niedziela, 31 lipca 2022

Latający Anioł XXXVIII

 




"Liczą się tylko marzenia. Bez nich jesteś niczym więcej niż pyłem na wietrz." ~ Katarzyna Michalak - Zachcianek



Obserwowałem to wszystko ze spokojem. Cieszyłem się, że moja młodsza siostra jest szczęśliwa. Tego jej brakowało. Przy tym dupku więcej się uśmiechała. W dodatku mieli mieć dziecko. Coś o czym marzyła. Jednak gdzieś w środku miałem niejasne przeczucie, że gdzieś w jej spojrzeniu dojrzałem smutek. Coś ją trapiło. A ja nie miałem pojęcia co. Co mogło spowodować, że w tak doniosłej chwili może się smucić. Nawet bałem się pytać. Bałem się odpowiedzi. Mój wzrok skupił się na drobnym tatuażu za uchem. Klucz. On był tam zawsze odkąd pamiętam. Kilka razy pytałem co to oznacza jednak nigdy nie dostałem odpowiedzi. Nawet byłem zły, ponieważ tez chciałem mieć tatuaż, a oni mi nie pozwalali. Zasępiłem się. Miałem cholernie głupią myśl, bo przecież to nie mogła być prawda. Kurwa! Chyba rodzice nie zrobili z niej klucza do otwarcia bram niebios prawda?! Chyba nie byli tak cholernymi egoistami! Nie poświęciliby swojego dziecka?! Zacisnąłem palce w pieść. Nawet samo myślenie o tył przyprawiało mnie o zawroty głowy. To nie mogła być prawda. Moja młodsza, ukochana siostra. Nie mogłem jej stracić przez coś takiego. Zwłaszcza teraz. Przyszła żona i matka. W dodatku ostatnia najbliższa rodzina nie licząc wujka Ji. Była moja lepsza połową. Moim odbiciem. Wiedziała wszystko, rozumieliśmy się bez słów. Nie musiałem nic mówić, a ona wiedziała. Ilekroć mnie kryła, wspierała. Tego nigdy nie zliczę. A teraz miałbym ją stracić? Z tak banalnego powodu? Los jest okrutny. Musiałem zapytać Itachiego o to. Nie będę umiał się skupić na niczym innym póki nie poznam odpowiedzi, a tym bardziej nie zasnę. Szturchnąłem swojego partnera. Spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem. I nic dziwnego. Zacząłem pospiesznie się zbierać.
- My będziemy już iść. Zapomniałem, że mamy jeszcze coś do załatwienia. - złapałem się za nasadę nosa udając debila. Itachi który nic nie rozumiał postanowił mnie wesprzeć.
- Naruto ma racje, trzymajcie się gołąbeczki i do zobaczenia w domu Sasuke. - przytuliłem siostrę, z Sasuke zmierzyłem się mało przyjemnym wzrokiem po czym wyszliśmy pchając przed sobą wózek z Hidekim. Szliśmy kilkanaście minut w milczeniu
- A więc co się stało kochanie? - czarne tęczówki popatrzyły na mnie z zaciekawieniem.  Zagryzłem dolna wargę. Nie wiedziałem jak zacząć. Nie chciałem wyjść na panikarza.
- Itachi wiadomo jak wygląda klucz? - spojrzałem na niego z rezygnacją.
- Nigdy nie było sprecyzowane co jest kluczem bądź kto jest kluczem. Zawsze była mowa o kluczu, więc z założenia wszyscy wyszli, że to przedmiot. Czyżbyś na coś wpadł? - lekko ścisnął moją dłoń. Zatrzymaliśmy się, usiedliśmy na ławce. W milczeniu przypatrywałem się naszym splecionymi dłonią. W końcu uniosłem wzrok, spojrzałem na Uchihe.
- Czy to możliwe, aby człowiek był kluczem do wrót nieba?
- Sam nie wiem, chociaż w życiu wszystko możliwe... skąd w ogóle u ciebie ten pomysł?
- Wydaje mi się, że chyba Naruko jest tym kluczem. Odkąd pamiętam ona zawsze miała tatuaż w kształcie klucza. Ilekroć o to pytałem nie dostawałem odpowiedzi. Czy to możliwe? A może kurwa wariuje przez to wszystko?! - wykrzyczałem sfrustrowany przez co kilku przechodniów popatrzyło na mnie z zaskoczeniem przyspieszając przy tym kroku. Itachi przygarnął mnie do swojego ciepłego, umięśnionego torsu. Delikatnie się uspokoiłem czując jego ciepło. Palcami złapał mój podbródek, po czym uniósł go do góry. Kilka minut patrzyliśmy na siebie bez słowa. W końcu się odezwał, a jego głos był cichy.
- Jeżeli to prawda to Naruko jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Grozi jej śmierć. A zwłaszcza jak uda się odnaleźć miejsce, gdzie te wrota można otworzyć. Wtedy stanie się oczywiste co jest kluczem. Czy dziurka od klucza, a może jeszcze coś innego. Dlatego musimy z cała grupą od siatki ustalić dyżury. Pilnować jej dzień i noc. Wiem, że jest przy niej Sasuke i na pewno ochroni jej z całych sił. Jednak dla nas wszystkich będzie wzmóc czujność. - przymknąłem powieki. Wziąłem głęboki wdech, po czym powoli zacząłem wypuszczać powietrze z płuc. Popatrzyłem w te cholernie, hipnotyzujące tęczówki.
- Wiesz o tym, że w takim razie będziemy musieli jej powiedzieć? Ona nie jest głupia. Zauważy, że ktoś się za nimi kręci. A Sasuke nie wiem jak długo to wytrzyma... - lekko się uśmiechnąłem na myśl, że drań w końcu przechodzi do rękoczynów.
- Wiem, ale to twoja decyzja kiedy i gdzie. - on również lekko się uśmiechnął.
- Przecież ona mnie zabije dattebayo! - cicho jęknąłem na samą myśl. Dzisiaj podczas jedzenia miałem próbkę jej zdenerwowania w trakcie ciąży, a co dopiero gdy dowie się o tajemnicy która tak długo przed nią ukrywałem.
- Hmmm myślę, że nie będzie tak źle. - z uśmiechem na twarzy zmierzwił moje blond włosy. Delikatnie się uśmiechnąłem pomimo, że wcale a wcale nie było mi do śmiechu. Obawiałem się tej rozmowy. I jej konsekwencji. A może powinienem sobie wykupić jakieś ubezpieczenie? Wtuliłem się w te miękkie ramiona. Czułem się bezpiecznie i beztrosko. Popatrzyłem na śpiącego syna. Był coraz większy, a zarazem coraz bardziej do mnie podobny. O ile się dało. Blond włoski miał rozrzucone na każdą stronę. Zupełnie jak ja. Byłem wdzięczny Shion, że przyszła do mnie wtedy. I powiedziała, że jestem ojcem. Wtedy może nie byłem do tego zbyt entuzjastycznie nastawiony jednak teraz... teraz nikomu nie oddam tej przyjemności jaką jest bycie ojcem. Czułem się spełniony i każdemu tego życzyłem. Wiedziałem, że to początki rodzicielstwa... miałem tylko nadzieje, że nie wda się we mnie i nie będzie mniejszą wersja Kyu. Wtedy będę miał przejebane. Sam po sobie wiedziałem jako wtedy potrafiłem być. Nie chciałem się na własnej skórze przekonać jak to jest dostawać rykoszetem. Zmierzwiłem mięciutkie włoski synka. Było w tym geście coś takiego, że czułem jak moje serce przyspieszyło. Szeroko się uśmiechnąłem.
- Będzie z ciebie super ojciec Naruto. - głos Uchihy wyrwał mnie z rozmyślań. Zacząłem smyrać małego człowieka palcem po całym ciele.
- Nigdy nie myślałem, że w tym wieku będę się cieszył z rodzicielstwa... wcześniej nie za bardzo mi się to widziało jednak... Hideki jest moim darem od losu. Dzięki niemu czuje się szczęśliwy... chciałbym kiedyś... - zamilkliśmy. Bałem sie powiedzieć to. Bałem się jego reakcji. Itachi jakoby to wyczuwając ponownie uniósł mój podbródek. Popatrzył w moje tęczówki.
- Mów Naruto, nie krępuj się... wiesz że cię nie wyśmieje.. - po tych słowach ucałował mój czubek nosa. Zawsze mnie to rozczulały. Uwielbiałem to. Nieznacznie się uśmiechnąłem. Przekonałem ślinę, moje policzki nabrały barwy dorodnego pomidora.
- Chciałbym mieć z tobą dziecko Itachi... - cicho szepnąłem, natychmiast odwróciłem wzrok. Bałem się spojrzeć na reakcje mojego upadłego anioła. Nie czekałem długo, gdy moja głowa wróciła do miejsca w którym się znajdował. Długie, chłodne palce Uchihy zaczęły wędrować po moich policzkach. Następnie wsunął je w moje włosy.
- Naruto... - ten głos był ochrypły. Pełen emocji. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
- Itachi... - niepewnie wyszeptałem nadal zawstydzony tym co powiedziałem.
- Kurwa Naruto... chce mieć z tobą dzieci, nawet tuzin! - po tej deklaracji zaczął mnie całować z taką pasją... zacząłem z równą pasja oddawać mu pocałunki. Zacisnął palce na moich włosach tym samym je szarpiąc. Nie bardzo się tym przejąłem. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Lekko zarumieniony Itachi to był taki seksowny widok. Ah. Czułem jak powoli moje ciało się podnieca. No idiota ja!
- Tylko jak? - mruknąłem.
- Znam bardzo szalonego, ekscentrycznego ginekologa... Orochimaru. Zajmuje się takimi sprawami. Możemy pójść tam nawet teraz. - lekko się uśmiechnąłem.  Skinąłem głowa. Mój wzrok ponownie tego dnia skierowałem na syna. Na samą myśl, że będzie miał rodzeństwo poczułem niewyobrażalne szczęście. Wstaliśmy z ławeczki. Popatrzyłem na ukochanego.
- Kocham cię Itachi Uchiha.
- Ja ciebie tez mój aniołku, Naruto Uzumaki. - pocałował mnie w usta. Uśmiechnąłem się. Czyżbyśmy mieli mieć cholerne szczęście i mieć własne dziecko? Nie wierze w tyle cudów jednak, jeżeli stałoby się to faktem to... kurwa!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz