Strony

środa, 31 marca 2021

Latający Anioł XXIX

 


 

 

 

 

 

"Zdrada... to tylko słowo. Kiedy dwaj książęta walczą ze sobą o krzesło, na którym tylko jeden z nich może usiąść, zarówno wielcy lordowie, jak i prości ludzie muszą wybierać. Po bitwie zaś zwycięzców okrzykuje się wiernymi i lojalnymi ludźmi. Natomiast ci, którzy przegrali, będą od tej pory znani jako buntownicy i zdrajcy."

 

 

 

( Itachi )

Pogrążyłem się w myślach. To co przed chwilą się wydarzyło było spektakularne. Nikt z nas nie przypuszczał, że Uzumaki może odziedziczyć taką moc. Mi oraz Fumiko nawet to się nie śniło. Wiedzieliśmy, że będzie potężny, jednak nie aż tak. Kątem oka zerknąłem na zmęczoną twarz ukochanego. Pomimo spożytkowania tak wiele energii bez skargi szedł przed siebie. Mogłem się domyślić ile kosztował go ten wybuch. Ponownie popatrzyłem przed siebie. Jeżeli plotki były prawdziwe, to oznaczało koniec upadłych oraz samego pana ciemności. Zasępiłem się. Za niedługo miałem się spotkać z ojcem oraz matką. Oni nadal kochali ciemność. Nie pozwolili sobie na ujrzenie jasności. Pozostali lojalni. Czy mnie i brata uważano za lojalnych? Pewnie nie. Dla innych byliśmy zdrajcami. Skoro zrobiliśmy to raz, zrobimy to drugi. Bałem się, że pokusa może być tak silna, że domysły staną się faktem. Nie chciałem zdradzić. Nie chciałem ranić. Nie chciałem się stać plugawym śmieciem. Śmieciem bez zasad i honoru. Ponownie powędrowałem spojrzeniem na blondyna. To dzięki niemu moje serce zabiło mocniej od lat. To on był wyznacznikiem mego serca. Dawno temu to właśnie Kushina sprawiła, że w mroku ujrzałem światło. To ona nadała sens mojemu istnieniu. Tchnęła we mnie życie. Dzisiaj tym kimś był jej syn. Tak wiele cech odziedziczył po niej. Spojrzałem na Kurame który pomimo bólu nie skarżył się. Był jak swój właściciel. Musiałem zataić przed Naruto, że w krwiobiegu psa płynie trucizna. Wtedy nie byłby w stanie właściwie się skupić na tym co mamy do zrobienia. Żałowałem, że nie potrafię leczyć. Domyślałem się jaka rozpacz ogarnie tego dzieciaka, gdy jego najlepszy przyjaciel umrze. Do tego dojdą wyrzuty sumienia. Nie chciałem przy tym być, nie potrafiłem się obchodzić z emocjami. Zwłaszcza tak burzliwymi jak jego. Jednocześnie pragnąłem być jego podporą, spróbować go pocieszyć. Uleczyć jego serce. Dwa sprzeczne pragnienia. Oba równie silne. Śmierć nigdy nie była prosta. Nie była ani zła, ani dobra. Po prostu była. Należało nauczyć się z nią żyć. Ona zawsze była punktualna i zabierała tego którego musiała. Pogładziłem opuszkami palców wilczura. Doskonale pamiętałem jak mój opiekun umierał w moich ramionach. Tamte emocje były bardzo odległe, jednak tamten ból pozostał. Gdyby mnie nie uratował, dzisiaj bym tutaj nie był. Być może nie byłbym zdrajcą, być może na zawsze byłbym w mroku. Życie lubi pisać różne historie. To było pewne. Nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w tym miejscu. I z tą osobą. Jedyną nadzieją dla nieba. Dar niebios. Tak, to brzmiało prawdziwie. Ponownie popatrzyłem na blond czuprynę. Zmęczenie coraz bardziej malowało się na jego licu. Był słaby, jego więź z Kuramą osłabiała go jeszcze bardziej, nie zdawał sobie z tego sprawy. Przystanąłem.

- Fumiko mówiła ci na jakiej zasadzie działa twoja przyjaźń z obrońcą? - cichy, beznamiętny głos. To byłem cały ja. Bez emocjonalny.

- Nic, o co mógłbym się martwić. - przystanął. Jego niebieskie tęczówki popatrzyły na mnie z niepokojem. Brwi zmarszczyły się, a usta zostały lekko zagryzione przez zęby. Na moment pozwoliłem sobie delektować się widokiem.

- Widzisz... jesteście połączeni... gdy jedno umiera to drugie traci życie. Wasza ekstrakcja coraz bardziej posuwa się do przodu. On umrze Naruto. - popatrzyłem swoimi oliwkowymi tęczówkami w jego. Miałem mu nie mówić, jednak nie mogłem go okłamywać. Nie w takiej sprawie. Wtedy straci do mnie zaufanie jakie posiadł. Tego bym sobie nie wybaczył. Dostrzegając szok i cierpienie żałowałem, że to ja byłem osobą która podała mu takie informacje. Jego dłoń wsunęła się w rude futro. Dotknąłem dłonią rozgrzany policzek, jednak chłopak natychmiastowo odsunął się ode mnie. Furia w jego posturze mówiła wszystko.

- Jak to kurwa umrze?! Nic nie mówiłeś o umieraniu! Kurwa, kurwa... - coraz ciszej zaczął przeklinać, jednak jego agresywna postura ani na moment się nie zmieniła. Odebrał ode mnie wilczura. Popatrzyłem na swoje puste dłonie które chwilę wcześniej niosły ciało zwierzęcia.

- Nie chciałem, abyś dał się ponieść emocją... - uniosłem dłonie w geście obronnym jednak to jakby tylko bardziej rozjuszyło nastolatka.

- Chciałeś to zataić tak?! Ważniejsza jakaś pierdolona jaskinia tak?! O to wam wszystkim chodzi?! - jego oczy przymrużyły się. Westchnąłem. Nie tego oczekiwałem przyjmując zadanie. Moja postura zmieniła się. Emanowała wrogością, jednak nie dopuściłem do przemiany.

- To zabawne wiesz? Bardziej przejmujesz się tym kundlem niż własną przyjaciółką która leży w stanie agonalnym... - na moją twarz wkradł się cyniczny uśmiech. Na jego licu pojawiło się coś na kształt triumfu.

- Fumiko mi mówiła, że jesteś zdrajcą... jednak ja nie wierzyłem do samego końca, wiesz Itachi? - blondyn jakby spochmurniał. Uniosłem brwi. Byłem zaskoczony. Czyżby naprawdę pokochał kogoś takiego jak ja? A raczej osobę którą udawałem?


( Naruto )


Słysząc słowa Uchihy posmutniałem. Byłem zły, że nie uwierzyłem do końca. Nie chciałem, aby tak się stało. Ja naprawdę zaczynałem się w nim zakochiwać. Kurwa! Dlaczego nie miałem szczęścia w miłości? Moje myśli popłynęły do mojej rodziny. Zacisnąłem dłonie w pięść.

- Tknij moją rodzinę, a pożałujesz dattebayo! - wysyczałem. Z moich tęczówek spoglądały pioruny. Itachi na to się zaśmiał.

- Jak pójdziesz po dobroci to nic im się nie stanie. - zrobił krok ku mnie. Po moim ciele przeszły dreszcze. Nie wiedziałem co robić, jak się zachować. W końcu nigdy nie pokazał tej demonicznej twarzy.

- Jak długo Itachi? -  nie musiałem nic więcej dodawać. Obydwoje rozumieliśmy o czym mówiłem.

- Od zawsze Naruto. Od zawsze. To, że go zdradziłem dla Kushiny było kłamstwem. Spodziewaliśmy się tego, że będzie dziecko. Jedyny klucz, aby podbić niebiosa. Kimś tym jesteś ty. To ty jesteś kluczem Naruto. - lekko się uśmiechnął, jednak ten gest nie miał z nim nic wspólnego. Popatrzyłem na pustkowie na którym w tym momencie się znajdowaliśmy.

- Fumiko ufała ci! - wytknąłem mężczyźnie.

- Nigdy mi nie ufała. Zawsze bacznie patrzyła nam na palce. Mi i Sasuke. Jednak on naprawdę pozostał wierny światłu. Nie tego Uchihe podejrzewałeś o złe zamiary Uzumaki. - cicho się zaśmiał. Popatrzyłem na twarz anioła. Znana, a jednocześnie tak obca. Zmarszczyłem brwi, bezwiednie przytuliłem Kuramka bliżej.

- Dlatego ją otrułeś? - zapytałem, pomimo że byłem na pograniczu płaczu. Dlaczego wszystko sypało się jak domek z kart?

- Musiałem. Była prawdy naprawdę blisko. Chwilę później i to ja mógłbym być martwy. Jest niezła, nawet ja to muszę przyznać. - w tonie głosu byłego ukochanego słyszałem uznanie. To się nie mogło wydarzyć! To był pieprzony sen! Jednak prawda była zgoła inna. Nadal tu byłem, a moje serce strzaskało się na milion kawałków.  Przypomniałem sobie rozmowę z przyjaciółką.


( Retrospekcja )


- Naruto, siadaj. Musimy porozmawiać. - cichy głos, był stanowczy jednak również wyłapałem w nim zmęczenie. Wykonałem polecenie. Ścisnąłem delikatnie bladą, a zarazem zimną dłoń.

- Co się dzieje Fumiko? - mój głos również był cichy, a jednocześnie zaciekawiony. Nie wiedziałem o co mogło chodzić. Jednak musiało to być coś cholernie poważnego. Ona nigdy się tak nie zachowywała. Ciche westchnięcie tylko utwierdziło mnie w moich przekonaniach.

- Itachi jest najprawdopodobniej zdrajcą. - zszokowany popatrzyłem na kobietę. Nie tego spodziewałem się usłyszeć. W sumie niczego nie spodziewałem się usłyszeć. Co najwyżej, że jestem przystojny.

- J-jak to? - wyjąkałem nadal zaskoczony tymi rewelacjami.

- Mam takie przeczucie, muszę pewne tropy sprawdzić. Dlatego może mnie teraz więcej nie być niż być. Jednak moim zadaniem jest was chronić, rozumiesz? - popatrzyła ciemnymi tęczówkami na mnie. Powoli skinąłem głową analizując to co zostało mi powiedziane.

- Co mam robić na wypadek, gdyby coś ci się stało? - anielica uśmiechnęła się do mnie.

- Udawaj, że mu ufasz. Musisz się naprawdę postarać, aby cie nie przejrzał. Niech uwierzy, że jesteś jego. Wtedy stanie się coś czego nie będzie się spodziewał. Zaufaj mi Naru... - ścisnęła dłonią moją. Potarłem wolną ręką kark.

- Czyli co? Mam zostać owieczką na pożarcie wilka tak? Chcecie mnie poświęcić dattebayo?! - niemal krzyknąłem jednak zostałem skutecznie spacyfikowany pięścią mojej rozmówczyni. Popatrzyłem na nią zniesmaczony.

- Chcesz się upewnić, czy jest winny, czy nie? - miała rację. To było konieczne.

- Zgoda, ufam ci Fumiko. - wyszeptałem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Musnęła wargami moje czoło.

- Dzielny chłopak. Pamiętaj zaufaj sobie oraz mi. Nikt nie może wiedzieć o tej rozmowie. - ponownie podczas tej krótkiej rozmowy skinąłem głową.


( Koniec )


- I naprawdę nic dla ciebie nie znaczę? - zapytałem. Nie było to ważne, jednak chciałem wiedzieć. Chciałem jasności przed zabiciem go.

- Nie zrozum mnie źle Naruto... nic do ciebie nie mam. Jednak misja to misja. Zostałem do tego zobligowany... Zapraszam cie do pana ciemności. - wykrzywił kącik ust ku górze.

- Szybciej umrę aniżeli pozwolę ci mnie tam zabrać. - burknąłem. Pomiędzy nami pojawił się cień. Uniosłem brwi w szoku.

- Niestety, musisz być żywy Uzumaki. - powiał wiatr rozwiewając nasze kosmyki włosów. Przygryzłem dolną wargę. Pozwoliłem przemianie, aby się dokonała. Również on nie zwlekał, pojawiły się nasze anielskie przemiany.



 

3 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Itachi zdrajcą? jednak buu jest mi smutno, niby Sasuke nie, ale może też...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, Itachi jest zdrajcą? jest mi smutno, miech to okaże się tylko takimi działaniami, a Sasuk?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, co? Itachi jest zdrajcą? jak to? jest mi bardzo smutno, miech to będzie taka mistyfikacja... a Sasuke, czy on też?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń