poniedziałek, 20 listopada 2023

SasuNaru: Szczęście? Rozdział VI

 ,,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie






,,Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie...
Janusz Leon Wiśniewski ~ Samotność w Sieci


Teleportowałem nas z wymiaru Otsusuki. Uprzednio zapieczętowałem do zwoju ciało naszego przeciwnika. Znaleźliśmy się w szpitalu akurat przed samą Tsunade i Sakurą. Sannikka natychmiast zrozumiała sytuację ponieważ cały zespół jaki znajdował się w korytarzu został zaprzęgnięty do pracy. Wyczuwałem delikatny promyk chakry jaki pozostawał w Uzumakim. Chwilę później już go nie miałem w objęciach. Został zabrany na salę operacyjną. Usłyszałem tylko.
- Naruto ty cholerny gówniarzu, żyj! - doskonale wiedziałem, że jej na nim zależy. Był dla niej kimś ważnym. Zmienił ją przed laty. Popatrzyłem na swoje zakrwawione dłonie. Drgnąłem na dźwięk.
- Panie Sasuke proszę za mną. Mamy się również panem zająć. Kakashi niedługo się zjawi. - skinąłem głową na te słowa. Nie miałem siły się kłócić. Było mi wszystko obojętne. Najważniejsze, aby młotek przeżył. Wstałem z klęczek. Ruszyłem za pielęgniarką do pokoju. Był on tylko dla mnie. Całe sterylne i białe pomieszczenie sprawiało gęsią skórkę. Nie dziwiłem się Naruto, że nie lubił tutaj przebywać. W przeszłości był dość stałym pacjentem. Do pomieszczenia wszedł chirurg. Kazał mi ściągnąć koszulkę, uczyniłem to. Oczyścił moje rany, a następnie zaczął je zszywać.
- Mogą pozostać blizny.
- To nie jest nic czego nie mogę zaakceptować. - mruknąłem grobowym tonem. Było mi wszystko jedno. Najważniejsze, aby udało się go uratować. Bo czym byłby świat bez niego? To on zmienił świat podczas wojny. Zjednoczył ludzi. Nagle drzwi się otwarły, a do pomieszczenia wszedł Kakashi. Lekarz natychmiast opuścił pomieszczenie. Zostaliśmy sami. Popatrzyłem na niego.
- Co się stało do cholery?! - wykrzyknął. Był zdenerwowany, a nawet wkurzony.
- Zabiliśmy Isshikiego. A raczej Naruto... użył on jakiejś nowej umiejętności. Nigdy jej nie widziałem. Stał się potężny. Jeszcze bardziej niż był. Jednak kosztowało go to zużycie chakry. Podejrzewam, że lis oddał swoje życie i prawie młotek. Teraz jest na sali operacyjnej z Tsunade.
- Co wyście sobie myśleli idąc tam sami?!
- Jesteśmy dorośli. Sam wiesz, że jesteśmy najsilniejszymi shinobi. Reszta by zawadzała. - mruknąłem zgodnie z tym co myślałem. Wkurwiony Kakashi walnął pięścią w ścianę powodując lekkie wgniecenie.
- Czy wy do końca zwariowaliście? Co się z wami ostatnio dzieje?! Ty Sasuke zostawiasz Sakure i Sarade... Naruto ciągle myśli o niebieskich migdałach i prawie nie ma go w domu! - słysząc to drgnąłem. Nie spodziewałem się tego po nim. Zawsze stawiał rodzinę ponad to. Tak jak Itachi. Dla niego rodzina była najważniejsza. A przede wszystkim ja. I za to oddał życie. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć. Po prostu w końcu czuję, że robię to co słuszne... - mruknąłem. Mężczyzna naprzeciwko mnie westchnął zrezygnowany. Nigdy nie miał z nami łatwo. Podszedł bliżej po czym usiadł naprzeciwko mnie.
- Wiem, że kochasz Naruto... on ciebie też. Wiem, że Naruto to matoł i ciężko mu się domyślić. Ale ty Sasuke? Taki „inteligentny"? - słysząc co powiedział zamarłem. On wiedział. Znał mój sekret. A nawet nasz. I wcale się z tego powodu nie krępował. Zagryzłem dolną wargę.
- Nie interesuj się Hatake. - burknąłem. Chciałem go zbyć. Nienawidziłem mówić o swoich uczuciach.
- Interesuje się. To jest w interesie wioski i was samych, abyście doszli do ładu. Zrobił się chaos i destabilizacja, po twojej decyzji. Nie mogę pozwolić, aby Naruto się motał i zadręczał. Wyjaśnijcie to sobie, a nie bawicie się w kotka i myszkę. To nie podobne do ciebie Sasuke. Nigdy się nie rozdrabniasz. Zawsze mówisz to co masz na myśli. - wstał z zajmowanego miejsca. Wyciągnąłem z kabury zwój. Podałem mu go.
- Tutaj jest jego ciało. Przebadajcie je. Może poznamy nowe odpowiedzi... - wziął ode mnie zwój i wyszedł bez słowa. Ani razu nie zająknął się, że Uzumaki może nie przeżyć. Miał rację. Nie mogliśmy do siebie dopuścić tej najgorszej możliwości. Wyszedłem z pokoju. Miałem dosyć tej ogłuszającej ciszy i wyrzutów sumienia. Skierowałem się do sali operacyjnej. Przed nią już stała Hinata,Boruto,Himawari,Sakura oraz Kakashi. Wszyscy w milczeniu obserwowali co się działo. Po chwili moja prawie była żona weszła na salę operacyjną i dołączyła do swojej mentorki. Zająłem jej miejsce. Popatrzyłem na rodzinę młotka. Nie wiedziałem co powiedzieć. Była to niekomfortowa dla mnie sytuacja. Kochałem ich ojca i męża. Zwróciłem ponownie wzrok na młodego mężczyznę.
- Dziękuję, że ochroniłeś Naruto Sasuke-kun. - nieśmiały głos Hinaty sprawił, że odwróciłem wzrok w jej kierunku.
- To on ocalił nas oboje. Ja tylko wróciłem z nim do domu. - po tych słowach ponownie wróciłem spojrzeniem do ukochanego. Operacja trwała wiele godzin. Było widać po medykach, że są zmęczeni. Mimo wszystko było widać determinację i chęć walki o ich hokage. W między czasie czasie przyszedł Shikamaru.
- Musimy porozmawiać Sasuke. - skinąłem głową. Odeszliśmy kawałek dalej, ale nie na tyle, aby nie widzieć co się dzieje przez szybę. Popatrzyłem na niego. Nie miałem zamiaru zaczynać pierwszy rozmowy. Tym bardziej, że nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Wiem, że Naruto wyznaczył cię na swojego następcę. Na wypadek, gdyby mu się coś stało. Wnioskuję, że przez dłuższy czas nie będzie w stanie wykonywać swoich obowiązków. To nie jest zwykłe złamanie. On niemal stracił całą chakre. Doprowadził się na skraj śmierci, aby nas uratować . Nie będzie to łatwe, aby przywrócić go do życia. Z tego co się orientuję w najlepszym wypadku zapadnie w śpiączkę... - rozszerzyłem źrenice. A jednak młotek załatwił wszystko drogą oficjalna. On naprawdę tego chciał. Mimo, że wiedział... miał świadomość tego jak Uchiha byli traktowani i jak społeczeństwo nie chciało aby ktoś z naszego klanu został hokage. Słysząc o ewentualnej śpiączce przygarbiłem się.
- Śpiączka? Długo to zajmie? - skupiłem na Narze swój wzrok. Szanowałem go. Mimo, że stroniłem od naszych przyjaciół to jego respektowałem. Był dokładny i rzeczowy. Nie owijał w bawełnę.
- Dni,tygodnie,miesiące. A może i lata. To było cholernie ryzykowne posunięcie z jego strony. Kurama oddał swoje życie, by chronić świat przed Otsusuki. Tak samo niemal zrobił Naruto. Gdybyś nie przybył na czas z Naruto, by nie żył. Dziękuję. - po tych słowach odszedł. Stałem jak wryty. Nie mogłem uwierzyć w to wszystko co powiedział. Jednak wiedziałem, że jeszcze wrócimy do rozmowy o byciu kage na czas nieobecności Naruto. Kilkanaście długich godzin później z pomieszczenia wyszła zmęczona Tsunade. Obdarzyła naszą grupę grobowym spojrzeniem. Następnie przez chwilę utkwiła we mnie rozgniewane spojrzenie.
- Zapadł w śpiączkę. Udało się go ustabilizować i zostawić na tej stronie. Jednak nie wiem kiedy się wybudzi. Może to potrwać lata. Stracił niemal całą chakre. Została tylko ta co podarował mi Lis. Nie było tego dużo. Tylko tyle, aby przeżył. Wydaje mi się, że Kurama wierzył w to, że uda nam się go odratować. On sam odszedł. Naruto już nie jest jinchuriki. Sasuke... od dzisiaj zostajesz ósmym hokage. - w tym momencie wzrok każdego spoczął na mnie. Przełknąłem ślinę. Przedarłem się w stronę sali gdzie spoczywał Naruto.
- Chce się z nim zobaczyć - nie bacząc na cokolwiek jak i na jakiekolwiek protesty wszedłem do pomieszczenia zamykając drzwi. Medycy widząc mnie i wyczuwając moją aurę uciekli w popłochu. Usiadłem przy nim. Jego blada cera była niepodobna do tej co zapamiętałem. Zgarbiłem się. Poczucie winy i bezradność zżerało mnie od środka.
- Naruto... przepraszam... - wyczułem, że zostaliśmy sami. Nikt nie chciał narażać się na mój gniew i dali nam trochę prywatności. Nie dbałem o to, że Hinata i jego dzieci mają pierwszeństwo na widzenie się z nim. Zbyt ważny dla mnie był, bym mógł czekać. Schwyciłem jego opuszki palców. Chłód niemal mną wstrząsnął. Zawsze emanowało z niego ciepło i energia. A teraz...
- Kocham cię głupku... wróć do mnie. Wiem, że powierzyłeś mi swoje stanowisko... nie wiem dlaczego... było tylu lepszych kandydatów... doskonale wiedziałeś jak bardzo rada nie chciała widzieć nazwiska Uchiha na ważnym stanowisku... a ty zrobiłeś im wszystkim na przekór... jak zawsze... zrobię wszystko co w mojej mocy, aby godnie reprezentować funkcję którą mi powierzyłeś. - po tych słowach pocałowałem jego zimne czoło. Wyszedłem z pomieszczenia. Uzumacy dostrzegając, że zwolniłem pokój Naruto ruszyli w tamtym kierunku. Wyminąłem ich bez słowa. Nie wiedziałem co miałbym im powiedzieć, jak się zachować w stosunku do nich. Najzwyczajniej w świecie cierpiałem. Jak człowiek. Ruszyłem w kierunku siedziby hokage. Nie miałem zamiaru uciekać od odpowiedzialności jaką dostałem. Koniec uciekania. Czas, abym zaczął robić to co do mnie należy. Zgodnie z tym co czuję. Choćby cały świat miał mnie za to znienawidzić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz