tag:blogger.com,1999:blog-10148785157386107072024-03-29T04:29:35.337+01:00 Nie poznaliśmy się po to, aby o sobie zapomnieć.carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.comBlogger143125tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-18205593332833100292024-02-01T11:14:00.000+01:002024-02-01T11:14:33.259+01:00Latający Anioł XLII<p> </p><p></p><p></p><p><br /> <img alt="„Każdy ma jakąś historię" data-original-height="1246" data-original-width="736" height="1063" src="https://img.wattpad.com/177429aa23378df286e9922954fe5b0674b6df4d/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f68584553344942374834584146673d3d2d313431383032383637332e313761653761646234363330386561303835333838343638393634382e6a7067?s=fit&w=1280&h=1280" width="642" /></p><p> </p><p> </p><p> </p><p style="text-align: left;"><b><i><u>„Każdy
ma jakąś historię. To jest tak jak z rodziną. Możesz nie wiedzieć, kim
jesteś, mogłaś ją stracić, ale ona mimo to istnieje. Możesz ją porzucić,
możesz się od niej odwrócić, ale nie możesz powiedzieć, że jej nie
masz. To samo dotyczy własnej historii." ~ Diane Setterfield - Trzynasta
opowieść. </u></i></b><br /><br /><br /><br /></p><p data-p-id="bce3320a288ff77a51ccd37281a1e96d">-
W takim razie idę jeszcze szybko do pokoju. Zapomniałem coś z niego
zabrać. - obdarzyłem go szerokim uśmiechem. W gruncie rzeczy cieszyłem
się. Rodzina była w komplecie. Nawet już zaakceptowałem Frania, jednak
nigdy się przed nim do tego nie przyznam. Musnąłem wargami policzek
chłopaka. Popatrzył na mnie, a na jego wargach pojawił się lekki
uśmiech. Zarezerwowany tylko dla mnie. Uwielbiałem te momenty. Czułem
się wtedy naprawdę szczęśliwy. On sprawiał, że stawałem się lepszy.
Niechętnie odwróciłem wzrok i ruszyłem na górę. Do swojego pokoju.
Wolnym krokiem szedłem po korytarzu. Światła były zgaszone, jednak
delikatne promienie słońca dawały półmrok przez co widziałem drogę.
Otwarłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. W moim pokoju rolety były
pozasłaniane. Zaskoczyło mnie to. Nie przypominałem sobie, abym to
zrobił. Przymknąłem drzwi. Ruszyłem w stronę okna, aby wpuścić do pokoju
nieco światła. <br />- Witaj bracie. - Cichy głos dobiegł mnie ze strony
łóżka. Automatycznie mój wzrok pobiegł w tamtym kierunku. Widząc go
niemal zamarłem, jednak w następnej chwili od razu przybrałem pozycję
obronną. <br />- Co ty tutaj robisz Memma? - warknąłem jednak na tyle
cicho, aby nikt mnie na dole nie usłyszał. Nie chciałem zamieszania. Nie
teraz. Chciałem odpowiedzi. A on mógł mi ich udzielić. Ten natomiast
zaśmiał się. Wygodniej rozparł się na moim łóżku. Sam przysiadłem na
krawędzi biurka przez co byliśmy naprzeciwko siebie. Wzrok utkwiłem na
niezapowiedzianym gościu. <br />- Nie można odwiedzić brata? - uniósł czarna brew. Westchnąłem. Potarłem palcami skronie. <br />-
I mam uwierzyć, że od tak się zmieniłeś? Przy pierwszej bitwie? Tym
bardziej, że niemal mnie zabiłeś. - westchnąłem zrezygnowany. <br />-
Wiesz, gdy dowiadujesz się że masz rodzeństwo... świat się zmienia... -
rozpostarł ramiona. Ponownie spojrzałem na niego. Wyglądał kropka w
kropkę jak ja. Jedynie różniły nas czarne jak smoła włosa. Typowe dla
Uchiha. <br />- I nic ci wcześniej Madara nie powiedział? - rzekłem
powątpiewająco. Ten natomiast podwinął rękaw bluzy i pokazał mi swoją
rękę. Była ona cała w bliznach i poparzeniach. Byłem w szoku. Jak można
tak okaleczać drugą osobę? Było mi go żal. <br />- Uważasz, że ktoś taki
będzie dzielił się z tobą wiadomościami? Nikt o mnie nie wiedział w
piekle... tak samo jak i ja byłem odizolowany od nich. On nie wie, że
tutaj jestem. Minęło sporo czasu od walki, gdy udało mi się uśpić jego
czujność i wymknąć na chwilę. Więc nie mów nikomu, że przyszedłem. Wolę
nie wiedzieć co się stanie, gdyby się dowiedział... - na ułamek sekundy
dostrzegłem przerażenie w jego spojrzeniu. Jednak szybko je zakamuflował
kpiną. <br />- Dlaczego? Dlaczego teraz Memma? Nigdy nie przypuszczałem,
że będę miał więcej rodzeństwa. Jednak.... Jak naprawdę nie robisz
manewru, aby mnie oszukać... naprawdę ucieszyłbym się gdybym miał
jeszcze brata. Rodzina powinna się wspierać dattebayo! - mruknąłem. Na
ostatnie słowa z zakłopotaniem podrapałem się po potylicy. Natomiast
chłopak naprzeciwko mnie zagryzł lekko dolną wargę. Najwidoczniej było
to dla niego opcje. <br />- Po prostu uważaj na niego. Ma jakiś plan i na
pewno o was nie zapomniał. Muszę już iść. - zerwał się gwałtownie z
łóżka. Otwarł szybko okno i wyskoczył przez nie. Nawet nie dał mi
szansy, aby cokolwiek odpowiedzieć. Był i nagle go nie było. Patrzyłem
zdezorientowany na miejsc, gdzie jeszcze chwilę temu był. Ciche pukanie
do drzwi mnie przywróciło do świata żywych. Bez mojego zaproszenia drzwi
się otwarły, a przez nie dostrzegłem zatroskaną twarz ukochanego.<br />-
Coś się stało Naruto? Długo nie schodzisz i pomyślałem, że coś się
stało. - po tych słowach wszedł do pomieszczenia, podszedł do mnie po
czym mnie przytulił. Wtuliłem się w jego objęcia. Po całej tej rozmowie
byłem skołowany. Nie wiedziałem co mam myśleć na ten temat. Czy to było
prawdziwe? Czy tylko próba podejścia mnie i zmylenia? Pokręciłem
przecząco głową. <br />- Nie mogę znaleźć czegoś. Trudno. Chodź już. Na
pewno babunia Tsunade się wkurza. W końcu mieli coś ważnego do
ogłoszenia, a mnie nie ma i nie ma. - zaśmiałem się nerwowo. Odsunąłem
się od ukochanego. Wziąłem go za rękę i pociągnąłem do wyjścia.
Wiedziałem, że nie dał się nabrać na moją zagrywkę. Jednak nie okazał
tego i dał się poprowadzić do wyjścia. Znał mnie na wylot. I jakieś moje
głupie wymówki nie wywiodą go w pole. Przed schodami przyciągnął mnie
do siebie. Nachylił swoją twarz do mojej. Rozszerzyłem źrenice. Nasze
nowe niemal się stykały. Zapatrzyłem się w te niesamowicie oliwkowe
oczy. Jednak najczęściej jego oczy były czarne. W nielicznych momentach
można było ujrzeć ten oliwkowy odcień. Następnie musnął moje wargi.
Oddałem ten delikatny pocałunek. Dostrzegając moje przyzwolenie pogłębił
pocałunek. Zarzuciłem ręce na ramiona mężczyzny. Uchiha mocniej objął
mnie w pasie, wsunął język do mojej jamy ustnej. Zaczęliśmy całować się z
języczkiem. Miałem wrażenie, że moje kolana ugną się od nadmiaru
emocji. Działał na mnie jak prąd. Wystarczył jego dotyk, czy
pocałunek... a ja od razu czułem przypływ bardzo silnych emocji w
stosunku do niego. Opuszkami palców zacząłem smyrać jego kark. Wyczuwszy
gęsią skórkę w tym miejscu uśmiechnąłem się pomiędzy pocałunkami. W
końcu się oderwaliśmy od siebie. Zgadywałem, że jestem czerwony niczym
dorodny burak. Mężczyzna szeroko się uśmiechnął. <br />- Uroczo wyglądasz. - zagryzłem dolną wargę. <br />-
Na pewno. Babunia Tsunade pomyśli, że my chyba po jakimś małym co
nieco. - burknąłem nieco zawstydzony. On natomiast się zaśmiał. Poruszył
sugestywnie brwiami. <br />- Możemy zaraz podziałać w tym temacie
aniołku. - wyszeptał do mojego ucha. A mnie natychmiast przeszły ciarki
słysząc ten jego uwodzący ton głosu. Zasłoniłem dłoniami twarz. On chyba
naprawdę chciał mnie wprowadzić do grobu. Spojrzałem na niego. <br />- Ty
chcesz mojej śmierci dzisiaj? Podwójnej?! - mruknąłem. Czułem jak
powoli moja twarz przybiera naturalny odcień. W końcu sama myśl o
pobiciu przez te dwie kobiety z dołu potrafiła ocucić niczym kubeł
zimnej wody. Zaczął gładzić opuszkami palców moje lico. <br />- Kocham cię Naruto Uzumaki. - po tych słowach pocałował mnie w nos. Szeroko się uśmiechnąłem. <br />-
Ja ciebie bardziej Itachi Uchiha. A teraz chodź, bo będziesz spoczywał
obok mnie dwa metry pod ziemią. - lekko się uśmiechnąłem. Pociągnąłem go
w dół. Zeszliśmy trzymając się nadal za ręce. Gdy wkroczyliśmy do
jadalni każdy już miał zajęte miejsce, a jedzenie już znajdowało się na
stole. Oni dostrzegając nas unieśli brewki. <br />- Uzumaki i Uchiha!
Siadajcie nim poznacie mój gniew. - wycedziła przez zęby Senju. Słysząc
ten ton głosu momentalnie zająłem wolne miejsce. Nie miałem zamiaru
narażać się tej kobiecie. Pamiętałem jak nie tak dawno spuściła mi
lanie. O bogowie. Skąd ona ma tyle siły? Jej temperament bywał okropny.
Kątem oka spojrzałem na siostrę. Na jej skroni pulsowała dosyć sporych
rozmiarów żyłka. <br />- Bracie... nie jesteś gwiazda, aby się spóźniać
dattebane! - wściekłość w tobie głosu siostry przekonała mnie, że mogę
być w okropnych tarapatach. Przełknąłem ślinę. <br />- Uspokójmy się. To
nie czas na nerwy. Nie dzisiaj moje drogie, piękne panie. - wtrącił się
Jiraya przez co zarobił dwa pełne mordu spojrzenia. Po chwili ktoś jakby
kliknął przełącznik i obie złagodniały. <br />- Masz rację wujku.
Przepraszam. Chcieliście coś nam ogłosić? - każdy popatrzył od razu na
wujka i babunię. Byliśmy ciekawi, a jednocześnie podejrzewaliśmy o co
może chodzić. Ucieszyłem się z tej zmiany tematu ponieważ moja śmierć
odwlekła się trochę w czasie.</p><p> </p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-15377462476399423662023-11-20T15:46:00.008+01:002023-11-20T15:46:51.433+01:00Latający Anioł XLI<div class="separator"><p style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"> <img alt="„Dom to nie budynek, ulica czy miasto" data-original-height="400" data-original-width="256" height="575" src="https://img.wattpad.com/1116a49ebf95d987b03e9696a3a64134191cb66d/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f7771663464427342774a38416c673d3d2d313339353334393436382e313739346662303964643162653936663432363031303530333333342e6a7067?s=fit&w=1280&h=1280" width="368" /></p></div><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p style="text-align: left;"> <b><i><u>„Dom
to nie budynek, ulica czy miasto. Byle cegły i zaprawa to tylko pozór
domu, bo przecież naprawdę dom jest tam, gdzie mieszka rodzina, chyba
się ze mną zgodzisz?" ~ John Boyne - Chłopiec w pasiastej piżamie</u></i></b><br /><br /></p><p style="text-align: left;"><br /></p><p data-p-id="7f568cfe87fa9e4563c0f5547eaedcce">Dni
mijały bardzo szybko. Nawet nie zauważyłem kiedy nastały święta. Tyle
się działo. Tyle czasu minęło od śmierci Funiko. Chodziłem na jej grób
niemal codziennie. To była śmierć z którą nie mogłem sobie poradzić, ani
wybaczyć. Dlatego, że oddała za mnie życie. W końcu to ja miałem leżeć
dwa metry pod ziemią zamiast niej. Zacisnąłem pięść. Uderzyłem nią w
pień. Niewiele to dało, ale rozładowało kumulująca się we mnie
frustrację. Westchnąłem przymykając jednocześnie powieki. Zawiał chłodny
wiatr przez co zadrżałem z zimna. Nie rozumiałem dlaczego Lucyfer wraz z
moim bratem zniknęli. Cały czas ich szukałem, a oni zniknęli. Nie było
po nich śladu. Zupełnie jakby szykowali się na coś większego.
Pomasowałem opuszkami palców skroń. <br />- Wiesz Funiko... udało się.
Orochimaru zrobił to dla nas... niedługo będziemy jeszcze szczęśliwsi
niż teraz. Moja siostra jest coraz bliżej rozwiązania. Oh żebyś ty to
widziała co się dzieje w naszej rodzinie... Ty też w niej byłaś, jesteś
członkiem naszej rodziny. Byłaś moją starszą siostrą... tęsknię za
tobą... - wyszeptałem. To była prawda. Była mi jak starsza siostra.
Miałem młodszą i starszą. Chociaż nigdy jej tego nie powiedziałem. W
myślach wyobraziłem sobie jak gadam od rzeczy przy Naruko i Fumiko. Ich
pieści i moją głowę . Zaśmiałem się nerwowo na tą myśl. Nie wiem, czy
byłbym w stanie wtedy uczęszczać do szkoły z powodu ich brutalności. A
co jak co często mi się zdarzało gadać od rzeczy, czy podpaść Naruko. W
ciąży była jeszcze bardziej brutalna niż zwykle. Nie znała umiaru. Nawet
Sasuke wychodził poturbowany. Książę piekieł nie miał lekko. Z tego
powodu miałem nieraz pretekst do naśmiewania się z niego. A nasze
przekomarzania kończyły się jak zwykle w sali treningowej, gdzie
kończyliśmy to pięściami. Było to przyjemne rozładowanie tylu emocji. To
ciągłe oczekiwanie i bycie w gotowości wykończyło mnie. Starałem się
tego nie okazywać, ale mój mądry chłopak od razu to wyłapał. Zmierzwiłem
swoje blond włosy. Nagle zostałem wciągnięty w czyjeś ciepłe ramiona. A
mianowicie Uchihy. Wtuliłem się w nie plecami, przymknąłem powieki. <br />-
To tutaj jest mój zaginiony chłopak. - cicho wyszeptał do mojego ucha.
Czując jego ciepły oddech na moim lekko zmarzniętym uchu zadrżałem.
Wygiąłem kącik ust do góry. <br />- Zaginiony? Zgłosiłeś już moje porwanie
albo ucieczkę odpowiednim służbą prawa? - mruknąłem rozbawiony. Itachi
zaczął sunąć palcem po moim policzku, a podbródek oparł o mój bark przez
co mogłem patrzeć na niego kątem oka. Uwielbiałem jego widok. <br />- Być
może... może nawet twojej siostrze hm? - uniósł czarna brew do góry. W
moich oczach pojawił się strach jednak szybko minął uświadamiając sobie,
że on sobie najzwyczajniej w świecie robi ze mnie żarty. <br />- To nie
jest zabawne dattebayo! Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka ona
brutalna. Nawet Sasuke dostaje porządne lanie! - wykrzyknąłem obruszony.
Ten natomiast zaczął się ze mnie śmiać. Musnął wargami mój policzek. <br />-
No już się nie złość aniołku. Chodź, mam cię doprowadzić na obiad.
Wujek Jiraya prosił. Ma być jeszcze Tsunade na obiedzie. Jednym słowem
rodzinka w komplecie. - lekko się uśmiechnął. Mój wzrok momentalnie
spoczął na nagrobku. Brakowało tylko jej. Jednak ona oddała życie
właśnie dla takich chwil. Wiem, że powinienem być jej wdzięczny, jednak
nie potrafiłem się z tego cieszyć. Wymusiłem na twarzy uśmiech.
Pożegnałem się z nią. Odwróciłem się do Uchihy. <br />- Zaczynam się bać. - schwyciłem jego dłoń. Zaczęliśmy iść w stronę domu. Lekko uścisnął moją dłoń. <br />-
Jak nie będziesz plótł głupot to uratujesz dzisiaj swoje życie, albo je
przedłużysz. Tsunade też ma temperament. - zmrużył powieki patrząc na
mnie. Naburmuszyłem się. <br />- Ona jest spokrewniona gdzieś z rodziną
mojej mamy. A ta linia jest okropnie brutalna. - pokiwałem głową na znak
zgody na swoje własne słowa. Itachi lekko mnie do siebie przygarnął i
pocałował w czoło. Spojrzałem na niego z czułością. Uwielbiałem jak tak
robił. Jak publicznie okazywał mi swoją miłość. Jak mnie uszczęśliwiał.
Położył dłonie na moich policzkach. W milczeniu wpatrywaliśmy się w
siebie. <br />- Ty też potrafisz być brutalny mój drogi. Zwłaszcza, gdy
zmieniasz się w Kyu. - następnie pocałował mnie. Przymknąłem powieki
delektując się tym pocałunkiem. Wsunąłem palce w kosmyki jego włosów.
Przyciągnął mnie do siebie i objął. Zaciągnąłem się jego zapachem. To
uczucie było nadal tak intensywne. Jak za pierwszym razem. Nawet po tych
kilku miesiącach nie miałem go dosyć. Za każdym razem chciałem jeszcze i
jeszcze. Byłem od niego uzależniony. W końcu oderwaliśmy się od siebie,
pomimo mojego niezadowolenia. Przejechał kciukiem po moim policzku.
Popatrzyłem w te onyksowe tęczówki. Cała miłość skierowana w moją
stronę. Uśmiechnąłem się jak głupi do sera. Było mi tak cholernie przy
nim dobrze. Jak jeszcze nigdy. Mają rację. Miłości jest głupia i ślepa. A
ja byłem w niej niczym ślepiec, bezbronny i ufny. <br />- Nie musisz mi wypominać. Nie musiała ci o tym mówić. - mruknąłem. Oderwaliśmy się od siebie i wznowiliśmy wędrówkę. <br />- Wtedy byś nie przestał szaleć. <br />-
Nikt nie ma prawa tak traktować mojej siostry. Te dwie żmije
zasługiwały na coś znacznie gorszego... - warknąłem. Nadal na samą myśl
byłem wściekły. Chłopak zaczął gładzić kciukiem moją dłoń w geście
uspokojenia. <br />- Wydalili je z naganą w aktach... <br />- To i tak za mało dattebayo! - przerwałem mu mało kulturalnie. Warkniecie niemal się ze mnie wydobywało. Spojrzałem na niego. <br />-
Co jeżeli ktoś by tak zrobił Sasuke? Stałbyś tak z założonymi rękami?
Albo naszemu dziecku? - uniosłem brew do góry. Itachi widząc moją
upartość i to, że nie przestanę westchnął. Popatrzył na mnie kątem oka. <br />-
Doskonale wiesz Naruto, że bym tego nie zignorował... - skinąłem głową.
Doskonale wiedziałem, że rodzina to dla niego świętość. Tak samo jak
to, że musiał w przeszłości dokonać trudnego wyboru z nią związanego.
Musiał ją zdradzić dla dobra go i Sasuke. To nadal była ta rana którą
się u niego nie zabliźniła. <br />- Tęsknisz za nimi? <br />- Tak. Każdego dnia zastanawiam się, czy mogłem zrobić coś inaczej... <br />- Żałujesz tego? - popatrzył na mnie w milczeniu. Kilka metrów pokonaliśmy bez słowa. <br />-
Nie. Gdybym tego nie zrobił nie byłoby mnie tutaj. Nie spotkalibyśmy z
Sasuke naszej miłości. Wy nas ocaliliście. Daliście nam coś o czym nawet
nie warzyliśmy się pomyśleć. Dziękuję Naruto. - zatrzymał się po czym
złożył na mych wargach delikatny pocałunek. Lekko się uśmiechnąłem.
Cieszyłem się za każdym razem, gdy zdradzał rąbek tajemnicy o swojej
przeszłości. Zwłaszcza, że nie lubił tego robić. W końcu dotarliśmy do
mieszkania mojego chrzestnego. Poczułem niepewność. Nie wiedziałem czego
mogłem oczekiwać. W końcu otwarłem drzwi na oścież. <br />- Jesteśmy! -
wykrzyknąłem. Zaczęliśmy z Itachim ściągać z siebie kurtki, szaliki oraz
buty. Słysząc gwar z salonu udaliśmy się w tamtym kierunku. <br />-
Siadajcie. Już prawie gotowe. - widząc Sasuke w fartuszku niemal
parsknąłem śmiechem. On dostrzegając moją prawie reakcję skierował ku
mnie mordercze spojrzenie. To od razu powstrzymało mnie od czegokolwiek.
No przynajmniej dzisiaj. To było coś warte zapamiętania. Z kuchni
wyłoniła się Tsunade. <br />- Witaj Naruto, Itachi. <br />- Część babuniu. -
szeroko się uśmiechnąłem. Dostrzegając pulsującą żyłkę czmychnąłem
przywitać się z siostrą oraz wujkiem którzy już siedzieli przy stole i
razem rozmawiają. Pocałowałem siostrę w policzek. <br />- Jak się czujesz? - popatrzyłem na jej rozpromienioną twarz. Kwitła. Obdarzyła mnie wesołym uśmiechem. <br />-
Bardzo dobrze. Chłopacy dają dzisiaj wyjątkowo mocno o sobie znać.
Chyba już nie mogą się doczekać spotkania ze światem. - mrugnęła okiem.
Zaśmiałem się na te słowa. Gdyby wiedzieli co je czeka za osiemnaście
lat to nie byliby tacy chętni. Dorosłość jest przereklamowana.
Popatrzyłem na wujka. Odkąd przestał pić stał się łagodniejszy i
bardziej skory do żartów. Ilekroć przepraszał za bicie nas było mi go
żal. Bo co potrafi zrobić z nami alkohol? Jak potrafi zmienić dobrego
człowieka w potwora. Już dawno mu wybaczyłem. Kochałem go i byłem mu
wdzięczny. Tak wiele zrobił, a nie musiał. Cicho szepnąłem do niego. <br />- Co to za okazje, że babunia przyszła? - słysząc to zaśmiał się. Obdarzył mnie rozbawionym spojrzeniem. <br />- Sami się przekonacie. </p><p><br /><br /></p><p> </p><p> </p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-48914668023304910242023-11-20T15:36:00.000+01:002023-11-20T15:36:23.137+01:00SasuNaru: Szczęście? Rozdział VI<p> <img alt=",,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie" data-original-height="1920" data-original-width="818" src="https://img.wattpad.com/490ae4b0338fc82d1d7a745532bf73a7445e2bf6/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f39496746493949314a4346797a773d3d2d313339353830353731352e313739393562316263656337663265333538383236383133363737312e6a7067?s=fit&w=1280&h=1280" /></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><b><i><u>,,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie...</u></i></b><br /><b><i><u>Janusz Leon Wiśniewski ~ Samotność w Sieci</u></i></b><br /><br /><br /></p><p data-p-id="5a3c712a487fa09bf8feaf8190b796d6">Teleportowałem
nas z wymiaru Otsusuki. Uprzednio zapieczętowałem do zwoju ciało
naszego przeciwnika. Znaleźliśmy się w szpitalu akurat przed samą
Tsunade i Sakurą. Sannikka natychmiast zrozumiała sytuację ponieważ cały
zespół jaki znajdował się w korytarzu został zaprzęgnięty do pracy.
Wyczuwałem delikatny promyk chakry jaki pozostawał w Uzumakim. Chwilę
później już go nie miałem w objęciach. Został zabrany na salę
operacyjną. Usłyszałem tylko. <br />- Naruto ty cholerny gówniarzu, żyj! -
doskonale wiedziałem, że jej na nim zależy. Był dla niej kimś ważnym.
Zmienił ją przed laty. Popatrzyłem na swoje zakrwawione dłonie. Drgnąłem
na dźwięk. <br />- Panie Sasuke proszę za mną. Mamy się również panem
zająć. Kakashi niedługo się zjawi. - skinąłem głową na te słowa. Nie
miałem siły się kłócić. Było mi wszystko obojętne. Najważniejsze, aby
młotek przeżył. Wstałem z klęczek. Ruszyłem za pielęgniarką do pokoju.
Był on tylko dla mnie. Całe sterylne i białe pomieszczenie sprawiało
gęsią skórkę. Nie dziwiłem się Naruto, że nie lubił tutaj przebywać. W
przeszłości był dość stałym pacjentem. Do pomieszczenia wszedł chirurg.
Kazał mi ściągnąć koszulkę, uczyniłem to. Oczyścił moje rany, a
następnie zaczął je zszywać. <br />- Mogą pozostać blizny.<br />- To nie
jest nic czego nie mogę zaakceptować. - mruknąłem grobowym tonem. Było
mi wszystko jedno. Najważniejsze, aby udało się go uratować. Bo czym
byłby świat bez niego? To on zmienił świat podczas wojny. Zjednoczył
ludzi. Nagle drzwi się otwarły, a do pomieszczenia wszedł Kakashi.
Lekarz natychmiast opuścił pomieszczenie. Zostaliśmy sami. Popatrzyłem
na niego. <br />- Co się stało do cholery?! - wykrzyknął. Był zdenerwowany, a nawet wkurzony. <br />-
Zabiliśmy Isshikiego. A raczej Naruto... użył on jakiejś nowej
umiejętności. Nigdy jej nie widziałem. Stał się potężny. Jeszcze
bardziej niż był. Jednak kosztowało go to zużycie chakry. Podejrzewam,
że lis oddał swoje życie i prawie młotek. Teraz jest na sali operacyjnej
z Tsunade.<br />- Co wyście sobie myśleli idąc tam sami?! <br />- Jesteśmy
dorośli. Sam wiesz, że jesteśmy najsilniejszymi shinobi. Reszta by
zawadzała. - mruknąłem zgodnie z tym co myślałem. Wkurwiony Kakashi
walnął pięścią w ścianę powodując lekkie wgniecenie. <br />- Czy wy do
końca zwariowaliście? Co się z wami ostatnio dzieje?! Ty Sasuke
zostawiasz Sakure i Sarade... Naruto ciągle myśli o niebieskich
migdałach i prawie nie ma go w domu! - słysząc to drgnąłem. Nie
spodziewałem się tego po nim. Zawsze stawiał rodzinę ponad to. Tak jak
Itachi. Dla niego rodzina była najważniejsza. A przede wszystkim ja. I
za to oddał życie. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle. <br />- Nie muszę
Ci się tłumaczyć. Po prostu w końcu czuję, że robię to co słuszne... -
mruknąłem. Mężczyzna naprzeciwko mnie westchnął zrezygnowany. Nigdy nie
miał z nami łatwo. Podszedł bliżej po czym usiadł naprzeciwko mnie.<br />-
Wiem, że kochasz Naruto... on ciebie też. Wiem, że Naruto to matoł i
ciężko mu się domyślić. Ale ty Sasuke? Taki „inteligentny"? - słysząc co
powiedział zamarłem. On wiedział. Znał mój sekret. A nawet nasz. I
wcale się z tego powodu nie krępował. Zagryzłem dolną wargę. <br />- Nie interesuj się Hatake. - burknąłem. Chciałem go zbyć. Nienawidziłem mówić o swoich uczuciach. <br />-
Interesuje się. To jest w interesie wioski i was samych, abyście doszli
do ładu. Zrobił się chaos i destabilizacja, po twojej decyzji. Nie mogę
pozwolić, aby Naruto się motał i zadręczał. Wyjaśnijcie to sobie, a nie
bawicie się w kotka i myszkę. To nie podobne do ciebie Sasuke. Nigdy
się nie rozdrabniasz. Zawsze mówisz to co masz na myśli. - wstał z
zajmowanego miejsca. Wyciągnąłem z kabury zwój. Podałem mu go.<br />-
Tutaj jest jego ciało. Przebadajcie je. Może poznamy nowe odpowiedzi... -
wziął ode mnie zwój i wyszedł bez słowa. Ani razu nie zająknął się, że
Uzumaki może nie przeżyć. Miał rację. Nie mogliśmy do siebie dopuścić
tej najgorszej możliwości. Wyszedłem z pokoju. Miałem dosyć tej
ogłuszającej ciszy i wyrzutów sumienia. Skierowałem się do sali
operacyjnej. Przed nią już stała Hinata,Boruto,Himawari,Sakura oraz
Kakashi. Wszyscy w milczeniu obserwowali co się działo. Po chwili moja
prawie była żona weszła na salę operacyjną i dołączyła do swojej
mentorki. Zająłem jej miejsce. Popatrzyłem na rodzinę młotka. Nie
wiedziałem co powiedzieć. Była to niekomfortowa dla mnie sytuacja.
Kochałem ich ojca i męża. Zwróciłem ponownie wzrok na młodego mężczyznę.
<br />- Dziękuję, że ochroniłeś Naruto Sasuke-kun. - nieśmiały głos Hinaty sprawił, że odwróciłem wzrok w jej kierunku. <br />-
To on ocalił nas oboje. Ja tylko wróciłem z nim do domu. - po tych
słowach ponownie wróciłem spojrzeniem do ukochanego. Operacja trwała
wiele godzin. Było widać po medykach, że są zmęczeni. Mimo wszystko było
widać determinację i chęć walki o ich hokage. W między czasie czasie
przyszedł Shikamaru. <br />- Musimy porozmawiać Sasuke. - skinąłem głową.
Odeszliśmy kawałek dalej, ale nie na tyle, aby nie widzieć co się dzieje
przez szybę. Popatrzyłem na niego. Nie miałem zamiaru zaczynać pierwszy
rozmowy. Tym bardziej, że nie miałem pojęcia o co mu chodzi. <br />-
Wiem, że Naruto wyznaczył cię na swojego następcę. Na wypadek, gdyby mu
się coś stało. Wnioskuję, że przez dłuższy czas nie będzie w stanie
wykonywać swoich obowiązków. To nie jest zwykłe złamanie. On niemal
stracił całą chakre. Doprowadził się na skraj śmierci, aby nas uratować .
Nie będzie to łatwe, aby przywrócić go do życia. Z tego co się
orientuję w najlepszym wypadku zapadnie w śpiączkę... - rozszerzyłem
źrenice. A jednak młotek załatwił wszystko drogą oficjalna. On naprawdę
tego chciał. Mimo, że wiedział... miał świadomość tego jak Uchiha byli
traktowani i jak społeczeństwo nie chciało aby ktoś z naszego klanu
został hokage. Słysząc o ewentualnej śpiączce przygarbiłem się. <br />-
Śpiączka? Długo to zajmie? - skupiłem na Narze swój wzrok. Szanowałem
go. Mimo, że stroniłem od naszych przyjaciół to jego respektowałem. Był
dokładny i rzeczowy. Nie owijał w bawełnę. <br />- Dni,tygodnie,miesiące. A
może i lata. To było cholernie ryzykowne posunięcie z jego strony.
Kurama oddał swoje życie, by chronić świat przed Otsusuki. Tak samo
niemal zrobił Naruto. Gdybyś nie przybył na czas z Naruto, by nie żył.
Dziękuję. - po tych słowach odszedł. Stałem jak wryty. Nie mogłem
uwierzyć w to wszystko co powiedział. Jednak wiedziałem, że jeszcze
wrócimy do rozmowy o byciu kage na czas nieobecności Naruto. Kilkanaście
długich godzin później z pomieszczenia wyszła zmęczona Tsunade.
Obdarzyła naszą grupę grobowym spojrzeniem. Następnie przez chwilę
utkwiła we mnie rozgniewane spojrzenie. <br />- Zapadł w śpiączkę. Udało
się go ustabilizować i zostawić na tej stronie. Jednak nie wiem kiedy
się wybudzi. Może to potrwać lata. Stracił niemal całą chakre. Została
tylko ta co podarował mi Lis. Nie było tego dużo. Tylko tyle, aby
przeżył. Wydaje mi się, że Kurama wierzył w to, że uda nam się go
odratować. On sam odszedł. Naruto już nie jest jinchuriki. Sasuke... od
dzisiaj zostajesz ósmym hokage. - w tym momencie wzrok każdego spoczął
na mnie. Przełknąłem ślinę. Przedarłem się w stronę sali gdzie
spoczywał Naruto. <br />- Chce się z nim zobaczyć - nie bacząc na
cokolwiek jak i na jakiekolwiek protesty wszedłem do pomieszczenia
zamykając drzwi. Medycy widząc mnie i wyczuwając moją aurę uciekli w
popłochu. Usiadłem przy nim. Jego blada cera była niepodobna do tej co
zapamiętałem. Zgarbiłem się. Poczucie winy i bezradność zżerało mnie od
środka. <br />- Naruto... przepraszam... - wyczułem, że zostaliśmy sami.
Nikt nie chciał narażać się na mój gniew i dali nam trochę prywatności.
Nie dbałem o to, że Hinata i jego dzieci mają pierwszeństwo na widzenie
się z nim. Zbyt ważny dla mnie był, bym mógł czekać. Schwyciłem jego
opuszki palców. Chłód niemal mną wstrząsnął. Zawsze emanowało z niego
ciepło i energia. A teraz... <br />- Kocham cię głupku... wróć do mnie.
Wiem, że powierzyłeś mi swoje stanowisko... nie wiem dlaczego... było
tylu lepszych kandydatów... doskonale wiedziałeś jak bardzo rada nie
chciała widzieć nazwiska Uchiha na ważnym stanowisku... a ty zrobiłeś im
wszystkim na przekór... jak zawsze... zrobię wszystko co w mojej mocy,
aby godnie reprezentować funkcję którą mi powierzyłeś. - po tych słowach
pocałowałem jego zimne czoło. Wyszedłem z pomieszczenia. Uzumacy
dostrzegając, że zwolniłem pokój Naruto ruszyli w tamtym kierunku.
Wyminąłem ich bez słowa. Nie wiedziałem co miałbym im powiedzieć, jak
się zachować w stosunku do nich. Najzwyczajniej w świecie cierpiałem.
Jak człowiek. Ruszyłem w kierunku siedziby hokage. Nie miałem zamiaru
uciekać od odpowiedzialności jaką dostałem. Koniec uciekania. Czas, abym
zaczął robić to co do mnie należy. Zgodnie z tym co czuję. Choćby cały
świat miał mnie za to znienawidzić. </p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-28989838412491777412023-08-21T18:42:00.000+02:002023-08-21T18:42:14.144+02:00Latający Anioł XL<p><img alt="„Jego wzrok przepełniony był uczuciem i wskazywał, że tak kocha się tylko raz w życiu" data-original-height="667" data-original-width="500" height="667" src="https://img.wattpad.com/31328c856374cc24cae4a108d2f39ea991b16aff/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f4f664a6b58386e58514570566e673d3d2d313337353533343234382e313737643731303463653132386635653635373133363730343733332e6a7067?s=fit&w=1280&h=1280" width="500" /> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p style="text-align: left;"><b><i><u>„Jego wzrok przepełniony był uczuciem i wskazywał, że tak kocha się tylko raz w życiu." ~ Laven Rose - Stalowe serce. </u></i></b><br /><br /><br /></p><p data-p-id="b98ceaeb21166851e1df0b5341f867bf"><b><i><u>(Sasuke) </u></i></b></p><p data-p-id="baac03ee6a4e4db890cfa70c6c45059a">Obserwowałem
Naruko. Była cholernie inteligentna oraz piękna. Mógłbym ją obserwować
godzinami i nigdy, by mi się to nie znudziło. Nigdy bym nie pomyślał, że
tak bardzo będę się cieszył na myśl, że zostanę ojcem. A to wszystko
dzięki niej. Ona sprawiła, że stałem się lepszy. Nigdy nie należałem to
dobrych istot. Jednak ona sprawiła, że powoli stawałem się inny. Mniej
zły. Nie wiem co bym zrobił, gdybym stracił moje słońce. Może wtedy sam
stałbym się samym Lucyferem. Albo i gorzej. Z opowieści wynika, że i on
utracił swoją miłość i stał się taki jaki jest. Bo to miłość czyni nas
albo dobrymi, albo złymi. Ona potrafi nas złamać jak i sprawić, że
stajemy się silniejsi. Pogładziłem kciukiem jej policzek. Wydawała się
taka bezbronna. Skupiłem wzrok na jej tatuażu za uchem. Klucz. Jeden
symbol. Dający tak wiele do myślenia. Bałem się, że teoria Naruto może
być prawdą. Jaki los musiał być okrutny. Jedyna córka Gabrieli i Michała
jest kluczem do nieba. Czy to oznacza poświęcenie jej życia, abyśmy
mogli dostąpić zaszczytu raju? Nigdy się na to nie zgodzę. Wole żyć
potępiony na ziemi, ale z nią i naszymi dziećmi. Tak, wyczuwałem dwa
życia. Naruko nie miała jeszcze o tym pojęcia. I niech tak zostanie.
Wyobrażałem sobie jej radość. Uśmiechnąłem się pod nosem. Moje myśli
powędrowały do brata. Widząc go szczęśliwym... dawno takiego go nie
widziałem. Rodzina Uzumakich uczyniła nas szczęśliwszymi. Obaj pierwszy
raz zaznaliśmy prawdziwej miłości. Mrok niemal zniknął. Jednak przez
misje która Fumiko zleciła Itachiemu... widziałem ile go kosztowało
odegranie tego. Ile kosztowało ją to... kosztowało to życie strażniczki.
Teraz nie miał kto nas chronić. Musimy sami troszczyć się o siebie. Czy
było warto? Na pewno. Zły brat co? Spojrzałem na blondynkę. Memma. Dwa
anielskie dzieciaki i jeden diabełek. Niezła kombinacja królewskiej
rodziny. Ponownie skupiłem na niej wzrok. Wsunąłem palce w jej
jedwabiście gładkie włosy. To była jedna z nielicznych chwili, gdy
miałem więcej czasu dla nas. Zazwyczaj pochłaniały mnie szkoła i
treningi. Uzumaki stał się silniejszy. Nawet mógłbym pokusić się o
stwierdzenie, że mógł przewyższyć mnie siłą. Gdy tak rozmyślałem po
pomieszczeniu rozległ się rozespany głos. <br />- O czym tak dumasz
Sasuke? - zwróciłem wzrok w niebieskie tęczówki. Uniosłem kącik ust do
góry. Nachyliłem się, musiałem wargami czoło dziewczyny. <br />- Rozmyślam jaką mam piękną narzeczoną. - mruknąłem. Ona natomiast się roześmiała. <br />- Chyba niedługo wielorybka. - słysząc to przewróciłem oczyma. <br />-
Ty to czasem jesteś jak młotek... - wiedziałem, że się zdenerwuje i
wcale się nie pomyślałem. Widząc jej pieść w moim kierunku lekko
wygiąłem usta w geście uśmiechu. Schwyciłam dłonią nadgarstek blondynki.
Przyciągnąłeś ją bliżej siebie. Widząc jej uroczo zmarszczony nosek
miałem ochotę pocałować ją. <br />- Sam jesteś jak młotek draniu ty nieopatentowany dattebanne! - wykrzyknęła. Poruszyłem sugestywnie brwiami. <br />-
Mówisz, że chciałabyś żebym był twoim bratem? - nachyliłem się do niej.
Natomiast Naruko gwałtownie się cofnęła. Jej policzki zrobiły się
czerwone. <br />- Głupek! - burknęła. Odwróciła ode mnie wzrok. Palcami schwyciłam podbródek mojej towarzyszki. Odwróciłem go w moją stronę. <br />- Ale i tak mnie kochasz Uzumaki? - popatrzyłem prosto w te cholernie niebieskie tęczówki. <br />- Chciałbyś to usłyszeć... - burknęła. Wysunęła nadgarstek z mojego uścisku, po czym założyła rękę na rękę. <br />-
Nie, najwyżej jakaś moja adoratorka mi to powie... - wzruszyłem
ramionami. Nie spodziewając się ciosu poczułem jak po moim udzie
rozchodzi się ból, a twarz mojej kobiety rozszerza się z wściekłości. <br />-
Ty najgłupszy, najokropniejszy debilu! - obróciła się do mnie plecami.
Czułem rozbawienie widząc jak się złości na myśl o innej kobiecie. Sam
byłbym wściekły, gdyby inny mężczyzna chodźmy jej dotknął. A co dopiero
wyznawał jej miłość. Byłby trupem. Przyciągnąłem ja do siebie, oparłem
podbródek o bark narzeczonej. Nosem zacząłem sunąć po jej szyi. Słysząc
cichy chichot lekko się do siebie uśmiechnąłem. <br />- Przestań... - mruknęła. W jej głosie nawet nie było słychać urazy, ani gniewu. <br />-
Hn... powiedz to... - szepnąłem jej do ucha przez co zadrżała w moich
ramionach. Wiedziałem jak doprowadzić ją w jednej chwili do drżenia i
błogości. Mój język zacząć sunąć od znaku klucza w dół. Czułem jej
podwyższone tętno. Wyczułem jak jej ciało poddało mi się. Jak jest cała
moja. <br />- Oh Sasuke... - cicho jęknęła. Odwróciła się do mnie.
Dostrzegłem tą samą żądze jaką czułem ja. Wsunąłem palce pod jej top.
Wyczuwając jędrne, dorodne piersi zagryzłem wargę. Jakie to było
kurewskie dobre uczucie. Dotykać jej i widzieć jak jest cała moja.
Siadła na mnie okrakiem, uda zacisnęła na mojej miednicy. Zaczęła
ściągać ze mnie koszulkę. Sam nie będąc gorszy zdarłem z niej top przez
co ukazały mi się jej piersi. Momentalnie chwyciłem ustami jej brodawkę.
Językiem zacząłem się nią bawić, w momentami przygryzać ją. Ona cicho
zaczęła jęczeć mi do ucha. <br />- Chce więcej Sasu... dattebanne... -
wyjąkała pomiędzy oddechami. Uwielbiałem doprowadzać ją do rozkoszy.
Pochyliłem się do przodu, przez co jej plecy dotykały pościeli. Od razu
zdjąłem spódniczkę razem z majtkami. Leżała przede mną cała naga, czułem
jak mój kolega podnosi się. Zacząłem obdarowywać ciało Naruko
pocałunkami. Tworzyłem mokrą ścieżkę aż do jej okolic intymnych. Wiła
się pode mną z rozkoszy. Podniecało mnie to. Nawet nie czułem jak wbija
we mnie paznokcie. W pewnym momencie jej dłonie spoczęły na moim kroczu.
Zaczęła mnie drażnić przez materiał spodni. <br />- Kurwa Uzumaki. -
warknąłem do jej ucha. Doskonale wiedziała jak mnie wkurwiać. Od razu
jej dłonie zaczęły ściągać ze mnie odzienie. Po chwili sam byłem już
nagi. Nachyliłem się do jej warg. <br />- Powiedz to Naruko... -
przymrużyłem powieki. Zacząłem przesuwać swoją męskością po jej
kobiecości. Mój palec wsunął się do gorącej i mokrej cipki. Na ten gest
uniosła biodra do góry chcąc czuć mnie bardziej. <br />- Ah... - jęknęła. <br />-
Kocham cię Sasuke... weź mnie już i przestań się opierdalac dattebanne!
- warknęła. Zacisnęła uda na mojej miednicy mocniej mnie przyciągając
do siebie. Uśmiechnąłem się. Ucałowałem jej czoło. <br />- Grzeczna
dziewczynka... twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - zacząłem
namiętnie ją całować, ona nie była mi dłużna. Wysunąłem z niej palec,
aby zastąpić go czymś innym. Jednym ruchem wszedłem w nią. Wygięła się w
łuk. Przyglądałem się zafascynowany jej twarzy pełnej pożądania.
Cholernie mnie podniecała. Po chwili zacząłem się w niej delikatnie
ruszać. Nie chciałem zbyt mocno, ani gwałtownie aby nic się nie stało
naszym dzieciom. Teraz kochaliśmy sie. Nie pieprzyliśmy tak jak to
lubiliśmy. Tym razem sex był powolny i pełen uczucia. Cały czas
obdarzałem jej ciało pocałunkami. Czując jak dochodzimy ugryzłem ją w
ramie. Ona nie była mi dłużna ponieważ przeorała mi plecy paznokciami.
Czułem jak zaczynają mnie piec. Gdy doszedłem wyszedłem z niej tylko po
to, aby położyć się obok, przyciągnąłem Naruko do siebie. Ona położyła
głowę na moją klatkę piersiową. Ucałowałem jej czoło. <br />- Kocham cię
Naruko. Jesteś dla mnie najważniejsza. - wyszeptałem. Nie mówiłem tego
zbyt często. U nas w rodzinie rzadko okazywało się uczucia. Nie zwyklem
do mówienia o nich na głos. Uzumaki zdawała sobie z tego sprawę.
Promiennie się uśmiechnęła. Przymknęła powieki. Lekko okryłem ją kołdrą.
<br />- Jutro Naruto prosił, aby zaopiekować się Hidekim. Mają coś do załatwienia z Itachim. - mruknęła cicho. Zerknąłem zaskoczony. <br />- Nic mi Itachi nie mówił... - burknąłem niezadowolony. Nie lubiłem być zaskakiwany. <br />-
Ja to wiem tylko dzięki Naruto, był bardzo zaaferowany czymś. Musi to
być dla nich ważne skoro Itachi zapomniał ci o tym powiedzieć, a mój
brat poprosił o opiekę nad synem. Wiesz, że gdyby mógł to Shion by jej
nie oddał. Tak się do niego przywiązał. <br />- A może spróbować przekonać
ją do pełnych praw? Żeby oddała małego na całkowitą opiekę Naru? Sama
mogłaby się zająć nauką... Naruto sam mówił, że wcale nie ma wsparcia w
bliskich. - lekkie klepnięcie w bark zwróciło moją uwagę na dziewczynę. <br />-
Każda matka kocha swoje dziecko Sasuke. Nie chcemy rozstawać się ze
swoimi dziećmi. To jest dla nas trudna decyzja... wtedy kierujemy się
dobrem naszego dziecka, nie naszego... jednak nie każda z nas ma
instynkt macierzyński... Shion kocha Hidekiego, jest dla niej bardzo
ważny. Nie licz na to. - lekko się uśmiechnęła. Wiedziałem, że w
przeszłości jej nie lubiła. Jednak odkąd sama miała stać się matką stała
się dla tamtej kobiety mniej surowa. Macierzyństwo potrafi zmienić
kobietę. </p><p><br /><br /></p><p> </p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-68368495288489806002023-06-19T18:52:00.004+02:002023-06-19T18:52:50.360+02:00Latający Anioł XXXIX<p> </p><figure contenteditable="true">
<p data-image-layout="one-horizontal" data-media-type="image">
<img data-original-height="760" data-original-width="367" id="image_1687193502656" src="https://img.wattpad.com/74532bfb5b669e86573be60bf943e047f08fe259/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f32644b76306243796f34466c69673d3d2d313331323530373534342e313736613164386439643636303965343432373033383837383536312e6a7067" />
</p>
</figure>
<p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><i><u>"Jeśli jedno z bliźniąt się zrani, drugie będzie krwawić." ~ Jandy Nelson - Oddam Ci słońce. </u></i><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Moje
życie ostatnio stało się bardzo zagmatwane. Od śmierci mojej najlepszej
przyjaciółki, poprzez wspaniałego mężczyzny który naprawdę dbał o mnie,
a kończąc na mojej ukochanej, młodszej siostrze. Tej która była w
ciąży. Wszyscy uważaliśmy, że będzie to ciąża bliźniacza zważywszy, że
Uchiha jak i Uzumacy mieli takie przypadki w rodzinie. A my byliśmy
doskonałym przykładem na to. Podparłem policzek o pięść. Nostalgicznym
wzrokiem wpatrywałem się w boisko. Zupełnie nie słuchałem mojego
wychowawcy. W sumie jakby on miał cokolwiek do powiedzenia. Wolał czytać
te swoje zboczone gazetki niż cokolwiek z nami robić. Nie zrozumcie
mnie źle. Lubiłem go, gdy miało się problem potrafił cie wysłuchać i
pomóc. Miał przyjacielskie usposobienie, jednak jako nauczyciel totalnie
się nie nadawał. Zresztą my się cieszyliśmy. Reszta klas zazdrościła
nam wychowawcy. On nigdy nie był spięty, czy złośliwy. Czyjeś
szturchnięcie wybudziło mnie z transu. Nic nie rozumiejącym wzrokiem
popatrzyłem na Shikamaru. On po śmierci Fumiko został naszym kapitanem.
Jak to on stwierdził, że jest to okropnie upierdliwe. Jednak nie było
lepszego kandydata. Jego niezwykła inteligencja, oraz opanowanie
nadawały mu cechy przywódcze.</p><p>- Hn? - mruknąłem. Ten słysząc to zaśmiał się.</p><p>-
Za dużo zadajesz się z Uchiha. Przejmujesz niektóre ich zachowania... -
nawet nie zdążył dokończyć nim pięścią uderzyłem go w ramie.</p><p>-
Nawet nie waż się kończyć o jakim draniu myślisz dattebayo! - na moje
policzki wpełznął rumieniec. Chłopak dostrzegając to pochylił się
bardziej w moją stronę. Na jego licu pojawił się przebiegły uśmieszek.</p><p>-
Mówię tutaj o Sasuke... może będziesz niedługo jak on? Podobnie
zaczynasz się ubierać. - tego było za wiele. Rzuciłem się na chłopaka,
ten śmiejąc się zleciał z krzesła. Zacząłem go łaskotać wcale, a wcale
nie przejmując się że odbywa się lekcja. A raczej długa przerwa. <br /></p><p>-
Naruto i Shikamaru. Do dyrektorki! - słysząc to momentalnie ucichliśmy.
Nikt nie lubił chodzić do naszej szanownej dyrektorki. Przeszkadzanie
jej groziło poważnymi konsekwencjami. Widząc, że zbliża się godzina
lunchu wiedziałem, że mamy przejebane. Zerknąłem na przyjaciela. On też
zdawał sobie z tego sprawę. Ze zwieszonymi głowami spakowaliśmy nasze
plecaki i wyszliśmy. Droga nie trwała wcale długo. Zapukałem i szybko
wkroczyłem do przedsionka zanim całkiem opuści mnie odwaga. Jakbym w
ogóle ją miał idąc do paszczy lwa. Shizune uniosła głowę do góry znad
stosu papieru. Uniosła brwi do góry.</p><p>- Wy tutaj? - dostrzegłem
niepokój na jej licu. Ona lepiej niż my wiedziała z czym wiążą się
nieznośni uczniowie o tej godzinie. Skinęliśmy głowami.</p><p>-
Kakashi-sensei nas wysłał... - mruknąłem. Miałem nadzieje, że sprawa
skończy się na posiedzeniu u Shizune, że niby byliśmy na pogadance, a
reszta pomyśli, że jakoś nam się udało. Kilka razy miałem przyjemność,
aby ominąć kare. Jednak ku naszej zgubie i zagładzie drzwi otwarły się z
hukiem, a wyszła z nich dyrektorka. Ona nie tracąc czasu rozejrzała się
po recepcji. Dostrzegając mnie i Shikamaru zwęziła oczy.</p><p>- Wy
tutaj?! - wykrzyknęła. Podparła się pod boki. Była nie w humorze. Co ja
mówię?! Zdecydowanie nie, a my jej go nie poprawiliśmy. Jeżeli wcześniej
była zła, to teraz była wściekła. I zdecydowanie nam się dostanie za
zakłócenie spokoju. <br /></p><p>- Pani dyrektor... - pierwszy zaczął
brunet jednak został brutalnie uciszony. Byłem pewien, że cały parter
już zdążył usłyszeć Tsunade.</p><p>- Zamilcz! Marsz do mojego gabinetu
wy nieznośne bachory! - warknęła. Potulnie jak jeden mąż ruszyliśmy do
jaskini smoka. A on dzisiaj wyjątkowo ział ogniem. Widząc bajzel
jęknąłem mentalnie. To zdecydowanie nie może być dobry dzień. Blondynka
usiadła przed nami. Chwilę w milczeniu nam się przyglądała. <br /></p><p>-
Ułożycie papiery do właściwych szuflad, a następnie posprzątacie mój
gabinet. Później jesteście wolni. - wyszeptała to jakoś dziwnie
spokojnie. Wstała i ruszyła ku wyjściu. Przez chwile myślałem jakie to
banalne i zajmie nam to co najmniej z pół godziny, a później do domku.
Oh jak bardzo się myliłem ponieważ dopiero jak wstała i spowodowała
więcej miejsca na rozejrzenie się ujrzeliśmy stos makulatury jaki walał
się pod biurkiem jak i na parapecie za jej fotelem. Widząc nasze
załamanie uśmiechnęła się sadystycznie.</p><p>- Coś chcecie powiedzieć? -
jej miły ton głosu zupełnie nie współpracował z jej samozadowoleniem.
Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo.</p><p>- Nic pani dyrektor... -
zgodnie wymamrotaliśmy, nasze głowy były opuszczone. Zdecydowanie żaden z
nas nie chciał podpaść. Wystarczająco Kakashi nas wpakował w to gówno.
Najpewniej doskonale wiedział w jakim stanie dzisiaj się znajduje
dyrektorka. A to oznaczało, że się znowu o coś pokłócili i chciał jej
dopiec. A że nam się dostało? Miał to w nosie. Oh zemsta na nim będzie
słodka. Nawet nie zorientuje się kiedy i jak. Donośne trzaśnięcie drzwi
oznajmiło nam, że zostaliśmy sami ze stosem papierów.</p><p>- To co? Ja zacznę porządkować papiery, a ty sprzątać ten bałagan? - Nara popatrzył na mnie zrezygnowany.</p><p>-
A mamy inny wybór? Przeklęty Kakashi! - mruknąłem sfrustrowany. Nawet
bym się nie zdziwił, gdyby uknuli tą intrygę. Chcąc nie chcąc wzięliśmy
się za karkołomną robotę. <br /></p><p><br /></p><p><b><i><u>Naruko</u></i></b></p><p><br /></p><p>Czułam
się zagubiona. Z jednej strony czułam ogromną radość na myśl, że
zostanę mamą. Miałam wrażenie jakby moje zmysły się wyostrzyły, jednak
też martwiłam się o brata. Dostrzegałam, że coś go gryzie. Pod tą fasadą
głupka z przyklejonym do twarzy uśmiechem... ukrywał coś przede mną i
to od dłuższego czasu. Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam. Nie
mogła to być byle jaka błahostka. Musiała to być poważna sprawa. Mój
głupi braciszek. On jeszcze sobie nie uświadomił, że nie jest w stanie
chronić mnie przez złem tego świata. Przyłożyłam dłoń do swojego jeszcze
płaskiego brzucha. Czasem wiedza bardziej chroni niż nie wiedza.
Musiałam się z nim w końcu rozmówić. To go pożerało od środka.
Nienawidziłam tajemnic. One do niczego dobrego nie prowadziły. Rodzice
kazali mnie się nim opiekować. Co z tego, że był te kilkanaście sekund
starszy? Co z tego, że byłam tą młodszą? Ja również mogłam się nim
zaopiekować. Pamiętałam jaki był rozdarty, gdy Fumiko zmarła. Jak bardzo
bolało mnie patrzenie na jego ból. Na niemoc. Kochałam go. Był
najbliższą mi osobą. Osobą której mogłam powiedzieć prawie wszystko. No
właśnie. Ja też miałam mroczną tajemnice. Do czasu. W końcu mu
powiedziałam jak traktowały mnie dziewczyny. Widziałam wściekłość jaka
malowała się na jego licu. Po tym na drugi dzień miałam święty spokój.
Bały się nawet do mnie podejść. Jeżeli miałabym zagrać w totka to
powiedziałabym, że poznały mroczną stronę mojego brata. Ja również ją
poznałam. Pamiętam jak bardzo przeraził naszą rodzinę. Jak bardzo
potrafił być zły i nikczemny. Nie miał wtedy w ogóle skrupułów. Był
najgorszą osobą jaką znałam. Jednak on w pewnym momencie zniknął. Na
powrót stał się moim kochającym bratem. Właśnie wtedy, gdy oni zginęli.
Strasznie mi ich brakowało. Bardziej niż byłam w stanie przyznać. Zawsze
byłam blisko z rodzicami. Może nawet bliżej niż z Naruto kiedykolwiek,
jednak po ich śmierci to się zmieniło. Staliśmy się sobie tak bliscy jak
jeszcze nigdy. Ta tragedia nas zjednoczyła. Stworzyła symbiozę między
nami. A teraz... bałam się, że go stracę... instynkt podpowiadał mi, że
uwikłał się w największe gówno jakie kiedykolwiek istniało. Podciągnęłam
kocyk pod brodę. Drzwi lekko się uchyliły. Najpierw pojawiła się twarz
mojego narzeczonego, a następnie cała jego sylwetka. Niósł z dłoniach
dwa kubki z parującym naparem. Lekko się uśmiechnął, odwzajemniłam gest.
Cieszyłam się, że go poznałam. Podszedł do mnie, usiadł obok mnie po
czym przygarnął mnie do siebie i przytulił. Oparł podbródek o moją
głowę, wtuliłam się w jego obojczyk przymykając przy tym powieki.
Zaciągnęłam się jego anielskim zapachem. <br /></p><p>- Kocham cie Naruko. - cicho wyszeptał w moje włosy. Nieznacznie się uśmiechnęłam.</p><p>-
Byłoby zaskakujące, gdybyś nie kochał tak pięknej, inteligentnej i
cudownej kobiety. Szkoda, by było gdyby jakiś inny mężczyzna zakochał
się we mnie... - zaczęłam się z nim droczyć jednak on zaborczo przysunął
mnie jeszcze bliżej do siebie. Uniosłam głowę do góry, aby zobaczyć
jego oblicze. Jego tęczówki przez moment migotały z czerwonego na
czarny, jednak po chwili były takie jak zawsze. Czyżbym miała
halucynacje?</p><p>- Nigdy. Jesteś moja. Żaden inny mężczyzna nie ma
prawa cie nawet dotknąć... no może nie licząc tego głąba, twojego
brata... - burknął. Nadął policzki przez co wyglądał komicznie.
Spojrzałam na niego i cicho się zaśmiałam. Przyłożyłam jego dłoń na swój
brzuch. <br /></p><p>- Też cie kocham Sasuke... cieszę się, że ty
będziesz ojcem naszego nowo kiełkującego życia... - lekko się
uśmiechnęłam. Mężczyzna spojrzał na mnie z bezgraniczną miłością. Musnął
wargami moje czoło. <br /></p><p>- Proszę pilnuj mojego głupiego,
lekkomyślnego brata. Wiem, że jest przy nim twój brat jednak... boje
się, że uwikłał się w coś z czego może się nie wywinąć... - spojrzenie
czarnych tęczówek spoczęło na mnie.</p><p>- Co masz na myśli? - lekko uścisnął moją dłoń w geście otuchy.</p><p>-
Nie potrafię tego sprecyzować... mam przeczucie od dłuższego czasu, że
jest w tarapatach... - mruknęłam. Sasuke tylko mocniej mnie do siebie
przyciągnął.</p><p>- Będę dbał o tego młotka, nie martw się najdroższa. -
mruknął do mojego ucha. Przymknęłam powieki delektując się jego
ciepłem. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam w jego ramionach. <br /></p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-39743116380607121962023-06-14T19:25:00.002+02:002023-06-14T19:26:11.075+02:00SasuNaru: Szczęście? Rozdział V<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxP4I-Wyvl72d2YjbhqxwnnAgc4cmPJHPe5bvilgYf9kDY6x8Ma1SP2ff11wyAYuRwlq8l8CK2HZVYcldJtjS16SQGdl3is5IXqBo1v3Ch1LgLdDfAidOdpZntphVmLLwpQSvtxiDpWj84OY9U9jC2xGNOTOidOmlwh15BUlK_tuTmSY4L3c7t5lb1/s572/14896b4c2811e30a588888260617.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="452" data-original-width="572" height="363" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxP4I-Wyvl72d2YjbhqxwnnAgc4cmPJHPe5bvilgYf9kDY6x8Ma1SP2ff11wyAYuRwlq8l8CK2HZVYcldJtjS16SQGdl3is5IXqBo1v3Ch1LgLdDfAidOdpZntphVmLLwpQSvtxiDpWj84OY9U9jC2xGNOTOidOmlwh15BUlK_tuTmSY4L3c7t5lb1/w459-h363/14896b4c2811e30a588888260617.jpg" width="459" /></a></div><br /><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p style="text-align: right;"><i><u><b>"Mówi się, że wszystko bierze się albo z miłości, albo ze strachu:
wszystkie emocje, działania i myśli." ~ Bronnie Ware - Czego najbardziej żałują umierający.</b></u></i></p><p><br /></p><p><br /></p><p data-p-id="5742fe72434ac8e9e47d6b87e0b747bd"> </p><p data-p-id="5742fe72434ac8e9e47d6b87e0b747bd">Przemierzaliśmy w
milczeniu pustynny krajobraz. Zerkałem co jakiś czas na blond włosego
<br />mężczyznę. Chciałem mu tyle powiedzieć. Jednak za każdym razem, gdy
chciałem otworzyć usta miałem pustkę w głowie. Nie wiedziałem jak ubrać w
słowa to co chciałem powiedzieć. I tak oto żaden z nas nic nie
powiedział odkąd znaleźliśmy się w innym wymiarze. <br />- Co was do mnie
sprowadza? - drgnąłem na dźwięk męskiego głosu. Momentalnie odwróciliśmy
się za siebie. Przed nami unosił się Otsusuki. Blada cera, białe włosy
oraz białe oczy. Ich nie można było pomylić. Uśmiechał się do nas z
drwiną. Zdecydowanie to była ta chakra która wyczułem na początku.
Zerknąłem na Uzumakiego. Dostrzegłem jak zaciska dłonie w pięść gotów do
walki. <br />- Jesteś zagrożeniem dla wioski i świata... wiec przybyliśmy cię zlikwidować. - mruknąłem. Nieznajomy zaczął się śmiać. <br />-
A wiec tak to chcecie rozegrać? - spojrzał na nas. Momentalnie w naszą
stronę poleciały pręty. Odskoczyliśmy na przeciwne strony. W moich
oczach pojawił się sharingan, a Naruto wszedł w swoją ogoniastą formę. <br />- Ah jinchuriki... idealnie się składa. Staniesz się moim pokarmem. - szeroko się uśmiechnął i ruszył na niego. <br />-
Zapomnij dattebayo! - wykrzyknął. On również ruszył na niego. Zacząłem
rzucać kunaiami w stronę przeciwnika, jednak on zwinnie je ominął. W
końcu ciosy obu mężczyzn spotkały się. Można było wyczuć od nich ogromną
sile. Otsusuki zmaterializował pręt i próbował nim ugodzić Uzumakiego
jednak on w porę odchylił się, a następnie wymierzył mu kopniaka. Ja
natomiast znalazłem się za wrogiem i zaatakowałem go chidori. Jednak ku
naszemu zaskoczeniu zniknął. Rozejrzeliśmy się zaskoczeni. W końcu
zjawił się za mną. Posłał mnie kilka metrów w ziemie. Jęknąłem. Cios ten
zabolał. Naruto nie tracąc czasu wdał się na walkę wręcz z nim. Nie
chciał, aby ponownie mnie zaatakował, wiec odwrócił jego uwagę. Używając
sharinganna spowodowałem, że pojawiły się czarne płomienie. Amateratsu.
Jednak mężczyzna zaśmiał się i wchłonął moją technikę. Byłem w szoku.
Jednak nie było chwili na zastanowienie się, wbił pręt w ciało
blondynka, a następnie ruszył na mnie. Zaatakowałem ostrzem, jednak
skontrował on cios swoim prętem który pojawił się w jego dłoni. Użyłem
raikiri jednak on ponownie zniknął. Wyczuwszy jego chakre natychmiast
się odwróciłem, aby przyjąć postawę obronna i skontrować jego cios nogą.
Pomimo tego kawałek przesunąłem się do tylu pod wpływem siły.
Obskoczyłem, stanąłem obok Naruto. Popatrzyliśmy na siebie. On przyjął
formę akurat, natomiast ja swojego eterycznego wojownika. Zaatakowaliśmy
z całą mocą jaką posiadaliśmy. Lecz on się nami bawił. Zmniejszał się i
atakował. Kilka prętów znalazło się w moim ciele przez co zostałem
unieruchomiony. Patrzyłem z przerażeniem na Naruto który znajdował się
kawałek dalej. Nie był w lepszym położeniu. On również został
przygwożdżony. Popatrzyliśmy się na siebie. Poruszył ustami. Czyżby
zabrzmiało to jak „przepraszam"? Rozszerzyłem źrenice. Następnie
uśmiechnął się w swój charakterystyczny sposób. Popatrzył prosto w oczy
Otsusuki. Nagle pojawił się czerwony płaszcz chakry, a jego twarz
przyozdobiły szersze wąsy. Wyrwał się z prętów i ruszył na przeciwnika. Z
łatwością zadawał mu ciosy, a zarazem unikał ataków. Jego siła wzrosła.
Stukrotnie. Każdy atak był precyzyjny. Nie wahał się, nacierał. Każdy
jego cios trafiał ciosu. Widziałem wściekłość białowłosego. Obydwoje nie
mogliśmy zrozumieć nagłego wzrostu jego chakry i siły. Nigdy nie mówił,
że zna i posiada taką siłę. A co jeżeli nie wiedział o tym? Co jeżeli
ta technika oznaczała smierć? Poświęci swoje życie dla mnie i wioski?
Poczułem wściekłość. Na siebie. Jaki był ze mnie idiota. Brakowało mi
siły, aby pokonać wroga przez co on poświęci się dla każdego z nas.
Osoba którą kochałem najbardziej. A dzisiaj miałem ją stracić.
Próbowałem się wydostać jednak moje wysiłki były na marne. Z mojego
ciała pociekła jedynie większa ilość krwi. Syknąłem. Ponownie
popatrzyłem w stronę, gdzie odbywała się walka. Mężczyzna był coraz
bardziej poturbowany. Wyczuwałem jak chakry jest coraz mniej w Naruto,
jednak on się nie wahał. Dostrzegałem, że jest coraz słabszy. Coraz
gorzej znosi swoją ostateczną formę. Nie dziwiłem się. Nikt nie był
przyzwyczajony do używania takiej ilości. Ciało ledwo dawało radę.
Pomimo bólu pokona go. Upadł trzymając się za serce. Dzięki śmierci
Otsusuki pręty które mnie trzymały w miejscu zniknęły. Ruszyłem w stronę
Uzumakiego wyczuwając coraz mniejszą energię życiowa jaka u niego była.
Ignorowałem rany które boleśnie dawały o sobie znać przy najmniejszym
ruchu. Pozwoliłem sobie upaść na kolana, jego głowę ułożyłem sobie na
kolanach. Nachyliłem się. Napotkałem wzrokiem te cholernie błękitne
tęczówki. <br />- Naruto, ty skończony kretynie! - wykrzyknąłem. Czułem
cholerny smutek z powodu tego co miało się stać. Nie chciałem go tracić.
Nawet nie mieliśmy okazji spróbować razem żyć. Z powodu mojego
tchórzostwa nie miałem okazji powiedzieć mu o moich uczuciach. A teraz
on miał odejść. Uderzyłem pięścią obok mojego uda. Piasek wbił się w
moje rany, jednak nie zwróciłem uwagi na pieczenie. <br />- Sasuke...
zaopiekuj się wioska... - cicho wyszeptał. Popatrzyłem na niego
zszokowany. To oznaczało, że wyznaczał mnie na tymczasowego hokage. <br />-
Nie zasługuje na to. Nie potrafiłem cie ochronić, jak mam ocalić
wioskę? - wyszeptałem zdruzgotany. Czułem się winien. A on się
uśmiechnął. Jak mógł to robić w takiej chwili?! Nieoczekiwanie wsunął
palce w moje. Popatrzyłem na nasze splecione dłonie. Moje źrenice się
rozszerzyły. To było to co zawsze pragnąłem. Jego. I jego dłoni w mojej.
Śniło mi się to każdej nocy. A teraz marzenia stały się prawdą.
Popatrzyłem na niego z miłością jak i smutkiem. <br />- Naruto... ty
cholerny głupku! Kocham cię, a ty postanowiłeś oddać swoje życie! -
popatrzyłem na niego. Czułem jak łza spływa po moim policzku. Delikatnie
odwróciłem głowę w bok. Nie chciałem, aby na to patrzył. Nie teraz. Nie
mogłem sobie pozwolić na rozklejenia się. Cichy kaszel zwrócił moją
uwagę w jego stronę. <br />- Tez cię kocham Sasu... nawet nie wiesz jak
bardzo bałem się. Bałem się powiedzieć co czuje. Niepotrzebnie
zwlekałem, jednak samo myślenie, że cię stracę bolało jeszcze
bardziej... - wyszeptał. Wsunąłem palce w blond włosy. Były takie
miękkie w dotyku jak zawsze sobie wyobrażałem. Przymknąłem powieki
skupiając się na ulatującej coraz bardziej chakre. Coraz mniej siły, a
on stawał się coraz bledszy. Nawet nie wiedział ile radości sprawiły mi
te słowa. <br />- To dlatego dzisiaj ze mną wyruszyłem? - spojrzałem
ponownie w te błękitne tęczówki. Przymknął powieki, oddychał z coraz
większym trudem. <br />- Tak, przepraszam, że cię zawiodłem. Jednak sama
myśl, że mogłeś zginąć jak i cała wioska... nie mogłem do tego dopuścić!
Moim obowiązkiem... była ochrona was... - cicho wyszeptał nie tracąc ze
mną kontaktu wzrokowego. Przytuliłem jego ciało, zaciągnąłem się jego
zapachem. Delektowałem się tym ulatującym ciepłem. <br />- Nie zawiodłeś
Naruto... to ja zawiodłem ciebie - cicho wyszeptałem. Wyprostowałem
sylwetkę. Popatrzyłem na niego z góry. Ból był widoczny na jego licu.
Przymknął powieki. <br />- Proszę nie zamykaj powiek, patrz na mnie
Uzumaki. - powiedziałem gorączkowo. Coraz bardziej czułem, że go tracę.
On odchodził i nie było nic co bym mógł uczynić. </p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-62263795484636911162023-01-02T15:20:00.000+01:002023-01-02T15:20:30.669+01:00SasuNaru: Szczęście? Rozdział IV<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBRxpfvGKhfT6yMZLe71NEnIeKf0yAi0W-HL1EPgF30TqIFOrMkMRRMJlklm1XOPR37b8BCN5X67QUVQHM72A5txyyVJsBvp7kAIfYkbRY901TQnhJwXke8azWX-mb8QdZ1F9nO0eO56jmgZhdG9_mgPf9z8Vg84t4FbQN3gxcrtokEUroD67Rlk2S/s600/0a5ccb9948e2d3bf853b107e061f2e1c.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="375" height="968" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBRxpfvGKhfT6yMZLe71NEnIeKf0yAi0W-HL1EPgF30TqIFOrMkMRRMJlklm1XOPR37b8BCN5X67QUVQHM72A5txyyVJsBvp7kAIfYkbRY901TQnhJwXke8azWX-mb8QdZ1F9nO0eO56jmgZhdG9_mgPf9z8Vg84t4FbQN3gxcrtokEUroD67Rlk2S/w605-h968/0a5ccb9948e2d3bf853b107e061f2e1c.jpg" width="605" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć. Są to sprawy,
których się wstydzisz, ponieważ słowa pomniejszają je - słowa powodują,
iż rzeczy, które wydawały się nieskończenie wielkie, kiedy były w Twojej
głowie, po wypowiedzeniu kurczą się i stają się zupełnie zwyczajne.
Jednak nie tylko o to chodzi, prawda? Najważniejsze sprawy leżą zbyt
blisko najskrytszego miejsca twej duszy, jak drogowskazy do skarbu,
który wrogowie chcieliby ci ukraść. Zdobywasz się na odwagę i wyjawiasz
je, a ludzie dziwnie na ciebie patrzą, w ogóle nie rozumiejąc, co
powiedziałeś, albo dlaczego uważałeś to za tak ważne, że prawie płakałeś
mówiąc. Myślę, że to jest najgorsze. Kiedy tajemnica pozostaje
niewyjawiona nie z braku słuchacza, lecz z braku zrozumienia." ~ Stephen King - Cztery pory roku</i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Ostatnią
noc spędziłem w lesie. Dużo myślałem. Nie były to ani przyjemne ani
wesołe myśli. W końcu pozwoliłem sobie na to, aby wyruszyć. W kolejną,
samotną podróż. Nie byłem przygotowany na to co zastanę przed wrotami
wioski. A raczej na widok pewnej osoby. <br />- Naruto? - wyszeptałem
zaskoczony. Nie myślałem, że będzie chciał się pożegnać. Zawsze odbywało
się to bez słowa. Byłem i znikałem. Teraz coś się wydarzyło, zmieniło. A
ja nie bardzo wiedziałem o co chodzi i jak mam się w tym odnaleźć. <br />-
Sasuke. - szeroko się uśmiechnął. Podszedł do mnie jak gdyby nic się
nie stało. Jakby nie miał teraz siedzieć w swoim biurze. Jakby nadal był
geninem. <br />- Co ty tutaj robisz? - zmarszczyłem brwi. Dawny Naruto zrobiłby to. Ten Naruto? Niekoniecznie. <br />-
Wyruszam z tobą. Sam mnie zapraszałeś dattebayo! - jego niebieskie
spojrzenie spoczęło na mnie. Dostrzegłem pod oczyma wory. Najpewniej
całą noc bił się, czy iść ze mną, czy zostać. <br />- Dlaczego Naruto? -
nie miałem pojęcia jak zareagować. Byłem zbyt zaskoczony, aby logicznie
myśleć. To mi nie pasowało, do tego Naruto jakim był teraz. <br />-
Dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi Sasuke. A ostatnio coś się u ciebie
dzieje. Nie mogę pozwolić, abyś został sam. Nie mogę zawieść cię kolejny
raz. Obiecałem to sobie dattebayo! - ponownie się uśmiechnął. Kolejny
krok. Niemal się stykaliśmy. <br />- A co z wioską? <br />- Zostawiam
znacznik, w razie czego mnie przyzwie Shikamaru jak będzie się coś
działo. - podrapał się z zakłopotaniem po potylicy. Uniosłem kącik ust
do góry. <br />- Co się stało z tym Naruto? Nie boisz się? - zadrwiłem. Drwina była moją tarczą ochronną. <br />-
Nie, już dawno powinienem wyruszyć i sam się przekonać z czym mamy do
czynienia. Tak dawno nie walczyłem... - spojrzał na mnie zamyślonym
spojrzeniem. W milczeniu przypatrywałem się jego zmęczonej twarzy. On
sam już dawno odpoczywał. Te zarwane nocki dawały mu w kość. W końcu
skinąłem głową. <br />- Zgoda. Chodź Usuratonkachi. - mruknąłem pod nosem.
Starałem się jak najbardziej ograniczyć radość jaka mnie ogarniała. Już
zdążyłem zapomnieć kiedy miałem wspólną misje z tym młotkiem. Nasze
misje zawsze były pełne wrażeń. Nigdy nie było nudy. Słysząc przezwisko,
Naruto aż się zapowietrzył . Wskazał na mnie palcem. <br />- Drań i idiota niewdzięczny dattebayo! - nadął policzki przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. Prychnąłem. <br />-
Wole być draniem niż głupim młotkiem. - na te słowa Uzumaki zaczął iść
na mnie z pięściami. Zaśmiałem się na ten widok. Zdecydowanie ta scena
przypominała te dobre młodzieńcze lata. Już dawno takie interakcje
miedzy nami się nie zdarzały. On się zatrzymał i uniósł brwi w geście
zdziwienia. <br />- Uchiha się śmieje? Muszę to gdzieś w kalendarzu
zapisać dattebayo! - wykrzyknął. Szeroko się uśmiechnął. Prychnąłem.
Otworzyłem rinneganem przejście do innego wymiaru. <br />- Zbieraj swoje cztery litery Naruto. Nie mamy czasu do stracenia. - powiedziałem. <br />-
Jak zwykle potrafisz wszystko popsuć. - zaczął marudzić jednak
posłusznie wszedł przede mną do portalu. Pozwoliłem sobie na lekki
uśmiech, gdy był plecami do mnie. Nie musi wiedzieć jak bardzo cieszy
mnie ta wspólna misja. Nie musi wiedzieć, że chce odejść z wioski, że
nie mogę dalej patrzeć na niego i cierpieć. Wiem, że złamie mu serce
jednak... </p><p><br /></p><p><b><i><u>( Naruto )</u></i></b></p><p> </p><p>Długo biłem
się z myślami. Jednak w końcu zadecydowałem. Odważyłem się. Kurwa jak ja
szalałem za tym draniem. Jednak za każdym razem, gdy odchodził z wioski
cierpiałem. Nie mogłem znieść tego, że go nie było. Mógł być Sakury,
jednak samo patrzenie na niego sprawiało, że stawałem się spokojniejszy.
A teraz wspólna misja. Czy mogłem ją przegapić? Byłbym totalnym idiotą,
gdybym odmówił. <br /><i>- Długo będziesz tak się skradał do niego Naruto? </i><br />- Kurama! Nie skradam się! - burknąłem wygodniej usadawiając się w fotelu. Obserwowałem wschód słońca. <br /><i>- Latasz za nim od młodzieńczych lat. Ani razu nie odważyłeś się powiedzieć mu co czujesz... zachowujesz się jak nastolatka.</i> <br />- Powiedziała ruda fretka! - prychnąłem. Rude ogony zafalowały w geście irytacji. <br /><i>- Uważaj co mówisz gówniarzu, bo pożre cię na śniadanie!</i> <br />- Dobra dobra Kuramuś, nie gniewaj się! - wysunąłem dłonie przed siebie w geście obronnym. <br /><i>- Wiec co zamierzasz?</i>
- rudy lis wygodniej oparł brodę o swoje łapy. Spojrzał na mnie spod
przymrużonych powiek. Westchnąłem, usiadłem na jeden z lisich ogonów.
Ciche prychnięcie jednak nie zniechęciło mnie do zejścia.<br />- Sam nie
wiem, jednak jednego jestem pewien. Popełniłem okropny błąd żeniąc się z
Hinatą. Znaczy ciesze się, że mam Himawari i Boruto... jednak nie
kocham jej tak mocno jak Sasuke. Zawsze to był on. Jednak nie zdawałem
sobie sprawy, że w ten sposób... - zwiesiłem głowę w dół. Było to trudne
dla mnie. Przyznać się przed sobą co tak naprawdę czuje. Ostatnie
rozmowy z Sasuke dały mi lekko do myślenia. Miał racje. Nie wolno się
oszukiwać. A ja tyle lat to robiłem. Zupełnie jak on. I również w
punkcie o mojej osobie miał racje. Zmieniłem się w nudnego staruszka
Naruto. A przecież taki nie byłem. Byłem szalony, lekkomyślny, porywczy.
A teraz? Skupiłem się na kokonie i z niego nie wychodziłem. Zastałem
się. Stałem się biurokratą. A jak biurokrata ma ochronić własna wioskę?
Musiałem wyruszyć. Poczuć na nowo tą adrenalinę. Walkę. Nie mogłem
wiecznie uciekać. Czas, abym stawił czoło trudnym decyzją. Rozwód?
Dwójka najsilniejszych shinobi bierze rozwód w jednym czasie? Domyślałem
się jakie nieetyczne mogą być insynuacje. Jednak byłem na to gotowy.
Musiałem być. Chciałem zmian w swoim życiu. Chciałem żyć zgodnie z samym
sobą. Bez kłamstw. Jednak obawiałem się jak zareaguje moja rodzina.
Odtrąci mnie? Znienawidzi? A jak zareagują przyjaciele? Zacisnąłem
dłonie w pięść. Kurama widząc jak bije się z myślami przyciągnął mnie
drugim ogonem do pierwszego tym sposobem przytulając mnie do siebie.
Popatrzyłem na niego z wdzięcznością. Potrafił być wredny, jednak wbrew
pozorom był bardzo opiekuńczy. <br />- I co teraz Kurama? Co ja mam robić? - wyszeptałem zrezygnowany. <br />- <i>A
co zrobiłby dawny Naruto? Poszedłby tam, wykrzyczałby w twarz temu
zadufanemu durniowi co czuje. A później myślałby o konsekwencjach. </i>- białe kły błysnęły. Popatrzyłem na niego zamyślonym wzrokiem. <br />-
Masz racje Kurama. Zawsze najpierw robiłem, a potem stawałem przed
konsekwencjami. Dzięki Kurama. - lekko się uśmiechnąłem. Wstałem. Kilka
sekund w milczeniu przypatrywałem się swojemu przyjacielowi. Po czym
wyszedłem ze swojego umysłu. Słońce już zdążyło wstać. W pośpiechu
wybiegłem z biura. Bałem się, że wyruszył, że się spóźniłem. Jednak
wyczuwszy dobrze znaną mi chakre odetchnąłem z ulgą. <br />- Sasuke! - krzyknąłem. Chłopak popatrzył się na mnie z zaskoczeniem. <br />-
Naruto. - lekko się uśmiechnąłem. Dobrze było zobaczyć na twarzy Sasuke
coś więcej niż obojętna maska. Podszedłem bliżej. On również był
zmęczony. Jednak nadal tak cholernie przystojny jak zawsze. Wydaliśmy
się w krótka rozmowę, a następnie w sprzeczkę jak za dawnych lat.
Brakowało mi tego. Tego przekomarzania się. Czułem się dobrze, a humor
sam wrócił. Miałem wrażenie, że jestem we właściwym miejscu i czasie. A
co najważniejsze obok właściwej osoby. Przy nim nie czułem wątpliwości.
Byłem niezachwianie pewnym. Potrafił mnie zrozumieć jak nikt inny. Tylko
nie w tej jednej sprawie. Wszedłem przed nim do teleportu. Dostrzegając
nową, nieznaną krainę rozejrzałem się. Było obco, nieprzyjemnie.
Następnie pokierowałem wzrok na niego. <br />- Sasuke? <br />- Hn? - czarne tęczówki niczym smoła utkwiły we mnie wzrok. <br />-
Też masz wrażenie, że jesteś obserwowany? - to uczucie cały czas się
nasilało jednak nie potrafiłem określić gdzie znajduje się przeciwnik.
Stanął obok mnie. Jego ramie stykało się z moim przez co poczułem
dreszcz. <br />- Tak, a to oznacza że jesteśmy blisko odkrycia wszystkich
sekretów Otsutsuki. - znowu ton jego głosu był beznamiętny. Również
skupiłem się całkowicie na misji. Wszystkie moje zmysły wariowały.
Wyczuwałem kogoś potężnego. Dlatego tym bardziej byłem zadowolony, że
nie puściłem Uchihy samego. Ruszyliśmy naprzód przez skalisty teren. Nie
było tutaj praktycznie nic, jednak moc była wyczuwalna.</p><p><br /><br /></p><p></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-69718163941062316932022-09-10T11:53:00.000+02:002022-09-10T11:53:35.320+02:00SasuNaru: Szczęście? Rozdział III<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiumiVU9XlHloG-PdMyH9A5T9iBKVJBRw1waX1Bhi4eR_rHG7XEwqDyMzRe_5ZxjyyiLun75uRDmZmLY7BEh0sMcFLjhdOkckiyLy633SJ1Bj3Ge3Ca76d0_oDYfz1KsyFZw_yJOtpH-9FCAN3wmznqwcjpi3-1Qw5v3sbtBH_dxHlY5AyBsf_DLA3c/s677/f6c2630c139a748638f21c8d31fc3858.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="677" data-original-width="640" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiumiVU9XlHloG-PdMyH9A5T9iBKVJBRw1waX1Bhi4eR_rHG7XEwqDyMzRe_5ZxjyyiLun75uRDmZmLY7BEh0sMcFLjhdOkckiyLy633SJ1Bj3Ge3Ca76d0_oDYfz1KsyFZw_yJOtpH-9FCAN3wmznqwcjpi3-1Qw5v3sbtBH_dxHlY5AyBsf_DLA3c/s320/f6c2630c139a748638f21c8d31fc3858.jpg" width="303" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Nie chodzi o to, gdzie skończysz, ale o decyzje, jakie podejmujesz, by
tam dotrzeć. I nie chcę już podglądać zakończenia. Bo w prawdziwym życiu
i tak nie można tego zrobić. Nie ma żadnych gwarancji. Czasem zaczynasz
iść jakąś drogą i orientujesz się, że wcale tego nie chciałaś. Albo
zmieniasz trasę tylko po to, by się przekonać, że nowa ścieżka prowadzi
dokładnie do tego miejsca co stara. I właśnie tutaj pojawia się wybór.
Bo chociaż nie wiesz, gdzie dotrzesz, możesz nawet w ostatniej chwili
zmienić kurs. Możesz skręcić w lewo, a potem w prawo i znaleźć się tam,
gdzie myślałaś, że nigdy nie trafisz. (...) los i przeznaczenie nie
zaprowadzą nas daleko. Decydują bowiem o początkach, ale nie o
zakończeniach. Przeznaczenie może cię gdzieś rzucić, ale to ty musisz
dotrzeć tam, dokąd zmierzasz; musisz wybrać własne zakończenie, moment w
którym opuścisz kurtynę." ~ Rebecca Serle - Kiedyś byłeś mój. </i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Czekałem
na nią na polu treningowym numer siedem. Nasze dawne pole. Numer
siedem, a tak wiele znaczył. Przyszła. Na mój widok uśmiechnęła się
niczym nastolatka. <br />- Sasuke-kun. - słysząc jej ton głosu wygiąłem kącik ust w dół. Pamiętałem jak niegdyś mnie to irytowało i nadal tak było. <br />- Sakura... <br />- Coś się stało? - jej wyraz twarzy pokazywał zaniepokojenie. Przymknąłem powieki.<br />-
Odchodzę Sakura. Dokładniej chce rozwodu. Nie jestem przy tobie
szczęśliwy. - powiedziałem to wszystko na jednym wydechu. Jak się mogłem
spodziewać zemdlała. W ostatnim momencie złapałem ją. Pomimo, że była
irytująca to była matką mojej córki. Położyłem ją ostrożnie pod drzewem.
Przypatrywałem się jej przemęczonej twarzy. Dobrze wiedziałem, że
ciężko pracuje w szpitalu jednak przez te wszystkie lata nie potrafiła
sprawić, abym zyskał do niej taki szacunek jak do niego. Doceniałem to
co robiła jednak nie potrafiłem przy niej być sobą. Po kilku minutach
ocknęła się. Widząc mnie znowu na jej policzkach pojawiły się rumieńce. <br />- To był sen? - cicho wyszeptała. Pokręciłem przecząco głową. <br />- Odchodzę Sakura. <br />- A-ale dlaczego?! - wykrzyknęła. Gwałtownie wstała z zajmowanego miejsca. Stanęła naprzeciwko mnie, oczy jej błyszczały. <br />-Hn.
Nie pasujemy do siebie. Cały czas okłamywałem siebie. Pamiętasz jak
mówiłem o odbudowanie klanu? Chciałem tego, nadal chce. Przy tobie...
przy tobie to nie jest możliwe. Nie pasujemy do siebie. - mój ton głosu
był beznamiętny. Było mi jej szkoda, jednak obydwoje sobie zdawaliśmy z
tego sprawę. Jednak oboje nie chcieliśmy dopuścić jej do siebie. <br />- Dlaczego? Dlaczego teraz Sasuke? <br />-
Uświadomiłem sobie, że nie potrafię tak dalej żyć. Okłamywać ciebie,
siebie oraz Sarade. Każdy z nas zasługuje na szczerość. - przemilczałem
fakt, że tak naprawdę kocham kogo innego. Rodziłoby to tylko
niepotrzebne komplikacje. A to niepotrzebne. <br />- Nie możesz... -
wyjąkała niemal płaczliwym tonem głosu. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem
zamiaru uczestniczyć w szopce płaczu. <br />- Mogę i to robię. Nie chce
już żyć w związku w którym ciebie nie kocham. - byłem bezlitosny. Jednak
lepiej żeby teraz dobitnie wyjaśnić rożowowłosej kobiecie niż dawać jej
złudne nadzieje. Odwróciłem się na pięcie chcąc odejść. Schwyciła moja
dłoń. Wzdrygnąłem się. <br />- Proszę nie odchodź, ja cię kocham Sasuke! - odwróciłem się do niej. Popatrzyłem prosto w jej zielone tęczówki. <br />-
Jutro składam papiery rozwodowe. Sam powiem Saradzie o tym, że
odchodzę. Nie waż się jej tego mówić przede mną. - to powiedziawszy
odwróciłem się na pięcie i zniknąłem. Była to trudna rozmowa, ale
cieszyłem się że mam ją za sobą. Poczułem jak niewidzialny ciężar spada
mi z serca. <br />Siedziałem na głowie Naruto. Moje nogi luźno zwisały.
Obserwowałem w milczeniu wioskę oraz jej mieszkańców. Itachi. Właśnie za
to oddał swoje życie. Za ich spokój, bezpieczeństwo. Tyle lat zajęło
zrozumienie mi tego. Moja peleryna łopotała na wietrze jednak nie
sprawiło to, że mógł mnie zaskoczyć.<br />- Co chciałeś? - nie odwracałem
się. Nie było takiej potrzeby. Ciężkie westchnięcie. Następnie usiadł
obok mnie. Nie patrzyłem. Nie chciałem. Wiedziałem co teraz nastąpi. <br />- Sasuke... co się z tobą dzieje od kilku dni? - uparcie patrzyłem przed siebie.<br />- Sakura u ciebie była? - to nawet nie było pytanie, a stwierdzenie faktów. <br />-
Jak to się rozwodzisz dattebayo?! - wykrzyknął. Leniwie zwróciłem swój
wzrok na jego zarumienione oblicze. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak
obłędnie wyglądał. <br />- Nie będę dalej żył w kłamstwie. Nie chcę już
nikogo okłamywać. - mówiąc to nie wyraziłem ani jednej emocji. Uzumaki
przybliżył się jeszcze bliżej przez co niemal dotykaliśmy się nosami.<br />-
Draniu, ale Sakura cie kocha! - wykrzyknął przez co nieznacznie się
skrzywiłem. Cały czar prysnął. Spojrzałem w jego cholerne, błękitne
tęczówki. <br />- Ale ja jej nie kocham. Kocham kogoś innego. Znacznie
dłużej niż ją. Pogubiłem się Naruto. Teraz chce to naprawić. - w końcu
to powiedziałem. Może nie w dobitny sposób jednak nie myślałem, że uda
mi się aż tyle powiedzieć. Źrenice blondyna rozszerzyły się w szoku.
Zaniemówił co nie zdarzało się u niego zbyt często. <br />- Karin? - wyjąkał z zaskoczeniem. A ja niemal zabiłbym go chidori. No co za idiota. Prychnąłem.<br />-
Ty to jednak jesteś idiotą Naruto. Naprawdę nie wiem jakim cudem
piastujesz stanowisko kage. Chyba dają je za mówienie "zostanę hokage". -
przewróciłem oczyma co jeszcze bardziej zbulwersowało przyjaciela.<br />- Powiedział drań! Nie zmieniaj tematu ty-ty... - przerwałem mu.<br />-
Uspokój się i zaakceptuj to. Wiem, że przez jakiś czas w wiosce może
być "gorąco" dlatego mam zamiar na jakiś czas zniknąć z wioski, aby nie
robić niepotrzebnego szumu. - mruknąłem. Przypatrywałem się jego
zamyślonej twarzy.<br />- I znowu odchodzisz... zawsze to robisz Sasuke,
cholera! - zmarszczone brwi, zasmucone spojrzenie. Jak sprawić, aby
pomyślał o miłości do mnie?<br />- Może tym razem odejdź ze mną? - cynicznie się uśmiechnąłem. Uniósł głowę ku górze. Następnie lekko się uśmiechnął.<br />- Jak za dawnych czasów dattebayo? - przeniósł wzrok na wioskę. I ja skupiłem tam wzrok.<br />-
Chciałbym, ale nie mogę Sasuke... co jeżeli mnie nie będzie i
zaatakują? - ponownie popatrzył na mnie. Westchnąłem. Również spojrzałem
na niego. W moich oczach pojawiła się irytacja.<br />- Od kiedy staliśmy
się takimi tchórzami Naruto? Od kiedy boimy się iść ścieżką którą
chcemy? Kurwa! - warknąłem zrezygnowany. Coraz bardziej docierało do
mnie jakim Sasuke nie chciałem być. Nie chciałem cały czas uciekać przed
osobą która była moim partnerem. Nie chciałem zaniedbywać córki, a co
najważniejsze chciałem w końcu dowiedzieć się, czy przeznaczone jest mi
życie z Naruto. Całe życie uciekałem przed czymś, nie chciałem
dopuszczać do siebie rzeczy które miały znaczenie. I co z tego miałem?<br />-
Dorośliśmy, zmieniliśmy się. Zawsze myślałem, że będę bezmyślnie
podejmować decyzję i martwić się później podjętymi decyzjami... jednak
teraz... będąc hokage nie mogę pozwolić sobie na taki luksus. Nie mogę
pozwolić sobie na prawdziwe uczucia tak jak ty... - popatrzył na mnie w
zamyśleniu. Miałem wrażenie jakby chciał coś jeszcze dodać jednak się
rozmyślił. <br />- Gówno prawda, po prostu było bądź jest nam wygodniej.
Nie trzeba się starać. - prychnąłem. Wstałem z zajmowanego miejsca. On
również uczynił to samo, patrzyliśmy na siebie w milczeniu. <br />- Nie
mów tak jakbyś pozjadał wszystkie rozumy draniu! Nie zawsze jest tak
jakbyśmy chcieli. - zacisnął dłonie w pięść. Zbliżyłem się do niego.
Niemal stykaliśmy się ciałami. Cicho wyszeptałem.<br />- Jeżeli kogoś
naprawdę kochasz to nie oszukuj się dalej. Pozwól sobie na te uczucie.
Nie rań się każdego dnia Uzumaki. Zaryzykuj. Nie pozwól sobie na
oszukiwanie każdego dnia. I na ranienie rodziny. Oszukiwanie samego
siebie nigdy nie wychodzi na dobre. - kwaśno się uśmiechnąłem. Sam już
się tego dowiedziałem i nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć.<br />-
Może masz rację Sasu... - wzruszyłem ramionami. Popatrzyłem na
zachodzące słońce. Nawet nie wiedziałem kiedy zleciał ten dzień.<br />-
Muszę już iść. Muszę porozmawiać z Saradą. Nie mów Sakurze, że kocham
kogoś innego. Nie chcę komplikować bardziej tej sytuacji. - po tych
słowach zniknąłem. Namierzyłem córkę po jej chakrze. Znowu trenowała. To
lepiej. Będę mógł przeprowadzić rozmowę na osobności. Dostrzegając ją
lekko się uśmiechnąłem.<br />- Witaj Sarada. - słysząc mój głos drgnęła. Odwróciła się, a na jej licu pojawił się uśmiech.<br />- Cześć tato! - podeszła bliżej. Lekko się uśmiechnąłem. <br />-
Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - popatrzyła na mnie zaskoczona.
Nie dziwiłem się, rzadko kiedy rozmawiałem z nią. A tym bardziej kiedy
używałem takiego tonu głosu.<br />- O co chodzi tato? Jesteś chory? - uniosłem brew do góry. Przecząco pokiwałem głową. <br />-
Nie. Ja... rozstaje się z Sakurą. Nie będziemy już małżeństwem. - po
tych słowach zapadła grobowa cisza. Dostrzegłem w oczach córki łzy.
Spróbowałem jej dotknąć jednak gwałtownie się odsunęła.<br />- Dlaczego
tato?! - zacisnęła dłonie w pięść. Zrozumiałem, że najlepiej być
szczerym. Może nie wybaczy mi teraz, ale może kiedy indziej. Podstawą
jest szczerość. Kłamstwa ranią o wiele bardziej, gdy dowiadujemy się
później prawdy. <br />- Nie kocham twojej mamy Sarada. Oszukiwałem się
kilkanaście lat, chciałem stabilności, rodziny... nie chciałem psuć
naszej rodziny, ale dalej już nie potrafię w to brnąć. Postaraj się to
zrozumieć. - popatrzyłem z powagą w jej oczy. Ból u niej był, aż nadto
dostrzegalny. Cicho wyszeptała.<br />- To konieczne? To koniec naszej rodziny? - minimalnie się skrzywiłem. Dotknąłem dwoma palcami jej czoła.<br />-
Zawsze będę cię kochał, jesteś moją córką. - uniosłem kącik ust do
góry. To co mówiłem było najszczerszą prawdą. Nastolatka przytuliła się
do mnie. Zaskoczony lekko ją do siebie przygarnąłem. <br />- Kocham cie tato. - bez słowa się odsunąłem od dziewczynki. <br />- Potrenujmy. - ochoczo skinęła głową. Po tym geście ruszyłem na nią z kataną. Odskoczyła i zaczęliśmy walczyć. <br /></p><p><br /><br /></p><p></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-90992459650813042902022-08-09T20:00:00.002+02:002022-09-10T10:27:43.473+02:00SasuNaru: Szczęście? Rozdział II<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHjSBXoOXlYtbtfG_P298L-1DF4F84J9FEZtYCnLtgNWd46c7TFwYTDxkevBTUMOEJSphYc-1-FUkRypQ6j4NcDGcLJCjpQHr_pBT5_q2mYWhmssHhcY6ok70Ohw-rbWaM9Rx5A_OsU3X2P4KfWbWCDuX2UR35I4RlrboyScXICn8if-kxWUpwpZyt/s500/tumblr_90c8232a3398a556f9450ffd6ce54f9c_98d7d229_500.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="281" data-original-width="500" height="250" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHjSBXoOXlYtbtfG_P298L-1DF4F84J9FEZtYCnLtgNWd46c7TFwYTDxkevBTUMOEJSphYc-1-FUkRypQ6j4NcDGcLJCjpQHr_pBT5_q2mYWhmssHhcY6ok70Ohw-rbWaM9Rx5A_OsU3X2P4KfWbWCDuX2UR35I4RlrboyScXICn8if-kxWUpwpZyt/w444-h250/tumblr_90c8232a3398a556f9450ffd6ce54f9c_98d7d229_500.png" width="444" /></a></div><br /><br /> <p></p><p> </p><p> </p><p style="text-align: right;"><u><i>"Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo,
kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda
myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, i w
końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko
tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć
to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kto nie istnieje. Ten stan ma
naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest
przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają
odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że
podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty
ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie.
Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do
amoku? Modlić się nieustannie?" ~ Olga Tokarczuk - Dom dzienny, dom nocy</i></u> <br /></p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p>- Nie uciekam przed Hinatą. Kocham ją... - cicho wyszeptał.
Spojrzałem na niego z powątpiewającym wzrokiem. Nie umiałem dostrzec u
niego tej pewności siebie z jaką zawsze mówił, że będzie hokage. Nie
było w nim tego żaru.- Dlaczego okłamujesz siebie i mnie młotku? -
cicho wyszeptałem. Bałem się tej rozmowy. Na to pytanie Uzumaki drgnął i
zapalił się w nim ogień. Popatrzył na mnie ze złością.- Kim
jesteś, aby próbować mi udowadniać co czuje draniu?! Nie ma cie non stop
w wiosce, swoją rodzinę zaniedbujesz...! Dlaczego dattebayo? -
wykrzyknął sfrustrowany. Miał rację. Nie miałem prawa wymądrzać się na
temat jego życia uczuciowego. W porównaniu do mnie miał dwójkę dzieci. A
to nie on krzyczał o odbudowie klanu.<br />- Zapomnij Naruto. -
mruknąłem. Odwróciłem się na pięcie. Chciałem uciec niczym pieprzony
tchórz jednak on miał inne plany. Schwycił moja dłoń, a następnie
obrócił mnie ku sobie. Nasze twarze dzieliły milimetry. <br />- Jak mam
kurwa zapomnieć, jak pierdolisz takie rzeczy? Dlaczego Sasuke zaczynasz
takie tematy, a potem uciekasz jak tchórz? - warknął sfrustrowany. Jego
palce zacisnęły się mocniej na mojej dłoni. Jego skóra paliła mnie.
Wyrwałem dłoń z tego uścisku. Odsunąłem się. Nie chciałem tracić nad
sobą resztek panowania jakie udało mi się wygrzebać. Nie zniósłbym
odtrącenia. Nie z jego strony. Wszyscy inni mogli mnie nienawidzić.
Jednak gdybym on również... nie dałbym sobie z tym rady. On jeden
trzymał mnie na tym padole łez. Uśmiechnąłem się smutno. <br />- Po prostu
pragnę twojego szczęścia Naruto. Słyszałem, że po nocach siedzisz w
biurze, nie ma cię prawie w domu... chce żebyś był szczęśliwy. Dlatego
pytam... jak przyjaciel przyjaciela... - cicho mruknąłem. Pozwoliłem
sobie na małe kłamstewko. Blondyn delikatnie się rozluźnił. Popatrzył na
mnie jakby mniej wrogo. Skinął głową. Długo się zastanawiał nad
odpowiedzią. <br />- Tak naprawdę nikt mnie nie nauczył co to miłość
Sasuke. Nie znam miłości. Moi rodzice zginęli, gdy się urodziłem. Miałem
chrzestnego, Kakashiego, naszego nauczyciela jednak... to nie to...
kocham ich jednak to nie ten rodzaj miłości. Nie wiem co to znaczy tak
naprawdę kochać, znaczy się w ten szczególny sposób. Kocham Hinate na
swój sposób, szanuje i będę chronić do końca swych dni, jednak... jednak
nie jestem pewien czy to jest ten rodzaj miłości... - uśmiechnął się
smutno, a mnie złamało się serce. Jakim byłem idiotą. No tak. Miał
racje. Kto miał go nauczyć takich uczuć? Może taki skurwysyn jak ja
który większość jego życia był poza wioską i chciał go zabić? A może ta
nieśmiała Hyugga? Nie miał nikogo. I nic dziwnego, że pozwolił sobie na
to, aby spróbować obdarzyć uczuciem kogoś kto darzył go nim od dziecka.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć.
Przecież nie wyskoczę od razu z tekstem, że go kocham i pokaże mu jak
wyglada to uczucie. Uzumaki lekko się zaczerwienił. Wyglądał uroczo.
Tylko on tak potrafi. Miałem ochotę chwycić te blond włosy i szarpnąć.
Sprawić, aby wydobył się z jego warg cichy jęk. Zreflektowałem się. <br />-
Naruto... - mruknąłem głupio. Nie wiedziałem co powiedzieć na to
wyznanie. Jednak on nie czekał. Spojrzał na mnie z powaga w oczach. <br />-
Wiem, że jestem zagubionym w sobie chłopcem jednak nie rób podobnie
Sasuke. Zajmij się swoją rodzina. Sakura i Sarada potrzebują cię. Jesteś
dla niej wzorem do naśladowania... bądź przy niej. Omijasz jej
najlepsze lata dorastania. Później może mieć do ciebie żal. Tak jak
Boruto do mnie... - ponownie podczas naszej rozmowy się zasmucił. Oparł
się plecami o drzewo, a wzrok utkwił w niebie. Prychnąłem. <br />-
Dzieciak bardziej ma żal o to, że jesteś na miejscu i nie potrafisz
znaleźć dla niego czasu niż o sam brak czasu. - prychnąłem przymykając
powieki. Ponownie zmieniłem rozmowę na inny tor. <br />- Może i masz racje, jednak sam Sasuke nie jesteś ojcem roku. <br />-
Może nigdy nie będę, jednak zawsze będę jej kibicował i chronił. Mojego
brata tez często nie było, miał dla mnie mało czasu. Nie umiem inaczej.
Podobno pewne wzorce są w nas zapisane. - krzywo się uśmiechnąłem. <br />-
Może, mam nadzieje że z Himawari będzie inaczej... - popatrzyłem na
niego. Nie było żadnego sygnału, że chciałby czegoś innego, mnie... nie
chciałem się łudzić. Jednak nie potrafiłem przestać. A jednocześnie
bałem się zadać to pytanie. <br />- Hn. - mruknąłem. Nie miałem nic innego do powiedzenia. Nie znałem się na dzieciach. I ich wychowywaniu. <br />- Jutro wyruszasz tak? - popatrzyłem na niego. Jego tęczówki zasnuwał smutek. Skinąłem głową.<br />-
Zgadza się. Idę, muszę załatwić kilka spraw. - nie czekając na
jakakolwiek odpowiedź teleportowałem się w dawne dzielnice mojego klanu.
Niemal nic z nich nie zostało. Powstały nowe domy, ludzie nie byli
spokrewnieni ze mną. Brakowało mi mojej osady. Tej cząstki Uchiha jaka
kiedyś tutaj była. Czułem się samotny. Jedyny który przeżył masakrę
klanu. Z nikim więcej nie mogłem się dzielić tym bólem. Nawet z Sakurą
bądź Saradą. One by tego nie zrozumiały. I nie chciałem im tego
tłumaczyć. Wolnym krokiem szedłem uliczkami. Rozglądałem się po nowym
układzie tej części wioski jednocześnie porównując ze starym
rozmieszczeniem domów. Było niema identyczne ku memu zdziwieniu. Czyżby
zasługa Naruto? To niemożliwe. Z drugiej strony kto inny chciałby w
tamtym czasie dla mnie? Lekko uśmiechnąłem się pod nosem. Czułem na
sobie mało przyjemny wzrok przechodniów jednak nic mnie to nie
obchodziło. W ogóle nie interesowało mnie zdanie innych. Wyłącznie
jednej osoby. Byłem zły na siebie, że wymądrzałem się o życiu Uzumakiego
sam nie będąc lepszym. Kilka sekund później znajdowałem się w miejscu
gdzie często trenowała moja córka. W ukryciu przyglądałem się jak
ćwiczy. Sam kiedyś byłem podobnie zdeterminowany. Jednak w niej jakby
czegoś brakowało? Determinacji? Sam nie wiedziałem czego. Nie była
słaba, to nie. Może motywacji? W tamtym czasie miałem jej aż nadto. I to
ona napędzała mnie do coraz cięższych treningów oraz późniejszej
ucieczki. Dzisiejsze pokolenie nie miało tej ikry. Teraz były czasy
pokoju. Shinobi już nie byli tak poważani jak niegdyś. Nie było tylu
wybitnych jak i zdeterminowanych, aby dużych do jak największej siły. W
tym wieku Itachi był geniuszem. Potrafił wiele, a jego moc była ogromna.
Tak samo Shisuiego. Dwójka geniuszów mojego klanu. Niestety Sarada
nawet ułamek tego nie osiągnęła. Obserwowałem ją, aż do czasu gdy zapadł
zmierzch. Dopiero wtedy zakończyła trening. Ruszyła w stronę
mieszkania. W milczeniu obserwowałem jak jej drobna sylwetka znika za
drzewami. Czyżbym na stare lata został tchórzem? Na stare lata moja
pretensjonalność oraz zadufanie jak i arogancja zaniknęły. Nie byłem już
tym samym buńczucznym, młodym Uchiha. Zmieniłem się tak samo jak
Uzumaki. Niewiele zostało z nas. Staliśmy się kimś kim nie bardzo
chcieliśmy zostać. A teraz z pokorą zaakceptowaliśmy to. Pięścią
uderzyłem w pień drzewa zostawiając ślad. Chciałem się zmienić, chciałem
tego dawnego Sasuke. Teraz tylko musiałem go odnaleźć w czeluściach
ciemności. </p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-9345317793689268562022-07-31T20:17:00.000+02:002022-07-31T20:17:41.409+02:00Latający Anioł XXXVIII<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg80DJaKHGQXj_wIxxOraFAPR-JYDcX7qE9zbNyyA2NwbkJoqzh6C9AnizEDTAIb8JQ66sb0yvdnJPhrkV7IlCLLDe-EjQhfCb2G8-5jdhKC57EF60reXza4ak143ctKyc5OjHeSRoi4driYGqbVGE-qhJ5ad2H5DupQBMQKNn81COBGRIjmX0K4hfV/s2048/EzQ8isEVcAYL09a.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1527" height="694" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg80DJaKHGQXj_wIxxOraFAPR-JYDcX7qE9zbNyyA2NwbkJoqzh6C9AnizEDTAIb8JQ66sb0yvdnJPhrkV7IlCLLDe-EjQhfCb2G8-5jdhKC57EF60reXza4ak143ctKyc5OjHeSRoi4driYGqbVGE-qhJ5ad2H5DupQBMQKNn81COBGRIjmX0K4hfV/w518-h694/EzQ8isEVcAYL09a.jpg" width="518" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><b><u><i>"Liczą się tylko marzenia. Bez nich jesteś niczym więcej niż pyłem na wietrz." ~ Katarzyna Michalak - Zachcianek</i></u></b><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Obserwowałem
to wszystko ze spokojem. Cieszyłem się, że moja młodsza siostra jest
szczęśliwa. Tego jej brakowało. Przy tym dupku więcej się uśmiechała. W
dodatku mieli mieć dziecko. Coś o czym marzyła. Jednak gdzieś w środku
miałem niejasne przeczucie, że gdzieś w jej spojrzeniu dojrzałem smutek.
Coś ją trapiło. A ja nie miałem pojęcia co. Co mogło spowodować, że w
tak doniosłej chwili może się smucić. Nawet bałem się pytać. Bałem się
odpowiedzi. Mój wzrok skupił się na drobnym tatuażu za uchem. Klucz. On
był tam zawsze odkąd pamiętam. Kilka razy pytałem co to oznacza jednak
nigdy nie dostałem odpowiedzi. Nawet byłem zły, ponieważ tez chciałem
mieć tatuaż, a oni mi nie pozwalali. Zasępiłem się. Miałem cholernie
głupią myśl, bo przecież to nie mogła być prawda. Kurwa! Chyba rodzice
nie zrobili z niej klucza do otwarcia bram niebios prawda?! Chyba nie
byli tak cholernymi egoistami! Nie poświęciliby swojego dziecka?!
Zacisnąłem palce w pieść. Nawet samo myślenie o tył przyprawiało mnie o
zawroty głowy. To nie mogła być prawda. Moja młodsza, ukochana siostra.
Nie mogłem jej stracić przez coś takiego. Zwłaszcza teraz. Przyszła żona
i matka. W dodatku ostatnia najbliższa rodzina nie licząc wujka Ji.
Była moja lepsza połową. Moim odbiciem. Wiedziała wszystko, rozumieliśmy
się bez słów. Nie musiałem nic mówić, a ona wiedziała. Ilekroć mnie
kryła, wspierała. Tego nigdy nie zliczę. A teraz miałbym ją stracić? Z
tak banalnego powodu? Los jest okrutny. Musiałem zapytać Itachiego o to.
Nie będę umiał się skupić na niczym innym póki nie poznam odpowiedzi, a
tym bardziej nie zasnę. Szturchnąłem swojego partnera. Spojrzał na mnie
nierozumiejącym wzrokiem. I nic dziwnego. Zacząłem pospiesznie się
zbierać. <br />- My będziemy już iść. Zapomniałem, że mamy jeszcze coś do
załatwienia. - złapałem się za nasadę nosa udając debila. Itachi który
nic nie rozumiał postanowił mnie wesprzeć. <br />- Naruto ma racje,
trzymajcie się gołąbeczki i do zobaczenia w domu Sasuke. - przytuliłem
siostrę, z Sasuke zmierzyłem się mało przyjemnym wzrokiem po czym
wyszliśmy pchając przed sobą wózek z Hidekim. Szliśmy kilkanaście minut w
milczeniu <br />- A więc co się stało kochanie? - czarne tęczówki
popatrzyły na mnie z zaciekawieniem. Zagryzłem dolna wargę. Nie
wiedziałem jak zacząć. Nie chciałem wyjść na panikarza. <br />- Itachi wiadomo jak wygląda klucz? - spojrzałem na niego z rezygnacją. <br />-
Nigdy nie było sprecyzowane co jest kluczem bądź kto jest kluczem.
Zawsze była mowa o kluczu, więc z założenia wszyscy wyszli, że to
przedmiot. Czyżbyś na coś wpadł? - lekko ścisnął moją dłoń.
Zatrzymaliśmy się, usiedliśmy na ławce. W milczeniu przypatrywałem się
naszym splecionymi dłonią. W końcu uniosłem wzrok, spojrzałem na Uchihe.
<br />- Czy to możliwe, aby człowiek był kluczem do wrót nieba? <br />- Sam nie wiem, chociaż w życiu wszystko możliwe... skąd w ogóle u ciebie ten pomysł? <br />-
Wydaje mi się, że chyba Naruko jest tym kluczem. Odkąd pamiętam ona
zawsze miała tatuaż w kształcie klucza. Ilekroć o to pytałem nie
dostawałem odpowiedzi. Czy to możliwe? A może kurwa wariuje przez to
wszystko?! - wykrzyczałem sfrustrowany przez co kilku przechodniów
popatrzyło na mnie z zaskoczeniem przyspieszając przy tym kroku. Itachi
przygarnął mnie do swojego ciepłego, umięśnionego torsu. Delikatnie się
uspokoiłem czując jego ciepło. Palcami złapał mój podbródek, po czym
uniósł go do góry. Kilka minut patrzyliśmy na siebie bez słowa. W końcu
się odezwał, a jego głos był cichy. <br />- Jeżeli to prawda to Naruko
jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Grozi jej śmierć. A zwłaszcza jak
uda się odnaleźć miejsce, gdzie te wrota można otworzyć. Wtedy stanie
się oczywiste co jest kluczem. Czy dziurka od klucza, a może jeszcze coś
innego. Dlatego musimy z cała grupą od siatki ustalić dyżury. Pilnować
jej dzień i noc. Wiem, że jest przy niej Sasuke i na pewno ochroni jej z
całych sił. Jednak dla nas wszystkich będzie wzmóc czujność. -
przymknąłem powieki. Wziąłem głęboki wdech, po czym powoli zacząłem
wypuszczać powietrze z płuc. Popatrzyłem w te cholernie, hipnotyzujące
tęczówki. <br />- Wiesz o tym, że w takim razie będziemy musieli jej
powiedzieć? Ona nie jest głupia. Zauważy, że ktoś się za nimi kręci. A
Sasuke nie wiem jak długo to wytrzyma... - lekko się uśmiechnąłem na
myśl, że drań w końcu przechodzi do rękoczynów. <br />- Wiem, ale to twoja decyzja kiedy i gdzie. - on również lekko się uśmiechnął. <br />-
Przecież ona mnie zabije dattebayo! - cicho jęknąłem na samą myśl.
Dzisiaj podczas jedzenia miałem próbkę jej zdenerwowania w trakcie
ciąży, a co dopiero gdy dowie się o tajemnicy która tak długo przed nią
ukrywałem. <br />- Hmmm myślę, że nie będzie tak źle. - z uśmiechem na
twarzy zmierzwił moje blond włosy. Delikatnie się uśmiechnąłem pomimo,
że wcale a wcale nie było mi do śmiechu. Obawiałem się tej rozmowy. I
jej konsekwencji. A może powinienem sobie wykupić jakieś ubezpieczenie?
Wtuliłem się w te miękkie ramiona. Czułem się bezpiecznie i beztrosko.
Popatrzyłem na śpiącego syna. Był coraz większy, a zarazem coraz
bardziej do mnie podobny. O ile się dało. Blond włoski miał rozrzucone
na każdą stronę. Zupełnie jak ja. Byłem wdzięczny Shion, że przyszła do
mnie wtedy. I powiedziała, że jestem ojcem. Wtedy może nie byłem do tego
zbyt entuzjastycznie nastawiony jednak teraz... teraz nikomu nie oddam
tej przyjemności jaką jest bycie ojcem. Czułem się spełniony i każdemu
tego życzyłem. Wiedziałem, że to początki rodzicielstwa... miałem tylko
nadzieje, że nie wda się we mnie i nie będzie mniejszą wersja Kyu. Wtedy
będę miał przejebane. Sam po sobie wiedziałem jako wtedy potrafiłem
być. Nie chciałem się na własnej skórze przekonać jak to jest dostawać
rykoszetem. Zmierzwiłem mięciutkie włoski synka. Było w tym geście coś
takiego, że czułem jak moje serce przyspieszyło. Szeroko się
uśmiechnąłem. <br />- Będzie z ciebie super ojciec Naruto. - głos Uchihy
wyrwał mnie z rozmyślań. Zacząłem smyrać małego człowieka palcem po
całym ciele. <br />- Nigdy nie myślałem, że w tym wieku będę się cieszył z
rodzicielstwa... wcześniej nie za bardzo mi się to widziało jednak...
Hideki jest moim darem od losu. Dzięki niemu czuje się szczęśliwy...
chciałbym kiedyś... - zamilkliśmy. Bałem sie powiedzieć to. Bałem się
jego reakcji. Itachi jakoby to wyczuwając ponownie uniósł mój podbródek.
Popatrzył w moje tęczówki. <br />- Mów Naruto, nie krępuj się... wiesz że
cię nie wyśmieje.. - po tych słowach ucałował mój czubek nosa. Zawsze
mnie to rozczulały. Uwielbiałem to. Nieznacznie się uśmiechnąłem.
Przekonałem ślinę, moje policzki nabrały barwy dorodnego pomidora. <br />-
Chciałbym mieć z tobą dziecko Itachi... - cicho szepnąłem, natychmiast
odwróciłem wzrok. Bałem się spojrzeć na reakcje mojego upadłego anioła.
Nie czekałem długo, gdy moja głowa wróciła do miejsca w którym się
znajdował. Długie, chłodne palce Uchihy zaczęły wędrować po moich
policzkach. Następnie wsunął je w moje włosy. <br />- Naruto... - ten głos był ochrypły. Pełen emocji. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. <br />- Itachi... - niepewnie wyszeptałem nadal zawstydzony tym co powiedziałem. <br />-
Kurwa Naruto... chce mieć z tobą dzieci, nawet tuzin! - po tej
deklaracji zaczął mnie całować z taką pasją... zacząłem z równą pasja
oddawać mu pocałunki. Zacisnął palce na moich włosach tym samym je
szarpiąc. Nie bardzo się tym przejąłem. W końcu oderwaliśmy się od
siebie. Lekko zarumieniony Itachi to był taki seksowny widok. Ah. Czułem
jak powoli moje ciało się podnieca. No idiota ja! <br />- Tylko jak? - mruknąłem. <br />-
Znam bardzo szalonego, ekscentrycznego ginekologa... Orochimaru.
Zajmuje się takimi sprawami. Możemy pójść tam nawet teraz. - lekko się
uśmiechnąłem. Skinąłem głowa. Mój wzrok ponownie tego dnia skierowałem
na syna. Na samą myśl, że będzie miał rodzeństwo poczułem niewyobrażalne
szczęście. Wstaliśmy z ławeczki. Popatrzyłem na ukochanego. <br />- Kocham cię Itachi Uchiha. <br />-
Ja ciebie tez mój aniołku, Naruto Uzumaki. - pocałował mnie w usta.
Uśmiechnąłem się. Czyżbyśmy mieli mieć cholerne szczęście i mieć własne
dziecko? Nie wierze w tyle cudów jednak, jeżeli stałoby się to faktem
to... kurwa! </p><p><br /><br /></p><p></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-25581224679796881712022-07-22T17:36:00.005+02:002022-07-22T17:36:41.475+02:00SasuNaru: Szczęście? Rozdział I<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifpz7P3K1WsSEXaPETXEq6UgaMKN-qwFMBJaw_3iJW3CtyMlvrdL_KriVf4NuVW9BL2mU-ELzsklv0cPLlQYFcrTL9MZ5G5Qk5pdxYS4dKFpH9Wqx4ZOp8nvL9nceBtdJTmSGcoTwb4Q0pFjwBP1ZlhuJJZVuuMdFJ6Cx7izCjWoDyg5kKuZuZhgdU/s576/image.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="576" data-original-width="480" height="483" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifpz7P3K1WsSEXaPETXEq6UgaMKN-qwFMBJaw_3iJW3CtyMlvrdL_KriVf4NuVW9BL2mU-ELzsklv0cPLlQYFcrTL9MZ5G5Qk5pdxYS4dKFpH9Wqx4ZOp8nvL9nceBtdJTmSGcoTwb4Q0pFjwBP1ZlhuJJZVuuMdFJ6Cx7izCjWoDyg5kKuZuZhgdU/w403-h483/image.jpg" width="403" /></a></div><p></p><p><br /></p><p align="right"><b><u><i> </i></u></b></p><p align="right"><b><u><i>"Serce obawia się cierpień [...] Powiedz mu,
że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I
że żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia..." ~
Paulo Coelho - Alchemik </i></u></b><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Obserwowałem
go z daleka. On i jego rodzina. Dzieciaki były tak cholernie podobne
do niego. Jednocześnie wcale go nie przypominały. W tym wieku był
nieznośnie rozwrzeszczanym bachorem. Ciągle tylko krzyczał, że zostanie
hokage i hokage. Teraz jego marzenie jest faktem. Wysoki, opalony,
szczęśliwy. Ma rodzinę o której marzył. Zacisnąłem dłonie w pięść.
Kolejny raz mu nie powiedziałem, że jestem w wiosce. Nie chciałem. Nie
zniósłbym tych cholernie niebieskich tęczówek. Zawsze na mnie patrzył
jak szczeniaczek, błagalnie abym został. Tym razem na zawsze. A ja
uciekałem jak ostatni tchórz. Bałem się zostać. Bałem się tego co by się
stało gdybym tak zrobił. Bałem się siebie i swoich uczuć. Byłem
skończonym kretynem. Zamiast zostać i spróbować wybrałem ucieczkę, potem
Sakurę która okazała się jedną wielką porażką. Co prawda miałem z nią
córkę jednak... kochałem ją na swój sposób... starałem się być dobrym
ojcem, chroniłem... jednak nawet ona nie mogła przebić mojej skorupy.
Nawet ona nie sprawiła, żebym chciał osiąść w wiosce. Tylko ten młotek
potrafiłby to sprawić. Gdyby był tylko mój, gdybym mógł go pocałować,
powiedzieć co czuje. Cholera! Zacisnąłem dłonie w pięść. Bolało mnie
samo patrzenie na Hinate. Na to, że jej marzenie się spełniło. W końcu
od dziecka się w nim podkochiwała. Zawsze gdzieś w cieniu, obok niego.
Jednak ona w końcu odważyła się powiedzieć co czuje. A on dał jej
szanse. Mimo wszystko miałem nadzieję, że tak naprawdę jej nie kocha.
Nie raz widziałem jak po nocach siedział w biurze, albo spał. Sprawiał
wrażenie jakby uciekał od tego co ma. Jakby specjalnie przedłużał czas
poza domem. Czyżbyśmy byli identyczni? Zdawałem sobie sprawę z moich
złych wyborów, że zawaliłem na całej linii jeżeli chodzi o młotka.
Drgnąłem. Za mną pojawił się Shikamaru.</p><p>- Co cie tutaj sprowadza?
Nic nie mówiłeś, że wracasz wcześniej do wioski. - stanął obok mnie.
Skupił wzrok na tej samej osobie co ja. Trudno było nie zobaczyć
Uzumakiego. Oparłem się niedbale o barierkę. <br /></p><p>- Chciałem
zobaczyć co u Sarady, czy sobie radzi. Nie musi wiedzieć, że jutro znowu
opuszczam wioskę. Tak jest lepiej. - mruknąłem. Przeniosłem wzrok na
park który znajdował się niedaleko.</p><p>- Może kogo innego chcesz
zobaczyć? Ostatnio ciągle się zjawiasz, gdy nie ma Naruto. - jego uważny
wzrok przewiercał mnie na wskroś. Wzruszyłem ramionami. <br /></p><p>- A niby skąd mam wiedzieć kiedy go nie ma? - moja twarz była nieporuszona, a wzrok chłodny.</p><p>-
Jesteś na to za inteligentny Uchiha. Obydwoje wiemy, że coś czujesz do
niego. - skrzywiłem się. Nienawidziłem tej inteligencji członków klanu
Nara.</p><p>- Przecież mam żonę oraz córkę. Nie wiem co chcesz insynuować Nara... - nie dał mi nawet dokończyć.</p><p>-
Gdybyś tak bardzo się cieszył z posiadanej rodziny odwiedzałbyś ją
częściej. Jeżeli nie ze względu na Sakurę to na Saradę. - on również
oparł się o barierkę. Obydwoje w milczeniu obserwowaliśmy roześmianego
Naruto. Niemal przypominał tego z młodości. Tylko teraz był bardziej
zmęczony. <br /></p><p>- Próbujesz mi wmówić, że co? Że kocham Naruto? -
zwróciłem się w jego stronę. On również odwrócił się do mnie przez co
staliśmy naprzeciwko siebie, w milczeniu mierzyliśmy się spojrzeniami.</p><p>-
Przecież kochasz go od dawna. Okłamujesz nie tylko mnie, ale i
siebie... - nie dałem mu dokończyć. Znalazłem się przed nim, złapałem za
poły jego bluzy. Uniosłem do góry, a w moich oczach pojawił się
sharingan. Jednak Shikamaru patrzył na mnie niewzruszenie.</p><p>- Nigdy
więcej tak nie mów. - syknąłem. Puściłem doradcę Naruto. Następnie
zniknąłem. Nie chciałem konfrontacji z Naruto. Wiedziałem, że Nara nic
nie powie. Obydwaj nie chcieliśmy tego co byłoby nieuniknione. Zresztą
co z tego, gdybym powiedział o swoich uczuciach? Nie chciałem rujnować
rodziny Uzumakiego. Nie żeby zależało mi na Hinacie. Nie zasługiwała na
niego, była nijaka. Bez wyrazu. Jednak dzieciaki nie były niczemu
winne. Było widać, że kochają ojca. <br /></p><p>- Jesteś... - drgnąłem. Odwróciłem się. Na polanie stał Naruto. On w całej swojej okazałości.</p><p>-
Jutro wyruszam z powrotem. Chciałem sprawdzić, cz z Saradą wszystko w
porządku. - mruknąłem beznamiętnym tonem głosu chociaż w środku wrzały
we mnie sprzeczne emocje. Wyglądał na zmęczonego, a zarazem jakby
stracił cały ten entuzjazm który miał jako dziecko. Wiedziałem, że nadal
chce chronić wioskę i tak dalej jednak... to nie był ten sam Naruto
którego znałem. Zabrakło w nim tego żaru który potrafił rozpalić ogień.
Jakby znikał, kawałek po kawałku. Nawet uśmiech nie sięgał do oczów.
Wiedziałem, że cieszy się na mój widok, że jestem jednak...</p><p>- Mogłeś chociaż porozmawiać z Saradą, na pewno by się ucieszyła. - głębszy, spokojniejszy ton głosu. <br /></p><p>-
Nie chce robić jej nadziei. Za każdym razem coraz gorzej przeżywa
rozstanie. - nie była to do końca prawda, ale również nie kłamstwo.</p><p>-
A Sakura? - ona... nie miałem zamiaru za bardzo się z nią widzieć. Za
każdym razem drażniła mnie. Sam nie wiem, czemu się z nią ożeniłem.
Może dlatego, żeby coś udowodnić? Może pokazać, że i ja potrafię
założyć rodzinę? Sam doskonale zdawałem sobie sprawę, że chciałem
odbudować klan i powinno być więcej dzieci w moim życiu jednak nie
potrafiłem się przemóc i jest tylko Sarada. Przynajmniej z naszej
trójki tylko Sakura się nie zmieniła. Nadal pozostała zauroczoną
kobietą na mój widok która się rumieni i zachowuje jak nastolatka.
Gdybym pewnie zapytał ją za co mnie kocha.... nie wiedziałaby. A ja
wiedziałem za co kochałem młotka, mojego młotka. Ten Naruto co stał
przede mną nie był moim młotkiem. Nie było w nim dawnej werwy.</p><p>- Sakura nie musi wiedzieć. Narobiłaby zakupów, nagotowała, a to nie potrzebne. - wzruszyłem ramionami. <br /></p><p>-
Sasuke... - podszedł bliżej. Jego lice wyrażało zmartwienie. Oh
niepotrzebnie, nawet nie zdawał sobie sprawy jak to na mnie działało.</p><p>-
Naruto, skąd się dowiedziałeś, że jestem w wiosce? - patrzyłem na
niego beznamiętnie chociaż wcale tego nie chciałem. Nie chciałem, aby
dowiedział się o moim sekrecie. Bałem się jego reakcji.</p><p>- Przez
chwilę wyczułem twoją chakre... potem zniknęła. Domyśliłem się, że ją
ukryłeś ponownie... Często tak robisz? - popatrzył na mnie z powagą.
Kolejny krok do przodu. Zbliżał się niebezpiecznie blisko. <br /></p><p>-
Daj spokój Naruto, masz. - wyminąłem temat. Z kabury wyjąłem zwój w
którym znajdowały się informacje na temat klanu Otsuki. Przyjął w
milczeniu przedmiot który mu podałem. Nawet on nie był takim idiotą,
żeby nie zauważyć zmiany tematu. Jednak w milczeniu zgodził się na to.</p><p>-
Przekaże to Saiowi i Shikamaru. Od razu zaczniemy pracę nad tym... -
zawahał się jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak ostatecznie nie
zrobił tego. Obserwowałem go w zamyśleniu. Co by było jakbym się
przemógł i bylibyśmy razem.</p><p>- Jesteś szczęśliwy? - mimowolnie
wyrwało się z moich ust. Niebieskie tęczówki spojrzały na mnie z
zaskoczeniem. Obydwoje nie spodziewaliśmy się takiego pytania. Zwłaszcza
z moich ust. Chłopak spojrzał na jakiś punkt za mną.</p><p>- Mam
rodzinę, jestem hokage... mam wszystko czego zawsze pragnąłem Sasuke... -
ponownie jego wzrok wrócił na mnie. Uniosłem prawy kącik ust do góry w
geście kpiny.</p><p>- Zawsze też chciałeś mnie w wiosce, gdzie to
marzenie? - chciałem sprzeczki. Chciałem wojny. Chciałem tego wybuchu.
Tej adrenaliny która zawsze nam towarzyszyła. Zazwyczaj nasze spotkania
były jałowe, bez wyrazu. Pragnąłem tej gammy uczuć u Uzumakiego.</p><p>-
Kurwa, przysięgam Sasuke! To było jedne z pierwszych marzeń! Tylko
jesteś pieprzonym tchórzem. Boisz się tutaj wrócić, ilekroć cie o to
proszę to masz to w dupie dattebayo! - wykrzyknął sfrustrowany. Ponowił
krok do przodu przez co niemal stykaliśmy się nosami. Był na tyle
blisko, że czułem jego oddech na swoim policzku. To była najbliższa
bliskość od kilku lat. Przymknąłem powieki.</p><p>- Uważasz, że się czegoś boje? - ponownie je otwarłem. <br /></p><p>-
Kogoś dattebayo! Rzadko widujesz się z Sakurą, Saradą. To twoja
rodzina Sasuke... - cicho wyszeptał. Przez moje ciało przeszedł
dreszcz.</p><p>- To dlaczego ty uciekasz przed swoją rodziną jak tak
dobrze ci w wiosce? - odparowałem. Nie chciałem się przed nim odkryć.
Nie mogłem. Nie chciałem zjebać wszystkiego jeszcze bardziej.</p><p>- J-ja nie uciekam! <br /></p><p>- Nie? To dlaczego siedzisz po nocach?! Naruto? - wypowiedziałem miękko jego imię. Patrzył na mnie rozszerzonymi źrenicami.</p><p>-
Czyli to prawda? Czasami przychodzisz? A ja głupi myślałem, że mam
omammy dattebayo! Że kurwa tylko mi się wydaje, że ciebie widziałem! -
wykrzyknął sfrustrowany. Złapał dłonią za poły mojego płaszcza
zaciskając przy tym palce. <br /></p><p>- Zawsze będę czuwał nad wioską
Naruto... to się nigdy nie zmieni... - odpowiedziałem zrezygnowany.
Schwyciłem dłoń blondyna, aby puścił moje ubranie. <br /></p><p>- To
dlaczego uciekasz, dlaczego nie chcesz tutaj zostać? - ciche pytanie. A
nasuwała się tylko jedna odpowiedź. Odpowiedź na którą nie mogłem
udzielić odpowiedzi. <br /></p><p>- Doskonale wiesz młotku, że pokutuje.
Potrzebuje tego... a zarazem robię to żeby chronić wioskę przed
niebezpieczeństwem. Przed takimi jak Kaguya... <br /></p><p>- Młotku? Już
nie pamiętam kiedy mnie tak nazwałeś draniu! - szeroko się uśmiechnął. W
ten specyficzny sposób. Uśmiech za który oddałbym wiele. Cholera,
byłem na krawędzi. Miałem cholerną ochotę go pocałować! A on mi tego
nie ułatwiał. Jego zapach otaczał mnie niczym szczelna powłoka.
Przymknąłem powieki. Wiedziałem, że będę rozpamiętywał to spotkanie non
stop, że będę cierpiał. Ostatkiem sił odsunąłem się od Uzumakiego. <br /></p><p>-
Nie odpowiedziałeś mi, dlaczego uciekasz przed Hinatą? - musiałem
zadać to pytanie. Cholera, musiałem. Nie nazywałbym się Uchihą. </p><p><br /><br /></p><p></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-35100894487379189962022-07-22T12:17:00.002+02:002022-07-22T12:17:15.306+02:00Latający Anioł XXXVII<div class="separator"><p style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img data-original-height="671" data-original-width="1191" height="336" id="image_1658484759128" src="https://img.wattpad.com/3bbfaff4aa61de938d1e99e4f5681a74ce370548/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f534979364432595a4768495479673d3d2d313235303033363135302e313730343166316132636166393331313938363330343135303835302e6a7067" width="595" /></p></div><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i><b>"(...)szczęście jest rzeczą osobistą (...) podczas gdy nieszczęścia dotyczą wszystkich." ~ Julio Cortazar - Gra w klasy</b></i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Po
chwili uśmiechnęła się. Zarzuciła ręce na ramiona Sasuke i mocno go
przytuliła. Obserwowałem to wszystko w milczeniu, a jednocześnie
przepełniało mnie cholerne szczęście. Ten kretyn naprawdę umiał
uszczęśliwić moją kochaną siostrę. </p><p><br /></p><p><b><u><i>( Naruko )</i></u></b></p><p> </p><p>Słysząc
słowa Sasuke zaniemówiłam. Nie spodziewałam się tego, nie teraz. A może
w ogóle? Samo szczęście rozpierało mnie na samą myśl, że byłam w ciąży.
Tak nieoczekiwanej, a jednocześnie w głębi serca czułam, że tak
potrzebnej i chcianej. A teraz to... Odłożyłam ostrożnie Hidekiego do
wózeczka. Przelotnie spojrzałam na jego słodką buźkę. Czy to możliwe,
aby nasze dziecko było tak podobne i jeszcze bardziej słodsze?
Przeniosłam wzrok na kruczowłosego który cierpliwie czekał na odpowiedź.
Jego onyksowe spojrzenie wręcz magnetyzowało, chciało abyś patrzyła na
niego bez końca. I tak zazwyczaj było. Nigdy nie mogłam się napatrzeć na
jego oczy. Cholera, chciałam go! Chciałam, abyśmy spędzili ze sobą całe
życie. Myślę, że mama byłaby szczęśliwa widząc to. Miałam nadzieję, że
patrząc na nas z góry cieszy się tak samo jak ja. A zarazem widziałam
oczyma wyobraźni jak odgraża się Sasuke, że jak mnie zdradzi to sama
skróci jego żywot. Szeroko się uśmiechnęłam, zarzuciłam ręce na ramiona
chłopaka.</p><p>- Oczywiście, że tak Sasuke! - z moich oczów zaczęły
płynąć łzy szczęścia. Nie mogłam sobie wyobrazić szczęśliwszego dnia.
Mój ukochany przytulił mnie do siebie. Zaciągnęłam się jego zapachem.
Palce zacisnęłam na czarnej marynarce. <br /></p><p>- Kocham cie Naruko. -
cicho wyszeptał do mojego ucha. Tak, abym tylko ja słyszała. Na te
słowa rozpłakałam się jeszcze bardziej. Cudowne było słyszeć to przy
całej mojej rodzinie, a jednocześnie tylko ja to słyszałam. Odsunęłam
się od chłopaka tylko po to, aby mógł mi wsunąć na palec pierścionek
zaręczynowy z czerwonym rubinem. Był piękny, a zarazem skromny.
Uśmiechnęłam się poprzez łzy. Zaczęłam smyrać opuszkami palców jego
kark. Cicho wyszeptałam.</p><p>- Też cie kocham Sasuke Uchiha. Dzięki
tobie ten dzień jest najpiękniejszy ze wszystkich. - oderwałam się od
niego. Wstałam z klęczek. Przez łzy popatrzyłam na mojego brata który
przytulał się do swojego chłopaka. Dostrzegłam wzruszenie na jego
twarzy. To był piękny obrazek tego. Tak chciałam zapamiętać całe moje
życie. Ich i mojego Sasuke. Nas razem. Wszystkich szczęśliwych. W
dodatku z nowym życiem. Moim i Sasu. Nic więcej się dla mnie nie
liczyło. Tak mógł się zatrzymać czas. Chciałam tego. Chciałam codziennie
przeżywać to od początku. Zamknąć w bańce szczęścia i nigdy jej nie
opuszczać. Pogłaskałam opuszkami palców swój jeszcze płaski brzuch.
Cieszyłam się cholernie, że będę mamą. Chciałam tyle pokazać naszemu
dziecku. Dać wszystko co najlepsze, sprawić, że będzie najszczęśliwsze
na świecie. Jednak w tym całym szczęściu czaił się mrok. Coś co
przysłaniało całe szczęście. Nieuleczalna choroba. Nie chciałam nikogo
tym obciążać. Chciałam się cieszyć tym co mam tutaj i teraz. Ramiona
narzeczonego przygarnęły mnie do siebie, oparłam się o jego umięśniony
tors. Jednak szybko się wysunęłam, podbiegłam do Naruto i przytuliłam
się do niego. Mój cholerny, starszy brat. Kochałam go tak bardzo mocno.
Nie mogłam sobie wyobrazić braku jego w moim życiu. Był jak moje
kończyny, płuca, serce. Był nierozerwalną częścią mnie. Moim
dopełnieniem. Nie mogłam sobie wyobrazić jego cierpienia, gdy odejdę.
Przecież obydwoje czuliśmy to samo. Byliśmy swoimi oddechami. A bez
oddychania nie da się żyć. Żałowałam tego, że to właśnie on będzie
musiał cierpieć przeze mnie. Nie zasługiwał na to. Kurwa tak cholernie
dużo wycierpiał w swoim życiu. Tyle strat. A teraz świeża strata Fumiko.
Kurwa, kurwa! Nie chciałam tego robić, nie chciałam tego idioty
zostawiać samego. Oni... oni nie mogą się o tym dowiedzieć, nie teraz.
Nie chciałam psuć tego szczęścia jakie stworzyliśmy. Chciałam na koniec
mieć te dobre wspomnienia. Wiem, że byłam cholerną egoistką jednak nie
mogłam inaczej. A nawet nie chciałam. Może nie było to właściwe, ale
było to jedyne co miałam. Szczęście o jakim marzyłam i w końcu je
dostałam. Z małym gratisem. <br /></p><p>- Kocham cie bracie. - cicho
szepnęłam wtulając się bardziej w jego objęcia. Potrzebowałam jego
bliskości. Tego kim był, kim byłam ja. <br /></p><p>- Też cie kocham
Naruko dattebayo! - jego głos był również cichy co nie zdarzało się zbyt
często. Jednak obydwoje nie baliśmy się głośno mówić o swoich
uczuciach. Po śmierci rodziców nauczyliśmy się nie chować swoich uczuć
do siebie. Nigdy nie wiedzieliśmy kiedy może być ostatni dzień. Tak samo
jak nigdy nie kończyć dnia na kłótni. Zawsze staraliśmy się godzić ze
sobą. Oderwaliśmy się od siebie. Itachi pocałował mnie w policzek i
lekko uścisnął. Cieszyłam się, że Naruto będzie miał w nim oparcie.
Itachi był mądrym, opiekuńczym mężczyzną. Ceniłam go za jego rady i
szczerość. A przede wszystkim za to, że potrafił uszczęśliwić mojego
brata. W dodatku miał rękę do Hidekiego. Naszą bańkę przerwał kelner z
jedzeniem.</p><p>- Co państwo zamówią? - był wysokim, szczupłym
mężczyzną. Jego podbródek zdobiła mała szrama, jednak to nie umniejszało
jego wyglądowi. Wręcz przeciwnie. Czekoladowe tęczówki, drobny nos oraz
wesoły uśmiech. Osoby która nie przejmuje się mało ważnymi rzeczami.
Oderwałam się od brata, usiadłam na czerwonej kanapie obok chłopaka.</p><p>-
Poproszę ramen, myślę że dwie porcje. - cicho się zaśmiałam widząc
reakcje brata. W jego oczach również pojawił się ten specyficzny błysk,
gdy słyszeliśmy jedno magiczne słowo. Nie raz prześcigaliśmy się kto zje
więcej. <br /></p><p>- Ja poproszę omusubi. - powiedział młodszy Uchiha.</p><p>-
Onigiri z wodorostami. - tym razem starszy Uchiha. Tylko ja z Naruto
wybraliśmy to samo, a zarazem zdawaliśmy sobie sprawę, że na jednej
misce się nie skończy. Kelner zanotował w swoim notesie, odszedł od nas z
uprzejmym wyrazem twarzy. Ponownie skupiłam wzrok na pierścionku. Był
piękny, przykuwał wzrok. I chyba właśnie o to Sasuke chodziło. Żeby
pokazać światu, że jestem jego. Spojrzałam na niego spod przymrużonych
powiek.</p><p>- Chcesz żeby świat zobaczył, że jestem twoja? -
uśmiechnęłam się łobuzersko, a na twarzy mojego partnera pojawiło się
politowanie.</p><p>- Oczywiście, że nie. Jednak jakby zauważyli byłoby miło Uzumaki. - zaśmiałam się. Dzień bez uszczypliwości to dzień stracony.</p><p>-
Czyżby? A duma Uchihy chyba by ucierpiała co nie? - poruszyłam
sugestywnie brewkami. Przez chwile tęczówki Saska zmieniły się na
czerwony? Albo mi się wydawało.</p><p>- Nie przeginaj Naruko, bo nie
będziesz mogła jutro chodzić... - na te słowa uśmiechnął się
sugestywnie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Naruto widząc
to wykrzyknął.</p><p>- Zboczeńce! Ja rozumiem Sasuke, bo to niewyżyty drań, ale ty siostra dattebayo?! <br /></p><p>- Nie wrzucaj mnie do jednej paki z tym głupolem! - burknęłam zakładając rękę na rękę.</p><p>-
Uzumaki nadal sobie grabisz, kara będzie adekwatna do twoich słów... -
przesunął opuszkiem palców po moim ramieniu, a mnie przeszła gęsia
skórka. Cholerny drań! Nawet się nie wstydził publicznie świntuszyć! A
jak ma temat poruszać o uczuciach to zachowuje się jak cymbał! Muszę go
zdecydowanie ustawić do pionu! Momentalnie moja pięść znalazła się na
jego głowie przez co jęknął. Zaczął masować swoją potylice.</p><p>- Auć, a to za co? - jego wzrok wskazywał na wyrzuty. Wzruszyłam ramionami.</p><p>- Dawaj siostra. pokaż mu że Uzumacy nie dadzą sobą pomiatać! - entuzjazm Naruto był zaraźliwy. Lekko się uśmiechnęłam. <br /></p><p>- Za to, że jesteś cholernym zboczeńcem, który mi grozi. - wytknęłam mu język. <br /></p><p>- I tak ma wyglądać całe 9 miesięcy? - burknął mrużąc przy tym powieki.</p><p>-
Jak będziesz zachowywał się jak dupek to niewykluczone. - prychnęłam,
jednak nadal się z nim przekomarzałam. Onyksowe tęczówki baczniej mi się
przyjrzały.</p><p>- Kobiety są straszne. - mruknął.</p><p>- Będziesz
miał okazje zobaczyć jaka jest brutalna... - tutaj o dziwo odezwał mój
brat. Na jego licu pojawił się wesoły uśmiech. <br /></p><p>- A to co tak się szczerzysz młotku? <br /></p><p>-
Nic nic dattebayo! - po tych słowach skupił się na Itachim który w
milczeniu nam się przypatrywał, a na jego twarzy był lekki uśmiech.
Domyślając się co mój brat ma na myśli przez swoją wypowiedź nie mogłam
mu mieć za złe. Jakby nie patrzeć miał rację. Zazwyczaj byłam mało
delikatna, jednak w ciąży mogłam być jeszcze bardziej okropna. W końcu
kelner przyniósł nasze dania i zaczęliśmy jeść.</p><p>- Mmm pycha, obym w
ciąży jadła jeszcze więcej. Chyba umrę jak dziecko nie będzie chciało
ramenu dattebane! - mruknęłam pełna zachwytu.</p><p>- No, dzień bez
ramenu to dzień stracony dattebayo! - dorzucił mój bliźniak ponownie
wsadzając do buzi porządną porcje makaronu. <br /></p><p>- Zwariować z wami. - mruknął kruczowłosy mężczyzna. Obrzuciłam go morderczym wzrokiem.</p><p>- Powiedział maniak pomidorów dattebane. - burknęłam pomiędzy jednym kęsem, a drugim.</p><p>-
Pomidory są zdrowsze niż te wasze zupki. - słysząc to wyprostowałam
się. Popatrzyłam na kruczowłosego mężczyznę morderczym wzrokiem. A moje
włosy zaczęły niebezpiecznie unosić się do góry.</p><p>- Zamilcz Uchiha,
zanim powiesz o jedno słowo za dużo. - trójka chłopaków widząc mnie w
takim stanie niemal się skuliła. Nawet bracia Uchiha którzy praktycznie
niczego się nie bali.</p><p>- Wybacz najdroższa, jeszcze jedna miseczka?
- uległy ton głosu nie pasował do niego, jednak nie przejmowałam się.
Miałam niedosyt więc pokiwałam głową. <br /></p>- Poproszę. - od razu na mojej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Ponownie zajęłam się jedzeniem. <p></p><p></p><p></p><p></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-85798377152921244912022-04-16T19:31:00.001+02:002022-04-16T19:31:56.766+02:00Latający Anioł XXXVI<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-84keOT1nZ9SwYBQmZMJtwbQaXhBkXNO6692273ccm3CxW7GioGw3V_7doVX5cE3DO31fkYYHN6E8f0bDgZABMeq8Lh4bFmJjX4cRacmFD5desJI_YYAoq-3JVQlF0RSe_rKBW4C4_PTdt8MaA-0Cr_U502NtWDwiux4ZBfopYxqdWLi9jiM4fHjJ/s1014/7122a53d559430163d4d03d315307896.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1014" data-original-width="736" height="523" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-84keOT1nZ9SwYBQmZMJtwbQaXhBkXNO6692273ccm3CxW7GioGw3V_7doVX5cE3DO31fkYYHN6E8f0bDgZABMeq8Lh4bFmJjX4cRacmFD5desJI_YYAoq-3JVQlF0RSe_rKBW4C4_PTdt8MaA-0Cr_U502NtWDwiux4ZBfopYxqdWLi9jiM4fHjJ/w379-h523/7122a53d559430163d4d03d315307896.jpg" width="379" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Szczęście jest rezultatem naszego osobistego wysiłku. Trzeba o nie
walczyć, dążyć do niego, upierać się przy nim, a czasami nawet szukać go
na drugim końcu świata." ~ Elizabeth Gilbert - Jedz, módl się, kochaj.</i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Od
pamiętnego spotkania na cmentarzu poczułem nowy przypływ energii.
Chciałem tego, chciałem tych zmian chociaż było to bolesne. Codzienne
wstawanie już nie było takie złe jak wcześniej. Zaczynałem powoli godzić
się z tym co się stało. Miałem dla kogo żyć.Każdego dnia odkrywam u
siebie coraz więcej siły. Dzięki Itachiemu zrozumiałem więcej. Chciałem
tego spotkania z Madarą oraz moim bratem. Chciałam zrozumieć ich
motywację. Miałem cichą nadzieję że zmienię Memme na lepsze. Jiraya.
Spisywał się na medal. To on w tym trudnym czasie był naszą podporą,
naszą siłą. Naruko była również nieoceniona. Nie patyczkowała się.
Przestała traktować mnie jak porcelanę. Dawała upust swojej frustracji.
Widziałem, że miała dosyć patrzenia na mój wrak. Wrak jakim się stałem.
Ona, aż za dobrze pamietała jaki stałem się po śmierci rodziców. Nie
chciała tego przeżywać ponownie. Zresztą... nie zasługiwała na to. Nikt
nie zasługuje, aby patrzeć jak ukochana osoba się stacza. Uniosłem
wzrok. Do mojego pokoju po cichu wszedł kruczowłosy mężczyzna. Posłałem
mu delikatny uśmiech.<br />- Hej dattebayo! - ostatnie kilka dni pozwoliło
mi na przemyślenie wielu spraw. Miedzy innymi te miedzy mną, a nim. Nie
chciałem zaprzepaścić szansy. Nie chciałem pluć sobie w brodę, że z
niego zrezygnowałem. Nie chciałem tracić więcej osób. Podszedł do mnie,
przytulił. Wtuliłem się w jego szczupłe ciało. Przymknąłem powieki. Tego
mi brakowało. Ciepła drugiej osoby. <br />- Witaj Naruto. - wyszeptał
cicho do mojego ucha. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wsunąłem nos w jego
nagi obojczyk. Cicho się zaśmiał z powodu łaskotek. <br />- Dziękuję, że
przyszedłeś. - mruknąłem. Długie, smukłe palce sunęły po moich pleckach.
Delikatne mrowienie przeszło przez moje ciało.<br />- To dla mnie czysta
przyjemność, przecież o tym wiesz. Oczywiście, że wiesz? - lekko mnie od
siebie odsunął. Jego czarna brew była uniesiona ku górze. Cicho się
zaśmiałem. <br />- No wiem, przecież się droczę... - pokazałem mu język.
Na jego licu pojawił się uśmiech. Od kilku dni był jakby bardziej
wyluzowany. Odprężony. Cieszyłem się, bo ta jego wersja była
przyjemniejsza dla oka. <br />- Wiesz o tym, że twoja siostra Naruko
zorganizowała nam podwójna randkę? - lekko przekrzywił głowę na bok.
Słysząc to zachłysnąłem się powietrzem. <br />- Że co dattebayo?! - wykrzyknąłem. Poderwałam się z miejsca i ruszyłem do drzwi. Ona była nieobliczalna. <br />-
Naruko!! - wrzasnąłem na cały regulator. Otwarłem drzwi, ruszyłem ku
jej sypialni. Cichy śmiech dobiegł mnie z tamtego pomieszczenia. <br />-
Tak braciszku? - z pokoju wyłoniła się jej rozczochrana czupryna.
Dostrzegłem, że bawiła się wręcz przednie. Doskonale wiedziała o co mi
chodzi. <br />- Co to za podwójna randka?! Jak ja mam z tym draniem
wytrzymać przy jednym stole? - wyrzuciłem ręce przed siebie. Siostra
podkręciła tylko głowa z rozbawieniem. Ja z młodszym Uchiha zawsze o coś
się spieraliśmy. Niejednokrotnie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie
Naruko bądź Itachi. <br />- Będziemy rodziną... a rodzina się integruje debilu. - pstryknęła mnie palcem w czoło. <br />-
Jaką znowu rodziną dattebayo? Jak ten debil nawet się nie oświadczył?! W
sumie to i lepiej. Nie będę musiał znosić palanta w domu. - ostatnie
zdanie burknąłem pod nosem. Dziewczyna cicho westchnęła. <br />- Chciałam
ci o tym powiedzieć na kolacji braciszku, ale jestem w ciąży. Będę
spodziewać się dziecka. - lekko się uśmiechnęła. A ja? Omal nie
zemdlałem. Rozejrzałem się po korytarzu. O ścianę opierał się mój
chłopak. I o dziwo uśmiechał się. Następnie popatrzyłem na siostrę.
Naprawdę się cieszyła. Będzie matką. Tak jak zawsze marzyła. Podrapałem
się z zakłopotaniem po potylicy. Jednak przypomniałem sobie jak później
cieszyła się z tego, że sam byłem ojcem. Jak mnie w tym wspierała.
Przecież nie mogłem być gorszy. Przygarnąłem bliźniaczkę do siebie, a
następnie mocno przytuliłem. <br />- Gratulacje dattebayo! Moja młodsza
siostrzyczka będzie mamą dattebayo! - uśmiechnąłem się. Ta natychmiast
uderzyła mnie pięścią w głowę. Jęknąłem. <br />- Cholerna minutę później się urodziłam debilu! A wypominasz mi to przy każdej okazji! - jednak pomimo incydentu uśmiechała się.<br />- Tak się ciesze, gratuluje szwagierko. - brat Sasuke podszedł i przytulił moja siostrę.<br />- Chociaż jeden normalny. - burknęła pod nosem, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy. <br />-
Pamiętaj, że mój syn będzie również straszy od twojego dziecka. -
pokazałem jej język po czym zacząłem uciekać na parter. Ta wariatka
zaczęła mnie gonić po całym mieszkaniu z zamiarem zamordowania mnie i
zakopania gdzieś w ogródku. A może jednak nie? A jak w lesie? Przecież
tam straszy! A ja się cholernie boje duchów! Z góry dobiegł nas głośny
śmiech Itachiego. Nie pamiętam kiedy ostatnio w naszym życiu był taki
radosny poranek. Taki beztroski. Pragnąłem takich więcej. Jednak w
kościach czułem, że ta Iliada lada moment się skończy.</p><p><u><i><b>( Popołudnie ) </b></i></u></p><p> Szliśmy
w kierunku restauracji. Pchałem przed sobą wózek z synkiem. Za rękę
natomiast trzymałem swojego chłopaka. Czułem się szczęśliwy. Jakbym miał
własną, prawdziwą rodzinę. <br />- Musimy tam iść? - jęknąłem
niezadowolony. Nie miałem ochoty oglądać zadowolonej gęby Uchihy. Mimo,
że mieliśmy jako taki sojusz to i tak wiecznie sobie dogryzaliśmy.
Pewnie jakbym bardziej się zastanowił nad naszą relacja to doszedłbym do
wniosku, że skomplikowani z nas przyjaciele. Jednak nie chciałem
dochodzić do takich wniosków. Zdecydowanie. <br />- Wiesz, że tak.
Gdybyśmy się nie zjawili to nie wiem, czy na ogródku by się skończyło.
Może jednak utopiłaby cię w jeziorze? - czarna brew uniosła się do góry,
a ciemne tęczówki spojrzały w moja stronę. Wzdrygnąłem się na samą
myśl. <br />- Nawet tak nie mów. Chyba wolałbym zginąć z ręki przyrodniego brata... - burknąłem pod nosem. <br />- Znaczy szybko i bezboleśnie? - kącik jego ust niebezpiecznie drgnął. Zmarszczyłem nos. <br />-
Mam taką nadzieje. Doskonale wiesz, że to furiatka. W dodatku
nieobliczalna. Jiraya mówi, że ona jest stu procentowa Uzumaki. Babka
była ponoć jeszcze gorsza. - skrzywiłem się. Pamiętałem jaka matka
potrafiła być straszna, gdy wpadła w szał. A Naruko godnie ją
reprezentowała, jak nie była jeszcze gorsza. Zatrzymaliśmy się. Przez
okno zobaczyłem moja młodsza siostrę. Trzymała za rękę Sasuke. Była taka
szczęśliwa. Oczy jej błyszczały i z uwielbieniem patrzyła na swojego
chłopaka. Przyjrzałem mu się. On również był zakochany. I było to
cholernie szczere. W tym momencie ostatnie zwątpienie rozpłynęło się
niczym mydlana bańka. Chciałem żeby ona miała kogoś takiego. I w końcu
stało się. Moja młodsza siostrzyczka już nie była młodsza siostrzyczka. A
ja spokojnie mogłem piecze przekazać Uchiha. W głębi serca wiedziałem,
że zaopiekuje się nią tak jak na to zasługuje. Nie był dupkiem i draniem
który bawi się uczuciami mojej kopi. On i Itachi... oni naprawdę
traktowali nas poważnie. Byli gotowi bronić nas za wszelka cenę. O
ironię losu będziemy bardzo bliska rodziną. Zaśmiałem się z rozbawieniem
czym przekułem uwagę kruczowłosego. <br />- Hmm? - mruknął. Uniósł czarna brew. <br />-
Nie uważasz, że to zabawne? Ty i ja? Moja siostra i twój brat? Jakie
życie potrafi płatać figle... nigdy nie przypuszczałem, że ja z siostrą
napatoczymy się na dwójkę braci z którymi będziemy planować przyszłość. -
lekko się uśmiechnąłem. Z rozczuleniem popatrzyłem na Hidekiego który
smacznie spał w wózku. Lekkie uściśnięciu dłoni sprowadziło mój wzrok na
rozmówcę. <br />- Uwierz mi Naruto... Nigdy nie myślałem, że kogoś
pokocham. Dawno temu twoja mama sprowadziła mnie na jasną stronę. Jednak
to ty umocniłeś to. Pokazałeś, że to była jedyna słuszna decyzja.
Żałuje tego kim byłem kiedyś. Jednak nie żałuje tego kim jestem teraz. A
raczej jaki stałem się dzięki robię. Dziękuje Naruto. Dziękuje, że
sprawiasz iż każdego dnia staje się lepszy. Kocham cię Naruto Uzumaki. -
przyciągnął mnie do siebie, a następnie pocałował. Odwzajemniłem
pocałunek lekko się przy tym uśmiechnąłem. <br />- Dziękuję dattebayo! - bez większych oporów wszedłem do lokalu. Skierowałem się do stolika, gdzie siedziała moja siostra. <br />-
Cześć draniu! Hej siostra! - wykrzyknąłem uśmiechając się przy tym.
Niebieskie tęczówki przeniosły się na mnie. Blondynka rozpromieniona
się, wstała i mocno mnie przytuliła. Następny w kolei był Itachi. Jednak
największym faworytem został mój synek, który obudzony czułościami
uraczył bliźniaczkę szerokim uśmiechem. Ta w odwecie zapiął z radości i
zaczęła go tulić. Drań popatrzył na nas kątem oka. <br />- Cześć młotku.
Itachi... - na dźwięk imienia brata lekko się uśmiechnął. On nigdy nie
ukazywał za bardzo emocji. Jednak tylko brat i Naruko sprawiali, że
można było dostrzec jakieś emocje. Zdradzał się. Nieznacznie, ale można
było to dostrzec. Usiadłem naprzeciwko mojego rywala. <br />- Gratuluje,
ciesze się, że traktujesz moją siostrę poważnie i kochasz ją. Jednak
jeżeli ją skrzywdzisz pożałujesz tego... - mój głos był śmiertelnie
poważny. Mówiłem to z absolutnym spokojem. Uchiha zdawali sobie z tego
doskonale sprawę. Byłem żółtodziobem. To fakt. Jednak broniąc to co
kochamy stajemy się silniejsi. I ja taki się stawałem po stracie Fumiko.
A co mogło się stać, gdyby zranił Naruko? <br />- Traktuje nasz związek
zupełnie poważnie Naruto... Jednak jeżeli wszyscy jesteśmy w
komplecie... Naruko uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? -
ku naszemu zaskoczeniu Sasuke uklęknął przed moją siostrą, z kieszeni
czarnej marynarki wyciągnął aksamitne pudełeczko. Otworzył wieczko.
Naszym oczom ukazał się czerwony kamień. Lekko się uśmiechnąłem.
Popatrzyłem na bliźniaczkę która zamarła z dzieckiem. Ostrożnie je
odłożyła. Jej wzrok spotkał się z tym onyksowym. </p><p> </p><p><b>Uff w końcu się udało! <br />Opłacają się korki w powrotach do domu :D<br />Tak o to w mieście udało mi się stworzyć nowy rozdział, akurat na święta <3<br />Dla was kochani życzę wszystkiego dobrego, zdrowia, radosnych chwil, spokoju ducha :*<br />I przede wszystkim w gronie bliskich wam osób <3</b> <br /></p><p></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-69516041569447510052022-04-03T10:50:00.001+02:002022-04-03T10:50:56.095+02:00NaruSasu - Ostatnie wspomnienie. Tam, gdzie rodzi się ból. <p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn5pxg0iVzMWPrKXjGlsWDRPwWc1I5gHYp36XtC1IasxnacNXIJxq4nH10g_mSJOKuEW5jj4hLcZsRGNgldkFiufS9Yd3s0jbQa-Bbzjr7ANFrxW5mZOI-UrtWfos-fir8dmJGlRsn7_w-aGuHm3rn1ZVC8Q2JVos93MV42efDAZT4Xn2BXFHsjPuO/s777/2035d9658172ed65aee8df2b902aad05.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="777" data-original-width="549" height="496" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn5pxg0iVzMWPrKXjGlsWDRPwWc1I5gHYp36XtC1IasxnacNXIJxq4nH10g_mSJOKuEW5jj4hLcZsRGNgldkFiufS9Yd3s0jbQa-Bbzjr7ANFrxW5mZOI-UrtWfos-fir8dmJGlRsn7_w-aGuHm3rn1ZVC8Q2JVos93MV42efDAZT4Xn2BXFHsjPuO/w350-h496/2035d9658172ed65aee8df2b902aad05.jpg" width="350" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p align="right"><u><i>"Przyjemniej, kiedy jesteśmy potrzebni i kiedy proszą o nasz przyjazd
choćby nawet niezręcznie, niż kiedy nas odrzucają jako niepotrzebnych." ~ Jane Austen - Perswazje</i></u> <br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>On
zawsze wracał. Tyle, że nie do mnie. Był kiedy ja bywałem poza wioską.
Unikał mnie, a może raczej wracał do ludzi których chciał widzieć. Sam
nie wiem jak to określić. W każdym razie nie widziałem go od momentu
tamtego pożegnania. A o nim opowiem wam nieco dalej. Z jednej strony
cieszyłem się, że nie spotykamy się. Nie chciałem, aby się dowiedział,
że umieram. Tak, umieram. Nawet babunia Tsunade o tym nie wie. Gdyby tak
się stało poruszyłaby niebo, a ziemie. Jednak... to nieuleczalne.
Najprawdopodobniej na to samo chorował Itachi. Ból jest niewyobrażalny,
gdy nie wezmę lekarstw. Nie jestem wtedy w stanie funkcjonować. Nawet
Kurama nie jest w stanie ulżyć mojemu cierpieniu. Wiem, że boli go widok
mojego cierpienia. Nawet temu futrzakowi jest mnie żal. Niekiedy
przejmuje nade mną kontrole, aby to on cierpiał, a nie ja. Kocham go.
Był ze mną od zawsze. Był moją opoką wtedy, gdy inni widzieli we mnie
potwora. Eh rozpisałem się tam, gdzie nie trzeba. Kontynuując przerwany
wątek. Z drugiej strony boli mnie to, że woli mnie unikać. Zwłaszcza, że
byliśmy niemal braćmi. Pamiętam, że nawet raz prawie udało mi się z nim
spotkać. A on uciekł jak ostatni tchórz. Od Sakury się dowiadywałem co u
Sasuke. Wydawało mi się, że między nimi zaczyna się układać, że wchodzą
w etap związku. Momentami miałem ochotę się rozpłakać. To ja chciałem,
być na jej miejscu. To ja chciałem być kochany przez tego idiotę. Być
jego miłością. Nie chciałem kochać jednostronnie. Kto tak miał wie o
czym mówię. To jak zadra w sercu. Non stop krwawi i nie znajdujesz
ujścia dla swoich emocji. Same imię ukochanej osoby potrafi wprawić się w
euforie bądź smutek. Taka miłość wyniszcza. I tak samo było ze mną.
Marniałem chociaż przed światem nadal grałem radosnego półgłówka. Tak
było lepiej. Nikt nie zadawał durnych pytań, nie próbował uszczęśliwiać
na siłę... Często wracałem myślami do tego wydarzenia. Wydarzenia które
zmieniło wszystko. A raczej tylko moje życie. Marne, bo marne. Jednak
moje, bo każdy z nas zasługuje na szczęśliwe życie. <br /></p><p><i>Uniewinnienie
Sasuke. W końcu mi się to udało. Udało mi się przekonać, że Sasu jest
niewinny i żałuje swoich czynów. Będę mógł go w końcu zobaczyć. Nie
posiadałem się z radości. Ruszyłem za Kakashim i Sakurą do celi naszego
kompana z drużyny. Wesoło pogwizdywałem. Zresztą nie tylko mnie
rozpierała radość. Każde z nas oddychało z ulgą. Sakura nawet zdążyła
uronić kilka łez. W końcu stanęliśmy w ciemnej, zimnej klitce. Jego
kruczoczarne włosy były jeszcze dłuższe niż zapamiętałem. Biały bandaż z
pieczęcią zasłaniał jego oczy. A strój? Nic się nie zmienił od wojny.
Wygodnie oparty o zimną ścianę siedział Sasuke.</i></p><p><i>-
Sasuke-kun! - wykrzyknęła koleżanka z drużyny. Już nie mogła wytrzymać.
Rzuciła się na niego, gniotąc go w uścisku. Ten lekko się skrzywił.
Uśmiechnąłem się pod nosem na tą reakcje. Sam wolałem pozostać z tyłu.
Nie chciałem zrobić czegoś głupiego. Przynajmniej nie teraz. Po kilku
minutach strażnik Uchihy rozbroił pieczęć, a z twarzy Sasuke zleciał
bandaż. Jego ciemne oczy od razu zlustrowały nas od stóp do głów.</i></p><p><i>- Miło cie widzieć Sasuke. - to Kakashi. On zawsze stara się załagodzić sytuacje. </i><br /></p><p><i>- Czy to już koniec? Mogę opuścić więzienie? - jego lodowaty ton głosu zmierzył do shinobi. Ten kwaśno się uśmiechnął.</i></p><p><i>-
Gdyby nie Naruto nadal byś tutaj siedział. Ciesz się, że masz takiego
przyjaciela. Gdyby nie to, nigdy nie zobaczyłbyś słońca Uchiha. -
wiedziałem, że nie jest zadowolony z tej sytuacji. Jednak przez wzgląd
na mnie wykonuje polecenia. Lekko się do niego uśmiechnąłem. Ten tylko
odwzajemnił gest i wyszedł. Napięcie rosło, a ja sam wolałem się nie
odzywać tylko uśmiechać jak palant. A przecież nie tak to sobie
wyobrażałem wielokrotnie.</i></p><p><i>- Może pójdziemy całą drużyną na
ramen, aby uczcić dzisiejszy dzień? Z powrotem jako team 7? - zapytałem
wesoło. To było jedyne co mi przychodziło na myśl, żeby cokolwiek
wydukać.</i></p><p><i>- Zwariowałeś? Sasuke-kun jest zmęczony i na pewno
o czym marzy to, aby się wykąpać i odpocząć! - silna pięść kobiety
uderzyła mnie w głowę. Skrzywiłem się. Nienawidziłem tego, że za dużo
sobie pozwala. A przecież kobiety nie uderzysz. Zacząłem masować bolące
miejsce.</i></p><p><i>- Idę do domu. - po chwili jego nie było. Zniknął.
Bezradnie popatrzyliśmy na siebie. Co było robić więcej? Każde z nas
wróciło do siebie. Usiadłem na parapecie. W milczeniu przypatrywałem się
spacerującym mieszkańcom. Nie byłem zadowolony z przebiegu spotkania.
Jednak zważywszy na okoliczności? Czego można było lepszego oczekiwać?
Nikt kto spędził tyle czasu w więzieniu nie tryska entuzjazmem, a tym
bardziej rzuca się wszystkim w ramiona. Przymknąłem powieki. Oparłem
policzek o chłodną szybę. Przysnąłem. Wyczuwszy w pomieszczeniu czyjąś
obecność rzuciłem kunaiem w tamtym kierunku. Otworzywszy oczy
zobaczyłem, że to już noc. Musiałem przespać kilka godzin. Z cienia
wyłonił się on.</i></p><p><i>- Sasuke? Co ty tutaj robisz? - popatrzyłem
na niego z zaskoczeniem. Nie często się zdarzało, aby ktoś odwiedzał
moją klitkę. Ten szyderczo się uśmiechnął.</i></p><p><i>- Przyszedłem ci
podziękować młotku. Wiem, że nie musiałem, jednak... W ramach
odkupienia chce tropić Ōtsutsuki i ich zabijać. Dlatego jutro
niezwłocznie wyruszam z wioski. Rozmawiałem o tym z Kakashim. Zgodził
się. </i><br /></p><p><i>- Tak szybko? - wyjąkałem z zaskoczeniem.</i></p><p><i>-
Straciłem rok Naruto. Nie chcę, by ponownie stało się to co przeżyliśmy
na wojnie. - ton głosu Uchiha był cichy i lekko smutny. Domyśliłem się,
że wspomina tamte wydarzenia jak i ostatnią rozmowę z bratem. Skinąłem
głową.</i></p><p><i>- Dlaczego mi to mówisz? Sakura wie? - musiałem zadać to pytanie.</i> <br /></p><p><i>-
Już u niej byłem. Chciałem chociaż w ten sposób wam podziękować za to
co dla mnie zrobiliście. - wzruszył ramionami. Zabolało mnie. Byłem
ostatni, chociaż tyle zrobiłem. Było to egoistyczne. Wiedziałem o tym,
jednak...</i></p><p><i>- Kocham cie Sasuke. - wypaliłem. Wiedziałem, że
to moja ostatnia szansa. I więcej ich nie będzie. Po tych słowach
poczułem jak moje policzki robią się czerwone. Sasuke z zaskoczeniem
popatrzył na mnie, jednak też gdzieś w tym spojrzeniu czaił się gniew.</i></p><p><i>-
Jak mnie kochasz Naruto?! Nie możesz mnie kochać! - wykrzyknął.
Wściekłość się z niego wylewała. Spiąłem się. Nie tego się spodziewałem.</i></p><p><i>- Jakoś tak wyszło... - wymamrotałem. Czułem jak powoli zaczynają mnie piec powieki. Chciało mi się płakać. </i><br /></p><p><i>-
To niedopuszczalne Naruto! Ja chce założyć rodzinę, odbudować klan!-
odwrócił się na pięcie. Wyciągnąłem ku niemu dłoń jednak szybko ją
opuściłem.</i> <br /></p><p><i>- Przepraszam Sasuke. - cicho wyszeptałem.
Wszystkie siły jakie miałem opuściły mnie. Czułem się jak balonik który
ktoś przedziurawił. Moje serce krwawiło. Czy można było prosić o gorsze
zakończenie? </i><br /></p><p><i>- Nie chcę cię widzieć Naruto. Nigdy
więcej. - cicho wyszeptał po czym opuścił moje mieszkanie. Opadłem na
podłogę i zacząłem płakać. Właśnie straciłem przyjaciela. I moją miłość.</i> <br /></p><p>Na
wspomnienie tamtych chwil nadal czułem smutek. Teraz sam staram się
wybywać z wioski jak wiem, że ma być. Biorę długoterminowe misję.
Oddalam się od ludzi. Nie chcę się więcej przywiązywać. Często jestem u
Gary. On doskonale zna sytuację. Często stara się mnie pocieszyć. Jednak
obydwoje wiemy, że na dłuższą metę tak się nie da funkcjonować. Pisząc
to, staram się zapomnieć. Wylać z siebie to co mnie trapi. Ponownie
dzisiejszego dnia wypluwam z siebie krew. Ból zrobił się znośniejszy po
zażyciu tabletek. Znalazłem kryjówkę i nie chcę jej opuszczać, aż do
dnia śmierci. Nie chcę, by bliscy widzieli jak umieram. Jak z dnia na
dzień moje życie dobiega końca. Ostatnie poprawki. Ostatnie pieczęcie
maskujące. Dzięki Kuramie jestem w stanie to zrobić. Czytając to pewnie
mnie już nie ma. Nie żyję. Zrobiłem to co uważałem za konieczne. Tutaj
wysyłam swoje współrzędne oraz pieczęć odblokowującą. Proszę...
pochowajcie mnie z rodzicami. Cieszę się, że się z nimi spotkam. Tamto
spotkanie z mamą i tatą wiele dla mnie znaczyło. W końcu będę miał
rodzinę o której marzyłem od dziecka. I temu staremu zboczeńcowi będę
mógł nagadać. Doskonale wiem, że babunia płakała. Ona go też kochała.
Jednak zbyt późno sobie to uświadomiła. Kocham was wszystkich. <br /></p><p align="right">Naruto Uzumaki-Namikaze. <br /></p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-71241387458572723262021-12-21T21:46:00.001+01:002021-12-21T21:46:53.950+01:00NaruSasu: Komplikacje.<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjun2P9sQrpMFlck1hNVu1LvDaZDMF7aSCTYWtBLACXtUqt8ES5Z0aw9BaRqZO7Ic19yTaGAfEaVVUv5dAncIx8mTA5EgFFN7pNlIAU3S3Yk7-0nFFtONh_dFV-2CZmnWaWrIBJQNvZtadJV9x4anCoTLIWjsZnOALcDvbWehrHWbY9g56UhrxE7oBq=s533" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="533" height="411" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjun2P9sQrpMFlck1hNVu1LvDaZDMF7aSCTYWtBLACXtUqt8ES5Z0aw9BaRqZO7Ic19yTaGAfEaVVUv5dAncIx8mTA5EgFFN7pNlIAU3S3Yk7-0nFFtONh_dFV-2CZmnWaWrIBJQNvZtadJV9x4anCoTLIWjsZnOALcDvbWehrHWbY9g56UhrxE7oBq=w548-h411" width="548" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Poczułam ucisk w klatce piersiowej, która zapadła się, rozbiła w pył,
rozpadła na kawałki i zmiażdżyła mi serce." ~ Holly Bourne - To zdarza się tylko w filmach.<br /></i></u></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Jego krew spływa pomiędzy moimi palcami. Wpatruje się w tą krwistą
czerwień. Szok odbiera mi mowę. To tak nie miało być. On nie miał ginąć
starając się nas chronić. Gdy wszyscy straciliśmy czujność on ją
zachował. I przypłacił za to życiem. Ostatnim tchem Madara przebił go
czarnym prętem. Moje tęczówki nadal są rozszerzone. Czuje jego ciepłe
ciało które leży w moich ramionach. Spojrzałem na lekko opalona twarz.
Wpół przymknięte powieki i cholerny błękit oczów. Wpatrywał się we mnie.
<br />- Naruto... - cicho szepnąłem. Na jego idiotycznej twarzy pojawił
się delikatny uśmiech. Zerknąłem kątem oka na łkająca Sakure. Obydwoje
doskonale wiedzieliśmy, że nie da się go uratować. Nawet twarz
Kakashiego była jakaś mokra. Czyżby i on płakał? Ponownie skupiam wzrok
na głupku. <br />- Czy ty właśnie płaczesz draniu? - z jego ust wydobył
się kaszel. Przymrużyłem powieki. Starałem się z całych sił, aby nie
płakać. Nie teraz. Nie przy tych wszystkich ludziach. Nie chciałem, aby
wiedzieli jak wiele dla mnie znaczy. Nie po tym jak go traktowałem, nie
po tym jak wiele dla mnie robił, a ja zachowywałem się jak skończony
dupek. Nie mogło to się tak zakończyć. Gdzie nasze wspólne, radosne
zakończenie? Mieliśmy się w końcu dotrzeć, odnaleźć. <br />- Wydaje ci się
Usuratonkachi. To tylko twoje płonne marzenie - na moim licu pojawił
się ledwo widoczny uśmiech. Krew z jego rany nie przestawała cieknąć
pomimo starań naszej koleżanki z drużyny. Spojrzałem na nią.<br />- Możesz
nas zostawić na chwile samych? - jej zielone spojrzenie wyrażało
zrozumienie. W lot zrozumiała, że darze go cholernie wielkim uczuciem,
że potrzebuje tego pożegnania. Nieznacznie odeszła na bok dając nam
chwile intymności. <br /></p><p>- Naru... uciekałem tak długo przed
przeszłością, chciałem zemsty. Wszystko inne było nieważne. Zaślepiało
mnie tylko to jedno uczucie. Przez to nie byłem w stanie dostrzec tego
co miałem tuż przed oczyma. Ciebie. Nie chciałem dopuścić do siebie
świadomości, że jesteś ważny. Nigdy tego nie chciałem, bo okazałoby się,
że wszystko co wiedziałem i dążyłem okazałoby się jednym wielkim,
pierdolonym kłamstwem. Nie chciałem tego. Chciałem siły. Siły, aby
dorównać tobie. Aby nie zostać z tyłu i udowodnić coś mojemu bratu.
Chciałem być wam równy. Jednak, gdy dokonałem swojej krucjaty nie było
nic, była cholerna pustka. Jednak ty kolejny raz nie dałeś o sobie
zapomnieć. Znowu się pojawiłeś ze słowami, że jestem dla ciebie ważny,
że zależy ci na mnie. Wtedy powoli zacząłem sobie uświadamiać jak
wielkim głupcem jestem. Jak ważny dla mnie jesteś. Tuż przed wojną
obiecałem sobie naprostować nasze życie, naszą relację... Kurwa! -
wykrzyknąłem sfrustrowany. Dlaczego życie mnie nie oszczędzało?
Dlaczego, gdy na kimś mi zależało los mi odbierał tą osobę? Cichy
śmiech? a może bliżej było to do charchotu? Ten odgłos rozproszył moje
myśli. Ponownie popatrzyłem na Uzumakiego.</p><p>- Miałem świadomość, że
to może się w ten sposób skończyć Sas... wiedziałem, że jeden z nas
może zginąć, że mogłem to być ja... w moim mieszkaniu pod komodą jest
przyklejona koperta... tam będzie wszystko napisane. Nie potrafię mówić
wprost o swoich uczuciach... - lekko zamglone spojrzenie komunikowało,
że coraz mniej czasu nam zostaje. Chciałem coś wtrącić jednak delikatne
ściśnięcie mojej dłoni nie pozwoliło mi na przerywanie umierającemu.</p><p>-
Gdy umrę... Kurama się kiedyś odrodzi... zaopiekujcie się nim, proszę.
Ja wiem, że będzie wariował z wściekłości... jednak nie pozwólcie nikomu
go skrzywdzić. Nie za-asługuje na to... - po policzku nastolatka
spłynęła samotna łza. Sam miałem ochotę zapłakać. Jednak nie chciałem,
aby to było ostatnie co zapamięta. Wymusiłem na twarz sztuczny uśmiech.
Nie było to trudne. Wielokrotnie musiałem to robić do osiągnięcia swoich
celów. <br /></p><p>- Obiecuję Naruto, zajmę się nim. Nie pozwolę, aby
ktokolwiek go skrzywdził... - ścisnąłem coraz zimniejszą twarz. Na
twarzy blondyna pojawiło się zakłopotanie. <br /></p><p>- Karin... ona
jest w ciąży ze mną... - ledwo słyszalny głos wprawił mnie w osłupienie.
Jak? Kiedy? Dlaczego ta idiotka nic mi nie powiedziała?! <br /></p><p>- Kiedy? - wymsknęło mi się nim zdążyłem pomyśleć. Naruto przymknął powieki. <br /></p><p>-
Kilka miesięcy temu... po tym jak mnie potraktowałeś, niemal zabiłeś...
byłem w rozsypce, oboje byliśmy... - widząc, że nic więcej nie mówi
potrząsnąłem jego kruchym ciałem, jednak on był jak szmaciana laleczka.
Nie poruszył się ani teraz ani później, gdy w histerii zacząłem trząść
nim coraz więcej. Zmarł zostawiając mnie w poczuciu winy. Idiota!</p><p><br /></p><p><b><u><i>( Dwa miesiące po wojnie )</i></u></b></p><p><br /></p><p>W
końcu odważyłem się odwiedzić jego lokum. Przekradłem się pomiędzy
budynkami, wślizgnąłem się przez okno do mieszkania Uzumakiego. Kurz
zatańczył pod moimi stopami. Nikogo najwidoczniej tutaj nie było odkąd
odbył się pogrzeb. Rozejrzałem się po dobrze mi znanym mieszkaniu.
Pomarańczowe ściany, a na nich ramki ze zdjęciami. Podszedłem bliżej.
Dostrzegając nasze dziecięce twarze poczułem ból. Byliśmy kiedyś tacy
szczęśliwi oraz beztroscy. Brakowało mi tego młotka. Zarazem czułem żal,
ponieważ nasze nastoletnie zdjęcia już nie zawisną. Przesunąłem
opuszkami palców po jedynej, a zarazem zakurzonej komodzie. Pamiętałem,
gdzie trzyma kopertę więc zwinnie ją wydobyłem. Była dość gruba, jednak
dostrzegając mało staranny charakter chłopaka lekko się uśmiechnąłem.
Usiadłem na jego łóżku. Zaskrzypiało pod moim ciężarem, a kolejne tumany
kurzu wzbiły się pod moim ciężarem. Miałem to gdzieś. Przez chwilę
trzymałem tylko w dłoniach i tępo wpatrywałem się w znaleziony pakunek. W
końcu ostrożnie otworzyłem. Wypadło z niej kilka zdjęć, oraz list. List
który może odpowie na tak dużą ilość moich pytań. <br /></p><p><i>" Cześć draniu!<br />Skoro
to czytasz pewnie nie miałem tego szczęścia osobiście ci powiedzieć.
Może to i lepiej, sam nie wiem czy byłbym w stanie ci to wydukać. Kurama
mówi, że nie. Całe życie podążałem za tobą, szczenięcą miłością. Mimo,
że obok mnie powoli było coraz więcej bliskich mi osób ja nie potrafiłem
tego docenić w stu procentach. Zawsze stawiałem ciebie na pierwszym
miejscu. Pragnąłem, abyś wrócił. Na początku ze względu na Sakure.
Błagała mnie, abym cie sprowadził. I niemal tak się stało. Pamiętasz
naszą pierwszą prawdziwą walkę? Byliśmy tylko ja i ty. Tak wiele się z
niej dowiedzieliśmy o sobie. A ja się tylko upewniłem, że nie robię tego
dla niej. Tylko dla siebie. Ja również pragnąłem cie ściągnąć z
powrotem. Byłeś niczym zdobycz. Jednak za każdym razem byłeś o krok do
przodu, odrzucałeś mnie. A ja nadal uparcie dążyłem do tego aby cie
zdobyć. Jednak coś kosztem czegoś dattebayo! Za każdym razem miałem
wrażenie, że zostaje mi wyrywane serce. Kawałek po kawałeczku. To byłeś
ty Sasuke. Jednak nie potrafiłem przestać. Byłeś niczym narkotyk. Senne
wspomnienie. Uzależniłem się. Byłem jak narkoman. Gdy raz zacząłem nie
potrafiłem przestać. Nie mam pojęcia, czy nadal byłbym w stanie kochać
cie takiego jakim się stałeś. Gdzieś tam pamiętałem cie jako małego
chłopca którym byłeś nim odszedłeś. Karmiłem się tym obrazem. Żałuję, że
nie byłem w stanie się przekonać, czy to za czym goniłem tyle lat nie
było ułudą. Chciałbym wierzyć, że pokochałbym cie jeszcze bardziej.
Jednak nigdy nie żałowałem tego czasu który spędziłem goniąc za tobą.
Mam prośbę... Karin powiedziała mi, że jest ze mną w ciąży... Proszę
zaopiekuj się nimi. Nie pozwól, by coś złego stało się z nimi. Zwłaszcza
z dzieckiem... Wiem, że proszę cie o wiele. Może mnie nawet nie
kochasz. Może właśnie znienawidziłeś po tym co napisałem... jednak
zawsze pragnąłem rodziny. Nie miałem swojej jednak... sam wiesz... Sam
równie mocno pragnąłeś odzyskać rodzinę... dattebayo! <br />Kocham cie Sasuke
Uchiha.<br /></i><i>Naruto Uzumaki-Namikaze."</i></p><p>Zacisnąłem palce na pergaminie. Powieki mnie piekły, pozwoliłem kilku łzą kapnąć na list przez co niektóre litery się zamazały.
Usuratonkachi. Ty głupi durniu. Jednak jednego byłem pewien. Dopełnię
złożonej obietnicy i będę chronił Karin z dzieciakiem. Może nie będę żył
z nimi na co dzień, jednak z daleka. Z tego co udało mi się dowiedzieć
miała się ona wprowadzić za jakiś czas do mieszkania młotka i osiąść w
naszej rodzinnej wiosce. Może go kochała. Nie wiem. Jednak miałem
świadomość, że jedyną osobą na której mu zależało i kochał byłem ja. I
nawet żadna Karin nie była w stanie tego zmienić. Z kolan podniosłem
zdjęcia, odwróciłem je w drugą stronę. Dostrzegając co się na nich
znajduję rozszerzyłem tęczówki. Przycisnąłem je do piersi. Ten głupi
młotek musiał zdawać sobie doskonale sprawę ile to będzie dla mnie
znaczyć. Już zawsze będę mu za to wdzięczny. Schowałem wszystko
ostrożnie do koperty i ponownie ją zakleiłem. Wsunąłem ją do kieszeni
peleryny. Bezszelestnie wymknąłem się oknem w ciemność jaka panowała w
Konoha. <br /></p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-92103227077275070292021-12-15T20:48:00.000+01:002021-12-15T20:48:02.839+01:00Latający Anioł XXXV<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjvc5HyxJGe0FwNPeRV_HH9eHHVOxTkzPHX2txj_lXM0JFp1uM5yhVDIhLcFdlxv6jREqq31Nq1zcjOy-SZC10AapnNJjuHEbifvORPtGpVe2TEF6JAbltPgnt4dDVIqs4gRGpe-wiEBpbHc2U9rQlUWO8LCHxmfVv5jXduy18G9Ilfx6qGr3ecvRMV=s500" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="400" height="533" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEjvc5HyxJGe0FwNPeRV_HH9eHHVOxTkzPHX2txj_lXM0JFp1uM5yhVDIhLcFdlxv6jREqq31Nq1zcjOy-SZC10AapnNJjuHEbifvORPtGpVe2TEF6JAbltPgnt4dDVIqs4gRGpe-wiEBpbHc2U9rQlUWO8LCHxmfVv5jXduy18G9Ilfx6qGr3ecvRMV=w426-h533" width="426" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p style="text-align: right;"><u><i>"(...) jedyne wyjście to wybaczyć. Sobie, innym, światu, okolicznościom.
Wybaczyć i iść do przodu z czystym sumieniem, które wkrótce zabrudzi się
na nowo różnymi grzeszkami i błędami, aby znów i znów dokonać
rozrachunku, wybaczyć i ponownie startować z czystą kartą." ~ Agnieszka Lingas -Łoniewska, Wybaczenie </i></u></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Miesiąc. Równy miesiąc
minął odkąd zmarła. Dopiero po takim czasie pozwoliłem sobie na
przyjście tutaj. Nie było to wcale dla mnie łatwe. W ogóle nie było.
Jednakże Naruko w końcu porządnie się na mnie wkurwiła i zaciągnęła
tyłem. W ogóle nie chciała słyszeć jakiejkolwiek wymówki. Na koniec
zbiła mnie na kwaśne jabłko, odchodząc ze słowami "Nie takiego tchórza
miała za przyjaciela". Nawet nie miała pojęcia w jakie sedno trafiła.
Jak jej słowa odnosiły się do rzeczywistości. Wolałem samotnie
nadstawiać karku i zabijać upadłych niż przyjść na grób Fumiko. Teraz
stałem jak kołek i wpatrywałem się w brzoskwiniową płytę nagrobną. Złote
litery, aż raziły moje tęczówki. Dostrzegając na pomniku zdjęcie z jej
uśmiechniętą buzią poczułem ból. Momentalnie poczułem jak powieki
zaczynają mnie piec, a mi zbiera się na płacz. <br /></p><p>- Fumiko... -
wyszeptałem powstrzymując się od płaczu. Zwinąłem dłonie w pięść. Nie
potrafiłem sobie poradzić z tym wszystkim. Byłem rozpierdolony
psychicznie. Nie potrafiłem się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie
umiałem się postawić do pionu. Być takim jakim byłem wcześniej. Ona i ja
doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że od przeprowadzki tutaj stałem się
lepszym człowiekiem. Już nie byłem Kyu. Byłem Naruto Uzumaki. A teraz
ponownie stawałem się osobą którą nie chciałem być. <br /></p><p>-
Przepraszam cie, że dopiero teraz. Nie potrafię sobie przebaczyć, nie
potrafię funkcjonować z myślą że poświęciłaś się dla takiego śmiecia
jakim jestem. Mam wrażenie, że cie zawiodłem. Mam świadomość, że
wiedziałaś kim byłem wcześniej. A teraz ponownie staczam się po równi
pochyłej. Na pewno nie daje ci powodów do dumy, jednak nie potrafię
inaczej. Twoje odejście sprawiło, że stałem się małym, bezradnym
chłopcem. Zagubionym, zranionym, z poczuciem winy. To cholernie trudne
dattebayo. Kurwa! Jestem beznadziejny - ponownie zacisnąłem pięści.
Czułem jak po policzkach spływają mi słone łzy. Coraz bardziej
zaczynałem się rozklejać. Jednak w tym momencie miałem to w dupie.
Potrzebowałem tego. Potrzebowałem, aby się wygadać. Zrzucić z siebie
ciężar który przygniata mnie coraz bardziej i bardziej. <br /></p><p>-
Dlaczego? Dlaczego uknuliście spisek tym samym wykluczając mnie?
Myślałem, że jesteśmy na równi! Nie potrafię przebaczyć chociaż wiem, że
chcieliście dobrze. Nadal kocham tego nadętego dupka jakim jest Itachi.
Tak bardzo chciałbym się z tobą zobaczyć, porozmawiać. Potrzebuje
ciebie i twojej mądrości. Nie potrafię zrozumieć jak to się stało, że
mam przyrodniego brata. Chciałbym, żeby stał się taki jak ja, Naruko,
ty, Itachi. Po prostu dobry. Nie wiem, czy będę w stanie walczyć
przeciwko niemu... Użycz mi swojej siły Fumi... - w tym momencie na
dobre się rozpłakałem przypominając sobie nasze nie dość łatwe początki.
Z rozbawieniem przypomniałem sobie jak bałem się tej kobiety. Jak
potrafiła każdego z nas postawić do pionu, a jednocześnie zaopiekować
się każdym z nas. Wyczuwała nasze nastroje i starała się nam pomóc.
Widziałem po całej drużynie, że każdy z nas miał większe bądź mniejsze
poczucie winy. Nikt z nas nie doceniał Fumiko na tyle na ile
zasługiwała. Usiadłem na zimną podłogę, objąłem się ramionami.
Pozwoliłem sobie na cichy płacz. Czułem się nieco lżejszy, mniej
przytłoczony. Musiałem siostrze podziękować. Miała rację, potrzebowałem
tego. Czując czyjeś ciepłe ramiona uniosłem zapłakaną twarz do góry.
Widząc niewyraźną twarz kruczowłosego mężczyzny wstrzymałem oddech.</p><p>-
Itachi... - wyszeptałem na jednym oddechu. Mogłem się tylko domyśleć
jak beznadziejnie w tym momencie wyglądałem. Jak mięczak i mazgaj.
Mocniej mnie do siebie przytulił, a ja sam sobie na to pozwoliłem.
Potrzebowałem w tym momencie kogoś przy kim poskładam się w miarę do
kupy.</p><p>- Naruto... - jego ciepły oddech owiał mój lekko chłodny
policzek, a moje ciało przeszła gęsia skórka. Po tak długim czasie moje
ciało nadal reagowało na jego głos, bądź dotyk. Przymknąłem powieki
starając się z całych sił uspokoić moje ciało. Chciałem, a jednocześnie
nie chciałem tego.</p><p><br /></p><p><i><b><u>( Itachi)</u></b></i></p><p><br /></p><p>Dostrzegając
samotnego Naruto poczułem ekscytację. Już jakiś czas temu starałem się
go unikać. Nie chciałem ranić samego siebie. Patrzenie na niego i nie
móc dotknięcia go sprawiała mi niewyobrażalny ból. Kochałem tego
gamonia. Byłem zły na siebie, że go zraniłem jednak jego życie było
ważniejsze. Dlatego uczyniłem mniejsze zło. A teraz widząc jaki
bezbronny i załamany jest poczułem niewyobrażalny ból. Cierpiał. A gdy
on tak się czuł to i ja tak się czułem. Obejrzałem się za siebie.
Dostrzegając odchodzącą Naruko poczułem wdzięczny. Nie spodziewałem się
ujrzeć kopi mojego ukochanego w moich drzwiach. Bez zbędnych słów
zawlokła mnie na cmentarz i kazała temu jak to określiła "debilowi"
pomóc i ogarnąć się. Nie potrafiła patrzeć na jego cierpienie.
Wiedziała, że coś ukrywa i nie może jej tego wyjawić. Nie teraz.
Rozumiała i nie miała żalu. Jednakże domyślała się, że ja wiem więc będę
w stanie bardziej mu pomóc niż ona z brakiem tej wiedzy. Była cholernie
bystra. I bezpośrednia. Będę miał u niej dług do końca życia.
Podszedłem do skulonego blondynka, a następnie przygarnąłem go do
siebie. Zaciągnąłem się jego zapachem. Tak zapomnianym, a jednocześnie
tak dobrze znanym. Widząc zamglone, zapłakane niebieskie tęczówki miałem
ochotę zamknąć Uzumakiego w uścisku i już nigdy więcej nie puszczać.
Nie chciałem, aby kiedykolwiek jeszcze płakał. Jednak życie nie jest
kolorowe. Doskonale to wiedziałem. Również Naruto musiał mieć tego
świadomość i nikt nie mógł mu oszczędzić tego bólu. To była nieodłączna
część życia. <br /></p><p>- Itachi... - słysząc cichy szept zamarłem.
Brakowało mi tego. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie to z całą
jasnością. Nie mogłem ponownie zaprzestać. Musiałem go odzyskać. Nie
ważne jak długo to będzie trwało... Pierwszy raz zależało mi na kimś tak
bardzo jak na nim... Był kimś za kogo byłem w stanie poświęcić swoją
nieśmiertelność wraz ze skrzydłami. <br /></p><p>- Naruto... - starałem
się ukryć drżenie mojego głosu. Mocniej go do siebie przytuliłem.
Oparłem podbródek o jego głowę. Czując jak jego mięciutkie włoski
łaskotają moje policzki leciutko się uśmiechnąłem. Po chwili
spoważniałem. Musiałem z nim porozmawiać. Uświadomić, że nie jest
niczego winny, że nie ma się obwiniać o coś na co nie ma wpływu.
Odsunąłem nieznacznie chłopaka od siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
Dostrzegłem, że nieco się uspokoił.</p><p>- Wiesz głupku, że nie masz o
co się obwiniać? Fumiko zależało na tym. Chciała oddać za każdego z was
życie. W ochronie was i swoich ideałów. Nawet mi zabroniła się
poświęcać. Jak to powiedziała " Tylko strażniczka może godnie umrzeć
wykonując swoje powinności. Spróbuj mi przeszkodzić Uchiha, a twoja
śmierć będzie trwała tysiąclecia." Kochała was, chciała poświęcić swoje
życie w waszym imieniu... więc przestań się obwiniać i mazać o coś na co
nie masz wpływu Naruto. Hańbisz jej poświęcenie. Ona nie chciałaby
tego. Nie chciałaby widzieć jak się staczasz. Jak stajesz się kimś kim
nie chciałeś być. Doskonale wiesz, że gdyby tutaj z nami była to
sprałaby cie na kwaśne jabłko. Nie przejmowałaby się, że złamie ci
gnaty. - popatrzyłem w rozszerzające się błękitne tęczówki. Wiedział, że
ja o wszystkim wiem, że wiem o Kyu. Zagryzł dolną wargę.</p><p>- Masz
rację, głupi jestem. Marnuję energie na coś nieistotnego. Zamiast się
skupić na kluczu robię z siebie idiotę oraz ranię wszystkie bliskie mi
osoby. Nie wybaczyłaby mi. Przetargałaby mnie tak, że zapomniałbym jak
się nazywam. Masz rację Itachi, użalanie się nad sobą tylko hańbi jej
czyn. To jak plucie na jej grób. - dostrzegając determinację w jego
spojrzeniu oraz ten dobrze znany błysk odetchnąłem nieznacznie z ulgą.
Radość i duma niemal mnie rozpierała. To był mój Naruś. Naruś który w
nas wszystkich wepchnął trochę słońca. Zmierzwiłem jego blond włosy.</p><p>-
Jestem z ciebie dumny Naruto. Tego musisz się trzymać. Inaczej
przegramy. Nie możemy dać satysfakcji tej masochistce. - lekko się
uśmiechnąłem. Pamiętałem doskonale jaki łomot mi spuściła, gdy
usłyszała przypadkiem jak ją nazwałem. Byłem niemal pewien, że tam
gdzie jest wygraża mi pięścią i szykuje mi długą i powolną śmierć. <br /></p><p>-
Muszę podziękować Naruko. To przez nią podniosłem się z dna mentalnego.
Gdyby nie ona nadal bym uciekał. Gdyby nie ona nie spotkalibyśmy się...
- przyciągnął mój wzrok. W milczeniu wpatrywaliśmy się w siebie.
Delikatnie wsunąłem dłoń w jego. Nie zostało to może odwzajemnione,
jednakże też nie zostało to odrzucone. Czyżby miał to być dobry znak?</p><p>- Czy... czy kiedykolwiek mi wybaczysz? <br /></p><p>-
Nie wiem, naprawdę... Muszę sobie na nowo poukładać wszystko w głowie.
Jednak nie mówię nie dattebayo! - przez jego twarz przemknął lekki
uśmiech. Coś nowego ostatnim czasem, a jednocześnie coś znanego.
Pozwoliłem sobie na uniesienie kącika ust ku górze. Podniosłem się do
góry, wyciągnąłem rękę do dziedzica.</p><p>- Wstawaj, idziemy stąd. Inaczej pochorujemy się. <br /></p><p><br /></p><p><b>Dobry wieczór!<br />Po tak długiej niemocy udało mi się coś sklecić ;/<br />Zdaje
sobie sprawę, że może szału z tego nie ma jednakże cieszy mnie/mam
nadzieję, że drgnęło coś u mnie w środku i ponownie będę w stanie pisać.
Nawet nie wiecie jak mi tego brakuje. Jednak ilekroć siadałam przed
laptopem, aby coś napisać miałam cholerną blokadę. Nawet nie potrafiłam
wytworzyć zdania. A co dopiero jakikolwiek rozdział. Trzymajcie kciuki,
nie powiem żeby motywacją nie były wasze komentarze, czy porady jak
sobie poradzić z blokadą. <br />Mam nadzieję, że widzimy się niedługo!
Trzymajcie się cieplutko i nie dajcie się w tym cholernym świecie w
jakim przyszło nam żyć!<br />Buziaki :*</b></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-64378785120652090612021-08-02T12:48:00.001+02:002021-08-02T12:48:13.341+02:00Latający Anioł XXXIV<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuTAJ4kgUH9nbgWGPRiq72F1Jqkv4Rjy-ss7c8Ug0xQ9h1-73rEc60TeU7pmKqTWIda9hfMThJi-eAUl5cLZju3pJAMmJSax3eSIGlr__hyBn0-A7PAWmnV6YOQPdvb9zxzLJeJ8Kz9e0/s400/tumblr_llkoinPLg21qij67lo1_500_400x400.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="400" height="554" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuTAJ4kgUH9nbgWGPRiq72F1Jqkv4Rjy-ss7c8Ug0xQ9h1-73rEc60TeU7pmKqTWIda9hfMThJi-eAUl5cLZju3pJAMmJSax3eSIGlr__hyBn0-A7PAWmnV6YOQPdvb9zxzLJeJ8Kz9e0/w554-h554/tumblr_llkoinPLg21qij67lo1_500_400x400.png" width="554" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><figure contenteditable="true">
<p data-image-layout="one-horizontal" data-media-type="image">
<img data-original-height="400" data-original-width="400" id="image_1627900991045" src="https://img.wattpad.com/a9c3eb1483c89f41ccc7df6d3e7698eafd4c0451/68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f71557375744734717a796a314a413d3d2d313130393235373736322e3136393737373533336138316335613132373431353436323033352e706e67" />
</p>
</figure>
<p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Wiele razy wyciągałem w mroku rękę, lecz moje palce niczego nie
dosięgały. Światełko było zawsze odrobinę za daleko." ~ Haruki Murakami - Norwegian Wood</i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Dzień
za dniem. Dni mijały, a ja funkcjonowałem niczym robot. Byłem to niby
ja, ale nie ja. Miałem wrażenie jakby ktoś inny sterował moim ciałem.
Nadal byłem otumaniony tym co się wydarzyło. Nie mogłem dojść do siebie.
Jedynie, gdy spotykałem się z synem i siostrą ożywiałem się. Wracałem
do swojego ciała. Na pogrzebie Fumiko w ogóle się nie zjawiłem. Nie
mogłem. Nie mogłem sobie wybaczyć. W końcu zginęła przeze mnie.
Uratowała nic nie wartego śmiecia. Jednakże... gdy dojdzie do wojny nie
oszczędzę Madary oraz Memmy. To oni są odpowiedzialni za to co się
stało. Zawzięcie ćwiczyłem walki. Nawet nocami wymykałem się w
poszukiwaniu pomniejszych aniołów, aby ich zabijać. I szło mi to całkiem
nieźle. W szkole dla Sakury wraz z Ino wcale nie byłem przyjemniejszy.
Wręcz przeciwnie. Torturowanie i upokarzanie ich sprawiało mi nie lada
frajdę. W końcu kim były, aby dręczyć moją siostrę? Miały okazję na
własnej skórze przekonać się jakie to przyjemne. Wszedłem do łazienki
damskiej. Zauważając moje ulubienice uśmiechnąłem się z lubością.
Upewniając się, że jesteśmy w trójkę prze kluczyłem drzwi. Podszedłem do
moich ofiar. Dostrzegając strach w ich oczach tylko się uśmiechnąłem. <br /></p><p>-
Witajcie suczki - oblizałem językiem wargi. Dziewczyny posłusznie
zwiesiły głowy w dół. Obszedłem je dookoła, następnie wsunąłem zimne
palce pod bluzkę blondynki i rozpiąłem jej stanik. Dziewczyna wyczuwając
moje intencje sama zdjęła z siebie ubranie wraz z bielizną. Widząc ją
nagą uśmiechnąłem się lubieżnie. Sunąłem opuszkami palców po jej bladej,
nagiej skórze. Widziałem jak pod moim dotykiem pojawia się gęsia
skórka. Obserwowałem Sakure która stała niczym słup soli. Gestem
nakazałem jej się rozebrać. Gdy obie stanęły przede mną nagie miałem
ochotę się zaśmiać. Pomimo, że się nad nimi znęcałem podobało im się to.
Mogły zaprzestać tych spotkań w każdej chwili, a jednak tego nie
zrobiły. <br /></p><p>- Sakura... zrób Ino dobrze... - oparłem się o
kafelkową ścianę. Różowowłosa klęknęła przed swoją przyjaciółką, a
następnie wsunęła w pochwę kobiety. Ta natomiast cicho jęknęła. Oparła
się o ścianę i odchyliła głowę. Była gotowa. Ona zawsze była mokra i
gotowa do działania. Dlatego była moją ulubienicą. Dlatego to ona
dostawała rozkosz. Język Sakury zaczął penetrować pochwę Ino. <br /></p><p>-
Ahhh... - jęknęła nie mogąc powstrzymać przyjemności jaka rozchodziła
się po jej ciele. Podszedłem do niej, schwyciłem mocno prawą pierś,
zacząłem ją ugniatać. Blade palce zwinęły się w pięść. Zaczęła się wić.
Językiem zacząłem lizać brodawkę sprawiając, że miała więcej rozkoszy.
Moja prawa dłoń wsunęła się w różowe włosy. Zacisnąłem palce i
sprawiłem, że głowa mojej niewolnicy zaczęła szybciej pracować tym samym
Ino zaczęła powoli dochodzić. Ugryzłem ją w brodawkę, spowodowałem ból.
Yamanka ugryzła się w wargę sprawiając, że stróżka krwi spłynęła po
wardze. Zlizałem ją. Popatrzyłem w błękitne, lekko zamglone powieki. <br /></p><p>-
Teraz ty zaspokój Sakure Ino... - lekko się uśmiechnąłem. Opuszkami
palców pogłaskałem jej policzek. Widziałem zawód malujący się na twarzy
towarzyszki. Ból, gdy czujesz rozkosz i gwałtownie ci ją odbierają.
Jednak bez sprzeciwu zaczęła obsługiwać koleżanke. Jej zwinne palce
błądziły po ciele nastolatki. Wargi oraz gorący język sunęły po równie
bladym ciele. Widząc ten spektakl miałem ochotę sam dojść. Szarpnąłem
różowe włosy. Głowa od razu uniosła się do góry.</p><p>- Mam nadzieję, że masz podzielną uwagę Haruno... zrób mi dobrze. - perfidnie się uśmiechnąłem. Sugestywnie spojrzałem w dół. <br /></p><p>-
Tak panie... - cicho jęknęła w momencie, gdy Yamanka wsadziła jej palce
w pochwę. Drżącymi palcami rozpięła rozporek, wyjęła mojego penisa.
Wzięła do ust i zaczęła ssać. Przymrużyłem powieki. Potrzebowałem się
rozładować. A to było najlepsze co może być. Spuścić się suce na twarz.
Upokorzyć. Obserwowałem ruchy Ino. Mocno uderzyłem ją w pośladek. Widząc
czerwony ślad poczułem satysfakcje. Czując, że dochodzę odsunąłem
Haruno, kilka ruchów sprawiło, że doszedłem na twarz ofiary. Jej język
zaczął oblizywać moje nasienie. Schwyciłem go.</p><p>- Nie kazałem ci
oblizywać mojej spermy Haruno... - mocniej go pociągnąłem. Widziałem ból
malujący się na jej licu. Nic sobie z tego nie robiłem. Spojrzałem na
drugą. Skinąłem jej głową przez co zaprzestała swojej czynności.</p><p>- Doprowadź pannę Haruno do stanu używalności...</p><p>-
Oczywiście. - cichy szept rozszedł się w łazience. Wypięła się w moim
kierunku, jej język zaczął zlizywać moje DNA. Wykorzystałem okazję,
brutalnie wsadziłem bez ostrzeżenia swoją męskość, zacząłem się w niej
poruszać. Schwyciłem długi, koński ogon. Owinąłem wokół swojej pięści.
Moje ruchy były głębokie, brutalne. Pozbawione jakiejkolwiek pieszczoty.
Ponownie podczas tej krótkiej przerwy czułem nadchodzący orgazm.
Wyjąłem penisa i spuściłem się na kobietę. Z satysfakcją obserwowałem
jak po wygiętych w łuk plecach cieknie biała maź. Wiedziałem, że i ona
doszła. Schowałem przyrodzenie z powrotem do spodni. Zapiąłem rozporek.
Obserwowałem w milczeniu kobiety. Haruno próbowała również powtórzyć
czynność koleżanki jednak marnie jej szło.</p><p>- Dosyć. W takim stanie
jakim jesteście pójdziecie na lekcje. - mruknąłem. Następnie nie
oglądając się za siebie od kluczyłem łazienkę, wyszedłem. Nie
zastanawiałem się, nad ewentualnymi intruzami którzy mogą tam wkroczyć.
Na moje szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi. W milczeniu
przemaszerowałem pod sale lekcyjną. Dostrzegając idącego w moją stronę
Itachiego poczułem złość. Jakim prawem zakłócał mój spokój?</p><p>-
Naruto... - popatrzył na mnie. A moja cała hardość znikła pod oliwkowym
spojrzeniem. Nadal niestety miałem do niego słabość. Kurwa! Gdyby
wiedział, co się właśnie wydarzyło znienawidziłby mnie.</p><p>- Nie mam
czasu Itachi. - spróbowałem go ominąć, jednak schwycił mnie za biceps.
Chwilę tak staliśmy nim odwróciłem się do niego.</p><p>- Daj mi szanse,
wyjaśnię ci wszystko... - w milczeniu skanowałem jego twarz. Doskonale
zdawałem sobie sprawę, że w nocy znowu będzie mi się śnił. <br /></p><p>-
Mam dać ci szanse? Nie rozumiesz, że mnie oszukałeś? Zraniłeś? Kurwa
Itachi! Ja się w tobie zakochałem, zacząłem odkrywać prawdziwego siebie,
wykorzystałeś mnie i sprawiłeś, że poczułem się jak nic nie warty
śmieć. Jak zabawka dattebayo! - cicho wykrzyknąłem. Jednak pilnowałem
się, aby nikt niepożądany nas nie usłyszał. <br /></p><p>- Nie chciałem
Naruto... Jednak jeżeli miałem wybrać ochronę was, sprawienie żebyś
przeżył, a zranienie ciebie... Wolałem, żebyś żył i mnie nienawidził niż
widzieć jak umierasz... Za bardzo cie kocham Naru... - popatrzył na
mnie ze smutkiem. Na jego słowa moje serce zaczęło szybciej bić.
Czekałem tak długo na te słowa. Miałem ochotę rzucić się w jego ramiona.
Powiedzieć, że również go kocham dlatego tak bardzo mnie to boli,
jednakże... Będąc jego chłopakiem nie mogłem być Kyu. Nie mógłbym się
zemścić tak jak chciałem. Znowu musiałbym stłumić moje mroczne ja. A
tego nie mogłem zrobić. Obiecałem w końcu jej zemstę. A ja zawsze
dotrzymuję danego słowa.</p><p>- Nie mogę ci wybaczyć Itachi... nie
teraz... - popatrzyłem na niego ze smutkiem. Następnie wyminąłem go.
Pobiegłem w stronę sali lekcyjnej. Nie oglądałem się za siebie. Nie
mogłem. Wiedziałem, że gdybym to uczynił złamałbym się. <br /></p><p><br /></p><p><b>Heh,
witam po długiej przerwie. Wiem, że nie każdemu może się ten rozdział
spodobać, aczkolwiek jest ważny w rozwoju Naruto... A raczej jego
mrocznej wersji...<br />Mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia :D</b><br /></p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-53047396399851656302021-06-21T12:21:00.007+02:002021-06-21T12:21:54.942+02:00Latający Anioł XXXIII<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH9l34GSmBZQVUAFBfAYH1x4StH8XugdwsYbQsT_A4booAATU6rakrz0iklWbETf7SQZ5g4xzEd6A8TLvNlvy_OmAE1YG2Ew_t-BuElON5JkPOFMU36moZorZnIOdjXbvFW0QP4JncWnw/s1920/vWkTFO.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="402" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH9l34GSmBZQVUAFBfAYH1x4StH8XugdwsYbQsT_A4booAATU6rakrz0iklWbETf7SQZ5g4xzEd6A8TLvNlvy_OmAE1YG2Ew_t-BuElON5JkPOFMU36moZorZnIOdjXbvFW0QP4JncWnw/w714-h402/vWkTFO.jpg" width="714" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p> </p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Chcę zobaczyć ich bezradność(...)chcę zobaczyć, jak przestają wiedzieć,
kim są, bo tak właśnie się czułem po jej śmierci." ~ Veronica Roth - Wierna</i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p> </p><p>Jego
oliwkowe spojrzenie było puste. Zupełnie jakby stracił pewną część
siebie. Podszedł do mnie, ukucnął. Jego dłoń zamiast dotknąć mnie
dotknęła Fumiko. I ja również zacząłem wyczuwać, że jej ciało robi się
coraz zimniejsze. Spojrzałem na jego twarz. Po twarzy Itachiego spływała
łza. Byłem zszokowany. Ten co nie okazuje uczuć publicznie pozwala
sobie na coś takiego. Pierwszy dopadł do niego Sasuke.</p><p>- Co ty
kurwa odpierdalasz Itachi?! - potrząsnął ramieniem brata jednak to nic
nie dało. On nadal był nieruchomy niczym głaz. Kropla spadła na twarz
dziewczyny, potoczyła się w dół. Ku ziemi. Po chwili zastanowienia
popatrzył najpierw na mnie, później na swoją młodszą kopię.</p><p>-
Szpiegowałem dla niej. Od zawsze. Od naszego pierwszego spotkania. Byłem
jej wierny, każdym swoim oddechem. - popatrzył na nas ze smutkiem.
Widziałem ten ból jaki się w nim tlił. Niemal go czułem. <br /></p><p><br /></p><p><u><i>( Itachi - wspomnienie )</i></u></p><p><br /></p><p><i>Znowu
ona. Znowu musiałem z nią walczyć. Co rusz, gdy byłem blisko wykonania
zadania zjawiała się ona. Nasze potyczki zazwyczaj kończyły się jej
sukcesem. Czułem frustrację pomieszaną ze wściekłością. Zmrużyłem
powieki, wyprowadziłem cios. Ona z łatwością go zablokowała. Bawiła się.
Widziałem malujące się na jej licu rozbawienie. </i><br /></p><p><i>- Co
cie tak bawi? - warknąłem z wściekłością. Wiedziałem, że gdy przegram i
wrócę z niczym to Lucyfer skaże mnie na kolejną ciężką pracę.
Nienawidziłem tego. Nienawidziłem jego wściekłości. Nienawidziłem tej
dziewczyny. Zawsze wchodziła mi w drogę. Zupełnie jakbym miał namiar.
Moje ciosy stały się bardziej zacięte, mocniejsze. Jednak ona nawet się
nie skrzywiła.</i> <br /></p><p><i>- Wygrałam. Kolejny raz z tobą
wygrałam. - na jej licu pojawił się szeroki uśmiech. Oh jak ja jej
nienawidziłem. Zwłaszcza tego triumfu. Ob kręciła się, skontrowała cios,
a następnie sprawiła, że miecz wypadł z mojej dłoni. Wbił się w ziemie.
Przytknęła ostrze do mojego gardła.</i></p><p><i>- Dlaczego? Dlaczego zawsze muszę się na ciebie natknąć? - syknąłem zachowując mimo wszystko maskę. Cicho się zaśmiała.</i></p><p><i>-
Mamy takie same cele Itachi Uchiha. Tylko w inną stronę. Jednak jeżeli
się do mnie przyłączysz możemy działać wspólnie. Wtedy nie będę
wchodziła ci w drogę. - leciutko się uśmiechnęła. W tym momencie nie
pasowała do kobiety którą zazwyczaj stawała się w pojedynku. Skrzywiłem
głowę w bok tym samym nadziewając się na ostrze. Delikatna stróżka krwi
spłynęła po mojej szyi.</i></p><p><i>- I co ja niby z tego miałbym mieć? - bawiło mnie to. Bawiło mnie to, że może mi uwierzyć.</i></p><p><i>-
Chcesz ratować Sasuke prawda? Robisz to wszystko, aby go ochronić... - z
twarzy anielicy zniknął uśmiech. Na powrót stała się poważna. Tak
dobrze mi znana. Zadrżałem mimowolnie. Rozgryzła mój sekret chociaż
nigdy nie widziała mojego brata. Zacisnąłem wargi. Spojrzałem na nią.</i></p><p><i>- Tknij go, a pożałujesz! - ponownie się zaśmiała.</i></p><p><i>-
Oh nie o to mi chodziło Itachi. Jesteś taki inteligentny, a czasami
głupiutki. Chcę ochronić twojego brata. Jednak to zależy od ciebie, czy
będzie bezpieczny. Słyszałam, że ma awansować bliżej Lucyfera. Sam
doskonale wiesz co się dzieje z jego ludźmi, czyż nie? Kto wpadnie w
ręce Madary w szale ten jest martwy. Chyba nie chcesz, aby to samo
spotkało Sasuke. - wbiła swój miecz w ziemie. Niedbale się o niego
oparła. To była moja szansa. Ruszyłem na nią, jednak przewidziała to.
Tylko ziewnęła. Wyprowadziła cios nogą, tym samym posyłając mnie
ponownie na ziemie.</i> <br /></p><p><i>- Nie dołączę do ciebie! Nigdy. - wyszeptałem. </i><br /></p><p><i>-
Trudno. Daje Sasuke co najwyżej tydzień na przeżycie. Jednak jeżeli
zmienisz zdanie to wiesz jak mnie znaleźć. - uśmiechnęła się. Następnie
pokonanego zostawiła bez żadnego więcej słowa. Patrzyłem w ślad za nią. </i><br /></p><p><br /></p><p><u><i>( Koniec )</i></u></p><p><br /></p><p>-
Chyba sobie żartujesz Itachi! Kurwa! - siarczyste przekleństwa Sasuke
budziły mnie do życia. Popatrzyłem z wściekłością na byłego ukochanego.</p><p>-
Nie żyje przez ciebie dattebayo! - wykrzyknąłem. Próbowałem znaleźć
ujście na tlącą się we mnie wściekłość. Jednak to nie on był winny. I
sam doskonale widziałem o tym fakcie. Jednak próbowałem zrobić wszystko,
aby tak się stało. Na licu Itachiego pojawił się lekki uśmiech.</p><p>-
Doskonale wiesz, że to nieprawda Naruto. Wiesz, że ochroniłaby każdego
swoją piersią, gdyby zaszła taka potrzeba. - wsunął swoje długie palce w
moje złociste włosy. Czując jego dotyk nieznacznie zadrżałem. <br /></p><p>-
Mogłeś zrobić cokolwiek... - cicho załkałem. Dotyk starszego Uchihy
sprawiał, że topniałem. Po mojej twarzy zaczęły spływać łzy które kapały
na jej martwą twarz. Mocniej ją do siebie przycisnąłem. <br /></p><p>-
Ona wiedziała, że umrze. Wiedziała, że to jej dzień. Tylko nie wiedziała
jak zginie. Była pogodzona Naru... - cicho szepnął. Mówił niczym do
dziecka. Przymknąłem powieki. Nie chciałem płakać. Okazałem się
najsłabszy. Popatrzyłem rozmazanym wzrokiem na towarzyszy. Każdy stał w
milczeniu z pochyloną głową. Każdy był pogrążony w żałobie. <br /></p><p>- Nienawidzę cie Itachi... - pierwszy odezwał się Sasuke. Spojrzałem na jego zaciętą minę. <br /></p><p>-
Lepsza nienawiść niż obojętność Sasuke. To znaczy, że jeszcze coś
czujesz braciszku. Jednak historii nie zmienimy. Fumiko oddała za nas
życie po coś. Sprawa nie jest dokończona. Dlatego weźcie się w garść
dzieciaki. - ton głosu był władczy. W końcu jak przystoi na księcia
piekieł. W jednym momencie zapragnąłem znaleźć się w jego silnych
ramionach. Wiem, było to głupie jednakże nadal byłem w nim cholernie
zakochany. Jednak skoro znaczyło, że był dobry to mieliśmy szanse? Baka!
Głupek. Zmarła mi przyjaciółka, a ja tylko myślę o miłości. Jednakże
wziąłem między palce trochę jej krwi. Była lepka, gęsta oraz jeszcze
ciepła. Uniosłem wzrok ku niebu. Miałem nadzieję, że właśnie tam się
znajduję. Razem ze swoją siostrą. <br /></p><p>- Pomszczę cie Fumiko - ton
mojego głosu był zdecydowany. Nie było w nim krzty zawahania. Wstałem,
uprzednio ostrożnie kładąc jej martwe ciało. Uchiha uczynił to samo.
Górował nade mną wzrostem. Popatrzyłem w ciemne tęczówki. Było w nich
coś takiego magnetycznego, przyciągało. Kazało się w nich zanurzyć do
końca moich dni. I może kiedyś taki dzień nadejdzie.</p><p>- Itachi...
pomożesz mi się zemścić. Ja wiem, że mój atak do końca nie zniszczył
ich. Jedynie osłabił. Muszę odnaleźć bramę, wypuścić resztę zastępów
aniołów... bądź zdobyć miecz mojego ojca. Myślę, że tylko on może
doszczętnie zniszczyć Madarę. I zrobię to bardzo boleśnie... -
determinacja, aż biła z moich oczów. Popatrzyłem na każdego z osobna.
Następnie uderzyłem Itachiego w twarz.</p><p>- A to za kłamstwa jakie
nas spotkały. Za zranienie mnie. - szepnąłem. W oliwkowych tęczówkach
zamigotał ból wraz ze zrozumieniem. Jednak oboje zdawaliśmy sobie
sprawę, że to nie czas na rozmowy kochanków.</p><p>- Wracajmy. Będziemy
musieli wykombinować jakąś historię dlaczego Fumiko nie żyję. W końcu
uczęszczała z nami do szkoły. - głos Shikamaru sprawił, że wszyscy jakoś
wyrwaliśmy się z tego koszmaru. Z apatii. Miał rację. Najpierw
musieliśmy się zająć przyziemnymi sprawami jakim było pochowanie naszej
przyjaciółki. Ostatni raz spojrzałem na jej poplamioną krwią szatę.
Blade lico które nie miało nawet krzty życia. Jakby to nie była ona. Jej
rozsypane, ciemno-brązowe włosy. Ciało niegdyś pełne życia oraz siły.
Przymknąłem powieki. <br /></p><p>- Macie rację... - Sasuke wziął w
ramiona ciało strażniczki. Dostrzegłem, że i jego poruszyła jej śmierć.
Pomimo, że nie darzyli się sympatią. Nawet on w swój pokręcony sposób
kochał i szanował ją. Dlaczego dopiero po śmierci bliskiej osoby to
sobie uświadamiamy? Dlaczego nie potrafimy docenić za życia bliskiej nam
osoby? Dlaczego utrata dopiero otwiera nam oczy? W spojrzeniu chłopaka
mojej siostry widziałem, że tą dwójkę łączyła również jakaś historia.
Zresztą... chyba jak każdego z nas. Nikt jednak nie spodziewał się, że
Itachi będzie podwójnym szpiegiem i wciągnie w to niczego nieświadomego
Sasuke. Zacisnąłem dłonie w pięści. Postanowiłem zmienić swoje życie.
Stać się silniejszy. Koniec tego żałosnego pokurcza jakim się stałem.
Jeżeli miałem się zemścić musiałem przemienić się w Kyu. Podniosłem
wysoko głowę do góry tym samym patrząc w chmury. Ruszyliśmy w stronę
domu.<br /></p><p><br /></p><b>Witajcie :D<br />Przepraszam, za krótki
rozdział aczkolwiek to co bym chciała napisać będzie dość wyczerpującym
rozdziałem, a nie chciałabym za bardzo bez powodu dzielić. Myślę, że
przyszły rozdział będzie dość emocjonujący...<br />Miłego popołudnia życzę ;> :*</b>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-63575071759266225512021-05-23T20:15:00.002+02:002021-05-23T20:15:41.640+02:00Latający Anioł XXXII<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSp7B5eBHGLHewVzDQjc8oAV80C5ffP3aywnL4MPG6IhyhHvWQT0XnIY4HadLqPCe91Rw9-BZAuoh8tPJqSf7lz8KJ9zuIzh8EUA2fvH3QJA8XPz71-n_2cpSNvKqhkhSaXRydD0fbvPk/s1024/7404edb3ba27818a69ed17667b16ec9b.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="669" data-original-width="1024" height="451" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSp7B5eBHGLHewVzDQjc8oAV80C5ffP3aywnL4MPG6IhyhHvWQT0XnIY4HadLqPCe91Rw9-BZAuoh8tPJqSf7lz8KJ9zuIzh8EUA2fvH3QJA8XPz71-n_2cpSNvKqhkhSaXRydD0fbvPk/w535-h451/7404edb3ba27818a69ed17667b16ec9b.jpg" width="535" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p align="right"><u><i>"Jest takie słowo, które nie ma angielskiego odpowiednika. Pochodzi z
języka portugalskiego. Saudade. Wiesz, co oznacza? To jakby... to słowo
nie ma dokładnej definicji. Opisuje raczej uczucie... obezwładniającego
smutku. Uczucie, które pojawia się, kiedy człowiek zda sobie sprawę z
tego, że utracił coś na zawsze i że nigdy już tego nie odzyska." ~ Alexandra Bracken - Mroczne Umysły</i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Obserwowałem młodego mężczyznę z zaskoczeniem. Nie bardzo wiedziałem jak zareagować na moją kopię. Cicho wyjąkałem. <br /></p><p>- Jak masz na imię? - mój wzrok napotkał te krwiste tęczówki. Nieznajomy cicho się zaśmiał.</p><p>-
Menma. Menma Uchiha. - na jego licu pojawił się kpiący uśmiech.
Przełknąłem ślinę. To wszystko co się działo wymykało się poza moją
wyobraźnię oraz rozum. Nie wiedziałem czego oczekiwać, nie wiedziałem co
zaraz może mnie spotkać. Był to blef? A może zaraz zarżną nas jak
świnie? Przymrużyłem powieki.</p><p>- Ja nazywam się Naruto Uzumaki. -
mruknąłem. Było to zbędne. Na pewno wiedział takie rzeczy. Nie pomyliłem
się ponieważ po chwili zabrzmiał szyderczy śmiech.</p><p>- Doskonale o
tym wiem. Obserwuje cie od jakiegoś czasu... Sielanka się skończyła
Naruto. - po tych słowach uśmiechnął się, następnie przemienił się w
upadłego anioła. Zamierzył się na mnie. Tylko intuicja i ciężki trening
uchronił mnie przed obrażeniami. Jednak on nie czekał, aż się otrząsnę.
Nacierał. Nie widziałem u niego nawet krzty wysiłku. Sprawiał wrażenie
jakby to wszystko było zabawą. I może właśnie tak było. A ja byłem
płotką która w tym momencie dostarczała mu odrobiny rozrywki. Starałem
się nadążyć za nim jednak było to trudne. Mimowolnie popatrzyłem kątem
oka na polanę. Bracia Uchiha walczący na śmierć i życie. Następnie
Fumiko nacierająca na wroga. Dostrzegłem u Madary zmęczenie? A może to
tylko wyobraźnia mojego zmęczonego mózgu? Następnie popatrzyłem na
towarzyszy. Powoli, aczkolwiek skutecznie zabijali nic nie wartych
sługów. Nie widziałem u nich nawet zmęczenia bądź niezdecydowania. Każdy
doskonale wiedział co ma robić. Każdy był wytrenowany i wiedział co ma
do zrobienia. Nie było tam miejsca na zawahanie, bądź zastanowienie się
co tutaj robi. W przeciwieństwie do mnie. <br /></p><p><br /></p><p><u><i><b>( Fumiko )</b></i></u></p><p><br /></p><p>W
milczeniu obserwowałam rozmowę dwóch chłopaków. Plotki okazały się
prawdą. Nie przypuszczałam, że Madara może posunąć się, aż tak daleko.
Myślałam, że nie jest taki draniem. Jednak prawda okazała się zgoła
inna. Popatrzyłam ze smutkiem na swojego podopiecznego. Dlaczego musiał
się dowiedzieć w taki sposób? Dlaczego to ja nie mogłam być tą która mu
to mówi? Zacisnęłam dłonie w pięść. Popatrzyłam w czerwone tęczówki.</p><p>-
Co ci przyszło do głowy, aby w ten sposób potraktować Kushine? - mój
głos był przepełniony smutkiem. Nadal do mnie nie docierało to co
widziałam. <br /></p><p>- Trzeba wykorzystywać każdą kartę... Niestety on
nie był w stanie otworzyć bram niebios... Mam nadzieję, że Naruto będzie
w stanie... Pokładam w nim ogromne nadzieję. - wykrzywił ironicznie
wargi do góry. Spojrzałam na bladą twarz mężczyzny. Nie było nawet śladu
po upływie lat odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Skinęłam głową.</p><p>-
Rozumiem, kolejne komplikacje... - cicho mruknęłam. Ponownie mocniej
zacisnęłam palce na rękojeści miecza. Nie mogłam go zabić. Nie miałam
serca, aby Menma zginął. Był tak bardzo podobny do rodzeństwa Uzumaki.
Może dało się go przestawić na dobrą drogę? Miałam taką nadzieję...
Uchiha zaśmiał się. Skierował w moją stronę miecz.</p><p>- Nawet o tym
nie myśl. To ja jestem twoim przeciwnikiem. - uśmiechnął się szyderczo.
Ponownie wznowiliśmy taniec. Nasze ruchy były precyzyjne oraz
przewidywalne. Żadne z nas nie mogło się zranić. Obydwoje
reprezentowaliśmy ten sam poziom. Dorosłam do pana piekieł. Nic nie
zostało z tej słabej dziewczyny którą byłam kiedyś. Byłam w stanie
chronić moje dzieciaki. Spełniłam swoje zadanie. Kątem oka śledziłam
walkę miedzy krewnymi. Bo tak mogłam ich nazwać. Mimo całej tej intrygi
byli braćmi. I nic nie mogło tego zmienić. Stal o stal. Iskry się sypały
co rusz. Żadne z nas nie miało zamiaru ustąpić. Każde chciało krwi.
Krwi tego drugiego. Coś co w tym momencie wydawało się nierealne.
Przeniosłam wzrok na Naruto. Mój wzrok powędrował na czarny miecz.
Przeczuwałam co się może wydarzyć. Mój uczeń nie będzie w stanie
uchronić się przed tym atakiem. Menma go zabije. Spojrzałam ostatni raz
na Lucyfera. Skinęłam ku niemu głową. Wystrzeliłam niczym z procy,
dzięki skrzydłom pofrunęłam. Stanęłam przed Naruto przyjmując cios za
niego. Ostrze miecza zatopiło się w mojej klatce piersiowej. Poczułam
ból, a krew zaczęła spływać po mojej brzoskwiniowej szacie. To był
ostatni raz kiedy udało mi się wymknąć śmierci z rąk. Patrzyłam z
satysfakcją na zaskoczony wzrok podopiecznego Madary. Wyplułam stróżkę
krwi z ust. Dłonie chłopaka za mną oplotły mnie w tali. Nieznacznie
poleciałam do tyłu. Naruto opatulił mnie swoimi ramionami dając mi tym
samym schronienie. Popatrzyłam w błękit jego oczów. Były tak niewinne, a
jednocześnie pełne bólu i rozpaczy. <br /></p><p>- Fumiko... dlaczego
dattebayo?! - cichy wrzask dotarł do moich bębenków usznych. Nieznacznie
się uśmiechnęłam pomimo bólu. Schwyciłam jego ciepłą dłoń. Bolało mnie
jego poczucie winy. To wszystko była moja wina. To ja nie byłam w
stanie odpowiednio przygotować go do wojny. <br /></p><p>- Jesteś
ważniejszy niż wszystko inne... To ty i Naruko jesteście kluczem.
Musicie we dwójkę otworzyć bramę.... - cicho jęknęłam ponieważ ból stał
się jeszcze bardziej dotkliwy. Ciepłe łzy zaczęły skapywać na moją
twarz. Nie mogłam znieść jego rozpaczy. Czułam się winna za to, że on
czuł się winny z mojego powodu. Jednak nie miałam wyjścia. Jego życie
było ważniejsze niż moje. Przymrużyłam powieki.</p><p>- Ale jak?
Dlaczego? - doskonale rozumiałam jego niezrozumienie. Ścisnęłam jego
palce dodając mu tym samym otuchy. Lekko się uśmiechnęłam, pomimo
ogarniającej mnie senności.</p><p>- W swoim czasie Kurama doprowadzi was
do bram. Naruto obiecaj mi coś dobrze? - popatrzyłam w dobrze znane mi
tęczówki. Chłopak niepewnie się uśmiechnął. Dostrzegłam jak próbuje się
nie rozpłakać. Próbuje być silny za nas dwoje. Po moim policzku spłynęła
samotna łza. <br /></p><p>- Nie załamuj się po mojej śmierci. Musisz być
silny do samego końca. Masz zadanie do wykonania. Sasuke ci pomoże.
Możesz mu zaufać. - coraz ciszej szeptałam. Moje powieki stawały się
coraz bardziej ciężkie. Miałam wrażenie, że ramiona Morfeusza zaraz mnie
wciągną do swojej krainy. Brutalnie i szybko.</p><p>- Obiecuje, proszę
nie odchodź. - słysząc te słowa miałam ochotę się zaśmiać. Dokładnie to
samo szeptałam do ucha zmarłej siostry. Rozumiałam zatem doskonale co
czuje. Historia potrafiła być przewrotna i pełna niespodzianek. Miałam
wrażenie deja vu. Uniosłam drżącą dłoń do góry. Dotknęłam opuszkami
palców jego policzka.</p><p>- Bądź silny Naruto Uzumaki... - cicho
szepnęłam. Wyczuwałam jak bańka ochronna zanika, a wraz z nią moje
życie. Delikatnie się uśmiechnęłam. Odchodziłam ze świata nie mogąc
znieść myśli, że opuszczam osoby które były dla mnie ważne i bliskie.
Byli niczym niedokończona sprawa. Przymknęłam powieki.</p><p><br /></p><p><b><u><i>( Naruto )</i></u></b></p><p><br /></p><p>W
milczeniu obserwowałem jak życie z niej odchodzi. Po moich policzkach
spływały łzy. Byłem mężczyzną jednak w obliczu śmierci stawałem się tak
samo podatny na ból jak kobieta. Nie mogłem znieść myśli, że oddała
swoje życie za mnie. Za nic niewartego śmiecia jakim byłem. Wiedziałem,
że odeszła jednak nie mogłem się pozbierać. To było coś co uruchomiło we
mnie wściekłość. Jej śmierć była niczym zapalnik. Czułem gromadzącą się
we mnie energie. Zupełnie jak wtedy, gdy byłem z Itachim. Wtedy, gdy
niemal Kurama umierał. Z moich skrzydeł wystrzeliła złota energia, a ja
sam od razu poczułem się wykończony. Taki jednorazowy epizod zabierał
dużo sił witalnych. Z satysfakcją obserwowałem jak demony znikają,
rozpadają się w pył. Byłem wściekły, że moja moc aktywowała się dopiero,
gdy było za późno. Za późno, by kogokolwiek ocalić. Starałem się jak
wtedy, żeby ją ożywić jednak moje próby spełzły na niczym. Uderzyłem się
pięścią w udo. Niemoc oraz bezsilność były najgorsze. Mój wzrok
napotkał niedowierzające spojrzenie najpierw Menmy, a następnie Madary.
Oni również zaczęli znikać. Zostałem sam razem z przyjaciółmi i ku
mojemu zaskoczeniu z Itachim. Uniosłem brwi.</p><p>- Co ty tutaj robisz?
- cicho wyszeptałem. Oliwkowe tęczówki popatrzyły na mnie ze smutkiem.
Chyba doskonale znałem odpowiedź jednak chciałem ją usłyszeć od niego.
Pragnąłem ujścia emocji które się we mnie kotłowały. <br /></p><p><br /><br /></p><p> </p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-818916124491672052021-05-01T08:34:00.001+02:002021-05-01T08:34:13.152+02:00Latający Anioł XXXI<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ3wfFXR5WbOzzcXR02yFr_4TJeNRBo0hZU3CUFwHCd4C7wHabXYjl1VbQEuWIMVaPq9M3TH99x3ibEGfwKYQ_EOYG7kE0Cq1h25Hw06c3x_IRO0semdbZ6Q2WEDdq41rhiP4WmoNKMCY/s800/Naruto-Uzumaki-Fanarts-uzumaki-naruto-43552686-512-800.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="512" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ3wfFXR5WbOzzcXR02yFr_4TJeNRBo0hZU3CUFwHCd4C7wHabXYjl1VbQEuWIMVaPq9M3TH99x3ibEGfwKYQ_EOYG7kE0Cq1h25Hw06c3x_IRO0semdbZ6Q2WEDdq41rhiP4WmoNKMCY/w410-h640/Naruto-Uzumaki-Fanarts-uzumaki-naruto-43552686-512-800.jpg" width="410" /></a></div><p></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Zmiany. W jego życiu tyle się pozmieniało.
Potrafił sobie ze zmianami radzić i trochę już świata zobaczył. Nie
spodziewał się zatem, że coś może go zaskoczyć tam, gdzie powietrze
zawsze stało, gdzie panował ustalony od wieków porządek i ludzie znali
swoje miejsce na dobre i złe. Z reguły na złe.</i><i> Kiedy jednak dotarł do dworu, zrozumiał, że wciąż widział za mało." ~ Paweł Paliński - Kamerdyner </i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Walczyliśmy,
a raczej bawiliśmy się w kotka i myszkę. Bawił się nami. Niczym
doświadczony szermierz. Udawał, że znalazł się w tarapatach tylko po to,
abyśmy to my mieli problem z odparciem ataku. I tak w kółko. Jednak w
pewnym momencie wszyscy znieruchomieliśmy. A to dlatego ponieważ z
cienia wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Kruczowłose włosy, czarna
zbroja, a na palcu lśnił czerwony sygnet. Zmarszczyłem brwi próbując w
tym samym momencie unormować oddech. Zacząłem wyczuwać coraz więcej
osób. A nas była zaledwie trójka. Jak Fumiko zamierzała wyrwać się z tej
sytuacji? Czy ona w ogóle to przemyślała? Była w ogóle jakaś strategia?
Czy to wszystko miało pójść na żywioł i niech się dzieje wola nieba? Z
respektem patrzyłem na nieznajomego który stanął naprzeciwko mojej
przyjaciółki. Zdecydowanie wzbudzał strach oraz respekt. <br /></p><p>- Witaj Fumiko. - cichy, aczkolwiek stanowczy ton głosu. Kobieta nieznacznie przekrzywiła głowę na bok.</p><p>-
Witaj Madara. Dawno się nie widzieliśmy... - na jej licu pojawił się
delikatny uśmiech. Dostrzegłem jednak, że obydwoje nie spuścili z siebie
spojrzenia. Każdy z nas miał świadomość, że spotkało się dwóch samców
alfa i tylko jeden może wygrać.</p><p>- Jak się czujesz po ostatniej
bitwie? Żałuję, że pozwoliłem ci przeżyć. Może wtedy nie narobiłabyś mi
kłopotów w przyszłości. - kącik ust uniósł do góry. Bawił się? Brakowało
mu takiej wymiany zdań? A ona? Ona bawiła się równie dobrze. A to
wszystko gra. Gra na szachownicy. Jeden mały błąd, a wygra przeciwnik.</p><p>-
Doprawdy żałujesz? Wydaje mi się, że cieszysz się z tego spotkania. Mam
wrażenie, że będziesz miał jeszcze większą satysfakcje jak mnie
zabijesz. - wzruszyła ramionami. Jej postać nadal była ludzka. W
przeciwieństwie do Lucyfera. U jego boku wisiała pochwa z mieczem. <br /></p><p>-
Skoro tak mówisz moja droga... Jednakże oddaj dzieciaka po dobroci. - w
tym momencie z jego spokojnego oraz miłego tonu głosu nic nie zostało. W
powietrzu zawisła groźba. Jednak zostało to szybko przerwane donośnym
śmiechem.</p><p>- Dzieciaka? Dzieciaka możesz sobie zabrać... o ile
zdołasz. - tylko się uśmiechnęła. Jej sylwetka nawet się nie poruszyła
na milimetr. Powietrze wokół gęstniało z sekundy na sekundę. Spojrzałem
kątem oka na Sasuke, który zaciskał palce na klindze miecza. Tylko to
zdradzało jego niepokój oraz chęć działania. Następnie przeniosłem
spojrzenie na ukochanego. Tak, pomimo tego co zrobił nadal darzyłem go
uczuciem? Czy to oznaczało, że jestem przegrany? Albo, że gdy przyjdzie
do zgładzenia go to zawiodę? Ręka mi zadrży, a on to wykorzysta? Wtedy
mnie zabije?</p><p>- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że mam przewagę.
Nie ma potrzeby przelewać niewinnej krwi. Sasuke? - tutaj skupił się na
nastolatku który stał obok mnie. Chłopak spiął się, popatrzył wyzywająco
się na byłego mistrza. <br /></p><p>- Czego chcesz? Nie jestem jak mój brat zdrajca. - prychnął.</p><p>-
Wrota dla ciebie nadal są otwarte jak zmienisz zdanie. Jeżeli obawiasz
się kary i tylko z tego powodu nie chcesz do mnie wrócić... to nie
obawiaj się. Brakuje mi takiego żołnierza jak ty... - znowu ten upiorny
uśmiech który pewnie miał był sympatyczny. Szybkie wzruszenie ramion.</p><p>-
Nie sądzę, abym cokolwiek wartościowego było w mroku. Nie mam już
rodziny. A mój brat jest martwy. - to mówiąc popatrzył na swoją starszą
kopie. Popatrzyłem z zaskoczeniem. Czyżby naprawdę tak kochał moją
siostrę? Czyżby był w stanie naprawdę się odciąć od tamtej strony? A
może to kolejna gra, aby następny Uchiha wbił nam miecz w plecy.
Zagryzłem dolną wargę.</p><p>- Na nic twoje starania. Dawno temu miałeś
władze. Teraz co miałeś mieć już masz. - znudzony głos przywódczyni. W
końcu i on popatrzył na nią. <br /></p><p>- Zgoda. W takim razie
pozabijajmy się. Przelejmy niewinną krew. - po tych słowach ściągnął
czarne rękawiczki. W dłoni pojawił się miecz. Tak samo czarny jak u
braci Uchiha. <br /></p><p>- Czyżby coś się zmieniło? Walczysz w pierwszym
froncie? Kiedyś nie lubiłeś brudzić swoich rączek... zawsze robił to
ktoś za ciebie. - na licu brunetki pojawił się dobroduszny uśmiech.
Zupełnie jakby rozmawiała z dzieckiem o błahych sprawach. Jakby to nie
dotyczyło naszego życia.</p><p>- Drugi raz nie popełnię tego błędu. Tym
razem zabiję cię raz, a dobrze. - po tych słowach natarł na nią. W tym
momencie wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Fumiko momentalnie zmieniła
swoją postać na anielską, w dłoni miała miecz którym od razu skontrowała
cios. Z nieba sfrunęło kilka postaci. Była to cała moja drużyna
"Latający Anioł", każdy z nich był w swojej anielskiej postaci. Zza
drzew zaczęły wynurzać się postacie. Kurama ruszył na pierwszą z nich,
tym samym rozszarpując ją na strzępy. Sasuke ruszył na brata. Sam
wyciągnąłem miecz przed siebie i ruszyłem na napastników. Nie było czasu
do stracenia. To było nasze żyć, bądź nie. Reszta drużyny siatkarskiej
zrobiła to samo. Myślę, że każdy z nas był równie zdeterminowany. Nawet
ten leniwy Shikamaru który twierdził, że wszystko jest upierdliwe i
wolał spać niż działać. Spojrzałem na niego. Wzrok miał przenikliwy, a
jego ruchy były precyzyjne. Tam nie było miejsca na niepotrzebne ruchy.
Każdy był w stu procentach przemyślany. Atakowałem, sparowałem oraz
ciąłem. Pokraki oraz dziwne stwory po zadanych obrażeniach wracały tam
skąd przyszły. Byli też inni aniołowe jednak na podobnym poziomie do
mnie. Dlatego miałem szanse ich zabić. Jednak w starciu z Itachim bądź
Madarą nie miałem szans. Byłem zdecydowanie na straconej pozycji. Kątem
oka popatrzyłem jak dwójka przywódców zażarcie ze sobą walczy.
Brzoskwiniowe oraz czarne skrzydła. Nawet one zażarcie ze sobą walczyło.
Ich ciała były szybkie i zwinne. Takiej jej jeszcze nie widziałem. Była
niebezpieczna. Momentami pojawiała się u niej przezroczysta tarcza
która chroniła przed ciosami. Jednakże jej ciosy ani razu nie chybiły.
Zawsze obijały się o stal drugiego miecza. Skupiłem się na przeciwniku
naprzeciw siebie. Zaczęliśmy wymieniać się ciosami. Był lepszy niż moi
poprzedni przeciwnicy. Po dłuższej potyczce padł przede mną martwy. Jego
krew zaczęła spływać po glebie. Ciurkiem w sam dół. Popatrzyłem na
drzewa. Naprzeciwko mnie. Wśród drzew kryła się jeszcze jedna postać.
Był to chłopak. Opierał się niedbale o pień drzewa. Przyglądał się tej
całej rzezi, zupełnie jakby go nie dotyczyła. Drgnął. Przeniósł wzrok na
mnie. Spotkałem się wzrokiem z czerwonymi tęczówkami. Wzdrygnąłem się.
Zaczął kierować się w moim kierunku. Gdy wyszedł z cienia zatkało mnie.
Wyglądał niemal jak ja, wyjątkiem były kruczoczarne włosy oraz czerwone
źrenice. Kobieta musiała również dostrzec przybysza ponieważ walka
została przerwana. Reszta widząc to również zatrzymała się. Wystarczył
jeden chłopak, nagle niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
została zrobiona pauza. Każdy skupił wzrok na mojej kopii.</p><p>- K-kim
ty jesteś? - wyszeptałem. To było dla mnie za dużo jak na jeden dzień. A
kopia mnie tylko sprawiła, że wydarzenia dosięgnęły zenitu.</p><p>-
Witaj braciszku. - jego kpiący uśmiech oświetlił mnie, założył rękę na
rękę. Był wyluzowany, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Nawet na
jego policzkach były poziome trzy kreski. Potarłem potylice dłonią.</p><p>-
Nie wydaje mi się. Już mam siostrę. Raczej rodzeństwa nie szukam. -
wyszeptałem nerwowo. Na moje słowa chłopak wybuchnął śmiechem.</p><p>-
Ty nie musisz szukać. Już znalazłeś. - skupił na mnie wzrok. Twarz
jednak nie wyrażała nic. Zachowywał się niemal jak Uchiha. Może to ktoś
od nich? I teraz próbowali nas oszukać? </p><p> </p><p><b>Hej! :D<br />Jak rozdział? Zaskoczył? Przypadł do gustu?<br />A może rozczarował?<br />Liczę na wasze opinię.<br />Tymczasem życzę udanej, spokojnej majówki :P</b> <br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-38911438270859286182021-04-19T20:19:00.001+02:002021-04-19T20:19:50.491+02:00Latający Anioł XXX<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibEZhCfFX9CGyDgdtZLON4dPRMmKBptEaQOTVeI16hB4xA1iHw1vM_PJhZLlr6NlJoRniWGVyBM9hgg5ZKmROU09I6YJDpY1TqrgyJEcUB2ncYVpPeRiiVZsuUOblJN0WRCEtoRu5HEfM/s500/tumblr_ltycpvyqvO1qk5kaeo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="270" data-original-width="500" height="317" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibEZhCfFX9CGyDgdtZLON4dPRMmKBptEaQOTVeI16hB4xA1iHw1vM_PJhZLlr6NlJoRniWGVyBM9hgg5ZKmROU09I6YJDpY1TqrgyJEcUB2ncYVpPeRiiVZsuUOblJN0WRCEtoRu5HEfM/w586-h317/tumblr_ltycpvyqvO1qk5kaeo1_500.gif" width="586" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p align="right"><u><i>"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym.
Prawdziwa sztuka to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie,
to odważny może być tylko ten, kto nie jest odważny." ~ Rafał Kosik - Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi.</i></u><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p>
<p>W mojej dłoni pojawił się biały, stalowy miecz. Spojrzałem na ten
czarny. Emanował wręcz złowrogą energią. Drgnąłem, gdy za moimi plecami
znalazła się kobieta. Ta która już dawno powinna być martwa. Położyła
dłoń na moim barku. Delikatnie przykryłem dłonią jej. <br /></p>
<p>- Witaj Itachi. - cichy, acz spokojny ton głosu. Coś czego się nie
spodziewałem. Raczej złości, bądź rozżalenia. Przeciwnik nieznacznie
przekrzywił głowę w bok.</p>
<p>- Witaj Fumiko. Może wyjaśnisz mi jak się wyswobodziłaś ze szponów
śmierci? - kąciki ust pokazywały rozbawienie pomieszane z drwiną.
Zacząłem zastanawiać się, czy to może jakiś poroniony sen? Wybudzę się?
Jak to się stało, że w jednej sekundzie staliśmy się wrogami? Jak mogłem
się zakochać w takim dupku jak on? Zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści
miecza. Dłoń zniknęła z mojego barku, dziewczyna stanęła przede mną.
Brzoskwiniowa sukienka powiewała na wietrze, a jej długie, brązowe włosy
były spięte w ciasny kok. <br /></p>
<p>- Oh, zabawne że o to pytasz. Nigdy w nich nie byłam. - wzruszyła
ramionami. Z zaciekawieniem jak i coraz większym rozgoryczeniem
przypatrywałem się tej wymianie zdań. <br /></p>
<p>- Kłamałaś prawda? W takim razie powinienem być w pułapce czyż nie? -
Uchiha również wyglądał na rozluźnionego tak samo jak moja
przyjaciółka.</p>
<p>- Mniej więcej tak powinno być. Aczkolwiek jesteś na to za
inteligentny, aby nie przewidzieć takiej opcji. - teraz to na jej licu
pojawił się uśmiech. To zaniepokoiło nie tylko mnie, ale i jego.</p>
<p>- I od tak stoimy na wprost siebie bez zabijania się? - przymrużył powieki. Brunetka skinęła głową.</p>
<p>- Ah i owszem. Czekamy na Lucyfera. Miło będzie się z nim spotkać po
tak długim czasie. Jedynie czego żałuję to braku pogawędki przy kawce. -
lekceważąco wzruszyła ramionami, a jej wzrok spoczął na paznokciach.
Czarny miecz zamierzył się na moją przyjaciółkę lecz ta bez
najmniejszego zaangażowania skontrowała cios. Ponownie popatrzyła na
zdrajce. Tak, był zdrajcą. Mogłem to teraz powiedzieć z całą mocą.
Pomimo tej wiedzy jaką posiadałem to nadal byłem beznadziejnie w nim
zakochany. Eh jestem nieuleczalnym durniem który nie potrafi znaleźć
normalnej osoby. Chociaż jakby na to spojrzeć Shion była normalna. No
właśnie, była Uzumaki! Nie jest. Jest twoją byłą! Zrozum to nareszcie. I
zrozum, że Itachi cie nie kocha! Zwiesiłem bezradnie głowę na swojego
psa. Nadal trzymałem go w ramionach. Jego oddech był coraz bardziej
ciężki. Po moim policzku ponownie spłynęła tego dnia łza. Kapnęła na to
rude, dobrze znane futro. Brązowa tęczówka popatrzyła na mnie z
miłością. On nadal mnie kochał pomimo, że moja głupota doprowadziła go
na skraj śmierci. Moja dłoń znalazła się na jego głowie. Przymknąłem
powieki całkowicie skupiając się na swoich uczuciach względem
czworonoga. Wyobraziłem sobie zielone, kojące światło wydobywające się
spod moich opuszków palców. Ciepłe. Ciche westchnięcia wybudziły mnie z
transu, a ja sam poczułem nagły odpływ siły. Załamały się pode mną
kolana. Jednak czyjeś blade ramiona mnie schwyciły. Mocniej przycisnąłem
do siebie psa. Spojrzałem mało przytomnym wzrokiem na postać która
uratowała mnie przed upadkiem.</p><p>- Sasu? - cicho wyszeptałem.
Chłopak pozwolił mi delikatnie usiąść na trawie, a zwierzak zaczął lizać
mnie po rękach. Jego ogon falował raz w prawo raz w lewo. <br /></p><p>-
Głupi Usuratonkachi! - cicho prychnął patrząc na mnie z pogardą. Podobną
do jego brata, aczkolwiek była inna. Jakby milsza. Nie zionęła do mnie
nienawiścią. Wypuściłem rudowłosego przyjaciela. Następnie sam
spróbowałem się unieść.</p><p>- Nie musiałeś draniu! Sam bym sobie
poradził dattebayo! - burknąłem. Niepewnie stanąłem na nogach.
Popatrzyłem przed siebie. Fumiko wraz z Itachim przypatrywali nam się w
milczeniu. <br /></p><p><span>- Oh czyżby bonus was czekał w postaci
klucza i lecznika? O to ci chodziło Itachi? Aby wyzwolić w nim emocje, a
następnie sprawić, aby uaktywniło się w nim jego pochodzenie? Genialne!
- wyrzuciła ręce przed siebie, miecz wbiła w glebę. Zmarszczyłem brwi.
Zupełnie nie wiedziałem o co jej chodzi. Naćpała się? To była moja
pierwsza myśl. Odkąd się zjawiła zachowywała się jakoś inaczej.
Popatrzyłem na znamię które miała na prawym barku. Nieznacznie lśniło
złotym światłem. <br /></span></p><p><span>- Co ty kombinujesz? Znamy się już dosyć, a udawanie wariatki nie idzie ci najlepiej. - prychnięcie przeszyło cisze.</span></p><p><span>- Tak uważasz? - uśmiechnęła się, oparła się niedbale dłonią o swoją broń. <br /></span></p><p><span>-
Nie uważasz, że cała ta sytuacja jest cokolwiek zabawna? Niestosowna? -
jej brązowa brew powędrowała do góry, następnie popatrzyła na mnie. Jej
wzrok wyrażał całkowite rozbawienie. Niestety, ale nie dostrzegłem u
niej strachu. Była absolutnie spokojna, wyluzowana. Całkowicie moje
przeciwieństwo. Wyczuwałem zagrożenie które nieuchronnie się zbliżało. <br /></span></p><p><span>-
Jak mogłeś nas zdradzić bracie? - cichy głos Uchihy. Dopiero teraz
sobie przypomniałem, że ten dupek nadal znajduje się koło mnie.
Spojrzałem na rozgoryczoną, młodszą twarz jednego z braci. Głośny śmiech
dotarł do moich bębenków usznych. Popatrzyłem w te ciemne tęczówki,
które z bliska miały kolor oliwkowy.</span></p><p><span>- Ja nigdy nie
zdradziłem słusznego pana. To ty jesteś zdrajcą Sasuke. Zawsze nim
byłeś. Jesteś słaby. Słabszy niż przypuszczałem Sasuke. Nienawidź mnie,
dogoń mnie. Spróbuj mnie zgładzić. - głos ociekał wręcz drwiną. Młodszy
brat momentalnie zmienił swoją postać. Czarne skrzydła otarły się o moje
ramie. Wzdrygnąłem się. Już samo to sprawiło, że poczułem moc upadłego
anioła. Itachi również nie próżnował. Również przybrał swoją anielską
posturę. Tylko Fumiko pozostała w swojej dziewczęcej postaci.</span></p><p><span>-
8 minut. - wyszeptała. Jej szept dotarł do mych uszów. Nie miałem
pojęcia o co może chodzić. W ogóle nie rozumiałem całej tej sytuacji.
Nie rozumiałem co się działo. To było coś co wykraczało poza zakres
mojej wiedzy. Zirytowany wykrzyknąłem.</span></p><p><span>- Kurwa,
wyjaśni mi coś co tutaj się odpierdala?! - zacisnąłem dłonie w pięść.
Czarne miecze znieruchomiały, a dwie postacie spojrzały na mnie z
rozbawieniem przemieszanym z pogardą.</span></p><p><span>- Jak to co
Uzumaki? Wojna. A stawką jest twoje życie. - szepnął, a następnie natarł
na mnie. Stałem niczym słup soli. Przede mną zjawił się Sasuke który
natarł na swojego brata. Również on był rozgoryczony. Ciosy były
szybkie, silne, pewne siebie. Nie było w nich zawahania. Powędrowałem
wzrokiem na psa, który stanął przede mną, a jego szczekanie rozniosło
się wśród gór. Po chwili popatrzyłem na brunetkę. Obserwowała potyczkę
ze znudzeniem. Zachowywała się tak, jakby to nie była ona. Od kiedy
stała się taka zimna, bezlitosna? Od kiedy strugała wariatkę chociaż nią
nie była? Czy to oznaczało, że wcale jej nie znałem? Czy to była
prawdziwa twarz Fumiko? Czy maska jaką przybierała w szkole była
przeznaczona tylko i wyłącznie dla dzieciaków, aby sprawić lepszą
atmosferę? W końcu kto normalny polubiłby tą kobietę która stała przede
mną? A może to była kolejna maska? Może pod nią kłębił się cały strach i
niepewność? Może właśnie tak zachowywali się dowódcy? Opanowani, bez
krzty strachu? W końcu jaki daliby przykład swoim podwładnym? Zacisnąłem
dłonie w pięść. Pozwoliłem sobie na przemianę, nie sprawiała mi ona już
bólu. Wręcz przeciwnie. Było to bardzo miłe uczucie. W mojej dłoni
pojawił się miecz. Natarłem na Itachiego. On dostrzegając to tylko się
uśmiechnął.</span></p><p><span>- Co ty wyprawiasz Naruto? - cichy syk Sasuke niemal wytrącił mnie ze skupienia. Skrzywiłem wargi.</span></p><p><span>-
Jak to co draniu? Próbuję ci pomóc! - burknąłem, wyprowadziłem atak
jednak z łatwością został skontrowany. Również on zaatakował jednak bez
powodzenia. Itachi idealnie parował ciosy bez najmniejszego trudu.</span></p><p><span>- Nie potrzebuję twojej pomocy idioto! - sarknął. <br /></span></p><p><span>-
Jakież to urocze. Moje dwa gołąbeczki nie dość, że się kłócą o mnie to
jeszcze próbują mnie zabić. Lepszego scenariusza nie mogłem napisać. W
dodatku wasza przywódczyni zachowuje się tak jakby to jej nie dotyczyło.
- zaśmiał się. Głos był ostry, nieznany. Zupełnie jakby nie jego.
Ludzie mają maski. Wiele masek. Nigdy nie poznamy każdej. Ludzie są
pełni zagadek. Nigdy nie wiemy komu ufać, a komu nie. Można mieć tylko
nadzieje, że nas nie zdradzą. A ja właśnie się zawiodłem. Ponownie
naparłem na napastnika. Tym razem spokojniejszy oraz pewniejszy siebie.
Nie było chwili na stracenie. Lada moment miał się pojawić sam Madara
Uchiha. </span><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p><b>Hejka! :D<br />Jak się podoba rozdział? ;><br />Może macie już jakieś domysły względem naszego Itacza bądź Fumiko? :P<br />Dziękuję za przeczytanie oraz za komentarze pod poprzednim rozdziałem :3<br />Do zobaczenia niedługo :D</b><br /></p><p><br /><br /></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-75371070652273792272021-03-31T19:25:00.001+02:002021-03-31T19:25:46.296+02:00Latający Anioł XXIX<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzmwVwUK0bMoQz57HqKEhDggp1tv-SirIUpVkbPkYloPzxWBW7nTVa8Sjo59InxiDjG3LxzLnVB8tWqEfTQL3LN6BW4f5FqFWYM8PxqP9XYiXovDHUo0MVezfS0WOaRn_dwHHbw8OmP2s/s500/1359f0846383a8b35ab25c5ade56f469.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="276" data-original-width="500" height="272" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzmwVwUK0bMoQz57HqKEhDggp1tv-SirIUpVkbPkYloPzxWBW7nTVa8Sjo59InxiDjG3LxzLnVB8tWqEfTQL3LN6BW4f5FqFWYM8PxqP9XYiXovDHUo0MVezfS0WOaRn_dwHHbw8OmP2s/w492-h272/1359f0846383a8b35ab25c5ade56f469.jpg" width="492" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p style="text-align: right;"><u><i>"Zdrada... to tylko słowo. Kiedy dwaj książęta walczą ze sobą o krzesło,
na którym tylko jeden z nich może usiąść, zarówno wielcy lordowie, jak i
prości ludzie muszą wybierać. Po bitwie zaś zwycięzców okrzykuje się
wiernymi i lojalnymi ludźmi. Natomiast ci, którzy przegrali, będą od tej
pory znani jako buntownicy i zdrajcy."</i></u></p><p> </p><p> </p><p> </p><p><b><u><i>( Itachi )</i></u></b><br /><br />Pogrążyłem się w myślach. To
co przed chwilą się wydarzyło było spektakularne. Nikt z nas nie
przypuszczał, że Uzumaki może odziedziczyć taką moc. Mi oraz Fumiko
nawet to się nie śniło. Wiedzieliśmy, że będzie potężny, jednak nie aż
tak. Kątem oka zerknąłem na zmęczoną twarz ukochanego. Pomimo
spożytkowania tak wiele energii bez skargi szedł przed siebie. Mogłem
się domyślić ile kosztował go ten wybuch. Ponownie popatrzyłem przed
siebie. Jeżeli plotki były prawdziwe, to oznaczało koniec upadłych oraz
samego pana ciemności. Zasępiłem się. Za niedługo miałem się spotkać z
ojcem oraz matką. Oni nadal kochali ciemność. Nie pozwolili sobie na
ujrzenie jasności. Pozostali lojalni. Czy mnie i brata uważano za
lojalnych? Pewnie nie. Dla innych byliśmy zdrajcami. Skoro zrobiliśmy to
raz, zrobimy to drugi. Bałem się, że pokusa może być tak silna, że
domysły staną się faktem. Nie chciałem zdradzić. Nie chciałem ranić. Nie
chciałem się stać plugawym śmieciem. Śmieciem bez zasad i honoru.
Ponownie powędrowałem spojrzeniem na blondyna. To dzięki niemu moje
serce zabiło mocniej od lat. To on był wyznacznikiem mego serca. Dawno
temu to właśnie Kushina sprawiła, że w mroku ujrzałem światło. To ona
nadała sens mojemu istnieniu. Tchnęła we mnie życie. Dzisiaj tym kimś
był jej syn. Tak wiele cech odziedziczył po niej. Spojrzałem na Kurame
który pomimo bólu nie skarżył się. Był jak swój właściciel. Musiałem
zataić przed Naruto, że w krwiobiegu psa płynie trucizna. Wtedy nie
byłby w stanie właściwie się skupić na tym co mamy do zrobienia.
Żałowałem, że nie potrafię leczyć. Domyślałem się jaka rozpacz ogarnie
tego dzieciaka, gdy jego najlepszy przyjaciel umrze. Do tego dojdą
wyrzuty sumienia. Nie chciałem przy tym być, nie potrafiłem się
obchodzić z emocjami. Zwłaszcza tak burzliwymi jak jego. Jednocześnie
pragnąłem być jego podporą, spróbować go pocieszyć. Uleczyć jego serce.
Dwa sprzeczne pragnienia. Oba równie silne. Śmierć nigdy nie była
prosta. Nie była ani zła, ani dobra. Po prostu była. Należało nauczyć
się z nią żyć. Ona zawsze była punktualna i zabierała tego którego
musiała. Pogładziłem opuszkami palców wilczura. Doskonale pamiętałem jak
mój opiekun umierał w moich ramionach. Tamte emocje były bardzo
odległe, jednak tamten ból pozostał. Gdyby mnie nie uratował, dzisiaj
bym tutaj nie był. Być może nie byłbym zdrajcą, być może na zawsze
byłbym w mroku. Życie lubi pisać różne historie. To było pewne. Nigdy
nie przypuszczałem, że znajdę się w tym miejscu. I z tą osobą. Jedyną
nadzieją dla nieba. Dar niebios. Tak, to brzmiało prawdziwie. Ponownie
popatrzyłem na blond czuprynę. Zmęczenie coraz bardziej malowało się na
jego licu. Był słaby, jego więź z Kuramą osłabiała go jeszcze bardziej,
nie zdawał sobie z tego sprawy. Przystanąłem.</p><p>- Fumiko mówiła ci
na jakiej zasadzie działa twoja przyjaźń z obrońcą? - cichy, beznamiętny
głos. To byłem cały ja. Bez emocjonalny. <br /></p><p>- Nic, o co mógłbym
się martwić. - przystanął. Jego niebieskie tęczówki popatrzyły na mnie z
niepokojem. Brwi zmarszczyły się, a usta zostały lekko zagryzione przez
zęby. Na moment pozwoliłem sobie delektować się widokiem. <br /></p><p>-
Widzisz... jesteście połączeni... gdy jedno umiera to drugie traci
życie. Wasza ekstrakcja coraz bardziej posuwa się do przodu. On umrze
Naruto. - popatrzyłem swoimi oliwkowymi tęczówkami w jego. Miałem mu nie
mówić, jednak nie mogłem go okłamywać. Nie w takiej sprawie. Wtedy
straci do mnie zaufanie jakie posiadł. Tego bym sobie nie wybaczył.
Dostrzegając szok i cierpienie żałowałem, że to ja byłem osobą która
podała mu takie informacje. Jego dłoń wsunęła się w rude futro.
Dotknąłem dłonią rozgrzany policzek, jednak chłopak natychmiastowo
odsunął się ode mnie. Furia w jego posturze mówiła wszystko. <br /></p><p>-
Jak to kurwa umrze?! Nic nie mówiłeś o umieraniu! Kurwa, kurwa... -
coraz ciszej zaczął przeklinać, jednak jego agresywna postura ani na
moment się nie zmieniła. Odebrał ode mnie wilczura. Popatrzyłem na swoje
puste dłonie które chwilę wcześniej niosły ciało zwierzęcia. <br /></p><p><span>-
Nie chciałem, abyś dał się ponieść emocją... - uniosłem dłonie w geście
obronnym jednak to jakby tylko bardziej rozjuszyło nastolatka.</span></p><p><span>-
Chciałeś to zataić tak?! Ważniejsza jakaś pierdolona jaskinia tak?! O to
wam wszystkim chodzi?! - jego oczy przymrużyły się. Westchnąłem. Nie
tego oczekiwałem przyjmując zadanie. Moja postura zmieniła się.
Emanowała wrogością, jednak nie dopuściłem do przemiany.</span></p><p><span>-
To zabawne wiesz? Bardziej przejmujesz się tym kundlem niż własną
przyjaciółką która leży w stanie agonalnym... - na moją twarz wkradł się
cyniczny uśmiech. Na jego licu pojawiło się coś na kształt triumfu. <br /></span></p><p><span>-
Fumiko mi mówiła, że jesteś zdrajcą... jednak ja nie wierzyłem do
samego końca, wiesz Itachi? - blondyn jakby spochmurniał. Uniosłem brwi.
Byłem zaskoczony. Czyżby naprawdę pokochał kogoś takiego jak ja? A
raczej osobę którą udawałem?</span></p><p><span><br /></span></p><p><span><b><u><i>( Naruto )</i></u></b><br /></span></p><p><span></span></p><p><br /></p><p><span>Słysząc
słowa Uchihy posmutniałem. Byłem zły, że nie uwierzyłem do końca. Nie
chciałem, aby tak się stało. Ja naprawdę zaczynałem się w nim
zakochiwać. Kurwa! Dlaczego nie miałem szczęścia w miłości? Moje myśli
popłynęły do mojej rodziny. Zacisnąłem dłonie w pięść.</span></p><p><span>- Tknij moją rodzinę, a pożałujesz dattebayo! - wysyczałem. Z moich tęczówek spoglądały pioruny. Itachi na to się zaśmiał.</span></p><p><span>-
Jak pójdziesz po dobroci to nic im się nie stanie. - zrobił krok ku
mnie. Po moim ciele przeszły dreszcze. Nie wiedziałem co robić, jak się
zachować. W końcu nigdy nie pokazał tej demonicznej twarzy. <br /></span></p><p><span>- Jak długo Itachi? - nie musiałem nic więcej dodawać. Obydwoje rozumieliśmy o czym mówiłem.</span></p><p><span>-
Od zawsze Naruto. Od zawsze. To, że go zdradziłem dla Kushiny było
kłamstwem. Spodziewaliśmy się tego, że będzie dziecko. Jedyny klucz, aby
podbić niebiosa. Kimś tym jesteś ty. To ty jesteś kluczem Naruto. -
lekko się uśmiechnął, jednak ten gest nie miał z nim nic wspólnego.
Popatrzyłem na pustkowie na którym w tym momencie się znajdowaliśmy. <br /></span></p><p><span>- Fumiko ufała ci! - wytknąłem mężczyźnie.</span></p><p><span>-
Nigdy mi nie ufała. Zawsze bacznie patrzyła nam na palce. Mi i Sasuke.
Jednak on naprawdę pozostał wierny światłu. Nie tego Uchihe
podejrzewałeś o złe zamiary Uzumaki. - cicho się zaśmiał. Popatrzyłem na
twarz anioła. Znana, a jednocześnie tak obca. Zmarszczyłem brwi,
bezwiednie przytuliłem Kuramka bliżej. <br /></span></p><p><span>- Dlatego ją otrułeś? - zapytałem, pomimo że byłem na pograniczu płaczu. Dlaczego wszystko sypało się jak domek z kart?</span></p><p><span>-
Musiałem. Była prawdy naprawdę blisko. Chwilę później i to ja mógłbym
być martwy. Jest niezła, nawet ja to muszę przyznać. - w tonie głosu
byłego ukochanego słyszałem uznanie. To się nie mogło wydarzyć! To był
pieprzony sen! Jednak prawda była zgoła inna. Nadal tu byłem, a moje
serce strzaskało się na milion kawałków. Przypomniałem sobie rozmowę z
przyjaciółką.</span></p><p><span><br /></span></p><p><u><b><i><span>( Retrospekcja )</span></i></b></u></p><p><span><br /></span></p><p><i><span>-
Naruto, siadaj. Musimy porozmawiać. - cichy głos, był stanowczy jednak
również wyłapałem w nim zmęczenie. Wykonałem polecenie. Ścisnąłem
delikatnie bladą, a zarazem zimną dłoń.</span></i></p><p><i><span>- Co
się dzieje Fumiko? - mój głos również był cichy, a jednocześnie
zaciekawiony. Nie wiedziałem o co mogło chodzić. Jednak musiało to być
coś cholernie poważnego. Ona nigdy się tak nie zachowywała. Ciche
westchnięcie tylko utwierdziło mnie w moich przekonaniach.</span></i></p><p><i><span>-
Itachi jest najprawdopodobniej zdrajcą. - zszokowany popatrzyłem na
kobietę. Nie tego spodziewałem się usłyszeć. W sumie niczego nie
spodziewałem się usłyszeć. Co najwyżej, że jestem przystojny. <br /></span></i></p><p><i><span>- J-jak to? - wyjąkałem nadal zaskoczony tymi rewelacjami. <br /></span></i></p><p><i><span>-
Mam takie przeczucie, muszę pewne tropy sprawdzić. Dlatego może mnie
teraz więcej nie być niż być. Jednak moim zadaniem jest was chronić,
rozumiesz? - popatrzyła ciemnymi tęczówkami na mnie. Powoli skinąłem
głową analizując to co zostało mi powiedziane. <br /></span></i></p><p><i><span>- Co mam robić na wypadek, gdyby coś ci się stało? - anielica uśmiechnęła się do mnie.</span></i></p><p><i><span>-
Udawaj, że mu ufasz. Musisz się naprawdę postarać, aby cie nie
przejrzał. Niech uwierzy, że jesteś jego. Wtedy stanie się coś czego nie
będzie się spodziewał. Zaufaj mi Naru... - ścisnęła dłonią moją.
Potarłem wolną ręką kark. <br /></span></i></p><p><i><span>- Czyli co? Mam
zostać owieczką na pożarcie wilka tak? Chcecie mnie poświęcić
dattebayo?! - niemal krzyknąłem jednak zostałem skutecznie spacyfikowany
pięścią mojej rozmówczyni. Popatrzyłem na nią zniesmaczony.</span></i></p><p><i><span>- Chcesz się upewnić, czy jest winny, czy nie? - miała rację. To było konieczne.</span></i></p><p><i><span>- Zgoda, ufam ci Fumiko. - wyszeptałem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Musnęła wargami moje czoło.</span></i></p><p><i><span>-
Dzielny chłopak. Pamiętaj zaufaj sobie oraz mi. Nikt nie może wiedzieć o
tej rozmowie. - ponownie podczas tej krótkiej rozmowy skinąłem głową. <br /></span></i></p><p><span><br /></span></p><p><u><b><i><span>( Koniec )</span></i></b></u></p><p><span><br /></span></p><p><span>-
I naprawdę nic dla ciebie nie znaczę? - zapytałem. Nie było to ważne,
jednak chciałem wiedzieć. Chciałem jasności przed zabiciem go. <br /></span></p><p><span>-
Nie zrozum mnie źle Naruto... nic do ciebie nie mam. Jednak misja to
misja. Zostałem do tego zobligowany... Zapraszam cie do pana ciemności. -
wykrzywił kącik ust ku górze. <br /></span></p><p><span>- Szybciej umrę aniżeli pozwolę ci mnie tam zabrać. - burknąłem. Pomiędzy nami pojawił się cień. Uniosłem brwi w szoku.</span></p><p><span>-
Niestety, musisz być żywy Uzumaki. - powiał wiatr rozwiewając nasze
kosmyki włosów. Przygryzłem dolną wargę. Pozwoliłem przemianie, aby się
dokonała. Również on nie zwlekał, pojawiły się nasze anielskie
przemiany. <br /></span></p><p><br /><br /></p><p> </p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-18782172319784316652021-03-08T17:36:00.002+01:002021-03-08T17:37:03.637+01:00Latający Anioł XXVIII<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMGqODggV1S4whCbfnif5raJG2kIuS-qjk9snQ27guVfUmVlPd50DjGDbDdc23rxhP8oVYjQSulzkhRtR-SSfQPgknokP1pzpSCrxQ350chIwnfIgbYvJri7K9f0eSDL2Pdqq7H6C9ZMA/s892/d2tb3pd-2272d8c3-5e9a-40e1-81f0-9bec5846380b.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="559" data-original-width="892" height="401" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMGqODggV1S4whCbfnif5raJG2kIuS-qjk9snQ27guVfUmVlPd50DjGDbDdc23rxhP8oVYjQSulzkhRtR-SSfQPgknokP1pzpSCrxQ350chIwnfIgbYvJri7K9f0eSDL2Pdqq7H6C9ZMA/w638-h401/d2tb3pd-2272d8c3-5e9a-40e1-81f0-9bec5846380b.png" width="638" /></a></div><p></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Ludzie są jak
monety, każdy ma dwie strony. Jedna z nich widzi, druga jest widziana i
mimo, że każdy miał dwie strony, znał siebie tylko z tej jednej,
widzącej, innych zaś z tej drugiej widzianej."</i></u></p><p><br /></p><p><br /></p><p><br /></p><p>Droga
dłużyła się w nieskończoność. Jednak nie oznaczało to, iż się nudziłem.
Wręcz przeciwnie. Dużo rozmawiałem z moim towarzyszem. Nie miałem
pojęcia, że mamy tak wiele wspólnego. Mój wzrok spoczął na bocznym
lusterku. Moje błękitne tęczówki niemal iskrzyły. Byłem szczęśliwy.
Niemal zapomniałem co nas sprowadza w górzyste rejony. Wiedziałem, że
lada moment silnik zgaśnie, a my będziemy musieli wędrować. Z tego co
zdołałem przyswoić jaskinia znajdowała się gdzieś w górach. To tam moc
boża sprawiała, że nasze talenty się rozwijały. Westchnąłem. Bałem się,
że nic się nie stanie, że zamiast fajerwerków będzie totalne zero. Bałem
się zawieść osoby które tak na mnie liczyły. Obawiałem się, że tak
naprawdę jestem kopią, niewypałem który w tamtej chwili się ujawni. Nie
chciałem, aby Fumiko umarła. Nie miała prawa. Nie zasługiwała na to.
Była najlepszą osobą jaka mi się przytrafiła w nowym miejscu
zamieszkania. To dzięki niej polubiłem to miejsce. Sprawiła, że
pokochałem nawet siatkówkę. Chociaż bywała wredna i sarkastyczna to tak
naprawdę każdy mógł na nią liczyć. Zawsze była przy nas i nas wspierała.
Nawet brawurę braci Uchiha potrafiła kontrolować. Była po prostu
niezwykła. Bez niej świat będzie uboższy. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Nie byłem w stanie się pogodzić z ewentualnymi konsekwencjami jej pracy.
Chłodna dłoń przykryła moją. Przeniosłem wzrok na kruczowłosego.</p><p>-
Nie zamartwiaj się. To nic nie da. Musisz mieć czysty umysł. - cichy
głos był kojący. Niepewnie skinąłem głową. Miał rację. Musiałem się
skupić na tym co może nastąpić. Na tym co było teraz. Przymknąłem
powieki tym samym wyciszając się. Jeżeli nie chciałem czegoś spierdolić
to musiałem mieć trzeźwy umysł. Chwila nieuwagi mogła kosztować mnie
życie. Moje bądź moich towarzyszy. Delikatnie oparłem skroń o jego
ramie.</p><p>- Masz rację, przepraszam... - westchnąłem pocierając
dłonią powieki. Byłem zmęczony. Nie byłem w stanie na długo zasnąć
podczas naszej kilkudniowej podróży. Niemal czułem jak jestem w
rozsypce. Ciągłe myśli potrafiły zrujnować człowieka psychicznie. W
końcu zaparkowaliśmy na jakimś opuszczonym parkingu. U podnóża gór.
Mężczyzna odpiął pasy, a następnie zwrócił oblicze w moją stronę.
Dopiero teraz pozwolił mi dojrzeć w swoim spojrzeniu udrękę. Schwycił
obiema dłoniami moją twarz. Niemal stykaliśmy się nosami.</p><p>-
Słuchaj Naruto.... nie będę ukrywał, że dla mnie to też ciężka
sytuacja... nikomu nie jest łatwo, jednak tobie jest najtrudniej. Jesteś
nowy, dopiero zawarłeś nowe znajomości, przywiązałeś się do nas
bardziej niż przypuszczasz dlatego cierpisz bardziej niż my. My żyjemy
dłużej niż można przypuszczać, śmierć to dla nas niczym drugie imię.
Potrafimy sobie jako tako z nią radzić... jednak zaufaj mi... im
bardziej skupisz się na tym co jest do zrobienia tym większe szanse na
osiągnięcie tego. Może nawet uratowanie kogoś... - lekko się uśmiechnął,
pogładził kciukiem mój policzek. Zagryzłem delikatnie wargę. Miał rację
jednak nie potrafiłem sobie tego uświadomić. Część mnie mówiła, że
kłamie. Niespodziewane muśnięcie mych warg spowodowało mrowienie po moim
ciele. Uniosłem zaskoczony wzrok na Uchihe. Jego twarz była
nieprzenikniona Rozchyliłem mimowolnie usta. Nie spodziewałem się, że
zrobi ten pierwszy krok. Jednak podobało mi się. Chciałem więcej. <br /></p><p>-
Pocałuj mnie jeszcze raz... - nieśmiało wyszeptałem. Ten tylko
uśmiechnął się w odpowiedzi. Jeszcze bardziej nachylił się ku mej
twarzy. Teraz wymienialiśmy się oddechami, a nasze oczy były skupione na
sobie. Następnie delikatnie złożył pocałunek na moich wargach.
Przymknąłem powieki delektując się tym uczuciem. Czułem jak niemal
motylki rozrywają moje podbrzusze. To było coś nowego i bardzo
przyjemnego. Położyłem swoją dłoń na jego policzku który był zaskakująco
zimny. Nieśmiało pogłębiłem pocałunek przez co czynność ta wydłużyła
się o kilkanaście, magicznych sekund. Oderwaliśmy się od siebie. Na
moich policzkach z pewnością można było dostrzec rumieńce. <br /></p><p>-
Naruto... - cicho wyszeptał. Nerwowo podrapałem się po karku. Nie
wiedziałem jak się zachować, a jednocześnie nie chciałem zepsuć tej
chwili. Jednak z zakłopotania wybawił nas Kurama który uniósł łeb,
nastroszył uszy po czym zaczął szczekać. Obydwoje popatrzyliśmy na
wilczura.</p><p>- W oddali muszą być upadli. Bierz plecak i ruszamy. Tym
szybciej uda nam się tam dostać tym lepiej dla nas. - atmosfera się
zmieniła. Cała magia zniknęła i nastąpiła powaga oraz czujność. Skinąłem
głową, wysiadłem z auta. Za mną wymaszerował mój futrzasty przyjaciel.
Wyjąłem z bagażnika swój plecak który był nieco ciężki, jednak nie
narzekałem. Nawet nie miałem zamiaru. Były ważniejsze rzeczy. Itachi
uczynił to samo. Opuściliśmy miejsce, gdzie zaparkowaliśmy. Nasze kroki
kierowały nas w stronę szczytu. <br /></p><p>- Wiesz, gdzie to jest? - zapytałem zdrajcę Lucyfera. Oliwkowe tęczówki zerknęły na mnie.</p><p>-
Do końca nie mam pojęcia. Jaskinia została szczelnie zapieczętowana i
ukryta. Fumiko nie chciała, aby ktokolwiek z upadłych bądź Lucyfer ją
odnaleźli. Zapewne domyślasz się co mogłoby się z nią stać... - tutaj
spojrzał na mnie sugestywnie. Skinąłem głową na znak, że doskonale zdaję
sobie z tego sprawę. Upewniwszy się, że rozumiem kontynuował. <br /></p><p>-
Jednak twój obrońca powinien ją wyczuć, a następnie wskazać nam drogę.
Tylko anioł o czystym miejscu jest w stanie przejść zabezpieczenia. -
popatrzyłem na niego z zaciekawieniem. <br /></p><p>- To dlaczego uważasz,
że będę w stanie przejść dattebayo? - zapytałem podekscytowany jednak
nie zaprzestałem wspinaczki. Nasze tępo było dość szybkie dlatego powoli
zaczynałem odczuwać ból w mięśniach, ich napięcie. <br /></p><p>- Masz
złote serce Naruto... wydaje mi się, że jesteś w stanie przebaczyć nawet
przyjacielowi zdradę. - ponownie popatrzył na mnie swoim spojrzeniem.
Podrapałem się po potylicy.</p><p>- Sam nie wiem... za bardzo mnie
chwalicie, uważacie że jestem dobrym chłopcem o gołębim sercu, ale to
nie prawda! - w tym momencie uniosłem głos. Przystanęliśmy. Mierzyliśmy
się spojrzeniem.</p><p>- A jak jest naprawdę Naruto? - uniosłem brwi do góry. Zdziwił mnie. Nie zaczął od razu mnie przekonywać, że gadam bzdury. <br /></p><p>-
Jestem okropnym dzieckiem. Mam destrukcyjny charakter. Potrafię
niszczyć ludziom życie, potrafię ich złamać. Ludzie o dobrym sercu tak
się nie zachowują dattebayo! - wykrzyczałem. Niemal czułem jak łzy
próbują się wydostać na powierzchnie. Jednak dzielnie walczyłem z tym.
Nie chciałem być słaby, nie w tym momencie. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Uczucia we mnie kotłowały. Czułem się tak, jakbym miał wybuchnąć.
Kruczowłosy nadal patrzył na mnie.</p><p><span>- No dalej, wyrzuć to z
siebie. Oczyść się. - głos nadal miał spokojny, jednak sylwetka
naprężona. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia, jednak żadne z
nas nawet się nie ruszyło o milimetr. <br /></span></p><p><span>- Mam
mroczną przeszłość. W życiu zniszczyłem nie jedno życie! Nie rozumiem
dlaczego tak mnie wybielacie! Nie rozumiem waszej cholernej wiary we
mnie i moje możliwości! Kurwa! - zakląłem na koniec ponieważ zdradliwa
łza spłynęła mi po policzku. Jednak nawet wtedy nie drgnęliśmy. Krzaki
zaszeleściły, a z nich wybiegły zniekształcone dobermany. Z ich ciała
kapała dziwna maź. Skrzywiłem się, uświadomiłem sobie że to od tych
zniekształconych istot tak śmierdzi. Rzuciły się na nas. W moment
wykonaliśmy anielską przemianę, w naszych dłoniach pojawił się lśniący
miecz. Zacisnąłem dłonie na rękojeści miecza. Spojrzałem na Kuramę,
stanął na wyprostowanych łapach przede mną, z jego pyska wydobywało się
donośne warczenie. W ułamku sekundy bestia rzuciła się na Itachiego
jednak on z łatwością przeciął ją na pół. Ciało zaczęło skwierczeć,
topić się. To coś było dziwne, nieznane. Jakby wracało do swojego pana
podziemia. Następny stwór rzucił się na Kuramę, jednak ten był gotów na
atak. Zaczęły się kotłować w dziwnym tańcu śmierci, kolejne stworzenia
rzucały się na naszą dwójkę. Dzielnie dźgałem je mieczem. Jednak zamiast
ich maleć to przybywało. Zmarszczyłem brwi. Czyżbyśmy mieli tutaj
zginąć? Słysząc bolesny skowyt mojego psa odwróciłem się tam. Wściekłość
niemal rozsadziła moje serce. Czarny stwór swoimi zakrzywionymi kłami
wbijał w łapę Kuramka. Moje skrzydła zafalowały przez co spowodowałem
falę niebieskiego ognia. Po tym zdarzeniu bestie stopniały, a ja czułem
się wykończony. Czyżby była to jedna z moich umiejętności? Niemal
upadłem na podłogę jednak Itachi mnie przytrzymał, objąłem jego kark.
Pachniał wojną i zniszczeniem. Podeszliśmy do mojego przyjaciela.
Widziałem w jego oczach ból, a z rany ciekła krew.</span></p><p><span>-
Kurama... - szepnąłem cicho. Puściłem swojego towarzysza, a następnie
padłem na kolana, przytuliłem psisko. Przymknąłem powieki, a po
policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.</span></p><p><span>- Spróbuje
zatamować. Będziemy nieśli go na przemian Naruto. - w milczeniu
skinąłem głową. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Czułem jak gula
niemal rozdziera moje serce. Wilczur położył łeb na mojej ręce. Kątem
oka obserwowałem zwinne palce Uchihy. To jak przemywa ranę, a następnie
wiąże bandaż na łapie. Zaciągnąłem się zapachem mojego opiekuna.
Przymknąłem powieki. Zacząłem się obwiniać, w końcu to przez moje
użalanie się stało się to co się stało.</span></p><p><span>- Chodźmy,
mogą zjawić się ponownie. - spojrzał na mnie. Kiwnąłem, wstałem z
klęczek pomimo, że nadal nie czułem się najlepiej po tym co się stało.
Itachi wziął czworonoga na ręce. Ruszyłem obok niego.</span></p><p><span>- Co to było? Ten niebieski ogień? - zapytałem, pomimo osłabienia ciekawość niemal zżerała mnie od środka.</span></p><p><span>-
Anielski ogień. Spali wszystko co nieboskie. - mruknął chłopak nawet na
mnie nie patrząc. Poczułem się jakby uderzył mnie w twarz. Nagle stał
się oschły, obojętny. Dlaczego? Jednak to nie był czas i moment na takie
pytania. Musieliśmy szybko dotrzeć do jaskini. Nie chciałem kolejną
rozmową sprawić, że życie mojego psa stanie na włosku. </span><br /></p><p><br /><b>Witam z następnym rozdziałem! :D<br />Kto powiedział, że będzie wszystko happy? No kto? <br />Muszą być wzloty i upadki kochani :D<br />Jak tam u was? <br />Gotowi na nowe wrażenia? <3<br />Życzę kochane wszystkiego dobrego w dniu naszego święta <3</b></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-32782298892616918512021-02-15T18:32:00.001+01:002021-02-15T18:32:14.951+01:00Latający Anioł XXVII<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt-ecEHq_95J-Lz_E2dEvgOqtfsGfkD_tbRle3fxMPeY0VbxCWfB3pD2PoXDpXsFAwtfg_PSnBFAtEwJ2aN7TfoxaeEKXVV7Ip-yO33lbpaw-I13CTBGyk6NjOtvFXHSiRYie8eHDGbss/s500/Poke-naruto-uzumaki-x-itachi-uchiha-9357486-383-500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="383" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt-ecEHq_95J-Lz_E2dEvgOqtfsGfkD_tbRle3fxMPeY0VbxCWfB3pD2PoXDpXsFAwtfg_PSnBFAtEwJ2aN7TfoxaeEKXVV7Ip-yO33lbpaw-I13CTBGyk6NjOtvFXHSiRYie8eHDGbss/s320/Poke-naruto-uzumaki-x-itachi-uchiha-9357486-383-500.jpg" /></a></div><p></p><p><br /></p><p align="right"><u><i>"Znosiłem jak anioł cierpliwie<br /> Ból wszelki, o ile był… cudzy;<br /> A teraz ogromnie się dziwię,<br /> Że mogą mój znosić tak drudzy."</i></u></p><p><br /></p><p><br /></p>
<p><br /></p><p>Delikatne szturchnięcie wybudziło mnie ze snu. Zaspanym
spojrzeniem spojrzałem na postać która się nade mną pochylała. Obróciłem
się na drugi bok.</p>
<p>- Jeszcze chwileczkę. - wymamrotałem nadal znajdując się w objęciach
morfeusza. Jednak intruz nie chciał odejść ponieważ poczułem jak czyjś
palec zaczął sunąć po mojej szyi.</p>
<p>- No dalej Naru, wstawaj. - ciche mruknięcie spowodowało, że kątem
oka przyjrzałem się kto jest na tyle bezczelny, aby mnie budzić. Widząc
Itachiego niemal momentalnie się wybudziłem. Zacząłem sobie przypominać
zdarzenia sprzed kilku godzin. To skuteczniej mnie otrzeźwiło. Obróciłem
się w stronę mężczyzny. Schwyciłem jego jakże ciepłą dłoń. Ten tylko
się uśmiechnął. <br /></p>
<p>- Kiedy wyruszamy? - mruknąłem nadal lekko zaspanym głosem. Mężczyzna
przycupnął na łóżku na które wcześniej musiał mnie przenieść. Opuszkami
palców zaczął smyrać mój bok. Było to dość miłe uczucie jednak
momentami łaskotało mnie to. Mało kto wiedział, ale miałem okropne
łaskotki. <br /></p>
<p>- Najpierw musisz wytworzyć energie astralną, aby twój sobowtór mógł
zająć twoje miejsce, a bliskie ci osoby nie martwiły się o ciebie.
Jednak muszę cię uprzedzić, w walce jest bezużyteczny. Dlatego chłopacy
będą strzec twoją rodzinę. A najbardziej Sasuke który nie wzbudzi
podejrzeń. W końcu jest chłopakiem Naruko. - jego wzrok badał moją
reakcję. Podniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej przez co
zakręciło mi się w głowie. Uchiha przetrzymał moje ramię.</p>
<p>- To my umiemy tworzyć sobowtóry dattebayo?! - wykrzyknąłem
podekscytowany. W przyszłości mogłem nie chodzić na zajęcia, a
wagarować. Uśmiechnąłem się łobuzersko na samą myśl. Itachi domyślając
się co mi chodzi po głowie cicho się zaśmiał.</p>
<p>- No cóż... Musisz mieć zgodę strażnika na taką samowolkę. W tym
wypadku sytuacja jest wyjątkowa więc możesz mieć swojego sobowtóra. -
zmierzwił moje blond włoski, a moja mina zrzedła. Cały mój misterny plan
poszedł z dymem. Popatrzyłem na byłego podwładnego Lucyfera. <br /></p>
<p>- Chodźmy. Tym szybciej wyruszymy, tym szybciej będę może w stanie
pomóc Fumiko. Jeżeli uda nam się dojść czemu nie mogę wykonać techniki
tym większe prawdopodobieństwo, że ona przeżyje dattebayo! - wyszedłem
spod ciepłej kołderki, a następnie za Uchihą skierowałem się do sali
treningowej. Ten kazał mi usiąść po turecku, przymknąć powieki oraz
skupić się. Po długim czasie wyczułem energie która powstała obok mnie.
Otworzyłem powieki, widząc kopie mnie zaśmiałem się w duchu. Dotknąłem
klona który okazał się cielisty. Uniosłem brwi do góry.</p><p>- Jak to możliwe? - czarnowłosy lekko się uśmiechnął.</p><p>-
Kiedyś ci wyjaśnię. Chodźmy, nie mamy zbyt wiele czasu. Chłopacy
przyjdą i wszystko wyjaśnią twojej astralnej wersji. - wyciągnął dłoń,
co przyjąłem z wdzięcznością. Wstałem, wyszliśmy z pomieszczenia. Na
korytarzu znajdowały się plecaki przez co założyliśmy je na plecy.
Wyszliśmy z naszej kryjówki pod osłoną nocy. Uchiha pewnie schwycił moją
dłoń, popatrzyłem na niego w szoku.</p><p>- Jaki pewny siebie dattebayo. - mruknąłem z przekąsem. Oliwkowooki spojrzał na mnie z rozbawieniem.</p><p>-
Skoro wiemy, że coś tam do mnie czujesz to należy cie w tym upewnić.
Każda okazja jest dobra. - na jego licu pojawił się rozbawiony uśmiech.
Zmarszczyłem brwi.</p><p>- Czemu nie polecimy? - moje pytające spojrzenie napotkało jego.</p><p>-
Stalibyśmy się łatwym celem do namierzenia Naruto. Musimy podróżować
jak ludzie. Zresztą może nie odczuwasz, ale twój organizm jest osłabiony
po stworzeniu swojej astralnej kopii. Musisz się zregenerować. Przed
nami będą potyczki. - nagle za krzaków usłyszeliśmy hałas. Obydwoje
niczym na komendę obróciliśmy się w stronę skąd dobiegały niepokojące
dźwięki. W naszych dłoniach pojawiły się miecze. Ku memu zdumieniu z
zarośli wyskoczył Kurama. Przewrócił mnie na trawę przez co jęknąłem z
bólu. Mogłem spodziewać się na ciele siniaków. Zacząłem głaskać psa
który lizał mnie po twarzy. Sprawiłem, że miecz zniknął, a sam oddałem
się pieszczotom jakie mi fundował mój mały przyjaciel. Zaśmiałem się.</p><p>-
Chodźmy, niedaleko stoi moje auto. Kurama może z nami pojechać. Przyda
się. Zwłaszcza, że nie jesteś zaprawiony w boju. - mrugnął okiem i
ponownie w tak krótkim czasie pomógł mi wstać. Otrzepałem się,
wznowiliśmy wędrówkę. Kilka minut później ujrzałem czarnego jeepa.</p><p>-
Twój? Pierwszy raz widzę. - moje oczy wyglądały niczym pięciozłotówki
ponieważ auto wzbudziło we mnie zachwyt. Podbiegłem do samochodu i
zacząłem oglądać środek przez szybę. Uchiha obserwując mnie zaśmiał się.
Pilotem otworzył drzwiczki. Dzięki temu otwarłem je, a sam usadowiłem
się na mięciutkiej, czarnej skórze. Gdy uważnie się przypatrzyłem to
spostrzegłem, że auto jest całe czarne z malutkimi czerwonymi wstawkami
gdzieniegdzie. Zapiąłem pasy, obserwowałem jak Itachi wrzuca nasze
plecaki do bagażnika, sam oczywiście musiałem z tej ekscytacji porzucić
swój na trawniku. Następnie zajął miejsce za kierownicą. Również zapiął
pasy, obrócił głowę w moim kierunku. W świetle lamp jego twarz była
jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Jednak w oczach dostrzegłem rozbawienie z
powodu mojego jakże dziecinnego zachowania. Jednak nie obchodziło mnie
to. Cieszyłem się, że mogłem go rozbawić. Było to dla mnie całkiem nowe
uczucie jednak bardzo miłe. Inaczej było rozśmieszać Naruko - moją
siostrę, a może potencjalnego partnera - Itachiego. Jego wzrok obdarzał
mnie uczuciem. Podobnym co rodzina, jednak jakże innym. Czułem się w tym
momencie szczęśliwy. Miałem niemal wszystko, a przed nami była wojna i
widmo śmierci mojej przyjaciółki. Te myśli momentalnie pogorszyły mój
nastrój. Itachi domyślając się o czym myślę dotknął dłonią moją.
Uniosłem głowę w górę. Młody mężczyzna nachylił się po czym pocałował
mnie w czoło. Po moim ciele przebiegły delikatne dreszcze. Uniosłem
kąciki ust do góry. <br /></p><p>- Gotowy? - ciemne tęczówki patrzyły na
mnie z troską. Nieznacznie skinąłem głową. Nigdy nie byłem osobą która
tchórzy bądź boi się podjąć działanie jednak w tym momencie dotarł do
mnie ogrom tego co mnie czeka. Nie byłem pewien, czy sobie poradzę.
Nawet nie byłem dobrze przygotowany. Czułem się jak dziecko które ma
nauczyć się pływać, a rodzice wrzucają je na głęboką wodę i obserwują
poczynania swojej pociechy. Zagryzłem wargę. Przymknąłem powieki. Przed
oczyma pojawiła się Fumiko, jej delikatny uśmiech oraz te złośliwe
ogniki w oczach które zawsze mówiły "ty nie dasz rady?ty?" westchnąłem
otwierając oczy. Nie miałem wyboru. Kiedyś rodzice z wiarą we mnie
powierzyli mnie mojej przyjaciółce. Nie mogłem nikogo zawieźć. <br /></p><p>-
Gotowy dattebayo! Ahoj przygodo! - zaśmiałem się tuszując tym samym
moje zakłopotanie. Itachi jakby to dostrzegając zmarszczył brwi, ścisnął
nieznacznie moje palce.</p><p>- To nic złego się bać. Byłbyś głupkiem,
gdybyś nie odczuwał strachu. Strach to oznaka tego, że żyjesz. To
znaczy, że tak łatwo nie dasz się zabić. Człowiek w takiej sytuacji robi
wszystko, aby przeżyć. - zmierzwił moje blond włosy. Po tych słowach
odpalił silnik, reflektory oświeciły pustą drogę. Wyczuwając spojrzenie
anioła śmierci uśmiechnąłem się szeroko. Po tych słowach poczułem się
podniesiony na duchu, a i moje obawy zmalały. Ruszyliśmy. Oparłem
policzek o szybę. <br /></p><p>- Czemu zostałeś wygnany od Boga? - z
zaciekawieniem spojrzałem na swojego kompana. Kurama za nami rozłożył
się na siedzeniach, a następnie poszedł spać. Ten to tylko by spał i
jadł. <br /></p><p>- Cóż... był zakaz spoufalania się z ludźmi. Tym
bardziej z ludzkimi kobietami... nie posłuchałem i tak oto znalazłem się
nie po tej stronie co trzeba. - lekko się uśmiechnął na wspomnienie
tamtych dni. Cicho się zaśmiałem.</p><p>- Czyli nie byłeś zbyt
posłuszny, czyż nie? - kątem oka spojrzał na mnie. Dostrzegając
rozbawienie na jego obliczu poczułem coś na kształt dumy, że byłem w
stanie rozśmieszyć wielkiego pana Uchihe. <br /></p><p>- Tak wyszło.
Zawsze wolałem kroczyć swoimi drogami. - wyczuwając w tym podtekst lekko
się zarumieniłem. Momentalnie obróciłem głowę w stronę okna, aby on nie
dostrzegł tych czerwonych plam na policzkach. <br /></p><p>- A Asbiel? - w tym momencie miałem na myśli jego młodszego brata. <br /></p><p>- No cóż... udzielił synom Bożym fałszywej rady i namówił ich do grzechu z córkami
ludzkimi... - kąciki ust mężczyzny uniosły się w górę. Popatrzyłem na niego z zaskoczeniem. <br /></p><p>- To wy tam wszyscy tacy erotomani?! Dattebayo! - czarnowłosy słysząc to zachłysnął się. Spojrzał na mnie z rozbawieniem. <br /></p><p>-
Jak chcesz to mogę ci zademonstrować to i owo... - sugestywnie poruszył
brwiami przez co moja twarz momentalnie zrobiła się gorąca, a ja
zapewne miałem kolor dojrzałego pomidora. Zmarszczyłem brwi.</p><p>-
Głupi jesteś! - wyburczałem, założyłem rękę na rękę. Jednak kątem oka
popatrzyłem na Uchihe . Dostrzegając jego dobry humor mimowolnie się
uśmiechnąłem. Odkąd się do siebie zbliżyliśmy nie umiałem się na niego
długo gniewać. A niech to. <br /></p><p><br /></p><p><b>Witam po dłuższym czasie. Niestety pracuje tak, że prawie cały dzień
nie ma mnie w domu, jak wrócę to nawet się nie chce nic pisać :(<br />Teraz
poniedziałek wolny to obowiązki domowe, zrobić obiad i tak wolny dzień w
tygodniu przelatuje. Jednak ciesze się, że udało mi się dokończyć ten
rozdział i dobrze będzie wam się go czytało. Mam nadzieję, że do
zobaczenia wkrótce :D</b></p>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1014878515738610707.post-56262548758814279612021-01-30T17:13:00.000+01:002021-01-30T17:13:45.213+01:00Latający Anioł XXVI<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7SZiysbbF0SEk6fmiQaci_-vxpAOgwq15uHAdOaZ2DRIhbXOMrb99b0QqsS8upS0f_jvGfh1i0kr6Rqci7MJwmnvmQaEZAmdyXcT0lkuy7TguXNsTYBMyZclSXe9Ji2p-RjXHh0Gj3oU/s225/images.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="225" data-original-width="225" height="298" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7SZiysbbF0SEk6fmiQaci_-vxpAOgwq15uHAdOaZ2DRIhbXOMrb99b0QqsS8upS0f_jvGfh1i0kr6Rqci7MJwmnvmQaEZAmdyXcT0lkuy7TguXNsTYBMyZclSXe9Ji2p-RjXHh0Gj3oU/w298-h298/images.jpg" width="298" /></a></div><br /><p></p><p> </p><p> </p><p> </p><p> </p><p align="right"><u><i>"(…)nie widziałem jeszcze ludzi, którzy spotkaliby się w dobrym miejscu
życia. Takiego miejsca w życiu nie ma i być nie może. Zawsze zdaje się,
że jest zbyt późno lub zbyt wcześnie; że zbyt wiele doświadczenia albo
że zbyt mało. Zawsze coś stoi na przeszkodzie." ~ <cite>Marek Hłasko – Ósmy dzień tygodnia</cite></i></u></p><p><br /></p><p><br /></p>
<p>Resztę lekcji spędziłem spokojnie. Bawiły mnie ukradkowe,
przestraszone spojrzenia dwóch dziewczyn. Jednak udawałem, że ich nie
widziałem. Wiedziałem, że nic nie powiedzą. Bały się. A to był początek
ich strachu. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś będę musiał wrócić
do swojego mrocznego ja. Jednak nie byłem zły z tego powodu. Chcą
chronić Naruko byłem w stanie zrobić wiele. I jeszcze więcej. Nikt nie
miał prawa krzywdzić mojej rodziny. Rodzina była dla mnie najważniejsza.
A ja miałem za zadanie ich chronić. Jeżeli oznaczało to wrócenie do
dawnego siebie byłem w stanie na to przystać. Popatrzyłem znudzonym
wzorkiem przez okno. Lato. Uwielbiałem lato. Leniwie przesuwające się
chmury po niebie, zielona trwa oraz ciepło. Mój wzrok przykuła brunetka
która zawzięcie kłóciła się z Shikamaru. Oboje wyglądali jakby mieli
jakąś swoją koncepcje, a każdy chciał zrealizować swoją. Przeniosłem
wzrok na Umino. Uniosłem dłoń do góry.</p>
<p>- Tak Naruto? - odezwał się nauczyciel.</p>
<p>- Mogę do toalety? - zapytałem niewinnie, mężczyzna posłał w moim
kierunku dobrotliwy uśmiech. Skinął głową na co wstałem. Ruszyłem w
stronę wyjścia jednak nie zapomniałem o moich nowych ofiarach.
Przeszedłem obok ławki Haruno. Widziałem jak wzdryga się ze strachu
przede mną. Miałem świadomość, że i moja siostra to dostrzega. Była
wybitnie inteligentna. Wielu mogło jej zazdrościć wiedzy oraz
inteligencji. Wyszedłem z sali lekcyjnej, ruszyłem w stronę boiska
szkolnego. Chciałem się dowiedzieć o co chodziło tamtej dwójce. Nie
minęło wiele czasu, gdy znalazłem się na miejscu. Dziewczyna wraz z
chłopakiem nadal rozmawiali jednak zaskakująco cicho. Miałem wrażenie w
sali, że się kłócą natomiast teraz widziałem cichą wymianę zdań. Żadne z
nich nawet nie gestykulowało zupełnie jakby nie byli ludźmi. Zaszedłem
cicho przywódczynię od tyłu.</p>
<p>- Coś się stało Naruto? - jej cichy głos skierował się do mojej
osoby. Nawet się nie odwróciła, a już wiedziała kto do niej zmierza.
Podziwiałem ją. Jednak dopiero teraz byłem w stanie dostrzec jaki ciężar
i ból niesie na swoich barkach. Niemal się zatoczyłem widząc to. Nie
myślałem, że ktoś jest w stanie unieść tyle bagażu na raz. Niemal
widziałem jak nadal opłakuje siostrę. A przecież wydarzyło się to tyle
lat temu. Ciężar opieki nad nami, chęć chronienia aby włos nam z głowy
nie spadł. Poranione serce przez śmierć bliskich jej osób. Miałem ochotę
w tym momencie ją przytulić, powiedzieć, że niedługo będzie to koniec.
Stłamsiłem ten odruch, po czym spokojnie odpowiedziałem. <br /></p>
<p>- Widziałem jak kłóciłaś się z Shikamaru... co się stało? - po tych
słowach kobieta odwróciła się. Wstrząsnął mną jej widok. Jej zwykle
brązowe tęczówki stały się czarne, a białka z białych zmieniły się na
czerwone. Dopiero teraz dostrzegłem, że trzyma się za bark. Kolejną
rzeczą jaką zarejestrowałem z opóźnieniem była cieknąca krew. Czarna
krew. Zupełnie jakby jakaś zaraza toczyła się przez jej ciało.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem.</p>
<p>- Nie Naruto. Wszystko w porządku. Jednak boje się, że nie dotrwam do
końca, aby was przygotować. Wpadłam w zasadzkę, udało mi się uwolnić
jednak... Lucyfer zdołał odnaleźć broń, śmiertelną broń która sprawia,
że anioły cierpią... ich krew się zmienia... tracą swoje moce a na
koniec umierają... Ja... Naruto ja umieram... - jej spojrzenie było
całkowicie poważne. Nie było w nim ani grama zawahania, czy chęci
użalania się nad sobą. Postura była wyprostowana, dumna. Podszedłem do
niej, przyłożyłem dłoń na jej. Chciałem ją ocalić, uratować jednak na
nic. Zacisnąłem szczękę nie chcąc się rozpłakać. To było tak cholernie
trudne. Nie zasługiwała na tak bolesną śmierć. Chciałem ją uzdrowić tak
jak kiedyś udało mi się pewną dziewczynkę. Niestety po tym jednorazowym
incydencie nie udało mi się nigdy więcej. Nie udało mi się uratować
rodziców, nie uda mi się uratować Fumiko. Byłem do niczego. Z moich
oczów zaczęły płynąć łzy. Nie wstydziłem się tego. Niespodziewanie
objęła mnie i przytuliła do siebie. Wyczuwałem jej ciepło oraz dobroć. <br /></p>
<p>- Nie możesz umrzeć. - cicho wyszeptałem pomiędzy jednym szlochem, a drugim. Uniosła mój podbródek, abym mógł popatrzyć na nią.</p>
<p>- Póki co nigdzie się nie wybieram Naruś. Postaram się jak najwięcej
was nauczyć przez ten czas jaki mi został. Słyszałam, że są pewne zioła
które potrafią spowolnić ten etap. Itachi z Sasuke poszli je poszukać.
Uda nam się wspólnie wykończyć tego drania. - starła dłonią moje łzy,
następnie pocałowała w czoło. Popatrzyłem w jej czarne tęczówki. Biła z
nich pewność tego co mówiła. Niema obietnica. Pogładziłem jej policzek.</p>
<p>- Obiecuje, że cie uratuje. Masz jeszcze przed sobą kawał życia. -
uśmiechnąłem się pomimo, że wcale mi po drodze do szczęścia. Kobieta
cicho się zaśmiała, mierzwiąc moją blond czuprynę.</p>
<p>- Zupełnie jak ojciec. Cieszę się, że mogłam zostać twoją mentorką. -
delikatnie się uśmiechnęła. Niespodziewanie dla nas dwojga zachwiała
się. Schwyciłem ją w swoje ramiona. Shikamaru podbiegł do nas. Zaczął
badać jej puls.</p>
<p>- Kiepsko z nią. Puls jej zwolnił. Zapadła w śpiączkę. Musimy ją
przenieść do kwatery. - jego słowa były niemym rozkazem. Kiwnąłem głową,
po czym obydwoje zaczęliśmy ją nieść do siedziby. Po nieznośnie kilku
długich sekundach znaleźliśmy się w bazie. Ostrożnie położyliśmy
dziewczynę w jej własnym łóżku. Nie wiedzieć skąd i jak zaczęła się
zlatywać reszta zespołu. Fumiko została nałożona maska tlenowa, aby
łatwiej jej się oddychało. Wszyscy stłoczyliśmy się w jej niewielkim
pokoju. Panowała wszechogarniająca cisza. Nikt nie wiedział co
powiedzieć, każdemu brakowało słów. Jednak jedno było pewne. Każdy się
martwił o strażniczkę. Po jakimś czasie każdy wyszedł z pomieszczenia,
jednak ja postanowiłem zostać. Przycupnąłem przy jej łóżku. Schwyciłem
bladą, małą, zimną dłoń. Popatrzyłem na twarz dziewczyny. Była taka
krucha i delikatna. Miarowy oddech unosił klatkę piersiową. Nagle do
pomieszczenia wparowała dwójka Uchihów. Sasuke spojrzał na mnie, po czym
zapytał.</p>
<p>- Co z nią? - również wzrok Itachiego wyrażał zapytanie.</p>
<p>- Rozmawialiśmy, jednak w pewnym momencie się zachwiała, upadła i
zapadła w śpiączkę. Co z nią będzie? - zapytałem niemal łamliwym
wzrokiem. Starszy z braci westchnął, podał młodszemu woreczek. Wzrokiem
nakazał mu wyjść z pomieszczenia. Potomek klanu zamknął za sobą cicho
drzwi. Itachi usiadł obok mnie, schwycił moją dłoń. Popatrzyłem na niego
niezbyt pewnie.</p>
<p>- Nie będę cie okłamywał Naruto. Nie jest z nią najlepiej. Trucizna
atakuje jej układ krwionośny. Rozprzestrzenia się. Dzięki tej roślinie
którą znalazłem z Sasuke uda się to opóźnić na kilka/kilkanaście dni.
Nie więcej. Ona umrze prędzej, czy później. To było kwestią czasu nim ją
zaatakują. Każdy dobry strateg wie, że trzeba zacząć od przywódcy. -
jego oliwkowe oczy czujnie mi się przypatrywały. Zacisnąłem wolną dłoń w
pięść. Po chwili namysłu postanowiłem opowiedzieć o swoim jednorazowym
incydencie. <br /></p>
<p>- Itachi, muszę ci o czymś powiedzieć... Widzisz przed śmiercią
rodziców uleczyłem pewną dziewczynkę która była na granicy życia i
śmierci. Sprawiłem, że ozdrowiała... jednak już nigdy więcej nie udało
mi się sprawić, aby udało się to ponownie... - zwiesiłem głowę w dół.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie, pocałował w czubek głowy.</p>
<p>- Fumiko przypuszczała, że posiadasz taką umiejętność. Miała cie
wysłać do świątyni, gdzie każdy pół anioł może rozwinąć swoje
zdolności... Musimy tam się udać Naruto. Ja i ty. - odchylił mnie od
siebie. Patrzył z powagą i niemą prośbą. Prośbą, abym ocalił naszą
przyjaciółkę. Skinąłem głową.</p>
<p>- Chcę tam iść jak najszybciej jednak... co z moją rodziną, wujkiem, siostrą,synem? - popatrzyłem na niego niepewnie.</p>
<p>- Zaopiekujemy się nimi. Sasuke stworzy lekarstwo dla Fumiko. Musimy
sprawić, żeby jak najdłużej żyła. Tego właśnie, by chciała. - uniósł
kąciki ust do góry. Skinąłem głową. Miał rację, musieliśmy zacząć
działać. Jednak miałem przeczucia, że tak łatwo nie uda nam się dostać
do świątyni. Dlatego miałem świadomość, że czeka mnie zabijanie,
zaprawianie się w sztuce miecza. Cieszyłem się na ten wyjazd. Może
dzięki niemu opanuje podstawy. Może właśnie tam uda się znaleźć jakieś
wskazówki. Wtuliłem chłodny nosek w obojczyk Itachiego. Ten cicho się
zaśmiał, przyciągnął do siebie tylko po to, aby zamknąć mnie w uścisku.</p>
<p>- Obiecuje dbać o ciebie Naru. Nie pozwolę, aby ktoś cie skrzywdził. -
musnął moje czoło wargami. Były to dla mnie zupełnie nowe
doświadczenia, jednak było to miłe. Nawet przy Shion nie czułem się taki
lekki i pełen szczęścia. Chciałem, by nasza relacja trwała wiecznie.
Nieśmiało pocałowałem Uchiha w szyję. Przez ten gest wyczułem jak szybko
bije jemu serce. Przymknąłem powieki. Czułem się nieco wyczerpany, a
moje powieki same się zamykały. <br /></p>
<p><br /></p>
<b>Cześć! :D Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i nie zlinczujecie mnie za to co się wydarzyło z Fumiko :P<br />Jak tam u was? U mnie ostatnio brak czasu na cokolwiek, w końcu udało mi się znaleźć troszkę wolnego czasu i dorwać laptop :D</b>carmelosxdhttp://www.blogger.com/profile/06598606504461472534noreply@blogger.com3