,,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie...
Janusz Leon Wiśniewski ~ Samotność w Sieci
Teleportowałem
nas z wymiaru Otsusuki. Uprzednio zapieczętowałem do zwoju ciało
naszego przeciwnika. Znaleźliśmy się w szpitalu akurat przed samą
Tsunade i Sakurą. Sannikka natychmiast zrozumiała sytuację ponieważ cały
zespół jaki znajdował się w korytarzu został zaprzęgnięty do pracy.
Wyczuwałem delikatny promyk chakry jaki pozostawał w Uzumakim. Chwilę
później już go nie miałem w objęciach. Został zabrany na salę
operacyjną. Usłyszałem tylko.
- Naruto ty cholerny gówniarzu, żyj! -
doskonale wiedziałem, że jej na nim zależy. Był dla niej kimś ważnym.
Zmienił ją przed laty. Popatrzyłem na swoje zakrwawione dłonie. Drgnąłem
na dźwięk.
- Panie Sasuke proszę za mną. Mamy się również panem
zająć. Kakashi niedługo się zjawi. - skinąłem głową na te słowa. Nie
miałem siły się kłócić. Było mi wszystko obojętne. Najważniejsze, aby
młotek przeżył. Wstałem z klęczek. Ruszyłem za pielęgniarką do pokoju.
Był on tylko dla mnie. Całe sterylne i białe pomieszczenie sprawiało
gęsią skórkę. Nie dziwiłem się Naruto, że nie lubił tutaj przebywać. W
przeszłości był dość stałym pacjentem. Do pomieszczenia wszedł chirurg.
Kazał mi ściągnąć koszulkę, uczyniłem to. Oczyścił moje rany, a
następnie zaczął je zszywać.
- Mogą pozostać blizny.
- To nie
jest nic czego nie mogę zaakceptować. - mruknąłem grobowym tonem. Było
mi wszystko jedno. Najważniejsze, aby udało się go uratować. Bo czym
byłby świat bez niego? To on zmienił świat podczas wojny. Zjednoczył
ludzi. Nagle drzwi się otwarły, a do pomieszczenia wszedł Kakashi.
Lekarz natychmiast opuścił pomieszczenie. Zostaliśmy sami. Popatrzyłem
na niego.
- Co się stało do cholery?! - wykrzyknął. Był zdenerwowany, a nawet wkurzony.
-
Zabiliśmy Isshikiego. A raczej Naruto... użył on jakiejś nowej
umiejętności. Nigdy jej nie widziałem. Stał się potężny. Jeszcze
bardziej niż był. Jednak kosztowało go to zużycie chakry. Podejrzewam,
że lis oddał swoje życie i prawie młotek. Teraz jest na sali operacyjnej
z Tsunade.
- Co wyście sobie myśleli idąc tam sami?!
- Jesteśmy
dorośli. Sam wiesz, że jesteśmy najsilniejszymi shinobi. Reszta by
zawadzała. - mruknąłem zgodnie z tym co myślałem. Wkurwiony Kakashi
walnął pięścią w ścianę powodując lekkie wgniecenie.
- Czy wy do
końca zwariowaliście? Co się z wami ostatnio dzieje?! Ty Sasuke
zostawiasz Sakure i Sarade... Naruto ciągle myśli o niebieskich
migdałach i prawie nie ma go w domu! - słysząc to drgnąłem. Nie
spodziewałem się tego po nim. Zawsze stawiał rodzinę ponad to. Tak jak
Itachi. Dla niego rodzina była najważniejsza. A przede wszystkim ja. I
za to oddał życie. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle.
- Nie muszę
Ci się tłumaczyć. Po prostu w końcu czuję, że robię to co słuszne... -
mruknąłem. Mężczyzna naprzeciwko mnie westchnął zrezygnowany. Nigdy nie
miał z nami łatwo. Podszedł bliżej po czym usiadł naprzeciwko mnie.
-
Wiem, że kochasz Naruto... on ciebie też. Wiem, że Naruto to matoł i
ciężko mu się domyślić. Ale ty Sasuke? Taki „inteligentny"? - słysząc co
powiedział zamarłem. On wiedział. Znał mój sekret. A nawet nasz. I
wcale się z tego powodu nie krępował. Zagryzłem dolną wargę.
- Nie interesuj się Hatake. - burknąłem. Chciałem go zbyć. Nienawidziłem mówić o swoich uczuciach.
-
Interesuje się. To jest w interesie wioski i was samych, abyście doszli
do ładu. Zrobił się chaos i destabilizacja, po twojej decyzji. Nie mogę
pozwolić, aby Naruto się motał i zadręczał. Wyjaśnijcie to sobie, a nie
bawicie się w kotka i myszkę. To nie podobne do ciebie Sasuke. Nigdy
się nie rozdrabniasz. Zawsze mówisz to co masz na myśli. - wstał z
zajmowanego miejsca. Wyciągnąłem z kabury zwój. Podałem mu go.
-
Tutaj jest jego ciało. Przebadajcie je. Może poznamy nowe odpowiedzi... -
wziął ode mnie zwój i wyszedł bez słowa. Ani razu nie zająknął się, że
Uzumaki może nie przeżyć. Miał rację. Nie mogliśmy do siebie dopuścić
tej najgorszej możliwości. Wyszedłem z pokoju. Miałem dosyć tej
ogłuszającej ciszy i wyrzutów sumienia. Skierowałem się do sali
operacyjnej. Przed nią już stała Hinata,Boruto,Himawari,Sakura oraz
Kakashi. Wszyscy w milczeniu obserwowali co się działo. Po chwili moja
prawie była żona weszła na salę operacyjną i dołączyła do swojej
mentorki. Zająłem jej miejsce. Popatrzyłem na rodzinę młotka. Nie
wiedziałem co powiedzieć. Była to niekomfortowa dla mnie sytuacja.
Kochałem ich ojca i męża. Zwróciłem ponownie wzrok na młodego mężczyznę.
- Dziękuję, że ochroniłeś Naruto Sasuke-kun. - nieśmiały głos Hinaty sprawił, że odwróciłem wzrok w jej kierunku.
-
To on ocalił nas oboje. Ja tylko wróciłem z nim do domu. - po tych
słowach ponownie wróciłem spojrzeniem do ukochanego. Operacja trwała
wiele godzin. Było widać po medykach, że są zmęczeni. Mimo wszystko było
widać determinację i chęć walki o ich hokage. W między czasie czasie
przyszedł Shikamaru.
- Musimy porozmawiać Sasuke. - skinąłem głową.
Odeszliśmy kawałek dalej, ale nie na tyle, aby nie widzieć co się dzieje
przez szybę. Popatrzyłem na niego. Nie miałem zamiaru zaczynać pierwszy
rozmowy. Tym bardziej, że nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
-
Wiem, że Naruto wyznaczył cię na swojego następcę. Na wypadek, gdyby mu
się coś stało. Wnioskuję, że przez dłuższy czas nie będzie w stanie
wykonywać swoich obowiązków. To nie jest zwykłe złamanie. On niemal
stracił całą chakre. Doprowadził się na skraj śmierci, aby nas uratować .
Nie będzie to łatwe, aby przywrócić go do życia. Z tego co się
orientuję w najlepszym wypadku zapadnie w śpiączkę... - rozszerzyłem
źrenice. A jednak młotek załatwił wszystko drogą oficjalna. On naprawdę
tego chciał. Mimo, że wiedział... miał świadomość tego jak Uchiha byli
traktowani i jak społeczeństwo nie chciało aby ktoś z naszego klanu
został hokage. Słysząc o ewentualnej śpiączce przygarbiłem się.
-
Śpiączka? Długo to zajmie? - skupiłem na Narze swój wzrok. Szanowałem
go. Mimo, że stroniłem od naszych przyjaciół to jego respektowałem. Był
dokładny i rzeczowy. Nie owijał w bawełnę.
- Dni,tygodnie,miesiące. A
może i lata. To było cholernie ryzykowne posunięcie z jego strony.
Kurama oddał swoje życie, by chronić świat przed Otsusuki. Tak samo
niemal zrobił Naruto. Gdybyś nie przybył na czas z Naruto, by nie żył.
Dziękuję. - po tych słowach odszedł. Stałem jak wryty. Nie mogłem
uwierzyć w to wszystko co powiedział. Jednak wiedziałem, że jeszcze
wrócimy do rozmowy o byciu kage na czas nieobecności Naruto. Kilkanaście
długich godzin później z pomieszczenia wyszła zmęczona Tsunade.
Obdarzyła naszą grupę grobowym spojrzeniem. Następnie przez chwilę
utkwiła we mnie rozgniewane spojrzenie.
- Zapadł w śpiączkę. Udało
się go ustabilizować i zostawić na tej stronie. Jednak nie wiem kiedy
się wybudzi. Może to potrwać lata. Stracił niemal całą chakre. Została
tylko ta co podarował mi Lis. Nie było tego dużo. Tylko tyle, aby
przeżył. Wydaje mi się, że Kurama wierzył w to, że uda nam się go
odratować. On sam odszedł. Naruto już nie jest jinchuriki. Sasuke... od
dzisiaj zostajesz ósmym hokage. - w tym momencie wzrok każdego spoczął
na mnie. Przełknąłem ślinę. Przedarłem się w stronę sali gdzie
spoczywał Naruto.
- Chce się z nim zobaczyć - nie bacząc na
cokolwiek jak i na jakiekolwiek protesty wszedłem do pomieszczenia
zamykając drzwi. Medycy widząc mnie i wyczuwając moją aurę uciekli w
popłochu. Usiadłem przy nim. Jego blada cera była niepodobna do tej co
zapamiętałem. Zgarbiłem się. Poczucie winy i bezradność zżerało mnie od
środka.
- Naruto... przepraszam... - wyczułem, że zostaliśmy sami.
Nikt nie chciał narażać się na mój gniew i dali nam trochę prywatności.
Nie dbałem o to, że Hinata i jego dzieci mają pierwszeństwo na widzenie
się z nim. Zbyt ważny dla mnie był, bym mógł czekać. Schwyciłem jego
opuszki palców. Chłód niemal mną wstrząsnął. Zawsze emanowało z niego
ciepło i energia. A teraz...
- Kocham cię głupku... wróć do mnie.
Wiem, że powierzyłeś mi swoje stanowisko... nie wiem dlaczego... było
tylu lepszych kandydatów... doskonale wiedziałeś jak bardzo rada nie
chciała widzieć nazwiska Uchiha na ważnym stanowisku... a ty zrobiłeś im
wszystkim na przekór... jak zawsze... zrobię wszystko co w mojej mocy,
aby godnie reprezentować funkcję którą mi powierzyłeś. - po tych słowach
pocałowałem jego zimne czoło. Wyszedłem z pomieszczenia. Uzumacy
dostrzegając, że zwolniłem pokój Naruto ruszyli w tamtym kierunku.
Wyminąłem ich bez słowa. Nie wiedziałem co miałbym im powiedzieć, jak
się zachować w stosunku do nich. Najzwyczajniej w świecie cierpiałem.
Jak człowiek. Ruszyłem w kierunku siedziby hokage. Nie miałem zamiaru
uciekać od odpowiedzialności jaką dostałem. Koniec uciekania. Czas, abym
zaczął robić to co do mnie należy. Zgodnie z tym co czuję. Choćby cały
świat miał mnie za to znienawidzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz