"Nie chodzi o to, gdzie skończysz, ale o decyzje, jakie podejmujesz, by
tam dotrzeć. I nie chcę już podglądać zakończenia. Bo w prawdziwym życiu
i tak nie można tego zrobić. Nie ma żadnych gwarancji. Czasem zaczynasz
iść jakąś drogą i orientujesz się, że wcale tego nie chciałaś. Albo
zmieniasz trasę tylko po to, by się przekonać, że nowa ścieżka prowadzi
dokładnie do tego miejsca co stara. I właśnie tutaj pojawia się wybór.
Bo chociaż nie wiesz, gdzie dotrzesz, możesz nawet w ostatniej chwili
zmienić kurs. Możesz skręcić w lewo, a potem w prawo i znaleźć się tam,
gdzie myślałaś, że nigdy nie trafisz. (...) los i przeznaczenie nie
zaprowadzą nas daleko. Decydują bowiem o początkach, ale nie o
zakończeniach. Przeznaczenie może cię gdzieś rzucić, ale to ty musisz
dotrzeć tam, dokąd zmierzasz; musisz wybrać własne zakończenie, moment w
którym opuścisz kurtynę." ~ Rebecca Serle - Kiedyś byłeś mój.
Czekałem
na nią na polu treningowym numer siedem. Nasze dawne pole. Numer
siedem, a tak wiele znaczył. Przyszła. Na mój widok uśmiechnęła się
niczym nastolatka.
- Sasuke-kun. - słysząc jej ton głosu wygiąłem kącik ust w dół. Pamiętałem jak niegdyś mnie to irytowało i nadal tak było.
- Sakura...
- Coś się stało? - jej wyraz twarzy pokazywał zaniepokojenie. Przymknąłem powieki.
-
Odchodzę Sakura. Dokładniej chce rozwodu. Nie jestem przy tobie
szczęśliwy. - powiedziałem to wszystko na jednym wydechu. Jak się mogłem
spodziewać zemdlała. W ostatnim momencie złapałem ją. Pomimo, że była
irytująca to była matką mojej córki. Położyłem ją ostrożnie pod drzewem.
Przypatrywałem się jej przemęczonej twarzy. Dobrze wiedziałem, że
ciężko pracuje w szpitalu jednak przez te wszystkie lata nie potrafiła
sprawić, abym zyskał do niej taki szacunek jak do niego. Doceniałem to
co robiła jednak nie potrafiłem przy niej być sobą. Po kilku minutach
ocknęła się. Widząc mnie znowu na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- To był sen? - cicho wyszeptała. Pokręciłem przecząco głową.
- Odchodzę Sakura.
- A-ale dlaczego?! - wykrzyknęła. Gwałtownie wstała z zajmowanego miejsca. Stanęła naprzeciwko mnie, oczy jej błyszczały.
-Hn.
Nie pasujemy do siebie. Cały czas okłamywałem siebie. Pamiętasz jak
mówiłem o odbudowanie klanu? Chciałem tego, nadal chce. Przy tobie...
przy tobie to nie jest możliwe. Nie pasujemy do siebie. - mój ton głosu
był beznamiętny. Było mi jej szkoda, jednak obydwoje sobie zdawaliśmy z
tego sprawę. Jednak oboje nie chcieliśmy dopuścić jej do siebie.
- Dlaczego? Dlaczego teraz Sasuke?
-
Uświadomiłem sobie, że nie potrafię tak dalej żyć. Okłamywać ciebie,
siebie oraz Sarade. Każdy z nas zasługuje na szczerość. - przemilczałem
fakt, że tak naprawdę kocham kogo innego. Rodziłoby to tylko
niepotrzebne komplikacje. A to niepotrzebne.
- Nie możesz... -
wyjąkała niemal płaczliwym tonem głosu. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem
zamiaru uczestniczyć w szopce płaczu.
- Mogę i to robię. Nie chce
już żyć w związku w którym ciebie nie kocham. - byłem bezlitosny. Jednak
lepiej żeby teraz dobitnie wyjaśnić rożowowłosej kobiecie niż dawać jej
złudne nadzieje. Odwróciłem się na pięcie chcąc odejść. Schwyciła moja
dłoń. Wzdrygnąłem się.
- Proszę nie odchodź, ja cię kocham Sasuke! - odwróciłem się do niej. Popatrzyłem prosto w jej zielone tęczówki.
-
Jutro składam papiery rozwodowe. Sam powiem Saradzie o tym, że
odchodzę. Nie waż się jej tego mówić przede mną. - to powiedziawszy
odwróciłem się na pięcie i zniknąłem. Była to trudna rozmowa, ale
cieszyłem się że mam ją za sobą. Poczułem jak niewidzialny ciężar spada
mi z serca.
Siedziałem na głowie Naruto. Moje nogi luźno zwisały.
Obserwowałem w milczeniu wioskę oraz jej mieszkańców. Itachi. Właśnie za
to oddał swoje życie. Za ich spokój, bezpieczeństwo. Tyle lat zajęło
zrozumienie mi tego. Moja peleryna łopotała na wietrze jednak nie
sprawiło to, że mógł mnie zaskoczyć.
- Co chciałeś? - nie odwracałem
się. Nie było takiej potrzeby. Ciężkie westchnięcie. Następnie usiadł
obok mnie. Nie patrzyłem. Nie chciałem. Wiedziałem co teraz nastąpi.
- Sasuke... co się z tobą dzieje od kilku dni? - uparcie patrzyłem przed siebie.
- Sakura u ciebie była? - to nawet nie było pytanie, a stwierdzenie faktów.
-
Jak to się rozwodzisz dattebayo?! - wykrzyknął. Leniwie zwróciłem swój
wzrok na jego zarumienione oblicze. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak
obłędnie wyglądał.
- Nie będę dalej żył w kłamstwie. Nie chcę już
nikogo okłamywać. - mówiąc to nie wyraziłem ani jednej emocji. Uzumaki
przybliżył się jeszcze bliżej przez co niemal dotykaliśmy się nosami.
-
Draniu, ale Sakura cie kocha! - wykrzyknął przez co nieznacznie się
skrzywiłem. Cały czar prysnął. Spojrzałem w jego cholerne, błękitne
tęczówki.
- Ale ja jej nie kocham. Kocham kogoś innego. Znacznie
dłużej niż ją. Pogubiłem się Naruto. Teraz chce to naprawić. - w końcu
to powiedziałem. Może nie w dobitny sposób jednak nie myślałem, że uda
mi się aż tyle powiedzieć. Źrenice blondyna rozszerzyły się w szoku.
Zaniemówił co nie zdarzało się u niego zbyt często.
- Karin? - wyjąkał z zaskoczeniem. A ja niemal zabiłbym go chidori. No co za idiota. Prychnąłem.
-
Ty to jednak jesteś idiotą Naruto. Naprawdę nie wiem jakim cudem
piastujesz stanowisko kage. Chyba dają je za mówienie "zostanę hokage". -
przewróciłem oczyma co jeszcze bardziej zbulwersowało przyjaciela.
- Powiedział drań! Nie zmieniaj tematu ty-ty... - przerwałem mu.
-
Uspokój się i zaakceptuj to. Wiem, że przez jakiś czas w wiosce może
być "gorąco" dlatego mam zamiar na jakiś czas zniknąć z wioski, aby nie
robić niepotrzebnego szumu. - mruknąłem. Przypatrywałem się jego
zamyślonej twarzy.
- I znowu odchodzisz... zawsze to robisz Sasuke,
cholera! - zmarszczone brwi, zasmucone spojrzenie. Jak sprawić, aby
pomyślał o miłości do mnie?
- Może tym razem odejdź ze mną? - cynicznie się uśmiechnąłem. Uniósł głowę ku górze. Następnie lekko się uśmiechnął.
- Jak za dawnych czasów dattebayo? - przeniósł wzrok na wioskę. I ja skupiłem tam wzrok.
-
Chciałbym, ale nie mogę Sasuke... co jeżeli mnie nie będzie i
zaatakują? - ponownie popatrzył na mnie. Westchnąłem. Również spojrzałem
na niego. W moich oczach pojawiła się irytacja.
- Od kiedy staliśmy
się takimi tchórzami Naruto? Od kiedy boimy się iść ścieżką którą
chcemy? Kurwa! - warknąłem zrezygnowany. Coraz bardziej docierało do
mnie jakim Sasuke nie chciałem być. Nie chciałem cały czas uciekać przed
osobą która była moim partnerem. Nie chciałem zaniedbywać córki, a co
najważniejsze chciałem w końcu dowiedzieć się, czy przeznaczone jest mi
życie z Naruto. Całe życie uciekałem przed czymś, nie chciałem
dopuszczać do siebie rzeczy które miały znaczenie. I co z tego miałem?
-
Dorośliśmy, zmieniliśmy się. Zawsze myślałem, że będę bezmyślnie
podejmować decyzję i martwić się później podjętymi decyzjami... jednak
teraz... będąc hokage nie mogę pozwolić sobie na taki luksus. Nie mogę
pozwolić sobie na prawdziwe uczucia tak jak ty... - popatrzył na mnie w
zamyśleniu. Miałem wrażenie jakby chciał coś jeszcze dodać jednak się
rozmyślił.
- Gówno prawda, po prostu było bądź jest nam wygodniej.
Nie trzeba się starać. - prychnąłem. Wstałem z zajmowanego miejsca. On
również uczynił to samo, patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
- Nie
mów tak jakbyś pozjadał wszystkie rozumy draniu! Nie zawsze jest tak
jakbyśmy chcieli. - zacisnął dłonie w pięść. Zbliżyłem się do niego.
Niemal stykaliśmy się ciałami. Cicho wyszeptałem.
- Jeżeli kogoś
naprawdę kochasz to nie oszukuj się dalej. Pozwól sobie na te uczucie.
Nie rań się każdego dnia Uzumaki. Zaryzykuj. Nie pozwól sobie na
oszukiwanie każdego dnia. I na ranienie rodziny. Oszukiwanie samego
siebie nigdy nie wychodzi na dobre. - kwaśno się uśmiechnąłem. Sam już
się tego dowiedziałem i nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć.
-
Może masz rację Sasu... - wzruszyłem ramionami. Popatrzyłem na
zachodzące słońce. Nawet nie wiedziałem kiedy zleciał ten dzień.
-
Muszę już iść. Muszę porozmawiać z Saradą. Nie mów Sakurze, że kocham
kogoś innego. Nie chcę komplikować bardziej tej sytuacji. - po tych
słowach zniknąłem. Namierzyłem córkę po jej chakrze. Znowu trenowała. To
lepiej. Będę mógł przeprowadzić rozmowę na osobności. Dostrzegając ją
lekko się uśmiechnąłem.
- Witaj Sarada. - słysząc mój głos drgnęła. Odwróciła się, a na jej licu pojawił się uśmiech.
- Cześć tato! - podeszła bliżej. Lekko się uśmiechnąłem.
-
Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - popatrzyła na mnie zaskoczona.
Nie dziwiłem się, rzadko kiedy rozmawiałem z nią. A tym bardziej kiedy
używałem takiego tonu głosu.
- O co chodzi tato? Jesteś chory? - uniosłem brew do góry. Przecząco pokiwałem głową.
-
Nie. Ja... rozstaje się z Sakurą. Nie będziemy już małżeństwem. - po
tych słowach zapadła grobowa cisza. Dostrzegłem w oczach córki łzy.
Spróbowałem jej dotknąć jednak gwałtownie się odsunęła.
- Dlaczego
tato?! - zacisnęła dłonie w pięść. Zrozumiałem, że najlepiej być
szczerym. Może nie wybaczy mi teraz, ale może kiedy indziej. Podstawą
jest szczerość. Kłamstwa ranią o wiele bardziej, gdy dowiadujemy się
później prawdy.
- Nie kocham twojej mamy Sarada. Oszukiwałem się
kilkanaście lat, chciałem stabilności, rodziny... nie chciałem psuć
naszej rodziny, ale dalej już nie potrafię w to brnąć. Postaraj się to
zrozumieć. - popatrzyłem z powagą w jej oczy. Ból u niej był, aż nadto
dostrzegalny. Cicho wyszeptała.
- To konieczne? To koniec naszej rodziny? - minimalnie się skrzywiłem. Dotknąłem dwoma palcami jej czoła.
-
Zawsze będę cię kochał, jesteś moją córką. - uniosłem kącik ust do
góry. To co mówiłem było najszczerszą prawdą. Nastolatka przytuliła się
do mnie. Zaskoczony lekko ją do siebie przygarnąłem.
- Kocham cie tato. - bez słowa się odsunąłem od dziewczynki.
- Potrenujmy. - ochoczo skinęła głową. Po tym geście ruszyłem na nią z kataną. Odskoczyła i zaczęliśmy walczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz