"Jeśli jedno z bliźniąt się zrani, drugie będzie krwawić." ~ Jandy Nelson - Oddam Ci słońce.
Moje życie ostatnio stało się bardzo zagmatwane. Od śmierci mojej najlepszej przyjaciółki, poprzez wspaniałego mężczyzny który naprawdę dbał o mnie, a kończąc na mojej ukochanej, młodszej siostrze. Tej która była w ciąży. Wszyscy uważaliśmy, że będzie to ciąża bliźniacza zważywszy, że Uchiha jak i Uzumacy mieli takie przypadki w rodzinie. A my byliśmy doskonałym przykładem na to. Podparłem policzek o pięść. Nostalgicznym wzrokiem wpatrywałem się w boisko. Zupełnie nie słuchałem mojego wychowawcy. W sumie jakby on miał cokolwiek do powiedzenia. Wolał czytać te swoje zboczone gazetki niż cokolwiek z nami robić. Nie zrozumcie mnie źle. Lubiłem go, gdy miało się problem potrafił cie wysłuchać i pomóc. Miał przyjacielskie usposobienie, jednak jako nauczyciel totalnie się nie nadawał. Zresztą my się cieszyliśmy. Reszta klas zazdrościła nam wychowawcy. On nigdy nie był spięty, czy złośliwy. Czyjeś szturchnięcie wybudziło mnie z transu. Nic nie rozumiejącym wzrokiem popatrzyłem na Shikamaru. On po śmierci Fumiko został naszym kapitanem. Jak to on stwierdził, że jest to okropnie upierdliwe. Jednak nie było lepszego kandydata. Jego niezwykła inteligencja, oraz opanowanie nadawały mu cechy przywódcze.
- Hn? - mruknąłem. Ten słysząc to zaśmiał się.
- Za dużo zadajesz się z Uchiha. Przejmujesz niektóre ich zachowania... - nawet nie zdążył dokończyć nim pięścią uderzyłem go w ramie.
- Nawet nie waż się kończyć o jakim draniu myślisz dattebayo! - na moje policzki wpełznął rumieniec. Chłopak dostrzegając to pochylił się bardziej w moją stronę. Na jego licu pojawił się przebiegły uśmieszek.
-
Mówię tutaj o Sasuke... może będziesz niedługo jak on? Podobnie
zaczynasz się ubierać. - tego było za wiele. Rzuciłem się na chłopaka,
ten śmiejąc się zleciał z krzesła. Zacząłem go łaskotać wcale, a wcale
nie przejmując się że odbywa się lekcja. A raczej długa przerwa.
- Naruto i Shikamaru. Do dyrektorki! - słysząc to momentalnie ucichliśmy. Nikt nie lubił chodzić do naszej szanownej dyrektorki. Przeszkadzanie jej groziło poważnymi konsekwencjami. Widząc, że zbliża się godzina lunchu wiedziałem, że mamy przejebane. Zerknąłem na przyjaciela. On też zdawał sobie z tego sprawę. Ze zwieszonymi głowami spakowaliśmy nasze plecaki i wyszliśmy. Droga nie trwała wcale długo. Zapukałem i szybko wkroczyłem do przedsionka zanim całkiem opuści mnie odwaga. Jakbym w ogóle ją miał idąc do paszczy lwa. Shizune uniosła głowę do góry znad stosu papieru. Uniosła brwi do góry.
- Wy tutaj? - dostrzegłem niepokój na jej licu. Ona lepiej niż my wiedziała z czym wiążą się nieznośni uczniowie o tej godzinie. Skinęliśmy głowami.
- Kakashi-sensei nas wysłał... - mruknąłem. Miałem nadzieje, że sprawa skończy się na posiedzeniu u Shizune, że niby byliśmy na pogadance, a reszta pomyśli, że jakoś nam się udało. Kilka razy miałem przyjemność, aby ominąć kare. Jednak ku naszej zgubie i zagładzie drzwi otwarły się z hukiem, a wyszła z nich dyrektorka. Ona nie tracąc czasu rozejrzała się po recepcji. Dostrzegając mnie i Shikamaru zwęziła oczy.
- Wy
tutaj?! - wykrzyknęła. Podparła się pod boki. Była nie w humorze. Co ja
mówię?! Zdecydowanie nie, a my jej go nie poprawiliśmy. Jeżeli wcześniej
była zła, to teraz była wściekła. I zdecydowanie nam się dostanie za
zakłócenie spokoju.
- Pani dyrektor... - pierwszy zaczął brunet jednak został brutalnie uciszony. Byłem pewien, że cały parter już zdążył usłyszeć Tsunade.
- Zamilcz! Marsz do mojego gabinetu
wy nieznośne bachory! - warknęła. Potulnie jak jeden mąż ruszyliśmy do
jaskini smoka. A on dzisiaj wyjątkowo ział ogniem. Widząc bajzel
jęknąłem mentalnie. To zdecydowanie nie może być dobry dzień. Blondynka
usiadła przed nami. Chwilę w milczeniu nam się przyglądała.
- Ułożycie papiery do właściwych szuflad, a następnie posprzątacie mój gabinet. Później jesteście wolni. - wyszeptała to jakoś dziwnie spokojnie. Wstała i ruszyła ku wyjściu. Przez chwile myślałem jakie to banalne i zajmie nam to co najmniej z pół godziny, a później do domku. Oh jak bardzo się myliłem ponieważ dopiero jak wstała i spowodowała więcej miejsca na rozejrzenie się ujrzeliśmy stos makulatury jaki walał się pod biurkiem jak i na parapecie za jej fotelem. Widząc nasze załamanie uśmiechnęła się sadystycznie.
- Coś chcecie powiedzieć? - jej miły ton głosu zupełnie nie współpracował z jej samozadowoleniem. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo.
- Nic pani dyrektor... - zgodnie wymamrotaliśmy, nasze głowy były opuszczone. Zdecydowanie żaden z nas nie chciał podpaść. Wystarczająco Kakashi nas wpakował w to gówno. Najpewniej doskonale wiedział w jakim stanie dzisiaj się znajduje dyrektorka. A to oznaczało, że się znowu o coś pokłócili i chciał jej dopiec. A że nam się dostało? Miał to w nosie. Oh zemsta na nim będzie słodka. Nawet nie zorientuje się kiedy i jak. Donośne trzaśnięcie drzwi oznajmiło nam, że zostaliśmy sami ze stosem papierów.
- To co? Ja zacznę porządkować papiery, a ty sprzątać ten bałagan? - Nara popatrzył na mnie zrezygnowany.
-
A mamy inny wybór? Przeklęty Kakashi! - mruknąłem sfrustrowany. Nawet
bym się nie zdziwił, gdyby uknuli tą intrygę. Chcąc nie chcąc wzięliśmy
się za karkołomną robotę.
Naruko
Czułam
się zagubiona. Z jednej strony czułam ogromną radość na myśl, że
zostanę mamą. Miałam wrażenie jakby moje zmysły się wyostrzyły, jednak
też martwiłam się o brata. Dostrzegałam, że coś go gryzie. Pod tą fasadą
głupka z przyklejonym do twarzy uśmiechem... ukrywał coś przede mną i
to od dłuższego czasu. Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam. Nie
mogła to być byle jaka błahostka. Musiała to być poważna sprawa. Mój
głupi braciszek. On jeszcze sobie nie uświadomił, że nie jest w stanie
chronić mnie przez złem tego świata. Przyłożyłam dłoń do swojego jeszcze
płaskiego brzucha. Czasem wiedza bardziej chroni niż nie wiedza.
Musiałam się z nim w końcu rozmówić. To go pożerało od środka.
Nienawidziłam tajemnic. One do niczego dobrego nie prowadziły. Rodzice
kazali mnie się nim opiekować. Co z tego, że był te kilkanaście sekund
starszy? Co z tego, że byłam tą młodszą? Ja również mogłam się nim
zaopiekować. Pamiętałam jaki był rozdarty, gdy Fumiko zmarła. Jak bardzo
bolało mnie patrzenie na jego ból. Na niemoc. Kochałam go. Był
najbliższą mi osobą. Osobą której mogłam powiedzieć prawie wszystko. No
właśnie. Ja też miałam mroczną tajemnice. Do czasu. W końcu mu
powiedziałam jak traktowały mnie dziewczyny. Widziałam wściekłość jaka
malowała się na jego licu. Po tym na drugi dzień miałam święty spokój.
Bały się nawet do mnie podejść. Jeżeli miałabym zagrać w totka to
powiedziałabym, że poznały mroczną stronę mojego brata. Ja również ją
poznałam. Pamiętam jak bardzo przeraził naszą rodzinę. Jak bardzo
potrafił być zły i nikczemny. Nie miał wtedy w ogóle skrupułów. Był
najgorszą osobą jaką znałam. Jednak on w pewnym momencie zniknął. Na
powrót stał się moim kochającym bratem. Właśnie wtedy, gdy oni zginęli.
Strasznie mi ich brakowało. Bardziej niż byłam w stanie przyznać. Zawsze
byłam blisko z rodzicami. Może nawet bliżej niż z Naruto kiedykolwiek,
jednak po ich śmierci to się zmieniło. Staliśmy się sobie tak bliscy jak
jeszcze nigdy. Ta tragedia nas zjednoczyła. Stworzyła symbiozę między
nami. A teraz... bałam się, że go stracę... instynkt podpowiadał mi, że
uwikłał się w największe gówno jakie kiedykolwiek istniało. Podciągnęłam
kocyk pod brodę. Drzwi lekko się uchyliły. Najpierw pojawiła się twarz
mojego narzeczonego, a następnie cała jego sylwetka. Niósł z dłoniach
dwa kubki z parującym naparem. Lekko się uśmiechnął, odwzajemniłam gest.
Cieszyłam się, że go poznałam. Podszedł do mnie, usiadł obok mnie po
czym przygarnął mnie do siebie i przytulił. Oparł podbródek o moją
głowę, wtuliłam się w jego obojczyk przymykając przy tym powieki.
Zaciągnęłam się jego anielskim zapachem.
- Kocham cie Naruko. - cicho wyszeptał w moje włosy. Nieznacznie się uśmiechnęłam.
- Byłoby zaskakujące, gdybyś nie kochał tak pięknej, inteligentnej i cudownej kobiety. Szkoda, by było gdyby jakiś inny mężczyzna zakochał się we mnie... - zaczęłam się z nim droczyć jednak on zaborczo przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie. Uniosłam głowę do góry, aby zobaczyć jego oblicze. Jego tęczówki przez moment migotały z czerwonego na czarny, jednak po chwili były takie jak zawsze. Czyżbym miała halucynacje?
- Nigdy. Jesteś moja. Żaden inny mężczyzna nie ma
prawa cie nawet dotknąć... no może nie licząc tego głąba, twojego
brata... - burknął. Nadął policzki przez co wyglądał komicznie.
Spojrzałam na niego i cicho się zaśmiałam. Przyłożyłam jego dłoń na swój
brzuch.
- Też cie kocham Sasuke... cieszę się, że ty
będziesz ojcem naszego nowo kiełkującego życia... - lekko się
uśmiechnęłam. Mężczyzna spojrzał na mnie z bezgraniczną miłością. Musnął
wargami moje czoło.
- Proszę pilnuj mojego głupiego, lekkomyślnego brata. Wiem, że jest przy nim twój brat jednak... boje się, że uwikłał się w coś z czego może się nie wywinąć... - spojrzenie czarnych tęczówek spoczęło na mnie.
- Co masz na myśli? - lekko uścisnął moją dłoń w geście otuchy.
- Nie potrafię tego sprecyzować... mam przeczucie od dłuższego czasu, że jest w tarapatach... - mruknęłam. Sasuke tylko mocniej mnie do siebie przyciągnął.
- Będę dbał o tego młotka, nie martw się najdroższa. -
mruknął do mojego ucha. Przymknęłam powieki delektując się jego
ciepłem. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam w jego ramionach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz