"Prawdziwe szczęście w życiu nie polega na uśmiechach radości, ale właśnie na tych momentach niepewności, kiedy wszystko może się odwrócić, tylko nikt nie wie, w którą stronę." - Maxime Chattan - W ciemnościach strachu
Pierwszy z szoku otrząsnął się czarnowłosy. Kucnął na wprost mnie po czym skradł mi pocałunek. Czułem jak policzki mnie pieczą i przybierają kolor dorodnej czerwieni. Gdy się odsunął popatrzyłem w te cholerne oliwkowe tęczówki. Musiałem przyznać, że było to bardzo przyjemne doświadczenie. Przymknąłem powieki odwracając w tym samym momencie głowę nieco w bok. Nie wiedziałem jak zareagować, ani jak się zachować. Chciałem tyle mu powiedzieć jednak nie tutaj, ani nie teraz. Czyżbym naprawdę był homoseksualistą? Czyżby naprawdę ciągnęło mnie do Uchihy? Jak to możliwe? Przecież kochałem Shion. Miałem z nią dziecko. Co ze mną nie tak? Czy to możliwe, że dopiero przy nim odkryłem swoje prawdziwe ja? Miałem wrażenie jakby minęły minuty w czasie mych rozmyślań jednak było to zaledwie kilka sekund które sprawiły, że Itachi zajął swoje miejsce, a wszyscy wlepiali wzrok we mnie. Odchrząknąłem.
- No cóż, chyba wszyscy jesteśmy odważni. - na moim licu pojawił się nikły uśmiech. Z zakłopotaniem podrapałem się po potylicy. W pomieszczeniu rozległ się śmiech.
- Nie może być inaczej Naruś.
Mamy zadanie do wykonania, a brak odwagi nie pomoże nam unicestwić zła. -
Mitsuki patrzył na mnie niezwykle trzeźwym wzrokiem pomimo tego ile już
wlał w siebie wódki. Bez słowa Itachi zakręcił butelką która jak na
złość wypadła na mnie.
- Zadanie, czy pytanie? - ponownie wzrok wszystkich zebranych skupił się na mnie.
- Zadanie dattebayo! - wykrzyknąłem.
-
Wypij na raz dwusetkę. - sugestywnie poruszył brwiami. Czekaj, czy on
chce mnie upić, abym był łatwiejszy?! Nie minęła chwila, gdy ktoś podał
mi zawartość buteleczki. Popatrzyłem na nią ze wstrętem. Chyba miałem
już dosyć, a zaraz to odpadnę w przedbiegach. Pomimo moich wewnętrznych
rozterek przyjąłem przedmiot i na raz opróżniłem to co tam się
znajdowało. Skrzywiłem się czując gorycz w gardle.
- Fuj, chcecie mnie upić dattebayo... - wytknąłem palcem wszystkich zebranych.
-
Może. - odpowiedział wesoło Dei. Zakręciłem butelką i tak rozpoczął się
jeden z niewielu wesołych, a zarazem zaskakujących wieczorów w moim
nastoletnim życiu.
( Ranek )
Szedłem,
a raczej trzymałem się ramienia Itachiego, aby jakoś wlec moje zwłoki
do mieszkania. Szumiało mi w głowie niemiłosiernie, a wiedziałem, że
muszę znajdować się w domu. Zwłaszcza jak domownicy wstaną.
- Podobał ci się pocałunek? - czarne tęczówki popatrzyły na mnie z zaciekawieniem, a ja o mało nie udławiłem się własną śliną. Mój boże co to ma być? Kabaret? Czy to wszystko żarty, aby się ze mnie pośmiać?
- Powiedz mi... czy wy sobie ze mnie jaja robicie? Chcesz mnie poniżyć? - zatrzymałem się. Zmrużyłem powieki, on również stanął tyle, że naprzeciwko mnie. Delikatnie pogładził mój policzek.
- Nigdy. Podobasz mi się Naruto Uzumaki. Nie chcę cie skrzywdzić, ani zranić. Nie wybaczyłbym sobie tego, a mi Fumiko. Zagroziła mi śmiercią, gdyby tak się stało. Podejrzewam, że ma na tyle siły, aby mnie unicestwić. - w tonie głosu Uchihy pobrzmiewała powaga. Wzruszyłem ramionami.
- Coś dziwnego się ze mną dzieje, gdy z tobą przebywam dattebayo. Zaczynam wątpić w swoją orientację. Nie wiem, czy coś do ciebie czuje. Mącisz mi w głowie i uczuciach... Możliwe, że podobał mi się pocałunek... - końcówkę odparłem dość dyplomatycznie pomimo swojego stanu. Na wargi starszego mężczyzny wkradł się uśmiech.
- W takim razie zrobię
wszystko, abyś był pewien swoich uczuć. - po tych słowach przygarnął
mnie i przytulił. Poczułem się bezpiecznie w jego ramionach. W dodatku
było mi przyjemnie ciepło. Przymknąłem powieki, zdecydowanie zaczęło
robić mi się dobrze. Czyżbym zasypiał? Następnie nawet nie wiem kiedy
urwał mi się film.
( 2 tygodnie później )
Po
moim ciele spływał pot. Zostaliśmy zaatakowani przez dość sporą grupę
upadłych. A raczej sami się tam wpakowaliśmy w ramach ćwiczeń
praktycznych. Dzielnie kontrowałem ciosy, oraz machałem swoim mieczem.
Fumiko miała rację, jak nie teraz na słabych przeciwnikach to kiedy? Gdy
stanie przed nami wielmożny Lucyfer ze swoją świtą? Wtedy nie
mielibyśmy szans, a tak mogłem się czegoś nauczyć i pomału likwidować
siły wroga. Zamachnąłem się swoim mieczem trafiając przeciwnika w pierś.
Obserwowałem z zafascynowaniem jak obraca się w popiół. Było to w
pewien sposób interesujące doświadczenie. Jednak szybko się
zreflektowałem. Nie było tutaj miejsca na pauzy i nieuwagę. W każdej
chwili taka dekoncentracja mogła zaważyć na życiu któregoś kompana. Mój
wzrok mimowolnie spoczął na Fumiko z Itachim. Ta dwójka nie miała sobie
mocnych. Miałem wrażenie jakby od niechcenia wykonywali ruchy i zabijali
innych. Jakby to był natrętny komar którego trzeba było unicestwić
zanim cie ugryzie i powstanie bąbel który będzie swędział oraz
denerwował. Sam natarłem na kolejnego przeciwnika. Kilka razy udało mu
się mnie dźgnąć przez co gdzieniegdzie krwawiłem, jednak nie miałem
zamiaru się nad sobą użerać. Niespodziewanie dla upadłego od tyłu dopadł
go mój wilczur i odgryzł mu głowę. Nie było to zbyt estetyczne zabicie
jednak robiło wrażenie. Nie spodziewałem się, że potrafi bez litości i
skrupułów mnie tak ochronić. Kilkanaście minut później było już po
sprawie. Zostaliśmy sami. Popatrzyłem na całą czwórkę. Fumiko,
Itachiego, Kibe i Deidare. Z nich wszystkich to ja najbardziej
oberwałem. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie chciałem być najsłabszym
ogniwem. Nie chciałem ich spowalniać. Być kulą u nogi. Chciałem stawać
się coraz silniejszy. Niespodziewanie na moim ramieniu znalazła się
czyjaś dłoń. Uniosłem wzrok ku górze. Roześmiane tęczówki patrzyły na
mnie.
- Dobrze ci poszło jak na pierwszy raz. Potrafiłeś zabić bez
zastanawiania się, czy to dobre czy nie. Skoro nadal żyjesz nie jesteś
słaby. Nie katuj się tym. Staraj się rosnąć w siłe. Po to jesteśmy,
abyśmy wszyscy stawali się silniejsi. My z Itachim kiedyś mieliśmy
równie trudne początki jak wy. Nikt od razu nie rodzi się wojownikiem.
Trzeba czasu i praktyki. - na jej twarzy pojawił się kojący uśmiech.
Ciemne włosy były związane w kucyk. Skinąłem głową. Miała rację. Mój
wzrok spoczął na pysk Kuramy. Był cały w krwi jednak zwierze nie
wydawało się niezadowolone z tego powodu.
- Nie spodziewałem się, że mój psi ochroniarz może, aż tak atakować. - podszedłem do swojego obrońcy, a następnie pogładziłem go po łbie.
- Po to jest,
ma ochraniać ciebie, gdy ty nie będziesz w stanie. To nie jest
maskotka. To zabójca w zwierzęcej skórze. Stróże nie mają litości dla
wrogów. Dlatego to takie ważne, aby mieć swojego małego obrońce. Gdy
zajdzie taka potrzeba odda za ciebie życie. - cichy głos Uchihy sprawił,
że popatrzyłem na niego. Od ostatniego razu zaczęliśmy się częściej
spotykać na gruncie osobistym. Lepiej poznawać, tym lepiej go poznawałem
tym bardziej wydawał się ludzki.
- Tylko przywiązałem się do niego. Jest dla mnie przyjacielem... jego strata... już nie będzie tak samo. - pozostali popatrzyli na mnie współczującym wzrokiem. Każdy z nas doświadczył w życiu jakiejś straty. Jednak ja nie potrafiłem się z tym pogodzić. Nadal we mnie siedziała strata rodziców pomimo, iż tego nie okazywałem. Przytuliła mnie Fumiko za co byłem jej wdzięczny, bo potrzebowałem tych kilku sekund, aby dojść do siebie. Męska dłoń zmierzwiła moje złociste włosy.
- Nie myśl o tym. Może tak się nie
stanie. - jego delikatny uśmiech pozwolił na odgonienie złych myśli.
Skinąłem głową po czym odsunąłem się od przyjaciółki.
- Okey.
Chodźmy się gdzieś ogarnąć, bo jak wujek z siorą mnie zobaczą to będę
trupem jeszcze dzisiejszej nocy dattebayo! - wykrzyknąłem. Wszyscy się
ze mnie śmiali więc w akompaniamencie dogryzania i śmiechów dotarliśmy
do naszej kryjówki, gdzie jak się niedawno dowiedziałem były duże
łazienki z prysznicami. Niczym w szkole.
Wow! Po siedmiu miesiącach coś w końcu udało mi się sklecić w tym opowiadaniu. Szczerze? Po tak długim czasie nieco uleciała mi koncepcja na to opowiadanie jednak mam nadzieje, że to się zmieni, gdy tylko moje życie w miarę się ustabilizuje i wrócę do starego pisania. Mam tylko cichą nadzieję, że aż tak bardzo nie spierdoliłam tego rozdziału :D
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Kurama wielkim obrońca jest, och Itachi rozkochaj w sobie Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, nasz Kurama wielkim obrońcą, och Itachi rozkochaj w sobie Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, Kurama wielkim obrońcą, och Itachi rozkochaj w sobie Naruto...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia