poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Latający Anioł XXX

 


 

 

 

 

"To nie sztuka zdobyć się na bohaterstwo, gdy się jest odważnym. Prawdziwa sztuka to być tchórzem i zrobić coś bohaterskiego. Właściwie, to odważny może być tylko ten, kto nie jest odważny." ~ Rafał Kosik - Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi.





W mojej dłoni pojawił się biały, stalowy miecz. Spojrzałem na ten czarny. Emanował wręcz złowrogą energią. Drgnąłem, gdy za moimi plecami znalazła się kobieta. Ta która już dawno powinna być martwa. Położyła dłoń na moim barku. Delikatnie przykryłem dłonią jej.

- Witaj Itachi. - cichy, acz spokojny ton głosu. Coś czego się nie spodziewałem. Raczej złości, bądź rozżalenia. Przeciwnik nieznacznie przekrzywił głowę w bok.

- Witaj Fumiko. Może wyjaśnisz mi jak się wyswobodziłaś ze szponów śmierci? - kąciki ust pokazywały rozbawienie pomieszane z drwiną. Zacząłem zastanawiać się, czy to może jakiś poroniony sen? Wybudzę się? Jak to się stało, że w jednej sekundzie staliśmy się wrogami? Jak mogłem się zakochać w takim dupku jak on? Zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści miecza. Dłoń zniknęła z mojego barku, dziewczyna stanęła przede mną. Brzoskwiniowa sukienka powiewała na wietrze, a jej długie, brązowe włosy były spięte w ciasny kok.

- Oh, zabawne że o to pytasz. Nigdy w nich nie byłam. - wzruszyła ramionami. Z zaciekawieniem jak i coraz większym rozgoryczeniem przypatrywałem się tej wymianie zdań.

- Kłamałaś prawda? W takim razie powinienem być w pułapce czyż nie? - Uchiha również wyglądał na rozluźnionego tak samo jak moja przyjaciółka.

- Mniej więcej tak powinno być. Aczkolwiek jesteś na to za inteligentny, aby nie przewidzieć takiej opcji. - teraz to na jej licu pojawił się uśmiech. To zaniepokoiło nie tylko mnie, ale i jego.

- I od tak stoimy na wprost siebie bez zabijania się? - przymrużył powieki. Brunetka skinęła głową.

- Ah i owszem. Czekamy na Lucyfera. Miło będzie się z nim spotkać po tak długim czasie. Jedynie czego żałuję to braku pogawędki przy kawce. - lekceważąco wzruszyła ramionami, a jej wzrok spoczął na paznokciach. Czarny miecz zamierzył się na moją przyjaciółkę lecz ta bez najmniejszego zaangażowania skontrowała cios. Ponownie popatrzyła na zdrajce. Tak, był zdrajcą. Mogłem to teraz powiedzieć z całą mocą. Pomimo tej wiedzy jaką posiadałem to nadal byłem beznadziejnie w nim zakochany. Eh jestem nieuleczalnym durniem który nie potrafi znaleźć normalnej osoby. Chociaż jakby na to spojrzeć Shion była normalna. No właśnie, była Uzumaki! Nie jest. Jest twoją byłą! Zrozum to nareszcie. I zrozum, że Itachi cie nie kocha! Zwiesiłem bezradnie głowę na swojego psa. Nadal trzymałem go w ramionach. Jego oddech był coraz bardziej ciężki. Po moim policzku ponownie spłynęła tego dnia łza. Kapnęła na to rude, dobrze znane futro. Brązowa tęczówka popatrzyła na mnie z miłością. On nadal mnie kochał pomimo, że moja głupota doprowadziła go na skraj śmierci. Moja dłoń znalazła się na jego głowie. Przymknąłem powieki całkowicie skupiając się na swoich uczuciach względem czworonoga. Wyobraziłem sobie zielone, kojące światło wydobywające się spod moich opuszków palców. Ciepłe. Ciche westchnięcia wybudziły mnie z transu, a ja sam poczułem nagły odpływ siły. Załamały się pode mną kolana. Jednak czyjeś blade ramiona mnie schwyciły. Mocniej przycisnąłem do siebie psa. Spojrzałem mało przytomnym wzrokiem na postać która uratowała mnie przed upadkiem.

- Sasu? - cicho wyszeptałem. Chłopak pozwolił mi delikatnie usiąść na trawie, a zwierzak zaczął lizać mnie po rękach. Jego ogon falował raz w prawo raz w lewo.

- Głupi Usuratonkachi! - cicho prychnął patrząc na mnie z pogardą. Podobną do jego brata, aczkolwiek była inna. Jakby milsza. Nie zionęła do mnie nienawiścią. Wypuściłem rudowłosego przyjaciela. Następnie sam spróbowałem się unieść.

- Nie musiałeś draniu! Sam bym sobie poradził dattebayo! - burknąłem. Niepewnie stanąłem na nogach. Popatrzyłem przed siebie. Fumiko wraz z Itachim przypatrywali nam się w milczeniu.

- Oh czyżby bonus was czekał w postaci klucza i lecznika? O to ci chodziło Itachi? Aby wyzwolić w nim emocje, a następnie sprawić, aby uaktywniło się w nim jego pochodzenie? Genialne! - wyrzuciła ręce przed siebie, miecz wbiła w glebę. Zmarszczyłem brwi. Zupełnie nie wiedziałem o co jej chodzi. Naćpała się? To była moja pierwsza myśl. Odkąd się zjawiła zachowywała się jakoś inaczej. Popatrzyłem na znamię które miała na prawym barku. Nieznacznie lśniło złotym światłem.

- Co ty kombinujesz? Znamy się już dosyć, a udawanie wariatki nie idzie ci najlepiej. - prychnięcie przeszyło cisze.

- Tak uważasz? - uśmiechnęła się, oparła się niedbale dłonią o swoją broń.

- Nie uważasz, że cała ta sytuacja jest cokolwiek zabawna? Niestosowna? - jej brązowa brew powędrowała do góry, następnie popatrzyła na mnie. Jej wzrok wyrażał całkowite rozbawienie. Niestety, ale nie dostrzegłem u niej strachu. Była absolutnie spokojna, wyluzowana. Całkowicie moje przeciwieństwo. Wyczuwałem zagrożenie które nieuchronnie się zbliżało.

- Jak mogłeś nas zdradzić bracie? - cichy głos Uchihy. Dopiero teraz sobie przypomniałem, że ten dupek nadal znajduje się koło mnie. Spojrzałem na rozgoryczoną, młodszą twarz jednego z braci. Głośny śmiech dotarł do moich bębenków usznych. Popatrzyłem w te ciemne tęczówki, które z bliska miały kolor oliwkowy.

- Ja nigdy nie zdradziłem słusznego pana. To ty jesteś zdrajcą Sasuke. Zawsze nim byłeś. Jesteś słaby. Słabszy niż przypuszczałem Sasuke. Nienawidź mnie, dogoń mnie. Spróbuj mnie zgładzić. - głos ociekał wręcz drwiną. Młodszy brat momentalnie zmienił swoją postać. Czarne skrzydła otarły się o moje ramie. Wzdrygnąłem się. Już samo to sprawiło, że poczułem moc upadłego anioła. Itachi również nie próżnował. Również przybrał swoją anielską posturę. Tylko Fumiko pozostała w swojej dziewczęcej postaci.

- 8 minut. - wyszeptała. Jej szept dotarł do mych uszów. Nie miałem pojęcia o co może chodzić. W ogóle nie rozumiałem całej tej sytuacji. Nie rozumiałem co się działo. To było coś co wykraczało poza zakres mojej wiedzy. Zirytowany wykrzyknąłem.

- Kurwa, wyjaśni mi coś co tutaj się odpierdala?! - zacisnąłem dłonie w pięść. Czarne miecze znieruchomiały, a dwie postacie spojrzały na mnie z rozbawieniem przemieszanym z pogardą.

- Jak to co Uzumaki? Wojna. A stawką jest twoje życie. - szepnął, a następnie natarł na mnie. Stałem niczym słup soli. Przede mną zjawił się Sasuke który natarł na swojego brata. Również on był rozgoryczony. Ciosy były szybkie, silne, pewne siebie. Nie było w nich zawahania. Powędrowałem wzrokiem na psa, który stanął przede mną, a jego szczekanie rozniosło się wśród gór. Po chwili popatrzyłem na brunetkę. Obserwowała potyczkę ze znudzeniem. Zachowywała się tak, jakby to nie była ona. Od kiedy stała się taka zimna, bezlitosna? Od kiedy strugała wariatkę chociaż nią nie była? Czy to oznaczało, że wcale jej nie znałem? Czy to była prawdziwa twarz Fumiko? Czy maska jaką przybierała w szkole była przeznaczona tylko i wyłącznie dla dzieciaków, aby sprawić lepszą atmosferę? W końcu kto normalny polubiłby tą kobietę która stała przede mną? A może to była kolejna maska? Może pod nią kłębił się cały strach i niepewność? Może właśnie tak zachowywali się dowódcy? Opanowani, bez krzty strachu? W końcu jaki daliby przykład swoim podwładnym? Zacisnąłem dłonie w pięść. Pozwoliłem sobie na przemianę, nie sprawiała mi ona już bólu. Wręcz przeciwnie. Było to bardzo miłe uczucie. W mojej dłoni pojawił się miecz. Natarłem na Itachiego. On dostrzegając to tylko się uśmiechnął.

- Co ty wyprawiasz Naruto? - cichy syk Sasuke niemal wytrącił mnie ze skupienia. Skrzywiłem wargi.

- Jak to co draniu? Próbuję ci pomóc! - burknąłem, wyprowadziłem atak jednak z łatwością został skontrowany. Również on zaatakował jednak bez powodzenia. Itachi idealnie parował ciosy bez najmniejszego trudu.

- Nie potrzebuję twojej pomocy idioto! - sarknął.

- Jakież to urocze. Moje dwa gołąbeczki nie dość, że się kłócą o mnie to jeszcze próbują mnie zabić. Lepszego scenariusza nie mogłem napisać. W dodatku wasza przywódczyni zachowuje się tak jakby to jej nie dotyczyło. - zaśmiał się. Głos był ostry, nieznany. Zupełnie jakby nie jego. Ludzie mają maski. Wiele masek. Nigdy nie poznamy każdej. Ludzie są pełni zagadek. Nigdy nie wiemy komu ufać, a komu nie. Można mieć tylko nadzieje, że nas nie zdradzą. A ja właśnie się zawiodłem. Ponownie naparłem na napastnika. Tym razem spokojniejszy oraz pewniejszy siebie. Nie było chwili na stracenie. Lada moment miał się pojawić sam Madara Uchiha.



Hejka! :D
Jak się podoba rozdział? ;>
Może macie już jakieś domysły względem naszego Itacza bądź Fumiko? :P
Dziękuję za przeczytanie oraz za komentarze pod poprzednim rozdziałem :3
Do zobaczenia niedługo :D



2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    ale czemu Itachi tak się zachowuje... no i uaktywniła się moc uzdrawiania u Naruto, przeciez Itaś go kocha więc dlaczego... a gdyby Naruto powiedział że go kocha to coś by zmieniło i to dziwne zachowanie Fumiko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, ale no czemu Itachi tak się zachowuje... mamy moc uzdrawiania u Naruto... Itachi kocha przecież Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń