Strony

poniedziałek, 2 stycznia 2023

SasuNaru: Szczęście? Rozdział IV

 



"O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć. Są to sprawy, których się wstydzisz, ponieważ słowa pomniejszają je - słowa powodują, iż rzeczy, które wydawały się nieskończenie wielkie, kiedy były w Twojej głowie, po wypowiedzeniu kurczą się i stają się zupełnie zwyczajne. Jednak nie tylko o to chodzi, prawda? Najważniejsze sprawy leżą zbyt blisko najskrytszego miejsca twej duszy, jak drogowskazy do skarbu, który wrogowie chcieliby ci ukraść. Zdobywasz się na odwagę i wyjawiasz je, a ludzie dziwnie na ciebie patrzą, w ogóle nie rozumiejąc, co powiedziałeś, albo dlaczego uważałeś to za tak ważne, że prawie płakałeś mówiąc. Myślę, że to jest najgorsze. Kiedy tajemnica pozostaje niewyjawiona nie z braku słuchacza, lecz z braku zrozumienia." ~ Stephen King - Cztery pory roku




Ostatnią noc spędziłem w lesie. Dużo myślałem. Nie były to ani przyjemne ani wesołe myśli. W końcu pozwoliłem sobie na to, aby wyruszyć. W kolejną, samotną podróż. Nie byłem przygotowany na to co zastanę przed wrotami wioski. A raczej na widok pewnej osoby.
- Naruto? - wyszeptałem zaskoczony. Nie myślałem, że będzie chciał się pożegnać. Zawsze odbywało się to bez słowa. Byłem i znikałem. Teraz coś się wydarzyło, zmieniło. A ja nie bardzo wiedziałem o co chodzi i jak mam się w tym odnaleźć.
- Sasuke. - szeroko się uśmiechnął. Podszedł do mnie jak gdyby nic się nie stało. Jakby nie miał teraz siedzieć w swoim biurze. Jakby nadal był geninem.
- Co ty tutaj robisz? - zmarszczyłem brwi. Dawny Naruto zrobiłby to. Ten Naruto? Niekoniecznie.
- Wyruszam z tobą. Sam mnie zapraszałeś dattebayo! - jego niebieskie spojrzenie spoczęło na mnie. Dostrzegłem pod oczyma wory. Najpewniej całą noc bił się, czy iść ze mną, czy zostać.
- Dlaczego Naruto? - nie miałem pojęcia jak zareagować. Byłem zbyt zaskoczony, aby logicznie myśleć. To mi nie pasowało, do tego Naruto jakim był teraz.
- Dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi Sasuke. A ostatnio coś się u ciebie dzieje. Nie mogę pozwolić, abyś został sam. Nie mogę zawieść cię kolejny raz. Obiecałem to sobie dattebayo! - ponownie się uśmiechnął. Kolejny krok. Niemal się stykaliśmy.
- A co z wioską?
- Zostawiam znacznik, w razie czego mnie przyzwie Shikamaru jak będzie się coś działo. - podrapał się z zakłopotaniem po potylicy. Uniosłem kącik ust do góry.
- Co się stało z tym Naruto? Nie boisz się? - zadrwiłem. Drwina była moją tarczą ochronną.
- Nie, już dawno powinienem wyruszyć i sam się przekonać z czym mamy do czynienia. Tak dawno nie walczyłem... - spojrzał na mnie zamyślonym spojrzeniem. W milczeniu przypatrywałem się jego zmęczonej twarzy. On sam już dawno odpoczywał. Te zarwane nocki dawały mu w kość. W końcu skinąłem głową.
- Zgoda. Chodź Usuratonkachi. - mruknąłem pod nosem. Starałem się jak najbardziej ograniczyć radość jaka mnie ogarniała. Już zdążyłem zapomnieć kiedy miałem wspólną misje z tym młotkiem. Nasze misje zawsze były pełne wrażeń. Nigdy nie było nudy. Słysząc przezwisko, Naruto aż się zapowietrzył . Wskazał na mnie palcem.
- Drań i idiota niewdzięczny dattebayo! - nadął policzki przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. Prychnąłem.
- Wole być draniem niż głupim młotkiem. - na te słowa Uzumaki zaczął iść na mnie z pięściami. Zaśmiałem się na ten widok. Zdecydowanie ta scena przypominała te dobre młodzieńcze lata. Już dawno takie interakcje miedzy nami się nie zdarzały. On się zatrzymał i uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Uchiha się śmieje? Muszę to gdzieś w kalendarzu zapisać dattebayo! - wykrzyknął. Szeroko się uśmiechnął. Prychnąłem. Otworzyłem rinneganem przejście do innego wymiaru.
- Zbieraj swoje cztery litery Naruto. Nie mamy czasu do stracenia. - powiedziałem.
- Jak zwykle potrafisz wszystko popsuć. - zaczął marudzić jednak posłusznie wszedł przede mną do portalu. Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech, gdy był plecami do mnie. Nie musi wiedzieć jak bardzo cieszy mnie ta wspólna misja. Nie musi wiedzieć, że chce odejść z wioski, że nie mogę dalej patrzeć na niego i cierpieć. Wiem, że złamie mu serce jednak... 


( Naruto )

 

Długo biłem się z myślami. Jednak w końcu zadecydowałem. Odważyłem się. Kurwa jak ja szalałem za tym draniem. Jednak za każdym razem, gdy odchodził z wioski cierpiałem. Nie mogłem znieść tego, że go nie było. Mógł być Sakury, jednak samo patrzenie na niego sprawiało, że stawałem się spokojniejszy. A teraz wspólna misja. Czy mogłem ją przegapić? Byłbym totalnym idiotą, gdybym odmówił.
- Długo będziesz tak się skradał do niego Naruto?
- Kurama! Nie skradam się! - burknąłem wygodniej usadawiając się w fotelu. Obserwowałem wschód słońca.
- Latasz za nim od młodzieńczych lat. Ani razu nie odważyłeś się powiedzieć mu co czujesz... zachowujesz się jak nastolatka.
- Powiedziała ruda fretka! - prychnąłem. Rude ogony zafalowały w geście irytacji.
- Uważaj co mówisz gówniarzu, bo pożre cię na śniadanie!
- Dobra dobra Kuramuś, nie gniewaj się! - wysunąłem dłonie przed siebie w geście obronnym.
- Wiec co zamierzasz? - rudy lis wygodniej oparł brodę o swoje łapy. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.  Westchnąłem, usiadłem na jeden z lisich ogonów. Ciche prychnięcie jednak nie zniechęciło mnie do zejścia.
- Sam nie wiem, jednak jednego jestem pewien. Popełniłem okropny błąd żeniąc się z Hinatą. Znaczy ciesze się, że mam Himawari i Boruto... jednak nie kocham jej tak mocno jak Sasuke. Zawsze to był on. Jednak nie zdawałem sobie sprawy, że w ten sposób... - zwiesiłem głowę w dół. Było to trudne dla mnie. Przyznać się przed sobą co tak naprawdę czuje. Ostatnie rozmowy z Sasuke dały mi lekko do myślenia. Miał racje. Nie wolno się oszukiwać. A ja tyle lat to robiłem. Zupełnie jak on. I również w punkcie o mojej osobie miał racje. Zmieniłem się w nudnego staruszka Naruto. A przecież taki nie byłem. Byłem szalony, lekkomyślny, porywczy. A teraz? Skupiłem się na kokonie i z niego nie wychodziłem. Zastałem się. Stałem się biurokratą. A jak biurokrata ma ochronić własna wioskę? Musiałem wyruszyć. Poczuć na nowo tą adrenalinę. Walkę. Nie mogłem wiecznie uciekać. Czas, abym stawił czoło trudnym decyzją. Rozwód? Dwójka najsilniejszych shinobi bierze rozwód w jednym czasie? Domyślałem się jakie nieetyczne mogą być insynuacje. Jednak byłem na to gotowy. Musiałem być. Chciałem zmian w swoim życiu. Chciałem żyć zgodnie z samym sobą. Bez kłamstw. Jednak obawiałem się jak zareaguje moja rodzina. Odtrąci mnie? Znienawidzi? A jak zareagują przyjaciele? Zacisnąłem dłonie w pięść. Kurama widząc jak bije się z myślami przyciągnął mnie drugim ogonem do pierwszego tym sposobem przytulając mnie do siebie. Popatrzyłem na niego z wdzięcznością. Potrafił być wredny, jednak wbrew pozorom był bardzo opiekuńczy.
- I co teraz Kurama? Co ja mam robić? - wyszeptałem zrezygnowany.
- A co zrobiłby dawny Naruto? Poszedłby tam, wykrzyczałby w twarz temu zadufanemu durniowi co czuje. A później myślałby o konsekwencjach. - białe kły błysnęły. Popatrzyłem na niego zamyślonym wzrokiem.
- Masz racje Kurama. Zawsze najpierw robiłem, a potem stawałem przed konsekwencjami. Dzięki Kurama. - lekko się uśmiechnąłem. Wstałem. Kilka sekund w milczeniu przypatrywałem się swojemu przyjacielowi. Po czym wyszedłem ze swojego umysłu. Słońce już zdążyło wstać. W pośpiechu wybiegłem z biura. Bałem się, że wyruszył, że się spóźniłem. Jednak wyczuwszy dobrze znaną mi chakre odetchnąłem z ulgą.
- Sasuke! - krzyknąłem. Chłopak popatrzył się na mnie z zaskoczeniem.
- Naruto. - lekko się uśmiechnąłem. Dobrze było zobaczyć na twarzy Sasuke coś więcej niż obojętna maska. Podszedłem bliżej. On również był zmęczony. Jednak nadal tak cholernie przystojny jak zawsze. Wydaliśmy się w krótka rozmowę, a następnie w sprzeczkę jak za dawnych lat. Brakowało mi tego. Tego przekomarzania się. Czułem się dobrze, a humor sam wrócił. Miałem wrażenie, że jestem we właściwym miejscu i czasie. A co najważniejsze obok właściwej osoby. Przy nim nie czułem wątpliwości. Byłem niezachwianie pewnym. Potrafił mnie zrozumieć jak nikt inny. Tylko nie w tej jednej sprawie. Wszedłem przed nim do teleportu. Dostrzegając nową, nieznaną krainę rozejrzałem się. Było obco, nieprzyjemnie. Następnie pokierowałem wzrok na niego.
- Sasuke?
- Hn? - czarne tęczówki niczym smoła utkwiły we mnie wzrok.
- Też masz wrażenie, że jesteś obserwowany? - to uczucie cały czas się nasilało jednak nie potrafiłem określić gdzie znajduje się przeciwnik. Stanął obok mnie. Jego ramie stykało się z moim przez co poczułem dreszcz.
- Tak, a to oznacza że jesteśmy blisko odkrycia wszystkich sekretów Otsutsuki. - znowu ton jego głosu był beznamiętny. Również skupiłem się całkowicie na misji. Wszystkie moje zmysły wariowały. Wyczuwałem kogoś potężnego. Dlatego tym bardziej byłem zadowolony, że nie puściłem Uchihy samego. Ruszyliśmy naprzód przez skalisty teren. Nie było tutaj praktycznie nic, jednak moc była wyczuwalna.



1 komentarz:

  1. Witam
    Czy jest możliwość dostania zaproszenia do bloga http://sasunaru-opowiadania.blogspot.com/
    lulu.selphie07@gmail.com

    OdpowiedzUsuń