Strony

wtorek, 9 sierpnia 2022

SasuNaru: Szczęście? Rozdział II

 



 

 

 

"Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie?" ~ Olga Tokarczuk - Dom dzienny, dom nocy

 

 

 

 

- Nie uciekam przed Hinatą. Kocham ją... - cicho wyszeptał. Spojrzałem na niego z powątpiewającym wzrokiem. Nie umiałem dostrzec u niego tej pewności siebie z jaką zawsze mówił, że będzie hokage. Nie było w nim tego żaru.- Dlaczego okłamujesz siebie i mnie młotku? - cicho wyszeptałem. Bałem się tej rozmowy. Na to pytanie Uzumaki drgnął i zapalił się w nim ogień. Popatrzył na mnie ze złością.- Kim jesteś, aby próbować mi udowadniać co czuje draniu?! Nie ma cie non stop w wiosce, swoją rodzinę zaniedbujesz...! Dlaczego dattebayo? - wykrzyknął sfrustrowany. Miał rację. Nie miałem prawa wymądrzać się na temat jego życia uczuciowego. W porównaniu do mnie miał dwójkę dzieci. A to nie on krzyczał o odbudowie klanu.
- Zapomnij Naruto. - mruknąłem. Odwróciłem się na pięcie. Chciałem uciec niczym pieprzony tchórz jednak on miał inne plany. Schwycił moja dłoń, a następnie obrócił mnie ku sobie. Nasze twarze dzieliły milimetry.
- Jak mam kurwa zapomnieć, jak pierdolisz takie rzeczy? Dlaczego Sasuke zaczynasz takie tematy, a potem uciekasz jak tchórz? - warknął sfrustrowany. Jego palce zacisnęły się mocniej na mojej dłoni. Jego skóra paliła mnie. Wyrwałem dłoń z tego uścisku. Odsunąłem się. Nie chciałem tracić nad sobą resztek panowania jakie udało mi się wygrzebać. Nie zniósłbym odtrącenia. Nie z jego strony. Wszyscy inni mogli mnie nienawidzić. Jednak gdybym on również... nie dałbym sobie z tym rady. On jeden trzymał mnie na tym padole łez. Uśmiechnąłem się smutno.
- Po prostu pragnę twojego szczęścia Naruto. Słyszałem, że po nocach siedzisz w biurze, nie ma cię prawie w domu... chce żebyś był szczęśliwy. Dlatego pytam... jak przyjaciel przyjaciela... - cicho mruknąłem. Pozwoliłem sobie na małe kłamstewko. Blondyn delikatnie się rozluźnił. Popatrzył na mnie jakby mniej wrogo. Skinął głową. Długo się zastanawiał nad odpowiedzią.
- Tak naprawdę nikt mnie nie nauczył co to miłość Sasuke. Nie znam miłości. Moi rodzice zginęli, gdy się urodziłem. Miałem chrzestnego, Kakashiego, naszego nauczyciela jednak... to nie to... kocham ich jednak to nie ten rodzaj miłości. Nie wiem co to znaczy tak naprawdę kochać, znaczy się w ten szczególny sposób. Kocham Hinate na swój sposób, szanuje i będę chronić do końca swych dni, jednak... jednak nie jestem pewien czy to jest ten rodzaj miłości... - uśmiechnął się smutno, a mnie złamało się serce. Jakim byłem idiotą. No tak. Miał racje. Kto miał go nauczyć takich uczuć? Może taki skurwysyn jak ja który większość jego życia był poza wioską i chciał go zabić? A może ta nieśmiała Hyugga? Nie miał nikogo. I nic dziwnego, że pozwolił sobie na to, aby spróbować obdarzyć uczuciem kogoś kto darzył go nim od dziecka. Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Przecież nie wyskoczę od razu z tekstem, że go kocham i pokaże mu jak wyglada to uczucie. Uzumaki lekko się zaczerwienił. Wyglądał uroczo. Tylko on tak potrafi. Miałem ochotę chwycić te blond włosy i szarpnąć. Sprawić, aby wydobył się z jego warg cichy jęk. Zreflektowałem się.
- Naruto... - mruknąłem głupio. Nie wiedziałem co powiedzieć na to wyznanie. Jednak on nie czekał. Spojrzał na mnie z powaga w oczach.
- Wiem, że jestem zagubionym w sobie chłopcem jednak nie rób podobnie Sasuke. Zajmij się swoją rodzina. Sakura i Sarada potrzebują cię. Jesteś dla niej wzorem do naśladowania... bądź przy niej. Omijasz jej najlepsze lata dorastania. Później może mieć do ciebie żal. Tak jak Boruto do mnie... - ponownie podczas naszej rozmowy się zasmucił. Oparł się plecami o drzewo, a wzrok utkwił w niebie. Prychnąłem.
- Dzieciak bardziej ma żal o to, że jesteś na miejscu i nie potrafisz znaleźć dla niego czasu niż o sam brak czasu. - prychnąłem przymykając powieki. Ponownie zmieniłem rozmowę na inny tor.
- Może i masz racje, jednak sam Sasuke nie jesteś ojcem roku.
- Może nigdy nie będę, jednak zawsze będę jej kibicował i chronił. Mojego brata tez często nie było, miał dla mnie mało czasu. Nie umiem inaczej. Podobno pewne wzorce są w nas zapisane. - krzywo się uśmiechnąłem.
- Może, mam nadzieje że z Himawari będzie inaczej... - popatrzyłem na niego. Nie było żadnego sygnału, że chciałby czegoś innego, mnie... nie chciałem się łudzić. Jednak nie potrafiłem przestać. A jednocześnie bałem się zadać to pytanie.
- Hn. - mruknąłem. Nie miałem nic innego do powiedzenia. Nie znałem się na dzieciach. I ich wychowywaniu.
- Jutro wyruszasz tak? - popatrzyłem na niego. Jego tęczówki zasnuwał smutek. Skinąłem głową.
- Zgadza się. Idę, muszę załatwić kilka spraw. - nie czekając na jakakolwiek odpowiedź teleportowałem się w dawne dzielnice mojego klanu. Niemal nic z nich nie zostało. Powstały nowe domy, ludzie nie byli spokrewnieni ze mną. Brakowało mi mojej osady. Tej cząstki Uchiha jaka kiedyś tutaj była. Czułem się samotny. Jedyny który przeżył masakrę klanu. Z nikim więcej nie mogłem się dzielić tym bólem. Nawet z Sakurą bądź Saradą. One by tego nie zrozumiały. I nie chciałem im tego tłumaczyć. Wolnym krokiem szedłem uliczkami. Rozglądałem się po nowym układzie tej części wioski jednocześnie porównując ze starym rozmieszczeniem domów. Było niema identyczne ku memu zdziwieniu. Czyżby zasługa Naruto? To niemożliwe. Z drugiej strony kto inny chciałby w tamtym czasie dla mnie? Lekko uśmiechnąłem się pod nosem. Czułem na sobie mało przyjemny wzrok przechodniów jednak nic mnie to nie obchodziło. W ogóle nie interesowało mnie zdanie innych. Wyłącznie jednej osoby. Byłem zły na siebie, że wymądrzałem się o życiu Uzumakiego sam nie będąc lepszym. Kilka sekund później znajdowałem się w miejscu gdzie często trenowała moja córka. W ukryciu przyglądałem się jak ćwiczy. Sam kiedyś byłem podobnie zdeterminowany. Jednak w niej jakby czegoś brakowało? Determinacji? Sam nie wiedziałem czego. Nie była słaba, to nie. Może motywacji? W tamtym czasie miałem jej aż nadto. I to ona napędzała mnie do coraz cięższych treningów oraz późniejszej ucieczki. Dzisiejsze pokolenie nie miało tej ikry. Teraz były czasy pokoju. Shinobi już nie byli tak poważani jak niegdyś. Nie było tylu wybitnych jak i zdeterminowanych, aby dużych do jak największej siły. W tym wieku Itachi był geniuszem. Potrafił wiele, a jego moc była ogromna. Tak samo Shisuiego. Dwójka geniuszów mojego klanu. Niestety Sarada nawet ułamek tego nie osiągnęła. Obserwowałem ją, aż do czasu gdy zapadł zmierzch. Dopiero wtedy zakończyła trening. Ruszyła w stronę mieszkania. W milczeniu obserwowałem jak jej drobna sylwetka znika za drzewami. Czyżbym na stare lata został tchórzem? Na stare lata moja pretensjonalność oraz zadufanie jak i arogancja zaniknęły. Nie byłem już tym samym buńczucznym, młodym Uchiha. Zmieniłem się tak samo jak Uzumaki. Niewiele zostało z nas. Staliśmy się kimś kim nie bardzo chcieliśmy zostać. A teraz z pokorą zaakceptowaliśmy to. Pięścią uderzyłem w pień drzewa zostawiając ślad. Chciałem się zmienić, chciałem tego dawnego Sasuke. Teraz tylko musiałem go odnaleźć w czeluściach ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz