niedziela, 26 maja 2019

Latający Anioł XX















"Ktoś spy­tał, ja­kiego ko­loru jest wiatr?
- Widzisz, wiatr ma barwę naszych uczuć. Raz jest ciepły jak nasza tros­ka, opieka i miłość, a za dru­gim ra­zem jest chłod­ny jak zaz­drość i zdra­da. . ."



Nareszcie z domu. Co z tego, że z lekkim nadbagażem w postaci Shion i Hidekaia. Musiałem jednak przyznać, iż stresowałem się. Wiedziałem, że od tamtego incydentu Jiraya się zmienił i był kochanym wujem jednak... zawsze pozostawało drobne ale. Wpuściłem dziewczyny przede mną. Spojrzałem za siebie. Wydawało mi się, że w cieniu dostrzegałem czyjąś postać, jednak jeżeli Kurama nie reagował to i ja postanowiłem zrobić to samo. Wziąłem głęboki wdech, wydech po czym wszedłem do mieszkania. Od drzwi zawołałem.
- Jesteśmy wuju dattebayo! - na moich wargach pojawił się delikatny uśmiech. Kilkanaście sekund później w drzwiach od salonu zamajaczyła twarz mężczyzny. Dostrzegłem na jego twarzy namacalne zdenerwowanie oraz uśmiech. Cieszył się, a ja na duchu poczułem się lepiej.
- Cześć wujku. Co tak ładnie pachnie? - na twarzy siostry pojawił się szeroki uśmiech. Zaczęła kierować się w stronę kuchni. No tak, geny Uzumakich i ich głód. Zaśmiałem się w duchu ponieważ uświadomiłem sobie, że sam jestem przeraźliwie głodny. Zdecydowanie stres sprzyja jedzeniu.
- Dzień dobry panie Jiraya. - nieśmiały głos Shion sprawił, że oprzytomniałem. Wyszedłem przed matkę mojego dziecka po czym wskazałem na nią ręką, a następnie na synka.
- Wuju... to jest Shion oraz Hideki. Moja rodzina... - uśmiechnąłem się z zakłopotaniem ponieważ nie wiedziałem do końca jak się zachować w tej sytuacji. Była dla mnie nowa i niespotykana. Zerknąłem kątem oka na białowłosą. Na jej policzkach wykwitły delikatne rumieńce jedna wzrok był spokojny i nadal patrzyła na siwowłosego mężczyznę. Była dzielna i musiałem jej to oddać. Właściciel mieszkania podszedł do niej po czym uścisnął jej dłoń.
- Bardzo mi miło panią poznać. Cieszę się, że mogę zobaczyć mojego wnuka... - jego twarz przyozdobił szeroki uśmiech pomieszany z zakłopotaniem. Odchrząknąłem.
- Może usiądziemy przy stole? Myślę, że wszyscy zgłodnieliśmy i czas zregenerować siły dattebayo. - podrapałem się po potylicy jednocześnie pokazując swój najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać. Wszyscy zebrani zaśmiali się.
- Zapomniałem, że najpierw tutaj się myśli żołądkami. Proszę wejdź Shion, rozgość się. - głowa Naruko wychyliła się w najbardziej odpowiednim momencie i spowodowała, że atmosfera trochę się rozluźniła. Dziewczyna wzięła na ręcę maluszka po czym dzielnie wmaszerowała do jadalni. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie z wujem.
- Jestem z ciebie dumny Naruto. Za to, że wziąłem na siebie odpowiedzialność i nie stchórzyłeś. Nie każdy w twoim wieku zachowałby się tak odpowiedzialnie. Pamiętaj, że możecie z Shion na mnie liczyć w miare możliwości. - jego czarne tęczówki bacznie mi się ptrzyglądały.
- Wiem o tym i dziękuję z Naruko, że się nami zaopiekowałeś po śmierci rodziców. Wiem, że jeszcze ani razu od nas nie usłyszałeś słowa "dziękuję" dlatego mówię to teraz. Mam najlepszego ojca chrzestnego na świecie dattebayo. I rozumiem jak bardzo przeżyłeś ich śmierć, jak tobie trudno. Chyba ojciec był dla ciebie jak syn, prawda? - uniosłem brew ku górze patrząc bacznie na mimike twarzy mężczyzny. Dostrzegłem jak w tęczówkach przetoczył się ból który szybko zniknął.
- Tak, traktowałem Minato jak syna którego nie miałem. A was traktuje jak wnuki które mógłbym mieć gdybym sam założył rodzinę. Przepraszam was za to jak się zachowywałem, za to że was biłem... - umilkł nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Podszedłem do niego, chwyciłem jego dużą, szorstką dłoń. Spojrzałem w oczy które tak wiele przeżyły.
- Nie winimy cie. Cieszę się, że między nami już jest lepiej. - posłałem mu promienny uśmiech.
- A ta dziewczyna...? - popatrzył na mnie. Domyśliłem się o kogo mu chodzi.
- Fumiko. - odpowiedziałem na jego nieme pytanie.
- Podziękuj jej ode mnie i zaproś kiedyś do nas na obiad w ramach podziękowania. - lekko się uśmiechnął. Puściłem dłoń właściciela mieszkania.
- Chodźmy, nie pozwólmy dziewczyną za długo czekać. - cicho się zaśmiałem i puściłem oko. Weszliśmy do kuchni. Moim oczom ukazał się miły dla oka uśmiech. Naruko trzymająca mojego synka w objęciach, delikatny uśmiech na jej opalonych policzkach. Następnie mój wzrok spoczął na naszym gościu. Odprężona sylwetka i roześmiana twarz, jednak czujne spojrzenie matki. Cieszyłem się, że tak to się skończyło i żyliśmy w zgodzie. Jednak obawiałem się o życie Hidekiego. Zwłaszcza, że teraz nadchodziła wojna, a jemu mogło się coś stać. Mógł zostać kartą przetargową oraz moim spadkobiercą. Nie miałem wątpliwości, że i on posiada anielską krew. Uśmiechnąłem się niedbale.
- To co dobrego jemy? - popatrzyłem na chrzestnego z rozbawieniem.
- Co powiecie na ramen i sushi? - moje i siostry oczy rozbłysły niczym monety. Popatrzeliśmy wniebowzięci na wuja.
- Jest!! - wykrzyknęliśmy równocześnie. W końcu głupio, by było gdyby to się nie zdarzało bliźniętom jednojajowym.


( Wieczór )

Nie myślałem, że ten dzień tak szybko się skończy. Z ciężkim sercem pożegnałem byłą dziewczynę wraz synem uprzednio upewniwszy się, że wsiedli do dobrego pociągu. Wolnym krokiem wracałem z dworca wraz z Kuramą który cały dzień dzielnie przy mnie był. Dłonie wsunąłem do kieszeni spodni. A na głowie miałem kaptur. Ostatnim czasem jak szedłem wieczorem rezygnowałem ze słuchawek, aby być bardziej czujnym. Słysząc czyjeś kroki za nami przystanąłem, a następnie spojrzałem za siebie. Dostrzegając długo wyczekiwaną dziewczynę szeroko się uśmiechnąłem. Całe napięcie kilkunastu dni uleciało ze mnie niczym z przedziurawionego balonika.
- Fumiko... - wyszeptałem. Stanęła centralnie przede mną niczego nie mówiąc. W świetle latarni jej twarz była niezwykle blada, oczy straciły swoją figlarność, a ciemne włosy zostały spięte w ciasny kucyk. Ponownie przyjrzałem się jej twarzy dostrzegając liczne siniaki i zadrapania. Otaksowałem jej odsłonięte ręce, które również były oznaczone trudami walki.
- Co ci się stało? - spytałem szeptem. Spojrzenie nadal było utkwione w przyjaciółkę która uniosła prawy kącik ust do góry.
- To nic takiego Naru... Musiałam spuścić łomot kilku oprychom. - próbowała się roześmiać jednak jej to nie wyszło. Delikatnie przyciągnąłem do siebie, a następnie z taką samą delikatnością przytuliłem nie chcąc sprawiać jej bólu. Mogłem się tylko domyślać ile ma ran pod ubraniami.
- To nie byłe zwykłe szumowiny prawda? Nie okłamuj mnie Fumiko. - wyszeptałem cicho do jej ucha. Oparłem podbródek o jej bark. Wsłuchiwałem się w milczeniu w równomierny oddech dziewczyny. Chciałem się chociaż raz zaopiekować nią. Żeby zobaczyła, że może na mnie liczyć, że i ona może okazać słabość którą tak skrupturalnie ukrywa.
- To były anioły bliskie Lucyfera. Jednego udało mi się nawet zabić. Nie jest tak źle jak wygląda Naru. - cicho się zaśmiała jednak niezbyt przekonująco. Odsunąłem się od niej na wyciągnięcie ręki. Ze zmarszczonymi brwiami przyglądałem się jej bladej twarzy.
- Przestań pieprzyć Fumiko. Już na tyle jestem wśród was, aby wiedzieć że mamy do czynienia z nie byle kim. I skoro to byli wysoką rangą wojownicy to ty sama przeciw nim... eh chodzi mi o to, że na pewno to nie była lekka utarczka i przestań bagatelizować ryzyko dattebayo! Potrzebujmy ciebie, ŻYWEJ! - ostatnie słowo powiedziałem dobitnie. Jej tęczówki patrzyły na mnie z nutką czułości i zrozumienia. Skinęła głową.
- Twój ojciec byłby z ciebie dumny. Z ciebie i siostry. - wygięła kąciki ust ku górze tym samym robiąc krok w tył.
- I co teraz? - zapytałem nie bardzo wiedziąc jaka czeka mnie dalsza przyszłość.
- Nadal musisz trenować. I nie pozwolę, aby twojemu synowi coś się stało. Mam blisko Shion i Hidekiego swoich ludzi którzy w razie czego dadzą mi znać o niebezpieczeństwie.
- Można im ufać? - jej oczy przygasły.
- Tak, tylko w razie walki z Lucyferem są bezbronni. - odwróciła się na pięcie posyłając mi taksujące spojrzenie. Wiedziałem, że to koniec naszego wieczornego spotkania.
- Będziesz jutro? - zapytałem niepewnie. Samowolnie moje dłonie zwinęły się w pieść. Patrzyłem na jej wyprostowane plecy które mówiły "spróbuj mnie zaatakować, a zginiesz".
- Jakże mogłoby mnie nie być. Będę w pierwszej lini. Za nic nie przegapiłabym twojego debiutu, a zarazem pierwszego kontaktu z magią jaka otacza siatkówkę. Sam się o tym przekonasz. - dałbym głowę uciąć, że się uśmiechnęła jednak nie mogłem tego stwierdzić z całą pewnością. Patrzyłem z bezsilnością jak znika w ciemności z której wcześniej się wyłoniła. Kurama swoim pyszczkiem zaczął trącić moją dłoń. Westchnąłem, przykucnąłem i popatrzyłem w jego ślepia.
- Musimy być silni stary - podrapałem go za uszami, wstałem i ruszyłem do domu. Jutro czekał mnie ważny dzień więc musiałem się wyspać oraz być w pełni sił. Kilkanaście minut później już byłem w domu, przebrany i wykąpany. Pies zwinął się przy moich nogach. Westchnąłem.
- Dobranoc Kurama. - wyszeptałem w ciemność po czym zamknąłem powieki i zapadłem w sen. Sen który ponownie przedstawiał dziwne obrazy które miały pójść w zapomnienie przed upływem ranka.


Czeeeeeść! Witam po półrocznym urlopie od opowiadania? Wiem kazałam wam bardzo długo czekać, ale ostatnio tyle się u mnie dzieje, że nie mam czasu nawet usiąść przed laptop i dobrze napisać, a nie chcę, aby książki były pisane na odpieprz, aby dokończyć. Miło będzie jednak jak jeszcze ktoś jeszcze tutaj zajrzy i poratuje dobrym słowem. Nie mówię nie :D
Tymczasem mam nadzieje, że skoro dzisiaj tak dobrze mi idzie to może jeszcze coś wybazgram z "Anielskim spojrzeniem".
W każdym razie życzę miłego dnia kochani :*

4 komentarze:

  1. Witam,
    droga autorko, postanowiłam się po prostu odezwać, abyś wiedziała, że jstem ostatnio mam zawirowania w życiu przez co za mało czasu na czytania, i jak na razie to właśnie komentuję ter teksty, które miałam możliwość przeczytać (z reguły to czytam trochę do przodu z komentowaniem), dlatego u mnie wygląda tak, że komentuję obecnie „sasunaru”, choć są już nowe rozdziały z „latającego anioła”, ale właśnie kiedy czytałam, to właśnie był ten moment, że nowy się nie pojawił, więc po prostu zaczęłam czytać nowy tekst... mam już przeczytane kolejne dwa, ale zawsze zapominam, żeby to je skomentować (mam nadzieję, że nie jest to tak zagmatwane jak mi się wydaje ;])
    ale jestem i nie zamierzam przestać czytać....
    a jeszcze taka mała prośba czy dałoby się wstawić datę kiedy pojawia się nowy post... cóż jak się rzadko bywa to jak się pojawia kilka tekstów to się później nie wie co czytało, a czego nie, a ja zapamiętuję miej więcej datę i potem mam to z głowy bo interesują mnie tylko te od daty ostatniego postu, który widziałam...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka, hejka,
    wspaniale, oby jednak Shun i mały byli bezpieczni, bo naprawę mogą uderzyć w nich aby zranić Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejka,
    rozdział dobry, oby Shion i maleństwu nic się nie stało, bo aby Naruto zabolało to mogą uderzyć właśnie w nich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    rozdział dobry, oby Shion i maleństwu nic się nie stało, bo mogą w nich uderzyć aby Naruto zabolało...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń