Strony

poniedziałek, 15 lutego 2021

Latający Anioł XXVII

 


"Znosiłem jak anioł cierpliwie
Ból wszelki, o ile był… cudzy;
A teraz ogromnie się dziwię,
Że mogą mój znosić tak drudzy."




Delikatne szturchnięcie wybudziło mnie ze snu. Zaspanym spojrzeniem spojrzałem na postać która się nade mną pochylała. Obróciłem się na drugi bok.

- Jeszcze chwileczkę. - wymamrotałem nadal znajdując się w objęciach morfeusza. Jednak intruz nie chciał odejść ponieważ poczułem jak czyjś palec zaczął sunąć po mojej szyi.

- No dalej Naru, wstawaj. - ciche mruknięcie spowodowało, że kątem oka przyjrzałem się kto jest na tyle bezczelny, aby mnie budzić. Widząc Itachiego niemal momentalnie się wybudziłem. Zacząłem sobie przypominać zdarzenia sprzed kilku godzin. To skuteczniej mnie otrzeźwiło. Obróciłem się w stronę mężczyzny. Schwyciłem jego jakże ciepłą dłoń. Ten tylko się uśmiechnął.

- Kiedy wyruszamy? - mruknąłem nadal lekko zaspanym głosem. Mężczyzna przycupnął na łóżku na które wcześniej musiał mnie przenieść. Opuszkami palców zaczął smyrać mój bok. Było to dość miłe uczucie jednak momentami łaskotało mnie to. Mało kto wiedział, ale miałem okropne łaskotki.

- Najpierw musisz wytworzyć energie astralną, aby twój sobowtór mógł zająć twoje miejsce, a bliskie ci osoby nie martwiły się o ciebie. Jednak muszę cię uprzedzić, w walce jest bezużyteczny. Dlatego chłopacy będą strzec twoją rodzinę. A najbardziej Sasuke który nie wzbudzi podejrzeń. W końcu jest chłopakiem Naruko. - jego wzrok badał moją reakcję. Podniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej przez co zakręciło mi się w głowie. Uchiha przetrzymał moje ramię.

- To my umiemy tworzyć sobowtóry dattebayo?! - wykrzyknąłem podekscytowany. W przyszłości mogłem nie chodzić na zajęcia, a wagarować. Uśmiechnąłem się łobuzersko na samą myśl. Itachi domyślając się co mi chodzi po głowie cicho się zaśmiał.

- No cóż... Musisz mieć zgodę strażnika na taką samowolkę. W tym wypadku sytuacja jest wyjątkowa więc możesz mieć swojego sobowtóra. - zmierzwił moje blond włoski, a moja mina zrzedła. Cały mój misterny plan poszedł z dymem. Popatrzyłem na byłego podwładnego Lucyfera.

- Chodźmy. Tym szybciej wyruszymy, tym szybciej będę może w stanie pomóc Fumiko. Jeżeli uda nam się dojść czemu nie mogę wykonać techniki tym większe prawdopodobieństwo, że ona przeżyje dattebayo! - wyszedłem spod ciepłej kołderki, a następnie za Uchihą skierowałem się do sali treningowej. Ten kazał mi usiąść po turecku, przymknąć powieki oraz skupić się. Po długim czasie wyczułem energie która powstała obok mnie. Otworzyłem powieki, widząc kopie mnie zaśmiałem się w duchu. Dotknąłem klona który okazał się cielisty. Uniosłem brwi do góry.

- Jak to możliwe? - czarnowłosy lekko się uśmiechnął.

- Kiedyś ci wyjaśnię. Chodźmy, nie mamy zbyt wiele czasu. Chłopacy przyjdą i wszystko wyjaśnią twojej astralnej wersji. - wyciągnął dłoń, co przyjąłem z wdzięcznością. Wstałem, wyszliśmy z pomieszczenia. Na korytarzu znajdowały się plecaki przez co założyliśmy je na plecy. Wyszliśmy z naszej kryjówki pod osłoną nocy. Uchiha pewnie schwycił moją dłoń, popatrzyłem na niego w szoku.

- Jaki pewny siebie dattebayo. - mruknąłem z przekąsem. Oliwkowooki spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Skoro wiemy, że coś tam do mnie czujesz to należy cie w tym upewnić. Każda okazja jest dobra. - na jego licu pojawił się rozbawiony uśmiech. Zmarszczyłem brwi.

- Czemu nie polecimy? - moje pytające spojrzenie napotkało jego.

- Stalibyśmy się łatwym celem do namierzenia Naruto. Musimy podróżować jak ludzie. Zresztą może nie odczuwasz, ale twój organizm jest osłabiony po stworzeniu swojej astralnej kopii. Musisz się zregenerować. Przed nami będą potyczki. - nagle za krzaków usłyszeliśmy hałas. Obydwoje niczym na komendę obróciliśmy się w stronę skąd dobiegały niepokojące dźwięki. W naszych dłoniach pojawiły się miecze. Ku memu zdumieniu z zarośli wyskoczył Kurama. Przewrócił mnie na trawę przez co jęknąłem z bólu. Mogłem spodziewać się na ciele siniaków. Zacząłem głaskać psa który lizał mnie po twarzy. Sprawiłem, że miecz zniknął, a sam oddałem się pieszczotom jakie mi fundował mój mały przyjaciel. Zaśmiałem się.

- Chodźmy, niedaleko stoi moje auto. Kurama może z nami pojechać. Przyda się. Zwłaszcza, że nie jesteś zaprawiony w boju. - mrugnął okiem i ponownie w tak krótkim czasie pomógł mi wstać. Otrzepałem się, wznowiliśmy wędrówkę. Kilka minut później ujrzałem czarnego jeepa.

- Twój? Pierwszy raz widzę. - moje oczy wyglądały niczym pięciozłotówki ponieważ auto wzbudziło we mnie zachwyt. Podbiegłem do samochodu i zacząłem oglądać środek przez szybę. Uchiha obserwując mnie zaśmiał się. Pilotem otworzył drzwiczki. Dzięki temu otwarłem je, a sam usadowiłem się na mięciutkiej, czarnej skórze. Gdy uważnie się przypatrzyłem to spostrzegłem, że auto jest całe czarne z malutkimi czerwonymi wstawkami gdzieniegdzie. Zapiąłem pasy, obserwowałem jak Itachi wrzuca nasze plecaki do bagażnika, sam oczywiście musiałem z tej ekscytacji porzucić swój na trawniku. Następnie zajął miejsce za kierownicą. Również zapiął pasy, obrócił głowę w moim kierunku. W świetle lamp jego twarz była jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Jednak w oczach dostrzegłem rozbawienie z powodu mojego jakże dziecinnego zachowania. Jednak nie obchodziło mnie to. Cieszyłem się, że mogłem go rozbawić. Było to dla mnie całkiem nowe uczucie jednak bardzo miłe. Inaczej było rozśmieszać Naruko - moją siostrę, a może potencjalnego partnera - Itachiego. Jego wzrok obdarzał mnie uczuciem. Podobnym co rodzina, jednak jakże innym. Czułem się w tym momencie szczęśliwy. Miałem niemal wszystko, a przed nami była wojna i widmo śmierci mojej przyjaciółki. Te myśli momentalnie pogorszyły mój nastrój. Itachi domyślając się o czym myślę dotknął dłonią moją. Uniosłem głowę w górę. Młody mężczyzna nachylił się po czym pocałował mnie w czoło. Po moim ciele przebiegły delikatne dreszcze. Uniosłem kąciki ust do góry.

- Gotowy? - ciemne tęczówki patrzyły na mnie z troską. Nieznacznie skinąłem głową. Nigdy nie byłem osobą która tchórzy bądź boi się podjąć działanie jednak w tym momencie dotarł do mnie ogrom tego co mnie czeka. Nie byłem pewien, czy sobie poradzę. Nawet nie byłem dobrze przygotowany. Czułem się jak dziecko które ma nauczyć się pływać, a rodzice wrzucają je na głęboką wodę i obserwują poczynania swojej pociechy. Zagryzłem wargę. Przymknąłem powieki. Przed oczyma pojawiła się Fumiko, jej delikatny uśmiech oraz te złośliwe ogniki w oczach które zawsze mówiły "ty nie dasz rady?ty?" westchnąłem otwierając oczy. Nie miałem wyboru. Kiedyś rodzice z wiarą we mnie powierzyli mnie mojej przyjaciółce. Nie mogłem nikogo zawieźć.

- Gotowy dattebayo! Ahoj przygodo! - zaśmiałem się tuszując tym samym moje zakłopotanie. Itachi jakby to dostrzegając zmarszczył brwi, ścisnął nieznacznie moje palce.

- To nic złego się bać. Byłbyś głupkiem, gdybyś nie odczuwał strachu. Strach to oznaka tego, że żyjesz. To znaczy, że tak łatwo nie dasz się zabić. Człowiek w takiej sytuacji robi wszystko, aby przeżyć. - zmierzwił moje blond włosy. Po tych słowach odpalił silnik, reflektory oświeciły pustą drogę. Wyczuwając spojrzenie anioła śmierci uśmiechnąłem się szeroko. Po tych słowach poczułem się podniesiony na duchu, a i moje obawy zmalały. Ruszyliśmy. Oparłem policzek o szybę.

- Czemu zostałeś wygnany od Boga? - z zaciekawieniem spojrzałem na swojego kompana. Kurama za nami rozłożył się na siedzeniach, a następnie poszedł spać. Ten to tylko by spał i jadł.

- Cóż... był zakaz spoufalania się z ludźmi. Tym bardziej z ludzkimi kobietami... nie posłuchałem i tak oto znalazłem się nie po tej stronie co trzeba. - lekko się uśmiechnął na wspomnienie tamtych dni. Cicho się zaśmiałem.

- Czyli nie byłeś zbyt posłuszny, czyż nie? - kątem oka spojrzał na mnie. Dostrzegając rozbawienie na jego obliczu poczułem coś na kształt dumy, że byłem w stanie rozśmieszyć wielkiego pana Uchihe.

- Tak wyszło. Zawsze wolałem kroczyć swoimi drogami. - wyczuwając w tym podtekst lekko się zarumieniłem. Momentalnie obróciłem głowę w stronę okna, aby on nie dostrzegł tych czerwonych plam na policzkach.

- A Asbiel? - w tym momencie miałem na myśli jego młodszego brata.

- No cóż... udzielił synom Bożym fałszywej rady i namówił ich do grzechu z córkami ludzkimi... - kąciki ust mężczyzny uniosły się w górę. Popatrzyłem na niego z zaskoczeniem.

- To wy tam wszyscy tacy erotomani?! Dattebayo! - czarnowłosy słysząc to zachłysnął się. Spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Jak chcesz to mogę ci zademonstrować to i owo... - sugestywnie poruszył brwiami przez co moja twarz momentalnie zrobiła się gorąca, a ja zapewne miałem kolor dojrzałego pomidora. Zmarszczyłem brwi.

- Głupi jesteś! - wyburczałem, założyłem rękę na rękę. Jednak kątem oka popatrzyłem na Uchihe . Dostrzegając jego dobry humor mimowolnie się uśmiechnąłem. Odkąd się do siebie zbliżyliśmy nie umiałem się na niego długo gniewać. A niech to.


Witam po dłuższym czasie. Niestety pracuje tak, że prawie cały dzień nie ma mnie w domu, jak wrócę to nawet się nie chce nic pisać :(
Teraz poniedziałek wolny to obowiązki domowe, zrobić obiad i tak wolny dzień w tygodniu przelatuje. Jednak ciesze się, że udało mi się dokończyć ten rozdział i dobrze będzie wam się go czytało. Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce :D

5 komentarzy:

  1. O ja cię ale mnie tu dawno nie było...ile tu się pozmieniało! Nadrobiłam wszelkie zaległości. Może i ja wrócę do swojej twórczości. Kiedyś to były zbuntowane czasy. Pozdrawiam Cię ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic sie nie pozmieniało, wszystko po staremu :D
      Sama nie bardzo kiedy mam czas napisać, czy zajrzeć tutaj ;o
      Oj były, były :>
      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, klon astralny i od razu myśl że robić wagary sobie, a posyłać klona na zajęcia, Itachi jest rozbawiony to wielki wyczyn choć brakowało mi Naruto mówiącego zeby zatroszczył się o Naruko i całą rodzinę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudownie, klon astralny i od razu myśl żeby robić wagary sobie, a posyłać klona na zajęcia ;) Itachi jest rozbawiony to wielki wyczyn choć brakowało mi Maruto mówiącego żeby zatroszczył się o Naruko i całą rodzinę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, och klon astralny... Itachi jest bardzo rozbawiony to wielki wyczyn choć brakowało mi Naruto mówiącego żeby zatroszczył się o Naruko i całą rodzinę... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń