poniedziałek, 8 marca 2021

Latający Anioł XXVIII

 


"Ludzie są jak monety, każdy ma dwie strony. Jedna z nich widzi, druga jest widziana i mimo, że każdy miał dwie strony, znał siebie tylko z tej jednej, widzącej, innych zaś z tej drugiej widzianej."




Droga dłużyła się w nieskończoność. Jednak nie oznaczało to, iż się nudziłem. Wręcz przeciwnie. Dużo rozmawiałem z moim towarzyszem. Nie miałem pojęcia, że mamy tak wiele wspólnego. Mój wzrok spoczął na bocznym lusterku. Moje błękitne tęczówki niemal iskrzyły. Byłem szczęśliwy. Niemal zapomniałem co nas sprowadza w górzyste rejony. Wiedziałem, że lada moment silnik zgaśnie, a my będziemy musieli wędrować. Z tego co zdołałem przyswoić jaskinia znajdowała się gdzieś w górach. To tam moc boża sprawiała, że nasze talenty się rozwijały. Westchnąłem. Bałem się, że nic się nie stanie, że zamiast fajerwerków będzie totalne zero. Bałem się zawieść osoby które tak na mnie liczyły. Obawiałem się, że tak naprawdę jestem kopią, niewypałem który w tamtej chwili się ujawni. Nie chciałem, aby Fumiko umarła. Nie miała prawa. Nie zasługiwała na to. Była najlepszą osobą jaka mi się przytrafiła w nowym miejscu zamieszkania. To dzięki niej polubiłem to miejsce. Sprawiła, że pokochałem nawet siatkówkę. Chociaż bywała wredna i sarkastyczna to tak naprawdę każdy mógł na nią liczyć. Zawsze była przy nas i nas wspierała. Nawet brawurę braci Uchiha potrafiła kontrolować. Była po prostu niezwykła. Bez niej świat będzie uboższy. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie byłem w stanie się pogodzić z ewentualnymi konsekwencjami jej pracy. Chłodna dłoń przykryła moją. Przeniosłem wzrok na kruczowłosego.

- Nie zamartwiaj się. To nic nie da. Musisz mieć czysty umysł. - cichy głos był kojący. Niepewnie skinąłem głową. Miał rację. Musiałem się skupić na tym co może nastąpić. Na tym co było teraz. Przymknąłem powieki tym samym wyciszając się. Jeżeli nie chciałem czegoś spierdolić to musiałem mieć trzeźwy umysł. Chwila nieuwagi mogła kosztować mnie życie. Moje bądź moich towarzyszy. Delikatnie oparłem skroń o jego ramie.

- Masz rację, przepraszam... - westchnąłem pocierając dłonią powieki. Byłem zmęczony. Nie byłem w stanie na długo zasnąć podczas naszej kilkudniowej podróży. Niemal czułem jak jestem w rozsypce. Ciągłe myśli potrafiły zrujnować człowieka psychicznie. W końcu zaparkowaliśmy na jakimś opuszczonym parkingu. U podnóża gór. Mężczyzna odpiął pasy, a następnie zwrócił oblicze w moją stronę. Dopiero teraz pozwolił mi dojrzeć w swoim spojrzeniu udrękę. Schwycił obiema dłoniami moją twarz. Niemal stykaliśmy się nosami.

- Słuchaj Naruto.... nie będę ukrywał, że dla mnie to też ciężka sytuacja... nikomu nie jest łatwo, jednak tobie jest najtrudniej. Jesteś nowy, dopiero zawarłeś nowe znajomości, przywiązałeś się do nas bardziej niż przypuszczasz dlatego cierpisz bardziej niż my. My żyjemy dłużej niż można przypuszczać, śmierć to dla nas niczym drugie imię. Potrafimy sobie jako tako z nią radzić... jednak zaufaj mi... im bardziej skupisz się na tym co jest do zrobienia tym większe szanse na osiągnięcie tego. Może nawet uratowanie kogoś... - lekko się uśmiechnął, pogładził kciukiem mój policzek. Zagryzłem delikatnie wargę. Miał rację jednak nie potrafiłem sobie tego uświadomić. Część mnie mówiła, że kłamie. Niespodziewane muśnięcie mych warg spowodowało mrowienie po moim ciele. Uniosłem zaskoczony wzrok na Uchihe. Jego twarz była nieprzenikniona Rozchyliłem mimowolnie usta. Nie spodziewałem się, że zrobi ten pierwszy krok. Jednak podobało mi się. Chciałem więcej.

- Pocałuj mnie jeszcze raz... - nieśmiało wyszeptałem. Ten tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Jeszcze bardziej nachylił się ku mej twarzy. Teraz wymienialiśmy się oddechami, a nasze oczy były skupione na sobie. Następnie delikatnie złożył pocałunek na moich wargach. Przymknąłem powieki delektując się tym uczuciem. Czułem jak niemal motylki rozrywają moje podbrzusze. To było coś nowego i bardzo przyjemnego. Położyłem swoją dłoń na jego policzku który był zaskakująco zimny. Nieśmiało pogłębiłem pocałunek przez co czynność ta wydłużyła się o kilkanaście, magicznych sekund. Oderwaliśmy się od siebie. Na moich policzkach z pewnością można było dostrzec rumieńce.

- Naruto... - cicho wyszeptał. Nerwowo podrapałem się po karku. Nie wiedziałem jak się zachować, a jednocześnie nie chciałem zepsuć tej chwili. Jednak z zakłopotania wybawił nas Kurama który uniósł łeb, nastroszył uszy po czym zaczął szczekać. Obydwoje popatrzyliśmy na wilczura.

- W oddali muszą być upadli. Bierz plecak i ruszamy. Tym szybciej uda nam się tam dostać tym lepiej dla nas. - atmosfera się zmieniła. Cała magia zniknęła i nastąpiła powaga oraz czujność. Skinąłem głową, wysiadłem z auta. Za mną wymaszerował mój futrzasty przyjaciel. Wyjąłem z bagażnika swój plecak który był nieco ciężki, jednak nie narzekałem. Nawet nie miałem zamiaru. Były ważniejsze rzeczy. Itachi uczynił to samo. Opuściliśmy miejsce, gdzie zaparkowaliśmy. Nasze kroki kierowały nas w stronę szczytu.

- Wiesz, gdzie to jest? - zapytałem zdrajcę Lucyfera. Oliwkowe tęczówki zerknęły na mnie.

- Do końca nie mam pojęcia. Jaskinia została szczelnie zapieczętowana i ukryta. Fumiko nie chciała, aby ktokolwiek z upadłych bądź Lucyfer ją odnaleźli. Zapewne domyślasz się co mogłoby się z nią stać... - tutaj spojrzał na mnie sugestywnie. Skinąłem głową na znak, że doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Upewniwszy się, że rozumiem kontynuował.

- Jednak twój obrońca powinien ją wyczuć, a następnie wskazać nam drogę. Tylko anioł o czystym miejscu jest w stanie przejść zabezpieczenia. - popatrzyłem na niego z zaciekawieniem.

- To dlaczego uważasz, że będę w stanie przejść dattebayo? - zapytałem podekscytowany jednak nie zaprzestałem wspinaczki. Nasze tępo było dość szybkie dlatego powoli zaczynałem odczuwać ból w mięśniach, ich napięcie.

- Masz złote serce Naruto... wydaje mi się, że jesteś w stanie przebaczyć nawet przyjacielowi zdradę. - ponownie popatrzył na mnie swoim spojrzeniem. Podrapałem się po potylicy.

- Sam nie wiem... za bardzo mnie chwalicie, uważacie że jestem dobrym chłopcem o gołębim sercu, ale to nie prawda! - w tym momencie uniosłem głos. Przystanęliśmy. Mierzyliśmy się spojrzeniem.

- A jak jest naprawdę Naruto? - uniosłem brwi do góry. Zdziwił mnie. Nie zaczął od razu mnie przekonywać, że gadam bzdury.

- Jestem okropnym dzieckiem. Mam destrukcyjny charakter. Potrafię niszczyć ludziom życie, potrafię ich złamać. Ludzie o dobrym sercu tak się nie zachowują dattebayo! - wykrzyczałem. Niemal czułem jak łzy próbują się wydostać na powierzchnie. Jednak dzielnie walczyłem z tym. Nie chciałem być słaby, nie w tym momencie. Zacisnąłem dłonie w pięści. Uczucia we mnie kotłowały. Czułem się tak, jakbym miał wybuchnąć. Kruczowłosy nadal patrzył na mnie.

- No dalej, wyrzuć to z siebie. Oczyść się. - głos nadal miał spokojny, jednak sylwetka naprężona. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia, jednak żadne z nas nawet się nie ruszyło o milimetr.

- Mam mroczną przeszłość. W życiu zniszczyłem nie jedno życie! Nie rozumiem dlaczego tak mnie wybielacie! Nie rozumiem waszej cholernej wiary we mnie i moje możliwości! Kurwa! - zakląłem na koniec ponieważ zdradliwa łza spłynęła mi po policzku. Jednak nawet wtedy nie drgnęliśmy. Krzaki zaszeleściły, a z nich wybiegły zniekształcone dobermany. Z ich ciała kapała dziwna maź. Skrzywiłem się, uświadomiłem sobie że to od tych zniekształconych istot tak śmierdzi. Rzuciły się na nas. W moment wykonaliśmy anielską przemianę, w naszych dłoniach pojawił się lśniący miecz. Zacisnąłem dłonie na rękojeści miecza. Spojrzałem na Kuramę, stanął na wyprostowanych łapach przede mną, z jego pyska wydobywało się donośne warczenie. W ułamku sekundy bestia rzuciła się na Itachiego jednak on z łatwością przeciął ją na pół. Ciało zaczęło skwierczeć, topić się. To coś było dziwne, nieznane. Jakby wracało do swojego pana podziemia. Następny stwór rzucił się na Kuramę, jednak ten był gotów na atak. Zaczęły się kotłować w dziwnym tańcu śmierci, kolejne stworzenia rzucały się na naszą dwójkę. Dzielnie dźgałem je mieczem. Jednak zamiast ich maleć to przybywało. Zmarszczyłem brwi. Czyżbyśmy mieli tutaj zginąć? Słysząc bolesny skowyt mojego psa odwróciłem się tam. Wściekłość niemal rozsadziła moje serce. Czarny stwór swoimi zakrzywionymi kłami wbijał w łapę Kuramka. Moje skrzydła zafalowały przez co spowodowałem falę niebieskiego ognia. Po tym zdarzeniu bestie stopniały, a ja czułem się wykończony. Czyżby była to jedna z moich umiejętności? Niemal upadłem na podłogę jednak Itachi mnie przytrzymał, objąłem jego kark. Pachniał wojną i zniszczeniem. Podeszliśmy do mojego przyjaciela. Widziałem w jego oczach ból, a z rany ciekła krew.

- Kurama... - szepnąłem cicho. Puściłem swojego towarzysza, a następnie padłem na kolana, przytuliłem psisko. Przymknąłem powieki, a po policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.

- Spróbuje zatamować. Będziemy nieśli go na przemian Naruto. - w milczeniu skinąłem głową. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Czułem jak gula niemal rozdziera moje serce. Wilczur położył łeb na mojej ręce. Kątem oka obserwowałem zwinne palce Uchihy. To jak przemywa ranę, a następnie wiąże bandaż na łapie. Zaciągnąłem się zapachem mojego opiekuna. Przymknąłem powieki. Zacząłem się obwiniać, w końcu to przez moje użalanie się stało się to co się stało.

- Chodźmy, mogą zjawić się ponownie. - spojrzał na mnie. Kiwnąłem, wstałem z klęczek pomimo, że nadal nie czułem się najlepiej po tym co się stało. Itachi wziął czworonoga na ręce. Ruszyłem obok niego.

- Co to było? Ten niebieski ogień? - zapytałem, pomimo osłabienia ciekawość niemal zżerała mnie od środka.

- Anielski ogień. Spali wszystko co nieboskie. - mruknął chłopak nawet na mnie nie patrząc. Poczułem się jakby uderzył mnie w twarz. Nagle stał się oschły, obojętny. Dlaczego? Jednak to nie był czas i moment na takie pytania. Musieliśmy szybko dotrzeć do jaskini. Nie chciałem kolejną rozmową sprawić, że życie mojego psa stanie na włosku.


Witam z następnym rozdziałem! :D
Kto powiedział, że będzie wszystko happy? No kto?
Muszą być wzloty i upadki kochani :D
Jak tam u was?
Gotowi na nowe wrażenia? <3
Życzę kochane wszystkiego dobrego w dniu naszego święta <3

3 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ach klon astralny... jakie pole do popisu w wagarach :)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no tak gdyby nie to użalanie się Maruto to by nie było takiej sytuacji... ale czemu nagle Itachi jest taki oschły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, gdyby nie to użalanie się Naruto to by nie doszłoby do takiej sytuacji... a czemu Itachi jest taki oschły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń