"(...) jedyne wyjście to wybaczyć. Sobie, innym, światu, okolicznościom. Wybaczyć i iść do przodu z czystym sumieniem, które wkrótce zabrudzi się na nowo różnymi grzeszkami i błędami, aby znów i znów dokonać rozrachunku, wybaczyć i ponownie startować z czystą kartą." ~ Agnieszka Lingas -Łoniewska, Wybaczenie
Miesiąc. Równy miesiąc
minął odkąd zmarła. Dopiero po takim czasie pozwoliłem sobie na
przyjście tutaj. Nie było to wcale dla mnie łatwe. W ogóle nie było.
Jednakże Naruko w końcu porządnie się na mnie wkurwiła i zaciągnęła
tyłem. W ogóle nie chciała słyszeć jakiejkolwiek wymówki. Na koniec
zbiła mnie na kwaśne jabłko, odchodząc ze słowami "Nie takiego tchórza
miała za przyjaciela". Nawet nie miała pojęcia w jakie sedno trafiła.
Jak jej słowa odnosiły się do rzeczywistości. Wolałem samotnie
nadstawiać karku i zabijać upadłych niż przyjść na grób Fumiko. Teraz
stałem jak kołek i wpatrywałem się w brzoskwiniową płytę nagrobną. Złote
litery, aż raziły moje tęczówki. Dostrzegając na pomniku zdjęcie z jej
uśmiechniętą buzią poczułem ból. Momentalnie poczułem jak powieki
zaczynają mnie piec, a mi zbiera się na płacz.
- Fumiko... -
wyszeptałem powstrzymując się od płaczu. Zwinąłem dłonie w pięść. Nie
potrafiłem sobie poradzić z tym wszystkim. Byłem rozpierdolony
psychicznie. Nie potrafiłem się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie
umiałem się postawić do pionu. Być takim jakim byłem wcześniej. Ona i ja
doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że od przeprowadzki tutaj stałem się
lepszym człowiekiem. Już nie byłem Kyu. Byłem Naruto Uzumaki. A teraz
ponownie stawałem się osobą którą nie chciałem być.
-
Przepraszam cie, że dopiero teraz. Nie potrafię sobie przebaczyć, nie
potrafię funkcjonować z myślą że poświęciłaś się dla takiego śmiecia
jakim jestem. Mam wrażenie, że cie zawiodłem. Mam świadomość, że
wiedziałaś kim byłem wcześniej. A teraz ponownie staczam się po równi
pochyłej. Na pewno nie daje ci powodów do dumy, jednak nie potrafię
inaczej. Twoje odejście sprawiło, że stałem się małym, bezradnym
chłopcem. Zagubionym, zranionym, z poczuciem winy. To cholernie trudne
dattebayo. Kurwa! Jestem beznadziejny - ponownie zacisnąłem pięści.
Czułem jak po policzkach spływają mi słone łzy. Coraz bardziej
zaczynałem się rozklejać. Jednak w tym momencie miałem to w dupie.
Potrzebowałem tego. Potrzebowałem, aby się wygadać. Zrzucić z siebie
ciężar który przygniata mnie coraz bardziej i bardziej.
- Dlaczego? Dlaczego uknuliście spisek tym samym wykluczając mnie? Myślałem, że jesteśmy na równi! Nie potrafię przebaczyć chociaż wiem, że chcieliście dobrze. Nadal kocham tego nadętego dupka jakim jest Itachi. Tak bardzo chciałbym się z tobą zobaczyć, porozmawiać. Potrzebuje ciebie i twojej mądrości. Nie potrafię zrozumieć jak to się stało, że mam przyrodniego brata. Chciałbym, żeby stał się taki jak ja, Naruko, ty, Itachi. Po prostu dobry. Nie wiem, czy będę w stanie walczyć przeciwko niemu... Użycz mi swojej siły Fumi... - w tym momencie na dobre się rozpłakałem przypominając sobie nasze nie dość łatwe początki. Z rozbawieniem przypomniałem sobie jak bałem się tej kobiety. Jak potrafiła każdego z nas postawić do pionu, a jednocześnie zaopiekować się każdym z nas. Wyczuwała nasze nastroje i starała się nam pomóc. Widziałem po całej drużynie, że każdy z nas miał większe bądź mniejsze poczucie winy. Nikt z nas nie doceniał Fumiko na tyle na ile zasługiwała. Usiadłem na zimną podłogę, objąłem się ramionami. Pozwoliłem sobie na cichy płacz. Czułem się nieco lżejszy, mniej przytłoczony. Musiałem siostrze podziękować. Miała rację, potrzebowałem tego. Czując czyjeś ciepłe ramiona uniosłem zapłakaną twarz do góry. Widząc niewyraźną twarz kruczowłosego mężczyzny wstrzymałem oddech.
- Itachi... - wyszeptałem na jednym oddechu. Mogłem się tylko domyśleć jak beznadziejnie w tym momencie wyglądałem. Jak mięczak i mazgaj. Mocniej mnie do siebie przytulił, a ja sam sobie na to pozwoliłem. Potrzebowałem w tym momencie kogoś przy kim poskładam się w miarę do kupy.
- Naruto... - jego ciepły oddech owiał mój lekko chłodny policzek, a moje ciało przeszła gęsia skórka. Po tak długim czasie moje ciało nadal reagowało na jego głos, bądź dotyk. Przymknąłem powieki starając się z całych sił uspokoić moje ciało. Chciałem, a jednocześnie nie chciałem tego.
( Itachi)
Dostrzegając
samotnego Naruto poczułem ekscytację. Już jakiś czas temu starałem się
go unikać. Nie chciałem ranić samego siebie. Patrzenie na niego i nie
móc dotknięcia go sprawiała mi niewyobrażalny ból. Kochałem tego
gamonia. Byłem zły na siebie, że go zraniłem jednak jego życie było
ważniejsze. Dlatego uczyniłem mniejsze zło. A teraz widząc jaki
bezbronny i załamany jest poczułem niewyobrażalny ból. Cierpiał. A gdy
on tak się czuł to i ja tak się czułem. Obejrzałem się za siebie.
Dostrzegając odchodzącą Naruko poczułem wdzięczny. Nie spodziewałem się
ujrzeć kopi mojego ukochanego w moich drzwiach. Bez zbędnych słów
zawlokła mnie na cmentarz i kazała temu jak to określiła "debilowi"
pomóc i ogarnąć się. Nie potrafiła patrzeć na jego cierpienie.
Wiedziała, że coś ukrywa i nie może jej tego wyjawić. Nie teraz.
Rozumiała i nie miała żalu. Jednakże domyślała się, że ja wiem więc będę
w stanie bardziej mu pomóc niż ona z brakiem tej wiedzy. Była cholernie
bystra. I bezpośrednia. Będę miał u niej dług do końca życia.
Podszedłem do skulonego blondynka, a następnie przygarnąłem go do
siebie. Zaciągnąłem się jego zapachem. Tak zapomnianym, a jednocześnie
tak dobrze znanym. Widząc zamglone, zapłakane niebieskie tęczówki miałem
ochotę zamknąć Uzumakiego w uścisku i już nigdy więcej nie puszczać.
Nie chciałem, aby kiedykolwiek jeszcze płakał. Jednak życie nie jest
kolorowe. Doskonale to wiedziałem. Również Naruto musiał mieć tego
świadomość i nikt nie mógł mu oszczędzić tego bólu. To była nieodłączna
część życia.
- Itachi... - słysząc cichy szept zamarłem.
Brakowało mi tego. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie to z całą
jasnością. Nie mogłem ponownie zaprzestać. Musiałem go odzyskać. Nie
ważne jak długo to będzie trwało... Pierwszy raz zależało mi na kimś tak
bardzo jak na nim... Był kimś za kogo byłem w stanie poświęcić swoją
nieśmiertelność wraz ze skrzydłami.
- Naruto... - starałem się ukryć drżenie mojego głosu. Mocniej go do siebie przytuliłem. Oparłem podbródek o jego głowę. Czując jak jego mięciutkie włoski łaskotają moje policzki leciutko się uśmiechnąłem. Po chwili spoważniałem. Musiałem z nim porozmawiać. Uświadomić, że nie jest niczego winny, że nie ma się obwiniać o coś na co nie ma wpływu. Odsunąłem nieznacznie chłopaka od siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Dostrzegłem, że nieco się uspokoił.
- Wiesz głupku, że nie masz o co się obwiniać? Fumiko zależało na tym. Chciała oddać za każdego z was życie. W ochronie was i swoich ideałów. Nawet mi zabroniła się poświęcać. Jak to powiedziała " Tylko strażniczka może godnie umrzeć wykonując swoje powinności. Spróbuj mi przeszkodzić Uchiha, a twoja śmierć będzie trwała tysiąclecia." Kochała was, chciała poświęcić swoje życie w waszym imieniu... więc przestań się obwiniać i mazać o coś na co nie masz wpływu Naruto. Hańbisz jej poświęcenie. Ona nie chciałaby tego. Nie chciałaby widzieć jak się staczasz. Jak stajesz się kimś kim nie chciałeś być. Doskonale wiesz, że gdyby tutaj z nami była to sprałaby cie na kwaśne jabłko. Nie przejmowałaby się, że złamie ci gnaty. - popatrzyłem w rozszerzające się błękitne tęczówki. Wiedział, że ja o wszystkim wiem, że wiem o Kyu. Zagryzł dolną wargę.
- Masz rację, głupi jestem. Marnuję energie na coś nieistotnego. Zamiast się skupić na kluczu robię z siebie idiotę oraz ranię wszystkie bliskie mi osoby. Nie wybaczyłaby mi. Przetargałaby mnie tak, że zapomniałbym jak się nazywam. Masz rację Itachi, użalanie się nad sobą tylko hańbi jej czyn. To jak plucie na jej grób. - dostrzegając determinację w jego spojrzeniu oraz ten dobrze znany błysk odetchnąłem nieznacznie z ulgą. Radość i duma niemal mnie rozpierała. To był mój Naruś. Naruś który w nas wszystkich wepchnął trochę słońca. Zmierzwiłem jego blond włosy.
-
Jestem z ciebie dumny Naruto. Tego musisz się trzymać. Inaczej
przegramy. Nie możemy dać satysfakcji tej masochistce. - lekko się
uśmiechnąłem. Pamiętałem doskonale jaki łomot mi spuściła, gdy
usłyszała przypadkiem jak ją nazwałem. Byłem niemal pewien, że tam
gdzie jest wygraża mi pięścią i szykuje mi długą i powolną śmierć.
- Muszę podziękować Naruko. To przez nią podniosłem się z dna mentalnego. Gdyby nie ona nadal bym uciekał. Gdyby nie ona nie spotkalibyśmy się... - przyciągnął mój wzrok. W milczeniu wpatrywaliśmy się w siebie. Delikatnie wsunąłem dłoń w jego. Nie zostało to może odwzajemnione, jednakże też nie zostało to odrzucone. Czyżby miał to być dobry znak?
- Czy... czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
- Nie wiem, naprawdę... Muszę sobie na nowo poukładać wszystko w głowie. Jednak nie mówię nie dattebayo! - przez jego twarz przemknął lekki uśmiech. Coś nowego ostatnim czasem, a jednocześnie coś znanego. Pozwoliłem sobie na uniesienie kącika ust ku górze. Podniosłem się do góry, wyciągnąłem rękę do dziedzica.
- Wstawaj, idziemy stąd. Inaczej pochorujemy się.
Dobry wieczór!
Po tak długiej niemocy udało mi się coś sklecić ;/
Zdaje
sobie sprawę, że może szału z tego nie ma jednakże cieszy mnie/mam
nadzieję, że drgnęło coś u mnie w środku i ponownie będę w stanie pisać.
Nawet nie wiecie jak mi tego brakuje. Jednak ilekroć siadałam przed
laptopem, aby coś napisać miałam cholerną blokadę. Nawet nie potrafiłam
wytworzyć zdania. A co dopiero jakikolwiek rozdział. Trzymajcie kciuki,
nie powiem żeby motywacją nie były wasze komentarze, czy porady jak
sobie poradzić z blokadą.
Mam nadzieję, że widzimy się niedługo!
Trzymajcie się cieplutko i nie dajcie się w tym cholernym świecie w
jakim przyszło nam żyć!
Buziaki :*
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Naruko cudownie mam nadzieję że będą razem... obydwu zaciągnąła na cmentarz aby porozmawiali ze sobą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia