czwartek, 9 stycznia 2020

Latający Anioł XXII




"- A więc czy można kochać kogoś zbyt mocno?
- Ależ oczywiście!(...)Ze wszystkim można przesadzić. Z jedzeniem, piciem i z miłością też."





Po całym moim ciele spływał pot. Czułem każdy mięsień w moim ciele. Fumiko miała rację w sprawie tamtego chłopaka. Dopiero w poprzednim secie pokazał nam cały swój talent. Jego gra była pewna i silna. Kilka razy miałem wrażenie, że zaraz złamie sobie palce przyjmując jego atak. Popatrzyłem na swoje kolana które chroniły ochraniacze. Zapewne gdyby nie one to dawno już bym miał zdarte, krwawiące kolana. Wziąłem wdech ponieważ teraz była moja kolej, aby serwować. Mój wzrok był spokojny widząc moich przyjaciół oraz rodzinę. Chciałbym w końcu pokazać na co mnie stać, że nie jestem słaby jak dotąd uważało wielu ludzi. Odkąd poznałem przyjaciółkę wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem. Stałem się dojrzalszy, pewniejszy swoich decyzji oraz wyborów. Nie mogłem tego lekceważyć. Stałem się lepszym człowiekiem i... aniołem. W końcu i w tej materii się polepszyłem. A teraz na dodatek miałem stać się profesjonalnym siatkarzem. Częścią czegoś większego, bardziej istotnego. Kto, by przypuszczał, że Uzumaki Naruto może przejść taką przemianę w tak krótkim odstępie czasu. Byłem jej wdzięczny za to co uczyniła. Dlatego właśnie ostatni serw dedykowałem dziewczynie. Podrzuciłem piłkę w góre, a sam wyskoczyłem, moja dłoń zderzyła się z piłką tym samym posyłając ją na pole przeciwników. Miękko wylądowałem na ugiętych kolanach po czym czujnie objąłem swoją pozycję. Obserwowałem z uwagą jak najpierw przyjął czarnowłosy chłopak, podając blond włosej dziewczynie, natomiast ona do chłopaka ze szramą na policzku. Dostrzegłem ironiczny uśmiech na jego licu. Wiedziałem komu pośle piłkę. Poczułem dreszcz przerażenia na ciele. Czułem jakiś nieuzasadniony strach do jego osoby co było dość irracjonalne. Przekląłem. Uzumaki weź się w garść. Przecież ciebie nie pobije. Ty masz tylko wykonywać to co do ciebie należy. Przyjmij tą cholerną piłkę i pozwól swojej drużynie wygrać. Tylko tyle, albo aż tyle. Sam spojrzałem wyzywająco w szmaragdowe oczy przeciwnika, a następnie z pewnością siebie się uśmiechnąłem. Popatrzyłem na przedmiot z moich rozmyślań. Leciał szybko, bez wahania które ja jako człowiek odczuwałem. Złożyłem dłonie do przyjęcia dołem, nieznacznie przechyliłem je na prawy bok, a lewym kolanem przyklęknąłem. Następnie piłka odbiła się boleśnie na moich nadgarstkach, posłałem podanie w stronę Inzuki. Ten bez zawahania przyjął po czym podał Fumiko która niczym pantera wybrała sobie słabe pole i posłała tam atak. Obserwowałem niczym w zwolnionym tempie jak przeciwnicy się tam rzucają jednak było już za późno. Piłka upadła tym samym zapewniając nam wygraną.
- Wygrywa liceum z Konochy! - wykrzyknął sędzia. Po tym werdykcie rozległa się wrzawa i oklaski. Razem z drużyną zbiliśmy się w kółko i objęliśmy ramionami.
- Brawo drużyna, oby tak dalej. - cichy głoś szatynki był wystarczająco głośny dla nas pomimo tej wrzawy. Wyszczerzyłem zęby niczym głupi do sera.
- To dzięki tobie szefowo dattebayo! - spojrzałem się na nią z rozbawieniem, na co spłonęła rumieńcem. O proszę. A jednak da się naszą panią lodu zawstydzić.
- Zamknij się Uzumaki. To nie tak jak mówisz. To wasza zasługa i waszego wysiłku. - wydęła dolną wargę. Itachi zmierzwił jej włosy za co zarobił mordercze spojrzenie.
- Naruto ma rację. To ty scalasz cały team, więc nie ujmuj sobie zasług. Wieczorem widzimy się w knajpie. Ja stawiam i nie chcę słyszeć sprzeciwu. - tutaj spojrzał się przede wszystkim na Fumiko z którą mierzył się wzorkiem. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę jak uparta była. W końcu lekko się uśmiechnęła.
- Co ja z wami mam? Niech wam będzie. - na te słowa wykrzyknęliśmy entuzjastycznie. Popatrzyłem z wdzięcznością na czarnowłosego. Nasze spojrzenia się napotkały, a na twarzach pojawił się uśmiech. W końcu ktoś dorwał się do moich pleców i się w nie wtulił.
- Naru, byłeś zajebisty dattebane! - odsunąłem się od drużyny po czym małego skrzata odczepiłem od pleców i przytuliłem do klatki piersiowej. Zmierzwiłem blond włosy siostry.
- Dziękuję, teraz czekam na twój mecz mój ty skrzaciku. - zaśmiałem się przez co zarobiłem w potylicę. Zapewne za kilka godzin pojawi się tam wielki guz. Jednak na obliczu bliźniaczki malowało się rozbawienie.
- Sam jesteś skrzat Uzumaki. Za grosz w tobie romantyczności i delikatności. Ja nie wiem co Shion w tobie widziała. - wyburczała zakładając rękę na rękę.
- No jak to co? - oburzyłem się. Nieznacznie przymrużyłem powieki, wypiąłem dumnie pierś do przodu.
- Jestem seksowny, ponętny, inteligentny, wysoki, czarujący, miły, pomocny... - drobna dłoń zatkała moje usta. Błękitne tęczówki wykonały kółko.
- Przestań już wygadywać bzdury bracie. Chyba za dużo upadków już zaliczyłeś. - pokazała mi język.
- No i co ja z tobą mam siostro? - westchnąłem cierpiętniczo, pocałowałem ją w czoło. Przeniosłem wzrok na wujka oraz moją byłą z naszym dzieckiem. Skierowałem ku nim krok.
- Cześć wujku, Shion, Hideki. - lekko się uśmiechnąłem patrząc na drobną twarzyczkę syna. Przejechałem opuszkiem palca po jego niewinnej twarzyczce.
- Byłeś wspaniały Naruto! - wypowiedziała białowłosa.
- No no dzieciaku, jestem z ciebie dumny. - szeroki uśmiech na twarzy starszego mężczyzny mówił wszystko co nie mogły powiedzieć słowa.
- Dziękuję wam za to, że oglądaliście mój debiut dattebayo! - z zakłopotaniem podrapałem się po potylicy. Byłem szczęśliwy i dumny z tego co dokonałem. Chciałem więcej takich momentów oraz życia bez wojny. Jednak ta druga rzecz była nieosiągalna. Pocałowałem Shion i Naruko w policzek.
- Wezmę szybki prysznic, przebiorę się i wracam do was. - popatrzyłem na całą czwórkę, zniknąłem w szatni. W otoczeniu rozmów i śmiechów wziąłem szybką kąpiel,ubrałem szarą koszulkę oraz granatowe jegginsy, narzuciłem na to pomarańczową bluzę z kapturem. Założyłem torbę na bark i wyszedłem z pomieszczenia żegnając się uprzednio z przyjaciółmi. Kilkanaście kroków później znalazłem się na dziedzińcu szkolnym, gdzie znajdowała się moja rodzina.
- Pizza już czeka dattebane! - na twarzy siostry pojawił się rozanielony uśmiech. Sam się na samą myśl uśmiechnąłem ponieważ byłem nieziemsko głodny. Podszedłem do wózka, gdzie smacznie spał Hiduś. Popatrzyłem na niego z rozczuleniem. Byłem szczęśliwy mając syna. I dumny z tego jak podobny do mnie był. Zacząłem pchać wózek przed siebie. Popatrzyłem na matkę mojego dziecka.
- Jak podróż? Zostajecie z nami na weekend? Wujek Jiraya na pewno tak szybko nie wypuści swojego wnuka dattebayo! - cicho się zaśmiałem. Obserwowałem delikatne rumieńce na jej delikatnej twarzyczce.
- Jeżeli to nie będzie żaden problem to z przyjemnością zostaniemy. Przyda mi się luźniejszy weekend, aby się pouczyć. Wróciłam zaocznie do liceum, a w następnym tygodniu mam dwa zaliczenia i... - tutaj przerwała moja siostra co mnie zaskoczyła ponieważ wiedziałem, że nie jest zadowolona z jej towarzystwa. To zresztą delikatnie powiedziane. Nie znosiła jej.
- Nic się nie stanie. Mała kopia Naruto jest zawsze u nas widziana. - posłała dziewczynie niewinny uśmiech. Posłałem sobie mentalne uderzenie w czoło. No tak, a ja spodziewałem się cudów. Mogłem się domyślić, że postara się wbić Shion jakąś szpilkę.
- Dobrze wiesz Shion, że tak szybko bym nie pozwolił wam wyruszyć zważywszy, że za często nie widzę wnuka. Wieczorem przyjdzie do nas Tsunade więc chętnie zajmiemy się młodym pod nieobecność Naruto. Zajmij się trochę sobą i swoją edukacją. Na pewno nie było ci łatwo zostawić liceum i poświęcić się macierzyństwu. Więc tym bardziej jestem z ciebie dumny. - szeroko się uśmiechnął. Energicznie pokiwałem głową. Obok nas szedł Kurama który z nastroszonymi uszami wypatrywał jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Domyślałem się, że był bardziej czujny niż zwykle za sprawą Fumiko która, gdy dowiedziała się o dziecku stała się dwa razy bardziej opiekuńcza. W mojej głowie zabrzmiał znajomy głos. " Zastanawiałeś się kiedyś Naruto jak to jest być samotnym? Nie mieć niczego? Być zdanym tylko na siebie? Utracić wszystko co znałeś i kochałeś? Czuć niewyobrażalny ból, a mimo tego musieć wykonać powierzone zadanie? Pewnie trochę wiesz na ten temat. W końcu znasz ten ból. Straciłeś rodziców, bolało. Opłakiwałeś ich, ale miałeś siostrę. Oparcie. Dzięki niej poradziłeś sobie. Potem doszedł wujek, Shion i syn. Oni na co dzień są twoją podporą. Jednak... kiedyś może nadejść dzień, gdy zostaniesz sam... sam jak palec i nie będzie nikogo kto uśmierzy twój ból. Może zabraknąć i mnie... zapamiętaj te wszystkie dobre chwile... chwytaj dzień, jakby każdy kolejny miał być ostatnim. Nigdy nie wiemy ile zostanie nam czasu z naszymi bliskimi. Może to być nawet godzina. Nigdy człowiek nie jest gotowy na stratę i pogodzenie się z nią. Więc proszę cię, naucz się żyć z tym co masz w danej chwili zwłaszcza, że w niedalekiej przyszłości coś stracisz. Nie wiem, czy dużo czy mało jednak strata jest nieunikniona. Niczym śmierć. Nie możesz pozwolić, aby ból zawładnął tobą. Będziesz musiał dokończyć to co my zaczęliśmy... Bo kiedyś my możemy umrzeć, a to ciężkie brzemię zostanie z tobą. W końcu obronimy cie za cenę naszego życia. I nie. Uprzedzając twoje zaprzeczenie nie dzieli się żyć innych na lepsze i gorsze. Nie. My chcemy, aby w końcu zapanował pokój, a ty jesteś osobą która może to urzeczywistnić. W końcu każdy wielki uczeń ma przed sobą wielkiego mistrza. A oto bonus. Telepatia. Dzięki niej my anioły możemy się porozumiewać ze sobą bez słów. Wystarczy pomyśleć o danej osobie i mówić do niej. Jednak nie zdziw się jak będziesz blokowany. To kolejny trik. Więc proszę zachowaj ten dzień w pamięci. Niech będzie dla ciebie siłą która będzie ci potrzebna, aby zrobić to co konieczne." Głos umilkł w mojej głowie. Miałem wrażenie jakby minęło kilka minut jednak były to zaledwie sekundy. Popatrzyłem rozkojarzony na moją rodzinę. W najlepsze ze sobą rozmawiali, a na ich twarzach był widoczny uśmiech. Uśmiechnąłem się. Tak, zdecydowanie były to osoby które kochałem z całych sił. Nie chciałem ich nigdy stracić dlatego postanowiłem trenować jeszcze ciężej. Nie chciałem, aby ktokolwiek umarł z mojego powodu. Jeżeli chodziło o mnie to chciałem, aby inni nie byli to wciągani. Jednakże rozumiałem, że to nie są moje reguły gry i nie ja tutaj rozdaje karty tylko ktoś inny.
- Lody Naruto? - szeroki uśmiech rekompensował mi wszystko co przed chwilą działo się w mojej głowie. Skinąłem głową.
- Jasne! Truskawkowe poproszę! - popatrzyłem z troską na moją blond kopie. Mój skarb.

3 komentarze:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniały rozdział, och mecz wygrali ale udało się to wspólnymi siłami, ale to właśnie Fumiko jest kimś kto właśnie motywuje... haha mini kopia Naruto...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, wygrali mecz, wspólnymi siłami, ale dużą zasługę  ma Fumiko motywuje, zachęca, wspiera... no i mamy mini kopię Naruto... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastycznie, mecz wygrali wspólnymi siłami, ale to właśnie Fumiko jest kims kto ich motywuje... "mini kopia Naruto" haha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń