Ogień i woda - rzekł - nie za bardzo się kochają. Ale jeśli już się kochają, to namiętną miłością.
~ Cornelia Funke, Atramentowe serce
( 2 lata później )
Minęło tyle czasu odkąd ostatni raz z nim rozmawiałem. Czułem się w środku zupełnie pusty. Jakbym stracił większą część siebie. To był ułamek tego co czułem, gdy odszedł Itachi. Nie było dnia żebym nie przyszedł do młotka. Nie mogłem nie przyjść. Widzenie jego bladej twarzy bolało. Tak bardzo pragnąłem znowu zobaczyć jego uśmiech. Delikatnie zacisnąłem palce na jego chłodnej dłoni. Cały szpital przywykł już do mojej obecności. Niektórzy patrzyli zrezygnowani w stronę tego pokoju. Ale nie ja. Ciche pukanie do drzwi wyrwało mnie z rozmyślań. Z niechęcią wysunąłem dłoń z dłoni chłopaka.
Nieznacznie się odsunąłem.
- Proszę. - odpowiedziałem niemal martwym głosem. Przez drzwi pokazała się twarz Sakury. Ona widząc mnie spuściła wzrok w dół, pomimo niechęci z jej strony weszła. Musiała.
- Oh Sasuke-kun. - wymamrotała.
-Hn. - mruknąłem. Nie miałem ochoty w ogóle z nią rozmawiać. Odkąd się rozwiedliśmy nie utrzymywaliśmy kontaktu. Jedynie regularnie odwiedzałem Sarade. Była w końcu moim dzieckiem. Kochałem ją. A Sakura? Nigdy jej nie kochałem. To był mój największy życiowy błąd. Straciłem szansę, aby być z Naruto. Obserwowałem kobietę jak podpina rurki i wymienia woreczki. Mój wzrok ponownie tego dnia skupił się na ciele chłopaka. Została z niego sama skóra i kości. Zacisnąłem dłoń w pięść.
- On w końcu się wybudzi Sasuke... - drgnąłem słysząc jej głos. Popatrzyłem na nią. Dostrzegłem zmartwienie w jej oczach. Skinąłem głową.
- Musi. - odpowiedziałem. Schwyciłem palcami nadgarstek mężczyzny. Starałem się siła woli przekazać mu swoją chakre. Przez te dwa lata próbowałem wszystkiego. Po nocach podróżowałem po różnych wymiarach w poszukiwaniach odpowiedzi jak wybudzić go z tego dziwnego stanu. Za dnia wykonywałem swoje obowiązki jako kage. Wiedziałem czego chciał Naruto. Zgodnie z jego marzeniami realizowałem to. Nagle ku mojemu zdumieniu poczułem delikatnie drgnięcie. Skierowałem spojrzenie na rękę, a następnie twarz. Poczuwszy poruszające się palce lekko się uśmiechnąłem. To był dobry znak. Nie było takiego odkąd zapadł w śpiączkę.
- Sakura idź po Tsunade! On się rusza. - stłumiłem w swoim głosie radość. Głos był stanowczy. Kobieta zaskoczona przez moment nie wiedziała co robić. Jednak szybko się zreflektowała i wybiegła z pomieszczenia. Ponownie skupiłem wzrok na nim. Gdy to zrobiłem spotkałem te niebieskie. Na mojej twarzy pojawił się najszerszy i najszczęśliwszy uśmiech. Nie mogłem w to uwierzyć. W końcu. Starałem się nie rozpłakać.
- Sasuke... - wymamrotał. Ścisnąłem dłoń blondyna. Lazurowe spojrzenie powędrowało najpierw na nasze dłonie, a następnie na mnie. Przemknęło na jego licu zaskoczenie. A później lekko się uśmiechnął.
- Naruto. Ty skończony kretynie! Jak mogłeś się doprowadzić do takiego stanu?! - wykrzyknąłem sfrustrowany. Dławiłem w sobie bezsilność przez dwa lata. Nie mogłem już tego dalej tłumić. Mocniej ścisnąłem jego palce.
- Sasuke... gdybym wiedział, że przez to w końcu pokażesz jak ci na mnie zależy to... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie dałem mu tej sposobności. Instynktownie się nachyliłem i musnąłem wargami jego. Chłopak lekko znieruchomiał, a następnie oddał pocałunek. Wyczuwając nadchodzące chakry z niechęcią się odsunąłem.
- Młotek. - burknąłem. Drzwi niemal wyleciały z zawiasów, gdy Tsunade wkroczyła do pomieszczenia. Szybkim krokiem podeszła do Uzumakiego. Zielona chakra pojawiła się w jej dłoni. Zaczęły się badania. Niebieskie tęczówki spoczywały na mnie. Kątem oka popatrzyłem na Sakure, Shikamaru oraz całą rodzinę Naruto. Gdy tylko Senju skończyła Himawari wraz z Boruto rzucili się w stronę ojca. Natomiast Hinata stanęła obok. Nie dotknęła go. Nadal wstydziła się czegoś tak prostego. Gdyby był moim mężem... co? O czym w ogóle ja myślę? Nigdy nie chciałem rozbijać jego rodziny. Wystarczy, że rozbiłem swoją. Zacisnąłem dłonie w pięści. Czułem wściekłość. Nie wiedziałem co się dzieje. Tyle sprzecznych emocji mnie zalewało.
- Rozumiem... więc Kurama odszedł... - cichy głos blondyna wybudził mnie z rozmyślań.
- Sasuke twoja chakra ma jakiś wpływ na Naruto. Musimy was później przebadać dokładniej. Najwidoczniej wasze reinkarnacje jakoś na siebie oddziałują. Może to za sprawą silnych emocji. - sama kobieta nie była pewna co o tym myśleć. Skinąłem głową. Po chwili pojawił się Kakashi wraz z Umino. A jeszcze później wszyscy koledzy z klasy i ich żony. Pokój niemal pękał w szwach. Zdecydowanie miałem tego wszystkiego dosyć. Chciałem ich wszystkich wyprosić i zamknąć się z młotkiem w jednym pomieszczeniu. Po dwóch godzinach Tsunade się nade mną zlitowała i wygoniła wszystkich. Zostałem tylko ja i jego rodzina. Hinata w walce na spojrzenia szybko odpuściła i pożegnała się z Naruto. Wcale, a wcale nie miałem z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia. Za długo czekałem, żeby przy pierwszej lepszej okazji rezygnować.
- Naru... - szepnąłem niemal z czułością. Natomiast on szeroko się uśmiechnął. Ten widok przypomniał mi młodego blondyna. Lekko się uśmiechnąłem na to wspomnienie.
- Sasuke... przepraszam, że tak długo zajęło mi wrócenie do was... do Ciebie... - nieśmiało wyszeptał jakby nie był pewien, czy to co pamięta było rzeczywistością. A może snem. Bliżej przysunąłem krzesło. Wsunąłem palce w włosy Uzumakiego. Zacząłem je przeczesywać.
- Pamiętasz co było po walce? - zapytałem miękko. W tej chwili nie chciałem nieporozumień. Pragnąłem, żebyśmy wszystko sobie wyjaśnili. Potrzebowałem wiedzieć na czym stoję. Ta niepewność mnie zabijała.
- Wyznałeś mi miłość... a ja tobie... - spojrzał mi prosto w oczy. Skinąłem głową. Nachyliłem się, ponownie tego dnia, pocałowałem go. Smakował słońcem i morzem. Wyczułem poprzez pocałunek, że się uśmiecha.
- Kto by przypuszczał, że wielki pan Uchiha może być taki troskliwy. - cicho się zaśmiał. Był to przyjemny dla ucha dźwięk. Stęskniłem się za tym. Za wszystko co wiązało się z Naruto. Cholernie mi go brakowało. Nie zdawałem sobie wcześniej z tego sprawy. Pstryknąłem go w nos.
- Nie testuj mojej cierpliwości Uzumaki. - mruknąłem. Na twarzy pacjenta szpitala pojawiła się powaga. Oznaczało to, że chciał ze mną porozmawiać na poważne tematy.
- Co z Sakura? - zapytał.
- Rozwiodłem się z nią krótko po tym jak zapadłeś w śpiączkę. Pomogłeś mi uświadomić coś co od dawna wiedziałem. Nigdy jej nie kochałem. Pozwoliłem sobie na tchórzostwo w stosunku do ciebie Naruto. Ja... zawsze cię kochałem tylko nie pozwoliłem sobie, ani tobie o tym wiedzieć. Uciekałem od ciebie, od nas, od moich uczuć... tak było łatwiej... teraz... nie chce już tego robić... chce żyć zgodnie ze sobą. Z tym co czuję. - odpowiedziałem z mocą i pewnością siebie. W końcu nie bałem się tego powiedzieć. Przez czas, gdy Naruto znajdował się w śpiączce jego włosy odrosły przez co bardzo przypominał Minato Namikaze. Był tak bardzo podobny do ojca. A mi bardzo przypominał tego młodego Naruto, którego tak bardzo pokochałem. Pogładziłem go po głowie.
- Ja też nie kocham Hinaty. Byłem młodym, pogubionym chłopakiem. Każdy mówił, że pasujemy do siebie, że to dobra dziewczyna dla mnie. I tak się stało. Ona... ona naprawdę jest dobrą kobietą. Zasługuje na wszystko co najlepsze.. jednak ja nie potrafię jej tego dać. Uciekałem w pracę... tak było łatwiej. Niż przyznać się, że to nie było to. Nie to co z tobą... kilka słów wymienionych z tobą wzbudzał we mnie żar... nikt inny nie może wywołać u mnie takich emocji jakie wywołujesz ty... Sasuke... proszę tym razem nie znikaj... - wyszeptał cicho. Ponownie tego dnia zaczęliśmy się mierzyć spojrzeniami. Uniosłem kąciki ust do góry.
- Nie mam zamiaru, kocham cię Uzumaki. - mruknąłem. Ucałowałem kącik jego ust.
- Ja ciebie też Uchiha. - szeroko się uśmiechnął. Uścisnął moją dłoń. Oparłem czoło o jego. Wpatrywałem się w te Lazurowe tęczówki. Nie mogłem się nacieszyć, nim i jego spojrzeniem. Czułem się jak małe dziecko które dostało prezent na święta.
- Już nigdy nie pozwolę ci odejść Naruto. Obiecuję. - mruknąłem. Przymknąłem powieki. Zaciągnąłem się jego zapachem. Tak bardzo mi go brakowało. Niemal wszystko mnie bolało. On natomiast objął mnie i przytulił do siebie. Wreszcie czułem, że jestem we właściwym miejscu i czasie. Niczego więcej nie potrzebowałem do szczęścia. Tylko jego, albo aż jego. Nikt inny nie był w stanie sprawić bym czuł się tak jak przy nim. On był moim przeznaczonym. Los naprawdę był przewrotny. Pokierował nas takimi pokrętnymi drogami, pozwolił na zranienie dwóch rodzin... jednak jakby oznaczało to żebym miał jeszcze unieszczęśliwić kolejne dwie... nie wahałbym się... zrobiłbym to kolejny raz. Bo tak naprawdę dopiero teraz zrozumiałem czego tak naprawdę chciałem w życiu. Mojego blondyna. Byłem głupcem.
- Kupiłem dom... z myślą że może kiedyś będziesz chciał zamieszkać razem ze mną Naruto... - szepnąłem nieśmiało.
- Z przyjemnością dattebayo! Jednak najpierw chcę wyjaśnić wszystko rodzinie. Hinacie i dzieciom. Jestem im to winien. - mruknął zasmucony. Jednak nie wyczułem w jego głosie niezdecydowania. On naprawdę chciał to zrobić. Z własnego doświadczenia wiedziałem, że to nie takie proste. A tym bardziej dla młotka. On był inny. On liczył się z uczuciami innych. Nie tak jak ja.
- Obiecuję cię wspierać Naru - mruknąłem. Pocałowałem go w czoło. Niechętnie wyrwałem się z uścisku mężczyzny. Wstałem.
- A teraz leż i odpoczywaj. Przyjdę do ciebie jutro. Muszę się jeszcze zająć papierologia. - mruknąłem zniechęcony. Wcale, a wcale nie miałem na to ochoty. Wolałem tutaj zostać i nigdzie nie wychodzić.
- Mój Sasuś zajmuje moje stanowisko! Kto by pomyślał dattebayo! - wykrzyknął rozbawiony. Odwróciłem się na pięcie, a w moich oczach pojawił się Sharingan.
- Naciesz się tym leżakowaniem póki możesz. Niedługo sam cię zaprowadzę na krzesełko. Mam dosyć użerania się z tymi starcami. Idioci. - burknąłem. Następnie wymaszerowałem. Odprowadził mnie radosny śmiech Naruto. Słysząc to uniosłem kąciki ust do góry. Idiota. Dzisiaj nikt nie jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi, ani zepsuć humoru. Wolnym krokiem pomaszerowałem do biura. Zdecydowanie mi się nie śpieszyło. Wiedziałem, że wieści musiały już dotrzeć i przewidywałem gorący dzień. Jedno było dzisiaj pewne. Wieczorem pojawię się u niego znowu. Był dla mnie niczym narkotyk. A tym bardziej teraz, gdy oboje zadeklarowaliśmy swoje uczucia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz