sobota, 15 grudnia 2018

Latający Anioł XVIII












" Ocze­kiwa­nie na niebez­pie­czeństwo jest gor­sze niż mo­ment, gdy ono na człowieka spada."



Minął miesiąc odkąd się przemieniłem. Intensywny miesiąc pomiędzy nauką, treningami, opiekowanie się małym synkiem i nawiązywaniem na nowo kontaktu z ojcem chrzestnym. Fumiko spełniła naszą prośbę. Uzdrowiła jego chore serce, trwawione bólem i stratą. Nie podejrzewałem, że ktokowlwiek jest w stanie tak cierpieć jak on. Widząc jego łzy w tamtym momencie sam miałem ochotę płakać. Niewinność jego serca wręcz bolała, miało się wyrzuty sumienia za nienawiść do niego. Za jego słabość i brak woli walki. Od tamtego momentu skończyły się kary, bicie czy alkohol. Zmienił się. Jednak nadal w jego oczach dostrzegałem smutek oraz stratę. Zazwyczaj wtedy, gdy myślał, że nikt nie patrzy. Wpatrywałem się przez okno na wschodzący wschód słońca. Ciepłe promyki słońca które ogrzewały moją delikatnie opaloną twarz. Kurama czujnie leżał w swoim legowisku obserwując moją postawę ciała. Czuł mój niepokój oraz drżenie. Dzisiaj postanowiłem, że mu powiem. Musiał znać prawdę. Na wypadek, gdyby miało mi się kiedyś coś stać. Ktoś musiał się nimi zaopiekować. Wiedziałem, że mogę na niego liczyć. Zawsze o tym wiedziałem, gdzieś w głębi ducha. Dłonie siostry oplotły mnie od tyłu. Przymknąłem powieki. Nawet nie usłyszałem kiedy się wkradła do mojego pokoju.
- Witaj Naruko. - mruknąłem unosząc leniwie kąciki ust do góry. Delektowałem się jej bliskością i ciepłem.
- Cześć Naruto. Dlaczego nie śpisz? - jej cichy głos wręcz wibrował w powietrzu. Oparła swoje czoło o moją łopatkę.
- Chcę mu powiedzieć, że mam syna. - odparłem krótko, bez ogródek. Poczułem jak nieznacznie się napieła.
- Dlaczego? - jedno słowo, a tyle pytań się w nim kłębiło. Rozumiałem jej reakcję. Jednak ona nie wiedziała tego samego co wiedziałem ja. Zresztą ostatnio zamknęła się w sobie, stała się jakaś inna. Miałem wrażenie, że coś ukrywa. Już nie patrzyła mi tak często w oczy jak kiedyś. Kątem oka zerknąłem na budzik który stał na parapecie. Za dwadzieścia minut powinienem się powoli zbierać. Kolejne spotkanie. Nieznacznie zmarszczyłem brwi.
- Ma prawo wiedzieć, że jest pradziadkiem. Wiem, że to wszystko za szybko się dzieje jednak... nie chcę go dłużej okłamywać. Za wiele przeszedł, rozumiesz? Stracił swojego najlepszego przyjaciela i jego żonę. Sama wiesz... niewiele takich ludzi jak on, delikatnych i wrażliwych... - zawiesiłem głos nie bardzo wiedząc co jeszcze mógłbym dodać żeby głos mnie nie zawiódł.
- Masz rację, przepraszam dattebanne. - mruknęła po czym odsunęła się ode mnie. Korzystając z tej okazji odwróciłem się w stronę dziewczyny. Pogładziłem kciukiem jej policzek. Uśmiechnąłem się.
- Nie przejmuj się malutka. Będzie dobrze. Chodź na śniadanie, bo wujek nas zabije. - cicho się zaśmiałem mierzwiąc przy tym jej nową grzywkę. Uderzyła mnie w rękę. Uniosłem brew.
- Uważaj sobie czubku. - prychnęła. Widziałem malujące się rozbawienie w błękitnych tęczówkach. Wzruszyłem ramionami. Zeszliśmy z plecakami na dół do kuchni. Dostrzegając Jirayę pomachałem dłonią.
- Cześć wujku! - zawołaliśmy równocześnie. Starszy mężczyzna spojrzał na nas z uśmiechem na twarzy.
- Cześć dzieciaki. Siadajcie, śniadanie uszykowałem. - mówiąc to postawił na stole dwa talerze z jajecznicą na boczku oraz dwoma skibkami chleba.
- Idakimasu! - wrzasneliśmy wraz z blondynką zabierając się za jedzenie.
- Słyszałem Naruko, że macie wycieczkę z koła koszykarek. To prawda? - właściciel mieszkania zasiadł po przeciwnej stronie stołu przez co miał bezpośreni widok na naszą dwójkę. Popatrzyłem zaskoczony na siostrę ponieważ nawet nie wspomniała o tym słowem.
- To prawda, ale raczej nie pojadę. Nie stać nas wuju. - mruknęła między jednym kęsem, a drugim. Na moich oczach pochłaniała śniadanie jakby nigdy nie jadła. Uśmiechnąłem się pół gębkiem.
- Pojedziesz. Już rozmawiałem z Tsunade i wszystko uzgodnione. Bez dyskusji. - zarządził dostrzegając spojrzenie swojej siostrzenicy. Ta wstała od stołu i rzuciła mu się na szyję. Cicho się zaśmiałem. Dawno nie widziałem siostry w tak dobrym humorze. Dostrzegając wilczura który stoi pod drzwiami i łypie na nas swoimi ślepiami domyśliłem się, że już czas do wyjścia.
- To ja lecę! Pa dattebayo! - krzyknąłem odsuwając się od stołu, szybko ubrałem trampki, narzuciłem bluzę z kapturem oraz przerzuciłem na ramie plecak z książkami. Trzasnąłem drzwiami. Ruszyłem wolnym krokiem z psem u boku. Nigdzie mi się nie śpieszyło. Kilka minut później dołączył do mnie Itachi. Czując jego obecność poczułem delikatne mrowienie. Spojrzałem na niego z ukosem.
- Cześć młody. - mruknął z cieniem ironi w głosie.
- Cześć łasico. - burknąłem. Odkąd miesiąc temu zacząłem spędzać z nim więcej czasu przestałem się go obawiać, a między nami zaczęła nawiązywać się więź. Również u jego boku kroczył doberman. Jednak ona nagle przystanęły obnażając kły. Z zaułku wybiegły dwie zakapturzone postacie. Itachi stanął przede mną tym samym mnie zasłaniając. Jego wisiorek zamienił się w miecz który w ostatnim momencie sparował cios. Posypały się iskry. Czułem odrętwienie panujące w całym ciele. Walczył z całą dwójką dzielnie jednak jeden zdołał się do mnie przedostać. Natychmiast Kurama rzucił się na niego z kłami. Przyparł mnie do muru. Cicho syknął.
- Lucyfer przesyła pozdrowienia Uzumaki Naruto. - mruknął mężczyzna jednak po chwili zawył z bólu. Z nikąd pojawiła się Fumiko posyłając wroga kilka metrów ode mnie. Omiotła mnie spojrzeniem. W jej dłoni błysnął miecz. Jej ruchy były szybkie i zgrabna.
- Pilnujcie Naru. - mruknęła do psich towarzyszy które o dziwo od razu jej posłuchały. Stanęły przede mną cicho powarkując. Obserwowałem niczym zaczarowany taniec Fumiko z Itachim wobec wroga. Poruszali się z niezapczeczalną gracją, energią i siłą która wręcz z nich wyciekała. Nieznani mi ludzie powoli wycofywali się w głąb zaułku. Szatynka skinęła głową do mężczyzny. Wzięła niewielki rozbieg, skoczyła nad wrogiem robiąc tym samym salto. Stanęła na lekko ugiętych nogach po czym wbiła ostrze w serce. Ten moment dezorientacji wybrał również były żołnież Lucyfera. Zaatakował trafiając w serce. A tamci jakby zniknęli. Jedynie dostrzegłem małe drobinki popiołu.  Szybkim krokiem przyjaciółka ruszyła ku mnie. Popatrzyłem na mniejszych obrońców, uspokoiły się a ich ogony miarowo poruszały się w lewo i prawo. Czując jak mnie przytula odwzajemniłem gest przymykając powieki.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest. - wymruczała wprost do mojego ucha. Popatrzyłem w onyksowe tęczówki które czujnie się we mnie wpatrywały.
- Co ci powiedział? - ton głosu był beznamiętny, a wzrok stalowy.
- Coś w stylu "Pozdrowienia od Lucyfera Uzumaki Naruto." - kobieta od razu się ode mnie oderwała, zakryła dłonią usta. Popatrzyli na siebie z Uchihą.
- On wie jak się nazywa i gdzie mieszka. Nie zawacha się zaatakować... - jej spojrzenie nagle stało się zimne i bezduszne. Czując gęstniejące wokól mnie powietrze wzdrygnąłem się. Nie chciałem mieć w tej chwili nic z nią wspólnego. Przelotnie spojrzałem na Itachiego. Coś w jego postawie również wyrażało strach co było zaskakujące zważywszy, że był kiedyś wspaniałym żołnierzem i zabójcą czarnego pana.
- Może mogłabyś jakoś sprawić, żeby zamieszkali u mnie? Cała czwórka? - jego głos był cichy, nie wyrażający czegokolwiek. Fumiko prychnęła.
- A co ja wróżka? Nie jestem nie wiadomo kim. Postaram się wpłynąć jakoś, jednak drogą śmiertelników. Kiedyś dawno dawno temu słyszałam o jakiejś czarownicy. Jednak to tylko plotki - wzruszyła ramionami. Następnie spojrzała na naszą dwójkę.
- Zaprowadź i odprowadź Naruto do szkoły i z. I jego siostre tak samo. Nawet może to zrobić Sasuke. Nie ważne. Dzisiaj żadno z nich nie może samo wracać...
- A ty? - niegrzecznie przerwał jej Itachi. Na twarzy dziewczyny pojawił się złowieszczy uśmiech. Nie chciałem, być w skórze tego który od niej oberwie.
- Mam pewną wizytę do złożenia. Nie wiem kiedy wrócę. - mruknęła. Wyminęła nas bez słowa szybkim krokiem. Jej długie włosy powiewały na wietrze. W milczeniu wpatrywaliśmy się w jej plecy.
- Współczuje tym pachołką. Ona naprawdę bardzo cie lubi Naruto. - byłem zaskoczony jego słowami. Nie spodziewałem się tego po nim.
- Gdzie ona idzie? - popatrzyłem na niego chociaż nie bardzo wiedziałem, czy chce poznać odpowiedź.
- Podobno, gdzieś za miastem jest jedno miejsce, gdzie zbierając się takie odmęty jak ta dwójka. Płotki na długiej liście Lucyfera. Oni mieli tylko przekazać wiadomość. To nikt ważny. A skoro coś takiego zostało poczynione to on jest gotowy na wojnę. Zamiast być dzisiaj na lekcjach będziemy ćwiczyć z chłopakami sztuki walki. Musisz nauczyć się władać mieczem. Chociaż odpierać ataki. - rzekł stanowczo. Następnie uchwycił moją dłoń i pociągnął w stronę gmachu szkoły. A ja? Uświadomiłem sobie, że nie mam nic przeciwko rzeby mnie trzymał. Dzięki temu czułem się bezpiecznie.

4 komentarze:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, Lucyfer już jest gotowy do wojny, a Naruto... bardzo cieszę się że Itachi zmienił nastawienie do blondyna ;) no i Jiraya się ogarnął w końcu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, Lucyfer już jest gotowy do wypowiedzenia wojny, a Naruto? muszą to szkolenie przyspieszyć, cieszę się że Itachi zmienił nastawienie do Naruto ;) no i mamy w końcu Jiray'a ogarniętego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba i Naru powoli rozumie, że to już ten czas :D
      Zobaczymy, co przyniesie czas

      Usuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, wojna widać już się zbliża wielkimi krokami, Lucyfer jedt już gotowy do wypowiedzenia wojny... muszą to szkolenie przyspieszyć bo Naruto musi być też gotowy, cieszę się że Itachi zmienił nastawienie do Naruto ;] no i Jiray'a ogarnią się jakoś...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń