu.
- Nic o mnie nie wiesz Uzumaki! Nie wypowiadaj się na tematy o których nie masz pojęcia. – wysyczał tuż obok mojego ucha. Następnie odwrócił się na pięcie i wymaszerował z sali gimnastycznej. Nieznacznie się zgarbiłem. To by było na tyle. Mój pierwszy wróg. Cudownie. Oby tak dalej Naruto. Ah zapomniałbym. Należy jeszcze wliczyć do tej listy Deidare jak nie na dokładkę Sasoriego. Żyć nie umierać. Zaraz cała drużyna mnie znienawidzi. Zaserwowałem z całej siły przez co usłyszałem donośne plask. Fumiko z pewnością się ucieszy jak się dowie o moich postępach. Właśnie. Chyba będę musiał się do niej udach, chociaż… nie to nie był najlepszy pomysł. Musiałem ochłonąć. Zresztą jutro spotkam mojego syna. Prawdopodobnie mojego. Wsunąłem palce we włosy. Czy to wszystko musi być tak skomplikowane? I tak przede mną ukazywała się dość spora górka do pokonania. Dlaczego już gubiłem się w tak prostych rzeczach? Naprawdę miałem coś wspólnego z rodziną królewską? Jeżeli tak było to marny ze mnie książę. Pokręciłem z niezadowoleniem głową. Zdecydowanie czas stąd iść. Kurama oraz Naruko zapewne już na mnie czekali. No i wujek. Po tym co usłyszałem poprzedniej nocy nie wiedziałem co myśleć o tym staruszku. Zacząłem wlec się w kierunku szatni. Gdy do niej dotarłem Uchihy już nie było. W sumie to lepiej. Przez przypadek mogłem za dużo powiedzieć, o ile już nie powiedziałem. Zacząłem się przebierać. Było tyle pytań, wątpliwości a tak mało odpowiedzi dostawałem. Rozumiałem, że wszystko w swoim czasie jednak.. no właśnie. Nie należałem do ludzi cierpliwych, czy spokojnych. Chciałem wiedzieć już teraz natychmiast. Fumiko dobrze robiła, że dawkowała mi wiadomości. Już po ostatnich rewelacjach nie potrafiłem dojść do siebie. Pokręciłem z niedowierzeniem głową. Opustoszałym szkolnym holem kierowałem się ku wyjściu. Najwidoczniej byłem ostatnim uczniem który się tutaj znajdował, może dostanę jeszcze za to wyróżnienie albo jakiś order? Zaśmiałem się gorzko. Otwierając drzwi Kurama już czekał, czujnie mi się przypatrywał jednak nie dostrzegając że grozi mi niebezpieczeństwo zwrócił całą swoją uwagę na otaczający nas świat, a ogon zaczął się poruszać to w prawo i lewo. Westchnąłem. Dlaczego nie zostałem zwierzęciem?

( Dzień później )


Strasznie się denerwowałem. W końcu miałem prawdopodobnie pierwszy raz zobaczyć syna. Dłonie wręcz mi się pociły. Musiałem je co chwilę pocierać o spodnie. Mój wzrok krążył niespokojnie po parku.  Miałem cichą nadzieję, że gdzieś ją wypatrzę w tłumie ludzi nim ona dostrzeże mnie. Kurama cicho popiskiwał wyczuwając moje zdenerwowanie lecz nic poza tym. Najprawdopodobniej znaczyło to jestem z tobą jednak nie panikuj stary. Dziecko to nie koniec świata. Pociągnąłem się za kosmyk włosów. Raczej Shion by mnie nie wystawiła i nie wygadywała głupot. Znaliśmy się trochę i ona nie należała do kłamców. Była raczej szczera do bólu lub milczała zatajając swoje sekrety. Od tyłu dobiegł mnie jej cichy głos. Gwałtownie odwróciłem się w tym kierunku.
- Witaj Naruto. – jej nieśmiałe spojrzenie przebiegło po moim licu. Dolna warga nieznacznie zadrżała, ale pomimo tego nadal była piękna a wysoki kok tylko to podkreślał. Niemrawo się uśmiechnąłem, mój wzrok pobiegł po wózku po to, aby mógł się zatrzymać na dziecku. Małym blondaskiem który wpatrywał się lazurowymi oczyma we mnie. Jego oblicze było uśmiechnięte. Potarłem dłonią kark po czym przeniosłem wzrok na byłą dziewczynę.
- Miło cie widzieć Shion. Naprawdę do mnie podobny. – uśmiechnąłem się z zakłopotanie. Dziewczyna skinęła głową nie przestając mi się przypatrywać jakby oceniała, czy chce coś zrobić dziecku. Zupełnie nie poświęciła uwagi mojemu psiemu ochroniarzowi, a może to i lepiej? Było mi głupio z powodu mojego braku wiary w jej słowa. Nachyliłem się ku maleństwu, palcem wskazującym dotknąłem go w miękki policzek. Uniosłem wargi ku górze ponieważ mój syn schwycił palec w swoje drobniutkie rączki. Było to w pewien sposób urocze jak i rozczulające. Uniosłem wzrok na matkę mojego dziecka. Ta lekko się uśmiechnęła jakby czytała w moich myślach.
- Przejdziemy się? Chyba mamy trochę do obgadania, prawda? – jej brew powędrowała ku górze. Jednak nie wyczułem w jej głosie pretensji której się spodziewałem. Wręcz przeciwnie. Raczej radość z tego, że nie jest sama jak i zakłopotanie, że obarcza mnie problemem. Jednak zupełnie niepotrzebnie. To ona sama musiała sobie przez długo czas radzić z ciążą, a potem macierzyństwem. Musiała zrezygnować ze szkoły i marzeń, przynajmniej na jakiś czas. Impulsywnie przytuliłem ją.
- Dziękuje Shion. Cieszę się, że mogłem poznać syna. Jednak… nie popędzaj mnie. Ostatnio wiele się dzieje w moim życiu, czuję się zagubiony w dodatku doszła mi rola ojca… nowa szkoła, nowi znajomi i śmierć rodziców… to wszystko spadło tak nieoczekiwanie na moje barki dattebayo. Ja wiem, że i ty nie masz łatwo… cholera, przepraszam cie! – wyszeptałem. Poczułem się głupio. Stawiałem się ponad wszystko. Siebie i swoje odczucia. Przy tym wszystkim niemal zapomniałem o niej i jej uczuciach. Ta tylko skinęła ze zrozumieniem głową, nawet lekko się uśmiechnęła. Dotknęła dłonią mojej w geście sympatii.
- Ja to wiem Naru. I ja to rozumiem wiesz? To nie jest tak, że żądam od ciebie bezwzględnego oddania. Nie… po prostu mam nadzieję, że od czasu do czasu przy nim mi pomożesz oraz że z czasem pokochasz tego szkraba… - zawiesiła głos. Najwidoczniej nie wiedziała co jeszcze dodać. Cicho się zaśmiałem, pierwszy raz odkąd się spotkaliśmy. Niemal zapomniałem jak się przy niej czułem, kiedyś.
- Już go pokochałem i nie zamierzam się uchylać od odpowiedzialności. Zawsze, gdy będziesz potrzebowała przy nim pomocy zadzwoń do mnie. Nie obiecuje, że zawsze będę miał czas jednak obiecuje go znaleźć. Choćby z podziemi dattebayo! – szeroko się uśmiechnąłem za co zostałem obdarowany kobiecym uśmiechem.
- To chodźmy się przejść. – po tych słowach ruszyliśmy wolnym krokiem. Najpierw rozmowa minęła nam na dogadywaniu opieki i tego typu pierdół. Później nawet nie wiem kiedy rozmowa zeszła na inne tory. Na przeszłość.



Fumiko



W końcu się zjawili. Trochę kazali na siebie czekać. Słysząc dzwonek do drzwi uśmiechnęłam się niczym psychopata. Oni jeszcze nie wiedzieli z kim zadarli. Nie tolerowałam spóźnienia. Oh nie. Sama należałam do tych przesadnie punktualnych. Otwarłam im drzwi jednak moja mina nie wyrażała nic poza znużeniem. Gdy znaleźliśmy się w salonie nie bawiłam się w uprzejmości. Znaleźliśmy się w konkretnym celu. To nie był czas na herbatki i pogaduszki. Zerknęłam na nich lodowatym spojrzeniem. Popatrzeli na siebie niewinnie po czym wzruszyli ramionami. Schowałam dłonie za siebie.
- Może zacznijmy od ciebie Sasuke… - skierowałam wzrok na młodszego z braci. Ten nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem. Uparcie wpatrywał się w podłogę. Na tą zniewagę nawet nie drgnął mi mięsień. Miałam tysiące sposobów, aby ukarać nieposłusznych podopiecznych.
- Możesz mi wyjaśnić co ty wyprawiasz z Naruko? Doskonale wiesz, że zakazałam ci się do niej zbliżać. To niebezpieczne zwłaszcza, że jest tylko człowiekiem. Niezdolnym do walki. W dodatku zachowujesz się ostatnim czasem delikatnie mówiąc nieprzyzwoicie. Czy nie zakazałam ci ćwiczenia swoich technik na terenie ludzkim? – w końcu na mnie spojrzał, a wzrok wyrażał wyraźną niechęć. Sarknął.
- Myślę, że w kwestii z kim się spotykam oraz kogo uwodzę nie masz nic do gadania. Jeżeli mi się podoba będę ją podrywał. I nie, nie mam zamiaru nic nie robić. Nie mam zamiaru utracić perfekcji wojownika. Obydwoje doskonale wiemy, że mój były pan rozpocznie wojnę… gdy dorwie w swoje łapska mnie i Itachiego nasz los będzie gorzej niż okrutny. Zamknęłaś bramy do sali treningów. – grymas wściekłości pojawił się na jego idealnym obliczu. Nic sobie z tego nie robiąc oparłam się plecami o ścianę, z rozmysłem przymknęłam powieki jakbym się zastanawiała co odpowiedzieć pomimo, że już wiedziałam. Chciałam tylko spotęgować jego złość.
- Mówisz, że nie mam? Znasz doskonale boskie prawa. Nie można się wiązać z ludzkim dziedzicem tronu. Ona jest częścią Naruto. Jeżeli on ją utraci nasz książę może w porę nie rozświetlić mroku. Więc przestań w końcu Uchiha pierdolić i robić mi na złość! – mój głos nieznacznie stał się wyższy. Spod półprzymkniętych powiek obserwowałam jego lico. Czułam coś na kształt satysfakcji.
- A co do treningów… jakbyś mnie słuchał a nie olewał to miałbyś świadomość że tobie i twojemu bratu udostępniłam inną salę. Specjalną na to spotkanie więc w końcu się uspokój i zacznij przestrzegać reguł. Wiem, że przeszliście na stronę dobra dobrowolnie. Myślisz, że jasność by tak długo panowała jakby każdy tak się zachowywał jak ty? Myślę, że pan Minato nie byłby zbyt zadowolony zważywszy, że twoje zachowanie naraża jego dzieci… - zawiesiłam sugestywnie głos. Po twarzy mojego rozmówcy przemknął cień jednak szybko zniknął na nowo pozostawiając twarz obojętną.
- Zgoda. Dostosuję się w miare możliwości. – skinął głową jednak wiedziałam, że wcale a wcale mu to nie na rękę. W końcu skierowałam nieznacznie głowę w stronę drugiego z Uchihów.
- Możesz mi wyjaśnić twój dzisiejszy trening? Dlaczego starałeś się zabić Naruto? – moje brwi zmarszczyły się. Zrobiłam krok do przodu. Przez chwilę w oliwkowych tęczówkach pojawił się wyraz zaskoczenia.
- Nie próbowałem. Chciałem go nauczyć, że przeciwnicy nie będą mieli litości przy serwowaniu. Nie będą dawać mu piłek dla małej dziewczynki…
- Czyżby? – przerwałam mu w połowie wypowiedzi robiąc kolejny krok. Odległość była mniejsza niż na początku naszej rozmowy.
- Dokładnie tak jak powiedziałem. Chłopak jest świeży i lepiej żeby od razu nauczył się o co chodzi w siatkówce. – mierzyliśmy się w ciszy spojrzeniami. W końcu przerwałam ją jednak nie spuszczałam wzroku.
- Nie sądzę. Widzę jak się do niego odnosisz odkąd dowiedziałeś się kim on jest. Mam wrażenie, że go nienawidzisz? A może ty się w nim zakochałeś i przez to chcesz go znienawidzić czyż nie? A może pokochałeś Minato, a on ci tak strasznie go przypomina… - tego było za wiele dla kruczowłosego. Znalazł się w jednym susie przede mną. Pchnął mnie na ścianę przez co po moim ciele przeszedł ból. Jego twarz wyrażała istną furię. Oznaczało to, że trafiłam w dziesiątkę.
- Nie masz prawa się o tym wypowiadać! Jesteś tylko nic niewartą strażniczką bez jakichkolwiek umiejętności! Jesteś nikim! – wysyczał przez zaciśnięte wargi. Ah jak on się mylił. Jak mało o mnie wiedział i o tym co potrafię. Mój naszyjnik niebezpiecznie zadrżał.
- Doprawdy? A co ty o mnie wiesz Itachi Uchiha? – starałam się nie zwracać uwagi na promieniujący ból.

3 komentarze:

  1. Hej,
    no bez dwóch zdań to syn Naruto, robi  się ciekawie Itachi był zakochany w Minato...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, to naprawdę syn Naruto... Itachi zakochany był w Minato?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, ha to jednak syn Naruto... ciekawe jak Jiraya zareaguje... czy naprawdę Itachi był zakochany w Minato?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń