sobota, 10 września 2022

SasuNaru: Szczęście? Rozdział III

 






"Nie chodzi o to, gdzie skończysz, ale o decyzje, jakie podejmujesz, by tam dotrzeć. I nie chcę już podglądać zakończenia. Bo w prawdziwym życiu i tak nie można tego zrobić. Nie ma żadnych gwarancji. Czasem zaczynasz iść jakąś drogą i orientujesz się, że wcale tego nie chciałaś. Albo zmieniasz trasę tylko po to, by się przekonać, że nowa ścieżka prowadzi dokładnie do tego miejsca co stara. I właśnie tutaj pojawia się wybór. Bo chociaż nie wiesz, gdzie dotrzesz, możesz nawet w ostatniej chwili zmienić kurs. Możesz skręcić w lewo, a potem w prawo i znaleźć się tam, gdzie myślałaś, że nigdy nie trafisz. (...) los i przeznaczenie nie zaprowadzą nas daleko. Decydują bowiem o początkach, ale nie o zakończeniach. Przeznaczenie może cię gdzieś rzucić, ale to ty musisz dotrzeć tam, dokąd zmierzasz; musisz wybrać własne zakończenie, moment w którym opuścisz kurtynę." ~ Rebecca Serle - Kiedyś byłeś mój.



Czekałem na nią na polu treningowym numer siedem. Nasze dawne pole. Numer siedem, a tak wiele znaczył. Przyszła. Na mój widok uśmiechnęła się niczym nastolatka.
- Sasuke-kun. - słysząc jej ton głosu wygiąłem kącik ust w dół. Pamiętałem jak niegdyś mnie to irytowało i nadal tak było.
- Sakura...
- Coś się stało? - jej wyraz twarzy pokazywał zaniepokojenie. Przymknąłem powieki.
- Odchodzę Sakura. Dokładniej chce rozwodu. Nie jestem przy tobie szczęśliwy. - powiedziałem to wszystko na jednym wydechu. Jak się mogłem spodziewać zemdlała. W ostatnim momencie złapałem ją. Pomimo, że była irytująca to była matką mojej córki. Położyłem ją ostrożnie pod drzewem. Przypatrywałem się jej przemęczonej twarzy. Dobrze wiedziałem, że ciężko pracuje w szpitalu jednak przez te wszystkie lata nie potrafiła sprawić, abym zyskał do niej taki szacunek jak do niego. Doceniałem to co robiła jednak nie potrafiłem przy niej być sobą. Po kilku minutach ocknęła się. Widząc mnie znowu na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- To był sen? - cicho wyszeptała. Pokręciłem przecząco głową.
- Odchodzę Sakura.
- A-ale dlaczego?! - wykrzyknęła. Gwałtownie wstała z zajmowanego miejsca. Stanęła naprzeciwko mnie, oczy jej błyszczały.
-Hn. Nie pasujemy do siebie. Cały czas okłamywałem siebie. Pamiętasz jak mówiłem o odbudowanie klanu? Chciałem tego, nadal chce. Przy tobie... przy tobie to nie jest możliwe. Nie pasujemy do siebie. - mój ton głosu był beznamiętny. Było mi jej szkoda, jednak obydwoje sobie zdawaliśmy z tego sprawę. Jednak oboje nie chcieliśmy dopuścić jej do siebie.
- Dlaczego? Dlaczego teraz Sasuke?
- Uświadomiłem sobie, że nie potrafię tak dalej żyć. Okłamywać ciebie, siebie oraz Sarade. Każdy z nas zasługuje na szczerość. - przemilczałem fakt, że tak naprawdę kocham kogo innego. Rodziłoby to tylko niepotrzebne komplikacje. A to niepotrzebne.
- Nie możesz... - wyjąkała niemal płaczliwym tonem głosu. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem zamiaru uczestniczyć w szopce płaczu.
- Mogę i to robię. Nie chce już żyć w związku w którym ciebie nie kocham. - byłem bezlitosny. Jednak lepiej żeby teraz dobitnie wyjaśnić rożowowłosej kobiecie niż dawać jej złudne nadzieje. Odwróciłem się na pięcie chcąc odejść. Schwyciła moja dłoń. Wzdrygnąłem się.
- Proszę nie odchodź, ja cię kocham Sasuke! - odwróciłem się do niej. Popatrzyłem prosto w jej zielone tęczówki.
- Jutro składam papiery rozwodowe. Sam powiem Saradzie o tym, że odchodzę. Nie waż się jej tego mówić przede mną. - to powiedziawszy odwróciłem się na pięcie i zniknąłem. Była to trudna rozmowa, ale cieszyłem się że mam ją za sobą. Poczułem jak niewidzialny ciężar spada mi z serca.
Siedziałem na głowie Naruto. Moje nogi luźno zwisały. Obserwowałem w milczeniu wioskę oraz jej mieszkańców. Itachi. Właśnie za to oddał swoje życie. Za ich spokój, bezpieczeństwo. Tyle lat zajęło zrozumienie mi tego. Moja peleryna łopotała na wietrze jednak nie sprawiło to, że mógł mnie zaskoczyć.
- Co chciałeś? - nie odwracałem się. Nie było takiej potrzeby. Ciężkie westchnięcie. Następnie usiadł obok mnie. Nie patrzyłem. Nie chciałem. Wiedziałem co teraz nastąpi.
- Sasuke... co się z tobą dzieje od kilku dni? - uparcie patrzyłem przed siebie.
- Sakura u ciebie była? - to nawet nie było pytanie, a stwierdzenie faktów.
- Jak to się rozwodzisz dattebayo?! - wykrzyknął. Leniwie zwróciłem swój wzrok na jego zarumienione oblicze. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak obłędnie wyglądał.
- Nie będę dalej żył w kłamstwie. Nie chcę już nikogo okłamywać. - mówiąc to nie wyraziłem ani jednej emocji. Uzumaki przybliżył się jeszcze bliżej przez co niemal dotykaliśmy się nosami.
- Draniu, ale Sakura cie kocha! - wykrzyknął przez co nieznacznie się skrzywiłem. Cały czar prysnął. Spojrzałem w jego cholerne, błękitne tęczówki.
- Ale ja jej nie kocham. Kocham kogoś innego. Znacznie dłużej niż ją. Pogubiłem się Naruto. Teraz chce to naprawić. - w końcu to powiedziałem. Może nie w dobitny sposób jednak nie myślałem, że uda mi się aż tyle powiedzieć. Źrenice blondyna rozszerzyły się w szoku. Zaniemówił co nie zdarzało się u niego zbyt często.
- Karin? - wyjąkał z zaskoczeniem. A ja niemal zabiłbym go chidori. No co za idiota. Prychnąłem.
- Ty to jednak jesteś idiotą Naruto. Naprawdę nie wiem jakim cudem piastujesz stanowisko kage. Chyba dają je za mówienie "zostanę hokage". - przewróciłem oczyma co jeszcze bardziej zbulwersowało przyjaciela.
- Powiedział drań! Nie zmieniaj tematu ty-ty... - przerwałem mu.
- Uspokój się i zaakceptuj to. Wiem, że przez jakiś czas w wiosce może być "gorąco" dlatego mam zamiar na jakiś czas zniknąć z wioski, aby nie robić niepotrzebnego szumu. - mruknąłem. Przypatrywałem się jego zamyślonej twarzy.
- I znowu odchodzisz... zawsze to robisz Sasuke, cholera! - zmarszczone brwi, zasmucone spojrzenie. Jak sprawić, aby pomyślał o miłości do mnie?
- Może tym razem odejdź ze mną? - cynicznie się uśmiechnąłem. Uniósł głowę ku górze. Następnie lekko się uśmiechnął.
- Jak za dawnych czasów dattebayo? - przeniósł wzrok na wioskę. I ja skupiłem tam wzrok.
- Chciałbym, ale nie mogę Sasuke... co jeżeli mnie nie będzie i zaatakują? - ponownie popatrzył na mnie. Westchnąłem. Również spojrzałem na niego. W moich oczach pojawiła się irytacja.
- Od kiedy staliśmy się takimi tchórzami Naruto? Od kiedy boimy się iść ścieżką którą chcemy? Kurwa! - warknąłem zrezygnowany. Coraz bardziej docierało do mnie jakim Sasuke nie chciałem być. Nie chciałem cały czas uciekać przed osobą która była moim partnerem. Nie chciałem zaniedbywać córki, a co najważniejsze chciałem w końcu dowiedzieć się, czy przeznaczone jest mi życie z Naruto. Całe życie uciekałem przed czymś, nie chciałem dopuszczać do siebie rzeczy które miały znaczenie. I co z tego miałem?
- Dorośliśmy, zmieniliśmy się. Zawsze myślałem, że będę bezmyślnie podejmować decyzję i martwić się później podjętymi decyzjami... jednak teraz... będąc hokage nie mogę pozwolić sobie na taki luksus. Nie mogę pozwolić sobie na prawdziwe uczucia tak jak ty... - popatrzył na mnie w zamyśleniu. Miałem wrażenie jakby chciał coś jeszcze dodać jednak się rozmyślił.
- Gówno prawda, po prostu było bądź jest nam wygodniej. Nie trzeba się starać. - prychnąłem. Wstałem z zajmowanego miejsca. On również uczynił to samo, patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
- Nie mów tak jakbyś pozjadał wszystkie rozumy draniu! Nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli. - zacisnął dłonie w pięść. Zbliżyłem się do niego. Niemal stykaliśmy się ciałami. Cicho wyszeptałem.
- Jeżeli kogoś naprawdę kochasz to nie oszukuj się dalej. Pozwól sobie na te uczucie. Nie rań się każdego dnia Uzumaki. Zaryzykuj. Nie pozwól sobie na oszukiwanie każdego dnia. I na ranienie rodziny. Oszukiwanie samego siebie nigdy nie wychodzi na dobre. - kwaśno się uśmiechnąłem. Sam już się tego dowiedziałem i nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć.
- Może masz rację Sasu... - wzruszyłem ramionami. Popatrzyłem na zachodzące słońce. Nawet nie wiedziałem kiedy zleciał ten dzień.
- Muszę już iść. Muszę porozmawiać z Saradą. Nie mów Sakurze, że kocham kogoś innego. Nie chcę komplikować bardziej tej sytuacji. - po tych słowach zniknąłem. Namierzyłem córkę po jej chakrze. Znowu trenowała. To lepiej. Będę mógł przeprowadzić rozmowę na osobności. Dostrzegając ją lekko się uśmiechnąłem.
- Witaj Sarada. - słysząc mój głos drgnęła. Odwróciła się, a na jej licu pojawił się uśmiech.
- Cześć  tato! - podeszła bliżej. Lekko się uśmiechnąłem.
- Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - popatrzyła na mnie zaskoczona. Nie dziwiłem się, rzadko kiedy rozmawiałem z nią. A tym bardziej kiedy używałem takiego tonu głosu.
- O co chodzi tato? Jesteś chory? - uniosłem brew do góry. Przecząco pokiwałem głową.
- Nie. Ja... rozstaje się z Sakurą. Nie będziemy już małżeństwem. - po tych słowach zapadła grobowa cisza. Dostrzegłem w oczach córki łzy. Spróbowałem jej dotknąć jednak gwałtownie się odsunęła.
- Dlaczego tato?! - zacisnęła dłonie w pięść.  Zrozumiałem, że najlepiej być szczerym. Może nie wybaczy mi teraz, ale może kiedy indziej. Podstawą jest szczerość. Kłamstwa ranią o wiele bardziej, gdy dowiadujemy się później prawdy.
- Nie kocham twojej mamy Sarada. Oszukiwałem się kilkanaście lat, chciałem stabilności, rodziny... nie chciałem psuć naszej rodziny, ale dalej już nie potrafię w to brnąć. Postaraj się to zrozumieć. - popatrzyłem z powagą w jej oczy. Ból u niej był, aż nadto dostrzegalny. Cicho wyszeptała.
- To konieczne? To koniec naszej rodziny? - minimalnie się skrzywiłem. Dotknąłem dwoma palcami jej czoła.
- Zawsze będę cię kochał, jesteś moją córką. - uniosłem kącik ust do góry. To co mówiłem było najszczerszą prawdą. Nastolatka przytuliła się do mnie. Zaskoczony lekko ją do siebie przygarnąłem.
- Kocham cie tato. - bez słowa się odsunąłem od dziewczynki.
- Potrenujmy. - ochoczo skinęła głową. Po tym geście ruszyłem na nią z kataną. Odskoczyła i zaczęliśmy walczyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz