Strony

niedziela, 4 listopada 2018

Latający Anioł XVII









" Ale nie w tym rzecz, żeby być bez strachu. To niemożliwe. To nauka, jak kontrolować strach i jak być od niego wolnym, w tym sęk."






Po skończonych zajęciach udałem się na salę gimnastyczną. Dostrzegając tylko Fumiko, Itachiego oraz Nagato zdziwiłem się. Myślałem, że będzie nas więcej. Zebrani tam wcześniej ludzie dostrzegając moje zaskoczenie poklepali mnie po plecach. Pierwsza odezwała się dziewczyna.
- Odebrało ci język Uzumaki? - pomimo, że mówiła to lekkim i przyjaznym tonem dostrzegłem ten kpiący uśmiech. Wojowniczo krzyknąłem.
- Nigdy! Po prostu myślałem, że jak mamy trenować to będzie nas więcej dattebayo. - ostatnie zdanie burknąłem pod nosem nadymając tym samym policzki. Szatynka tylko zaśmiała się na moje słowa.
- Fumiko mówiąc o treningu miała na myśli przemianę. Pierwszą i niezapomnianą. - tutaj wtrącił się Nagato. Wyraz jego twarzy jednak pozostał obojętny. Zmarszczyłem brwi.
- Przemiany?
- Dokładnie. Musisz umieć się zmieniać w anioła. Nie wystarczy ci tylko ludzka postać. - czarne tęczówki przewiercały mnie na wskroś. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem zamiaru się kłócić. Oni byli ode mnie starsi, a zarazem mądrzejsi. Skinąłem głową.
- Zgoda. - cała trójka również kiwnęła głowami. Uchiha chwycił mnie za materiał koszulki po czym pociągnął na sam koniec sali gimnastycznej. Tam moja przyjaciółka zdjęła gaśnice, a moim oczom ukazało się urządzenie do lini papilarnych. Dziewczyna przyłożyła kciuka. Chwilę nic się nie działo jednak po chwili dwie kafelki "zniknęły" robiąc przy tym dziurę. Nieznacznie się wzdrygnąłem widząc ciemność oraz schody.
- Gotowy? - cichy głos wytrącił mnie z rozważań na temat, czy w ogóle mam ochotę tam wejść. Zupełnie mi się to nie podobało. Pomimo oporów pokiwałem głową. No bo chyba mnie tam nie zgwałcą i nie zabiją nie? Zresztą... z widoku osoby trzeciej mogło to wyglądać w tym momencie na sekte.
- Tak. - krótko odpowiedziałem. Nie miałem ochote wdawać się w jakąkolwiek dyskusje. Ufałem Fumiko. Wkroczyła jako pierwsza do "dołu" a następnie ja. Pochód zamykał Nagato. Kilka chwil później do moich uszów doszedł dźwięk zamykanych drzwi. Oznaczało to tylko i wyłącznie, że byłem w potrzasku bez drogi ucieczki. Nieznacznie się skrzywiłem.
- Młody nie bój się. Nie zjemy cie, ani nie zgwałcimy. - mruknął Itachi który najwidoczniej od dłuższego czasu obserwował mnie kątem oka. Założyłem rękę na rękę. Prychnąłem.
- Wcale się nie boję dattebayo. - miałem nadzieję, że drobne kłamstwo sprawi, że mi uwierzy. Jednak po wyrazie twarzy starszego domyśliłem się, że wcale a wcale nie wziął moich słów na poważnie.
- Oczywiście, a w gacie zaraz się posikasz. - parsknął Nagato. Obróciłem głowę do tyłu chcąc dostrzec czerwonowłosego jednak to był mój błąd. Źle stąpnąłem na schodek przez co poślizgnąłem się tym samym tracąc równowagę. Przechyliłem się do przodu jednak szybki refleks Uchihy zadziałał cuda. Złapał mnie w pasie, a następnie upewniwszy się, że pewnie stoję na schodkach puścił mnie. Spojrzałem na niego z wdzięcznością której nie mógł dostrzec w ciemności.
- Dzięki. - mruknąłem zawstydzony nie bardzo wiedząc co jeszcze mógłbym powiedzieć. W odpowiedzi dostałem ciszę. W końcu po nieznośnie kilku minutach doszliśmy na miejsce. Przed nami rozsunęły się drzwi, a samo pomieszczenie było rozświetlenie. Niepewnie wkroczyłem mrużąc przy tym powieki. Gdy je w końcu rozchyliłem moim oczom ukazała się sala mniej więcej takich rozmiarów jak nasza gimnastyczna piętro wyżej jednak różniły się tym iż ta była wyższa oraz posiadała lustra. W milczeniu przyjrzałem się swojej postaci. Obok mnie stanęła niższa koleżanka. Objęła mnie ramieniem wyginając przy tym wargi.
- Od dzisiaj tutaj będziesz trenował przemiany i walki. Traktuj to jako swój drugi/trzeci dom. Traktuj jak chcesz. - pomimo, że głos był spokojny i cichy nie dało się w nim nic więcej wyczuć. Kątem oka spojrzałem na przyjaciółke.
- Rozumiem, że chcecie mnie tutaj uziemić i mam mataczyć coś przed Naruko? Przecież ona mnie szybciej zabije niż mój potencjalny wróg dattebayo! - wykrzyknąłem wyobrażając sobie jakie moja siostra bliźniaczka wymyśliłaby tortury. Na samą myśl przez moje ciało przeszła gęsia skórka. Szczerze? Bałem się jej. Pomimo, że byliśmy rodziną znałem ją na tyle, że śmiało mogłem określić ją mianem sadystki oraz psychopatki. Czując na sobie spojrzenie całej trójki uniosłem brwi.
- Ty się boisz własnej siostry? - słysząc niedowierzające pytanie Nagato zacisnąłem wargi w wąską kreskę. Burknąłem.
- Też byś się jej bał przy bliższym spotkaniu. Wierz mi, ale spotkanie bliskiego stopnia z patelnią, czy garnkiem nie należy do najlepszych... - ponownie się w krótkim czasie wzdrygnąłem. Kruczowłosy leciutko wygiął wargi ku górze.
- Czyli masz rąbniętą siostre. - skwitował nadal czujnie mnie lustrując. Zacisnąłem dłonie w pięści gotów porządnie mu przyłożyć jednak odwiodła mnie od tego brązowowłosa.
- Spokój. Nie przyszliśmy tutaj po to, aby wyzywać się od psychopatów. Wszyscy jesteśmy szurnięci. Jedni więcej, drudzy mniej... - w tym momencie zmierzyła dwójke kompanów mało przyjaznym spojrzeniem. Następnie zerknęła na mnie.
- Ściągnij plecak. Nie będzie ci potrzebny. Następnie trochę porozluźniaj się. Pierwsza przemiana jest dość.... bolesna? - w jej głosie dosłyszałem pytanie, jakby sama nie była do końca pewna jak określić to odczucie. Chłopacy usiedli pod ścianą uważnie nam się przypatrując. Wypuściłem powietrze z płuc po czym spełniłem polecenie. Dwadzieścia minut później popatrzyłem na moją mentorke wyczekującym spojrzeniem.
- No i co dalej? - na mojej twarzy zapewne można było dostrzec zwątpienie jednak kobieta szybko je dostrzegła ponieważ wygięła kąciki warg do góry. O dziwo w przyjaznym znaczeniu. Chwilę później z jej pleców wyrosły brzoskwiniowe skrzydła zakończone coś na kształt szpikulców, biały strój wojenny oraz do pasa przywiązany miecz. Włosy w tym wydaniu były spięte w luźny kok przez co gdzieniegdzie zwisały luźno kosmyki włosów. Popatrzyła na mnie z rozbawieniem. Czułem odrętwienie jak i zaskoczenie.
- Jak ty to tak? - ledwo wydukałem. Po chwili powróciła do swojej ludzkiej postaci. Położyła swoją drobną dłoń na moim lewym barku. Czułem jak nieznacznie drży. Pokazała mi gestem, abyśmy usiedli po turecku. Gdy przybraliśmy tą pozycję ponagliłem ją wzrokiem. Donośnie westchnęła.
- Od czego by tutaj zacząć... - wymruczała wbijając wzrok w posadzkę. Nie ponaglałem jej. Zdawałem sobie doskonale sprawę, że nie tak łatwo wyjawić część historii o swoim pochodzeniu. A tego byłem pewien. Pewien, że usłyszę przeszłość dziewczyny.
- Hmm żyję już na tym świecie dość sporo. Dokładnie nie pamiętam. Może z siedemset lat? Nie wiem. Naprawdę. To było tak dawno temu. Moja rodzina wywodziła się ze strażników aniołów. Nie było lekko. Musieliśmy spisywać dzieje tych wybranych, chronić ich. Życie nieśmiertelne - zaśmiała się gorzko. Uniosła wzrok patrząc na mnie ze smutkiem w oczach.
- Też coś. Kto chce być nieśmiertelnym i tułać się po świecie? Patrzeć jak osoby z którymi nawiązałaś nić porozumienia starzeją się i umierają na twoich oczach? No więc zasadą od odstąpienia bycia strażnikiem było spłodzić dziecko. Któreś musi przejąć schede po rodzicielu dobrowolnie. Miałam młodszą siostrę. Kochałam ją, a nawet mogę rzec uwielbiałam. Jako starsza siostra zdawałam sobie sprawę z odpowiedzialności jaką niósł na barkach ojciec. Nie miał łatwego życia. Nie chciałam, aby moja siostra musiała przez to przechodzić. Chcąc ją chronić przed tą klątwą jaka spoczywała na naszych barkach podjęłam się tego wyzwania. Wtedy nasz "klan" nie umiał się przemianiać w postać jaką zauważyłeś... Wracając do sedna tematu... Siostra bardzo mnie kochała, byłyśmy ze sobą związane. Podróżowała ze mną. Pewnego dnia napadli nas ludzie złego pana, zginęła na moich oczach. Trzymając jej ledwo ciepłe ciałko i patrząc jak wydaje ostatchnie tchnienia na moich oczach, płakałam. To było tak jakby ktoś kawałek po kawałku wyrywał ci serce. Wtedy pojawił się twój ojciec. Powierzył mi zadanie pilnowania obdarzając przy tym anielską mocą. On zdawał sobie doskonale sprawę, że nadejdą mroczne czasy i będzie potrzebna silna grupa która pokona Lucyfera. Dlatego to zadanie powierzył mnie. Domyślałam się, że w przyszłości będzie miał potomków i oni będą kluczem do ratowania świata. Dlatego musisz nauczyć się bronić, walczyć. Inaczej polegniemy. Tylko jeden jedyny raz spotkałam twego ojca Naru. Nie wiem za wiele jakie zadanie ci powierzył, czy co ma być kluczem do szczęśliwego zakończenia. Jednak jedno wiem na pewno. Ja i chłopacy pomożemy ci stać się pełnoprawnym aniołem - wojownikiem. Wiem, że już teraz nie jest ci lekko jednak... - zamilkła wbijając we mnie spojrzenie. Czułem ciężar usłyszanych słów. Nie będę kłamał. Nie wiedziałem jak zareagować na te rewelacje. Ciężko było się pogodzić z myślą, że od ciebie zależy co się stanie ze światem. Westchnąłem drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
- Uhm.. dziękuję za szczerość Fumiko. Doskonale wiem, że jeszcze troche minie nim się oswoję z tymi faktami, jednak będę próbował. - delikatnie się uśmiechnąłem.
- Bardzo się cieszę. To bierzmy się w takim razie za trening. - jej twarz rozświetlił uśmiech. Skinąłem głową. Wstaliśmy z podłogi.
- Przymknij powieki. Skup się na swoim wewnętrznym ja. Na krwiobiegu. Na krwi która przepływa w twoich żyłach. Pomyśl o białych skrzydłach, o czystości i nieskalaniu. O wszystkim co dobre, o dobrych wspomnieniach... - tutaj nieznacznie zawiesiła głos. Zacząłem poszukiwać swojego drugiego, wewnętrznego ja. W końcu poczułem ból. Niewyobrażalny o jakim nigdy bym nie pomyślał. Zgiąłem się w pół opadając na kolana.
- Auuuu... - zawyłem z rozpaczy. Miałem wrażenie, że żyły zaraz zostaną rozsadzone. Do moich uszów dobiegł tylko przytłumiony głos Fumiko.
- Zostawcie go. Jeżeli mu teraz pomożecie to nie przemieni się. - momentami obraz mi się zamazywał, aby po chwili wróciła ostrość. Przycisnąłem dłonie do brzucha. Czułem jak coś wyrasta z moich pleców. Kosmyki włosów opadły na moją spoconą twarz. Zacisnąłem szczękę.




Hejka. Wracam po dłuższym czasie. Niestety ostatnim czasem mam mało czasu dla siebie i jak na złość, gdy znajdę czas to brak weny na pisanie :( Nie wiem, czy nie zawiesić wszystkich opowiadań, eh... No nic miłego wieczoru kochani.

3 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, Itachi zmienił w końcu trochę podejście do Naruto, chyba ta jego pierwsza przemiana się udała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    cieszę się że Itachi zmienił podejście do Naruto, udała się Naruto pierwsza przemiana...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniale, bardzo cieszy mnie to, że Itachi zmienił w końcu podejście do Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń