Strony

niedziela, 23 maja 2021

Latający Anioł XXXII

 


 

 

 

 

"Jest takie słowo, które nie ma angielskiego odpowiednika. Pochodzi z języka portugalskiego. Saudade. Wiesz, co oznacza? To jakby... to słowo nie ma dokładnej definicji. Opisuje raczej uczucie... obezwładniającego smutku. Uczucie, które pojawia się, kiedy człowiek zda sobie sprawę z tego, że utracił coś na zawsze i że nigdy już tego nie odzyska." ~ Alexandra Bracken - Mroczne Umysły



Obserwowałem młodego mężczyznę z zaskoczeniem. Nie bardzo wiedziałem jak zareagować na moją kopię. Cicho wyjąkałem.

- Jak masz na imię? - mój wzrok napotkał te krwiste tęczówki. Nieznajomy cicho się zaśmiał.

- Menma. Menma Uchiha.  - na jego licu pojawił się kpiący uśmiech. Przełknąłem ślinę. To wszystko co się działo wymykało się poza moją wyobraźnię oraz rozum. Nie wiedziałem czego oczekiwać, nie wiedziałem co zaraz może mnie spotkać. Był to blef? A może zaraz zarżną nas jak świnie? Przymrużyłem powieki.

- Ja nazywam się Naruto Uzumaki. - mruknąłem. Było to zbędne. Na pewno wiedział takie rzeczy. Nie pomyliłem się ponieważ po chwili zabrzmiał szyderczy śmiech.

- Doskonale o tym wiem. Obserwuje cie od jakiegoś czasu... Sielanka się skończyła Naruto. - po tych słowach uśmiechnął się, następnie przemienił się w upadłego anioła. Zamierzył się na mnie. Tylko intuicja i ciężki trening uchronił mnie przed obrażeniami. Jednak on nie czekał, aż się otrząsnę. Nacierał. Nie widziałem u niego nawet krzty wysiłku. Sprawiał wrażenie jakby to wszystko było zabawą. I może właśnie tak było. A ja byłem płotką która w tym momencie dostarczała mu odrobiny rozrywki. Starałem się nadążyć za nim jednak było to trudne. Mimowolnie popatrzyłem kątem oka na polanę. Bracia Uchiha walczący na śmierć i życie. Następnie Fumiko nacierająca na wroga. Dostrzegłem u Madary zmęczenie? A może to tylko wyobraźnia mojego zmęczonego mózgu? Następnie popatrzyłem na towarzyszy. Powoli, aczkolwiek skutecznie zabijali nic nie wartych sługów. Nie widziałem u nich nawet zmęczenia bądź niezdecydowania. Każdy doskonale wiedział co ma robić. Każdy był wytrenowany i wiedział co ma do zrobienia. Nie było tam miejsca na zawahanie, bądź zastanowienie się co tutaj robi. W przeciwieństwie do mnie.


( Fumiko )


W milczeniu obserwowałam rozmowę dwóch chłopaków. Plotki okazały się prawdą. Nie przypuszczałam, że Madara może posunąć się, aż tak daleko. Myślałam, że nie jest taki draniem. Jednak prawda okazała się zgoła inna. Popatrzyłam ze smutkiem na swojego podopiecznego. Dlaczego musiał się dowiedzieć w taki sposób? Dlaczego to ja nie mogłam być tą która mu to mówi? Zacisnęłam dłonie w pięść. Popatrzyłam w czerwone tęczówki.

- Co ci przyszło do głowy, aby w ten sposób potraktować Kushine? - mój głos był przepełniony smutkiem. Nadal do mnie nie docierało to co widziałam.

- Trzeba wykorzystywać każdą kartę... Niestety on nie był w stanie otworzyć bram niebios... Mam nadzieję, że Naruto będzie w stanie...  Pokładam w nim ogromne nadzieję. - wykrzywił ironicznie wargi do góry. Spojrzałam na bladą twarz mężczyzny. Nie było nawet śladu po upływie lat odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Skinęłam głową.

- Rozumiem, kolejne komplikacje... - cicho mruknęłam. Ponownie mocniej zacisnęłam palce na rękojeści miecza. Nie mogłam go zabić. Nie miałam serca, aby Menma zginął. Był tak bardzo podobny do rodzeństwa Uzumaki. Może dało się go przestawić na dobrą drogę? Miałam taką nadzieję... Uchiha zaśmiał się. Skierował w moją stronę miecz.

- Nawet o tym nie myśl. To ja jestem twoim przeciwnikiem. - uśmiechnął się szyderczo. Ponownie wznowiliśmy taniec. Nasze ruchy były precyzyjne oraz przewidywalne. Żadne z nas nie mogło się zranić. Obydwoje reprezentowaliśmy ten sam poziom. Dorosłam do pana piekieł. Nic nie zostało z tej słabej dziewczyny którą byłam kiedyś. Byłam w stanie chronić moje dzieciaki. Spełniłam swoje zadanie. Kątem oka śledziłam walkę miedzy krewnymi. Bo tak mogłam ich nazwać. Mimo całej tej intrygi byli braćmi. I nic nie mogło tego zmienić. Stal o stal. Iskry się sypały co rusz. Żadne z nas nie miało zamiaru ustąpić. Każde chciało krwi. Krwi tego drugiego. Coś co w tym momencie wydawało się nierealne. Przeniosłam wzrok na Naruto. Mój wzrok powędrował na czarny miecz. Przeczuwałam co się może wydarzyć. Mój uczeń nie będzie w stanie uchronić się przed tym atakiem. Menma go zabije. Spojrzałam ostatni raz na Lucyfera. Skinęłam ku niemu głową. Wystrzeliłam niczym z procy, dzięki skrzydłom pofrunęłam. Stanęłam przed Naruto przyjmując cios za niego. Ostrze miecza zatopiło się w mojej klatce piersiowej. Poczułam ból, a krew zaczęła spływać po mojej brzoskwiniowej szacie. To był ostatni raz kiedy udało mi się wymknąć śmierci z rąk. Patrzyłam z satysfakcją na zaskoczony wzrok podopiecznego Madary. Wyplułam stróżkę krwi z ust. Dłonie chłopaka za mną oplotły mnie w tali. Nieznacznie poleciałam do tyłu. Naruto opatulił mnie swoimi ramionami dając mi tym samym schronienie. Popatrzyłam w błękit jego oczów. Były tak niewinne, a jednocześnie pełne bólu i rozpaczy.

- Fumiko... dlaczego dattebayo?! - cichy wrzask dotarł do moich bębenków usznych. Nieznacznie się uśmiechnęłam pomimo bólu. Schwyciłam jego ciepłą dłoń. Bolało mnie jego poczucie winy.  To wszystko była moja wina. To ja nie byłam w stanie odpowiednio przygotować go do wojny.

- Jesteś ważniejszy niż wszystko inne... To ty i Naruko jesteście kluczem. Musicie we dwójkę otworzyć bramę.... - cicho jęknęłam ponieważ ból stał się jeszcze bardziej dotkliwy. Ciepłe łzy zaczęły skapywać na moją twarz. Nie mogłam znieść jego rozpaczy. Czułam się winna za to, że on czuł się winny z mojego powodu. Jednak nie miałam wyjścia. Jego życie było ważniejsze niż moje. Przymrużyłam powieki.

- Ale jak? Dlaczego? - doskonale rozumiałam jego niezrozumienie. Ścisnęłam jego palce dodając mu tym samym otuchy. Lekko się uśmiechnęłam, pomimo ogarniającej mnie senności.

- W swoim czasie Kurama doprowadzi was do bram. Naruto obiecaj mi coś dobrze? - popatrzyłam w dobrze znane mi tęczówki. Chłopak niepewnie się uśmiechnął. Dostrzegłam jak próbuje się nie rozpłakać. Próbuje być silny za nas dwoje. Po moim policzku spłynęła samotna łza.

- Nie załamuj się po mojej śmierci. Musisz być silny do samego końca. Masz zadanie do wykonania. Sasuke ci pomoże. Możesz mu zaufać. - coraz ciszej szeptałam. Moje powieki stawały się coraz bardziej ciężkie. Miałam wrażenie, że ramiona Morfeusza zaraz mnie wciągną do swojej krainy. Brutalnie i szybko.

- Obiecuje, proszę nie odchodź. - słysząc te słowa miałam ochotę się zaśmiać. Dokładnie to samo szeptałam do ucha zmarłej siostry. Rozumiałam zatem doskonale co czuje. Historia potrafiła być przewrotna i pełna niespodzianek. Miałam wrażenie deja vu. Uniosłam drżącą dłoń do góry. Dotknęłam opuszkami palców jego policzka.

- Bądź silny Naruto Uzumaki... - cicho szepnęłam. Wyczuwałam jak bańka ochronna zanika, a wraz z nią moje życie. Delikatnie się uśmiechnęłam. Odchodziłam ze świata nie mogąc znieść myśli, że opuszczam osoby które były dla mnie ważne i bliskie. Byli niczym niedokończona sprawa. Przymknęłam powieki.


( Naruto )


W milczeniu obserwowałem jak życie z niej odchodzi. Po moich policzkach spływały łzy. Byłem mężczyzną jednak w obliczu śmierci stawałem się tak samo podatny na ból jak kobieta. Nie mogłem znieść myśli, że oddała swoje życie za mnie. Za nic niewartego śmiecia jakim byłem. Wiedziałem, że odeszła jednak nie mogłem się pozbierać. To było coś co uruchomiło we mnie wściekłość. Jej śmierć była niczym zapalnik. Czułem gromadzącą się we mnie energie. Zupełnie jak wtedy, gdy byłem z Itachim. Wtedy, gdy niemal Kurama umierał. Z moich skrzydeł wystrzeliła złota energia, a ja sam od razu poczułem się wykończony. Taki jednorazowy epizod zabierał dużo sił witalnych. Z satysfakcją obserwowałem jak demony znikają, rozpadają się w pył. Byłem wściekły, że moja moc aktywowała się dopiero, gdy było za późno. Za późno, by kogokolwiek ocalić. Starałem się jak wtedy, żeby ją ożywić jednak moje próby spełzły na niczym. Uderzyłem się pięścią w udo. Niemoc oraz bezsilność były najgorsze. Mój wzrok napotkał niedowierzające spojrzenie najpierw Menmy, a następnie Madary. Oni również zaczęli znikać. Zostałem sam razem z przyjaciółmi i ku mojemu zaskoczeniu z Itachim. Uniosłem brwi.

- Co ty tutaj robisz? - cicho wyszeptałem. Oliwkowe tęczówki popatrzyły na mnie ze smutkiem. Chyba doskonale znałem odpowiedź jednak chciałem ją usłyszeć od niego. Pragnąłem ujścia emocji które się we mnie kotłowały.



 

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, to bracia, może uda się na wrócić Menme na stronę światła, czemu Fumiko musiała zginąć i Itachi nie zniknął czemu?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, to bracia, a może uda się na wrócić Menme na stronę światła, czemu to Fumiko musiała zginąć i Itachi nie zniknął czemu?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń