Strony

wtorek, 21 grudnia 2021

NaruSasu: Komplikacje.

 



"Poczułam ucisk w klatce piersiowej, która zapadła się, rozbiła w pył, rozpadła na kawałki i zmiażdżyła mi serce." ~ Holly Bourne - To zdarza się tylko w filmach.



Jego krew spływa pomiędzy moimi palcami. Wpatruje się w tą krwistą czerwień. Szok odbiera mi mowę. To tak nie miało być. On nie miał ginąć starając się nas chronić. Gdy wszyscy straciliśmy czujność on ją zachował. I przypłacił za to życiem. Ostatnim tchem Madara przebił go czarnym prętem. Moje tęczówki nadal są rozszerzone. Czuje jego ciepłe ciało które leży w moich ramionach. Spojrzałem na lekko opalona twarz. Wpół przymknięte powieki i cholerny błękit oczów. Wpatrywał się we mnie.
- Naruto... - cicho szepnąłem. Na jego idiotycznej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zerknąłem kątem oka na łkająca Sakure. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że nie da się go uratować. Nawet twarz Kakashiego była jakaś mokra. Czyżby i on płakał? Ponownie skupiam wzrok na głupku.
- Czy ty właśnie płaczesz draniu? - z jego ust wydobył się kaszel. Przymrużyłem powieki. Starałem się z całych sił, aby nie płakać. Nie teraz. Nie przy tych wszystkich ludziach. Nie chciałem, aby wiedzieli jak wiele dla mnie znaczy. Nie po tym jak go traktowałem, nie po tym jak wiele dla mnie robił, a ja zachowywałem się jak skończony dupek. Nie mogło to się tak zakończyć. Gdzie nasze wspólne, radosne zakończenie? Mieliśmy się w końcu dotrzeć, odnaleźć.
- Wydaje ci się Usuratonkachi. To tylko twoje płonne marzenie - na moim licu pojawił się ledwo widoczny uśmiech. Krew z jego rany nie przestawała cieknąć pomimo starań naszej koleżanki z drużyny. Spojrzałem na nią.
- Możesz nas zostawić na chwile samych? - jej zielone spojrzenie wyrażało zrozumienie. W lot zrozumiała, że darze go cholernie wielkim uczuciem, że potrzebuje tego pożegnania. Nieznacznie odeszła na bok dając nam chwile intymności.

- Naru... uciekałem tak długo przed przeszłością, chciałem zemsty. Wszystko inne było nieważne. Zaślepiało mnie tylko to jedno uczucie. Przez to nie byłem w stanie dostrzec tego co miałem tuż przed oczyma. Ciebie. Nie chciałem dopuścić do siebie świadomości, że jesteś ważny. Nigdy tego nie chciałem, bo okazałoby się, że wszystko co wiedziałem i dążyłem okazałoby się jednym wielkim, pierdolonym kłamstwem. Nie chciałem tego. Chciałem siły. Siły, aby dorównać tobie. Aby nie zostać z tyłu i udowodnić coś mojemu bratu. Chciałem być wam równy. Jednak, gdy dokonałem swojej krucjaty nie było nic, była cholerna pustka. Jednak ty kolejny raz nie dałeś o sobie zapomnieć. Znowu się pojawiłeś ze słowami, że jestem dla ciebie ważny, że zależy ci na mnie. Wtedy powoli zacząłem sobie uświadamiać jak wielkim głupcem jestem. Jak ważny dla mnie jesteś. Tuż przed wojną obiecałem sobie naprostować nasze życie, naszą relację... Kurwa! - wykrzyknąłem sfrustrowany. Dlaczego życie mnie nie oszczędzało? Dlaczego, gdy na kimś mi zależało los mi odbierał tą osobę? Cichy śmiech? a może bliżej było to do charchotu? Ten odgłos rozproszył moje myśli. Ponownie popatrzyłem na Uzumakiego.

- Miałem świadomość, że to może się w ten sposób skończyć Sas... wiedziałem, że jeden z nas może zginąć, że mogłem to być ja... w moim mieszkaniu pod komodą jest przyklejona koperta... tam będzie wszystko napisane. Nie potrafię mówić wprost o swoich uczuciach... - lekko zamglone spojrzenie komunikowało, że coraz mniej czasu nam zostaje. Chciałem coś wtrącić jednak delikatne ściśnięcie mojej dłoni nie pozwoliło mi na przerywanie umierającemu.

- Gdy umrę... Kurama się kiedyś odrodzi... zaopiekujcie się nim, proszę. Ja wiem, że będzie wariował z wściekłości... jednak nie pozwólcie nikomu go skrzywdzić. Nie za-asługuje na to... - po policzku nastolatka spłynęła samotna łza. Sam miałem ochotę zapłakać. Jednak nie chciałem, aby to było ostatnie co zapamięta. Wymusiłem na twarz sztuczny uśmiech. Nie było to trudne. Wielokrotnie musiałem to robić do osiągnięcia swoich celów.

- Obiecuję Naruto, zajmę się nim. Nie pozwolę, aby ktokolwiek go skrzywdził... - ścisnąłem coraz zimniejszą twarz. Na twarzy blondyna pojawiło się zakłopotanie.

- Karin... ona jest w ciąży ze mną... - ledwo słyszalny głos wprawił mnie w osłupienie. Jak? Kiedy? Dlaczego ta idiotka nic mi nie powiedziała?!

- Kiedy? - wymsknęło mi się nim zdążyłem pomyśleć. Naruto przymknął powieki.

- Kilka miesięcy temu... po tym jak mnie potraktowałeś, niemal zabiłeś... byłem w rozsypce, oboje byliśmy... - widząc, że nic więcej nie mówi potrząsnąłem jego kruchym ciałem, jednak on był jak szmaciana laleczka. Nie poruszył się ani teraz ani później, gdy w histerii zacząłem trząść nim coraz więcej. Zmarł zostawiając mnie w poczuciu winy. Idiota!


( Dwa miesiące po wojnie )


W końcu odważyłem się odwiedzić jego lokum. Przekradłem się pomiędzy budynkami, wślizgnąłem się przez okno do mieszkania Uzumakiego. Kurz zatańczył pod moimi stopami. Nikogo najwidoczniej tutaj nie było odkąd odbył się pogrzeb. Rozejrzałem się po dobrze mi znanym mieszkaniu. Pomarańczowe ściany, a na nich ramki ze zdjęciami. Podszedłem bliżej. Dostrzegając nasze dziecięce twarze poczułem ból. Byliśmy kiedyś tacy szczęśliwi oraz beztroscy. Brakowało mi tego młotka. Zarazem czułem żal, ponieważ nasze nastoletnie zdjęcia już nie zawisną. Przesunąłem opuszkami palców po jedynej, a zarazem zakurzonej komodzie. Pamiętałem, gdzie trzyma kopertę więc zwinnie ją wydobyłem. Była dość gruba, jednak dostrzegając mało staranny charakter chłopaka lekko się uśmiechnąłem. Usiadłem na jego łóżku. Zaskrzypiało pod moim ciężarem, a kolejne tumany kurzu wzbiły się pod moim ciężarem. Miałem to gdzieś. Przez chwilę trzymałem tylko w dłoniach i tępo wpatrywałem się w znaleziony pakunek. W końcu ostrożnie otworzyłem. Wypadło z niej kilka zdjęć, oraz list. List który może odpowie na tak dużą ilość moich pytań.

" Cześć draniu!
Skoro to czytasz pewnie nie miałem tego szczęścia osobiście ci powiedzieć. Może to i lepiej, sam nie wiem czy byłbym w stanie ci to wydukać. Kurama mówi, że nie. Całe życie podążałem za tobą, szczenięcą miłością. Mimo, że obok mnie powoli było coraz więcej bliskich mi osób ja nie potrafiłem tego docenić w stu procentach. Zawsze stawiałem ciebie na pierwszym miejscu. Pragnąłem, abyś wrócił. Na początku ze względu na Sakure. Błagała mnie, abym cie sprowadził. I niemal tak się stało. Pamiętasz naszą pierwszą prawdziwą walkę? Byliśmy tylko ja i ty. Tak wiele się z niej dowiedzieliśmy o sobie. A ja się tylko upewniłem, że nie robię tego dla niej. Tylko dla siebie. Ja również pragnąłem cie ściągnąć z powrotem. Byłeś niczym zdobycz. Jednak za każdym razem byłeś o krok do przodu, odrzucałeś mnie. A ja nadal uparcie dążyłem do tego aby cie zdobyć. Jednak coś kosztem czegoś dattebayo! Za każdym razem miałem wrażenie, że zostaje mi wyrywane serce. Kawałek po kawałeczku. To byłeś ty Sasuke. Jednak nie potrafiłem przestać. Byłeś niczym narkotyk. Senne wspomnienie. Uzależniłem się. Byłem jak narkoman. Gdy raz zacząłem nie potrafiłem przestać. Nie mam pojęcia, czy nadal byłbym w stanie kochać cie takiego jakim się stałeś. Gdzieś tam pamiętałem cie jako małego chłopca którym byłeś nim odszedłeś. Karmiłem się tym obrazem. Żałuję, że nie byłem w stanie się przekonać, czy to za czym goniłem tyle lat nie było ułudą. Chciałbym wierzyć, że pokochałbym cie jeszcze bardziej. Jednak nigdy nie żałowałem tego czasu który spędziłem goniąc za tobą. Mam prośbę... Karin powiedziała mi, że jest ze mną w ciąży... Proszę zaopiekuj się nimi. Nie pozwól, by coś złego stało się z nimi. Zwłaszcza z dzieckiem... Wiem, że proszę cie o wiele. Może mnie nawet nie kochasz. Może właśnie znienawidziłeś po tym co napisałem... jednak zawsze pragnąłem rodziny. Nie miałem swojej jednak... sam wiesz... Sam równie mocno pragnąłeś odzyskać rodzinę... dattebayo!
Kocham cie Sasuke Uchiha.
Naruto Uzumaki-Namikaze."

Zacisnąłem palce na pergaminie. Powieki mnie piekły, pozwoliłem kilku łzą kapnąć na list przez co niektóre litery się zamazały. Usuratonkachi. Ty głupi durniu. Jednak jednego byłem pewien. Dopełnię złożonej obietnicy i będę chronił Karin z dzieciakiem. Może nie będę żył z nimi na co dzień, jednak z daleka. Z tego co udało mi się dowiedzieć miała się ona wprowadzić za jakiś czas do mieszkania młotka i osiąść w naszej rodzinnej wiosce. Może go kochała. Nie wiem. Jednak miałem świadomość, że jedyną osobą na której mu zależało i kochał byłem ja. I nawet żadna Karin nie była w stanie tego zmienić. Z kolan podniosłem zdjęcia, odwróciłem je w drugą stronę. Dostrzegając co się na nich znajduję rozszerzyłem tęczówki. Przycisnąłem je do piersi. Ten głupi młotek musiał zdawać sobie doskonale sprawę ile to będzie dla mnie znaczyć. Już zawsze będę mu za to wdzięczny. Schowałem wszystko ostrożnie do koperty i ponownie ją zakleiłem. Wsunąłem ją do kieszeni peleryny. Bezszelestnie wymknąłem się oknem w ciemność jaka panowała w Konoha.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz